Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Teksty

Eucken: Znaczenie polityki monetarnej na przykładzie Niemiec w okresie 1914–1948

6
Walter Eucken
Przeczytanie zajmie 18 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Walter Eucken
Tłumacz: Kamil Kisiel
Źródło: Eucken, Walter – Wirtschaftsmacht und Wirtschaftsordnung, Lit Verlag, Berlin 2012, 2. Auflage, Kapitel IV
Wersja PDF

Tekst stanowi wykład wygłoszony na London School of Economics w marcu 1950.

Historia niemieckiej waluty w ostatnich 50 latach była przepełniona dramaturgią. Okres waluty złotej zakończył się w 1914 r., potem mieliśmy dwie wielkie inflacje w okresach 1914–1923 i 1936–1949. Zakończyły je dwie duże reformy walutowe. Również znaczna deflacja w pomiędzy 1929 i 1933 r. spowodowała istotne problemy, choć innego rodzaju.

Nieomal nie można było przeoczyć skutków tej fatalnej epoki eksperymentów. Kto je przegląda, skłania się do zdania tych teoretyków historii, którzy wierzą, że nie tylko historia gospodarcza, ale także historia w ogóle jest w decydujący sposób zdeterminowana przez procesy monetarne. Np. skutki obu inflacji miały nieomal rewolucyjny wpływ na strukturę społeczną. Całe warstwy klasy średniej zostały w ich wyniku zniszczone. Jednocześnie problem „społecznego bezpieczeństwa”, który coraz bardziej przesuwa się w kierunku centrum naszej polityki gospodarczej i socjalnej, został przez inflacje znacznie zaostrzony. Kiedy pracownicy, zatrudnieni i pozostali Niemcy dwukrotnie byli wywłaszczani, gospodarcze bezpieczeństwo musiało się drastycznie obniżyć (…). W tym okresie często rozmawiano o bezpieczeństwie. Za słowami nie podążyły jednak czyny. Winna jest temu właśnie inflacjonistyczna polityka.

Jeśli zatem spróbujemy dokładniej zbadać skutki niemieckiej polityki walutowej w ostatnim półwieczu, musimy z uwagi na różnorodność skutków trochę ograniczyć się w naszym wywodzie. Trzeba postawić trzy kwestie i wierzę, że ich rozpatrzenie jest kluczowe. Po pierwsze: związek pomiędzy polityką walutową i ukształtowaniem porządku ekonomicznego. Po drugie: jak polityka walutowa wpłynęła na handel zagraniczny Niemiec. Po trzecie: analiza niemieckiej polityki walutowej w kontekście zwalczania depresji i kryzysów.

I

Zacznijmy od polityki deflacji, która nastąpiła pomiędzy 1929 a 1933 r. Ta deflacja doprowadziła do ogólnego spadku popytu — mówiąc dokładniej: do przesunięcia krzywych popytu. Przy tym pewne ceny, przede wszystkim monopolowe, pozostawały relatywnie sztywne. Inne zmieniały się szybko. Aktywa kurczyły się, gdyż wartości maszyn, fabrykatów itd. spadały, podczas gdy należności pozostawały na niezmienionej wysokości. Można tę obserwację streścić dosadniej: marka zawiodła jako środek wymiany i przestawała być jednostką kalkulacji ekonomicznej. To oznacza, że deflacja obniżyła zdolność niemieckiego systemu cenowego do sterowania codziennym procesem gospodarczym. Straty w rachunku kosztów czy bilansie zakładowym wynikały po części z deflacji; straty np. przędzalni czy fabryki butów nie pokazywały z całą pewnością, czy w tym miejscu siła robocza i środki produkcji były zastosowane źle, czy były tylko efektem deflacji. Rachunek ekonomiczny stawał się bezsensowny.

