Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Ekonomia międzynarodowa

Bitner: Jak pomoc zagraniczna szkodzi biednym krajom?

5
Maciej Bitner
Przeczytanie zajmie 10 min

Siedem sposobów, na jakie pomoc zagraniczna szkodzi krajom rozwijającym się

Pomoc zagraniczna dla krajów Trzeciego Świata, pomyślana początkowo jako zjawisko przejściowe, stała się codziennością współczesnych stosunków międzynarodowych. Jak to się dzieje, że Stany Zjednoczone zwiększyły w ostatnich latach znacząco swoją pomoc, a Unia Europejska przygotowuje Plan Marshalla dla Afryki, skoro krajom biednym Zachód pomaga już od ponad pół wieku? Transfer netto kapitału na przestrzeni tych lat to kilkanaście bilionów dolarów (w cenach bieżących). Jednak, jak podaje raport Banku Światowego, z siedemnastu krajów określanych jako uzależnione od pomocy zagranicznej w latach 1975-1979, zależnych nadal w latach 1990-1997 było czternaście krajów. W podobnym zestawieniu dla lat 1980-1989, gdzie uzależnionych było już 25 państw, odsetek pomocy zagranicznej w PKB spadł poniżej 10% jedynie w trzech z nich w latach 1990-1997.[1] Może warto zadać sobie pytanie, czy aby na pewno transfer bogactwa z Północy na Południe przyczynia się do rozwoju krajów biednych, czy też może jest odwrotnie? Oto siedem przyczyn kontrskuteczności pomocy zagranicznej.

Przyczyny ekonomiczne

1) Niszczenie wytwórczości lokalnej.

Z powodu szeroko rozumianego ryzyka inwestycyjnego do krajów rozwijających się nie napływa kapitał, te same też czynniki utrudniają akumulację kapitału krajowego. Wskutek tego główną działalnością gospodarczą, jaką na razie mogą parać się mieszkańcy krajów Trzeciego Świata, jest rolnictwo. Obrazu gospodarki dopełnia prosta wytwórczość niezmechanizowana.

Dostarczanie krajom rozwijającym się gotowych towarów za darmo (lub ich subsydiowanie) stwarza zabójczą konkurencję dla lokalnej wytwórczości. Najbardziej kreatywna część społeczeństw krajów Południa zamiast należytego wynagrodzenia za swój trud otrzymuje w prezencie od bogatej Północy bankructwo. Potencjalny przyszły przedsiębiorca nie może zebrać kapitału, bo najprostsze źródło dochodu jest torpedowane przez kraje „wspierające”.

2) Kierowanie wysiłków ludzi na „zdobywanie” dóbr, a nie na ich produkcję.

Gdy podstawowe dobra takie jak żywność i odzież dostarczane są z darmo, rośnie relatywna wartość odpoczynku wskutek spadku marginalnej wartości pracy. Łączy się to ze znanym z doświadczeń welfare state efektem subsydiowania biedy. Wynagradzanie za błędy jest poważnym bodźcem do ich popełniania – jednostka musi mieć bardzo silną motywację, by nie ulec tej presji.

Kolejnym problemem jest sposób uzyskania dobra darmowego. W tym celu trzeba jakoś zbliżyć się do aparatu redystrybucji. Może dokonać się to w formie pośredniej – ludzie migrują tam, gdzie rozdają pomoc, albo bezpośredniej – zostają zatrudnieni w administracji jako pomoc. Oba te działania nie powodują wytworzenia czegokolwiek.

Powyższe uwagi znajdują swoje odzwierciedlenie w często powtarzającym się w krajach Trzeciego Świata schemacie:

--> ludzie przenoszą się do miast zaprzestając produkcji rolnej, bo w miastach dają jeść za darmo --> rośnie cena żywności w miastach --> rząd wprowadza kontrolę cen --> spada produkcja żywności, a ludzie ją produkujący przenoszą się do miast --> mechanizm ten powtarza się kilka razy i w końcu --> następuje głód

Przykład – Mikronezja:

Po drugiej wojnie światowej terytorium powiernicze USA. W latach 1947-1985 otrzymała 2,4 miliarda dolarów (w cenach z 1985) pomocy. Oznacza to wsparcie rzędu 750 dolarów rocznie na osobę (w cenach bieżących)[2]. Nic dziwnego, że, jak powiedział polityk mikronezyjski: „Nie mamy żadnych techników, hydraulików, czy elektryków. Nie mamy żadnych ekonomicznych podstaw, by być samowystarczalnymi, ponieważ rząd USA po prostu dostarczył nam wszystkiego”. By, jak mówili dowódcy amerykańskiej marynarki wojennej „nie zredukować ludzi z wysp do poziomu taniej siły roboczej”, dostarczano gotowe produkty za darmo (odzież jedzenie i inne)[3]. W latach osiemdziesiątych dwie trzecie pracujących obywateli Mikronezji zatrudnionych było w strukturach rządowych. W latach 1963-1973 produkcja typowo eksportowych towarów rolnych, takich jak kokosy i cytrusy spadła o ponad połowę. Na ten upadek gospodarki swojego terytorium powierniczego rząd USA zareagował tak, jak to zazwyczaj czynią rządy[4], podwajając pomoc.

