Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Murphy: Tajemnica centralnej bankowości

0
Robert Murphy
Przeczytanie zajmie 10 min

Autor: Robert P. Murphy
Tłumaczenie: Juliusz Jabłecki

Po niedawnej podwyżce stóp procentowych mainstreamowa prasa posłusznie jak papuga powtarza makroekonomiczne analizy, podsuwane przez naszych przyjacielskich centralnych planistów z Rezerwy Federalnej[1]. Szary obywatel doskonale zdaje sobie sprawę, że brak mu mądrości, by pojąć skomplikowane powiązania między poszczególnymi indeksami cen, krzywymi dochodowości, zaufaniem konsumentów, itd. – to działka Greenspana.

Jednak główna wersja, powtarzana przez naszych mądrych nadzorców, brzmi mniej więcej tak: Wysoka stopa procentowa utrzymuje ceny na niskim poziomie, ale tłamsi biznes i przedłuża bezrobocie. Z drugiej strony, niska stopa procentowa pobudza produkcję i zatrudnienie, ale powoduje inflację. Do banku centralnego należy trafienie ze stopą procentową dokładnie w punkt, by osiągnąć optymalną równowagę pomiędzy tymi dwoma ekstremami. (W rzeczy samej, czytałem kiedyś analityka finansowego, który rzeczywiście użył zwrotu „Złotowłosa”[2] opisując politykę Fedu). Dobry centralny bankier wie, kiedy obciąć stopy, by wyciągnąć gospodarkę z recesji, lecz ma także odwagę, by „dać po hamulcach” podwyższając stopy, gdy gospodarka zaczyna się „przegrzewać”.

Nonsens Standardowych Modeli Makro

Jak można wnieść z mojego tonu, odrzucam tę popularną analizę jako całkowicie prymitywną i szkodliwą. W gospodarce rynkowej stopa procentowa nie jest tylko dźwignią, służącą do stymulowania bądź pomniejszania wzrostu gospodarczego, zaś związek między stopami procentowymi a inflacją jest o wiele bardziej subtelny niż sugeruje obiegowa opowiastka. Cena pożyczania pieniędzy ma „właściwą” wartość, dokładnie tak, jak cena pary butów; rząd nie może majstrować przy niej, nie powodując przy tym, chcąc nie chcąc, poważnych zaburzeń.

Nawet pomijając zarzuty teoretyczne (które zostaną dokładniej przeanalizowane poniżej), standardowa makroekonomiczna wersja nie znajduje żadnego oparcia w historii. Najbardziej oczywisty przykład stanowi sam Wielki Kryzys, który miał miejsce dobre piętnaście lat po założeniu Rezerwy Federalnej pod pretekstem ujarzmienia zmienności dzikiego wolnego rynku.

W latach 70-tych Stany Zjednoczone doświadczyły „stagflacji”, tzn. jednoczesnego dwucyfrowego poziomu bezrobocia oraz inflacji. Ekwiwalent gospodarki jednocześnie tkwiącej w marazmie i przegrzewającej się był, według panującej wówczas keynesistowskiej ortodoksji, niemożliwy.

Niedawno, w latach 90-tych, japońscy politycy byli całkowicie zdezorientowani, gdy nie mogli poprawić swego apatycznego wzrostu, mimo że nominalnie stopy procentowe były bliskie, lub nawet literalnie równe, zeru. W tym momencie znaleźli się w martwym punkcie – nie można przecież obniżyć stóp poniżej zera, gdyż pożyczkodawcy lepiej by wówczas wychodzili na trzymaniu gotówki pod materacem. (Widziałem wykład Paula Krugmana, w którym powiedział nam, że jego rada dla japońskich centralnych bankierów polega na tym, by wiarygodnie ogłosić bardzo wysoką stopę przyszłej inflacji, co sprawiłoby, że rzeczywista stopa procentowa w Japonii spadłaby poniżej zera.)

Jak pokazują te historyczne wypadki, nawet najbardziej zagorzały zwolennik centralnej bankowości musiałby przyznać, że jest ona w większym stopniu sztuką, niż nauką. „Egzogeniczne” parametry w modelach makroekonomicznych zawsze mogą zmienić się tak, że „optymalne” posunięcie polityczne okazuje się w retrospekcji całkowicie błędne. Lecz czy nie dzieje się tak we wszystkich dziedzinach? Czy nie powinniśmy po prostu dać makroekonomistom więcej czasu na gromadzenie statystyk i generowanie coraz bardziej skomplikowanych matematycznych modeli?

