KRS: 0000174572
Powrót
Społeczeństwo

Caceres: Porządek spontaniczny - przebudzenie sacrum

14
Zachary Caceres
Przeczytanie zajmie 12 min
L_C_Tiffany_Market_Day.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Zachary Caceres
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Natalia Piechota
Wersja PDF

spontaneosu


Carl Sagan poświęcił swoją karierę na stworzenie pomostu między nauką a duchowością. Według Ann Druyan poszukiwał „Boga, który byłby wart odkryć nauki”. Ekonomista F. A. Hayek spędził całe życie dowodząc i odkrywając, że żyjemy w świecie bogatym w porządek wynikający z ludzkiego działania, ale nie będący skutkiem ludzkiego planu. Hayek nauczył nas szacunku dla spontanicznego porządku.

Opisując zasady rządzące złożonymi systemami, takimi jak ekosystemy i gospodarki, naukowcy odkrywają potęgę spontanicznego porządku. Ale czy mogą także odkryć na nowo sacrum?

Jak nauka pogrzebała świętość
Dwudziesty wiek nie był przyjazny wobec duchowego postrzegania wszechświata. Wraz z dogłębniejszymi badaniami fizyki wielcy naukowcy nie znaleźli Boga — znaleźli cząsteczki. Niektórzy szukali boskiego stworzenia jako źródła naszego życia, ale zamiast tego znaleźli ewolucyjną metodę prób i błędów. Zajrzeliśmy w głąb naszych mózgów w poszukiwaniu śladu wiecznej duszy, ale znaleźliśmy tylko skomplikowany, wilgotny komputer.

Wydaje się, że w świecie, w którym wszystko można sprowadzić do praw fizyki, nie ma zbyt wiele miejsca dla świętości. Cząsteczki nie posiadają moralności ani transcendentnego celu, a jako że sami również jesteśmy tylko skomplikowaną mieszaniną cząsteczek, także ich nie posiadamy.

Pogląd ten, zwany naukowym redukcjonizmem, wywodzi się jeszcze ze starożytnej Grecji. Wraz z rozwojem nauki w XIX i XX wieku ogromna skuteczność redukcjonizmu w praktyce jeszcze bardziej wzmocniła pozbawiony świętości pogląd na świat. Matematyk Pierre-Simon Laplace napisał: „Najważniejsze pytania życia w większości nie są niczym więcej niż kwestią prawdopodobieństwa”. Dzisiejsi naukowcy wyruszyli w poszukiwania podstawowych praw, mogących rządzić wszystkim.

Wszystko, jak twierdzą redukcjoniści, może zostać zredukowane do swych części składowych — od dinozaurów po wojnę w 1812 roku. Fizyka wiele zyskała na tej idei. Nawet gdy naukowcy, tacy jak Niels Bohr, wynaleźli mechanikę kwantową, która dowodziła, że wszechświatem rządzi prawdopodobieństwo, a nie sztywne, deterministyczne prawa, redukcjonizm trwał w najlepsze bez szwanku.

„Im więcej wiemy o kosmosie, tym bardziej wydaje się on bezsensowny” — napisał fizyk i Laureat Nagrody Nobla Steven Weinberg w swojej książce z 1994 r. Sen o teorii ostatecznej.

Weinberg dowodził, że aby zrozumieć „wielkie” fenomeny, zawsze spoglądamy w dół: zaczynamy od wielkich obiektów, takich jak społeczeństwa, zmierzając w kierunku grup, indywidualnych ludzi, organów, komórek, chemii, fizyki. Ostatecznie możemy trafić na zestaw praw ostatecznych, które wszystko tłumaczą — marzenie Weinberga o „teorii ostatecznej”. Przyczynowość wiedzie w górę, od szczegółu do ogółu, w związku z tym wszystko się redukuje.

Powstanie
Biolog teoretyczny Stuart Kauffman z Santa Fe Institute nie zgadza się jednak z tym. W swojej książce Reinventing the Sacred utrzymuje on, że możemy odnaleźć nowy sens duchowości w zachowaniu złożonych systemów, takich jak biosfera i gospodarka. Jak twierdzi, systemy te nie mogą zostać zredukowane. Ich złożoność wychodzi poza teorię ostateczną Weinberga.

Jeśli to prawda, świat naturalny, jaki odkryliśmy za pomocą nowoczesnej nauki — być może bez Boga Stwórcy, za to pełny bezcelowych cząsteczek — nie musi pozostawiać nas w świecie bez znaczenia. „Nieustająca kreatywność” złożonych systemów — pisze Kauffman — „jest tak oszałamiająca, przytłaczająca, tak warta okazania podziwu, wdzięczności i szacunku, że dla wielu z nas jest wystarczająco boska. Bóg, całkowicie naturalny Bóg, to kreatywność we wszechświecie”.

