KRS: 0000174572
Powrót
Audio

Sroczyński: O czyje interesy dbają związki zawodowe?

3
Olgierd Sroczyński
Przeczytanie zajmie 7 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Olgierd Sroczyński
Wersja PDF
Posłuchaj komentarza w wersji audio (mp3, 13,4MB)

zwiazki zawodowe

W ostatnich tygodniach media podały informację o powrocie rządu do pomysłu objęcia składkami ZUS umów cywilnoprawnych — pomysłu głośno oprotestowanego przed drugim exposé Donalda Tuska w 2012 roku. Retoryka związków zawodowych, gorąco popierających ten pomysł, jest od lat niezmienna: umowy cywilnoprawne są gorszym rodzajem umów, używanym przez pracodawców do „obchodzenia prawa”, a w dodatku działającym na szkodę młodych ludzi (przeważnie na podstawie takich umów zatrudnianych), gdyż nie pozwalającym na „odkładanie na emeryturę”. W opinii wypowiadającej się przy okazji posiedzenia Komisji Trójstronnej przedstawicielki OPZZ, Wiesławy Taranowskiej, objęcie składkami ZUS wszystkich umów-zleceń spowoduje, że pracodawcy chętniej będą zatrudniali pracowników w oparciu o umowę o pracę, co też ma poprawić sytuację osób młodych, zaczynających karierę zawodową.

Zanim odpowiemy na pytanie, czy uzasadnione jest stawianie takich prognoz, należy zastanowić się czy istotnie praca w oparciu o „umowy śmieciowe” jest największym problemem ludzi młodych na rynku pracy i – z drugiej strony – czy upowszechnienie stosunku pracy te problemy rozwiązuje. Szczególna pozycja stosunku pracy, jaka jest trwale obecna w retoryce środowisk socjaldemokratycznych (w tym związków zawodowych), pochodzi jeszcze z czasów industrialnego kapitalizmu XIX wieku. Od trwałości i ochrony stosunku pracy zależał  byt niewykwalifikowanego robotnika fabrycznego, dysponującego tylko jednym czynnikiem produkcji – pracą. Abstrahując od ich ekonomicznej oceny, postulaty socjaldemokracji niemieckiej (F. Lassalle) wynikały pierwotnie właśnie z dysproporcji sił i chęci zapewnienia za pomocą środków prawnych bezpieczeństwa osobom sprzedającym pracę.

Obecnie sytuacja na rynku jest diametralnie inna. Przede wszystkim większość pracowników najemnych jest zatrudniona w usługach, a nie w przemyśle. Specyfika branży usługowej, jej „proces produkcji”, zdecydowanie różni się od tego, który charakteryzował gospodarkę industrialną. Trwałość stosunku pracy niekoniecznie musi być tutaj wartością – ani dla pracodawcy, ani dla pracownika. Przykładowo w branżach takich jak IT, komunikacja i media, marketing czy usługi szkoleniowe funkcjonuje spora grupa freelancerów, którzy świadczą usługi dla kilku firm jednocześnie, gdyż taka dywersyfikacja jest dla nich dużo korzystniejsza pod względem finansowym (ponieważ zarobek zależy od efektywności, a nie od czasu pracy), a dodatkowo umożliwia samodzielne rozporządzanie własnym czasem.

Ponadto znacznie zmieniła się od XIX wieku struktura społeczna, i to bez względu na wysiłki polityczne socjaldemokracji. Widać było to zwłaszcza na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie całe społeczeństwo pod wpływem kapitalizmu uległo bardzo wcześnie „uburżuazyjnieniu” – robotnicy bardzo szybko stawali się posiadaczami (w sensie marksistowskim), na co pozwalał stały wzrost płac realnych czy też praktyka wynagradzania robotników nie tylko w gotówce, ale również w akcjach firmy. Różnica w dochodach i majątku pomiędzy właścicielem firmy a jego pracownikiem w większości przypadków (a więc w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw, stanowiących główną silę napędową polskiej gospodarki) jest niewielka. Dodatkowo konfliktowa teoria społeczna, opierająca się na dychotomii kapitalista/pracownik najemny,  nie ma zastosowania do różnorodności współczesnego rynku. Jak z tego punktu widzenia zakwalifikować np. samozatrudnienie czy freelance (który de iure nie jest prowadzeniem działalności gospodarczej, ale de facto jest po prostu inną jej formą, prowadzoną bez obciążeń takich jak właśnie składki ZUS)?

