KRS: 0000174572
Powrót
Teoria ekonomii

Rothbard: Czy wielkie korporacje mogą narzucać ceny?

8
Murray N. Rothbard
Przeczytanie zajmie 5 min
Rothbard_Straszak-narzucanych-cen_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Murray N. Rothbard
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Maciej Kosicki
Wersja PDF

Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopiśmie The Freeman (wrzesień 1959, vol. 9), publikowanym przez Foundation for Economic Education

wielkie korporacje


Etatowi krytycy Wielkiego Biznesu (ang. Big Buisness) podnoszą regularnie jeden ulubiony zarzut ― niezależnie od tego, czy czasy są dobre czy złe, ceny są zbyt wysokie. W czasach kryzysu Wielki Biznes utrzymuje je zbyt wysoko, co stanowi przyczynę bezrobocia; kiedy nadchodzi boom, wówczas Wielki Biznes, podnosząc ceny, staje się głównym winowajcą cenowej „inflacji”. Z zarzutów tych wynika, że wielkie firmy ― jakimś cudem ― mogą ignorować prawa popytu i podaży i posiadły przywilej despotycznego dyktowania cen, które mogą pobierać czy zarządzić.

Takie podejście zawiera w sobie wiele błędów oraz sprzeczności. Na przykład skoro Wielki Biznes powoduje inflację przez nagłe, łajdackie decyzje o podnoszeniu cen, można by w takim razie zapytać, dlaczego nie zrobił tego wiele lat wcześniej? Po co zwlekać?

Jeżeli w odpowiedzi otrzymujemy stwierdzenie, że jest to spowodowane wzrostem pieniężnego oraz konsumenckiego popytu, wówczas okazuje się, że powróciliśmy do świata, w którym to popyt determinuje działania przedsiębiorców, co oznacza, że prawa popytu i podaży w rzeczywistości nigdy nie zostały uchylone. Ponadto istnieje wiele mniejszych i większych badań statystycznych, które pokazują, że „narzucone” ceny nie wzrosły bardziej niż pozostałe, ani nie pozostawały istotnie wyższe od innych w czasie kryzysu. Ale krytyka tego mitu nie została odpowiednio przeprowadzona szczególnie od jednej strony ― od strony filozoficznej. Czy koncepcja „narzucanych” cen ma w ogóle jakikolwiek sens?

Zwykle przedstawia się ją w następujący sposób: weźmy indywidualnego rolnika, producenta pszenicy (tak jak było to w dawnych czasach wolnej konkurencji na rynku płodów rolnych). Nie posiada on „kontroli” nad ceną swojej pszenicy. Musi wejść na już zorganizowany rynek pszenicy i zbyć produkty po takiej cenie, jaka zostanie mu zaoferowana. Albo ją przyjmie, albo nie sprzeda swojej pszenicy. Z drugiej strony, spójrzmy na przykład na General Motors. GM produkuje samochód, a następnie podejmuje decyzję, jaką cenę za niego podyktuje. Nie musi podporządkowywać się cenom ustalonym na jakimś ogólnym rynku samochodowym. W związku z tym GM „posiada kontrolę” nad cenami sprzedaży ― może je „narzucać”.

Ustalone ceny a satysfakcja
W pewnym stopniu jest to podejście wynikające z błędu, który powstaje na skutek zbyt powierzchownej analizy tego, kto w ogóle ustala ceny na rynkach. Konsument, który kupuje pończochy w Macy's lub Gimbel's nie czuje się ― możemy być tego pewni ― kontrolowany lub „przymuszany” dlatego, że ceny pończoch zostały, bez jego udziału, umieszczone na metce. Zapewne jest wręcz przeciwnie ― ów konsument mógłby czuć się wykorzystywany, gdyby sam musiał zaproponować cenę. W rzeczywistości, ewolucja, która dokonała się od targowania na orientalnym bazarze do „jednocenowości” w dzisiejszych sklepach, jest niemal zawsze postrzegana przez konsumenta jako wygoda, oszczędzająca jego czas oraz umożliwiająca szybkie pozyskanie informacji na temat rynków dóbr, które zamierza kupić. System „jednej ceny” w żaden sposób nie koliduje z dyskretnym, lecz efektywnie oddziałującym popytem konsumenckim w procesie ustalania się cen oraz alokacji produktywnych zasobów.