Powstająca złożoność świata, wyrastająca dzięki przypominającym prawa siłom, jest dla Kauffmana świętością. Gospodarka jest podobna — jest porządkiem powstałym bez odgórnego projektu.

Więcej znaczy inaczej
W artykule z 1972 roku „More Is Different” laureat Nagrody Nobla, fizyk Philip Anderson dowodził przeciwko redukcjonizmowi w fizyce. Jeżeli spojrzymy na przyczynowość jak na strzałkę, nie jest ona skierowana jedynie od cząsteczek w górę — uważał Anderson. Z chwilą, gdy wzrasta rozmiar i złożoność czegoś „pojawiają się całkowicie nowe właściwości”, które nie mogą „być zrozumiałe w warunkach prostej ekstrapolacji właściwości kilku cząsteczek”. Obiekty nie są tylko sumą ich składowych. Więcej znaczy inaczej.

Robert Laughlin, także laureat Nagrody Nobla, zgadza się z Andersonem. Twierdzi, że nie ma sensu dyskutować, na przykład, o temperaturze jedynie kilku cząsteczek gazu, ale o całym ich zbiorze. Podobnie pojedynczy atom żelaza nie jest „sztywny” — właściwość taką przejawia jedynie sztabka żelaza w całości. Tak, sztywna sztaba żelaza jest złożona z pojedynczych cząsteczek, ale sztywność może powstać jedynie na poziomie całości, a nie pojedynczych cząsteczek. Mimo iż te zbiorowe właściwości są czymś nowym, niewielu zaprzeczy ich prawdziwości.

Leo Kadanoff pokazał, że ważne pomysły w mechanice płynów mogą pochodzić z dziwnych, matematycznych „światów-zabawek”, których działanie oparte jest na prostych zasadach (wyobraź sobie koraliki na sznurku). Jeżeli te idee, będące tak ważnymi dla naszego rozumienia wszechświata, można „uruchomić” na wielu platformach — w świecie mechaniki kwantowej z jednej strony i świecie zabawek z drugiej — jak możemy twierdzić, że fizyka redukuje się tylko do jednej z nich?

Wydaje się, że istnieją raczej prawa organizacji, które nie są redukowalne, ale rządzą zachowaniem całych systemów. Możemy je znaleźć w wielu miejscach, w których rządzi złożoność, włączając w to nasze własne ciała.

Poznaj swoje serce
Pomyśl o swoim sercu. Jaka jest jego funkcja? Cóż, serca zazwyczaj pompują krew. Ale oprócz tego przyspieszają, gdy się zdenerwujesz, i wydają dudniące dźwięki. Wobec tego funkcja serca jest jedynie jedną z wielu właściwości serca.

Darwin i większość innych naukowców zgodziłaby się, że serce ewoluowało na przestrzeni czasu. Ale Kauffman prosi nas, byśmy wyobrazili sobie, że możemy wyciągnąć wnioski o ludzkim sercu korzystając z fizyki cząstek elementarnych. Odkrylibyśmy wszystkie jego właściwości: czerwoność, kształt, bicie i pompowanie krwi. Ale nasze zrozumienie serca nie byłoby nadal pełne. Nie wiedzielibyśmy, która z tych właściwości jest główną funkcją serca. Wszystkie jego cechy można równie dobrze wydedukować za pomocą fizyki, ale jego ewolucyjne przystosowanie wymaga od nas myślenia na wyższym poziomie opisowości. Serce powstało z powodu roli, jaką odgrywa w procesie wyższego rzędu — biologicznej ewolucji, nie zaś samej fizyki.

By zrozumieć funkcję serca, musimy spojrzeć na cały cykl życia i środowisko organizmu posiadającego ów organ. W rozumieniu Kauffmana musimy szukać praw rządzących systemem wyższego rzędu (biologią), nawet gdy system ostatecznie zależy od fizyki niższego rzędu.

Nie tylko nasze rozumienie operuje na tym wyższym poziomie. Istnienie serc jako systemów zmieniło bieg ewolucji i zmodyfikowało biosferę. Serce — jako całość — spowodowało falę zmian we wszystkim dookoła, również w jego częściach składowych, takich jak molekuły i białka. Tak, zarówno serce, jak i „ukształtowane całości” (na przykład organy jako takie) są zależne od swoich części, ale zarazem tworzą dla nich nowe ograniczenia i sprzężenia wynikające z ich wyjątkowych (holistycznych) form.

