KRS: 0000174572
Powrót
Handel zagraniczny

Kubisz: Prawo biedy Ricardo

145
Jacek Kubisz
Przeczytanie zajmie 6 min
Kubisz_Prawo-biedy-Ricardo_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Jacek Kubisz
Wersja PDF
Posłuchaj komentarza w wersji audio (mp3, 6,75MB)

Kubisz_Prawo biedy Ricardo

Na łamach skądinąd pełnego wolnorynkowych autorów tygodnika "Uważam Rze", od pewnego czasu Aleksander Piński wydaje się prowadzić krucjatę przeciw wolnemu handlowi. W artykule zatytułowanym Murzyni Europy ("Uważam Rze", nr 32–33 (132–133)/2013) użył nawet zarzutu, iż wolna wymiana między państwami wzbogaca bogatych, a ubóstwo biednych utrwala. Używając retoryki neomerkantylistycznej, argumentował, iż ekonomia klasyczna dostarczyła na zlecenie polityczne uzasadnienia dla tego procederu w postaci prawa przewagi komparatywnej, sformułowanego przez Davida Ricardo. Owo prawo, mówiące, iż specjalizacja jest korzystniejsza od konkurencji (czy raczej dublowania sektorów w krajach prowadzących wymianę), miało wspierać dążenia mocarstw kolonialnych do wzrostu bogactwa i utrzymania innych krajów w biedzie.

Pan Piński myli w swoim wywodzie dwie kwestie. Czym innym jest wolny handel z zastosowaniem przewagi komparatywnej, a czym innym łamanie suwerenności innych państw i wymuszanie na nich korzystnych dla metropolii rozwiązań gospodarczych. Restrykcje dotyczące rozwoju przemysłu w koloniach nie miały znamion wolnego rynku, lecz łamania praw własności. Z kolei samo prawo przewagi (lub kosztów) komparatywnej mówi, że jeśli jeden kraj, nawet absolutnie zacofany wobec handlowego partnera jest mniej zacofany w pewnej dziedzinie niż w innej, to powinien się w owej produkcji wyspecjalizować i będzie to dlań korzystne. Z kolei dla kraju zaawansowanego korzystne jest porzucenie owej branży i skupienie się na sektorze, w którym jego zaawansowanie jest jeszcze większe. Korzystne, a więc przynoszące większe zyski tym samym kosztem, lub te same zyski przy mniejszym koszcie. Gdzie tu ubóstwo? Pozwolą drodzy czytelnicy, że nie będę tu rozpisywał przykładów liczbowych – polecam w tym celu chyba każdy dostępny na polskim rynku podręcznik do ekonomii międzynarodowej lub historii myśli ekonomicznej. Warto podkreślić, że w swym standardowym ujęciu powyższe prawo odnosi się do wymiany między krajami. Takie a nie inne przewagi komparatywne we wzajemnym handlu nie muszą wcale oznaczać, że posiadanie własnego przemysłu jest mniej efektywne. Może się okazać, że w danym regionie kraju bardziej się opłaca założyć jakąś fabrykę, niż sprowadzać towary z daleka, chociażby ze względu na koszty transportu. Blokowanie inicjatyw przemysłowych w koloniach przez metropolie wydaje się świadczyć właśnie o efektywności przemysłu lokalnego. W przeciwnym razie po co restrykcje, skoro towary z metropolii i tak byłyby tańsze przy tej samej jakości? Wydaje się, iż częściową rację w tej kwestii mieli socjaliści, którzy pisali, że otwieranie rynków innych państw(późniejszych kolonii) służyło powiększaniu rynków zbytu dla przemysłu. Powstrzymanie rozwoju konkurencji w koloniach wydaje się dalszym ciągiem tego procederu, wynikającym wręcz z obawy przed efektywnością konkurencyjnego przemysłu. Efektywnością zgodną z prawem Ricarda. Nawet jeśli w obronie tych działań powoływano się na autorytet klasycznych ekonomistów i nazywano je „liberalizmem”, nie oznacza to od razu, że należy bezkrytycznie wierzyć propagandzie. Podobnie, choć nie identycznie jest z wymuszaniem na suwerennych państwach likwidacji ceł. Z pewnością było to korzystne dla metropolii, ale również mieszkańcy owych „półkolonialnych” państw mieli dzięki temu dostęp do tańszych produktów. Nie ma dowodów, że owe kraje stały się biedne wskutek likwidacji owych ceł. Równie dobrze można argumentować, że przemysł zubaża i jako dowód wskazać Wałbrzych i Detroit.

Redaktor Piński krytykuje wprost specjalizację w produkcji podzespołów czy produktów rolnych. Najprawdopodobniej skupienie się na surowcach skrytykowałby także, bo to model gospodarczy charakterystyczny dla Rosji i trzeciego świata. Nie zauważa jednak, że to nie rodzaj produkcji stanowi problem, a nieodpowiednia strategia inwestycyjna. Można przecież wskazać część krajów arabskich czy Norwegię, które z powodzeniem eksportują surowce. Z drugiej strony mamy Detroit, które jest koronnym przykładem inwestycji w przemysł, niegdyś nowoczesny, który dziś upada na naszych oczach. Dodatkowymi przykładami mogą być — wschodnie wybrzeże USA czy nawet przemysły krajów postkomunistycznych. Zgadza się, przemysł PRL i innych demoludów nie był nastawiony na konsumentów, ale skutek był ten sam, co w przypadku przemysłów, których produkty przestały znajdować nabywców. Był niedochodowy. Innowacyjna gospodarka i nowe technologie to ładnie brzmiące słowa — należy jednak pamiętać, że kilka lat temu innowacyjne netbooki i odtwarzacze blue-ray mają dziś niemal wartość złomu, wskutek wprowadzenia tabletów i telewizji HD. A w międzyczasie wielu eksporterów ropy i gazu ma się tak samo dobrze. Należy więc zwrócić uwagę na aspekt długookresowy inwestycji, a nie na aspekt rzeczowy.

Ludwig von Mises nazywał prawo przewagi komparatywnej prawem asocjacji Ricarda i odnosił je nie tylko do państw, ale przede wszystkim do ludzi. I tak lekarzowi, który jest z zamiłowania ogrodnikiem i tak opłaca się zatrudnić gorszego od siebie w uprawie roślin ogrodnika-rzemieślnika i skupić się na leczeniu ludzi, w którym jest jeszcze lepszy. W ten sposób optymalizuje się wykorzystanie zasobów w społeczeństwie. Ale szczęśliwe Aleksander Piński jeszcze nie postuluje, aby każdy z nas wybudował sobie na podwórku manufakturę i sam szył ubrania. W samym prawie przewagi komparatywnej nie ma nic, co sprzyjałoby petryfikacji biedy. Wręcz przeciwnie – prawo to kładzie nacisk na najefektywniejsze wykorzystanie istniejących możliwości. Nie mówi ono jednak nic o używaniu nadwyżek, wynikłych z efektywności. Te można spożytkować na rozwój gospodarczy i wynajdywanie nowych technologii, zwłaszcza gdy specjalizacja osiągnie granice efektywności — zgodnie z prawem Ricardo. Po co jednak wyważać otwarte drzwi? Po co samemu wymyślać istniejące technologie, jeśli można je kupić od partnerów handlowych? A jeśli kupić się ich nie da, to po co dublować, gdy można skupić się na innych sektorach globalnej gospodarki, a produkty z owymi technologiami po prostu kupić? Można wreszcie z zysków ze sprzedaży surowców zakupić zagraniczne firmy razem z ich know-how. Możliwości jest wiele i jest to istotnie, jak zauważa redaktor Piński, kwestia dobrze przemyślanej polityki gospodarczej (czy raczej strategii, gdyż niekoniecznie prowadzonej przez państwo...). Z kolei wprowadzenie ceł i skupienie się na mniej efektywnych inwestycjach spowoduje mniej korzystną alokację zasobów i mniej środków na inwestycje — a więc względne zubożenie społeczeństwa. Nie jest uzasadnieniem dla protekcjonizmu fakt, że pewne inwestycje w Polsce zostały źle przemyślane. Jeśli bowiem to takie dobre, to może pójdźmy za sarkastyczną radą Hansa-Hermanna Hoppego i wprowadźmy cła protekcyjne na granicach województw! Dlaczego Wrocław ma mieć przemysł gorszy niż Warszawa? Dlaczego Łódź ma być uzależniona od Śląska? Może jeszcze lepiej na granicach powiatów? Posiadanie własnego przemysłu, dublującego produkcję zagranicy można uzasadnić zmiennymi kolejami historii i ubezpieczaniem się na wypadek rewolucji w innych krajach i upadku samego wolnego handlu. Uzasadnienia ekonomicznego w ramach wolnego handlu nie ma jednak żadnego, a już na pewno nie jest nim prawo asocjacji Ricardo jako droga do ubóstwa.

Kategorie
Audio Ekonomia międzynarodowa Handel zagraniczny Komentarze Multimedia Teksty

Czytaj również

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Tan_Upadające Tygrysy - wyzwania stojące przed ASEAN

Handel zagraniczny

Tan: Upadające Tygrysy - wyzwania stojące przed ASEAN

Pomiędzy krajami ASEAN zaistniały pewne rozbieżności ekonomiczne.

Davies_Gruntowne przemyślenia na temat handlu

Handel zagraniczny

Davies: Gruntowne przemyślenia na temat handlu

Charakterystyczną cechą obecnej debaty jest sposób, w jaki pozornie nieistotne argumenty dotyczące polityki handlowej prowadzą do ogromnych nieporozumień między ludźmi.

Jasiński_Braki-żywności-to-bardziej-pokłosie-interwencjonizmu-a-nie-wojny.jpg

Interwencjonizm

Jasiński: Braki żywności to bardziej pokłosie interwencjonizmu niż wojny

Czas najwyższy na liberalizację rolnictwa.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 145
Aleksander Piński

Ale to właśnie metropolie wymuszały na koloniach układy, które zmuszały do wolnego handlu z zastosowaniem przewagi komparatywnej! Dlaczego? Bo słabo rozwinięte kraje mają zwykle przewagę komparatywną w rolnictwie albo wydobyciu surowców. Oczywiście nie ma w tych działalnościach nic złego, ale bez ochrony ceł słabo rozwinięte kraje nie zbudują własnego przemysłu. Dlatego w latach 20. XX w. wieku 95 proc. sprzedawanych aut w Japonii było amerykańskie. Japończycy nie byli w stanie z nimi konkurować, bo ich auta były o połowę droższe. Co zrobili?

Czy pogodzili się z tym, że Amerykanie mają przewagę komparatywną w produkcji aut a sami zajęli się produkcją sake? Nie! Uchwalili prawo, że każda firma produkująca auta w Japonii musi mieć szefa Japończyka i być w większości własnością Japończyków. I wyrzucili montownie Forda i General Motors z kraju i dopiero wówczas, w 1937 r. powstała Toyota i inni japońscy producenci samochodów. Gdyby stosowali się teorii Ricardo, to japoński przemysł samochodowy nigdy by nie powstał.

Nie bez powodu nie ma nawet jednego, dużego bogatego kraju na świecie, który wzbogaciłby się przy otwartych granicach. A dzisiejsze największe mocarstwo - USA - było od lat 20. XIX w. aż do lat 30. XX w. najbardziej protekcjonistycznym krajem świata. Otóż problem z wolnym handlem polega na tym, że jeżeli biedniejszy kraj nie chroni swojego przemysłu cłami do czasu, aż będzie on w stanie konkurować na rynku globalnym, to zostanie on zniszczony przez konkurencję.

Głównie dlatego po 1989 r. w Polsce przestało działać 40-50 proc. zakładów przemysłowych, które działały w PRL. W efekcie kraj biedniejszy będzie się musiał wyspecjalizować w rolnictwie, wydobyciu surowców albo mało wyrafinowanych usługach. Problem z rolnictwem i wydobyciem surowców jest taki, że działalności te podlegają malejącym korzyściom skali tzn. na przykład w przypadku rolnictwa w miarę jak zwiększamy areał upraw plony z hektara spadają. Tymczasem przemysł charakteryzuje się rosnącymi korzyściami skali (m.in. ze względu na wysokie koszty stałe), bo na przykład bez względu na to, czy sprzedamy 100 tys. aut czy milion to koszty zaprojektowania auta są takie same.

Tylko przemysł jest w stanie zapewnić wysokie wzrosty produktywności (ze względu na postęp technologiczny) a co za tym idzie wysoki wzrost PKB. I dlatego, wszystkie azjatyckie tygrysy, które rozwijały się w tempie 8-12 proc. rocznie, mają także wysoki udział przemysłu w gospodarce. A więc wolny handel powoduje ubóstwo dlatego, że sprawia iż mało rozwinięte kraje specjalizują się w działalnościach o malejących korzyściach skali.


Blokowanie inicjatyw przemysłowych nie świadczy o efektywności przemysłu kolonii, tylko o tym, że metropolia nie chce by ten przemysł stał się efektywny. Układy metropolii z koloniami zwykle ustalały maksymalny poziom ceł, po to by rządy kolonii nie mogły cłami sprawić, by mieszkańcy kolonii kupowali krajowe produkty i w ten sposób wspierali własny przemysł. W taki właśnie sposób stworzono przemysł samochodowy w Korei Południowej.

Przez pierwsze 40 lat budowy przemysłu import aut praktycznie nie istniał (wynosił poniżej 1 proc.). Koreańczycy kupowali koreańskie auta a przemysł miał pieniądze na to, by inwestować i poprawiać jakość. Zresztą nawet obecnie 87 proc. aut sprzedawanych w Korei Południowej to auta koreańskie a 94 proc. w Japonii auta japońskie. Kraje te wcale nie pchają się do wolnego handlu. Za to 55 proc. sprzedawanych aut w USA to auta importowane i widzimy tego efekty w postaci upadku Detroit.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Możliwe, że gdyby Japończycy stosowali się do teorii Ricardo, to BYĆ MOŻE przemysł samochodowy by nie powstał, albo powstałby później, albo inaczej. Tego nie da się stwierdzić na pewno. Natomiast to, że taki przemysł samochodowy powstał nie przesądza jeszcze o tym, że jest to rozwiązanie dobre gospodarczo. Pomija Pan kwestię tego, że każda decyzja w polityce gospodarczej ma swoje koszty. A to zawsze musi być częścią oceny poszczególnych typów działalności.

Na przykład moglibyśmy wprowadzić w Polsce kilkutysięczne cła na sprowadzane komputery, stworzyć własny przemysł komputerowy, przeznaczyć na ten cel państwowe dotacje, preferencyjne kredyty z subwencjami (nawet z NBP). Zbudować coś na kształt własnego prywatnego pałacu przemysłowego za państwowe pieniądze. Pytanie tylko jakim kosztem? Sednem teorii Ricarda jest obserwacja, że takie działania zawsze odbywają się ze stratą netto, choćby nie wiadomo, jak piękny przemysł powstał w wyniku takich interwencji. Patrząc netto płace realne będą w społeczeństwie niższe, a produkcja mniejsza. Powodów do niechęci nie będą mieli tylko bezpośredni beneficjenci takiego rozwiązania (choć tylko w "krótkim" okresie).

Dlatego teoria Ricardo jest akceptowana przez ekonomistów (nie była pisana na niczyje zamówienie, bo była rozwinięta od czasów koncepcji kosztu alternatywnego Jamesa Milla - Ricardo sam przedstawiał teorie ekonomiczne, które uderzały w niego samego np. o właścicielach ziemskich). Ponieważ nawet jeśli dany kraj musi rezygnować z jakiegoś przemysłu, to na skutek wolnego handlu płace realne są w nim wyższe niż gdyby wprowadzić cła.

Zastrzeżenia w kwestii handlu międzynarodowego po stronie ekonomistów dotyczą przepływów kapitału krótkookresowego (spekulacyjnego), problemów bilansu płatniczego, przepływu czynników produkcji (nie produktów), problemów z elastycznością płac i działań związków zawodowych, a także kwestii kursów walutowych i systemów pieniężnych. Sam teoremat Ricardo jest niewzruszoną podstawą teorii handlu międzynarodowego, cytując Paula Samuelsona, którego trudno posądzać o poglądy wolnorynkowe.

Kwestie dotyczące korzyści skali tego w ogóle nie zmieniają. Można nawet by twierdzić, że przy tych samych korzyściach skali, kraje mogłyby "rzucać monetą", który co ma produkować. Potrzeba handlu bierze się z tego, że korzyści skali są nierówne, a teoremat Ricardo pokazuje, że nawet jeśli jeden kraj ma we wszystkich branżach (wszystkich!) przewagę w korzyściach skali, to i tak się wszystkim stronom opłaca wprowadzić specjalizację i wolny handel.

Odpowiedz

a

teorie teoriami, ale wszystkie kraje "bogate" posiadające własny przemysł specjalistyczny, stosowały w celu powstania tych firm cła i ochraniały swój rynek. Możesz rzucać różnymi filozofiami różnych ekonomistów ale fakt pozostaje faktem, że duże firmy z zagranicy właśnie wtedy powstały.
Może sie ktoś pokusi i sprawdzi jak to się ma do krajów bogatych i biednych? które stosowały protekcjonizm a które nie i kiedy powstawały największe znane dziś marki firm.
A co do komputerów to za komuny mieliśmy możliwość produkować urządzenia lepsze od produktów IBM ale czerwoni z moskwy zabroniki, i kazali kupować swoje produkty, dziś mało kto o tym pamięta.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Wszystkie kraje, które rozwijały specjalistyczny przemysł produkcji świec, zabraniały swoim obywatelom montować w domu okien.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie, chcesz Pan ponosić koszt ceł dla rozwoju Polski, to Pan ponoś, ale moje pieniądze to Pan zostaw w spokoju! Ja uważam, że to idiotyzm, bo nie w tym tkwi istota rozwoju gospodarczego, a nawet gdyby Polska miała się na cłach wzbogacić milion razy to i tak bym powiedział zostaw Pan w spokoju moje pieniądze i moją wolność do kupowania takich produktów na jakie mam ochotę! Zawsze powtarzałem, że jak się widzi dwa podobne produkty na półkach sklepów, polski i zagraniczny, to trzeba wybierać zagraniczny po to, żeby zrobić protekcjonistom (socjalistom i nacjonalistom) na złość. A po drugie dlatego, że handel - jak ujął to J.S. Mill - jest ostoją międzynarodowego pokoju.

Odpowiedz

Michal

Szwajcaria miala bardzo liberalny rynek i co najwazniejsze nie przrstrzegala prawa patentowego.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Mam Pan racje, że cła są kosztem, ale należy je traktować jak inwestycje, która się wielokrotnie zwróci. My nie ponieśliśmy kosztu ceł i PKB na obywatela wynosi w Polsce ok 20 tys. USD, w Korei Południowej, która chroniła swój rynek, wynosi 32 tys. USD. A jeszcze w 1987 r. PKB w obu krajach był taki sam. W Polsce bezrobocie przekracza (po dodaniu 2 mln ludzi, którzy wyjechali po 2004 r. za pracą) ponad 20 proc. , w Korei Południowej 3 proc. Korzystamy z koreańskich komórek (LG,Samsung) jeździmy koreańskimi samochodami (Kia, Hunday). Polska nie ma żadnych liczących się światowych marek. Dla mnie wybór jest oczywisty, który kraj wybrał lepszą drogę rozwoju.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

A skąd wiadomo, że to z powodu ceł? Może rozwijają się szybciej, bo np. mają niższe wydatki publiczne? Przez ostatnie 20 lat wydatki publiczne w Korei wahają się pomiędzy 20-33% PKB, w Polsce nie zeszły poniżej 40% PKB. Dlaczego to nie miałoby być lepszym wytłumaczeniem?