Interesujące jest tutaj to, jak niemiecka polityka gospodarcza zareagowała na deflację. Nie powody depresji — deflacja — zostały usunięte, tylko próbowano usunąć skutki. Można wymienić np. ówczesną niemiecką politykę agrarną, która notabene była prototypem podobnej polityki agrarnej centralnego planowania w wielu innych krajach świata. Spadające ceny produktów rolniczych doprowadziły w okresie 1929–1932 do manipulacji cenami, które w ten sposób były zorientowane, aby rolnikowi zagwarantować konkretną cenę albo konkretny dochód. Ta polityka uzewnętrzniała się w tym, że wypychała import, tj. utrzymywała ceny krajowych produktów ponad cenami na światowym rynku poprzez państwowe skupy zboża (później tanio odsprzedawane na paszę dla zwierząt), zatem poprzez subwencje. Ta polityka nie odniosła żadnego sukcesu. Dochody ze sprzedaży zależą od dochodów konsumentów. Po doświadczeniach Wielkiej Depresji nie można dłużej temu zaprzeczać, także w Niemczech. Wspieranie cen na rynku produktów rolnych nie może skompensować malejącego popytu na nie. Sprzedaż nadal malała — jak pokazują statystyki — wraz z deflacją i dalszym spadkiem siły nabywczej konsumentów, np. dochodami pracowników. Środki interwencyjne na rynku agrarnym nie mogą w żaden sposób sprostać oddziaływaniom kryzysu deflacyjnego. Wymaga to bardziej ogólnego środka polityki walutowej, tzn. przezwyciężenia deflacji.

Ale ta polityka agrarna odcisnęła swoje piętno na pozostałych aspektach niemieckiej polityki gospodarczej: przede wszystkim na politykę handlową. Poprzez system umów w handlu międzynarodowym, który do tej pory został zbudowany, został on poprzez nową politykę agrarną (oczywiście nie tylko przez nią) zniszczony. Deflacja sprowokowała m.in. nową politykę agrarną i politykę autarkii handlowej. Tak było do 1932 r. Deflacja wyzwoliła reakcję przeciwną, mianowicie w postaci polityki pełnego zatrudnienia (finansowaną przez ponowną inflację, jak wynika z dalszej części tekstu — przyp. tłum).

Jak w innych krajach europejskich, także w Niemczech zagrożenie inflacją jest większe niż deflacją. Mieliśmy w Niemczech okres otwartej inflacji na wielką skalę pomiędzy 1914 a 1923 r. i spiętrzoną inflację pomiędzy 1936 i 1948 r. Obie, przede wszystkim ostatnia, wywarły duży wpływ na ukształtowanie porządku gospodarczego. Ogrom różnych zjawisk zmusza nas do wyszczególnienia kilku najważniejszych. Po pierwsze, jest ważne, że przez inflację mechanika sterowania poprzez system cenowy traci zdolność do dyrygowania procesem gospodarczym. Ceny rosły nieproporcjonalnie. Np. w tyle pozostawały ceny najmu mieszkań czy pewnych surowców, przy czym jednocześnie ceny innych produktów wzrosły znacząco. Zakłady dokonywały fałszywego rachunku ekonomicznego, gdyż relacje cen nie odpowiadały relacjom rzadkości. Tak było przy otwartej inflacji pomiędzy 1914 a 1923 r. Z kolei przy drugiej, spiętrzonej inflacji, kiedy wzrost podaży pieniądza dokonywał się przy jednoczesnym usztywnieniu cen, system cenowy został po prostu obezwładniony. Przesunięcia w danych gospodarczych (np. spadek wydobycia węgla czy liczby produkowanych sterowników — przyp. tłumacz) nie znajdywały dłużej odzwierciedlenia w cenach. A ponieważ wszystkie produkty znajdywały zbyt, cena straciła swoją funkcję informacyjną.

Gdy inflacje odbierają systemowi cenowemu zdolność do sterowania procesem gospodarczym, powodują one przejście do innego systemu: do [systemu] centralnego planowania. Przeżyliśmy to np. na rynku mieszkaniowym. W obu okresach inflacji ceny najmu były [urzędowo usztywniane] z uwagi na „powody społeczne”; wytworzone przez inflację ciśnienie doprowadziło do znacznej nadwyżki popytu na mieszkania nad ich podażą — konieczne stało się racjonowanie mieszkań i pomieszczeń przez państwo.

