KRS: 0000174572
Powrót
Międzynarodowe przepływy finansowe

Benedyk: W obronie sklepów wielkopowierzchniowych

43
Mateusz Benedyk
Przeczytanie zajmie 8 min
Benedyk_W-obronie-sklepów-wielkopowierzchniowych_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Benedyk
Wersja PDF, EPUB, MOBI

sklepów wielkopowierzchniowych

Różnego rodzaju sklepy wielkopowierzchniowe (dyskonty, supermarkety, hipermarkety) cieszą się w Polsce nie najlepszą sławą. Dla wielu kontestatorów zmian, jakie nastąpiły nad Wisłą po 1989 r., są jednym ze sztandarowych przykładów na prawdziwość tezy o tym, że Polska jest skolonizowana przez zachodnie korporacje, które wysysają z polskiej gospodarki życiodajne soki, nie oferując w zamian nic, bo nawet nie płacą w Polsce podatków. Oprócz tego, że rzekomo zniszczono polski przemysł, nie prowadząc odpowiedniej polityki przemysłowej i ochrony celnej, to na dodatek polski handel także jest w odwrocie, bo przegrywa nieuczciwą konkurencję z zagranicznymi sieciami handlowymi. Dokładniejsze przeanalizowanie całej tej neokolonialnej narracji przekracza ramy tego artykułu, ale chciałbym przedstawić przynajmniej odrębną interpretację działalności w Polsce sklepów wielkopowierzchniowych.

Produktywny handel

W 2005 r. ówczesna szefowa resortu finansów Teresa Lubińska zechciała podzielić się z „Financial Times” kilkoma uwagami na temat inwestycji zagranicznych w Polsce w kontekście obecności nad Wisłą brytyjskiej sieci handlowej Tesco. Według relacji „Pulsu Biznesu” pani minister:

Zaznaczyła też, że Polska powinna być nadal otwarta na zagraniczne inwestycje, preferując jednak inwestycje w produkcję. „Polska jest otwarta i taka pozostanie. Wyzwaniem dla nas jest to, byśmy więcej produkowali sami" — zadeklarowała.

Oceniła przy tym, że sieci supermarketów, takie jak Tesco, „są przykładem swego rodzaju nieproduktywnej inwestycji, która nie jest potrzebna Polsce".

Słowa te można interpretować wielorako. Być może są jakimś echem Marksowskiego rozróżnienia na pracę produkcyjną — która prowadzi do wytworzenia produktów materialnych — i pracę nieprodukcyjną — czyli w skrócie usługi. W takim przypadku jakikolwiek handel byłby z definicji bezproduktywny. Jeśli jednak przyjmiemy współczesną, subiektywistyczną teorię wartości za podstawę rozważań, to Marksowskie rozróżnienie możemy wyrzucić do kosza. Bardziej życzliwy interpretator słów pani minister powiedziałby, że mogło chodzić o to, iż handel jako taki w Polsce istniał już przed erą marketów. Dlatego też dodatkowe punkty handlowe dodają tylko konkurencję do już istniejących, nie prowadząc jednak do żadnej wartości dodanej w gospodarce. Jednak z takim tokiem rozumowania nie sposób się zgodzić.

Sklepy wielkopowierzchniowe zaproponowały klientom zupełnie nową jakość. Choć model ten od dziesięcioleci istniał już na Zachodzie, to w Polsce był rzadkością. Jaki to model? Markety w jednym miejscu zebrały bardzo szeroki asortyment, oferując możliwość łatwego i szybkiego zrobienia bardzo dużych zakupów bez konieczności przemieszczania się po całym mieście w poszukiwaniu odpowiednich specjalistycznych sklepów, dzięki czemu klienci mogli zaoszczędzić czas. Ponadto dzięki dobrej organizacji logistyki, polityki zakupów, zatrudnienia itd., markety w rodzaju wspomnianego Tesco były nagle w stanie dostarczać klientom produkty po znacznie niższych cenach niż te, jakie Polacy napotykali w swoich osiedlowych sklepach.

Dzięki marketom Polacy mogli zaoszczędzić czas i pieniądze, więc nic dziwnego, że zyskały one całe rzesze lojalnych klientów. Nie obyło się oczywiście bez oponentów tych innowacji. Najgłośniej protestowali oczywiście ci kupcy, którzy nagle zaczęli tracić przychody na rzecz marketów i nie potrafili zmienić swojego modelu biznesowego (np. przez zmianę asortymentu, wydłużenie godzin pracy, porozumienie się z innymi sklepami co do wspólnej polityki zakupów itp.) tak, żeby był nadal rentowny.