Reguła nowych przestrzeni
Dla Kauffmana jest to rażący brak w światopoglądzie redukcjonistów. Nagle strzałka Weinberga, która zdawała się wskazywać w górę, od cząsteczek do organu, zaczyna wskazywać także w dół i na zewnątrz. Właściwie wygląda to raczej jak okrąg: części składowe określają i ograniczają całość, a jej kształt określa i ogranicza części składowe. Nie jest to już tylko ewolucja, lecz koewolucja. Powstające całości posiadają swoje własne czynniki przyczynowe: części zależą od całości, tak jak całość jest zależna od swoich części.

„Oczywiście” — pisze Kauffman — „serce składa się z cząsteczek, a nie czegoś mistycznego… ale serce pracuje z racji jego wyewoluowanej struktury i organizacji tego procesu” [kursywa w oryginale]. Jest ono czymś więcej niż sumą części składowych. Bierze też udział w tworzeniu czegoś jeszcze większego (na przykład stworzeń posiadających wystarczająco duże i skomplikowane mózgi, by myśleć o swoim miejscu we wszechświecie).

Dla Kauffmana całość serca jest wyrazem biologicznej twórczości we wszechświecie. Niższe warstwy złożoności dają początek nowszym całościom. Nowa warstwa złożoności, taka jak na przykład ludzkie serce, pozwala na powstanie jeszcze wyższych warstw złożoności. Bez serc nie ma zwierząt. Bez zwierząt nie ma ludzi. Bez ludzi nie ma gospodarki, prawa, kultury. Kreacja powoduje jeszcze więcej kreacji. Każda powstała całość tworzy nowe przestrzenie dla kolejnego powstawania. A te nowe przestrzenie tworzą jeszcze nowsze przestrzenie na powstanie jeszcze bardziej złożonych układów. W tej regule złożoności Kauffman wyczuwa coś świętego.

Od serc do gospodarek
Jak daleko sięga ta reguła? Dla Kauffmana systemy prawne i rynki są jak ekosystemy, a firmy i organizacje są jak żyjące w nich organizmy. Tak jak serce albo biosfera, same z czasem się organizują z mniejszych części je tworzących. Gospodarki także wyłaniają się z czasem.

Żeby zrozumieć, jak ludzie tworzą nowe formy porządku, wykorzystując technologię i zasoby, Kauffman prosi nas, abyśmy wyobrazili sobie zwykłe pudełko klocków Lego. Czy możemy określić wszystkie funkcje i sposoby, w jakie możemy ułożyć i połączyć klocki z tego pudełka? Nie, ponieważ nowe kombinacje klocków tworzą nowe możliwość dalszych kombinacji.

Moglibyśmy zbudować dźwig z klocków Lego, którym dostarczalibyśmy klocków na budowę domku. Do gotowego domku moglibyśmy zamontować kółka z klocków i zrobić z nich kampera albo zbudować dźwig do przenoszenia mniejszych dźwigów do warsztatu. Nie sposób określić wszystkich możliwych funkcji pudełka pełnego klocków lego, ponieważ funkcja zależy w większości od kontekstu i od tego, co zostało już stworzone. Wraz z każdą zmianą pojawiają się nowe kombinacje i możliwości, które mogą przerwać wcześniejsze funkcje. Nowe formy stają się kawałkami coraz nowszych kombinacji i form.

Gospodarka działa w taki sam sposób. Wyobraź sobie wszystkie możliwe zastosowania prostego śrubokrętu: otwieranie puszki farby, obrona w walce,  przycisk do papieru, otwieracz kokosów na bezludnej wyspie i tak dalej. Liczba sposobów użycia rośnie wykładniczo, gdy uwzględnisz jakikolwiek nowy obiekt, który mógłby zostać połączony ze śrubokrętem (na przykład elektryczny silnik do stworzenia wiertarki). Oczywiście właściwości nowej formy zależałyby w pewnym sensie od środowiska, w jakim zostałaby użyta. Na przykład w 1800 r. nie powstałaby wiertarka elektryczna, ponieważ silniki elektryczne koewoluowały wraz z nadejściem sieci elektrycznych. To sieci elektryczne stworzyły możliwość powstania silnika elektrycznego.

Na rynkach ludzie przetrząsają nieskończone sieci możliwości, łącząc i mieszając surowce z technologiami z niekończącą się świeżością w podlegających ciągłym zmianom kontekstach (przypomina to coś, co Matt Ridley, pisarz popularnonaukowy, nazwał „pomysłami uprawiającymi ze sobą seks”).