Opieranie się na założeniu, że stosunek pracy jest zawsze lepszy niż umowa cywilnoprawna – a takiego założenia wymaga postulat reform zmierzających do upowszechnienia umów o pracę – jest dlatego pod wieloma względami błędne. Pozostaje w tym miejscu odpowiedź na pytanie, czy istotnie zwiększenie kosztów pracy w przypadku umów-zleceń rzeczywiście spowoduje, że pracodawcy częściej będą oferowali pracownikom umowę o pracę zamiast tzw. umów śmieciowych.

Przyjrzyjmy się najpierw kosztom. Pracodawca zatrudniający pracownika na umowę-zlecenie na kwotę 2000 złotych brutto, musi odprowadzić składki na ubezpieczenia społeczne (emerytalne i rentowe) w łącznej kwocie 225 zł 20 gr oraz ubezpieczenie zdrowotne w wysokości 159 zł 73 gr. Całkowity koszt umowy z tytułu składek to 384 zł 93 gr. Do tego dochodzi zaliczka na podatek dochodowy (118 złotych), więc z 2000 złotych brutto pracownik otrzymuje „na rękę” jedynie niecałe 1500 złotych. Jednak składki emerytalna i rentowa są obowiązkowe tylko przy pierwszej (chronologicznie) z umów-zleceń. Prostym rozwiązaniem, pozwalającym na zminimalizowanie kosztów (a więc przeznaczenie większej kwoty na wypłatę netto dla pracownika) jest zawarcie pierwszej umowy na kwotę znacznie niższą, dajmy na to 250 złotych brutto. Wówczas składki z tytułu ubezpieczeń społecznych wynoszą łącznie 28 zł 15 gr, a każda kolejna umowa objęta jest już tylko składką na ubezpieczenie zdrowotne. Wówczas pracodawca płacąc 2000 złotych brutto z tytułu dwóch umów (250+1750) złotych, może zapłacić pracownikowi netto 1662 złote, czyli 165 złotych więcej niż w pierwszym scenariuszu.

Argumentacja przemawiająca za tym, że po wprowadzeniu obowiązku odprowadzania składek od każdej kolejnej umowy-zlecenia pracodawcy częściej będą proponowali umowę o pracę, wyglądałaby w ten sposób: skoro umowy-zlecenia są brutto tańsze dla pracodawców niż umowy o pracę, to usunięcie tej różnicy kosztowej spowoduje, że pracodawca nie będzie miał już motywacji ekonomicznej do zastąpienia stosunku pracy umową-zleceniem. Taka argumentacja miałaby jednak sens tylko wtedy, gdyby nie istniały inne możliwości dokonania zakupu na rynku pracy, pozwalające na uniknięcie obowiązku opłacania składek. Pracownik kalkuluje w wyborze miejsca pracy przede wszystkim kwotę netto wynagrodzenia, natomiast pracodawca przy zatrudnianiu pracownika – kwotę brutto. Pracodawca przeznacza pewną pulę środków na zatrudnienie pracownika, powyżej której po prostu nie opłaca mu się go zatrudnić. Należy się raczej spodziewać, że ozusowanie wszystkich umów-zleceń (a docelowo wszystkich umów cywilnoprawnych, bo takie są zamiary związków zawodowych) spowoduje raczej upowszechnienie – tam gdzie to możliwe – wymogu samozatrudnienia, a więc przeniesienia obowiązku opłacania składek z pracodawcy na pracownika.