Ale to nie wszystko, co powinno zostać powiedziane. Nie jest prawdą, że rolnik był zmuszony do sprzedaży tylko i wyłącznie na danym rynku pszenicy. Wręcz przeciwnie ― jeżeli nie akceptował zaoferowanej mu ceny, miał całkowitą swobodę, gdyby chciał sprzedać swoją pszenicę gdziekolwiek indziej. Jeśli potrafiłby przekonać jakiegoś innego nabywcę, poza zorganizowanym rynkiem, do zakupu jego pszenicy po wyższej cenie nic nie mogłoby zatrzymać go przed dokonaniem transakcji. Fakt, że znalezienie kupca chcącego zapłacić więcej, niż wynosi cena rynkowa, było w jego przypadku wysoce nieprawdopodobne, nie jest istotny dla naszych rozważań.

To klient decyduje
Chodzi o to, że każdy sprzedawca w wolnym społeczeństwie ― kimkolwiek jest ― ma absolutną kontrolę nad ceną, którą nalicza za dobra stanowiące jego własność. Gdybym chciał ustalić cenę 2 000 USD za godzinę moich usług jako doradcy ekonomicznego, mam pełne prawo do zrobienia tego. Ja, rolnik oraz General Motors ― wszyscy posiadamy kontrolę w tym samym stopniu.

Ale jednocześnie jest to cała kontrola, jaką każdy z nas może posiadać. Rolnik może dokonywać wycen w taki sposób, jaki mu się podoba, ale (na wolnym rynku) nie może zmusić nikogo do kupna jego dóbr po tej cenie. Nie mogę tego zrobić ja, nie może również General Motors! My, sprzedawcy, siedzimy wszyscy w tej samej łódce. Mamy absolutną kontrolę nad ceną, którą proponujemy za nasze usługi, ale nie mamy żadnej kontroli nad tym, jaką cenę nabywca ma zamiar zapłacić. Jeśli ustalimy ceny zbyt wysoko, ludzie nie będą kupować naszych produktów.

Dlatego każdy producent, niezależnie od branży, ciągle eksploruje rynek, próbuje ustalić, ile nabywcy byliby w stanie zapłacić za jego produkty. I my wszyscy ―w prawdziwym świecie ― ustalamy ceny stosownie do naszych szacunków. Fakt, że rynek rolnika posiada określoną formę, jest gotowy i czeka na towary, natomiast General Motors takiego rynku nie ma, jest czysto techniczną kwestią, która nie ma żadnego wpływu na nasze ustalenia. Rzecz w tym, że obaj producenci mogą ustalić cenę tak, jak zechcą, ale żaden z nich nie może zmusić nikogo do dokonania zakupu. I dlatego należy uznać, że mamy do czynienia z sytuacją, w której jednocześnie albo wszystkie ceny są „narzucone”, albo nie jest „narzucona” żadna ― i zależy to tylko od tego, jak zdefiniujemy to pojęcie.

Ale niezależnie od tego, jakiej definicji użyjemy ― jeżeli w ogóle uznamy taką potrzebę ― nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, by tworzyć oddzielne kategorie dla Wielkiego Biznesu, czy jakichkolwiek innych podmiotów, i twierdzić, że „narzucają” ceny.

Kategorie
Ceny Teksty Teoria ekonomii Tłumaczenia

Czytaj również

Salerno_Lionel Robbins - neoklasyczny zwolennik maksymalizacji

Teoria ekonomii

Salerno: Lionel Robbins - neoklasyczny zwolennik maksymalizacji funkcji użyteczności czy pionier prakseologii?