Ważnym doświadczeniem było to, że w czasie drugiej wielkiej inflacji (spiętrzonej), kursy dewiz były ustalane urzędowo. Od razu pokazała się nierówność na rynkach i dewizy trzeba było racjonować za pomocą centralnego planowania. Rozdzielano je nie tylko na grupy towarów, które miałyby być importowane, np. bawełnę, wełnę, miedź, nikiel, ale także na poszczególne zakłady, które te surowce otrzymywały. Zakłady musiały dokładnie określać swoje zapotrzebowanie, a ich programy były [przez urzędników] kontrolowane. Czy ta przędzalnia ma otrzymać bawełnę? Ile? O tym decydowały urzędy. Mogły one to zrobić tylko, jeśli istniał pewien całościowy plan sterowania procesem gospodarczym. I tak poprzez rynek dewiz już w połowie lat 30. do niemieckiego porządku gospodarczego został dołączony silny element centralnego planowania. Spiętrzona inflacja nie była jedyną przyczyną, która doprowadziła do powstania takiego porządku, jakim było centralne planowanie: spiętrzona inflacja była w dużej mierze (…) warunkiem wstępnym, aby gospodarkę centralnie planowaną w ogóle zaprowadzić.

Tutaj przechodzimy do kolejnego punktu. Inflacja nie tylko zniszczyła system cen i porządek gospodarczy, nie tylko wyzwoliła potężny impuls do centralnego sterowania — inflacja jest warunkiem wstępnym do tego, aby centralne planowanie w ogóle mogło mieć miejsce. Ten związek należy do najważniejszych doświadczeń niemieckiej polityki gospodarczej. W spiętrzonej inflacji zasoby kas zakładów i gospodarstw są spore. Z tego wynika, że zakłady mogą przejmować fabrykaty i forsować rozkazy produkcji czy zakazy sprzedaży dóbr. Mogą mimo to opłacać swoich pracowników albo spłacać nowo przydzielone surowce — właśnie z powodu wielkich sum na koncie kasowym. Gdy jednak w 1948 r. przez reformę walutową nastąpił niedobór pieniądza, zakłady były zmuszone, aby podtrzymać produkcję — aby uniknąć zamknięcia zakładów i wywołania bezrobocia, musiały fabrykaty sprzedawać jako gotowe produkty. Fabryka skór musiała sprzedawać skórę, aby utrzymać fabrykę na chodzie. Musiała ją przerabiać i sprzedawać dalej, aby w ten sposób na bieżąco otrzymywać gotówkę, której potrzebowała do utrzymania produkcji. W ten sposób centralne planowanie produkcji skóry zostało uniemożliwione. Zmniejszenie ilości pieniądza rozsadziło centralne planowanie i związany z nim porządek gospodarczy. Jest jeszcze drugi powód, dlaczego tak było. Tak długo, jak długo gospodarstwa dysponują dużym saldem gotówkowym, kupują wszystkie dobra, które zostaną zaoferowane na rynku — niezależnie od ich jakości. Kiedy pomniejszone zostają ich zasoby, konsumenci zmuszeni są do ostrożniejszych wyborów. W ten sposób wytwory poszczególnych zakładów w systemie centralnego planowania przestają znajdywać za każdym razem zbyt. Konsument odzyskuje wpływ na proces gospodarczy. Przeżyliśmy to w 1948 r. w doniosły sposób po reformie walutowej. Wiele towarów złej jakości nie znajduje żadnych kupców. Sterowanie procesem gospodarczym przy zmniejszeniu się ilości pieniądza przechodzi do konsumenta — z konieczności, a urzędy centralnego planowania tracą swoją władzę. Kto inny staje się dyrygentem procesu gospodarczego. Plany gospodarstw domowych i przedsiębiorstw zdobywają wpływ. To inflacja jest podporządkowana porządkowi ekonomicznemu centralnego planowania.

II

Ten obraz będzie pełniejszy, jeśli zajmiemy się drugim kompleksem problemów: polityki walutowej i handlowi międzynarodowemu.