Na wprowadzeniu hipermarketów w największych miastach innowacje w polskim handlu się nie skończyły. Wkrótce nastąpił atak dyskontów, które, choć oferują mniejszy asortyment produktów, to są w stanie zbudować rentowne sklepy w mniejszych miejscowościach, a w większych ośrodkach w takich lokalizacjach, które nie wymagają długiej jazdy na obrzeża miast. Do tego doszły jeszcze sieci nieco bardziej luksusowych delikatesów, których głównym atutem jest dostępność szerokiej gamy produktów wysokiej jakości z różnych zakątków świata i Polski oraz sklepy wielkopowierzchniowe wyspecjalizowane w konkretnych branżach (elektronika, AGD, budownictwo itp.).

Jak widzimy, rynek sprzedaży detalicznej jest bardzo dynamiczny i konkurencyjny. Coraz to nowe modele biznesowe sprawiają, że Polacy mają coraz lepszy dostęp do tak szerokiej gamy produktów, o której tylko mogli pomarzyć choćby dekadę temu. Jeśli chcemy oszczędność czasu, pieniędzy i powiększenie dostępności produktów uznać za bezproduktywne, jak prof. Lubińska, to oczywiście mamy do tego prawo, jednak konsekwentne stosowanie takich kryteriów doprowadziłoby nas raczej do zanegowania produktywności jakichkolwiek działań gospodarczych.

Nieuczciwa konkurencja

Bardziej wyrafinowani krytycy supermarketów wskazują na inne zjawisko. Otóż duże sklepy wygrywają z rodzimymi przedsiębiorcami niekoniecznie dlatego, że oferują klientom lepsze warunki zakupów, ale dlatego, że są faworyzowane przez prawo. Duże sieci handlowe podobno stosują optymalizację podatkową, dzięki której ukrywają zyski i transferują je zagranicę. Pominę tutaj fakt, że samo uciekanie od płacenia podatków jest raczej rzeczą chwalebną, dzięki której jesteśmy znacznie bardziej bogaci, niż gdyby wszyscy podatki płacili. Chciałbym raczej zwrócić uwagę na dwie kwestie: po pierwsze, działalność w sektorze handlu detalicznego jest obarczona niepewnością tak samo jak działalność w innych gałęziach biznesu, więc niskie ujawniane zyski wcale nie muszą znaczyć o próbach oszustw lub obchodzenia prawa; po drugie, zachodnie korporacje, które parają się u nas handlem, wcale nie płacą jakichś znacznie niższych podatków niż ich polscy odpowiednicy, o których mamy dane, jak i polscy podatnicy w ogóle.

Istnieje kilka ważnych przykładów, które pokazują, że rozkręcenie firmy w polskim handlu detalicznym wcale nie jest takie proste. W 2006 r. z działalności w Polsce zrezygnował Géant, sprzedając swoje sklepy właścicielowi marki Real. Tenże Real po akwizycji Géanta także jednak zrezygnował z działalności w Polsce i postanowił sprzedać swoje sklepy sieci Auchan[1]. Skoro dwie duże zachodnie korporacje rezygnują ze swoich inwestycji w Polsce i tym samym tracą (co wynikałoby z ogólnej krytyki działalności zachodnich marketów w Polsce) świetną okazję do darmowego przenoszenia zysków do centrali i podlizywania się akcjonariuszom, to jakie może być tego wytłumaczenie? Nagle polski fiskus zaczął być bardziej pilny w kontrolach? Czy może raczej nie tylko małe osiedlowe sklepiki są ofiarą konkurencji na rynku handlu detalicznego?

Idąc tym tropem rozumowania, dochodzimy do bardzo popularnej grafiki autorstwa Fundacji Republikańskiej, którą zamieszczam poniżej. Pokazuje ona przychody poszczególnych największych zagranicznych sieci handlowych w 2011 r. oraz ich zobowiązania z tytułu podatku CIT. Dane pokazane na tej infografice są zwykle interpretowane jako dowód na złowieszcze i antypolskie działanie zagranicznych sieci handlowych, które nie chcą dokładać się podatkami do budowy polskiego dobra wspólnego.

Już pierwszy rzut oka na grafikę pozwala zauważyć, że rentowności sieci handlowych bardzo różnią się między sobą. O ile Biedronka zapłaciła CIT na poziomie 7,5‰ przychodów, to w przypadku Tesco jest to jedynie około 1,2‰. Niskie podatki płacone przez hipermarkety i relatywnie wyższe wpłaty do budżetu ze strony dyskontów są zasadniczo spójne z obrazem rynku detalicznego, na którym to dyskonty się rozwijają, a hipermarkety przeżywają zastój. Można by też nieco ironicznie zapytać się, dlaczego Biedronka czy Lidl zatrudniają gorszych księgowych i wykazują w ogóle jakieś zyski. Co ważne, transferowanych z Polski zysków nie widać także na poziomie spółek matek. Od kilkunastu miesięcy obserwujemy bowiem narastające problemy Tesco, które ma ogromne problemy z wykazaniem zysków na poziomie całej grupy i systematycznie traci na wartości. Do tego pamiętajmy, że CIT, to nie jedyny podatek, jaki płacą firmy. Przykładowo w 2011 r. siedem największych podmiotów handlu detalicznego oprócz zapłacenia około 600 mln zł CIT-u, odprowadziło też 200 mln zł podatku od nieruchomości.