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Zgadzam się, że można wskazać, który kraj wybrał lepszą drogę rozwoju. Różnica tkwi w tym, co jest przyczyną tego rozwoju. Korea Południowa rozwinęła się od lat 60 na skutek akumulacji kapitału i wzrostu inwestycji. Wzrost eksportu był jedynie tego konsekwencją, zwłaszcza, że nie wprowadzono nagle dodatkowych ceł i rozwiązań, które miały w ten sposób dotować eksport. Przeciwnie - obniżono cła importowe, żeby krajowi producenci mogli korzystać z lepszych i tańszych produktów (które potem ułatwiały eksport).
Istnieją badania, które pokazują, że "prawdziwa cena" eksportu (uwzględniająca warunki proeksportowe, poza cłami, zwolnienia podatkowe, dotacje etc.) wcale nie była wyższa niż w latach poprzedzających (czyli eksport nie był bardziej promowaną aktywnością od innych).
A jednak mimo że zachęty interwencjonistyczne były efektywnie mniejsze od lat 60, to eksport wzrastał dynamicznie. Dlaczego? Ponieważ napływał kapitał, zarówno zagraniczny, jak i ten krajowy wynikający z rosnących oszczędności społeczeństwa, które podskoczyły z paru do kilkudziesięciu procent PKB.

Warto również pamiętać, że o ile w przypadku Korei eksport wzrósł z 3 procent PKB na początku lat 60 do 25% PKB do połowy lat 70, to tak samo było z importem, który wzrósł z 5% do ponad 30% PKB. Uprzedzając pytanie - tak, Korea w trakcie swojego dynamicznego wzrostu doświadczała deficytu handlowego, więcej importowała niż eksportowała. Nie jest to nic niezwykłego, przeciwnie, jest to całkowicie naturalne zjawisko dla kraju rozwijającego się, który importuje kapitał zagraniczny (pozwalający na wzrost gospodarczy, wzmocnienie kursu walutowego i kupowanie produktów z zagranicy o większej wartości).

Gdybyśmy wprowadzili dzisiaj wysokie cła na komórki i samochody sprowadzane do Polski, to za 30 lat nie bylibyśmy gospodarczą potęgą, ponieważ do wzrostu gospodarczego potrzeba inwestycji i akumulacji kapitału (takiej, jakiej doświadczała Korea od lat 60). A dodatkowe cła we wzrost gospodarczy uderzą, nie go podwyższą, ponieważ obniżą wolumen handlu z zagranicą, płace realne i krajowe oszczędności.

Odpowiedz

mak

" My nie ponieśliśmy kosztu ceł i PKB na obywatela wynosi w Polsce ok 20 tys. USD, w Korei Południowej, która chroniła swój rynek, wynosi 32 tys. USD. A jeszcze w 1987 r. PKB w obu krajach był taki sam."
Pan zapomina, że w latach 1988-1991 doświadczyliśmy bardzo głębokiego załamania PKB. Dwa: wg instytutu Heritage indeks wolności handlu zagranicznego w Korei Południowej był wyższy niż w Polsce od 1995 (dla wcześniejszego okresu nie ma danych,a le podejrzewam, że również) do 1997 a potem nie był znacząco niższy w 2003 był wyższy i dopiero od 2003 roku Korea ma bardziej protekcjonistyczną politykę. Co ciekawe od 2002 roku rozwój Polski jest szybszy niż Korei, co przeczy Pańskiej tezie. Wynika z tego bowiem, że zwiększenie protekcjonalizmu w XXI wieku pogorszyło kondycję gospodarki Korei.
Co do tych komórek i innych. Australia jest bardziej zamożna od Korei (znacząco zamożniejsza), a nie ma własnego koncernu w rodzaju Samsunga. Dwa:

Odpowiedz

Aleksander Piński

A propos Australii, to kraj jest bogatszy od Korei, bo po pierwsze rozwija się od połowy XIX w. a nie tak jak Korea od połowy XX w., po drugie również silnie chronił własny przemysł przed konkurencją, po trzecie ma dużo surowców naturalnych.
Jeżeli chodzi o ranking wolności gospodarczej Heritage Foundation to Jeffrey Sachs w książce "Koniec z nędzą" z 2006 r. pokazuje, na podstawie danych z lat 1995-2003, że nie ma żadnej korelacji miedzy tym wskaźnikiem a wzrostem gospodarczym. Zresztą problem z takim rankingami polega na tym, że w dzisiejszych czasach większość barier w handlu nie ma charakteru ceł. Na przykład Japonia blokuje sprzedaż importowanych aut w swoim kraju przez sieć dystrybucji.

Odpowiedz

mak

Tak w ogóle to zgodnie z tymi danymi:
http://www.tradingeconomics.com/poland/gdp-per-capita-ppp-constant-2005-international-dollar-wb-data.html
http://www.tradingeconomics.com/south-korea/gdp-per-capita-ppp-constant-2005-international-dollar-wb-data.html
wzrost PKB w Polsce był WYŻSZY niż w Korei Południowej.
Dynamika wzrostu PKB w Polsce lata 1991-2011: 238%
Dynamika wzrostu PKB w Korei Południowej dla tego samego okresu: 223%
Co ciekawe, Polska nie doświadczyła ani jednego okresu spadkowego, Korea natomiast 2-krotnie.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Wszystko zależy od okresu jaki Pan weźmie pod uwagę. Gdyby Pan wziął wzrost gospodarczy za ostatnie 40 lat to Korea pobiłaby Polskę na głowę. Na początku lat 60. kraj ten miał PKB na poziomie Afryki, dziś ma średnią UE. Wreszcie bardzo dobrym miernikiem jakości polityki gospodarczej jest poziom bezrobocia: w Polsce (po dodaniu 2 mln ludzi, którzy wyjechali za pracą po 2004 r.) wynosi ponad 20 proc., w Korei 3 proc.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Faktycznie jest trudno defintywnie stwierdzić co było przyczyną szybkiego wzrostu gospodarczego, ponieważ wiele różnych czynników działało na raz. Zgadzam się, że do jego uzyskania potrzebne jest zwiększenie stopy inwestycji. Ale silną przesłanką świadczącą o tym, że protekcjonizm jest konieczny do wzbogacenia się jest to, że praktycznie wszystkie kraje które dogoniły najbogatsze kraje świata w ostatnich kilkudziesięciu latach chroniły własne rynki m.in. cłami, ale także innymi metodami m.in. zaniżonym kursem waluty (tak robią obecnie Chiny). Tak robiły Japonia, Korea Południowa, Tajwan, Finlandia. Najsilniej protekcjonistyczna była Japonia i to właśnie ona odniosła największy sukces gospodarczy w historii. W ciągu 23 lat pięciokrotnie zwiększyła PKB i dogoniła Europę Zachodnią startując z poziomu niższego niż Meksyk. Regularnie miała jeszcze w latach 60. wzrosty po 12 proc. rocznie! Dlaczego mamy próbować się bogacić sposobem, któremu wzbogacić się jeszcze nikomu nie udało? Widzi Pan w tym sens? Bo ja nie.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Rzeczywiście jest coś immanentnego w stosowaniu protekcjonizmu w tych gospodarkach, co daje do myślenia. Jakaś "nieuchronność" tu występuje, ale moim zdaniem, jak i zdaniem większości ekonomistów (także tych bardziej interwencjonistycznych), nie to przesądza o rzeczywistym wzroście.

Natomiast wyzwanie, które Pan rzuca jest dosyć poważne - jak to możliwe, że te rozwijające się kraje stosowały protekcjonizm? Myślę, że odpowiedź tkwi w tym, że protekcjonizm jest immanentny dla systemów politycznych, które były w tych krajach tworzone. Tak działają niestety współczesne (i to jak bardzo różniące się od strony czysto politycznej i prawnej!) państwa, wedle logiki powiązań biznesowo-politycznych. Nawet jeśli wszystko podpowiada przeciwko takim rozwiązaniom - vide przykład ceł na stal za czasów Georga Busha. Wszyscy ekonomiści wskazują, że nie opłaca się to gospodarce amerykańskiej, ale cła i tak są wprowadzone - bo takie były akurat lobbystyczne i polityczne realia.

Co do Japonii proszę pamiętać, że w 1961 jej dochód per capita wynosił 500 dolarów, a Korei Południowej pięć razy mniej (co ciekawe rok wcześniej wynosił znacznie więcej, ale rząd niestety wprowadził politykę inflacji waluty w celu między innymi wspierania eksportu...).

Odpowiedz

Piotr

Protekcjonizm w krajach które osiągnęły pewien poziom rozwoju przemysłowego wiąże się prosto ze zjawiskiem korupcji polityki przez duże lokalne organizmy gospodarcze. Jest to ułatwione tym bardziej że rodzimym koncernom łatwiej zatrudniać pociotków etc. co w Korii jest czymś normalnym tj. karuzela urzędników i polityków rządowych oraz doradców na zasadzie czebol-parlament-doradztwo-czebol jest immanentną cechą, podobnie zresztą jak w Chinach. W ten sposób zarówno w Chinach jak i Korei czy Japonii trudno odróżnić czy to keiretsu/czebole rządzą politykami czy politycy mają na nich wpływ.
Hyundai od zawsze był blisko związany z rodziną generała Parka, podobnie koncern oponiarsko-przetwórczo-budowlany Kumho etc. Samsung ma swoich ludzi i rodziny w polityce które u niego pracują, podobnie itd.
Podobnie jest w Japonii. Określone keiretsu działające od rolnictwa przez budowlankę do maszyn, komputerów i uzbrojenia związane są z daną partią i klanami politycznymi które działają jeszcze od czasów meiji lub międzywojnia. Po II wojnie światowej wszyscy premierzy pochodzili z takich klanów i dawali zlecenia "swoim" keiretsu, podobnie ich ministrowie co jest zresztą zgodne z konfucjańską filozofią społeczno-polityczną. Więzy te w Azji są tym bardziej mocne że przez firmy, politykę i kulturę przenoszą się więzy pokrewieństwa a pochodzenie, ród, pokrewieństwu i głębsze przyjaźnie (kansi) są podstawą biznesu, życia towarzyskiego etc. (w filmie np. nawet to jacy aktorzy z jakim producentem pracują).
Nic więc dziwnego że kiedy gałąź przemysłu urosła w siłę to politycy wysługiwali się swoim krewnym i przyjaciołom którzy byli nimi nierzadko od wielu pokoleń (i jest to dobrze udokumentowane np. kontakty rodzin w japońskiej polityce, handlu i przemyśle od ponad 200 lat!). To np. skąd pochodzi żona obecnego następcy tronu Japonii - to nie "miłość" jak to rozumiemy ale realny interes i uświęcone tradycje przedłużania kontaktów które nieraz są nawet pieczętowane rodzinnymi traktatami uznawanymi przez ich kodeks honorowy (podobnie w Korei Południowej, pomimo kataklizmów kulturowych w dużym stopniu przetrwało to także w Chinach).
Tak więc amerykańskie kontakty polityków z koncernami to nic w porównaniu z tym co się dzieje w Azji, ba, tam to jest czymś normalnym od wieków, podobnie jak biurokracja.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Proszę jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. Po II wojnie światowej kraje Europy Zachodniej bogaciły się według zasad Friedricha Lista a nie Davida Ricardo. Najpierw pod ochroną ceł każdy kraj budował swój przemysł (często dublując się) a dopiero potem miała miejsce likwidacja barier celnych. Efekt jest doskonały: mamy grupę bogatych, rozwiniętych krajów z, w większości, niskim bezrobociem.

Z kolei w przypadku byłych krajów socjalistycznych miała miejsce najpierw likwidacja barier celnych (czyli bogacimy się według teorii Davida Ricardo a nie Friedricha Lista), po to by doganiać bogate kraje Europy Zachodniej handlując z nimi bez żadnych ograniczeń. Jaki jest tego efekt? Horrendalne bezrobocie, niedorozwój przemysłu i niski wzrost gospodarczy. Żadnemu z byłych krajów socjalistycznych nie udało się, dogonić bogatych krajów Europy Zachodniej i nic nie wskazuje by miało się to stać w najbliższym czasie.

Co więcej, mało kto wie, że po II wojnie światowej najszybciej rozwijającymi się krajami w Europie wcale nie były Niemcy tylko Grecja, Hiszpania i Portugalia, rządzone przez wojskowe dyktatury, które stosowały politykę zbliżoną do polityki azjatyckich tygrysów: (sterowana przez państwo industrializacja, protekcjonizm itd.). Ich problemy gospodarcze zaczęły się wraz z otwarciem rynków po to by wejść do UE.

Już w 1841 r. Friedrich List pisał, że strategia namawiania biednych krajów do wolnego handlu z bogatymi to nic innego jak "odkopywanie drabiny", która umożliwiłaby biednym krajom "wspięcie się" do bogactwa. I jak widać z powyższych przypadków to List a nie Ricardo miał rację.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Trochę zataczamy koło. Powraca Pan do argumentu o współwystępowaniu dwóch czynników na raz: protekcjonizmu i wzrostu gospodarczego. Problem w tym, że współwystępowanie tych zjawisk nie implikuje ich przyczynowości. Uważniejsza analiza empiryczna (podałem ją na przykładzie Korei, ale można ją też przeprowadzić na pozostałych krajach) pokazuje, że nie ma przyczynowości od protekcjonizmu do wzrostu gospodarczego. Kraje te rozwijały się gwałtownie pomimo protekcjonizmu i niezależnie od niego.

Możemy też zaobserwować, że bogaci ludzie dużo wydają na dobra luksusowe. To jeszcze nie oznacza, że wydawanie pieniędzy na dobra luksusowe przynosi wysokie dochody. Współwystępowanie nie oznacza przyczynowości. Tak samo widzimy, że bogate kraje stosują protekcjonizm, ale to nie oznacza, że protekcjonizm pozwolił im się wzbogacić.

Odpowiedz

a

Rozumiem że potrafi pan podać przykłady krajów które rozwinęły się równie dobrze choć nie stosowały protekcjonizmu, oraz krajów które nie rozwinęły się pomimo jego wprowadzenia?
Jakoś dziwnie protekcjonizm idzie w parze ze wzrostem gospodarczym, ale wystarczy się chwilę zastanowić, że raczej logiczne jest to, że kraj który "obrósł w piórka" ma czym konkurować z innymi krajami, i to tym bardziej rozwiniętym, które kiedyś się chroniły i urosły, dziś bardziej się opłaca sprzedawanie teorii wolności gospodarczej, bo dzięki temu naiwni otworzą im rynki zbytu.

Odpowiedz

prorock

@a "Rozumiem że potrafi pan podać przykłady (...) krajów które nie rozwinęły się pomimo jego wprowadzenia?

Czy takim przykładem mogą być kraje świata-systemu komunistycznego z XX wieku?

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Jakoś dziwnie protekcjonizm idzie w parze ze wzrostem gospodarczym"

Niewolnictwo też idzie w parze ze wzrostem gospodarczym. Potwierdzają to egipskie piramidy. Proponuję zatem pragmatyczną politykę niewolniczego protekcjonizmu. Nie tylko będziemy produkować w Polsce komputery i samochody, zamiast kupować z zagranicy, ale także skujemy 49% (nie może być więcej, bo mamy rządy większości) społeczeństwa, aby pracowały pod przymusem w nowych polskich Samsungach i Hyundaiach. Wszak produkcja komputerów i samochodów w Polsce (i idący za tym wzrost gospodarczy) są ważniejsze niż wolność osobista Polaków.

Pan redaktor Piński powiada: "Protekcjonizm jest inwestycją o bardzo dobrej stopie zwrotu". A ja powiem, że idąc tą logiką dalej, należałoby powiedzieć: niewolnictwo jest inwestycją o bardzo dobrej stopie zwrotu. Pragmatyczny człowiek, w przeciwieństwie do zacietrzewionego liberała, z pewnością by taką opcję merytorycznie rozważył.

Odpowiedz

mak

"

"Z kolei w przypadku byłych krajów socjalistycznych miała miejsce najpierw likwidacja barier celnych (czyli bogacimy się według teorii Davida Ricardo a nie Friedricha Lista), po to by doganiać bogate kraje Europy Zachodniej handlując z nimi bez żadnych ograniczeń. Jaki jest tego efekt? Horrendalne bezrobocie, niedorozwój przemysłu i niski wzrost gospodarczy."
Wszystkie Pańskie tezy są fałszywe. "
Polska rozwijała się przez ten okres znacząco szybciej od Europy Zachodniej, państwa post-komunistyczne mają do dzisiaj olbrzymi udział zatrudnionych w przemyśle (Czechy 38% ogółu zatrudnionych pracuje w przemyśle, Słowenia 37%, Węgry 31%, dla porównania: USA: 17%, chwalona przez Pana Korea 17%, Dania 20%), horrendalne bezrobocie? Które? Na 5 krajów UE o najwyższej stopie bezrobocia 4 to kraje Europy Zachodniej.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Według najnowszych danych Eurostatu (lipiec 2013) największe bezrobocie w UE jest w Grecji (27,6 proc.), Hiszpanii(26,3 proc.), na Cyprze (17,3 proc.), w Chorwacji(16,7 proc.) i w Portugalii(16,5 proc.). Wszystko to są kraje, które wstąpiły to UE później i otworzył swoje rynki na handel z bogatszymi krajami. Gdyby z Polski nie wyjechało 2 mln ludzi za pracą bylibyśmy na trzecim miejscu w UE pod względem bezrobocia (ok. 21-22 proc.). Jest dokładnie tak jak napisałem: biedne kraje europejskie otworzyły rynki, w efekcie konkurencja zniszczyła najbardziej zaawansowane przemysły w tych krajach i stąd gigantyczne bezrobocie.

Mierzenie udziału przemysły w gospodarce nie jest dobrą metodą, dlatego że ze względu na postęp technologiczny i silny wzrost produktywności zatrudnienie w przemyśle szybko spada, mimo iż często gospodarka produkuje więcej dóbr przemysłowych. Dlatego lepiej patrzeć na wskaźnik manufacturing per capita. w Polsce wynosi (dane za 2011 r.) 2063 USD, w Czechach 4462 USD, w Korei Południowej 6468 USD.

Odpowiedz

raf

"Według najnowszych danych Eurostatu (lipiec 2013) największe bezrobocie w UE jest w Grecji (27,6 proc.), Hiszpanii(26,3 proc.), na Cyprze (17,3 proc.), w Chorwacji(16,7 proc.) i w Portugalii(16,5 proc.)."

W Hiszpanii bezrobocie wahało się w okolicach 20% przez większą część lat 80. Natomiast tak niskiego jak w 2007 - 8,5% Hiszpanie nie mieli u siebie od co najmniej 26 lat. Nie znam danych sprzed 1980.

"Gdyby z Polski nie wyjechało 2 mln ludzi za pracą bylibyśmy na trzecim miejscu w UE pod względem bezrobocia (ok. 21-22 proc.)."

Wg GUS w 2003 przed wejściem do UE liczba zatrudnionych w Polsce wyniosła 12,7 mln osób, a w 2012 14,2. Nie da się ukryć, że w 2003 Polska była krajem bardziej protekcjonistycznym niż w 2012.

Odpowiedz

Aleksander Piński

I jeszcze uwaga a propos Japonii i tych 500 USD dochodu. Po pierwsze to zapewne nominalny dochód, po drugie wówczas dolar wart był wielokrotnie więcej, iż obecnie. Jak podaje Angus Madison w "Contours of the World Economy, 1–2030 AD" w 1950 r. PKB na obywatela według parytetu siły nabywczej wynosiło w Japonii 1921 USD(w dolarach z 1990 r.) podczas gdy w Wielkiej Brytanii 6939 USD. W 1973 r. w Japonii wynosiło 11 434 USD, podczas gdy w Wielkiej Brytanii 12 025 USD. Te 23 lata w Japonii średni wzrost gospodarczy wynosił 8 proc. Dla porównania w Niemczech, które doświadczały rzekomego cudu gospodarczego było to 5 proc.

Korea faktycznie była jeszcze biedniejsze od Japonii. W latach 50/60 PKN tam było niższe, niż w niektórych afrykańskich państwach. To tylko pokazuje jaką potęgą w zwiększaniu bogactwa jest azjatycki model, którego integralną częścią jest protekcjonizm.