Przedtem najpierw mała uwaga o inflacji między 1914 a 1923 r.: wielu obwiniało wówczas pasywność niemieckiego bilansu płatniczego za monetarną katastrofę. Za duży wwóz towarów — tak uważano — spowodował wzrost popytu na dewizy, których kursy wzrosły, przez to zdrożały surowce, które — jak bawełna i miedź — pochodziły zza granicy i przez to wymuszona miała być ekspansja monetarna. Zatem bilans płatniczy determinował ilość pieniądza. W rzeczywistości związek jest odwrotny — i także dzisiaj nie pozostaje to bez znaczenia. Z powodu deficytu budżetowego państwa — taki był faktyczny związek — został stworzony pieniądz, podwyższyły się ceny i kursy dewiz, a za nimi poszły inne skutki dla niemieckiego handlu z zagranicą. Także bilans płatniczy w znacznym stopniu jest zdeterminowany przez politykę pieniężną, nie odwrotnie. To, że związek faktycznie tak wyglądał, zostało udowodnione podczas reformy walutowej z przełomu 1923 i 1924 r. Mniej interesujące, chociaż ważne dla teraźniejszości, jest rozumienie skutków polityki deflacyjnej pomiędzy 1929 a 1933 r. Ona doprowadziła do silnego aktywowania bilansu handlowego — przy jednoczesnym obniżeniu poziomu zaopatrzenia i przy rosnącym bezrobociu. Wtedy, w 1931 r., Niemcy osiągnęły wolumen eksportu w wys. ok. 3 mld marek.

Ciekawsze są konsekwencje, jakie wynikają z inflacjonistycznej polityki pieniężnej po 1933 r. dla handlu międzynarodowego. Gdy kursy dewiz były usztywnione i państwo coraz bardziej czuło się zmuszone, aby regulująco sterująco zarówno importem, jak i eksportem, polityka dewizowa stawała się jednocześnie polityką handlową. Można powiedzieć nawet: Polityka dewizowa jest dużo bardziej efektywnym instrumentem niż polityka handlowa, gdy chce się wpłynąć na handel międzynarodowy danego kraju.

Jednakże z tymi obserwacjami znaleźliśmy się jedynie na powierzchni zagadnień. Musimy z naszą analizą sięgnąć trochę głębiej. Niemieckie eksperymenty dają nam tutaj potrzebny ogląd.

W tym miejscu wydaje się niezbędne, żeby z uwagi na coraz bardziej wyobcowaną od rzeczywistości dyskusję, skoncentrować się na konkretnych faktach i pytaniach: Przy (…) granicy widzimy, jak wagon towarowy wyładowany maszynami opuszcza kraj. Po drugiej stronie widzimy jak do kraju wjeżdżają wagony towarowe z tekstyliami i skórami. Każda maszyna, która jest eksportowana, zostaje wykreślona z zaopatrzenia danego kraju. Odwrotnie, każda [importowana] sztuka skóry czy worek bawełny wzbogaca zaopatrzenie danego kraju. Kto ma jednak zatroszczyć się o to, aby żadna maszyna nie opuściła kraju i nie została zamieniona na skórę, jeśli [maszyna] ma większą użyteczność dla ludności niż właśnie importowana skóra? Nie tylko dla pojedynczego gatunku towaru trzeba wtedy dokonać obrachunku — takiego samego i dokładnego trzeba dokonać dla wszystkich towarów. Należy stwierdzić, jakie znaczenie dla zaopatrzenia ludności ma każdy importowany i każdy eksportowany z osobna towar. Tutaj potrzebowalibyśmy jakieś niesamowicie precyzyjnej maszyny liczącej, pracującej codziennie non-stop. Jeśli nie mamy takiej maszyny i problem obliczania wartości nie zostanie rozwiązany, to handel zagraniczny napotka na trudności. Eksportuje się towary, których nie powinno się eksportować i na odwrót. Handel zagraniczny traci swój sens, kiedy nie ma dokładnej maszyny liczącej. Odczyt pojedynczych, różnorodnych towarów jest problemem pierwszorzędnym.