Warto dla porównania sięgnąć też po przykład polskiej spółki w handlu detalicznym. Sieć delikatesów Alma, która dość systematycznie zwiększa przychody z roku na rok, przy sprzedaży na poziomie 1,62 mld zł w 2013 roku, wykazała zysk netto w wysokości 10,5 mln zł. Jeśli zapłaciła od niego 19% CIT-u, to zapłacony podatek wyniósłby w okolicach 1‰ przychodów, czyli bardzo podobnie do Tesco. A dokąd zyski ma transferować spółka z GPW?

Podsumowanie

Można też zwrócić uwagę na to, że niektóre regulacje obowiązujące w polskim prawie faworyzują mniejsze podmioty. Tak jest na przykład z zakazem pracy w święta, które małe sklepy skutecznie obchodzą, a które powodują, że duże podmioty są zamknięte i tracą klientów. Zapewne poziom skomplikowania prawa podatkowego sprawia, że łatwiej sobie radzić z działaniami fiskusa, gdy dysponujemy sporą armią księgowych i prawników. Z drugiej strony spotykamy szacunki, że tylko 37% podmiotów zarejestrowanych jako płatnicy CIT wykazuje zysk i płaci podatek, co sugeruje, że polskie mniejsze firmy też jakoś dają sobie radę z urzędami skarbowymi. Generalnie nie wiemy, czy przy konsekwentnej likwidacji etatyzmu firmy byłyby większe czy mniejsze[2].

Najważniejsze jednak, że nie ma żadnej antynomii między interesami dużego i małego biznesu. Sklepy wielkopowierzchniowe podniosły jakość życia milionów swoich klientów. Często obok nich wyrastają drobne punkty usługowe mniejszych przedsiębiorców i ich współwystępowanie podnosi jedynie atrakcyjność obu przedsięwzięć. Zamiast antagonizować te dwie grupy, warto zawsze pamiętać, że mają one jednego wspólnego wroga — państwo z jego opresyjnym systemem fiskalnym i regulacyjnym. I rozwiązaniem tego problemu nie jest dokręcanie śruby tym, którym udało się w przepisach znaleźć lukę, ale taka powszechność luk, żeby każdy mógł z nich łatwo skorzystać.

 

[1] Spuśćmy może zasłonę milczenia na pretensje UOKiK-u co do wiedzy o optymalnym kształcie rynku handlu detalicznego.

[2] W tym miejscu warto polecić choćby dyskusję Rodericka Longa i Petera Kleina.

Kategorie
Ekonomia międzynarodowa Interwencjonizm Komentarze Międzynarodowe przepływy finansowe Teksty

Czytaj również

Shostak_Siła-nabywcza-pieniądza-a-kurs-walutowy.jpg

Międzynarodowe przepływy finansowe

Shostak: Siła nabywcza pieniądza a kurs walutowy

Panuje powszechne przekonanie, że najważniejszym czynnikiem kształtującym kurs walutowy jest bilans płatniczy państwa. Według tego myślenia wzrost importu powoduje wzrost popytu na waluty zagraniczne. Aby pozyskać walutę zagraniczną, importerzy sprzedają walutę krajową. Prowadzi to ostatecznie do umocnienia się kursu waluty zagranicznej w stosunku do waluty krajowej, czyli rośnie ilość waluty krajowej wymienianej na walutę zagraniczną.

Llamas_Hiszpania-powinna-naśladować-Gibraltar_male.jpg

Międzynarodowe przepływy finansowe

Llamas: Hiszpania powinna naśladować Gibraltar

Gibraltar stał się ucieleśnieniem prawdziwej wakacyjnej tradycji. Nadszedł sierpień, a wraz z nim nagłówki pierwszych stron wszystkich najważniejszych gazet w Hiszpanii skoncentrowały się na państwie leżącym na Skale. W 2013 roku medialny szum dotyczył budzącej duże kontrowersje sprawy zrzucania przez gibraltarski rząd bloków cementu do wód Zatoki Algericas, lecz w 2014 r. uwaga skupia się na niezwykłym odkryciu Europejskiego Urzędu Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).

Benedyk_Zieliński_Czy-raport-GFI-dowodzi-drenażu-kapitału-z-Polski_male.jpg

Międzynarodowe przepływy finansowe

Benedyk, Zieliński: Czy raport GFI dowodzi drenażu kapitału z Polski?