Dostarczana pomoc podsyca też konflikty etniczne. Intensyfikuje rywalizację o wpływy w instytucjach rządowych wśród różnych plemion, jest też silnym narzędziem dyskryminacji rywali.

3) Destruktywny wpływ na instytucjonalne warunki działalności gospodarczej.

Pomoc zagraniczna ma ogromny wpływ na kształt instytucji państwowych krajów rozwijających się. Niestety udział prywatnych środków w pomocy dla Trzeciego Świata systematycznie maleje od 40% w latach pięćdziesiątych do 16% pod koniec lat osiemdziesiątych. Oznacza to tym samym, że pomoc przekazywana jest drogą publiczną, a wiec rękami rządów. Do tego celu trzeba zbudować odpowiednią administrację, która w najlepszym razie ocenia projekty i osoby potrzebujące wsparcia, a w najgorszym razie stanowi gang rozdający pieniądze swoim protegowanym. W każdym wypadku pojawia się tendencja do biurokratyzacji i centralizacji władzy. Środki płyną przede wszystkim do dużych miast, bo tak jest najłatwiej, i chcąc nie chcąc zwiększają pozycję centralnego aparatu. A silniejszy centralny rząd to większe możliwości w dziedzinie regulacji i redystrybucji, co jeszcze bardziej odstrasza zagraniczny kapitał prywatny od inwestowania.

Ponadto, jak pisał Ludwig von Mises, „Jeśli wyślemy im żywność by przeciwdziałać klęsce głodu, to jedynie uwolnimy ich rządy od konieczności zaprzestania katastrofalnych polityk rolnych”[5]. Wsparcie zagranicy jest więc często ostatnią legitymizacją niekompetentnej władzy, chroni ją przed zmianami, które mogłyby służyć obywatelom. Pomoc gospodarcza może być nawet w ten sposób bezpośrednio szkodliwa dla kraju-donora. Taki przypadek miał miejsce, gdy Korea Północna wspomagana przez USA w latach dziewięćdziesiątych zwiększyła stopień centralnego planowania w gospodarce i nawet w ostatnich latach stosuje szantaż nuklearny.[6]

Jak dowodzą Alberto Alesina i Beatrice Weder, rządy mniej skorumpowane bynajmniej nie otrzymują mniejszej pomocy. Wedle niektórych miar stopnia skorumpowania aparatu władzy, korelacja jest wręcz odwrotna, a we wspomaganiu najbardziej skorumpowanych reżimów przodują Stany Zjednoczone[7]. Nie ma co się temu dziwić, kooperacja władz z agencjami międzynarodowymi lub prywatnymi firmami zajmującymi się komercyjnie pomocą stwarza silną pokusę nadużycia, gdyż przedmiotem obrotu są pieniądze (odległych o tysiące kilometrów) podatników.

4) Problem kalkulacyjny.

By przedsięwzięcie było zyskowne, jego przychody muszą przewyższać koszty. Co jednak, gdy koszty są zerowe lub znacząco zmniejszone (na przykład znikają koszty transportu)? Wtedy wiele projektów, faktycznie niezgodnych z gustami konsumentów, powstaje. Ich pozorna zyskowność utrzymywana jest tak długo, jak dostarczana jest pomoc. Niewłaściwa alokacja staje się widoczna gdy na przykład narastający deficyt budżetowy zmusi kraj „Pierwszego Świata” do drastycznego obcięcia nakładów na pomoc zagraniczną. Często inwestycja taka nawet nie zdąży się zwrócić i mamy do czynienia z marnotrawstwem nawet jeśli chodzi o kapitał krajowy.

Podobnie ma się rzecz z ukochaną przez Unię Europejską formą pomocy, jaką jest budowa infrastruktury. Ta sprawdzona już dogłębnie na terenach byłej NRD metoda nosi w sobie poważne błędy. Po pierwsze, nie sposób stwierdzić, czy dany projekt (na przykład autostrada) jest opłacalny, skoro z założenia ma nie przynosić dochodów, w związku z czym powstaje pytanie – dlaczego ma być on w ogóle budowany? Po drugie, najpierw musi być zapotrzebowanie a potem most czy linia kolejowa, która służy do transportu wyprodukowanych dóbr. Co ma być wożone i czy kontrahenci będą w stanie zapłacić za przewozy – to pytanie, które powinni postawić sobie autorzy Planu Marshalla dla Afryki. Po trzecie, infrastruktura w Afryce już była i nie znikła dlatego, że było jej za mało, lecz z zupełnie innych przyczyn – masowego łamania praw własności przez rządy, interwencjonizmu i redystrybucji. W roku 1960 w Kongo było 140 tys. Kilometrów dróg, w roku 1985 jedynie 19 tys., dziś jeszcze mniej. Taki sam los prawdopodobnie spotka infrastrukturę wybudowaną ze środków unijnych podatników.