Odpowiedz

Waldek

Ja już nie mogę się doczekać, jak Listowska Białoruś przegoni gospodarczo tę okropną Ricardowską Polskę.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

(Nie twierdziłem, że Japonia się wolno rozwijała, tylko że chybione jest pokazywanie, iż jest bogatsza od Korei Południowej, skoro startowały z diametralnie innego poziomu).

Co do Korei napisałem wyżej - Korea zaczęła się nagle gwałtownie rozwijać w latach 60. Protekcjonizm był wcześniej, a jednak się nie rozwijała. W latach 60 został nawet relatywnie zmniejszony. Dlatego przyczyna dynamicznego wzrostu leży gdzie indziej.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Zwrócił Pan uwagę na ciekawy wątek protekcjonizmu, którego nie chciałem poruszać, by nie komplikować sprawy. Otóż faktycznie nie każdy protekcjonizm prowadzi do bogactwa o czym świadczy przypadek wielu krajów Ameryki Południowej. Czym się charakteryzuje dobry protekcjonizm? Otóż firmy, które działają na chronionym wewnętrznym rynku trzeba zmuszać do eksportu. Inaczej nie ma sposobu, by zmusić je do poprawiania jakość produktów. Mało osób to wie, ale w Korei działały dziesiątki czeboli. Te które obecnie działają zostały w wyniku silnej konkurencji o dotacje. Koreańczycy bezlitośnie eliminowali te firmy, które mimo wsparcia sobie nie radziły (na przykład Daewoo). Wiele wskazuje na to, że konieczne jest także wsparcie finansowe w postaci łatwo dostępnych kredytów, których w latach 50 nie było, bo pod wpływem USA Korea sprywatyzowała banki.
Twierdzi Pan, że nie można wnioskować że protekcjonizm powoduje bogactwo, ale sam Pan utrzymuje że wolny handel je powoduje chociaż nie ma żadnego, dużego, bogatego kraju na świecie, który wzbogaciłby się stosując wolny handel. W przypadku protekcjonizmu możemy na pewno stwierdzić, że można stać się bogatym krajem stosując protekcjonizmu, tymczasem nie możemy tego powiedzieć jeżeli chodzi o wolny handel.

Odpowiedz

raf

"W przypadku protekcjonizmu możemy na pewno stwierdzić, że można stać się bogatym krajem stosując protekcjonizmu."
--
Jak krajem to i miastem logicznie rzecz biorąc. Skoro Polska stanie się bogatsza nakładajac cła na Niemcy, a Niemcy na Polskę, to dlaczego inaczej miałoby być w przypadku Lublina i Warszawy? Dzięki cłom wzajemnym i Warszawa i Lublin staną się bogatsze, a w konsekwencji Polska.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Otóż jest ogromna różnica między tym, czy postawimy cła między Lublinem a Warszawą a Polską a Niemcami. T o nie jest tak, że dzięki cłom obie strony stają się bogatsze. Straci kraj bogatszy a zyska kraj biedniejszy i dlatego mocarstwa kolonialne narzucały koloniom układy o wolnym handlu. Cła zmieniają strukturę gospodarki. Umożliwiają budowę własnego przemysłu, który by nie powstał bez nich. Ostatnio były premier Hausner powiedział w wywiadzie, że w Polsce za większość eksportu odpowiadają firmy zagraniczne, które lokują w naszym kraju proste, pracochłonne prace, nie wymagające większych kwalifikacji. Dobrze płatne prace wymagające większych kwalifikacji, czyli np. centra badan i rozwoju lokowane są w krajach macierzystych. To jest właśnie efekt tego, że nie zbudowaliśmy własnych Samsungów czy Nokii. To jest de facto układ kolonialny: przemysłowe centrum - Niemcy, Austria i pozbawione większego przemysłu kolonialne peryferia - Polska, Grecja.

Odpowiedz

Balcerek

@Aleksander Piński
". Straci kraj bogatszy a zyska kraj biedniejszy"

czyli najbiedniejsze miasto polski powinno wprowadzić cła w handlu z resztą polski? dzielnice między sobą też?

Odpowiedz

Aleksander Piński

I jeszcze jedna uwaga. Zachęcam do przeczytania znakomitej książki Paula Bairocha "Economics and World History Myths" . Bairoch to jeden z najbardziej znanych historyków ekonomicznych na świecie. Instytut Historii na Uniwersytecie w Genewie został nazwany jego imieniem. W powyższej książce jest kilka rozdziałów o wolnym handlu i protekcjonizmie. A oto podsumowanie profesora (str 54): "Trudno jest znaleźć drugą tak popularną teorię, w której fakty tak przeczą tezie, jak w przypadku przekonania o szkodliwości protekcjonizmu".

Odpowiedz

legrand

a ja zachęcam do studiowania ekonomii Panie Piński..jest wiele szkół zaciekle sie zwalczaja ale co do kwestii wolnego handlu sa zgodne..polecam tez ,,wędrówki po dziejach przemysłu polskiego,, a. Bocheńskiego..jest tam passus o tym jak Fryderyk Wielki próbował stworzyc przemysł wzorując sie na Anglii...z pana enuncjacji można wyciągnąc wniosek ze handel wolny jest możliwy tylko w przypadku zblizonej zamożności obu stron..to absurd..rozumiem ze ta zasada działa tylko w handlu zagranicznym ..na rynku wewnętrznym juz nie
















0-

Odpowiedz

Aleksander Piński

Jeżeli chce Pan zbudować bogaty kraj otwarcie na handel z krajami bardziej rozwiniętymi doprowadzi do zniszczenia najbardziej rozwiniętego przemysłu. Tak było m.in. w Polsce, Czechach, Rosji.
A bez przemysłu nie ma bogactwa.
Proszę zobaczyć co się stało po zjednoczeniu Włoch i zniesieniu barier w handlu. Wszystkie bardziej rozwinięte przemysły na południu Włoch zostały zniszczone. Od ponad 100 lat północ próbuje podnieść poziom życia na południu a południe jak było biedne, tak jest.

Odpowiedz

Waldek

Południe Włoch było bogatsze w momencie zjednoczenia. Zostało gospodarczo zniszczone przez nadzwyczajne podatki nałożone przez zwycięską północ (Neapol był państwem podbitym i tak go traktowano początkowo).
Gruzja niecałe 10 lat temu zniosła lub drastycznie ograniczyła większość ceł. Od tego czasu (pomimo wojny z Rosją po drodze) świetnie się rozwija - rośnie PKB, zatrudnienie w sektorze prywatnym, realne płace; produkcja przemysłowa wzrosła w tym czasie prawie 4 razy.

Odpowiedz

Aleksander Piński

I jeszcze jeden ciekawy cytat dla zwolenników wolnego handlu. Pochodzi z książki syna przezydenta Rossevelta Elliota Roosevelta, zatytułowanej "As He Saw It" i wydanej w 1946 r. Cytuje on rozmowę między jego ojcem- prezydentem USA - a premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem. Zarówno Roosevelt jak i Chuchill rozumieli, że wolny handel z biednymi krajami to sposób na utrzymanie ich w biedzie.Pozwolę sobie zacytować w oryginale:
Churchill shifted in his armchair. ‘The British Empire trade agreements,’ he began heavily, ‘are –’ Father broke in. ‘Yes. Those Empire trade agreements are a case in point. It’s because of them that the people of India and Africa, of all the colonial Near East and Far East, are still as backward as they are.’ Churchill’s neck reddened and he crouched forward. ‘Mr President, England does not propose for a moment to lose its favoured position among the British Dominions. The trade that has made England great shall continue, and under conditions prescribed by England’s ministers.’

Odpowiedz

Balcerek

należało by chyba również wymienić honk-kong jako kraj który rozwijał się bez protekcjonizmu. jedna z najbardziej otwartych gospodarek.

Odpowiedz

Aleksander Piński

A propos Hong-Kongu, to świetny przykład, ponieważ Hong-Kong praktycznie nie ma przemysłu. Nie ma, bo cały przemysł jest zaraz za niego granicą, w Chinach. Zresztą strategia wolnego handlu może doprowadzić do bogactwa w przypadku właśnie niewielkich państewek. Dlatego, że wówczas nie zbudujemy własnego przemysłu i musimy polegać na inwestycjach zagranicznych. Ale, by inwestycje zagraniczne doprowadziły do zbudowania bogatego kraju musi ich być bardzo dużo na obszarze zamieszkałym przez niewielką liczbę osób, zwykle nie więcej niż 5 mln. W ten sposób, na inwestycjach zagranicznych zbudowały bogactwo Signapur i Irlandia. Ale to nie jest strategia odpowiednia dla dużych państw. Nie ma możliwości byśmy byli w stanie ściagnąć tyle inwestycji zagranicznych, w przeliczeniu na obywatela co te państwa. Podkreślam jeszcze raz: nie bez powodu nie ma żadnego dużego państwa, które zbudowałoby bogactwo przy otwartych granicach.

Odpowiedz

On

To podzielmy Polskę na kilkadziesiąt Hong-Kongów. Pasuje? Wolę żyć w takim Poznaniu Hong-Kongu niż w Poznaniu w Polsce, gdzie prawo będzie uchwalane przez merkantylistyczne kolesiostwo pokroju wschodniego.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Nie da rady, bo nie Pan kilkudziesięciu Chin. Hong-Kong to sztucznie wyodrębniony okręg, który swoje bogactwo zawdzięcza Chinom. Gdyby nie przemysł, który znajduje się zaraz za granicą Hong-Kongu takiego bogactwa by nie było.

Odpowiedz

Onn

Czyli jeśli wkoło Chin powstałoby 50 kolejnych wolnych miast, to Hong-Kong stałby się nagle biedniejszy? :)

Odpowiedz

marc20

"

Ale to właśnie metropolie wymuszały na koloniach układy, które zmuszały do wolnego handlu z zastosowaniem przewagi komparatywnej! Dlaczego? Bo słabo rozwinięte kraje mają zwykle przewagę komparatywną w rolnictwie albo wydobyciu surowców. Oczywiście nie ma w tych działalnościach nic złego, ale bez ochrony ceł słabo rozwinięte kraje nie zbudują własnego przemysłu. Dlatego w latach 20. XX w. wieku 95 proc. sprzedawanych aut w Japonii było amerykańskie. Japończycy nie byli w stanie z nimi konkurować, bo ich auta były o połowę droższe. Co zrobili?

Czy pogodzili się z tym, że Amerykanie mają przewagę komparatywną w produkcji aut a sami zajęli się produkcją sake? Nie! Uchwalili prawo, że każda firma produkująca auta w Japonii musi mieć szefa Japończyka i być w większości własnością Japończyków. I wyrzucili montownie Forda i General Motors z kraju i dopiero wówczas, w 1937 r. powstała Toyota i inni japońscy producenci samochodów. Gdyby stosowali się teorii Ricardo, to japoński przemysł samochodowy nigdy by nie powstał."

Pan nie ma racji a właściwie wiedzy - już w latach 30' Japońskie samochody zalewały rynki Ameryki Południowej wypierając stamtąd amerykańskie.
Polecam książkę "Japonia" Zischki z 1936 r.

Odpowiedz

Aleksander Piński

A ja polecam "Bogactwo i bieda narodów" prof. Davida Landesa z Uniersytetu Harvarda skąd pochodzi historia o japońskim przemyśle motoryzacyjnym.

A tu twarde dane:

Between 1925 and 1936, the United States Big Three automakers' Japanese subsidiaries produced a total of 208,967 vehicles, compared to the domestic producers total of 12,127 vehicles.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panie Redaktorze, trochę wybiórczo podchodzi Pan do analizy empirycznej danych, powołując się przy tym na wybitnych historyków gospodarczych. Przy całym szacunku dla ich dorobku jako historyków, brakuje u nich rzeczowej analizy ekonomicznej. Empiryczna analiza danych wymaga czegoś więcej niż ich pasywnej rejestracji i ilustracji współwystępowania.

Pozwalam sobie tutaj powrócić do tego, co pisałem wyżej: współwystępowanie nie implikuje przyczynowości.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Oczywiście, że współwystępowanie nie musi oznaczać przyczynowości, ale zdecydowanie częściej oznacza, niż nie oznacza. Zresztą w przypadku wolnego handlu i bogactwa nie Pan nawet współwystępowania, bo nie ma żadnego dużego, bogatego kraju który by wzbogaciłby się przy otwartych graniach a USA, stare kraje UE i Japonia stosowały protekcjonizm. Szczerze mówiąc nie rozumiem logiki opowiadania się za rozwiązaniem, które jeszcze nigdy nie sprawdziło się w praktyce, kiedy mamy gotowe, sprawdzone wzorce do skopiowania.

Kiedyś przeczytałem ciekawy argument za protekcjonizmem. Otóż w stosunku do własnych dzieci nawet najwięksi zwolennicy wolnego rynku nie sugerują, że najlepszym rozwiązaniem jest wyrzucenie ich dzieci na ulice dzień po skończeniu 18 lat, aby wystawić ich na działanie konkurencji. Zamiast tego płacą za ich edukacja, dają im na życie opłacają mieszkanie itd. Bo każdy rodzić rozumie, że dobrze płatne zawody takie jak lekarza, inżyniera czy adwokata wymagają czasu, by zdobyć potrzebną wiedzę.

My w 1989 r. "wyrzuciliśmy" naszą gospodarkę na ulice i poddaliśmy na działanie konkurencji wtedy kiedy nie była ona na to gotowa. Koreańczycy i Japończycy chronili i widzimy efekty. My specjalizujemy się w "dokręcaniu śrubek" w zagranicznych produktach, jak to ujął wicepremier Hausner a Koreańczycy i Japończycy robią pod własnymi markami komputery, komórki i samochody.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panie Redaktorze,

w wypadku Korei i Polski mieliśmy kilkaset czynników odmiennych w tych obydwu przypadkach. Wybiera Pan jeden, żeby dowodzić swojej tezy. Ale jest kilkaset innych czynników, które mogą przesądzać. Dużo lepsze jest porównanie, które zaproponowałem wyżej, selekcjonowanie tylko jednego czynnika dla tego samego przypadku. Np. Korea przed 1961, kiedy rozwijała się kiepsko była dużo bardziej protekcjonistyczna od Korei po 1961, gdy doświadczyła dynamicznego rozwoju. Po 1961 nastąpiła liberalizacja handlu międzynarodowego i gwałtowny wzrost - jak Pan to wytłumaczy?

To, że żaden kraj z silnym przemysłem nie miał w pełni wolnego handlu, niczego nie dowodzi (nota bene nie jestem przekonany, czy to prawdziwa teza). Z pewnością istnieją przypadki rozwoju gigantycznego przemysłu bez faworyzujących go ceł.

A poza tym nie ma również na świecie człowieka, który byłby bez grzechu. Czy to znaczy, że nie warto żyć bez grzechu, skoro nikomu nigdy się to nie udało? Grzech jest albo dobry, albo zły, niezależnie od tego, jak wielu ludzi grzeszy. Tak samo z protekcjonizmem - albo jest dobry, albo zły. Z tego punktu widzenia jest nieistotne jak wiele krajów go praktykuje.

Co do porównania do dzieci, to jest daleko posunięta metafora, która jest metaforą poetycką, a nie rzeczowym porównaniem. Równie dobrze można wymyślić odwrotną metaforę.

Odpowiedz

Krystyna Szurowska

my w 1989r. zaczęliśmy wyprzedaż majątku doprowadzając najpierw do upadłości, żeby było taniej zbyć. Nie było tu żadnej myśli ekonomicznej, a już najmniej poddawania naszej gospodarki jakiejkolwiek konkurencji. Nie było przecież mowy o rozwijaniu przemysłu, tylko o wyprzedaży, "bo nic się nie opłacało". Poza tym trzeba było pozyskiwać kapitał - i ukraść pierwszy milion przez rodzimych kapitalistów. Trudno w tym okresie mówić o jakiejkolwiek gospodarce, czy prawach w niej działających. Działały prawa, kto bliżej władzy, tym szybciej stawał się kapitalistą. Trudno tu w ogóle porównywać się z innymi poważnymi krajami i mówić o strategii gospodarczej.
Jakoś żaden z ekonomistów nie sięgał po sprawdzone wzorce budowy dobrej gospodarki. A przecież były takie na świecie. Tylko nikt ani myślał o rozwoju. Trąbiono o pionierskiej transformacji ustrojowej i wszystko, co robiono było cudowne i jedyne na świecie. Gdzie były głosy ekonomistów? Czy choćby tylko rozsądnych ludzi? Dlatego próby analizy w oparciu o statystyki, a tym bardziej wybiórcze dobieranie stosownych parametrów z tego okresu nie pozwoli wyciągnąć poprawnych wniosków, bo nasza ówczesna gospodarka była pełna chaosu i nieuczciwosci.

Odpowiedz

Onn

Ale kto miał ten przemysł rozwijać? Państwo? Który? Za czyje pieniądze? Jasne, że "przy okazji" prywatyzacji doszło do skoku na kasę, ale trudno sobie wyobrazić inny sposób przekupienia nomenklatury.

Odpowiedz

Balcerek

"Zresztą strategia wolnego handlu może doprowadzić do bogactwa w przypadku właśnie niewielkich państewek"

podzielmy zatem polskę na małe regiony, takie małe państewka.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Nie da radym, bo one będą konkurować ze sobą o te same inwestycje. Na świecie jest miejsce co najwyżej na kilka takich państw. Zresztą w przypadku Irlandii skorzystała ona na taryfie celnej Unii Europejskiej, bo połowa inwestycji zagranicznych na jej terytorium pochodzi z USA. Gdyby nie taryfa celna między USA a UE większość z tych koncernów nie miałaby powodu, by inwestować w Irlandii.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

poprosiłbym o źródło informacji, że po 1961 r. Korea była mniej proktecjonistyczna, niż po 1961 r. Prof. Ha Joon Chang, Koreańczyk który wykłada obecnie na Cambridge University opisywał jak to w szkole (już za generała Parka, czyli po 1961 r.) uczono go że patriotycznym obowiązkiem jest donoszenie na każdego kto pali zagraniczne papierosy zamiast krajowych. Oto fragment książki Changa: "Spending foreign exchange on anything not essential for industrial development
was prohibited or strongly discouraged through import bans, high tariffs and excise taxes (which were called luxury consumption taxes). ‘Luxury’ items included even relatively simple things, like small cars, whisky or cookies". Chang opisuje jak to pod koniec lat 70. zapanowała euforia bo rząd pozwolił za sprowadzenie partii duńskich ciasteczek. Czy to dla Pana wygląda jako polityka kraju który odchodzi od protekcjonizmu?

Odpowiedz

Waldek

To może ja odpowiem
"The growth miracle came on the heels of a sweeping set of policy reforms following the ascension of Park Chung Hee to power in 1961. One major area of reforms was in trade policy. Park believed that Korea needed to start exporting, but recognized that the country had few natural resources. Consequently, trade policy shifted from largely focusing on import substitution to one focused on export expansion. Hong (1979) documents 38 reforms designed to promote exports. Of thesereforms, two stand out. In the early 1960s, Korea eliminated tariffs on imported inputs and capital goods, but only as long as these imports were used to produce goods for export. The imports could not be used for production of goods sold domestically. Westphal and Kim (1977) show that, at least until 1975, this was the most important export-oriented policy. Second, beginning in the 1970s and continuing for the next two decades, Korea engaged in a broader, gradual reduction of tariff rates from about 40 percent to 13 percent. During this period, there were significant changes occurring in the global trading environment, as well. Perhaps GATT’s two most important set of global tariff reductions occurred between 1968 and 1986, the Kennedy Round and the Tokyo Round.