W grudniu 2014 roku Global Financial Integrity (GFI) wydało kolejny raport o nielegalnych przepływach finansowych z krajów rozwijających się, tym razem za lata 2003–2012. Niedawno ten raport został zauważony w Polsce i wywołał spore medialne zainteresowanie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 43
nyen

"Pominę tutaj fakt, że samo uciekanie od płacenia podatków jest raczej rzeczą chwalebną, dzięki której jesteśmy znacznie bardziej bogaci, niż gdyby wszyscy podatki płacili"
Karkołomna teza. W jaki to sposób stajemy się bogatsi, gdy firma zamiast zapłacić podatki w Polsce płaci ten podatek zagranicą?
W jaki sposób szary obywatel staje się bogatszy przez to, że jego udział w finansowaniu państwa rośnie, ponieważ bogatsi stosują optymalizację podatkową dla niego niedostępną?

Odpowiedz

jsnie

Teza jest prawdziwa, bo dzięki temu są dostępne tańsze produkty, więc klient może kupić ich więcej, czyli staje się bogatszy. Oczywiście przy założeniu, że rośnie jego udział w budżecie tylko procentowo, a państwo nie zwiększa obciążenia podatkowego, żeby wyrównać straty. Choć nie wiem czy mozna tu mówić o jakichkolwiek stratach czy raczej o braku dodatkowego zysku dla budżetu.

Odpowiedz

nyen

A w jaki to sposób produkty tanieją, gdy zamiast w Polsce firma zapłaci podatek za granicą? Nie ma znaczenia czy państwo zmniejszy podatki czy nie bo jakby dostało więcej pieniędzy to mogło by więcej zwrócić w usługach - też zysk dal obywatela.
Ponadto zjawisko unikania podatków przez skompilowane struktury jest dla społeczeństwa stratą netto, bo wiele inteligentnych osób wykonuje całkowicie bezproduktywną pracę polegającą na szukaniu furtek w przepisach.

Odpowiedz

jogi

Naiwnie zakładasz że właściciel zagranicznej sieci handlowej zrezygnuje z części własnego zysku żeby obniżyć ceny dla polskich konsumentów. Możliwość unikania płacenia podatków przez sieci handlowe powoduje że ktoś musi zapłacić wyższe podatki żeby utrzymać państwo.
Najlepszym rozwiązaniem jest wprowadzenie podatku obrotowego dla dużych sieci handlowych, dochody uzyskane z tego podatku można przeznaczyć na zmniejszenie opodatkowania pracy.

Odpowiedz

Krzychu

Nie rozumiem tej obsesji na punkcie podatku obrotowego. Ktoś kiedyś coś takiego powiedział i nagłe pół konserwatywnej Polski ma na punkcie tego obsesje. Podatek obrotowy ma swoje bardzo poważne wady. Między innymi będzie sprzyjał właśnie monopolizacji, bo optymalizacja podatkowa będzie wymagała zredukowania liczby podmiotów, żeby się mocniej zintegrowały.

Odpowiedz

jogi

@Krzychu

Problem monopolizacji może rozwiązać progresywny podatek obrotowy, taki pomysł zyskał popularność na Węgrzech

Odpowiedz

Ryszard

W jaki niby sposób ktoś, kto WYDAJE pieniądze, zamiast je oszczędzać staje się przez to bogatszy? :shock: Bogatszy o co - o rzeczy? Ktoś tu chyba nie rozumie znaczenia słowa - bogactwo. :wink:

Odpowiedz

Krzychu

@ jogi - podatek obrotowy będzie sprzyjał konsolidacji mimo progresji. Tu dopiero będzie można zaobserwować drastyczne konsekwencje "optymalizacji podatkowej". Podatek obrotowy jest w USA - tam, gdzie są największe holdingi-molochy. Polska przy tym to wyspa kwitnąca drobnym handlem.

Odpowiedz

nyen

Podatek obrotowy w USA nie jest kumulacyjny. jest doliczany raz dla każdego towaru, więc na pewno nie powoduje tego co piszesz.

Odpowiedz

Krzychu

Słusznie. Mea culpa. Przyczyna dla takiej, a nie innej struktury handlu w USA leży gdzie indziej, bo tam nie ma podatku obrotowego, tylko pośredni na produkt finalny.

Odpowiedz

blapcio

Ktoś tu chyba nie rozumie znaczenia słowa - pieniądz ;P

Odpowiedz

Kamil

No właśnie, Państwo to pasożyt, więc im więcej obywatel musi na nie łożyć, tym bardziej biednieje. A kto może tego uniknąć, ten przyczynia się do dobrobytu.

Odpowiedz

HenryCH

Dobrze, że powstał ten tekst, bo można wyjść poza stałych czytelników IM. Ja bym chętnie przeczytał też artykuły o "wyprowadzaniu kapitału" z Polski i "zniszczeniu przemysłu".

Odpowiedz

Laik

Zdecydowanie przydałby się tekst o "wyprowadzaniu kapitału z Polski"!