Nie, nie powinniśmy dawać jajogłowym specom politycznym kolejnej dekady na majsterkowanie, bo w tym wypadku to właśnie arogancka i ignorancka niegospodarność centralnych bankierów jest głównym źródłem braku makroekonomicznej stabilności. Tak jak w innych obszarach rządowego mieszania się do gospodarki, polityczne „lekarstwa” służą jedynie pogorszeniu (lub w istocie wywołaniu) tych problemów, którym rzekomo mają zaradzić.

Analogia

W ocenie strat wyrządzanych przez centralną bankowość pomóc może zmiana kontekstu, która pozwoli na wyłamanie się poza zwyczajowy sposób myślenia. W tym celu wyobraźmy sobie, że nie istnieje żaden System Rezerwy Federalnej, tylko Federalny System Mieszkaniowy. Organizacji tej zostaje powierzona prasa drukarska, dzięki której może ona powielać całkowicie legalne, świeżutkie banknoty studolarowe. Co miesiąc Fed[3] dodrukowuje nowe „zielone” i rozdziela je pomiędzy członków wybranej grupy deweloperów mieszkaniowych, przydzielając pieniądze proporcjonalnie do tego, ile domów budują poszczególni budowniczy w ustalonym czasie. Ta uprzywilejowana grupa pożytkuje następnie nowo wydrukowane pieniądze (wraz z innymi funduszami) na kupno drewna, cegieł, etc., a także do zatrudnienia pracowników do budowy nowych domów, które są potem na normalnych zasadach sprzedawane przyszłym właścicielom.

Jakie by były niektóre poważniejsze efekty tego hipotetycznego porządku rzeczy? Cóż, nowo wstrzyknięte na rynek studolarówki pozwalałyby budowniczym podwyższać ceny drewna i innych materiałów, odsysając te zasoby od innych zastosowań, i sprzyjając powstaniu większej liczby domów, niż to by miało miejsce standardowo. Pozorny boom w przemyśle budowlanym następowałby szczególnie w przypadku większego niż spodziewany zastrzyku gotówki, gdyż budowniczy zwiększaliby zamówienia na materiały i zatrudnialiby więcej pracowników do ukończenia swoich projektów. Z powodu rządowych subsydiów przemysł budowlany stałby się bardziej rentowny niż wcześniej, zaś konkurencja pomiędzy budowniczymi doprowadziłaby w końcu do spadku cen domów.

Oczywiście powielanie studolarówek na urzędowej prasie drukarskiej przyczyniłoby się do wzrostu poziomu cen, najpierw cen drewna, gontów, okien, etc., lecz w końcu także cen wszystkich dóbr i usług, w miarę jak dodatkowa gotówka torowałaby sobie drogę przez całą gospodarkę. Ludzie prowadzący Federalny System Mieszkaniowy szybko zorientowaliby się, że gdyby wstrzyknęli zbyt wiele pieniędzy zbyt szybko, to spowodowałoby to potężne dyslokacje w innych przemysłach (które także potrzebują drewna, pracowników, itp.) i doprowadziło do niedopuszczalnie wysokich stóp inflacji cenowej. Oczywiście zamknięcie prasy drukarskiej raz na zawsze byłoby niezwykle dotkliwe i destrukcyjne, gdyż wysadziłoby z interesu wielu budowniczych i doprowadziłoby do wzrostu cen mieszkań. Po tak radykalnych zmianach polityki całe dzielnice na wpół dokończonych domów zostałyby porzucone, służąc jako twarde wspomnienie zmarnowanych zasobów.

Po pewnym czasie istnienia Federalnego Systemu Mieszkaniowego sektor prywatny wprawiłby się w odgadywaniu jego działań. Analitycy poświęcaliby całe kariery na analizowanie zdawkowych uwag przywódców Systemu, przeprowadzaliby testy statystyczne w oparciu o dane używane przez Fed do określania, ile pieniędzy dodrukować w nadchodzących miesiącach. (Fed mógłby, na przykład, w celu określenia „docelowej ceny” nowych domów, sugerować się liczbą nowych domów per capita albo stopą wzrostu budownictwa w porównaniu do inflacji). W miarę jak ludzie zaczęliby się spodziewać comiesięcznych zastrzyków gotówki, Federalny System Mieszkaniowy stawałby się coraz bardziej bezsilny w wywieraniu wpływu na bieg wydarzeń. Na przykład, aby zwiększyć zatrudnienie, Fed musiałby zwiększać rozmiary zastrzyków pieniężnych, by złapać coraz bardziej oszczędnych budowniczych przez zaskoczenie i uczynić ich projekty bardziej rentownymi niż ci wcześniej przypuszczali.