„Jak moglibyśmy w ogóle wstępnie określić wszystkie możliwe zastosowania [obiektu] we wszelkich możliwych środowiskach” — pyta Kauffman, jeśli „te oryginalne funkcjonalności zostają wytworzone przy pomocy ludzkiego umysłu” w procesie stwarzania?

Rynki: święta siła
Ludzka gospodarka jest zdecydowanie bardziej złożona niż pudełko klocków Lego. „Ekonosfera” — jak zwie to Kauffman — roi się od innowacyjności i kreatywności, tak jak biosfera. Rynki są zbiorowym przejawem naszej twórczej pracy i są czymś więcej niż sumą istot, które je komponują. Nie rozumiemy ich w pełni i nie możemy ich przewidzieć. Nigdy nie będziemy w stanie, ponieważ rzeczy zawsze będą nagle pojawiać się i zmieniać wzajemnie kierunek własnego rozwoju. Ale Kauffman wierzy, że w ich kreatywności możemy odkryć na nowo sacrum. W końcu sakralizować znaczy czcić źródła kreatywności sięgające ponad wszelkie zwykłe, ludzkie moce twórcze. Dawniej, dla wielu był to wszechpotężny Bóg Stwórca. Dla Kauffmana jest to naturalna kreatywność wszechświata.

Mówienie, że rynki wykazują przejawy świętości, nie jest „rynkowym fundamentalizmem”. Często okazują się one równie wrażliwe jak ekosystemy, i z pewnością mogą być równie nieuporządkowane i niewydajne, ale właśnie to dodaje im uroku. Ewolucja, koewolucja i rozwój pchają nas w kierunku innowacyjności.

Rynki są zaledwie jednym z możliwych przejawów nieustającej twórczości wszechświata — cząsteczki stają się atomami, atomy molekułami, molekuły organizmami, organizmy prostymi formami życia, proste formy życia myślącymi ludźmi, którzy tworzą społeczeństwa i gospodarki.

Nie jest to proste, ale branie udziału w rynkach — wspólne budowanie innowacyjności — rozciąga kreatywność wszechświata jeszcze bardziej. Każdy nowy pomysł, przedsiębiorcze wyzwanie, rewolucja, korporacyjne połączenie, każdy nowy film lub wiersz, każdy atak rakietowy: każdy akt stworzenia lub niszczenia kształtuje możliwości dla naszej przyszłości w nieskończonym strumieniu zmian. Każdy poziom złożoności, od molekularnego do multinarodowego, kipi kreatywną ewolucją. Nowe formy kwitną i nieodwracalnie zmieniają przyszłość wszechświata. Tak jak serce, każdy poziom jest złożony z części niższego rzędu, ograniczając i zarazem współtworząc przyszłą ewolucję.

My także możemy stać się narzędziami twórczości wszechświata przez udział w rozwiniętym, społecznym porządku ludzkiej cywilizacji.

„Jeżeli przemianujemy świętość tak, by oznaczała cud kreatywności we wszechświecie, biosferę, ludzką historię i kulturę, czyż nie będziemy nieuchronnie zachęceni do czczenia wszelkiego życia i podtrzymującej jej planety?” — pyta Kauffman. Z pewnością nie będziemy zmuszeni. „Być” nie implikuje „musieć”, lecz jesteśmy zaproszeni.

„Całkowicie wyzwalająca kreatywność we wszechświecie, którą dzielimy i częściowo współtworzymy, może cię przyciągać” — pisze — „ponieważ kreatywność jest niezmierzoną wolnością, której dzielenia z kosmosem, biosferą i ludzkim życiem do czasów Newtona nie zdawaliśmy sobie sprawy”.

Wystarczająca świętość
Czy jeżeli rozpoznamy kreatywność we wszechświecie, będziemy posiadali idealny system etyczny? Nie. Czy znajdziemy absolutną, nienaruszalną prawdę moralną w spontanicznym porządku? Nie. Możemy za to odkryć na nowo znaczenie cudu we wszechświecie i głęboką łączność ze wszystkimi rzeczami. Możemy odnaleźć naszą rolę w byciu wyrazem kreatywności wszechświata i współtwórcami naszej wspólnej przyszłości. Wszyscy ludzie są w takim samym stopniu pośrednikami, jesteśmy więc również wszyscy odpowiedzialni za świat, który tworzymy.

Hayek pokazał nam, w jaki sposób razem tworzymy naszą społeczną rzeczywistość. Pełne efekty połączonych działań wielu jednostek nie mogą być całkowicie zrozumiane z punktu widzenia całości. Nasze siła twórcza pochodzi od fundamentalnej twórczości biosfery i wszechświata jako ogółu. Jesteśmy więc otoczeni przez uporządkowaną, niepojmowalną złożoność. Być może jest to wystarczające sacrum.