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Tak się składa, że chcemy w listopadzie zrobić małą konferencję m.in. o wyprowadzaniu kapitału, niszczeniu przemysłu i złych zachodnich bankach. Proszę czekać na szczegóły :)

Odpowiedz

Jan

Niepłacenie podatków jest chwalebne...
nie pamiętam źródła ale czytałem jak unikanie podatków jest widziane w Anglii - otóż jeśli ktoś w towarzystwie przyzna się, że unika podatków to jest od razu traktowany jak ktoś, kto żyje na koszt inny (na tych, którzy płacą podatki). Więc niepłacenie podatków to jest jak przyznanie się, że "podpieprzyłem paczkę ciastek w markecie" (generalnie powód do wstydu a nie dumy). Ale ile w tym prawdy (w sensie czy Anglicy faktycznie tylko trzymają taki fason a unikają podatków w rzeczywistości) to nie wiem. Ale na pewno nie może być tak, że aparat państwowy okrada obywateli a oni mają jeszcze czuć obowiązek uczciwego rozliczenia się w takiej sytuacji. W Anglii na pewno państwo nie okrada obywateli aż tak jak u nas, mają pewnie poczucie, że system jest w porządku mniej lub bardziej. U nas to jest tragedia (ja mam mikroprzedsiębiorstwo i wiem jak to jest z tego punktu widzenia). System podatkowy u nas jest tak ułożony aby od razu poczuć się oszukanym natomiast w Anglii jakoś to sobie ułożyli dzięki czemu mogą przynajmniej w towarzystwie przyjąć zasadę, że niepłacenie podatków to faux pas.

Odpowiedz

Jarema

Nieprawda, w Anglii sa specjalne "schemes" do unikania podatkow.

Odpowiedz

nyen

Proszę, tu jest przykład:
http://www.bbc.com/news/magazine-18537051

Jimmy Carr używał właśnie takiej scheme. Wszystko legalne a jednak przeprosił. Inna kultura.

Odpowiedz

Sebus

Jestem oburzony tym artykułem tym bardziej, że wysoko cenie sobie materiały publikowane na Waszym portalu. Panie Mateuszu problem nie leży po stronie sklepów sieciowych. Oczywiście ich powstawanie nie jest niczym złym i jest raczej chwalebne w każdym zdrowo urządzonym kraju. Niestety Pan jako wolnościowiec powinien widzieć, że ani świat ani, Europa ani tym bardziej Polska zdrowo urządzone nie są. Koncerny handlowe korzystają ze współpracy z Państwem, którego przecież Wy przynajmniej w większości jesteście przeciwnikami. Obowiązki wymogi i przepisy ich skomplikowana formuła a przede wszystkim ilość sprzyja dużym koncernom. Sprzyja im również system podatkowy, a także słabość systemu sądowniczego i wszechobecna korupcja. Nie można być przeciwnikiem samych koncernów, ale należy być przeciwnikiem zasad funkcjonujących w gospodarce, które sprzyjają wielkim koncernom w tym także spożywczym.

Odpowiedz

Krzychu

W jaki sposób prawo sprzyja wielkim koncernom w tym konkretnym przypadku? Jakoś nie zauważyłem, żeby spożywczak na rogu miał większe kontrole niż Tesco. Może prawo sprzyja koncernom, może nie. Wypada to jednak najpierw sprawdzić zanim się Pan oburzy ;) Dlatego chętnie poznam szczegóły np. jak Real był faworyzowany w stosunku do Żabki. Tylko bez ogólników: konkrety, proszę.

Odpowiedz

Ryszard

Dokładnie, artykuł jak najbardziej trafny ale w fikcyjnej wolnej gospodarce, której w tym kraju nie ma.
Aby wyrównać szanse wszystkich uczestników rynku należy podatki obniżać, a nie dokładać "prywaciarzom" kolejnymi podwyzkami ZUSu i biernie się przyglądać na optymalizację podatkową dużych koncernów.
Uprzedzając tekst o bankach, który pewnie będzie w podobnym tonie, napiszę już teraz, że kredyty w zagranicznych bankach tak samo drenują polski rynek. Ciekawe kto spłaci bilionowy dług, który nadal rośnie?

Odpowiedz

Krzychu

Konkrety poproszę. Co to niby znaczy, że "kredyty zagranicznych banków drenują polski rynek". Rozumiem, że kredyty GETIN Banku nie "drenują"?

Konkrety również poproszę o co chodzi z tym ZUS. Prezes małej (osobowej) firmy płaci za zus 1000 złotych miesięcznie niezależnie od tego ile zarobi. Prezes spółki kapitałowej może płacić nawet 10 tysięcy miesięcznie za ZUS.

I jak z tą dyskryminacją małych podmiotów?