Za: Michelle Connolly, Kei-Mu Yi, How Much of South Korea’s Growth Miracle Can Be Explained by Trade Policy?, FEDERAL RESERVE BANK OF SAN FRANCISCO WORKING PAPER SERIES

Odpowiedz

Aleksander Piński

Dziękuje za cytat. W żadnym wypadku nie wynika z niego, że rząd Korei Południowej odszedł od protekcjonizmu.W poprzednich wpisach zwracałem uwagę, że nie każdy protekcjonizm jest dobry i nie każdy prowadzi do bogactwa. To zrobił gen. Park w Korei to wprowadził dobry protekcjonizm. Z jednej strony dał koreańskim firmom ochronę i dodatkowe zyski z chronionego krajowego rynku z drogiej strony zmuszał ich do eksportu, po to by firmy podnosiły jakość produktów, bo za granicą mogły wygrać tylko najlepszym stosunkiem jakości i ceny.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Tutaj jest całe opracowanie, które wyjaśnia dobitnie, dlaczego protekcjonizm nie jest w stanie wyjaśnić źródeł wzrostu gospodarki Korei i Tajwanu http://isites.harvard.edu/fs/docs/icb.topic442978.files/Rodrik%20--%20How%20Korea%20and%20Taiwan%20grew%20rich.pdf
w szczególności od strony 61
Zwracam uwagę na fragment "This is a measure of the real exchange rate which includes the
monetary equivalent of all the subsidies on exports (export premia through the
import link, cash grants, tax incentives, duty-free imports, expwrt credits and the
like), and which is therefore an appropriate index of the profitability of exporting
relative to other activities in the Korean economy."
Autorzy wskazują na indeks protekcjonizmu, który uwzględnia wszystko, bonusy, dotacje, zachęty podatkowe, zwolenienia z ceł, preferencyjne kredyty itd., które zwiększają bodźce eksportowe ("zmuszanie do eksportu", o którym Pan mówi). Gwałtowne przejście Korei na dynamiczny wzrost następuje w momencie zmniejszenia protekcjonizmu, a nie jego zwiększenia.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

jeżeli chodzi o porównanie do dzieci to metafora jest bardzo dobra, bo pozwala zrozumieć dlaczego powoływanie się na teorię Ricardo nie ma sensu. Ta teoria zawiera tyle założeń i tyle uproszczeń, że jej użyteczność przy podejmowaniu decyzji dotyczących istniejących państw jest żadna. Proszę zwrócić uwagę,że Ricardo nie rozróżnia działalności. W jego teorii jest tylko barter godzin pracy. Każda działalność gospodarcza jest równie dobra.
Tymczasem każdy, chociażby intuicyjnie rozumie, że lepiej być przeciętnym programistą, niż najlepszym na świecie zmywaczem naczyń. Podobnie jest z państwami. Lepiej jest mieć mało konkurencyjny globalnie przemysł niż nie mieć go w ogóle i skupić się rolnictwie czy wydobyciu surowców. Proszę zobaczyć jak radzi sobie Nowa Zelandia, która ma najbardziej konkurencyjne rolnictwo na świecie, wygrywa wszystkie rankingi jeżeli chodzi o wolność gospodarki, brak korupcji i przyjazność dla biznesu a jest niewiele bogatsza od Polski.
Natomiast, z całym szacunkiem, porównanie protekcjonizmu do grzechu jest chybione. To nie jest kwestia moralności czy etyki, tylko znalezienia najskuteczniejszego sposobu na bogacenie się.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Naturalnie grzeszenie to coś innego. Chodziło mi o pokazanie przez analogie, że Pana argument "nikt nie stosuje wolnego handlu, więc coś musi być z nim nie tak" nie ma znaczenia dla pozytywów wolnego handlu. Praktykowanie a pozytywy to dwie inne rzeczy. Nawet jeśli mamy problem ze znalezieniem człowieka, który nigdy w stu procentach nie odżywiał się zdrowo, to jeszcze nie znaczy, że odżywianie się zdrowo jest niekorzystne. Analogicznie z grzeszeniem i protekcjonizmem. To, że ludzie nie robią X, jeszcze nie decyduje o tym, że X jest niekorzystne (lub korzystne).

Jasne, że sama prezentacja Ricardo jest niepełna, bo zakłada laborystyczną teorię wartości, tylko dwa dobra i kilka innych rzeczy. Mamy jednak tę teorię dzisiaj rozwiniętą i dużo lepiej sformułowaną, oraz akceptowaną przez wszystkie szkoły ekonomii. Po prostu nie opłaca się robić rzeczy samemu. Żadnemu - ani najlepszemu, ani najgorszemu.

Znowu porównuje Pan kraje, które się wszystkim różnią. Zamiast porównywać Polskę i o 50% od niej bogatszą Nową Zelandię (50% to niewiele?), lepiej zadać sobie pytanie: czy Nowa Zelandia może się wzbogacić wprowadzając wysokie cła? Odpowiedź teorii ekonomii jest jednoznaczna: nie. Czy może zbudować przez to jakiś przemysł? Może i może, ale nie warto.

Czy lepiej zmywać naczynia, czy być programistą? Zostawmy tę odpowiedź rynkowi i suwerenności pracowników, dobrze? Dzięki państwowym projektom budowania przemysłu, ktoś zostanie średnim programistą, ale ktoś inny będzie musiał za to pracować i dostawać dochód kilkadziesiąt procent mniejszy niż by mógł. A potem będzie skazany na kupienie droższego i gorszego krajowego produktu, bo jakiś planista w stolicy sobie wyśnił, że mu się spodobał ten, a nie inny przemysł.

Jeśli chce Pan ciągnąć metaforę o dzieciach, to proszę. Rodzina i relacja rodzice-dzieci jest relacją budowaną na dobrowolności i naturalnej zależności. Rodzic jest trochę jak bank, który rozważa kredytowanie interesującej inwestycji rynkowej. Obserwuje "zdolność kredytową" dziecka, jego umiejętności, możliwości, posyła go na szkolenia pracownicze, inwestuje długoterminowo. Jednocześnie dobry rodzic nie zakrada się do szkoły i nie stosuje PROTEKCJI. Nie przekupuje dyrektora, gdy syn źle napisze sprawdzian, nie zakrada się do gabinetu nauczyciela, żeby zniszczyć prace lepszych uczniów. Nie aplikuje na WFie, żeby szybszym dzieciom przyczepić ciężarki do nóg (cła), aby biegały wolniej. Wystawia dziecko na uczciwą naturalną konkurencję.
Co więcej, zdaje sobie sprawę z tego, że nawet jeśli na świecie są inni rodzice, którzy tak robią, to nie warto iść tą drogą, bo zaszkodzą dziecku.
I która metafora lepsza?

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

otóż proktecjonizm jest w długim okresie korzystny dla zdecydowanej większości obywateli danego kraju. Mam pytanie: dlaczego kierowca autobusu w Sztokholmie zarabia nominalnie 50 razy więcej, niż kierowca autobusu w New Dehli, chociaż produktywność mają taką samą? Otóż dlatego, że są w Szwecji ludzie którzy kilkadziesiąt i kilkaset razy bardziej produktywni, niż średnia. Pracują zapewne w duży przemysłowych firmach, tworzą innowacje które sprawiają, że ich produktywność rośnie nawet o kilkadziesiąt procent rocznie.
Z drugiej strony zdecydowana większość Szwedów, w szczególności tych pracujących w usługach nie zwiększa swojej produktywności a więc teoretycznie nie powinni więcej zarabiać. Jednak politycy poprzez blokadę imigracji, pozwalają fryzjerom czy taksówkarzom podnosić ceny wraz z tym jak rosną płacę w przemyśle a pracownicy z przemysłu, płacąc podwyższone stawki za usługi podwyższają pensje fryzjerom czy kierowcom.
Tak więc ojcowie czy dziadkowie dzisiejszych szwedzkich fryzjerów kiedyś płacili więcej za produkty szwedzkiego przemysłu , w czasie kiedy było on niekonkurencyjny i musiał chronić się cłami i dlatego ich dzieci i wnukowie mogą teraz tak dużo zarabiać.
Tak więc to nie proktekcjonizm jest nieetyczny tylko wolny handel biednych krajów z bogatymi, bo doprowadza do zniszczenia przemysłu, bezrobocia i biedy, tak jak to miało miejsce w Polsce. I to nieetycznie postąpili polscy politycy prowadząc taką politykę.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

"otóż protekcjonizm jest w długim okresie korzystny dla zdecydowanej większości obywateli danego kraju"

Zdaje Pan sobie sprawę z tego, że jest to teza sprzeczna z przytłaczającą większością ekonomicznych badań empirycznych?

Podkreślę tylko, że opracowania historyków i zapiski dialogów Churchilla z Rooseveltem takimi badaniami nie są.

A jeśli wolny handel i konkurencja doprowadza do "zniszczenia" przemysłu tak jak było w Polsce, to znaczy, że ten przemysł powinien był zostać "zniszczony". Lepiej dla ogółu społeczeństwa, że może importować komputery i tkaniny, aniżeli zmniejszać swoje płace o 20%, żeby dotować droższą i gorszą produkcję.

A jeśli naprawdę w Polsce da się stworzyć dobry przemysł, który będzie zyskowny, to nic prostszego. Skoro to rzecz opłacalna, to biznes już powinien się tym zajmować.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

Jest tam indeks uwzględniający wszystkie dotacje do eksportu i autor się dziwi, że nie zawsze eksport rósł najbardziej wtedy, kiedy wsparcie dla eksportu było największe. W jaki sposób ma to udowadniać, że protekcjonizm jest gorszym sposobem na bogacenie się, niż wolny handel?
W pracy, którą Pan zacytował jest za to opisany bardzo ciekawy przypadek huty stali POSCO. Bank Światowy nie chciał dać na nią pieniędzy ponieważ produkcja stali nie była przewagą komparatywną Korei. Korańczycy i tak ją zbudowali i stworzyli najbardziej efektywnego producenta stali na świecie. A to jest za to świetny przykład na to, jak niestosowanie się do teorii przewag komparatywnych Ricardo prowadzi do bogactwa. Bardzo dziękuję za wsparcie.

Poniżej oryginalny fragment: "The case of POSCO, Korea's state-owned integrated steel mill, is instructive (if
not entirely representative). In the early 1970s, the Korean government was turned down by the World Bank when it applied for a loan to construct a steel plant. The World Bjuik's argument was that Korea did not have a comparative advantage in steel. The government was undeterred and went ahead nonetheless. The
government provided POSCO with capital assistance as well as infrastructure subsidies (for the construction of water supply facilities, port facilities, an electricity generating station, roads and a railway line). In addition, the government supported downstream industries to ensure demand for POSCO's production.POSCO eventually became, by the World Bank's reckoning, "arguably the world's most efficient producer of steel".

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Proszę zerknąć uważnie raz jeszcze - autor pokazuje, że Korea rozwijała się szybciej, kiedy zmniejszono zakres protekcjonizmu, co fałszuje Pana tezę, iż dynamiczny wzrost Korei został spowodowany przez protekcjonizm.

Korea rozwinęła się z innych przyczyn niż protekcjonizm. Przypadek POSCO tego nie zmienia.

Swój rozwój Korea zawdzięcza NIE protekcjonizmowi.

Odpowiedz

grudge

Petycja producentów świec najlepiej obrazuje jakie korzyści daje protekcjonizm.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

Po pierwsze sprawa dotyczy bodźców do eksportu a to jest tylko jeden z wielu elementów wspierania własnych firm Tymczasem najważniejszym elementem protekcjonizmu jest blokowanie dostępu zagranicznym firmom wejścia na własny rynek a tu we fragmencie na który Pan się powołuje nie ma ani słowa.
Po drugie Zakłada Pan, że wszystkie pozostałe czynniki były takie same w czasie gdy wsparcie dla eksportu było mniejsze i większe, podczas gdy nie nic takiego nie jest tam napisane. Po prostu mogły pojawić się inne czynniki, które sprawił iż mimo mniejszego wsparcia eksportu eksport był większy (na przykład większy optymizm biznesmenów, ale lepsza koniunktura na świecie).

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panie Redaktorze,

odpowiadałem na Pana tezę o eksporcie jako źródle wzrostu gospodarczego i na to, że teoria Ricardo jest nieadekwatna do opisu świata. I jedna, i druga teza, były obiektem mojej krytyki, oraz są obiektem krytyki praktycznie wszystkich cenionych ekonomistów. Politycznie motywowane opracowania Lista są nie tylko przestarzałe, ale słabe merytorycznie.

Natomiast stopniowo rozszerza Pan dyskusję na trochę inne zagadnienia np. kwestie napływu kapitału zagranicznego, czy emigrantów. Sprawy ważne, ale jednak odrębne od tego co było wcześniej. Czym innym jest dyskusja o tym, czy lepiej sprowadzać samemu produkty finalne, a czym innym analiza, czy potrzebny jest import kapitału.
Teoria handlu międzynarodowego jest w wypadku tego pierwszego bezlitosna - ograniczanie napływu dóbr finalnych do kraju zmniejsza dobrobyt kraju. Kwestia napływu kapitału nie jest już tak jednoznaczna i wymaga osobnej dyskusji.

Nota bene w teoremacie Ricardo nie ma swobodnego przepływu czynników produkcji (kapitału i pracy), lecz jest tylko przepływ dóbr finalnych.
Rozszerzenie tego na inne aspekty to inna sprawa (analiza w handlu międzynarodowym przepływów produkcji to coś znacząco innego niż dóbr finalnych.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

nigdy nie twierdziłem, że eksport jest źródłem wzrostu gospodarczego. Mówiłem, że jest potrzebny do tego, by firmy działąjace na lokalnym, chronionym rynku były wystawione na konkurencje i by zmusić je do poprawiania jakości produktów. Ale to wcale nie oznacza, że musi on być strasznie duży.Jak pisze Chalmers Johnson w książce „Miti and the Japanese Miracle: The Growth of Industrial Policy, 1925–1975" („Ministerstwo MITI i japoński cud gospodarczy: wzrost polityki uprzemysłowienia, 1925–1975"), w latach 1953–1972 Japonia miała zdecydowanie niższy udział importu i eksportu w PKB niż Francja, Niemcy, Włochy i Wielka Brytania. Jej eksport stanowił 11,3 proc. PKB, a import 10,2 proc. PKB, podczas gdy w europejskich krajach OECD było to odpowiednio 21,2 proc. i 20,9 proc. Co więcej, choć na początku lat 60. japońska gospodarka była trzy razy większa niż w połowie lat 30., to eksport był o jedną trzecią niższy!

Odpowiedz

Mateusz Machaj

To poproszę w takim razie o dokładniejsze wyjaśnienie. Z czym ma Pan problem? Że do Polski importuje się samochody, ubrania, telefony i komputery, a powinny to na rynek wewnętrzny produkować krajowe firmy?

Co do samego eksportu - mały eksport ma małe znaczenie, więc nie wiem o co kruszyć tu kopie.

Odpowiedz

Balcerek

@Aleksander Piński
"Gdyby nie przemysł, który znajduje się zaraz za granicą Hong-Kongu takiego bogactwa by nie było"

a więc nie potrzeba posiadać własnego przemysłu aby być bogatym, wystarczy być odpowiednio otwartym.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Hong-Kong jest sztucznie wyodrębnioną część Chin. Bez przemysłu w Chinach nie byłby w stanie osiągnąć takiego poziomu rozwoju. Nie istnieje rozwinięty kraj, który nie ma przemysłu a zasadniczo te które sobie najlepiej radzą mają go najwięcej (patrz Niemcy, Austria, Szwajcaria, Japonia, Korea, Singapur). Na przykład wiele osób sądzi, że Szwajcaria jest bogata dzięki bankowości. Tymczasem to najbardziej uprzemysłowiony kraj świata. Produkcja przemysłowa a tym kraju na obywatela (manufacturing per capita) to 15 tys. USD, w Niemczech ok. 9 tys. USD w Polsce 2 tys. USD.

Odpowiedz

Piotr

Szwajcarski przemysł skupiony jest na towarach luksusowych. Na skutek wysokich kosztów na początku lat dziewięćdziesiątych głęboki kryzys dotknął szwajcarski przemysł maszynowy i wielkotowarowy. Szwajcarskie firmy które próbowały konkurować w popularnych segmentach upadły, przetrwały te które skupiły się na towarach wysokiej jakości (aparatura medyczna, hi-end hi-fi, aparatura badawcza i sensory, technologie dla zbrojeniówki (ale ich produkcja już poza krajem) etc). Dzisiaj w Szwajcarii nie produkuje się praktycznie towarów w cenach o równowartości poniżej 2000-3000 Euro za egzemplarz bo na tańszych tylko się straci, na tańsze użyczają wyłącznie brandów bo ich nawet nie projektują. Szwajcarskie firmy które sprzedają tańsze produkty to szwajcarskie biuro, rumuńskie lub chińskie fabryki i niemiecka dystrybucja.
Są i przykłady jak szwajcarski producent zaawansowanej aparatury medycznej Orphee który mając kłopoty finansowe został przejęty przez... polskie PZ Cormay (ci nie mają problemów z rozwojem i ekspansją). Kryzys lat dziwięćdziesiątych dotknął wiele świetnych marek które upadły (świetne obuwie górskie Reichle) lub zostały wykupione, często przez Chińczyków (Revox).
I tak szwajcarskie przedsiębiorstwa opierają się na usługach, pośrednictwie (handel bronią oraz kradzionymi artefaktami archeologicznymi...) oraz produkcji dóbr luksusowych o kilkutysięcznoprocentowym narzucie.

Odpowiedz

Onn

Dokładnie. To jest jedno z praw przepływu kapitału - kapitał z zachodu przepływa do biedniejszych krajów. Jeśli ktokolwiek obrywa na wolnym handlu w krókim okresie, to pracownicy w krajach bardzo bogatych, a nie ci, którzy nadganiają. Niemcy, Francuzi, Amerykanie - wszystko przenosi sie do Indii, Chin itd. Chciałbym żeby tak samo było z Polską, ale do tego potrzeba by bardziej biznesowego nastawienia przepisów, a nie dotacji eksportowych czy ceł.

Odpowiedz

Piotr

I wyłączenia systemu zezwoleń oraz koncesji w kilkudziesięciu branżach. Dla przykładu - jesteśmy już chyba ostatnim krajem w europie gdzie wymagana jest centralna koncesja na produkcję i obrót paliwa. Koszty i procedury są tak wysokie że np. nikt nie produkuje paliwa do starszych samolotów tłokowych - Orlenowi przy jego skali to się nie opłaca a uzyskanie koncesji przez mniejszą firmę i związane z nią wymogi są dla takich podmiotów nierealne.
Skutkiem tego na pokazy lotnicze oraz dla właścicieli zabytkowych maszyn paliwo takie... importuje się z Czech i Niemiec.
Podobnie powalone są przepisy dotyczące wina. W tym roku leciutko je urealniono ale nadal są nieżyciowe - skład celny, laboratorium. Tu widać lobby wódczano-piwne które kontroluje inicjatywę ustawodawczą dotyczącą napojów alkoholowych.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,
tak jak pisałem wcześniej problem polega na tym, że Polska ma za mało przemysłu ( wskaźnik manfucturing per capita w Polsce ok. 2000 USD, w Korei Południowej ok.6500 USD a w Niemczech prawie 9000 USD) i trzeba ten przemysł rozbudować, co najmniej czterokrotnie. Ale problem polega na tym, które przemysły rozbudować. Tak jak pisałem, nie podam Panu od ręki listy branż, bo to kwestia poważnej analizy, ale na pewno przy wyborze tych branż powinniśmy poszukiwać gałęzi w których możliwa jest tzw. eksplozja produktywności. Co to jest?
Otóż na przykład jeszcze w 1850 r. w USA potrzebowano 15,5 roboczogodziny, by wyprodukować parę butów, w 1900 r. już tylko 1,7. Dopóki trwała „eksplozja produktywności", dopóty płace robotników rosły mniej więcej w tempie wzrostu produktywności. A dzięki temu na przykład St. Louis w stanie Missouri (było centrum produkcji butów) stało się jednym z najbogatszych miast w USA (ukoronowaniem tego okresu było zorganizowanie w tym mieście olimpiady w 1904 r.).
Ale po 1900 r. krzywa zwiększania produktywności zaczęła się spłaszczać, tzn. kolejne przyrosty produktywności były coraz mniejsze. Na przykład w 1923 r. parę butów produkowano przez 1,1 roboczogodziny, a w 1936 r. przez 0,9. Kiedy tempo wzrostu produktywności zaczęło maleć, ale nie słabł nacisk robotników na podwyżki płac, produkcję przeniesiono do uboższych krajów.
Istota bogactwa polega właśnie na wyszukiwaniu technologii, które pozwalają na takie „eksplozje produktywności". Takim przemysłem w latach 70. był przemysł motoryzacyjny, a w ostatnich latach produkcja telefonów komórkowych.
Działy gospodarki z „eksplozją produktywności" zwykle mają duże bariery wejścia (dzięki nim jest relatywnie mała konkurencja, co wydłuża okres, zanim wzrost produktywności w postaci niższych cen przekaże się konsumentom). Oczywiście zamożne państwa bronią się przed tym, by biedniejsze kraje wchodziły na rynki produktów z „eksplozją produktywności" (bo to zmniejsza ich zyski) – i stąd nacisk na zwiększanie ochrony patentowej (jeszcze w XIX w. przeciętnie trwała ona 13 lat, obecnie trwa 19 lat, a Amerykanie lobbują, by wydłużyć ją do 20 lat) i propagowanie wśród biednych krajów wolnego handlu, po to by nie mogły one cłami chronić przemysłów z eksplozją produktywności zanim staną się one globalnie konkurencyjne. Nie bez powodu europejskie organizacje przemysłowców - na przykład The European Round Table of Industrialists - naciskały na UE, by jak najszybciej przyjęła nowe kraje do unii, o to wiązało się ze zlikwidowaniem ochrony celnej w tych krajach.