To przeżyliśmy w Niemczech. Mówiliśmy, że w latach 30. na rynkach dewizowych dokonano „zagospodarowania”. Polegało to na pozostawieniu państwowym urzędom decyzji o rozdziale dewiz na pojedyncze towary. Z natury rzeczy mogli [urzędnicy] oceniać to tylko w wielkościach globalnych. Nie mogli w żaden sposób wiedzieć, czy pojedyncze kule bawełny albo kilka ton stali, które zostały importowane, były bardziej potrzebne niż towary, które nie zostały zaimportowane. Takiej możliwości przy tym zagospodarowaniu dewizami nie było. Ponieważ ceny dewiz były odgórnie ustalone, państwo czuło się w potrzebie subwencjonować eksport, aby otrzymać kolejne dewizy. Tak się też stało. W „Rozporządzeniu o Dodatkach do Eksportu” (Zusatzausfuhrverfahren, dosł. Procedura Dodatków Wywozowych — przyp. tłum.) zakładom eksportującym zostały zagwarantowane pewne subwencje. Im bardziej wzmacniało się centralne planowanie w ramach niemieckiego porządku gospodarczego, tym bardziej także na znaczeniu rosło znaczenie państwowych urzędów, które decydowały o dewizach i produktach na eksport. Jednakże tym mniej udawało im się stwierdzić, czy odczyt wartości poszczególnych gatunków dóbr i ich odpowiednich ilości, które miały być przeznaczone na eksport, odpowiadają planom tych urzędów czy zaopatrzeniu w dobra ludności. Brakowało maszyny liczącej, która mogłaby to stwierdzić. Brońmy się w tym związku przed „globalnym” myśleniem. Nie rozchodzi się o to, aby wspierać pewne „gałęzie przemysłu eksportowego” i wzbraniać importu pewnych towarów. Realne jest bardziej pytanie, jak można wycenić pojedynczy towar opuszczający kraj i jak w ten sposób można stworzyć sensowną podstawę dla handlu zagranicznego. Liczby eksportowanych oraz importowanych towarów w zasadzie nie znaczą wiele, jeśli nie odpowiadają sensownej kalkulacji ekonomicznej, poprzez którą daje się zmierzyć dokładnie rzadkość pojedynczych dóbr. Wspieranie „przemysłu eksportowego” w Niemczech nierzadko kończyło się klapą. Pierwszym problemem jest stwierdzenie, jakie dobra nadają się do eksportu, jakie należałoby importować;  przede wszystkim jednak — to wszystko musi mieć ze sobą związek ekonomiczny. Jeśli rachunek gospodarczy nie jest w stanie dokonać odczytu tego, każde wspieranie eksportu jest błądzeniem po omacku. Nie sądzę także, by pewne globalne obliczenia, np. elastyczności importu czy eksportu dokładnie odpowiadały rzeczywistości. Decydujące jest to, jaki wkład ma pojedyncze dobro w przezwyciężaniu rzadkości (niedoboru).

Właśnie teraz ten problem pokazuje się nam na arenie międzynarodowej. Mam na myśli np. sterowanie inwestycjami w różnych krajach. Jak mocno mają być rozbudowane holenderskie huty, a jak mocno niemieckie, włoskie, francuskie? Które zakłady mają zostać powiększone, jakie specjalne instalacje przemysłowe muszą zostać wyprodukowane? Tak długo, jak nie ma ważnej w skali całego świata skali obliczeniowej, tak długo jest po prostu niemożliwe odpowiedzieć na to pytanie. Nikt nie zna optymalnej lokacji dla poszczególnych gałęzi przemysłu, ani też nie zna ich optymalnych rozmiarów. Koszty produkcji w poszczególnych miejscach — np. w Zagłębiu Ruhry czy w północnej Francji — są nieporównywalne.

Przechodzimy do rezultatu: tak samo jak handel wewnątrz pojedynczego kraju, tak jak i handel międzynarodowy w całości, potrzebują użytecznej skali obliczeniowej. Ponieważ jednak deflacje i przede wszystkim inflacje (także w postaci spiętrzonej inflacji) niszczą taką skalę, handlowi międzynarodowemu odebrano grunt pod nogami. Przed każdą dyskusją o cłach ochronnych i wolnym handlu, przede wszystkim o polityce handlowej, powstaje pytanie o kalkulację ekonomiczną wewnątrz kraju i stworzeniu międzynarodowej jednostki obrachunkowej. Problem nie jest właściwie rozpatrzony, jeśli zechce się np. udowadniać, że kursy dewizowe dla cen dóbr były tylko częściowo ważne. Rozchodzi się o kalkulację ekonomiczną wewnątrz kraju i o kurs dewiz, który ma tę funkcję, aby godzić ze sobą różne systemy cenowe.