Jak się wydaje, Kirzner całkowicie dyskwalifikuje Robbinsa jako protoplastę paradygmatu prakseologicznego w ekonomii.

Hulsmann_Makroekonomia według Rogera Garrisona

Teoria ekonomii

Hülsmann: Makroekonomia według Rogera Garrisona

Książka Garrisona zawiera wiele wnikliwych omówień poruszających problematykę polityki fiskalnej.

wysocki-megger-austriacka-ekonomia-dobrobytu-ujecie-krytyczne

Teoria ekonomii

Heyne: Efektywność ekonomiczna

Czym jest dla ekonomistów?

Shostak_Preferencja czasowa to kluczowy czynnik wpływający na stopy procentowe

Teoria ekonomii

Shostak: Preferencja czasowa to kluczowy czynnik wpływający na stopy procentowe

Polityka pieniężna tylko zniekształca sygnały dotyczące zmian wartości stóp procentowych, a tym samym doprowadza do niewłaściwej alokacji zasobów w czasie, co prowadzi do cyklu koniunkturalnego. 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 8
Wojtek.S.

Sprzedawca ma kontrolę nad ceną, ale ostatecznie jej ukształtowanie zależy od rynku a dokładniej konsumentów. Nikt nikomu nie broni kupować też po wyższej cenie niż ta jaka jest ustalona przez rynek. Jeśli zapłacił więcej to prawdopodobnie albo był to jego błąd, kaprys albo ocenił, że jakość towaru / usługi jest warta tej ceny. Artykuł jest krótki, zwięzły i na temat.

Odpowiedz

Janek

Jaki mam wybór w przypadku zakupu benzyny, skoro ceny ustalane są mniej więcej jednorodnie dla każdej stacji? Ktoś powie, że cena nie zależy od woli sprzedawcy, ale on prawa podaży i popytu, zatem proponowana przez stacje cena to najlepsza aktualnie a możliwych cen za jakie można nabyć ten towar.

Spotykam się z przyjaciółmi i chcemy iść do baru na piwo. Szukamy w okolicy korzysnych cen, ale dostrzegamy, że cena piwa za 0,5l wynosi w każdym barze ok. 9-10 zł. Nie mamy więc wyboru i wchodzimy, kupując.

Może mi ktoś wytłumaczyć, na czym polega możliwość wyboru w sytuacji, kiedy ceny za dany towar są jednolite i de facto żadnego wyboru nie mam?

Pozdrawiam

Odpowiedz

Zeimer

Możesz kupić lub nie kupić. Jeżeli piwo kosztuje 10zł a mimo to je kupujesz, to znaczy, że taka cena ci odpowiada.

Odpowiedz

Waldek

Co do piwa - wypić w domu
Co do benzyny - pojechać gdzieś rowerem/iść na pieszo/skorzystać z komunikacji zbiorowej
Do obu przypadków - założyć własną firmę oferującą te usługi/produkty taniej

Odpowiedz

Wojtek.S.