Odpowiedz

jacek

"[...] Według danych na koniec sierpnia 2013 r. członkowie G20 wprowadzili w sumie <strike>1527 rozwiązań protekcjonistycznych</strike> od listopada 2008 r. kiedy zadeklarowali, że nie będą uciekali się do praktyk protekcjonistycznych. Tylko 11 proc. zostało w międzyczasie wycofanych. Co więcej, w kraje G20 są bardziej protekcjonistyczne niż mniejsze kraje, które nie podjęły takiego zobowiązania. " (za Global Trade Alert)

<strike>Pan Aleksander Piński ma niestety rację. I jak doskonale widać, nie tylko on to wie.</strike>

Teraz pozostaje już tylko jedno pytanie, czy nadal będziemy tkwić w dogmatycznym myśleniu, wbrew własnym interesom, czy też interes narodowy w końcu stanie się ważniejszy niż ideologia, choćby najpiekniejsza, ale przecież błędna.

Odpowiedz

Waldek

I przez te 5 ostatnich lat większość państw G20 jest w ciągłym kryzysie lub notuje jedynie niewielkie wzrosty. W tym samym czasie biedniejsze państwa rozwijają się tak, że aż miło się temu przyglądać

Odpowiedz

ricardozzagrobu

Pan Piński do żony
- Kochanie chleb kosztuje 3 złote dlaczego mamy dawać zarabiać obcym? Nie mogłabyś ty sama upiec chleba?
- Ależ drogi mężu już próbowałam i okazało się że pieczony przeze mnie chleb kosztuje 10 zł i nie jest zbyt smaczny.
Pan Pinski mysli chwile (nad glową zapala się żarówka).
- Mam. Bingo. Nałożymy protekcyjne cła zaporowe. Ilekroć ty albo ja będziemy kupować chleb to zamiast 3 zlotych zostawimy w sklepie 30.
- Ależ tyś genialny. Dzięki temu okaże się że lepiej piec chleb samemu bo każdy bochenek będzie oznaczał dla nas 20 zlotych oszczędności!
- Tak a ponadto dzięki długiej praktyce w końcu twoje wypieki staną się smaczne...
Po pewnym czasie.
Pani Pińska do męża.
- Kochanie chcialabym jakiś samochód ale nie ma co dawać zarobić obcym. Czy mogłbys sam coś skręcić albo wyklepać?
- Tak tylko, że to wyjdzie drożej i nie wiem czy to co wykonam będzie jeździć.
Pani Pińska myśli chwile (nad glową zapala się żarówka)
- Mam. Bingo. Zakażemy sobie kupować obcych samochodów zrobimy sobie takie małe embargo.
- Jesteś genialna. W ten sposób chcąc nie chcąc będe musiał coś zrobić samemu.
- A lata praktyki sprawią że twój pojazd nie będzie przypominał aut jaskiniowców!

Odpowiedz

jacek

Pan Ricardozzagrobu do żony
- Kochanie chleb kosztuje 3 złote dlaczego mamy dawać zarabiać obcym? Nie mogłabyś ty sama upiec chleba?
- Ależ drogi mężu już próbowałam i okazało się że pieczony przeze mnie chleb kosztuje 10 zł i nie jest zbyt smaczny.
Pan Ricardozzagrobu myśli chwile (nad głową zapala się żarówka).
- Mam. Bingo. Nie opłaca nam się piec własnego chleba, taniej kupować lepszy od obcych
- Ależ tyś genialny. Dzięki temu będziemy mieć chleb taniej! Ale za co będziemy go kupować??
Pan Ricardozzagrobu myśli chwile (nad głową zapala się żarówka).
- Mam. Bingo. Będę robił krasnale ogrodowe, znam się na tym lepiej niż obcy i robię to taniej od nich. Za zarobione pieniądze będziemy kupować chleb i jeszcze zostanie nam na inne rzeczy.
Po pewnym czasie.
Obcy nie mieli oczywiście ochoty oddawać zyskownego interesu na krasnalach w ręce Ricardozzagrobu, tym bardziej, że wzrosło by u obcych bezrobocie wśród producentów krasnali. Po cichu tak ustawili handel, że tańsze i lepsze krasnale pana Ricardozzagrobu nie dały się u obcych sprzedać, a to farby były nieekologiczne, a to drewno nie spełniało norm, a to coś tam jeszcze... itd.

Po pewnym czasie bohaterski Pan Ricardozzagrobu i jego żona umarli z głodu, spokojni i szczęśliwi odeszli z tego niesprawiedliwego i zakłamanego świata w poczuciu racji stojącej po ich stronie.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panie Jacku,

świetny przykład pokazujący, że nawet przy interwencjonizmie innych najlepszy jest wolny handel. Bowiem zrobienie chleba samemu w domu będzie się opłacało dopiero wtedy, jak nie jesteśmy w stanie nic sprzedawać za granicę.
Skoro nikt nie kupuje krasnali, ani nic innego, to DOPIERO WTEDY opłaca się (a nawet trzeba) robić samemu chleb.

Tak długo jak możemy coś oferować zagranicy, tak długo opłaca się od nich kupować. Zresztą matematyka "bilansu płatniczego" jest tutaj nieubłagana - kraj rozwijający się (jak Polska czy Korea w 1960') ma nadwyżkę importową kapitału, więc import musi być większy od eksportu.

Jednocześnie Pana przykład świetnie w pigułce pokazuje, jak bardzo absurdalne jest oczekiwanie (w długim okresie) stymulowania eksportu i ograniczania importu. To jest niewykonalne. Jedno i drugie musi kwitnąć na raz.

Odpowiedz

Balcerek

@jacek
"Po pewnym czasie bohaterski Pan Ricardozzagrobu i jego żona umarli z głodu"

skoro nikt od nich nic nie będzie kupować krasnali to będą zmuszeni sami piec chleb i wszystko inne. czyli stanie się dokładnie to do czego dążysz. i tu się zgadzamy, umrą z głodu.
rozwinięcie przez ciebie tej anegdoty paradoksalnie pokazuje scenariusz za którym się opowiadasz.
skoro państwa mają same wszystko produkować to miasta też powinny zastosować tą zasadę, skoro miasta to dzielnice, no pojedyncze gospodarstwa domowe. Reductio ad absurdum.

Odpowiedz

jacek

Balcerek, dla ciebie tłumaczenie przypowiastki na język Polski.

W realnym świecie państwa, (w przeciwieństwie do województw, miast czy dzielnic, stanowiących WSPÓLNIE jeden organizm państwowy) konkurują ze sobą o ograniczone zasoby. Dlatego ich celem NIE JEST optymalizacja gospodarki świata jako całości, ale własny interes, osiągany jeżeli to możliwe kosztem sąsiada i za cenę nieoptymalnego działania.

Merkantylizm jest obiektywnym faktem, więc daj sobie spokój z biciem piany, po prostu w tym punkcie teoria rozbiegła się z rzeczywistością.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Podatek dochodowy też jest faktem. I co z tego?
Ja mam raczej wrażenie, że państwo to konkuruje ze mną o zasoby (a nie z innymi państwami) i to dość nieuczciwie, bo stosuje wobec mnie groźby.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Jacku,

Celem protekcjonizmu nie jest produkowanie wszystkiego samemu, tylko stworzenie własnego, silnego przemysłu. A to dlatego, że tylko przemysł może dać wysokie wzrosty produktywności a co za tym idzie wysokie wzrosty PKB (i dlatego, wszystkie azjatyckie tygrysy mają duży udział przemysłu w gospodarce). Bez przemysłu nie ma też zaawansowanych usług. Ważną częścią przemysłu są korzyści skali. Dlatego nie ma ekonomicznego sensu budowania odrębnego przemysłu w miastach, czy dzielnicach.

Proszę zwrócić uwagę, że w I Rzeczpospolitej specjalizowaliśmy się w rolnictwie zgodnie z teorią Ricardo. Zachód budował przemysł. Każdy pamięta, że podział na bogaty zachód i biedny wschód zaczął się właśnie wtedy. I czym to się skończyło? Bieda i słabość Polski a w końcu rozbiory. I teraz powtarzamy te same błędy.

Odpowiedz

jacek

Jak najbardziej ma Pan rację.

Odpowiedz

Clegan

Niech ja to dobrze zrozumiem: słabość i rozbiory 1. Rzeczypospolitej wynikły ze specjalizacji Polski w rolnictwie ? Pan wybaczy, ale czy w takim razie rozbicie wojsk krzyżackich pod Grunwaldem było efektem naszej specjalizacji w przemyśle metalurgicznym ?

Celem aktywności gospodarczej nie jest stworzenie silnego przemysłu czy specjalizacja w czymś tylko efektywne zaspokajanie potrzeb konsumentów. Można to osiągnąć albo poprzez produkowanie albo kupowanie. Nie da się logicznie udowodnić tezy, że produkcja krajowa zawsze lepiej zaspokaja potrzeby niż importowana.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panie Redaktorze,

Zatem przejdźmy do konkretów.
Zamieniam się w słuch.

Po pierwsze, jakiż to przemysł ma zacząć budować Polska i dlaczego ten, a nie inny?
Po drugie, w jaki sposób należy ten projekt sfinansować?

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Mateuszu,

sprawa jest zbyt skomplikowana bym w tej chwili był w stanie Panu od ręki powiedzieć jakie przemysły Polska powinna budować. Na tym etapie istotniejsze jest by nagłośnić problem i sprawić by pojawiły się realne szanse realizacji planu reindustrializacji Polski. Na szczegóły przyjdzie czas później.

Odpowiedz

grudge

Myślałem, że Pan Aleksander Piński uraczy nas jakąś 5-cio latką.
Odpowiadając na pytanie Pana Mateusza Machaja jak należy finansować protekcjonizm, to sądzę, że nasi narodowi-socjaliści jak np. Jarosław Kaczyński znaleźli odpowiedź wzorując się na Orbanie czyli podatek od transakcji giełdowych i zwiększenie podatku dla najbogatszych.
To tak na początek, potem VAT 27% itd.

Prawda jest taka, że narodowi-socjaliści z "Uważam Rze" jak panowie Aleksander Piński, Piotr Gursztyn, Waldemar Łysiak mają taką koncepcję na państwo opiekuńcze, od 1:12 do 1:22:
http://www.youtube.com/watch?v=Lf7OvfdSuY4

Odpowiedz

Loewefell

"Proszę zwrócić uwagę, że w I Rzeczpospolitej specjalizowaliśmy się w rolnictwie zgodnie z teorią Ricardo. Zachód budował przemysł. Każdy pamięta, że podział na bogaty zachód i biedny wschód zaczął się właśnie wtedy. I czym to się skończyło? "

Skończyło się tym, że równie zacofana i rolnicza Rosja pobiła na pół wieku przed rozbiorami Karola XII a po nich Napoleona Bonaparte. Czego nie potrafiły uprzemysłowione Prusy.
W pierwszej połowie XVII wieku, kiedy panował szczyt koniunktury w handlu zbożem i było to opłacalne, Polska była mocarstwem. Powstanie Chmielnickiego i Potop zrujnowały polskie gospodarstwa. Równie dobrze można argumentować, że II WŚ dowiodła, że lepiej być zacofanym jak ZSRS, to wtedy się pokona III Rzeszę, a nie jak uprzemysłowiona Francja dostanie łomot... Tyle w temacie niebezpieczeństw prostych analogii.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Oto parę ciekawych cytatów z książki Friedricha Lista z 1841 r. a propos Polski i powodów biedy naszego kraju:
1. "Let us compare Poland with England: both nations at one time were in the same stage of culture; and now what a difference. Manufactories and manufactures are the mothers and children of municipal liberty, of intelligence, of the arts and sciences, of internal and external commerce, of navigation and improvements in transport, of civilisation and political power. They are the chief means of liberating agriculture from its chains, and of elevating it to a commercial character and to a degree of art and science, by which the rents, farming profits, and wages are increased, and greater value is given to landed property. "
2. "England has obtained political power by means of her navigation laws; and by means of political power she has been placed in a position to extend her manufacturing power over other nations. Poland, however, was struck out of the list of nations because she did not possess a vigorous middle class, which could only have been called into existence by the establishment of an internal manufacturing power."
3."Only by the development of an internal manufacturing power, by free, populous, and industrious cities, could Poland obtain a strong internal organisation, national industry, liberty, and wealth; only thus could she maintain her independence and political superiority over less cultivated neighbours. Instead of foreign manufactured goods she should have introduced (as England did at one time, when she was on the same footing as regards culture with Poland) foreign manufacturers and foreign manufacturing capital. Her aristocracy, however, preferred to export the paltry fruits of serf labour to foreign markets, and to obtain in return the cheap and fine goods made by foreign countries. Their successors now may answer the question: whether it is advisable for a nation to buy the fabrics of a foreign country so long as its own native manufactures are not yet sufficiently strengthened to be able to compete in prices and quality with the foreigner. The aristocracy of other countries may bear her fate in mind whenever they are instigated by feudal inclinations; they may then cast a glance at the English aristocracy in order to inform themselves as to what is the value to the great landed proprietors of a strengthened manufacturing power, of free municipal institutions, and of wealthy towns."
4."Without here entering on an inquiry whether it would have been possible for the elective kings of Poland, under the circumstances under which they were placed, to introduce such a commercial system as the hereditary kings of England have gradually developed and established, let us imagine that it had been done by them: can we not perceive what rich fruits such a system would have yielded to the Polish nation? By the aid of large and industrious towns, the crown would have been rendered hereditary, the nobility would have been obliged to make it convenient to take part in legislation in a House of Peers, and to emancipate their serfs; agriculture would have developed itself, as it has developed itself in England; the Polish nobility would now be rich and respected; the Polish nation would, even if not so respected and influential in the affairs of the world as the English nation is, would have long ago become so civilised and powerful as to extend its influence over the less cultivated East. Without a manufacturing power she has become ruined and partitioned, and were she not so already she must have become so. Of its own accord and spontaneously no manufacturing power was developed in her; it could not be so, because its efforts would have been always frustrated by further advanced nations. Without a system of protection, and under a system of free trade with further advanced nations, even if Poland had retained her independence up to the present time, she could never have carried on anything more than a crippled agriculture; she could never have become rich, powerful, and outwardly influential."

Odpowiedz

Loewefell

" Ważną częścią przemysłu są korzyści skali. Dlatego nie ma ekonomicznego sensu budowania odrębnego przemysłu w miastach, czy dzielnicach."

Korzyści skali? To Warszawa ma budować przemysł, bo ma korzyści skali, a Podkarpacie tylko kurki, świnki i agroturystykę, bo nie ma jakieś "korzyści skali"?
Oj, chyba ktoś tu się naczytał za dużo XIX wiecznych bzdur Davida Ricardo. On też pisał o kosztach i korzyściach, może nie skali, ale o to samo chodziło w gruncie rzeczy.

A jak już Pan cytuje Lista, to proszę pamiętać, że jeśli Ricardo pisał na polityczne zamówienie, to co możemy powiedzieć o Niemcu piszącym o Polsce...

Odpowiedz

jacek

Doskonały tekst o udziale państwa w pracach badawczych, także autorstwa p. Pińskiego:
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/przedsiebiorcze-panstwo/

A tutaj historia doliny krzemowej:
http://www.adamduda.pl/2013/08/18/wojenna-historia-gospodarcza-doliny-krzemowej/

Warto przeczytać i zastanowić się jak pogodzić ewidentną wiodącą rolę różnych agencji rządowych w finansowaniu podstawowych odkryć naukowych z pieniędzy podatników i przekonanie o efektywności wolnego rynku także i w tej dziedzinie. Jak na razie fakty z historii dowodzą, że to nie prywatne firmy finansują podstawowe badania naukowe. Pada kolejny szkodliwy mit.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Nie znam nikogo kto twierdzi, że tylko prywatne firmy finansują podstawowe badania naukowe.

Znam takich, co twierdzą, że tylko prywatne firmy MOGŁYBY finansować podstawowe badania naukowe.

Między jednym a drugim jest istotna różnica.

Odpowiedz

jacek

Kolejny artykuł pokazujący historię Niemiec po zjednoczeniu UE:
http://samuraj7.blox.pl/2013/09/Paszcza-krokodyla.html

Mam wyrzuty sumienia, bo przytaczanie kolejnych przykładów na konieczność ochrony własnych rynków jest jak kopanie i tak już leżącego...

Odpowiedz

Mateusz Machaj

To teraz poprosimy o jakieś argumenty i opracowania ekonomistów, a nie historyków.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie Piński, albo cła są dobre na poziomie państw i na poziomie województw, albo są złe na obydwu poziomach. Pan, zdaje się, wierzy w heglowską metafizykę państwa i dlatego rozróżnia Pan konsekwencje protekcjonizmu inaczej na poziomie tych dwóch szczebli administracyjnych.

Ale nawet pomijając powszechne kryteria racjonalności i przyjmując dla dobra dyskusji, że ma Pan rację, jakoby istniał "dobry protekcjonizm", należy się zastanowić jakiego Pan życzy nam porządku. Otóż konsekwencje Pana poglądów są takie, że życzy nam Pan permanentnej wojny gospodarczej. Jak sam Pan zauważył "dobrą" politykę gospodarczą (czyli taką, która prowadzi do wzbogacenia Narodu - na marginesie: cuchnący kolektywizm plemienny) prowadzą te kraje, które są metropoliami, a przynajmniej zwalczają zagraniczną konkurencję "sprytnymi" cłami. Innymi słowy, musimy skolonizować innych frajerów, żeby wzbogacić się. Życzy sobie Pan państwa omnipotentnego, którego władza dyskrecjonalna swobodnie będzie lepić ze społeczeństwa to, co uważa za stosowne dla jego dobra - państwa, które będzie gwałcić wolność swoich obywateli i wyzyskiwać obywateli innych krajów, żeby realizować swoje zamierzenia.