5) Zmniejszenie produktywności krajów bogatych.

To bez wątpienia czynnik najmniej obchodzący polityków z krajów rozwijających się, acz nie do końca słusznie. Pamiętajmy, że bilion dolarów to cztery razy tyle, co roczny dochód narodowy Polski. Rodzi się pytanie, o ile mogły być bogatsze kraje Zachodu, ile kapitału więcej udałoby się im zgromadzić, gdyby nie wydatki na pomoc zagraniczną i zakłócenia wywołane w ich gospodarkach przy poborze podatków na ten cel. A przecież nowy kapitał to inwestycje, które mogłyby się przyczynić do szybszego wzrostu płac w krajach Południa (gdyby tylko, oczywiście, inwestowanie tam było bezpieczniejsze niż dziś).

Przyczyny społeczne

6) Stymulowanie wzrostu demograficznego.

Pomoc w postaci żywności dla krajów ubogich zwiększa przyrost ludności w tych krajach, co, jeśli nie dojdzie do równoczesnego przyrostu kapitału, obniża płace realne. Zwiększony przyrost powoduje, że, by utrzymać pomoc gospodarczą per capita, trzeba zwiększać przydzielaną krajowi kwotę (progresywnie). Gdy takie zwiększenie nie następuje pojawia się problem niedostatku żywności – populacja zwiększała się w oczekiwaniu, że będzie można wyżywić dodatkową liczbę mieszkańców, korzystając z pomocy. Jeśli przy tym sama pomoc uzależniona jest od liczby dzieci, to można być pewnym, że w biednym społeczeństwie o niskim poziomie cywilizacyjnym będzie się ich rodzić więcej. W połączeniu z czynnikami 1-5 wysoki przyrost demograficzny prowadzi do katastrofy.

7) Zaburzenie sfery ideologicznej

Pomoc krajom biednym może być przez ich mieszkańców bardzo źle rozumiana. Skoro kraje Północy pomagają, to zapewne mają jakieś zobowiązania wobec krajów biednych, na przykład z tytułu ich wcześniejszego wyzysku. Skoro teraz odpokutowują, to znaczy to, że wyzysk faktycznie w przeszłości (a może nadal) miał miejsce. Taki sposób myślenia kieruje uwagę elit Południa ku ideologiom mającym swoje źródło w marksizmie. Jak wiadomo zaaplikowanie tych ideologii w swoim kraju nie daje mu korzyści gospodarczych. Ponadto same kraje bogate dają przykład stosowania błędnych teorii gospodarczych leżących głęboko w samej naturze projektów pomocy gospodarczej. Od bogatszych sąsiadów kraje Trzeciego Świata uczą się, że sposobem na wyrównanie nierówności majątkowych jest globalne welfare state. To, co kraje udzielające pomocy stosują w skali całego globu, lokalne rządy skopiują u siebie (z podobnym rezultatem).

Nienawiść do krajów Północy i podstawowych wartości przez nie wyznawanych (jak wolność) może pojawić się w odpowiedzi na działania podejmowane w ramach pomocy gospodarczej. Jeśli wspiera ona znienawidzonego, krwawego dyktatora, to trudno sobie wyobrazić, by po wyzwoleniu się spod ucisku kraje biedne przejęły z wrogiej Północy sposoby gospodarowania. Nienawiść do darczyńców może pojawić się także bezpośrednio, gdy pomoc przyniesie natychmiastowe szkody, jak katastrofa ekologiczna po zarybieniu Jeziora Wiktorii okoniem nilowym.

Podsumowanie

Jak napisał Peter Bauer, niestrudzony badacz szkodliwości pomocy zagranicznej: „Jeśli wszystkie warunki potrzebne do rozwoju kapitału są spełnione, to w niedługim czasie się on pojawi – albo dojdzie do jego akumulacji na miejscu, albo będzie dostępny z zagranicy. Jeśli jednak warunki konieczne do jego rozwoju nie są spełnione, to pomoc zagraniczna będzie zawsze nieproduktywna i nieefektywna. Tak więc, jeśli atmosfera dla działalności gospodarczej jest sprzyjająca, to postęp materialny nastąpi również bez pomocy zagranicznej. Jeśli warunki w kraju nie sprzyjają gospodarce, to postępu nie będzie, nawet przy wsparciu z zewnątrz”[8].