Dla osób rozpoczynających karierę zawodową jest to bez wątpienia mniej korzystna sytuacja niż zatrudnienie w oparciu o umowę cywilnoprawną. Umowy cywilnoprawne nie gwarantują stabilności zatrudnienia, ale nie są też obciążone stałym kosztem, ponoszonym bez względu na wysokość umowy. Samozatrudnienie, a więc prowadzenie zarejestrowanej działalności gospodarczej, już jest tym kosztem w postaci składek ZUS obarczone i tylko właściciel (a więc faktyczny pracownik) jest za ich opłacenie odpowiedzialny i przede wszystkim na nie musi zarobić.

Jest to oczywiście ryzyko, które ponoszone jest przez każdego przedsiębiorcę, ale właśnie dzięki procesom rynkowym nie musi być udziałem wszystkich. Duża część ludzi preferuje raczej unikanie ryzyka i niepewności związanych z prowadzeniem własnej firmy, a popyt na pracę najemną zgłaszany przez przedsiębiorców im na to pozwala (pisał już o tym Bastiat w swoich Harmoniach ekonomicznych, rozdz. XIV). Stworzenie warunków wymagających od młodych ludzi zakładania już na starcie własnej działalności gospodarczej stawia więc większość z nich w niekorzystnej sytuacji.

Związki zawodowe nie działają w interesie młodych ludzi i ich celem nie jest wcale zmniejszenie wśród młodych poziomu bezrobocia. Byłoby to zresztą kuriozalne, ponieważ związki zawodowe powstały w zupełnie innym celu – aby (oficjalnie) chronić interesy obecnych, przede wszystkim etatowych, pracowników i wywierać na pracodawców grupową presję. Abstrahując jednak od ogólnej oceny współczesnych działań związków, należy zapytać, czy ich przedstawiciele rzeczywiście wierzą, że proponowane przez nich działania będą poprawiały byt młodych ludzi na rynku pracy.

Odpowiedź na to pytanie musi być negatywna. Chodzi tutaj bowiem o coś zupełnie innego: o to, że elastyczne formy zatrudnienia stanowią przez swój koszt „nieuczciwą konkurencję” wobec stosunku pracy. To – zwłaszcza w kontekście permanentnych żądań wzrostu płacy minimalnej, a także wzrastającej niepewności na rynku związanej z recesją – stanowi zagrożenie dla pozycji etatowych pracowników.

Problemem młodych ludzi na rynku pracy nie są umowy cywilnoprawne. Nie jest też ich problemem to, że nie „odkładają na emeryturę” w ZUS, ponieważ odłożonych tam pieniędzy i tak nie otrzymają (a co najmniej większości) z powrotem. Niepłacenie przez młodych ludzi składek należy raczej do problemu ZUS-u, który nie może w efekcie przyznawać sobie nagród wyższych niż 200 milionów złotych. Rzeczywiście umowy cywilnoprawne stoją na przeszkodzie marzeniom o kredycie na zakup mieszkania, ale wyższy poziom zadłużenia w żaden sposób nie przyczynia się do zwiększenia dobrobytu, ponieważ jest on tworzony z pracy i oszczędności. Co istotnie przyczyniłoby się do poprawy sytuacji osób najmniej zarabiających (wśród których znajdują się osoby rozpoczynające karierę zawodową), to nie dodatkowe obciążenia ich pracy, ale – wręcz przeciwnie – ulgi, takie jak choćby podniesienie granicy wolnej od podatku dochodowego, która w Polsce wynosi 3091 zł (dla porównania w Niemczech jest to ponad 8 tys. euro). Związki zawodowe niestety nie są grupą, która chętna byłaby za tym lobbować.


 

Edukacja ekonomiczna drogą do wolności. Przekaż 1% podatku na Instytut Misesa!