Kategorie
Społeczeństwo Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Tucker_Narodziny_nowoczesności_w_akompaniamencie_muzyki_Beethovena

Społeczeństwo

Tucker: Narodziny nowoczesności w akompaniamencie muzyki Beethovena

Jego kreatywny geniusz uchwycił ducha czasów.

Tucker_O-co-naprawdę-chodzi-z-drukowaniem-broni-palnej.jpg

Społeczeństwo

Tucker: O co naprawdę chodzi z drukowaniem broni palnej?

Czyli jak wywołać panikę u kontrolerów broni...

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 14
Vitor

Genialny artykuł a sam temat fascynujący.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Mi ten Hayekizm metafizyczny przypomina panteizm Spinozy. Osobiście nie widzę nic świętego w porządku spontanicznym, jego wyższość nad centralno-planistycznym jest w pełni racjonalna. Niemniej, dostrzegam pozytywne konsekwencje w uświęceniu tego, co Buchanan nazywa "relatively absolute absolutes", czyli np. własności prywatnej. Święte te sprawy nie są, ale dobrze by było dla porządku społecznego, gdyby ludzie traktowali je jako święte. Pożyteczną funkcję by sprawiało takie sacrum i można dostrzec jego elementy we wczesnych wspólnotach protestanckich i dawnej tradycji żydowskiej. Ale niestety większość przestrzeni sacrum w większości religii była i jest nacechowana kolektywistycznie, i jej odporność na racjonalne argumenty raczej szkodzi liberalnym przemianom niż pomaga.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Przykład: "Riba, czyli zakaz pożyczania pieniędzy na procent, wywodzi się z koranicznej zasady sprawiedliwości społecznej."
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/analizy/bankowosc-pod-okiem-allaha/?skad=newsletter20131213

Odpowiedz

Konrad Floriańczyk

Wnioski rzeczywiście podjeżdżają panteizmem (nie wiem czy Spinozy) charakterystycznym przecież dla niższych kultur, które nie mają pojęcia o złożonej gospodarce a doszły do podobnych wniosków obserwując inne zjawiska. Dla katoli takich jak ja, panteizm kojarzyć się może z niebezpiecznym duchowo pogaństwem jak np. teozofia czy inny New Age. Osobiście wierzę, że porządek spontaniczny jest dziełem osobowego, Trójjedynego Boga i zgadzam się z Bastiatem, który jak zwykle w genialny sposób to ujmuje zwracając się do inżynierów społecznych: "Dlaczego w dumie waszej pragniecie oddać wolę wszystkich pod władanie socjalistycznych utopii? Czyż nie wiecie, że tę wspólnotę, do której wzdychacie i którą uważacie za królestwo boże na ziemi, stworzył i obdarzył nas nią sam Bóg? Że nie czekał na was, aby z niej uczynić dziedzictwo swoich dzieci? Że nie potrzeba do tego ani waszych pomysłów, ani przemocy? Że wspólnota sama urzeczywistnia się codziennie wg godnych podziwu nakazów tego, który dla wykonania swej woli nie potrzebował odwoływać się ani do dziecinnych możliwości waszych porządków, ani do pierwiastka emocjonalnego objawiającego się w miłosierdziu? Natomiast powierzył urzeczywistnienie swoich zamiarów jednej z najbardziej aktywnych, najgłębszych i nigdy nieustających naszych energii - interesowi osobistemu, pewnym będąc, że energia ta nigdy się nie wyczerpie. Badajcie zatem, pozostawiając daleko poza sobą wasze marzenia i mrzonki, mechanizm społeczny jaki wyszedł z rąk Wielkiego Mechanika [Bastiat jak wiadomo był masonem, stąd prawdopodobnie mowa o Mechaniku], a przekonacie się, że jest on świadectwem troski o wszystkich. Wówczas może, zamiast usiłować przerabiać dzieło boże, poprzestaniecie na błogosławieniu go".

Odpowiedz

kapitalny

Tekst ciekawy, dobry do przemyśleń. Jest on przykładem nieodpartej potrzeby ludzi do szukania rzeczy niezwykłych tam gdzie ich wg mnie nie ma. Nowoczesna fizyka + teoria ewolucji + ekonomia wystarczają do zrozumienia "niezwykłości" i "boskości" natury, uczą także pokory - łatwo jest zapchać dziurę w naszym poznaniu bogiem / odwieczną siłą natury itp.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