Odpowiedz

Ryszard

Właśnie, widać jak na dłoni, że prywaciarze niewspółmiernie za mało płacą i stąd ta powiększająca się czarna dziura, bo niby skąd?
Dobrze, że zdążyli większość majątku sprywatyzować, bo byłaby jeszcze większa, a tak mniej masz lepiej śpisz.
Ale co tam, na szczęście dla tego narodu obcy markety wybudowali dając "klientom zupełnie nową jakość" i wyraźnie przyczyniając się do poprawy jakości życia.

Odpowiedz

Krzychu

Na jakiej dłoni widać? Gdzie widać?

Odpowiedz

Zagubiony dron

Nie wiem, może Państwo jesteście anarchistami, ale niepłacenie podatku to nie jest rzecz chwalebna. Każdy myśliciel traktował podatek jak grawitację - po prostu pewna stała. Możliwość obchodzenia podatku to rzecz zła, faworyzuje bowiem podmioty, które nie cechują się lepszym produktem, lecz zręczniejszym obchodzeniem podatku. To jest dokładnie monopol i zaburzenie naturalnego procesu rynkowego. Austriacka szkoła ekonomii nigdy nie potępiała podatków, tylko ingerencję w rynek. Czy podatek jest 90% czy 10% czy np 200zł/os. na rok to wszystko jedno, ważne, żeby nie było bezpośredniej ingerencji w mechanizmy rynkowe.
Owszem, późniejsze wnioski doprowadziły do tego, że wyższy podatek jest droższy, ale to jest oczywiste. Jeśli podatkobiorca zapewni wymagane minimum przy minimum kosztów, to nie mają znaczenia dokładne kwestie podatkowe. Ważny jest tylko i wyłącznie brak sztucznej asymetrii.

Druga kwestia, to zagraniczne sklepy uzyskały zwolnienia z podatku dochodowego, pobudowały się w centrach miast, dumpingowymi cenami wygryzły drobne kupiectwo, a po upływie 10 lat się wszystko musiało zwijać jak podatek trzeba było zacząć płacić. Znowu: zaburzenie procesu rynkowego i gospodarka sterowana. I klub Misesa to broni...

Warto byłoby mieć minimalne pojęcie o kwestiach które się porusza. Bo można bronić zagranicznego kapitału.inwestycji, ale tutaj to jest blamaż. Teraz niech klub Misesa broni monopolu zapałczanego w 20'.

Odpowiedz

Zagubiony dron

Errata:

Podatku dochodowego.... Od nieruchomości.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

1) Każdy podatek to z definicji ingerencja w proces rynkowy.
2) Zagraniczne sieci płacą podatki na tych samych zasadach co inne przedsiębiorstwa. Hiper- czy supermarkety nie powstały w specjalnych strefach ekonomicznych. Przypominam fakty wspomniane w artykule - 10 największych sieci handlowych płaciło kilka lat temu (najnowsze dane, jakie znalazłem) 200 mln zł podatków od nieruchomości rocznie.

Odpowiedz

Zagubiony dron

1. Serio? A woda jest mokra?
Nieno, z tego co wiem austriacka szkoła ekonomii to nie anarchia i jednak założenie, że jakaś armia jest, to jednak podatek musi być. I miganie się od tego podatku to zwykłe oszustwo/kradzież. Tak samo jak normalna kradzież, rozbój i morderstwa - nic chwalebnego. Tutaj nie piszę o optymalizacji, tylko o tym nieszczęśliwym stwierdzeniu z artykułu, oczywistym jest, że płaci się tyle ile powinno, nadpłacanie to z kolei objaw głupoty.

2. Płacą. Tak, owszem, jednak do roku o ile pamiętam 2002 były zwolnione z podatku od nieruchomości. Stąd te hipermakrety w dziwnie intrantych lokalizacjach. Od czasu gdy ten podatek zaczęły płacić zaczęły dominować mniejsze sklepy, tzw. dyskonty czyli mniejsze hipermarkety, a także odżyło drobne kupiectwo. No a hipermarkety przechodziły głębokie restrukturyzacje.

Odpowiedz

Kamil

1. Szkoła Austriacka Ekonomii, to Szkoła Ekonomii, a nie teoria polityki. Aczkolwiek konsekwentne trzymanie się wniosków SA prowadzi do stwierdzenia, że anarchia jest bardziej efektywna od jakiekolwiek formy rządu. Niemniej SA nie może rozstrzygać, czy anarchia będzie moralna czy nie. Od tego jest etyka, którą jest libertarianizm.

Odpowiedz

Krzychu

Bardzo dobrze powiedziane "warto mieć minimalne pojęcie o kwestiach, które się porusza".

Proszę mi więc podać konkrety kawa na ławę, dokładnie, które sklepy i kiedy "uzyskały zwolnienia z podatku dochodowego". Nazwy sklepów, nazwy miast (w których centrach ponoć powstały), kwoty zwolnienia i udziały w rynku tych sklepów.