Kategorie
Audio Ekonomia pracy i demografia Komentarze Teksty Związki zawodowe

Czytaj również

Witold-Kwaśnicki.-Wspomnienie.png

Aktualności

Prof. Witold Kwaśnicki – wspomnienie. Słuchaj naszego podkastu

Zapraszamy do odsłuchania najnowszego odcinka naszego podkastu.

miniaturka-1.png

Ludzkie gadanie

Teoria pieniądza doby inflacji

Zapraszamy do wysłuchania najnowszego odcinku podkastu dra Mateusza Benedyka.

7.png

Ludzkie gadanie

Przedsiębiorcze państwo po polsku. Słuchaj naszego podkastu

W najnowszym odcinku „Ludzkiego gadania" dr Mateusz Benedyk i Marcin Zieliński pochylają się nad tematem efektywności państwowej ingerencji w rynek.

32.png

Ludzkie gadanie

W jakim stanie jest dziś polska polityka fiskalna?

Finanse publiczne pod lupą – dr Benedyk przedstawia problemy polskiego budżetu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 3
Karol Gruszka

http://www.ekonomia24.pl/artykul/706231,996012-Mit-umow--smieciowych.html

Panowie z OPZZ i Solidarności jak zwykle mijają się z prawdą.

Odpowiedz

Piotr Kot

Zachęcam do wykopania: http://www.wykop.pl/link/1466959/sroczynski-o-czyje-interesy-dbaja-zwiazki-zawodowe/

Odpowiedz

jarek polowiec

Polityka socjalna Szwecji opiera się na założeniu, że wszyscy obywatele niezależnie od pochodzenia i stanu majątkowego powinni mieć równy dostęp do edukacji, służby zdrowia, dóbr kultury itd. Szwecja przeznacza poprzez budżet na cele socjalne 27% swojego PKB, jeden z najwyższych na świecie poziomów. W Szwecji budżet państwa oraz firmy prywatne przeznaczają na badania naukowe 4% PKB, co daje pod tym względem pierwsze miejsce na świecie[14]. Charakterystyczne dla Szwecji jest finansowanie służby zdrowia i emerytur z podatków, a nie dodatkowych ubezpieczeń społecznych. W Szwecji 6,5% ludności oraz 3% dzieci żyje poniżej granicy ubóstwa. Szwecja zajmuje 6. miejsce na świecie pod względem HDI, wskaźnika rozwoju społecznego, i 1. miejsce pod względem HPI, wskaźnika ubóstwa społecznego.
W Szwecji działają bardzo rozbudowane związki zawodowe, do których należy 80% pracujących; strzegą one przestrzegania przez pracodawców umów o pracę i ogólnych zasad panujących w Szwecji, jak na przykład zasady, że najpierw należy zwalniać pracowników z najmniejszym stażem.
Bezrobocie[edytuj]
Program szwedzkich socjaldemokratów zakładał politykę pełnego zatrudnienia. Wskaźnik zatrudnienia wynoszący 77% jest najwyższy w UE, najwyższy w UE jest także wskaźnik zatrudnienia osób starszych wynoszący 69%[15]. Sektor publiczny zatrudnia 30% pracujących[potrzebne źródło].
Bezrobocie pod koniec lat 80. wahało się od 1 do 1,5%, obecnie waha się około 5%. Wskaźnik bezrobocia nie uwzględnia osób faktycznie nie pracujących, ale uczestniczących w różnego rodzaju publicznych programach pomocowych, kursach i szkoleniach mających zwiększyć ich aktywność na rynku pracy. Raport firmy McKinsey ocenia poziom bezrobocia na 15% – i przewiduje, że poziom ten wzrośnie jeszcze bardziej w przyszłości[16].

Podaję za wikipedią.

Właśnie rozwija się pokolenie kryzysu, które wreszcie zakwestionuje ten szalony liberalny porządek.
Poczytajcie sobie:
http://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/280037,1,prof-jeffrey-sachs-ekonomista-o-niesprawiedliwych-spoleczenstwach.read?backTo=http://www.polityka.pl/rynek/ekonomia/1520906,1,rozmowa-z-jeffreyem-sachsem.read

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.