Nauczyliśmy się tego właśnie w Niemczech: bez kalkulacji ekonomicznej i międzynarodowej jednostki obliczeniowej (np. złota? — uwaga tłum.) nie można powrócić do międzynarodowego podziału pracy i międzynarodowej wymiany handlowej.

III

Na koniec rozpatrzmy problem polityki monetarnej i polityki koniunkturalnej. Na początku tej drugiej stoi troska o tzw. „lukę inwestycyjną”. Siły determinujące rozwój kapitalizmu miałyby być odpowiedzialne za jej powstanie. Z tej troski wyrosła polityka niskiej stopy procentowej, która następnie została przeforsowana — także w Niemczech.

W okresie między 1929 a 1933 r. bezsprzecznie taka „luka inwestycyjna” powstała. Z podręczników znamy tego faktyczne konsekwencje: niedobór popytu, także w przemyśle dóbr konsumpcyjnych jak i w rolnictwie. Ale gdy spytamy o przyczyny tej „luki inwestycyjnej” (jak i innych w różnych okresach kryzysu) i jeśli odłożymy na chwilę podręczniki, szukając odpowiedzi w rzeczywistości, to odpowiedź będzie następująca. Abstrahując od odstraszającego działania, jakie malejące ceny mają na skłonność do inwestowania, były dwa inne powody, które wówczas odstraszały przedsiębiorstwa od inwestycji. Po pierwsze, stosunek kosztów do cen. Kiedy ceny na środki produkcji były sztucznie podtrzymywane przez kartele i kiedy płace były odgórnie regulowane przez państwowe interwencje, w ten sposób mogły się ustalić takie relacje cenowe, które wszelakie inwestycje czyniły bezcelowymi (nierentownymi). Jeden przykład: w kryzysowym roku 1931 berlińskie zakłady budowlane musiały liczyć się z relatywnie sztywnymi cenami środków produkcyjnych, które — np. cementu czy żelaza — były ustalane przez syndykaty. Podobnie było z płacami. Jednocześnie ceny domów spadały dramatycznie. Już z tego powodu skłonność do inwestowania w nowe mieszkania musiała być bardzo niska. Na tym przykładzie widzimy ważność fundamentalnego stwierdzenia, że proces gospodarczy — tutaj proces inwestycyjny — może być sterowany w sposób właściwy tylko przez ceny, które odpowiadają stosunkom zapotrzebowania na dane produkty.

Do tego dochodzi drugi moment o równoważnym znaczeniu. Pewna stałość danych [z] pojedynczych wycinków gospodarki jest niezbędna, aby większe inwestycje mogły w ogóle zostać zaplanowane. Jeśli fabrykant maszyn rozważa, czy ma powiększyć swoją fabrykę, to zrezygnuje z tego, jeśli spodziewa się dużego wzrostu opodatkowania czy nagłych denominacji w innych krajach. Niebywała niestabilność eksperymentalnej polityki gospodarczej w Niemczech (i w innych krajach) tak podwyższyła element ryzyka, że skłonność do inwestowania znacznie się obniżyła. Brak stałości jest znaczącą cechą polityki gospodarczej epoki eksperymentów, rozpoczętej w 1914 r. Ten moment jest obecnie niedoceniany. Także rozmiar inwestycji zależy w znacznej mierze od stopnia stałości polityki gospodarczej.

Podsumowując, ówczesna liczba inwestycji znacznie się obniżyła, ponieważ rachunek kosztów przy spadających cenach pokazywał, że plany inwestycyjne są nierentowne i ponieważ częste zmiany powziętych środków interwencyjnych przez państwo znacznie podwyższyły ryzyko.