Odpowiedz

Zagubiony dron

Napisałem: zwolnienia od podatku od nieruchomości.
I nie, nie ja jestem od pisania konkretów, tylko Państwo pisząc artykuł mający być poważny powinniście poszukać i wiedzieć o czym piszecie. Jak to mają być brednie pani z kiosku, to ja dziękuję. A potem się tylko dziwcie, czemuż to nikt tzw. "wolnościowców" nie traktuje poważnie.

Odpowiedz

Krzychu

Napisał Pan "zwolnienia z podatku dochodowego":

"Druga kwestia, to zagraniczne sklepy uzyskały zwolnienia z podatku dochodowego, pobudowały się w centrach miast, dumpingowymi cenami wygryzły drobne kupiectwo, a po upływie 10 lat się wszystko musiało zwijać jak podatek trzeba było zacząć płacić."

Zanim się zacznie buńczucznie pisać o rzekomych "bredniach" innych, warto wprowadzić trochę dokładności po swojej stronie.

Jeśli dobrze rozumiem ma Pan pretensję nie do Państwa Polskiego, tylko do niektórych gmin, które kiedyś wprowadziły zwolnienia przedmiotowe w postaci zwolnienia od podatku od nieruchomości, tak?

Odpowiedz

Adam Kwiatkowski

Dlaczego Pan zakłada, że przejęcia następują tylko dlaczego, że któryś koncern sobie nie radzi na rynku? Często tak jest, że Centrala sprzedaje sieć w pewnym kraju by mieć kapitał na wejście na inny rynek. Nie oznacza to, że sprzedawane są sieci, które są niedochodowe.

Odpowiedz

j48

Mieszkam w średniej wielkości mieście. W dzielnicy "handlowej". Ściślej - handlową stała się moja dzielnica w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. W zasięgu 10 minut marszu od mieszkania mam: 2 duże, renomowanej marki hipermarkety, 2 duże (także renomowanych marek) hipermarkety "techniczne", 1. ogromna (nawet jak na dużo większe miasto) galeria handlowa, 3 galerie handlowe średniej wielkości i przynajmniej 5-7 sklepów klasy "supermarket". Jeśli komuś wyda się to przesadne albo nawet nieprawdziwe, dodam - "ojcowie" mojego miasta chlubią się, że na każdego z naszych mieszkańców przypada dwukrotnie więcej powierzchni handlowej niż w Warszawie. Poważnie!...
Biada każdemu z moich sąsiadów, kto nie zdążył, najpóźniej w sobotę po południu "ewakuować się", wyjechać z domu. Gdziekolwiek. Biada - wobec "najazdu" gości przybywających na zakupy z miejsc zamieszkania odległych o 100 i więcej kilometrów.
Łatwo więc zrozumieć, że narodową debatę sprzed kilkunastu miesięcy na temat handlu w niedzielę śledziłem, zapewne jak wielu mnie podobnych z osiedla, ze wzmożoną uwagą.
Jak zapewne szanowny czytelnik pamięta, "żelazny", wydawałoby się, argument, że na zaniechaniu handlu w niedzielę nikt nic nie straci, bo przecież tę samą masę towaru każdy sklep będzie chciał "przerzucić przez ladę" w 6 a nie 7 dni, rękami tych samych pracowników, którzy to robili w niedzielę - urzędujący premier z właściwym sobie wdziękiem obśmiał...
I miał rację!...
Niedzielni klienci pobliskich mi sklepów, w sporej części, w ciągu tygodnia, poza niedzielą, raczej nie fatygowaliby się kilkadziesiąt (i 100 i więcej) kilometrów na zakupy. Staraliby zrobić je bliżej domu. A wtedy, i oferta lokalnego handlu (lokalnego względem ich miejsca zamieszkania) znacznie by się poprawiła. W nowej sytuacji, wobec bogatszej, bardziej atrakcyjnej oferty blisko domu - z wyjazdowych zakupów zrezygnowała by kolejna grupa. - Nie tylko tych, którzy dotąd robili zakupy w niedziele, ale także tych, którzy czynili wyprawy do dużych sklepach w dni robocze!
Więc, jak już doczekam niedzieli, w szczególności - jak nie zdążę na czas ulotnić się, wyrwać z domu - dumam sobie, rozważam, nad granicami liberalizmu. A także (bezwstydnie się przyznam), nad motywami tych parlamentarzystów, którzy tak mężnie stanęli w obronie wolności (niedzielnego) handlu. javascript:grin(':cry:')

Odpowiedz

Łukasz

a co sądzicie o tym artykule:

http://csr.forbes.pl/naukowcy-udowodnili-planowe-postarzanie-produktu,artykuly,192627,1,1.html#fp=frb

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

"Jest dowód: producenci świadomie postarzają sprzęt"

>>Przeprowadzili badania, z których jasno wynika, że konsumenci znacznie częściej niż kiedyś muszą wymieniać urządzenia elektryczne i elektroniczne „z powodów technicznych”. Badacze zastrzegają, że jeszcze nie ukończyli wszystkich badań i nie można na razie definitywnie stwierdzić, że konieczność wymianu sprzętu jest wprost zależna od „planned obsolescence”<<

Przypomina mi to okładkę Przeglądu Sportowego sprzed kilku lat. Nagłówek "Konflikt Rogowska-Pyrek". W treści artykułu: "zarówno trenerzy, sportsmenki, jak i osoby postronne zaprzeczają".