Proszę Pana, socjaliści przynajmniej (werbalnie) gardzili kolonializmem. Pana wywody są natomiast czymś gorszym - w najlepszym przypadku amorlanym pragmatyzmem plemiennym, a w najgorszym przypadku czymś w odcieniu brunatnym.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Jak pisze David S. Landes w książce „Bogactwo i nędza narodów" – żaden inny kraj nie wykazał się taką pomysłowością jak Japonia w tworzeniu innych niż cła barier dla handlu. Na przykład zaawansowany technologicznie sprzęt medyczny pozwalano importować, ale budżet nie finansował zabiegów, kiedy z nich korzystano (finansowanie rozpoczęto, gdy Japończycy nauczyli się produkować własne odpowiedniki). Gdy zbytnio wzrósł import francuskich nart, próbowano go zakazać pod pretekstem, że „japoński śnieg jest szczególny" (wycofano się z tego pomysłu dopiero wówczas, gdy Francuzi zagrozili, że uznają swoje drogi za tak „szczególne", iż nie będą mogły po nich jeździć japońskie motocykle). Ogłoszono, że zliberalizowano rynek telewizorów, ale zagranicznym przedsiębiorcom nie wolno było produkować kolorowych odbiorników, czyli jedynych, jakie wówczas klienci chcieli kupować. Kiedy z kolei importowano kije od baseballa, japońscy celnicy przewiercali je, aby się upewnić, że są zrobione z drewna.
W praktyce w latach 60. i na początku lat 70. (zanim Japonia dogoniła pod względem rozwoju gospodarczego Europę Zachodnią) uwolniono handel tylko w tych sferach, w których japońskie firmy miały przynajmniej 50-procentowy udział w rynku (produkcja motocykli, pędzenie sake, wytwarzanie geta, czyli japońskich drewniaków), jedynym nabywcą był rząd (na przykład wagony kolejowe) albo popyt krajowy był niski (m.in. płatki kukurydziane).
Jak był efekt skrajnie protekcjonistycznej polityki?
Jak podaje Bank Światowy, w 1961 r. PKB wzrosło w tym kraju o 12,04 proc.! I nie był to odosobniony przypadek. Na przykład w 1964 r. gospodarka zwiększyła się o 11,68 proc., w 1966 r. o 10,64 proc., w 1968 r. o 12,88 proc., a w 1969 r. o 12,48 proc. Po II wojnie Japonia była najszybciej rozwijającym się krajem świata, rozwijała się prawie dwa razy szybciej Zachodnich Niemiec, gdzie miał miejsce rzekomy cud gospodarczy.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Kłosiński,

już odpowiadałem na ten zarzut, ale na wszelki wypadek powtórzę. Tak jest stworzony świat, że prowadzimy politykę w ramach państw i każde państwo ma prawo prowadzić suwerenną politykę gospodarczą w tym decydować o nakładaniu ceł. Wojna gospodarcza nam nie grozi a na pewno nie będzie ona większa, niż wojna gospodarcza którą prowadzą Korea i Japonia. Nikt ich nie lubi za protekcjonizm, ale oni są bogaci. Naszych polityków klepią po plecach, nazywają "Europejczykami roku", ale my jesteśmy biedni. Kwestia wyboru.
A swoją drogą fascynuje mnie jak można utrzymywać, że wolny handel prowadzi do bogactwa a protekcjonizm do biedy, kiedy wszystkie dzisiejsze duże bogate państwa stosowały protekcjonizm, a największe dzisiejsze mocarstwo - USA - było najbardziej protekcjonistycznym krajem świata przez ponad 100 lat.

Odpowiedz

Aleksander Piński

I jeszcze jedna uwaga, a propos etyki protekcjonizmu. Czy konkurowanie w 1989 r. polskich firm po prawie 50-latach gospodarki planowej z wielkimi, bogatymi i doświadczonymi koncernami z zachodu to uczciwa konkurencja? Oni produkują lepsze i tańsze rzeczy dlatego, że ze względu na uwarunkowania historyczne wcześniej zaczęli i mają więcej doświadczenia.
Jakoś w sporcie każdy rozumie, że nie można wystawiać młodego adepta boksu do walki z Mikiem Tysonem, bo to nie jest uczciwa konkurencja (z tego samego powodu są kategorie wagowe).

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie Piński, protekcjonizm jest niemoralny niezależnie od tego czy jest efektywny czy nie, niezależnie czy uprawia go państwo czy też ja sam wchodzę do Pana domu i psuję Panu zagraniczny telewizor, niezależnie czy służy Polsce czy jej szkodzi (zresztą co to znaczy służy Polsce? Jednym Polakom pomaga, innym szkodzi - zazwyczaj jest to schemat redystrybucyjny: jedni korzystają kosztem innych). Ale w zasadzie to nie Pana kolektywistyczna moralność jest najgorsza. To jest niestety zjawisko dość powszechne.

Najgorsze jest to, że Pana poglądy są zagrożeniem dla światowego pokoju. Historia zna przypadki, w których protekcjonizm prowadził do wojny handlowej a potem do militarnej. W 1939 Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, dzisiaj pewnie też by nie chcieli, ale być może skłoniliby się do obrony Gdańska, gdyby tam mieli zainwestowane kilkanaście milionów euro (nawet w pola uprawne, na których pracują "Murzyni Europy"). Jak zauważył J.S. Mill w Principles of Political Economy:
"Finally, commerce first taught nations to see with good will the wealth and prosperity of one another. Before, the patriot, unless sufficiently advanced in culture to feel the world his country, wished all countries weak, poor, and ill-governed, but his own: he now sees in their wealth and progress a direct source of wealth and progress to his own country. It is commerce which is rapidly rendering war obsolete, by strengthening and multiplying the personal interests which are in natural opposition to it. And it may be said without exaggeration that the great extent and rapid increase of international trade, in being the principal guarantee of the peace of the world, is the great permanent security for the uninterrupted progress of the ideas, the institutions, and the character of the human race." ( http://www.econlib.org/library/Mill/mlP46.html#III.17.14 )

Pewnie odpowie Pan, że tak, jak istnieje "efektywny protekcjonizm" istnieje też zapewne "protekcjonizm budujący przyjacielske relacje pomiędzy krajami".

Poza tym protekcjonizm w Japonii i Korei miał koszt alternatywny, którego nie da się oszacować. Zatem porównywanie świata z protekcjonizmem i bez jest trochę bez sensu, bo nie wiemy jak rozwinęłyby się te kraje bez tej amoralnej hańbiącej polityki. Natomiast jak któryś z moich szanownych przedmówców zauważył: Bastiat już opisał, że znaczną część - a wedle zdania wielu cały - protekcjonizm można sprowadzić do "Petycji producentów świec". Współwystępowanie protekcjonizmu ze wzrostem gospodarczym jest podobne do współwystępowania dużego udziału wydatków rządowych w PKB do całego PKB: najprawdopodobniej o niczym nie świadczy.

A nawet jeśli protekcjonizm byłby główną przyczyną wzrostu gospodarczego to i tak będziemy zwalczać ten paskudny plemienny socjalizm po kres naszych dni! Z tego prostego powodu, Proszę Pana, że my wierzymy w wolność.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"I would stand for a free economic order even if it implied material sacrifice and if socialism gave the certain prospect of material increase. It is our undeserved luck that the exact opposite is true."
-- Wilhelm Roepke

Dzięki Bogu, że protekcjonizm prowadzi do biedy, ale nawet gdyby prowadził do wzrostu bogactwa, to my - klasyczni liberałowie - i tak będziemy stali murem za wolnością i zawsze będziemy przeciwni Pana poglądom Panie Piński. Po pierwsze - co najważniejsze - dlatego, że są pogwałceniem zasad sprawiedliwości, a po drugie dlatego, że ekonomia uczy nas, iż prowadzą do nędzy.

Odpowiedz

jacek

@Tomasz Kłosiński

[...] protekcjonizm prowadzi do biedy, ale nawet gdyby prowadził do wzrostu bogactwa, to my – klasyczni liberałowie – i tak będziemy stali murem za wolnością i zawsze będziemy przeciwni Pana poglądom Panie Piński. Po pierwsze – co najważniejsze – dlatego, że są pogwałceniem zasad sprawiedliwości, a po drugie dlatego, że ekonomia uczy nas, iż prowadzą do nędzy.
.
Protekcjonizm prowadzi do dobrobytu, ale nawet gdyby nie prowadził do wzrostu bogactwa, to my – świadomi Polacy – i tak będziemy stali murem za naszym interesem i zawsze będziemy przeciwni Pana poglądom Panie Kłosiński. Po pierwsze – co najważniejsze – dlatego, że są [one] pogwałceniem rozsądku i przeczą obiektywnym faktom, a po drugie dlatego, że praktyka nauczyła nas, iż [Pana anty-protekcjonistyczne poglądy] prowadzą do nędzy.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Protekcjonizm prowadzi do dobrobytu, ale nawet gdyby nie prowadził do wzrostu bogactwa, to my – świadomi Polacy – i tak będziemy stali murem za naszym interesem."

Chciał Pan, zdaje się, powiedzieć: "my - świadomi polscy eksporterzy i inni biorcy zrabowanych przez państwo pieniędzy oraz beneficjenci kneblowania wolności polskich konsumentów - będziemy stali murem za naszym interesem".

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Powtórzymy to raz jeszcze: skoro protekcjonizm i polityka sterowanej przez państwo industralizacji prowadzą do dobrobytu Polski, to muszą one nieść takie same skutki względem połowy Polski, albo jednej trzeciej, albo poszczególnego województwa, albo powiatu, albo miasta. Rozróżnienie konsekwencji ekonomicznych dokładnie tej samej polityki względem państwa i województwa jest irracjonalne. Pogwałcenie rozsądku? Rozsądek? Chyba heglowska romantyczno-mistyczna metafizyka państwa.

Jakież znowu "obiektywne fakty"? Współwystępowanie zjawisk nie oznacza zależności przyczynowo-skutkowej. Nie znam dużego kraju, w którym nie uprawia się ziemniaków i który by jednocześnie nie dogonił standardu życia krajów zachodnich w XX wieku. Z tego należy wyciągnąć wniosek, że należy sadzić ziemniaki, żeby się rozwijać. Żaden duży kraj nie rozwinął się bez burdeli. Państwo musi zacząć prowadzić politykę buredlizacyjną. Mamy gotowe schematy - wystarczy je skopiować. Po co naśladować jakieś niesprawdzone i nieistniejące teorie rozwoju bez-ziemniakowego i bez-burdelowego? Przecież to abusrd - historia dowodzi jasno, że jedno bez drugiego nie istniało. Gdy Europa nie miała ziemniaków i burdeli żyła w nędzy - dzisiaj uprawia ziemniaki i ma miliony burdeli. Skutki widać gołym okiem. Można to potwierdzić wielkościami statystycznymi. Ale przecież zdrowy rozsądek przemawia za naszą racją. Największe dzisiejsze mocarstwo ma mnóstwo uprawy ziemniaka i burdeli. Fakty mówią same za siebie.

Odpowiedz

Balcerek

gdyby rząd miał techniczne możliwości zakazania obywatelom używania światła słonecznego to przyczynił by się do rozwoju branży energetycznej. według logiki protekcjonistów spowodowało by to wzrost bogactwa a przez to że możemy korzystać z darmowego źródła światła jesteśmy biedniejsi.
hmm... wydaje się logiczne :)

Odpowiedz

Loewefell

Generalnie można, na podobnym poziomie naukowym jak przytaczane tu prace o protekcjonizmie, sfabrykować pracę z 1945 roku, która dowodzi, że dla sukcesu gospodarczego i budowy przemysłowego kapitalizmu w danym kraju konieczne jest przyjęcie chrześcijaństwa. Przecież historia jasno dowodziła do tamtego okresu, że na nieschrystianizowanym dalekim wschodzie kapitalizmu nie było i nie ma :)

Odpowiedz

Aleksander Piński

Poniżej wypowiedzi dwóch amerykańskich prezydentów na temat wolnego handlu i protekcjonizmu:
President William McKinley stated the United States' stance under the Republican Party as thus:
"Under free trade the trader is the master and the producer the slave. Protection is but the law of nature, the law of self-preservation, of self-development, of securing the highest and best destiny of the race of man. [It is said] that protection is immoral.... Why, if protection builds up and elevates 63,000,000 [the U.S. population] of people, the influence of those 63,000,000 of people elevates the rest of the world. We cannot take a step in the pathway of progress without benefiting mankind everywhere. Well, they say, 'Buy where you can buy the cheapest'.... Of course, that applies to labor as to everything else. Let me give you a maxim that is a thousand times better than that, and it is the protection maxim: 'Buy where you can pay the easiest.' And that spot of earth is where labor wins its highest rewards."

President Ulysses S. Grant further echoes that in his quote here:
"For centuries England has relied on protection, has carried it to extremes and has obtained satisfactory results from it. There is no doubt that it is to this system that it owes its present strength. After two centuries, England has found it convenient to adopt free trade because it thinks that protection can no longer offer it anything. Very well then, Gentlemen, my knowledge of our country leads me to believe that within 200 years, when America has gotten out of protection all that it can offer, it too will adopt free trade."

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

No cóż, w tamtych czasach ludzie wierzyli w różne głupoty - nawet prezydenci. I dziś jest towarzystwo płaskiej ziemi, a niejeden jest przekonany, że dinozaurów nie było a ziemia ma ledwie 10 tyś lat. I cóż tego? Ekonomia jawnie daje nam do zrozumienia, że handel jest wydajniejszy i buduje bardziej pokojowe relacje niż zakaz handlu. Zresztą jakie znaczenie opinie prezydentów USA mają dla teorii ekonomii?

Co do zaś moralności protekcjonizmu, to jest on tak samo moralny, jak sytuacja, w której to ja bym, Panie Piński, wszedł do sklepu za Panem i zabronił Panu kupować zagranicznych produktów pod groźbą kary. Natomiast przekonanie, że można komuś obcemu czynić krzywdę o ile korzyści czerpie z tego mój (czy Pana, czy kogokolwiek innego) naród, jest zgoła plemiennym barbarzyństwem niegodnym cywilizowanego człowieka.

Nie wspominając już o tym, do jakiej tragedii by doszło, gdyby wszystkie rządy świata wzięłyby sobie Pana przekonania do serca i nagle zaczęły prowadzić hardcore'ową politykę protekcjonistyczną. Trzecia wojna światowa na bank.

Protekcjonizm jest po prostu nieefektywny, niemoralny i niebezpieczny. Dla człowieka rozważnego ostatni argument powinien wystarczyć, dla człowieka cywilizowanego środkowy powinien wystarczyć, a dla człowieka zainteresowanego ekonomią pierwszy argument jest dostateczny.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Dopóki wojna trwa, Mazarini uprawia w stosunku do Zjednoczonych Prowincji tę samą politykę, jaką uprawiał Richelieu. Holendrzy są tak cennymi sojusznikami, że trzeba znosić w milczeniu ich przewagę gospodarczą.
Anglia nie kierowała się wówczas tymi samymi względami i jej liczna warstwa kupiecka nie chce poddać się istnej dyktaturze handlowej Holandii: na jeden statek angielski płynący do Holandii dziesięć statków holenderskich wyładowuje swoje towary w portach angielskich. Cromwell zmusza parlament, by uchwalił Akt Nawigacyjny (1651): towary przywożone z Azji, Afryki czy Ameryki będą importowane na statkach angielskich; towary zaś pochodzenia europejskiego mogą być także przywożone na statkach należących do kraju, który je wyprodukował. (Colbert będzie się starał doprowadzić do tego samego blisko dwadzieścia lat później.) Ten akt wojny ekonomicznej wywołuje pierwszą regularną wojnę Anglii z Holandią (1952-1954). Republika holenderska musi ustąpić. Jej niemała nawet marynarka wojenna musi konwojować statki handlowe patrycjuszy holenderskich, walcząc jednocześnie z angielską marynarką wojenną. Sytuacja na giełdzie Amsterdamu staje się katastrofalna. Mimo zawarcia pokoju propaganda antyholenderska pozostaje bardzo ożywiona za Karola II.
(...)
Colbert uprawia politykę opartą na protekcjonizmie postępującym, który się wzmaga , w miarę jak odradza się we Francji przemysł oraz marynarka handlowa, zniszczone przez tyle lat wojen i zamieszek wewnętrznych. Należy przede wszystkim zezwolić na wolny handel, by ożywić działalność gospodarczą i zebrać kapitały potrzebne do prowadzenia polityki przemysłowej oraz morskiej o wielkim zasięgu. Francja dopiero wtedy zaatakuje poważnie handel holenderski, kiedy będzie w stanie eksportować wyroby swoich manufaktur na własnych statkach. W 1662 roku minister częściowo znosi nawet opłatę 50 sous. Ale w roku 1663 przywraca ją znowu. Trybunał dla urzędników kazał już wielu poborcom podatkowym zwrócić zabrane bezprawnie pieniądze. Pora odbudować przemysł. To rok słynnego memoriału, w którym Colbert – wierny teoriom merkantylistycznym – wyjaśnia Ludwikowi XIV, że potęga gospodarcza Anglii i Holandii jest główną przyczyną słabości gospodarczej Francji. Słowa, jakich używa, zapowiadają już strategię walki.
W roku następnym (1664) ustala pierwszą taryfę celną, bardzo szczegółową: tak na przykład „baran zarżnięty pięć sous za tuzin, baran żywy piętnaści sous sztuka”.
(...)
W tej samej epoce Anglicy okazują, że mają koncepcje całkiem odmienne. Od roku 1665 toczą drugą wojnę z Holandią i to z powodów czysto ekonomicznych. Anglicy i Holendrzy biją się o handel Murzynami w Gwinei i o przyprawy korzenne z Ameryki.
Obie potęgi morskie zadają sobie nawzajem spektakularne klęski na morzu.
(...)
W tym samym 1667 roku Holendrzy są przekonani, że Francja atakuje ich niejako na dwóch frontach: wojska francuskie zbliżają się niebezpiecznie do ich terytorium i Colbert znacznie podwyższa taryfy celne. Jan de Witt pragnie zawrzeć sojusz wojskowy z Francją, ale długo przekonuje ambasadora francuskiego Pomponne’a, „jak bardzo zachowanie przyjaźni nie daje się często pogodzić z sąsiedztwem”, szczególnie kiedy sąsiadem jest król tak potężny jak król Francji. Ambasador robi, co może, by rozproszyć te nieusprawiedliwione podejrzenia...
Colbert zaś ze swojej strony uważa, że sytuacja, zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna, pozwala teraz na prawdziwe wypowiedzenie wojny ekonomicznej. Król wychodzi zwycięsko z kłopotów angielsko-holenderskich i przemysł francuski się odradza. Taryfa celna z roku 1667 jest – jak pisze Robert Mandrou – taryfą walki. Opłaty wydają się często prohibicyjne i różnią się bardzo od opłat według taryfy z roku 1664.
Trzeba za wszelką cenę chronić przemysł francuski, a zwłaszcza zmusić Francuzów, by rozwinęli własny przemysł zamiast sprowadzać obce wyroby. Tak zrobili Anglicy. Cromwell nie mógł pozwolić, by Anglicy postępowali jak naród słabo rozwinięty, eksportując surowe płótno, które wracało do nich wykończone w manufakturach holenderskich. Podobnie Colbert nie mógł patrzeć na cukier z kolonii francuskich rafinowany przez Holendrów. W roku 1664 za „obce cukry rafinowane” płaci się 15 liwrów od cetnara wagi przy wwozie. W 1667 roku przeszło dwa razy tyle.
(...)
Holendrzy stosują represje: zatrzymują w odwecie wódki i wina. Colbert ki sobie z tego. Niemcy żądają win francuskich, które się przywozi tranzytem przez Holandię, Holendrzy będą zmuszeni importować wina francuskie. W rzeczywistości zarządzenia te godzą w handel francuski. Ponadto flota handlowa Ludwika XIV nie jest w stanie konkurować z flotą Zjednoczonych Prowincji. Cierpi na tym handel kolonialny. Ożywiony przemyt udaremnia często zabiegi ministra, który myśli nawet o popieraniu Antwerpii, żeby rywalizować z Amsterdamem.
(...)
W listopadzie 1670 Colbert udziela ambasadorowi Holandii audiencji, którą zrelacjonował hrabia Sainst-Maurice. Minister „zapytał go dlaczego Stany Generalne się zbroją; tamten odparł: ‘Aby mogły nie lękać się Francji’. Pan Colbert odpowiedział mu, że król nie jest ich wrogiem. Ambasador oświadczył, że mimo to jego zwierzchnicy mają rację, iż tak sądzą, skoro Jego Królewska Mość rujnuje swoich poddanych, by im zrobić krzywdę. Trzeba pojechać do Bretanii i Guyenne, aby zobaczyć, że ludzie jęczą i żyją z żebraniny, gdyż cła, jakie nałożona na wina i zboże, które ludzie ci mieli zwyczaj sprzedawać w Holandii, uniemożliwiają im zbyt tych towarów: w Holandii jest zboże z Prus i Śląska oraz wina z Niemiec, kosztują wprawdzie nieco drożej niż we Francji, ale ich nie brakuje.”
Rozgniewany tymi słowami Colbert zakazuje ładowania wódek na statki holenderskie (styczeń 1671). Holendrzy z kolei zawierają sojusz handlowy z Hiszpanią przeciw Francji. Ludwik XIV wrze gniewem na kupców, którzy – jak napisze to później – „prosili spokrewnionych ze mną królów, by zawarli ligi zaczepne przeciw mnie”. Gromadzi się wojska. Holendrzy są przerażeni. Ale król, Louvois i Colbert, tym razem wbrew swoim zwyczajom zgodni, chcą wojny w porozumieniu z Anglią. Colbert przygotowywał nawet od dwóch lat ten sojusz z wielką ostrożnością i niemałym sceptycyzmem. Anglia przecież, mimo wszystko, rywalizuje z Francją w dziedzinie handlu. 8 lipca 1672 roku minister odsłania swoje prawdziwe zamiary: „Gdyby król opanował wszystkie Zjednoczone Prowincje Niderlandów, ich handel stałby się handlem Jego Królewskiej Mości i można by już nic więcej nie pragnąć...”
Rozpoczyna się podbój Holandii."
(Ines Murat, "Colbert", PIW 1988, str. 207-212)

Jak widzi Pan, Panie Piński, pana poglądy gospodarcze nie są bynajmniej nowe, funkcjonowały dość powszechnie w słusznie minionych epokach krwawego merkantylistycznego barbarzyństwa. O ile umiarkowany protekcjonizm budzi (co najmniej) niechęć czy wrogość, o tyle im silniejszy jego przejaw i im bardziej gmatwa się protekcjonistyczna siatka państw, tym bardziej prawdopodobne koalicje jednych przeciw innym - ergo: tym bardziej prawdopodobne regularne wojny.