Polityka gospodarcza zachowywała się tak jak w wielu innych przypadkach. Nie zwalczała przyczyny szkód, tylko koncentrowała się na skutkach. Polityka monetarna została użyta do tego, aby szkody „usunąć w cień”. W ogóle, dla epoki eksperymentalnej polityki gospodarczej jest charakterystyczne to, że najpierw powodowano dysproporcjonalności w systemie cenowym: poprzez tworzenie ciał władzy w przemyśle, rolnictwie i sile roboczej, poprzez prowadzenie labilnej polityki monetarnej itd., a następnie polityka walutowa otrzymała zadanie, aby usunąć powstałe w ten sposób szkody. Ponieważ udało się w ten sposób „pokonać bezrobocie” (chodzi o politykę pełnego zatrudnienia w Niemczech, której cel osiągnięto olbrzymim kosztem — przyp. tłum.), która bez polityki taniego pieniądza nie byłaby możliwa.

Jednak nie powiedzieliśmy jeszcze wszystkiego. Innego typu dysproporcjonalność stała się w ten sposób widoczna. Inwestycje mianowicie, które przeprowadzano za pomocą polityki taniego pieniądza, nie były ze sobą należycie skoordynowane. Np. zbudowano wiele autostrad, ale ich użytkowanie było niewielkie, ponieważ nie wzrosło zaopatrzenie w benzynę i pojazdy. Tej polityce koniunkturalnej brakowało ogólnie narzędzi do koordynacji zaopatrzenia w poszczególne dobra. Objawiało się to we współczesnym przemysłowym kraju jak Niemcy w dwójnasób. Pierwszym typem zjawiska był brak zbytu dla zakładów przemysłowych i rolnictwa. Zasoby magazynowe rosną, maszyny stoją bezczynnie, rośnie bezrobocie. To, że sterowanie procesem gospodarczym zawiodło, leży jak na dłoni. Drugi typ zawodności, który objawił się w szczególności w ostatniej dekadzie: czynności ludzi nie są należycie skoordynowane, inwestycje nie są ze sobą komplementarne, i w ten sposób powstają „wąskie gardła”. Pierwszy typ odznacza się suboptymalnym zatrudnieniem, drugi suboptymalnym zaopatrzeniem. Pierwszy typ ma charakter gwałtowności, drugi — chroniczności. Przykładem pierwszego typu zawodności jest niemiecka sytuacja w okresie 1929–1933 z bezrobociem milionów ludzi, drugiego typu z kolei pełne zatrudnienie przy gwałtownie malejącym zaopatrzeniu między 1938 a 1948 r. Polityka monetarna, w szczególności polityka taniego pieniądza, odsunęła „sprzed oczu” szkody z tego tytułu, ale spowodowała dysproporcjonalności innego typu.

IV

Na koniec przedstawię przykład, który z uwagi na swoją skrajność zasługuje na szczególną uwagę. Chodzi o sytuację w Niemczech pomiędzy 1945 a 1948 r. Odznaczała się ona następującymi faktami: liczne zakłady niemieckiej gospodarki były zniszczone, na całym obszarze panował niedobór surowców. To było w oczywisty sposób związane z wojną. Tutaj jednak trzeba włączyć do rozważań dodatkowy fakt zasługujący na specjalną uwagę: nawet ówczesne możliwości produkcyjne nie były w całości wykorzystywane. Np. codziennie widywano ludzi w wielkich masach udających się na wieś, aby na zasadzie wymiany barterowej uzyskać żywność. Codziennie w ten sposób marnowano miliony godzin roboczych. Bez wątpienia ci ludzie mogli wykorzystać swój czas produktywniej. Jednocześnie fabryki cierpiały na brak siły roboczej. Jak wyjaśnić tę sytuację? Z powodu spiętrzonej inflacji system cenowy nie dawał możliwości sterowania procesem gospodarczym. Brakowało odpowiedniej jednostki obrachunkowej, a za pomocą waluty nie można było kupić ważnych towarów, jak np. artykułów spożywczych czy surowców. Zawiódł ówczesny porządek wymiany handlowej. Ale zawiodły także centralne ośrodki planowania. Nie były one w stanie połączyć obecnych środków produkcji i siły roboczej w skoordynowany proces gospodarczy. Ponieważ wszystkie metody sterowania zawiodły, utworzyły się prymitywne metody gospodarowania: barter i produkcja żywności na własną rękę w ogródku. Czyli w zasadzie dokonał się rozpad podziału pracy. W takim dużym, uprzemysłowionym kraju rozwinęła się forma gospodarowania, która przypominała bardziej czasy Karola Wielkiego. Kto to zrozumiał, od razu rozpoznał, dlaczego reforma walutowa (przeprowadzona w 1948 r.; była początkiem niemieckiego cudu gospodarczego — przyp. tłum.) musiała zadziałać z tak pozytywną siłą i dlaczego już w niedługim czasie produkcja wzrosła skokowo. Reforma walutowa przywróciła wiarygodną jednostkę obrachunkową, umożliwiła sterowanie procesem gospodarczym poprzez ceny i utworzyła formę porządku, w ramach którego mógł zostać skoordynowany proces zaawansowanego podziału pracy.