A ja, dolewając oliwy do ognia, powiem, że moim skromnym zdaniem katolicyzm to jedna z najbardziej kolektywistycznych religii, jakie zrodziła ludzkość, a obecne socjaldemokratyczne teksty Papieża Franciszka nie są kwestią tylko i wyłącznie ignorancji ekonomicznej, ale przede wszystkim wynikiem mentalności antykapitalistycznej zawartej w samym rdzeniu doktryny. W ogóle konsekwentne chrześcijaństwo nie sprzyjało ani liberalnemu ładowi społecznemu, ani akumulacji kapitału (weźmy choćby potępienie lichwy, bogaczy i kupców w świątyni). Fascynacja Jana Pawła II myślą młodego Marksa też świadczy o podobieństwie tych doktryn. Bodajże Tyrmand w "Dzienniku 1956" zauważył, że język się różni, ale metafizyczny stosunek do rzeczywistości ludzi Partii i ludzi Kościoła jest ten sam. Najsłynniejszy polski filozof Leszek Kołakowski po odrzuceniu Marksa, został wielkim fanem Kościoła katolickiego, o którym napisał kilka pochlebnych książek. Egalitaryzm Nowego Testamentu i "sprawiedliwość społeczna" w posłaniu Katolickiej Nauki Społecznej jest oczywisty dla każdego, kto nie chce sam siebie oszukiwać. Protestantyzm to taka aberracja względem pierwotnej doktryny Chrystusa, że można potraktować go jako wyjątek. W ogóle większość sacrum w historii świata (choć nie wszystkie) szkodziła rozwojowi myśli liberalnej i kapitalistycznego porządku.

Chociaż z drugiej strony nie powiedziałbym, że ateizm sprzyjał. O nie, ateiści byli jeszcze gorsi! Najwięcej sympatii w filozofii mam dla krytycznych racjonalistów i sceptyków, a w sprawach religii dla "krytycznych" wierzących i umiarkowanych agnostyków. I to właśnie tacy ludzie, moim zdaniem, zbudowali filozofię polityczną liberalizmu i ekonomię wolnego rynku.

Odpowiedz

kapitalny

Co Pan rozumie przez "krytycznych" wierzących? Wierzących wybiórczo? Ja takie osoby nazwałbym hipokrytami. Jeśli święte księgi (nie mówiąc już o nauczaniu kościołów) są sprzeczne z moim poznaniem rzeczywistości i moim poczuciem moralności to powinienem odrzucić je jako dzieło nieomylnego boga, albo przyjąć w całości odrzucając swoje przekonania jako produkt omylnego umysłu.
A propos ateizmu - nie można go traktować ogólnie, tak jak jakiegoś systemu wierzeń, ateizm to po prostu odrzucenie religii. Niektórzy staja się ateistami by nie krępowały ich żadne zasady - to postawa głupia i nieodpowiedzialna. Inni tworzą nowych bożków, np. kult państwa, społeczeństwa, "zwykłego człowieka", władcy - to oni są odpowiedzialni za te najgorsze rzeczy.
Natomiast ateista, który bierze odpowiedzialność za swoje życie, dąży do prawdy i zrozumienia rzeczywistości to postawa, z którą ja się osobiście identyfikuję - myślę, że to najlepsza droga.

Odpowiedz

Konrad Floriańczyk

Przejawy mentalności antykapitalistycznej wśród najwyższych władz Kościoła nie są dla nas wolnorynkowych katoli niczym przyjemnym. Jednak zamiast się zacietrzewiać na chrześcijaństwo, proponuję wysłać egzemplarz Ekonomii w jednej lekcji Papieżowi. JPII fascynował się młodym Marksem?- co z tego? Młody Hoppe fascynował się starym Marksem- to się zdarza. I tak JPII -z tego co mi wiadomo- jest autorem najbardziej wolnorynkowej encykliki Centesimus Annus zresztą chyba zainspirowała go do tego rozmowa z Hayekiem. Stąd wniosek, że katoli też można przekonać do kapitalizmu. trzeba tylko znaleźć odpowiedni sposób.

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

"Co Pan rozumie przez „krytycznych” wierzących? Wierzących wybiórczo? Ja takie osoby nazwałbym hipokrytami. Jeśli święte księgi (nie mówiąc już o nauczaniu kościołów) są sprzeczne z moim poznaniem rzeczywistości i moim poczuciem moralności to powinienem odrzucić je jako dzieło nieomylnego boga, albo przyjąć w całości odrzucając swoje przekonania jako produkt omylnego umysłu."

Otóż to, wierzących wybiórczo. Sądzę, że można być chrześcijaninem nieinterpretującym literalnie Biblii. Nie uważam, że taka postawa jest hipokryzją, o ile nie ukrywa się faktu niekonsekwencji.