Czy istnieją jednak może jakieś formy pomocy krajom rozwijającym się, które nie powodują skutków 1-7? Moim zdaniem można takie znaleźć, na przykład:

a) zniesienie subsydiowania produkcji rolnej w krajach rozwiniętych, a także zniesienie ceł na produkty rolne i przemysłowe z krajów trzeciego świata

b) świecenie przykładem rozsądnej polityki gospodarczej – obecnie kraje rozwijające kopiują absurdalne rozwiązania państwa opiekuńczego, na które z całą pewnością ich nie stać

c) pomoc w przywróceniu poszanowania własności prywatnej w krajach Trzeciego Świata, co można rozumieć oczywiście wieloznacznie, nie będę się zatem zdradzał, co ja bym w tej materii zrobił

Powyższe punkty mają tę niewątpliwą zaletę, że praktycznie nie kosztują podatnika z Północy ani dolara (euro). Opierają się na przekonaniu, że zasada similia similibus curantur[9] nie ma zastosowania w stawianiu na nogi przeżartych socjalizmem krajów.

Maciej Bitner


[1] Bank Światowy, „Assesing Aid: What Works, What Doesn’t, and Why”. World Bank Policy Research Report, 1998 Oxford University Press. s. 1.

[2] Manhard Philip, „The United States and Micronesia” The Journal of Social, Political and Economic Studies, lato 1981, s. 213.

[3] David Osterfeld, Prosperity Versus Planning: How Government Stifles Economic Growth, Oxford University Press, New York 1992, s. 146.

[4] „Throwing money at the problem”, jak to ujął w „A Foreign Aid Disaster in the Making” Thomas DiLorenzo.

[5] Ludwig von Mises, „Money, Method, and the Market Process”, Auburn 1990, s.172

[6] Jude Blanchette, „Foreign Aid, Foreign Disaster”, Mises Daily Article, 23 kwiecień 2003.

[7] „Do Corrupt Governments Receive Less Foreign Aid?”, American Economic Review, wrzesień 2002.

[8] Peter Bauer, „Dissent on Development”, Cambridge: Harvard University Press, 1972.

[9] Pierwszy zapewne raz w tym znaczeniu sformułowane przez Józefa Piłsudskiego, który tolerował radykalnie socjaldemokratyczne hasła, które miał realizować dopiero przyszły Sejm, by zachęciły robotników do walk z bolszewikami.

Kategorie
Ekonomia międzynarodowa Pomoc zagraniczna Teksty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 5
Jakub Pietrzak

Ciekawe rozważania. Jedyne zastrzeżenia mam co do przyrostu naturalnego. Nie jest to do konca jednoznaczne. Jak pisał Hayek, tylko dzięki przyrostowi naturalnemu (który spędzał sen z powiek Malthusa) osiągnęliśmy ten stopień rozwoju cywilizacyjnego. Myslę, że trudno obronić hipotezę iż wysoki przyrost = bieda.

Odpowiedz

Konrad

Przyrost ten musi być proporcjonalny to rozwoju kraju inaczej zawsze równa się bieda. Natomiast wysoki przyrost naturalny przy niskim rozwoju może też dawać zwiększenie możliwości produkcyjnych danego kraju. Bieda lub dostatek jest po prostu pochodną efektownego wykorzystania zasobów wtym również i ludzkich.

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

Żeby być precyzyjnym: autor pisze o _stymulowanym_ przyrości naturalnym. Wydaje się, że wtedy jego argument - stymulowany przyrost w połączeniu z czynnikami 1-5 powoduje biedę - jest łatwy do obrony.

Pozdrawiam
SK

Odpowiedz

Zbigniew Malec

Można jeszcze w inny sposób pomóc tym krajom. Można próbować wywierać naciski na rządy, żeby nie udzielały wsparcia poszczególnym dyktaturom (jak np. broń i amunicja).

Odpowiedz

Chitah

To prawo Saya już nie obowiązuje, skoro: "Po drugie, najpierw musi być zapotrzebowanie a potem most czy linia kolejowa, która służy do transportu wyprodukowanych dóbr. " ? Przecież zawsze forsowano tutaj narrację jakoby podaż kreowała popyt.

Poza tym wedle tego tekstu prywatna pomoc dobroczynna to też niesienie śmierci i pożogi. Co robić w przypadku tsunami? Też nikomu nie pomagać, bo zaburzymy efektywną alokację zasobów? Jak więcej ludzi umrze z powodu warunków sanitarnych i głodu w pierwszej fazie po katastrofie naturalnej, to dzięki temu nie zaburzymy czasowej struktury produkcji w ich gospodarce? A jeśli wtedy jednak można pomagać to do jakiej fazy można pomagać? Wszak gardzimy agregatami.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.