Nie tylko w tym przypadku, ale w polityce gospodarczej ostatnich dekad w ogóle doświadczenie pokazało: polityka monetarna jest kluczowa. „Aby zniszczyć burżuazyjne społeczeństwo, trzeba spustoszyć jego pieniądz”. To zdanie Lenina w swojej demagogicznej osnowie skrywa prawdę w swej istocie. I na odwrót: Tylko jeśli pieniądz jest włączony do równoważącej mechaniki procesu gospodarczego, osiągnięcie ogólnej równowagi poprzez system cen jest możliwe.

Kategorie
Historia gospodarcza Pieniądz Polityka pieniężna Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Mawhorter_Marks_konflikt_klasowy_i_ideologiczny_fałsz

Filozofia polityki

Mawhorter: Marks, konflikt klasowy i ideologiczny fałsz

Idee Karola Marksa są, niestety, ciągle żywe...

Bylund_Zrozumiec_rewolucje_sztucznej_inteligencji

Innowacje

Bylund: Zrozumieć rewolucyjność sztucznej inteligencji

Choć czasami używamy czasowników takich jak „uczyć się” i „rozumieć” w odniesieniu do maszyn, są to tylko przenośnie, a nie dosłowne określenia.

Bermudez_Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Polityka współczesna

Bermudez: Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Czy Milei korzysta z wszelkich dostępnych narzędzi, aby zrealizować swój program gospodarczy?

Machaj_Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej

Cykle koniunkturalne

Machaj, Woods: Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej?

Czy tzw. reguła Taylora może być tak skutecznym narzędziem jak uważa jej autor?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 6
panika2008

Wreszcie tekst na naprawdę dobrym poziomie :) I jakże aktualny w czasach japońskiej hiper-pompy ;)

Odpowiedz

Flaku

Czy mi się wydaje, czy autor uznaje pieniądz za wartość samą w sobie? Widać to zwłaszcza przy omawianiu deflacji. Zdania mające sens: jest mniej pieniędzy, firmy sprzedają taniej, więc tracą. Szkoda puszczać taki tekst bez komentarza ze strony instytutu, ale dobrze że ktoś przetłumaczył.

Odpowiedz

Kamil Kisiel

Wicksell pisał, że a rebours przy deflacji następują procesy kontrakcyjne, które są symetryczne do procesów przy okazji inflacji. Dlatego nawet przy standardzie złota emitenci pieniądza będą musieli uwzględniać zwiększony popyt na pieniądz. I, jeśli wierzymy w konkurencję, konkurencja powinna się o to sama zatroszczyć. Eucken opisuje deflację, która wynikała z nieuwzględniania procesów kontrakcyjnych, a winą był sztywny parytet ustalany przez państwo. Dlatego nie sądzę, by ignorowanie deflacji jako "nie-problemu" było rozsądne nawet z austriackiego punktu widzenia.

Pozdrawiam,
KK

Odpowiedz

Flaku

Nie twierdzę, że należy ją zignorować jako "nie-problem", ale że tekst jest dobrym pretekstem do jakiegoś artykułu o różnych rodzajach deflacji, ich przyczynach i skutkach. Śledzę stronę od dawna i takiego artykułu nie zauważyłem. To taka mała sugestia od użytkownika, której instytut oczywiście nie musi słuchać.

Odpowiedz

MB

ad 4
To polecam tekst Jana Lewińskiego o deflacji i jej różnych rodzajach właśnie z książki "Pod prąd głównego nurtu ekonomii".

Odpowiedz

MDebowski

Ten tekst mocno potrzebuje korekty polonisty.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.