"A propos ateizmu – nie można go traktować ogólnie, tak jak jakiegoś systemu wierzeń, ateizm to po prostu odrzucenie religii. Niektórzy staja się ateistami by nie krępowały ich żadne zasady – to postawa głupia i nieodpowiedzialna. Inni tworzą nowych bożków, np. kult państwa, społeczeństwa, „zwykłego człowieka”, władcy – to oni są odpowiedzialni za te najgorsze rzeczy.
Natomiast ateista, który bierze odpowiedzialność za swoje życie, dąży do prawdy i zrozumienia rzeczywistości to postawa, z którą ja się osobiście identyfikuję – myślę, że to najlepsza droga."

Otóż właśnie, ateiści zbyt często wypierali (i nadal wypierają) tradycyjne spekulacje metafizyczne (religię) nowymi spekulacjami metafizycznymi (konieczności dziejowe, prawa człowieka, etc). W ogóle fundament ateistycznego poglądu - tj. negowanie religijnych spekulacji metafizycznych - jest sam w sobie spekulacją metafizyczną. Konsekwentny ateizm jest sprzeczny wewnętrznie. Tymczasem, ja wolę zawieszać osąd w kwestii wiary, czyli w dziedzinie spekulacji metafizycznych, a sferę wiedzy konsekwentnie podporządkować należy weryfikacji i falsyfikacji. Dyskusje o wyższości jednego poglądu metafizycznego (Bóg jest) nad drugim poglądem metafizycznym (Boga nie ma) mają tyle sensu, co rozmowy o wyższości koloru zielonego nad niebieskim. Przekonania metafizyczne to subiektywne impresje, odczucia, intuicje. Dlatego też są tak odporne na racjonalne argumenty. Poza tym ateiści mają tendencje to racjonalizmu pychy, który stworzył inżynierię społeczną. Oczywiście nie wszyscy, ale w znacznej części saint-simonizm wyrósł na ateistycznej pewności siebie. Wiara w swoją nieomylność jest w ogóle zgubna. Nie ufam ludziom, którzy nie mówią zbyt często "nie wiem".

Odpowiedz

kapitalny

<i>"Sądzę, że można być chrześcijaninem nieinterpretującym literalnie Biblii. "</i>
Oczywiście, ale nie to miałem na myśli. Możemy przyjąć, że np. biblia jest tylko przenośnią (np. opisy genesis) itp., moja krytyka byłaby wtedy strasznie dziecinna. Natomiast z tych opisów (alegorycznych czy nie) wyłaniają się pewne konkretne wartości moralne...
<i>"Nie uważam, że taka postawa jest hipokryzją, o ile nie ukrywa się faktu niekonsekwencji"</i>
... dlatego też hipokrytami nazywam te osoby, które kierują się systemem wartości ukazanym w Biblii (czy też Koranie) tylko gdy jest on zgodny z ich systemem wartości (np. miłosierdzie, uczciwość tak, ale już posłuszeństwo, nadstawianie drugiego policzka, zabijanie w imię boże czy niewolnictwo nie).
<i>"W ogóle fundament ateistycznego poglądu – tj. negowanie religijnych spekulacji metafizycznych – jest sam w sobie spekulacją metafizyczną. Konsekwentny ateizm jest sprzeczny wewnętrznie"</i>
Twierdzenie, że na pewno nie ma boga jest rzeczywiście bzdurne (o ile to miał Pan na myśli). Natomiast ateizm, z którym ja się zgadzam jest poglądem mówiącym, że istnienie opiekującego się nami "Boga Stwórcy", tudzież innych nadprzyrodzonych sił jest wysoce nieprawdopodobne, nie poparte żadnymi dowodami - kierowanie się więc w działaniu nakazami boskimi i poleganie na jego sprawiedliwości jest dla człowieka ograniczające oraz bardzo często nieetyczne. Mało tego, jeśli znajdą się kiedyś niezbite dowody, że biblijny bóg jest prawdziwy - uwierzę w niego (z wielkim bólem), co nie znaczy jednak, że uznam go wbrew sobie za nieskończone dobro.
<i>"Tymczasem, ja wolę zawieszać osąd w kwestii wiary, czyli w dziedzinie spekulacji metafizycznych, a sferę wiedzy konsekwentnie podporządkować należy weryfikacji i falsyfikacji."</i>
Jeśli chodzi Panu o odpowiedź na pytanie czy bóg jest czy go niema to się zgadzam, z jednym ale: uważam, że nie można udowodnić, że boga nie ma - natomiast uznawanie istnienia boga za równorzędną alternatywę jest nieuzasadnione, w obliczu braku dowodów niedorzeczne jest twierdzenie, że istnienie czegoś jest równie prawdopodobne jak jego nieistnienie.
<i>"Dyskusje o wyższości jednego poglądu metafizycznego (Bóg jest) nad drugim poglądem metafizycznym (Boga nie ma) mają tyle sensu, co rozmowy o wyższości koloru zielonego nad niebieskim."</i>
Racja, ale nie o tym jest dyskusja.
<i>"Poza tym ateiści mają tendencje to racjonalizmu pychy, który stworzył inżynierię społeczną. Oczywiście nie wszyscy, ale w znacznej części saint-simonizm wyrósł na ateistycznej pewności siebie."</i>
Powtarzam jeszcze raz - z samego ateizmu nie wynikają żadne metody postępowania, w przeciwieństwie do religii, które konkretnie nakazują czynić to i to. Łączenie ateizmu i ludzkich błędów w postępowaniu to nadużycie. Oczywiście, może być tak, że ateistów częściej dotyka "pycha rozumu", no cóż ateizm to taki wolny rynek idei, łatwiej pobłądzić niż będąc zindoktrynowanym przez głosicieli "sprawdzonej" religii.