Naturalnie, niektóre grupy miałyby istotny interes czy to w wysokim, czy niskim poziomie iniekcji pieniężnych. Na przykład młode pary napierałyby na Fed, by ten wydrukował więcej gotówki i obniżył cenę nowych domów. Z kolei starsze pary, nieposiadające hipoteki, pisałyby Listy do Redakcji nakłaniając Fed do umiaru, gdyż chciałyby one, by ich starsze domy zachowały swoją rynkową wartość. W tym środowisku to do ekonomicznych technokratów należałoby doradzanie, jaka sprawiedliwa i rozsądna ilość pieniędzy wstrzykiwanych do przemysłu budowlanego najlepiej bilansowałaby pragnienia wszystkich obywateli.

Świat Rzeczywisty

Mam nadzieję, że większość czytelników zgodzi się, iż hipotetyczny Federalny System Mieszkaniowy byłby strasznym pomysłem. Na dłuższą metę dla wszystkich zaangażowanych – nawet kupujących nowe domy – dużo lepiej byłoby wyeliminować dodatkowe źródło niepewności i manipulacji politycznych w przemyśle budowlanym, likwidując FSM. Dobrowolnie ustalane ceny rynkowe sprzyjałyby najlepszemu wykorzystywaniu rzadkich zasobów dla zaspokojenia zapotrzebowania konsumentów, czy to na domy, czy na wystawne obiady, czy samochody.

Jeśli jednak Czytelnik dotąd ze mną się zgadzał, to musi także aprobować zniesienie Systemu Rezerwy Federalnej. Pomimo mistycyzmu otaczającego centralną bankowość oraz poważania, jakim my, zwykli śmiertelnicy, darzymy Alana Greenspana, nie ma żadnej większej różnicy pomiędzy centralną bankowością w USA a hipotetycznym scenariuszem wymyślonym przeze mnie powyżej.

Po tym, jak Rezerwa Federalna ustali „docelową stopę procentową”, osiąga swój cel (obok innych sposobów) literalnie przez tworzenie pieniędzy z powietrza. Proces ten jest przysłonięty krokami pośrednimi (takimi jak „otwarto-rynkowe” kupowanie papierów wartościowych), lecz ostatecznie Rezerwa Federalna wytwarza nowe depozyty dla głównych banków wprost z księgowej próżni, pozwalając następnie swym uprzywilejowanym klientom na używanie tych nowych depozytów jako poręczenia, dzięki któremu banki będące klientami banku centralnego przydzielają nowe kredyty pożyczkobiorcom. Jako że pożyczkobiorcy będą rozglądać się za większymi rozmiarami kredytu tylko przy niższym oprocentowaniu, Fed może pośrednio wpłynąć na różne rynkowe stopy procentowe kontrolując ilość kredytów, jaką banki będące jego klientami mogą ostatecznie pożyczyć.

Wszystkie wyżej opisane efekty (dla Federalnego Systemu Mieszkaniowego) występują także w przypadku Systemu Rezerwy Federalnej, z tym tylko, że w tym ostatnim przypadku szkody są bardziej rozprzestrzenione, gdyż rynki kredytowe wpływają na niemal wszystkie przemysły. Zamiast dodrukowywać nową gotówkę i rozdawać ją znaczącym budowniczym, Rezerwa Federalna drukuje w rezultacie nowe pieniądze i rozdaje je uprzywilejowanym pożyczkodawcom. Hipotetyczny Fed pobudzał budowanie domów, zaś rzeczywisty Fed pobudza wszystkie gałęzie przemysłu, które angażują się w długoterminowe projekty.