A tak poza tym, dobrze widać na przykładzie Colberta, że zysk lokalnych producentów, odbywał się kosztem tych, którzy żyli z handlu z Holandią. Tradycyjnie, polityka protekcjonistyczna - jak każda polityka zresztą, co oczywiste dla każdego kto czytał de Jasaya - jest redystrybucyjna. Oczywiście Pan może uważać, że dzięki Cromwellowi Anglia się wzbogaciła, a dzięki Corbeltowi Francja. Nawet jeśli tak jest - co i tak wydaje mi się absurdem - to nie cała Anglia i nie cała Francja. Cześć społeczeństwa traci.

Nie wspominając już o tym, że ile ludzie stracili w wyniku wojen wywołanych protekcjonizmem.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie Piński, jeżeli zabroniłby mi Pan kupowania samochodów od innych i kazał wyprodukować go samemu (trochę by mi to zajęło), to być może nauczyłbym się produkować samochody (zbudowałbym swój przemysł). Być może nawet zarabiałbym więcej niż obecnie dzięki tej umiejętności. Ale przez jaką mękę musiałbym przejść? Jakim kosztem?

Niech Pan mnie łaskawie nie zmusza do bogactwa i zostawi moją wolność wyboru w świętym spokoju.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

A tak w ogóle to lepsze odpowiedzi niż nasze na Pana argumenty już zostały napisane. Pozwolę sobie polecić książkę Michała Heilperina pt. "Economic Nationalism": http://mises.org/document/5155/Studies-in-Economic-Nationalism

Swoją drogą to powinniśmy specjalnie z dedykacją dla Pana opublikować tłumaczenie fragmentu tej książki z Mises Daily:
http://mises.org/daily/4437

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

"[A] war which promotes the transition from the purely agricultural to the mixed agricultural-manufacturing state is therefore a blessing for a nation. . . . Whereas a peace, which throws back into a purely agricultural condition a state destined to become industrialized, is a curse incomparably more harmful than a war."
-- Friedrich List, The National System of Political Economy


Pod tym też się Pan podpisuje?

Odpowiedz

jacek

@Tomasz Klosinski

Tak, ma Pan oczywiście rację, między protekcjonizmem a wojną nie ma w zasadzie wielkich różnic, w obu przypadkach obie strony ponoszą jakieś straty, w obu przypadkach nie wszyscy odnoszą korzyści. Przytacza Pan to jako argument przeciwko protekcjonizmowi, a dla mnie właśnie jest to coś dokładnie przeciwnego, to jest powód, przez który uważam, że należy stosować protekcjonizm.

Prowadząc wojnę, czy to zbrojnie, czy ekonomicznie, można zyskać lub stracić. Jednak poddając się bez walki można tylko stracić. Dlatego nigdy nie przekona mnie Pan, że w imię ideałów (i interesów naszych konkurentów) należy się dobrowolne poddać się na polu gospodarczej rywalizacji.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

" Dlatego nigdy nie przekona mnie Pan, że w imię ideałów (i interesów naszych konkurentów) należy się dobrowolne poddać się na polu gospodarczej rywalizacji."

Jakich naszych? WSZYSTKICH Polaków? Wszystkich obywateli Polski? Wszystkich mieszkających w Polsce i żyjących pod Panowaniem jaśnie nam Panującego Donalda Tuska? Kto jest konkurentem czyim? Jeżeli ja żyję z handlu, a Pan z produkcji - to moim konkurentem nie jest producent z zagranicy. Moim konkurentem jest Pan, który próbuje zniszczyć mój biznes wprowadzając politykę protekcjonistyczną. Proszę Pana, korzyść producenta (beneficjenta polityki protekcjonistycznej) odbywa się kosztem tych, którzy żyją z handlu oraz konsumentów, którzy są zmuszani do kupowania Pana marnej jakości produktów.

A nawet jeśli polityka protekcjonistyczna działałaby na korzyść absolutnie wszystkich obywateli (i konsumentów, i handlarzy, i producentów, i wszystkich innych), to i tak należy ją potępić z tego powodu, że jest aktem przymusu czy zgoła przemocy wymierzonym w innego niewinnego człowieka (mieszkańca zagranicznego kraju). Domaga się tego sprawiedliwość. Ale jak już wspomniałem - taki przypadek nie istnieje - bo protekcjonizm to korzyść lokalnych producentów kosztem wszystkich innych.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panie Kłosiński,

nie zamierzam Pana do niczego przekonywać. Moje teksty odzwierciedlają moje poglądy i wcale nie uważam, że każdy musi się ze mną zgadzać a wręcz byłoby to niewskazane, bo nic tak nie wzbogaca życia intelektualnego jak ścieranie się różnych opinii.
Mam jednak wrażenie, że różnica w naszych zapatrywaniach na kwestie wolnego handlu wynika z tego, że co innego jest dla nas ważne. Dla Pana wolność kupowania zagranicznych produktów jest ważniejsza od tego, by Polska była bogata a Polacy mieli pracę. Ja uważam, że te ostatnie rzeczy są ważniejsze. Kwestia priorytetów.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

O tak debata intelektualna to przyjemne z pożytecznym.

"Mam jednak wrażenie, że różnica w naszych zapatrywaniach na kwestie wolnego handlu wynika z tego, że co innego jest dla nas ważne. Dla Pana wolność kupowania zagranicznych produktów jest ważniejsza od tego, by Polska była bogata a Polacy mieli pracę. Ja uważam, że te ostatnie rzeczy są ważniejsze. Kwestia priorytetów."

Po pierwsze: cel nie uświęca środków. Po drugie: nawet jeśli Polacy w przyszłości (i producenci obecnie) zyskują, to tracą obecni handlarze i konsumenci. Na jakiej podstawie jest Pan gotów zmusić ich do poświęcenia swojego szczęście dla dobra garstki producentów i (jeżeli Pana argumenty odzwierciedlają rzeczywistość - w co wątpię) ewentualnych przyszłych pokoleń? Tutaj nie chodzi o możliwość kupowania zagranicznych produktów - chodzi o kryteria sprawiedliwości. To, że coś służy przyszłym pokoleniom (czy Polsce, czy też Polakom) - np. ograbienie słabszego sąsiedniego państwa i wykorzystanie jego ludności jako niewolników - bynajmniej jeszcze nie oznacza, że jest uzasadnione moralnie.

Kryteria sprawiedliwości są najważniejsze. Drugą rzeczą istotną jest zagrożenie wojną, gdy wszystkie państwa stosują politykę protekcjonistyczną. (Pan albo bagatelizuje takie zagrożenie, albo, co gorsza, nie ma ono dla Pana znaczenia.) Trzecią rzeczą jest sama logika: jeżeli zabroni mi kupować samochodu to jeszcze nie oznacza, że nauczę się go robić sam; a po drugie nawet gdybym się nauczył to wcale nie oznacza, że będę bogatszy; a nawet gdybym był bogatszy, to jeszcze nie oznacza, że opłacało się ten cel osiągnąć takim kosztem; a nawet jeśli opłacałoby się osiągnąć go takim kosztem, to jeszcze nie oznacza, że Pan może podejmować decyzje dotyczące mojego życia za mnie. To, że Pan kierowałby moim życiem lepiej niż ja, jeszcze nie daje Panu moralnego prawa do czynienia tego.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Po pierwsze nie tylko dla dobra przyszłych pokoleń. Jak ma Pan wzrost gospodarczy 10-12 proc. rocznie to może Pan od razu część z niego przekazać pracownikom w postaci wyższych pensji. Tak więc korzyści są odczuwalne od prawie od razu.
Protekcjonizm jest inwestycją o bardzo dobrej stopie zwrotu. O czym świadczy chociażby to, że trudno znaleźć obywatela państwa który wzbogaciłby się na protekcjonizmie, który by tego żałował. Ostatnio jedna a koreańskich gazet zrobiła sondaż. Na pierwszym miejscu wśród osób, które Koreańczycy chcieliby sklonować jest generał Park, który zapoczątkował erę protekcjonizmu w Korei. Zresztą jego córka została ostatnio wybrana w demokratycznych wyborach na prezydenta.
Nie bardzo natomiast rozumiem dlaczego Pan uważa protekcjonizm za "ograbienie sąsiedniego państwa". Jak my kupujemy niemieckie samochody i dajemy prace Niemcom podczas gdy w Polsce jest 20 proc. bezrobocia to jest to Pana zdaniem uczciwe i sprawiedliwe a jak my kupujemy własne auta to jest to "okradanie Niemców"?
A propos zagrożenia wojną to już tłumaczyłem, że skoro Japonia i Korea może stosować protekcjonizm nie doprowadzając do wojny, to my także możemy i widocznie zagrożenie nie jest tak wielkie.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

Przeświadczenie, że za cały ten wzrost jest odpowiedzialny tylko protekcjonizm jest wydaje się sporym uproszczeniem. Czynniki wzrostu są bardzo różne, a i nie wiadomo na dobrą sprawę w jakim stopniu protekcjonizm tego wzrostu był źródłem. Tak samo dzisiaj większość rozwiniętych krajów ma udział wydatków rządowych na poziomie 40-50% PKB, ale czy to oznacza, że wydatki rządowe są źródłem ich dobrobytu? Uproszczeniem zdaje się także jest przekonanie, że wzrost ten jest wart poniesionych kosztów. Dla przykładu ZSRR miało wysoki wzrost do lat 70-tych (na tyle wysoki, że Samuelson chwalił go w swoim podręczniku), ale jakim kosztem? I czy taki rozwój w ogóle nie kopie sam sobie grobu w postaci rozbudowanej biurokracji wprowadzającej politykę protekcjonistyczną w życie? Czy to, że decyzje obecnego rządu są "efektywne" oznacza, że warto jest poszerzać jego prerogatywy? Czy wzrost dobrobytu jest wart rozszerzania władzy dyskrecjonalnej nad naszym życiem? Ja nie rozumiem skąd Pana święte przekonanie, że za dobrobyt Korei jest odpowiedzialny wyłącznie protekcjonizm; a nawet gdyby był, to jeszcze nie oznacza, że dla dobrobytu własnego kraju rząd może zrobić wszystko.

Dziwi mnie też Pana równanie "protekcjonizm = dobrobyt Polaków = zadowoleni Polacy = moralnie uzasadnienie". Cel nie uświęca środków. Jeżeli ograbienie Ukrainy dawałoby Polsce (właściwie to niektórym Polakom, bo ci którzy są związani z Ukraińcami więziami towarzyskimi czy biznesowymi marną odnieśliby z tego korzyść) porównywalne wyniki do protekcjonizmu, to nie oznacza, że jest ono moralne uzasadnione. Nie uważam, że protekcjonizm jest równoznaczny z plądrowaniem, ale jest z całą pewnością pogwałceniem wolności osobistej. Tak, jak wspomniałem, gdybyśmy wszyscy byli bogatsi dlatego, bo by Pan chodził za ludźmi i groził im jeśli kupowaliby zagraniczne telewizory, to wcale nie oznacza, że można tak robić. Pomijając fakt, że prawdopodobnie koszt przekraczałby potencjalne korzyści.

Widzi Pan, ja uważam protekcjonizm za niemoralny, bo jestem wierny przekonaniu, że ludzie są równi wobec prawa (niekoniecznie legislacji). Ja rozpatruję moralność indywidualnie - jeśli jakieś działanie jest niezgodne z kryteriami sprawiedliwości (łamie jakąś istotną konwencję społeczną - czy jak ktoś preferuje "prawo naturalne" - jak prawo własności, dotrzymywanie wzajemnych obietnic, dążenie do pokojowych celów, etc), to jest ono złe niezależnie od tego czy dokonuje go nasz rząd na obcych obywatelach, ich rząd na naszych, nasi obywatele na ich obywatelach, czy też nasi obywatele sobie nawzajem,

Podsumowując: współwystępowanie nie musi oznaczać przyczynowości; nawet jeśli oznacza, niekoniecznie wart jest poniesionego kosztu (włączając w to koszt alternatywny); a nawet gdyby komuś jakimś cudem udało się oszacować, że przewyższa koszt, jeszcze nie oznacza to, że inne czynniki nie przeważają na korzyść wolnego handlu (rozrost biurokracji, poszerzenie uznaniowości władzy, budowanie złych relacji z innymi krajami, etc); po kolejne część ludności ponosi bardzo wysoki koszt (bankructwa firm prowadzących handel międzynarodowy), a część na tym zyskuje (skąd wiadomo, że "per saldo" wszystkim się opłaca?); wojna być może między Koreą i Japonią nie wybuchła, ale wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyby polityka protekcjonistyczna była bardziej powszechna świecie i w toku "wojny ekonomicznej" zaostrzała się; no i wreszcie na szarym końcu (choć według mnie jest to argument rozstrzygający): czy fakt, że Pan jest w stanie lepiej pokierować moim życiem, daje Panu moralne prawo do kierowania nim?

Mam nadzieję, że zasiałem w Panu chociaż ziarno liberalnej wątpliwości. Nacjonalizm wydaje się być dzisiaj głównym punktem odniesienia we wszystkich debatach intelektualnych: jeśli coś jest dobre dla Narodu (nawet kosztem swoich czy obcych ludzi), to już jest moralnie uzasadnione - jest to wielkie zwycięstwo tradycji merkantylistycznej, Colbertowskiej, Heglowskiej, Fichte'owej, Listowej, socjalistycznej, faszystowskiej, interwencjonistycznej czy też wszechobecnej obecnie opiekuńczo-narodowo-demokratyczno-"liberalnej".

Odpowiedz

Balcerek

@Aleksander Piński
"Protekcjonizm jest inwestycją o bardzo dobrej stopie zwrotu.

dalej stoi Pan na stanowisku że zakazanie używania światła słonecznego spowoduje wzrost zamożności obywateli. przykro mi ale to jest śmieszne.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

O ile zrozumiałem Pana Pińskiego to jest tak, jeśli produkcja świec jest zyskowna w obrocie międzynarodowym (korzyści skali, duży popyt za granicą, przymuszanie firm produkujących świece do eksportu, etc, etc).


"Ale to właśnie metropolie wymuszały na koloniach układy, które zmuszały do wolnego handlu z zastosowaniem przewagi komparatywnej! Dlaczego? Bo słabo rozwinięte kraje mają zwykle przewagę komparatywną [w nieprodukowaniu świec]. Oczywiście nie ma w tych działalnościach nic złego, ale bez ochrony ceł słabo rozwinięte kraje nie zbudują własnego przemysłu [produkcji świec]. Dlatego w latach 20. XX w. wieku 95 proc. sprzedawanych [świec] w Japonii było amerykańskie [alternatywnie: 95% światła używanego w Japonii było światłem słonecznym]. Japończycy nie byli w stanie z nimi [ze słońcem] konkurować, bo ich [świece] były o połowę droższe. Co zrobili?
Czy pogodzili się z tym, że Amerykanie [tudzież słońce] mają przewagę komparatywną w produkcji [światła] a sami zajęli się produkcją sake? Nie! Uchwalili prawo, że każda firma produkująca [świece] w Japonii musi mieć szefa Japończyka i być w większości własnością Japończyków. I wyrzucili montownie [amerykańskich świec i zakleili okna, żeby ludzie nie korzystali ze światła słonecznego] z kraju i dopiero wówczas, w 1937 r. powstali [japońscy producenci świec]. Gdyby stosowali się teorii Ricardo, to japoński przemysł [świec] nigdy by nie powstał."



Bastiat wiecznie żywy.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

Swoją drogą ciekawe czy gdyby rząd zakleili nam okna i wprowadził cła na świece z zagranicy, to rodzimy przemysł produkcji świec rozwinąłby się na tyle, że Polska eksportując świecie stałaby się bogata. Pewnie tak, ale pozwolę sobie się powtórzyć: jakim kosztem?

Odpowiedz

Aleksander Piński

Panowie,

to właśnie wolny handel prowadzi do specjalizowania się biednych krajów "produkcji świec". Dlaczego? Bo produkcja świec jest prosta i nie wymaga wielkich nakładów. Nie bez powodu Polska walczy z Chinami o miano lidera w dostawach do Ikei. Bijemy się z trzy razy biedniejszym krajem o to kto lepiej "zbije deski". Takie są skutki braku protekcjonizmu.
Tymczasem mądry protekcjonizm prowadzi do powstania firm takich jak LG, Hunday czy Samsung.
Powtarzam jeszcze raz: nie wszystkie rodzaje działalności gospodarczej są takie same i nie wszystkie warto rozwijać. Warto używać protekcjonizmu by zbudować przemysły w których dojdzie do tzw. eksplozji produktywności. To pozwala na utrzymywanie w długim okresie wzrostu gospodarczego 10-12 proc. rocznie.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

To niech wyobrazi sobie Pan, że LG, Hunday i Samsung to producenci świec, a produkcja świec jest superdochodową produkcją najnowszych technologii. Absurd zostaje ten sam - walczymy ze światłem słonecznym, żeby zbudować nowoczesny przemysł.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

Albo jeszcze inaczej - czy gdyby tanie [darmowe] samochody i smartfony spadały z nieba a nie importowalibyśmy je z Korei, to nadal opłacałoby się nakładać cła na "niebo", żeby chronić przemysł? Innymi słowy - czy gdybyśmy mieli dostęp do tych rzeczy za darmo (powiedzmy mielibyśmy "magiczny kapelusz") - to nadal by Pan uważał, że należy zabronić brania tych rzeczy z tego kapelusza? W innym przypadku nie rozwiniemy przemysłu, a więc nie będziemy mogli eksportować ultrazyskownych technologii, a więc będziemy biedni. Czy to nie zakrawa o absurd? Czym na dobrą sprawę różni import tanich towarów od brania ich z "magicznego kapelusza"? Według Pana protekcjonistycznych poglądów taki kapelusz byłby naszą zgubą.