Komentarz wyżej pokazuje sprawę krótko i na temat. Dodam coś jeszcze od siebie. Mimo, że nie jesteśmy na wolnym rynku w pewnym sensie sprzedawca będzie próbował może nie tylko cenowo, ale i w inny sposób przyciągnąć klienta. Jeśli chodzi o niektóre towary, kraj może być uzależniony od kontrahentów. Ale mimo to sprzedawca ma pewien wpływ na cenę paliwa. Zdarzały się akcje powiedzmy w USA, że jedna stacja paliw potrafiła obniżyć cenę paliwa o cały podatek jaki jest na nią nałożony. Oczywiście ponosi za to koszty, ale w pewien sposób robi sobie takimi akcjami reklamę. Ja aż tak nie znam się dokładnie na paliwie, ale wydaje mi się, że ropa jest surowcem naturalnym wydobywanym z ziemi. Cena zależy od kursu samej ropy i dolara. Więc to jest tak jak z wymianą walut czy kupnem/sprzedażą metali szlachetnych. Jest wiele kantorów do wymiany walut różnice są minimalne, ale i tak często ludzie chodzą i sprawdzają w którym dostaną lepszą cenę. Jak dużo człowiek jeździ to nie raz sprawdza ceny na różnych stacjach. Jeśli coś błędnego napisałem o paliwach to poprawcie mnie, lub dodajcie jakiś brak. Co do poruszonego piwa, jedne bary będą miały lepszą jakość inne nieco gorszą. Składa się na to oczywiście parę czynników. Ale nie o tym teraz mowa. Tak jak w poprzednim komentarzu jest poruszona kwestia - masz parę możliwości. Dodam od siebie, że decydującym wyborem lokalu może być wspomniana jakość trunku, wystrój wnętrza, nieco niższa cena (co ma znaczenie przy chęci większej ilości zamówienia), ceny i jakość jedzenia, odległość od mieszkania itp. Jeśli nie interesuje Cię żadne z powyższych, raczej najczęściej ludzie kierują się właśnie bliskością baru oraz klimatem, przy małej różnicy cen. A czemu jest mała różnica cen na inne produkty? To już jest temat na inną rozprawę.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Danny

niestety wolny rynek to czasami wyrok nie tylko dla konsumenta ale i sprzedawcy. mój znajomy ma status wyłacznego dystrybutora pewnego typu żywności z Włoch. niestety mniejsi sprzedawcy jadą swoją furgonetką do Włoch, kupują lokalnie to samo i sprzedają w PL. nei tylko on ma taki problem (tu przykład z produktami niemieckimi: http://www.eporady24.pl/dystrybucja_produktow_na_terenie_polski_przez_kilka_firm,pytania,17,109,9782.html ) i potem ceny to istny sajgon. cóż proszę państwa - wolny rynek.

Odpowiedz

Ryszard

I bardzo dobrze, bo monopole degradują rynek i prowadzą resztę uczestników do ubóstwa.

Odpowiedz

Lew19andowski

W gwoli ścisłości, przywileje monopolistyczne istnieją tylko w warunkach aprobowanych lub zapewnianych przez instytucję państwa. Jeśli na terenie pustyni sprzedawca zdatnej do picia wody zawiera umowę sprzedaży ze spragnionym konsumentem, a jest jedynym w okolicy sprzedawcą tego typu dóbr mającym je w ograniczonej ilości, czy wg Pańskiego mniemania, pojawienie się państwa jest konieczne do tego, by zapobiec umarciu z pragnienia przez tego konsumenta? Z jakiej racji państwo ma narzucać wyższe wartościowanie zasobów dóbr konsumenta(w tym jego własne życie)od zasobów wody objętych własnością sprzedawcy(czy życie rabusia zajmuje wyższą pozycję na skali ważności niż własność niezłodzieja)? W ten sposób dochodzi do zaspokojenia bieżących potrzeb konsumenta, lecz kosztem przyszłych potrzeb innych konsumentów, którzy jeszcze na pustyni się nie znaleźli, bo stanowi on środek zniechęcający innych sprzedawców do drążenia oaz w poszukiwaniu wody, a nawet do sprzedawania jej(pomijając fakt naruszenia uprawnień naturalnych, tj. praw własności prywatnej sprzedawcy wody). Jeśli natomiast byśmy zaprowadzili gospodarkę socjalistyczną, prędko doszłoby do postępującej błędnej alokacji zasobów(przeinwestowań w jednym sektorze, a niedoinwestowań w innym). Otóż ten konkretny przedsiębiorca ustalający cenę dla oferowanych przez siebie dóbr wyraża swoje oczekiwania względem popytu na nie - nie staje się monopolistą w znaczeniu formalnym tak długo, jak nie zabrania lub nie wpływa na wprowadzenie zakazu tej samej działalności przez innych przedsiębiorców. Zawsze i tylko wtedy dochodzi do ustanowienia monopolu - nigdy w innych okolicznościach.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.