Jak wyjaśnia austriacka teoria cykli koniunkturalnych, stopa procentowa służy do koordynowania międzyokresowej struktury dóbr kapitałowych. Mówiąc zwyczajnie, wysoka stopa procentowa jest sygnałem dla producentów, że konsumenci „są niecierpliwi” i premiują te procesy produkcji, które pociągają za sobą relatywnie krótki okres oczekiwania. Z kolei niska stopa procentowa to „zielone światło” dla producentów do inwestowania w procesy unieruchamiające surowce na dłuższy okres czasu. (Zauważmy, że proces, w którym koszty surowców są rozłożone na okres, powiedzmy, 10 lat, będzie bardziej wrażliwy na zmiany stopy procentowej niż proces, w którym koszty surowców zostają zrekompensowane przez ostateczną sprzedaż po, powiedzmy, 2 latach.)

Austriacy uważają, że, w zależności od czynników takich jak technologia czy podaż poszczególnych dóbr kapitałowych i wola konsumentów do odroczenia natychmiastowej konsumpcji, by cieszyć się nią w większym wymiarze w przyszłości, w każdym konkretnym momencie istnieje „właściwa” rynkowa stopa procentowa (dla pożyczek z określonym poziomem ryzyka). Jednak bank centralny zaburza naturalną rynkową tendencję do osiągnięcia owych właściwych stóp. Zazwyczaj, aby przypodobać się wyborcom, bank centralny ściąga stopy poniżej poziomu, na którym powinny się znajdować, co wywołuje dobrze znany okres boomu, w którym ceny akcji pną się w górę, a bezrobocie spada. Jednak tej sztucznej ekspansji nie da się podtrzymać i musi ona w nieunikniony sposób prowadzić do załamania, podczas którego wiele procesów produkcyjnych trzeba zredukować lub całkowicie porzucić, a pracownicy wielu linii produkcyjnych muszą zostać zwolnieni.

Wniosek

Krótki artykuł, tak jak ten, nie może, rzecz jasna, wyjaśnić wszelkich subtelności austriackiej teorii cykli koniunkturalnych; zainteresowany Czytelnik powinien zajrzeć do dyskusji przeprowadzonej przez Misesa w Human Action. Jednakże mam nadzieję, że moja analogia z Federalnym Systemem Mieszkaniowym zwróciła uwagę Czytelnika na problemy związane z obecnym porządkiem rzeczy. Nigdy nie wyzbędziemy się cyklu boom-bust, dopóki nie uniezależnimy naszych instytucji pieniężnych i bankowych od politycznej manipulacji i nie zwrócimy ich prywatnym jednostkom działającym dobrowolnie na rynku. W świetle bardziej wysublimowanej analizy austriackiej, standardowe makro teorie dotyczące polityki banku centralnego i stóp procentowych są beznadziejnie naiwne i destrukcyjne.

Tekst pochodzi ze strony mises.org.

[1] Ang. Federal Reserve – Rezerwa Federalna, w skrócie Fed (przyp. tłum.).

[2] Ang. Goldilocks – zwrot zapożyczony z bajki o Złotowłosej i trzech misiach. Mianem “goldilocks economy” określa się zwyczajowo amerykańską gospodarkę drugiej połowy lat 90-tych, jako ani nadto “rozgrzaną”, ani schłodzoną, tylko taką właśnie w sam raz – przyp. tłum.

[3] W nowym znaczeniu – przyp. tłum.

Kategorie
Bankowość Bankowość centralna Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Bermudez_Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Polityka współczesna

Bermudez: Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Czy Milei korzysta z wszelkich dostępnych narzędzi, aby zrealizować swój program gospodarczy?

Jablecki_Ilu handlarzy zmieści się w modelu matematycznym

Metodologia szkoły austriackiej

Jabłecki: Ilu handlarzy zmieści się w modelu matematycznym?

Dobry test przydatności teorii ekonomicznej polega na dokładnym zbadaniu jej założeń.

Bishop_Moicano - Jeśli obchodzi was los waszego kraju, czytajcie Misesa

Szkoła austriacka

Moicano - Jeśli obchodzi was los waszego kraju, czytajcie Misesa

Sympatia Moicano dla Misesa jest zasługą rosnącego poparcia dla austriackiej szkoły ekonomii w Brazylii, która zdobyła popularność nie tylko w akademii i polityce, ale też na niwie kulturalnej.

Machaj_Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej

Cykle koniunkturalne

Machaj, Woods: Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej?

Czy tzw. reguła Taylora może być tak skutecznym narzędziem jak uważa jej autor?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.