Odpowiedz

Tomasz Klosinski

Nie sądzi Pan, że gdyby z nieba spadały darmowe samochody (czyt. można by było tanio sprowadzać je z zagranicy) to byłoby dobrze dla nas? Nie sądzi Pan, że to nonsens niszczyć te darmowe samochody z nieba, po to, żebyśmy mogli rozwinąć własny przemysł?

Odpowiedz

Aleksander Piński

Błąd w Pana rozumowaniu polega na tym, że zasłaniając słońce, sztucznie tworzymy zapotrzebowanie na świece. Podobnie nie biorąc tego co spada z nieba również sztucznie byśmy tworzyli potrzeby.
Tymczasem my mamy zapotrzebowanie na samochody czy komórki. Protekcjonizm nie tworzy sztucznych potrzeb tylko zaspokaja już istniejące tylko zamiast importowanymi produktami, produktami krajowymi.

Odpowiedz

grudge

Jakbym był naczelnym "Uważam Rze" to po przeczytaniu powyższego zwolniłbym Pana.

Teraz tłumaczenie klasyka.
Realna potrzeba światło czyli tutaj na przykład jak Pan napisał samochody czy komórki. Słońce tańszy i lepszy produkt z zagranicy. Wytwórcy świec rodzimi producenci, którzy mają być objęci protekcją bo ich produkt (świece), nie spełnia potrzeby (światło) jak produkt zagranicznej konkurencji (słońce).

Ode mnie osobiście pała z wykrzyknikiem za nieumiejętność czytania ze zrozumieniem.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Ciągle porównanie jest chybione. W protekcjonizmie kupujemy na przykład samochody własnej produkcji, po to by dać środki krajowym producentom na to, by ich produkty zaczęły dorównywać albo pokonały zagraniczne. Tymczasem ile by Pan nie inwestował w produkcje świec to nie są w stanie dostarczyć takiej ilość światła jak słońce.

Odpowiedz

grudge

A jeżeli rodzime firmy, objęte protekcją, z powodu braku konkurencji obcych firm nie mają bodźców do lepszego działania i produkują co raz gorsze produkty?
Co wtedy?

Odpowiedz

Aleksander Piński

Słuszna uwaga. Wiele krajów stosowało protekcjonizm i nie bogaciło się ponieważ firmy mając do dyspozycji chroniony wewnętrzny rynek nie miało bodźców do poprawiania jakości i obniżania kosztów. Ale na pomysł jak rozwiązać ten problem wpadli Niemcy na przełomie XIX w. i XX w. a później skopiowali to m.in. Japończycy i Koreańczycy. Otóż w tych krajach warunkiem otrzymania wsparcia ze strony państwa był eksport. Bo jeżeli sprzedajemy za granicę to musimy dać klientom najkorzystniejszy stosunek jakości do ceny. Firmy które nie spełniały tych warunków były odcinane od pomocy państwa. Mało kto wie, że kilkadziesiąt lat temu w Korei było kilkadziesiąt różnych czeboli a te kilka, które teraz wszyscy znają to były te które wygrały konkurencję o pomoc państwa i najskuteczniej realizowały jego cele.

Odpowiedz

grudge

Ad Aleksander Piński
"Otóż w tych krajach warunkiem otrzymania wsparcia ze strony państwa był eksport. Bo jeżeli sprzedajemy za granicę to musimy dać klientom najkorzystniejszy stosunek jakości do ceny. Firmy które nie spełniały tych warunków były odcinane od pomocy państwa."

W tym fragmencie poruszył Pan dwie ramy czasowe:
1) Otóż w tych krajach warunkiem otrzymania wsparcia ze strony państwa był eksport czyli jak wyeksportujemy produkt to dopiero otrzymamy wsparcie. Pytanie skoro produkt jest na tyle dobry, że można go eksportować to po co go wspierać?
2) Firmy które nie spełniały tych warunków były odcinane od pomocy państwa czyli już wspieramy produkt i jeżeli nie został on wyeksportowany tzn., że jest słaby i zabieramy dotację. Z tego wynika, że środki z pieniędzy podatników zostały bezpowrotnie zmarnowane na wspieranie bubla.

Obydwa warianty padają jeżeli kraj do którego chcemy eksportować nasze produkty też prowadzi politykę protekcjonistyczną i naszego produktu nie można wyeksportować.

To pozwala na wyciągnięcie następującej konkluzji, że aby protekcjonizm zadziałał inne kraje muszą mieć wolny rynek. Czyli dostają produkty taniej kosztem naszego społeczeństwa.

Odpowiedz

Rafał Rudowski

Wszelkie teorie o skuteczności protekcjonizmu czy ogólnie interwencjonizmu zakładają jakiś niezwykły geniusz urzędników państwowych, którzy np. będą potrafili określić, które branże są rozwojowe, jakie inwestycje przyniosą dochód itp. A to nie jest łatwa sprawa. Tysiące ludzi z kapitałem na całym świecie ciągle zastanawiają się, gdzie ulokować pieniądze, w jakiej branży, w jakim kraju, itd. To bystrzy ludzie, którzy zatrudniają specjalistów i niestety często się mylą. Wszelkie narzędzia, jakimi mogą posłużyć się urzędnicy są też dostępne dla nich, a dodatkowo mają motywację skutecznego działania, bo mogą ponieść osobistą stratę. A mimo wszystko ogarnięcie gospodarki i przewidzenie jej przyszłego kształtu jest dla nich bardzo trudne i często ponoszą straty.

Odpowiedz

grudge

Jest dokładnie tak jak Pan napisał. Jak ktoś jest rozgarnięty, to nie zostaje urzędnikiem tylko sam zakłada biznes i zarabia pieniądze.

"A mimo wszystko ogarnięcie gospodarki i przewidzenie jej przyszłego kształtu jest dla nich bardzo trudne i często ponoszą straty."
Wczoraj widziałem wypowiedź Eugeniusza Kłopotka na temat kto poniesie karę za panią "ministrę" Fedak i jej błędy. Powiedział, że ewentualna kara będzie przy urnach wyborczych. Dziwne jest jednak, że jak coś im i się uda np. wyżebrać pieniądze w UE, to dostają realne premie, a nie ewentualne przy urnach.

Odpowiedz

jacek

@Rałał Rudowski

Nie ma potrzeby zakładać żadnej genialności urzedników państwowych, czy ktoś coś takiego napisał??
.
Protekcjonizm jest po prostu narzędziem stosowanym do OCHRONY własnego rynku. Wszelkie teorie, czy protekcjonizm jest dobry czy nie, nie mają znaczenia. On jest aktywnie stosowany przez wszystkie bogate państwa, a już dlaczego jest stosowany, to niech każdy dorabia sobie własną teorię. Tyle praktyka i fakty.
.
Faktów nie zmienicie, a z drugiej strony z ideami wolności każdy się zgadza. Więc co chcecie wydyskutować? Pragmatyków przekładających zysk nad ideały i tak nigdy nie przekonacie. To kwestia priorytetów.
.
Równie dobrze mogę powiedzieć, że odmawiając mi prawa do ochrony mojego własnego interesu (poprzez działanie mojego państwa) naruszacie moja wolność osobistą i narażacie mnie na straty materialne (w imię ideałów? cudzego zysku?).

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Protekcjonizm jest po prostu narzędziem stosowanym do OCHRONY własnego rynku. Wszelkie teorie, czy protekcjonizm jest dobry czy nie, nie mają znaczenia. On jest aktywnie stosowany przez wszystkie bogate państwa, a już dlaczego jest stosowany, to niech każdy dorabia sobie własną teorię. Tyle praktyka i fakty."

Był czas, gdy rządy wierzyły, że akumulacja złota prowadzi do bogactwa i że na każdej wymianie zawsze jedna strona zyskuje a druga traci. Zresztą posługiwano się w owym czasie podobnymi argumentami do Pańskich, aby zwalczać ideę wolnego handlu.


"Pragmatyków przekładających zysk nad ideały i tak nigdy nie przekonacie. To kwestia priorytetów."

I właśnie dlatego zwalczamy państwo.


"Równie dobrze mogę powiedzieć, że odmawiając mi prawa do ochrony mojego własnego interesu (poprzez działanie mojego państwa) naruszacie moja wolność osobistą i narażacie mnie na straty materialne (w imię ideałów? cudzego zysku?)."

Równie dobrze producent dorożek mógł oskarżyć producenta samochodów o naruszanie jego "wolności osobistej". Musi Pan najpierw dowiedzieć się czym jest wolność osobista: swoją drogą dobrze Pan trafił, te łamy się świetnie do tego nadają.

Odpowiedz

Aleksander Piński

Ma Pan racje, że decyzje odnośnie tego w co inwestować są obarczone wysokim ryzykiem błędu (mało osób wie, że na przykład że pod koniec XIX w. było w USA kilka tysięcy prywatnych producentów samochodów i prawie wszyscy zbankrutowali). Ale to tylko dodatkowy powód by stosować protekcjonizm, bo stosując go państwo zmniejsza ryzyko działalności gospodarczej dla krajowych firm. Proszę spojrzeć na przykład na sektor samochodowy. Mamy już klientów, wiemy co chcą kupować, są gotowe technologie. Wystarczy skopiować i sprzedawać. I dlatego kraje stosujące protekcjonizm rozwijały się przez kilkadziesiąt lat w tempie rzędu 10 proc. rocznie.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Ale to tylko dodatkowy powód by stosować protekcjonizm, bo stosując go państwo zmniejsza ryzyko działalności gospodarczej dla krajowych firm"

Dlaczego nie iść za ciosem i nie wyeliminować ryzyka wynikającego z konkurencji wewnątrzkrajowej? Powiem więcej: dlaczego w ogóle nie wyeliminować wszelkiego ryzyka pozbywając się konkurencji?

Odnoszę wrażenie, że nie dostrzega Pan, że przemysł samochodowy przeszedł przez fazę schumpeterowskiej "twórczej destrukcji": najpierw było dużo producentów taniego fajansu, a potem niektóre firmy zainwestowały w lepsze technologie i producenci fajansu odpadli z wyścigu. Analogicznie jeszcze wcześniej producenci dorożek odpadli z wyścigu. Innowacje eliminują słabszą, bardziej kosztowną konkurencję - i dzięki temu możemy dzisiaj jeździć "cudami techniki". Oczywiście nie podobało się to producentowi dorożek w swoim czasie, ale taka jest cena rozwoju cywilizacyjnego.

Według logiki protekcjonistycznej, gdy Ford zaczynał produkować samochody, Polska powinna była chronić swój rynek dorożek, cłami na importowane samochody Forda.

Odpowiedz

Norbert Mazurek

Bóg stworzył człowieka, niestety popełnił błąd - dał mu wolną wolę, na szczęście trochę później pojawił się Pan Piński i postanowił to naprawić. Było jest i będzie chmara domorosłych mędrców którzy są absolutnie przekonani że posiedli receptę na: biedę, niesprawiedliwość, nierówność, koklusz itp.. Cele i metody są różne, jedno co ich łączy to ta bezczelna łatwość w narzucaniu siłą dorosłym ludziom „najlepszych” sposobów na życie (dla ich dobra oczywiście).
Pracuje 4 h na dobę i bardzo lubię moje niezbyt bogate ale przyjemne życie, rozumiem że kolejnym krokiem będzie zmuszenie mnie do pracowania 8 h bo: historia pokazuje że kraje w których średni czas dziennej pracy wynosi 8 h są bogatsze. Ludzie nie dążą do bogactwa, dążą do szczęścia a dla każdego może to oznaczać coś zupełnie innego. Nie wiem czy Pan Panie Piński wie ale Japonia i Korea Południowa to kraje w ścisłej czołówce ilości samobójstw, ludzie bogaci popełniają samobójstwa ludzie szczęśliwi nie.
Panie Jacku gdyby wytwarzał Pan dobry, tani produkt to nie potrzebował by Pan żadnej ochrony. Produkuje Pan Poloneza którego chce Pan sprzedawać po 100 tys PLN sztuka i jest Pan wściekły że Państwo narusza Pana wolność osobistą nie stosując siły aby zmusić Polaków do kupowania tego złomu. To argument na poziomie wniosku Pana Pińskiego że system socjalistyczny załamał się przez „wolny wewnętrzny handel”.
:idea:

Odpowiedz

grudge

Panie Aleksandrze jeżeli naprawdę chce Pan pomóc Polakom, to mam świetny temat na artykuł. Proszę opisać proponowane przez GPW zmiany, to jest wprowadzenie WIG30 zamiast WIG20 i zmiana mnożnika z 10 do 20 pkt.
Już i tak zagraniczne banki inwestycyjne przyciągają naszą giełdę jak chcą, co widać po ostatnich dwóch tygodniach. Zmiana WIG-u zmniejsza szansę na wyjście ze złej pozycji, a zwiększenie mnożnika spowoduje, że ludzie grający na kontraktach terminowych będą bardziej narażeni na straty w przypadku gdy duży gracz zacznie na siłę robić zmienność. Nie przypadkowo nasza giełda jest nazywana bananową i dużo graczy woli zagraniczne, a z tego czytam po w/w zmianach jeszcze więcej ją opuści.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie Piński, Pana odpowiedź jest niespójna logicznie. "Zasłanianie okien" to metafora opodatkowania słońca (zagranicznego producenta światła). Według tego, co Pan wcześniej napisał, jeżeli dostajemy coś za pół-darmo (czy darmo) z zagranicy to wychodzimy na tym źle, bo nie mamy możliwości zbudować swojego przemysłu. Spróbuję zobrazować Panu absurdalność protekcjonizmu jeszcze inaczej: wyobraźmy sobie, że w Polsce rynek jest chroniony, FSO produkuje super-polonezy, a w Warszawie mamy dwóch dealerów FSO. Obydwaj sprzedają te same samochody mniej więcej w tej samej cenie. Wtem jeden z nich wchodzi w posiadanie "magicznego kapelusza", z którego może wyciągnąć kilkanaście (zagranicznych) samochodów dziennie, powiedzmy wrzucając do kapelusza jakąś niedużą sumę. Dzięki temu posiadacz "magicznego kapelusza" może sprzedawać samochody taniej. Ludzie zaczynają od niego kupować samochody. Drugi dealer i jego dostawca (FSO) bankrutują. Według Pana taki kapelusz należałoby zniszczyć, bo jest źródłem upadku lokalnego przemysłu. A bez lokalnego przemysłu Polska nie może stać się bogata. Według tej logiki: gdybyśmy mieli "magiczne kapelusze" do samochodów, smartfonów, lodówek, itd. - to żylibyśmy w skrajnej nędzy, bo choć mielibyśmy te wszystkie produkty to sami zajmowalibyśmy się "zbijaniem desek" dla IKEI albo rolnictwem (ergo: bylibyśmy biednymi posiadaczami cudów techniki z "magicznego kapelusza" - czyli Korei, Japonii, USA, etc).

Jest jeszcze jeden argument: co jeśli wszystkie strony "chronią" swój rynek? Wyobraźmy sobie, że istnieją tylko dwa państwa na ziemi - jedno produkuje samochody i drugie produkuje samochody. Jeśli obydwa wprowadzą cła na import samochodów od siebie nawzajem to jaką będą mieli przewagę producenci lokalni? Innymi słowy: jeśli wszyscy na świecie będą prowadzić politykę protekcjonistyczną to nikt na tym nie skorzysta. Jedyną korzyść odniesie państwo.

Więcej, przypuszczam, że gdyby wszystkie państwa stosowały protekcjonizm na szeroką skalę to nie byłoby ludzi stać na prasę i komputery, a więc nie byłoby ich stać na czytanie artykułów o protekcjonizmie w "Uważam Rze" i "Obserwatorze finansowym". Gdyby nie wolny handel to protekcjoniści nie mieliby nawet, gdzie głosić swoich poglądów.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Ideologia protekcjonistyczna nie tylko zakłada, że rząd będzie wiedział, które technologie są dochodowe, ale także, iż nie da się przekupić producentom niedochodowym. Demokracja ma to do siebie, że politycy aby zdobyć i utrzymać władzę muszą środkami odebranymi społeczeństwu jako całości, przekupić jego część, która zapewni im zwycięstwo swoimi głosami. Skąd wiadomo, że w tej bitwie o zbudowanie, zrabowanymi pieniędzmi, zwycięskiej koalicji, rząd nie zacznie finansować rolnictwa albo górnictwa? Jeśli większość głosujących jest rolnikami albo górnikami, to politycy mają motywacje do tego, żeby opodatkować informatyków, aby subsydiować rolnictwo i górnictwo.

Gdyby Pan Piński był konsekwentny to głosiłby pochwałę protekcjonistycznej dyktatury.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Zresztą, jak dowodził Buchanan, to nie musi być nawet większość - wystarczy, że będzie to dobrze zorganizowana, wpływowa grupa - "nieuzbrojonych bandytów", jak ich określa prof. Victoria Curzon-Price - świadoma swojego interesu oraz podejmująca nacisk na polityków i kampanię propagandową na opinię publiczną.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Wiele krajów stosowało protekcjonizm i nie bogaciło się ponieważ firmy mając do dyspozycji chroniony wewnętrzny rynek nie miało bodźców do poprawiania jakości i obniżania kosztów. Ale na pomysł jak rozwiązać ten problem wpadli Niemcy na przełomie XIX w. i XX w. a później skopiowali to m.in. Japończycy i Koreańczycy. Otóż w tych krajach warunkiem otrzymania wsparcia ze strony państwa był eksport. Bo jeżeli sprzedajemy za granicę to musimy dać klientom najkorzystniejszy stosunek jakości do ceny. Firmy które nie spełniały tych warunków były odcinane od pomocy państwa."

A więc, jeśli świece czy żarówki by się sprzedawały za granicą to jednak warto zmusić mieszkańców okien do zamurowania okien. Zasłaniając okna zbudujemy silny przemysł produkujący energię elektryczną, żarówki i wszystko inne związane z oświetleniem. Później będziemy mogli te produkty eksportować i w ten sposób staniemy się bogaci.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Zdaje sobie Pan sprawę, jaki mielibyśmy wzrost PKB, gdybyśmy zasłonili okna? Rozwijalibyśmy się jak szaleni. Przynajmniej 20% w skali roku! Pełne zatrudnienie - jeszcze byśmy Chińczyków importowali do fabryk z żarówkami, bo sami Polacy by się nie wyrobili. Roboty a roboty. Bogactwo na wyciągnięcie dłoni. Wystarczy zrobić tylko dwie rzeczy: zamurować okna i zmusić producentów żarówek do eksportu.

Odpowiedz

mariln

Nie jestem znawca tych spraw ale bogacenie to raczej nie dzieki wiekszym clom:
1. Egipt mocno blokuje import samochodow - cla sa ogromne, a jakos potega motoryzacyjna nie sa i nie beda.
2. W Korei ludzie lubia pracowac, a w Polsce duzo pic. Wiec moze to dzieki swojej mentalnosci oraz odpowiedniej edukacji sa bogatsi. Pewnie ten argument zostanie szybko skrytykowany, bo nam Polakom ciezko to zrozumiec ;)

Odpowiedz

valis

Mam pytania do czytelników: Kto obecnie ma większe szanse na rozwój w Polsce, firma zagraniczna, czy krajowa ?
Rozmawiamy o pomocy czy równych szansach ? Czy w ogóle można mówić o wolnym handlu z państwami, których ustrojem jest korporacjonizm ?

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Jeśli ich rządy dopłacają pieniędzmi ich poddanych do sprzedaży produktów w Polsce to źle? Niech nam dają darmo i pół-darmo, a sami się zajmiemy tym, co nam się bardziej opłaca produkować.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Panie redaktorze Piński, znalazłem coś dla Pana w Internecie! Kurs internetowy Tylera Cowena i Alexa Tabarroka z George Mason University dotyczący handlu międzynarodowego (materiał omawia też teorię przewag komperatywnych).

Dostępny jest pod tym adresem:
http://mruniversity.com/courses/international-trade

Pozdrawiam i życzę owocnego samokształcenia!

PS. Proszę nie pomijać zadań do domu!

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.