Odpowiedz

łysy

Kochani !

Choć Machaj się z tym nie zgadza, to jednak nie byłoby ekonomii austriackiej bez nauki Jezusa Chrystusa. Nie dlatego, że nie stworzyłby świata.Nie o to mi chodzi. Dlatego, ze ten wyrafinowany typ intelektualizmu (tworzący takie ASE) wytwarza tylko chrześcijaństwo. Prawdziwe.

Odpowiedz

kapitalny

A Mises? Rothbard? Zresztą co ma wspólnego nauka z religią? Religia ogranicza, cenzuruje myślenie.
Stwierdzenie co najmniej dziwne :shock: Możesz uzasadnić?

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Być może nie byłoby wolnorynkowego kapitalizmu bez chrześcijaństwa (chociaż uważam, że jeśli już, to większe zasługi mają tutaj protestanci i żydzi). Ale nie da się wymazać z historii tak oczywistych ataków na wolność, jak np. potępienie lichwy w Piśmie Świętym? Albo "sprawiedliwa cena" u Św. Tomasza. Przykładów jest bez liku, choć nie twierdzę, że przeciwnych przykładów nie ma. Wręcz przeciwnie, uważam, że myśl liberalna miała dwóch głównych, europejskich inspiratorów: chrześcijaństwo i Oświecenie.

Natomiast nie zgadzam się z kapitalnym, jakoby religia ograniczała i cenzurowała myślenie. To, czy ktoś jest ograniczony czy otwarty, bardziej zależy od charakteru człowieka niż od jego poglądów na takie czy inne spekulacje metafizyczne. Na kopy można by liczyć zarówno wierzących jak i niewierzących, którzy byli zamknięci na inne poglądy i cenzurowali swoje myślenie.

Choć trzeba przyznać, że Oświecenie w dużej mierze pozbawiło Kościół przekonania o swoim monopolu prawdy (co zresztą zapoczątkowało proces jego marginalizacji) i uświadomiło Europejczykom, że istnieją dwa rodzaje twierdzeń: dotyczące wiedzy, które można sprawdzić weryfikacją i falsyfikacją; oraz metafizyczne, dotyczące wiary, które podlegają tylko subiektywnym odczuciom, intuicjom i nie ma obiektywnych narzędzi ich sprawdzania. Oświecenie w dużej mierze skończyło dwa tysiące lat konfuzji wiary z wiedzą.

Odpowiedz

kapitalny

Panie Tomaszu proszę nie przypisywać mi rzeczy których nie napisałem. Nie uważam kogoś religijnego za ograniczonego (choć przyznam, że patrzę na niego trochę podejrzliwie). To, że religia ogranicza i cenzuruje napisałem dokładnie z takich powodów jakie Pan wymienił. Religia to nie tylko "sfera duchowa", to także bardzo konkretna "nauka społeczna". Gdy czyjeś przemyślenia staną w sprzeczności z np. Ewangelią jedni zastanowią się i gdy będą pewni swego wybiorą własne poglądy (chwała im za to), inni zaś z nich zrezygnują (jakkolwiek genialne by one nie były). Zgadzam się z Panem, że niewierzący także mogą wpaść w tą pułapkę (bo autorytet mówił inaczej itp.) ale zwracam uwagę, że religia jest jedną dodatkową (i bardzo silną) cenzurującą siłą.
Pan zdaje się jest dośc sceptyczny w kwestii religii, jednak widzę, że staje Pan w roli "adwokata diabła" (jakkolwiek przewrotnie by to nie zabrzmiało) :wink:

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.