Być może taki proceder istnieje, tylko co z tego? Producenci gwarantują jak długo produkt będzie działał (to się właśnie nazywa gwarancja). I dopóki umowy utrzymują, nie widzę problemu. Gwarancję można przecież przedłużyć, poszerzyć itp. Jak wszystko - to kosztuje.

Prawdę powiedziawszy, to myślę, że trend na rynku jest taki, że mało kto jest skłonny płacić więcej za "wieczne" produkty więcej właśnie ze względu na szybko następujące zmiany technologiczne. Z drugiej strony są takie branże, jak producencie maszynek do golenia (tych męskich, elektrycznych), którzy oferują 5 lat gwarancji itp. na wszelkie wady. Nie generalizowałbym.

Odpowiedz

Łukasz

też mi się tak wydaje, artykuł strasznie tendencyjny jest. Może takie artykuły piszą osoby opóźnione technologicznie, które nie używają już zegarków z tarczą bo już ich nie produkują...? A tak na poważnie to zgadzam się, że to generalizowanie. Zresztą Forbes chyba przez ostatnie lata obniżył loty...

Odpowiedz

Lesław Dumicz

Tezy zawarte w artykule skłaniają do twierdzenia, że pan Benedyk jest co najmniej posiadaczem akcji którejś z handlowych korporacji. Właśnie w ten sposób ogłupia się społeczeństwo mamiąc je pięknymi opakowaniami, szczególnie żywności, która jest nasycona chemicznymi dodatkami. przedłużającymi ważność a nie będącymi obojętnymi dla zdrowia. Oczywiście są również strony dodatnie a mianowicie wygoda, możliwość załatwienia wszelkich zakupów w jednym miejscu i zabawa dla dzieci. Natomiast zyski są za granicą. Tam zakupuje się towary po podwyższonych cenach a w Polsce sprzedaje się po cenach powodujących straty. Zysk pozostaje za granicą w filiach korporacji. Jest jeszcze kilka innych sztuczek umożliwiających nie wykazywanie zysku w naszym kraju. Podatki o których mowa w artykule wynikają z opodatkowania nieruchomości.

Odpowiedz

Waldek

"Natomiast zyski są za granicą. Tam zakupuje się towary po podwyższonych cenach a w Polsce sprzedaje się po cenach powodujących straty. Zysk pozostaje za granicą w filiach korporacji."
To od strat się teraz podatki płaci?
"Zagraniczne sieci handlowe zapłaciły w 2014 roku ok. 4 mld zł podatku CIT i ok. 5 mld zł PIT. Prawie 24 mld zł pochodziło z VAT."
"Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika również, że w 2013 roku większość podmiotów z kapitałem zagranicznym płaciła w Polsce wyższe podatki niż podmioty bez kapitału zagranicznego. Miały one też wyższą efektywną stopę podatkową, która wynosiła 16 proc. Dla firm bez kapitału zagranicznego było to 13,9 proc. Każde 1000 zł przychodu firm z kapitałem zagranicznym generowało wyższy podatek dochodowy.
Podatek dochodowy zapłacony w 2013 roku przez podmioty z kapitałem zagranicznym i bez kapitału zagranicznego wyniósł ogółem 19,3 mld zł. Firmy z kapitałem zagranicznym zapłaciły ponad 40 proc. tego podatku, mając ponad 24 proc. udział w grupie firm, które wykazały zysk brutto."
http://konfederacjalewiatan.pl/aktualnosci/2015/1/obietnice_polprawdy_i_nieprawdy__podatki_sieci_handlowych

Odpowiedz

Gołstbaster

Panie Lesławie Dumicz,

1. Proszę sobie darować marksistowskie tezy o tym, że jak ktoś coś uważa, to robi to po to, żeby z tego mieć cynicznie forsę. Złośliwości i niskie loty proszę zakopać u siebie w piwnicy. Trochę kultury!

2. Chemiczne dodatki to dla jednych dobra rzecz, dla innych nie. Ci, co chcą tanią żywność, to dostają ją dzięki chemicznym dodatkom. Jest taniej i może przeleżeć tygodnie. Najzdrowszą żywność mieli jaskiniowcy, szkoda, że długość życia 20 lat.

3. A Pana tezy o podatkach i zyskach za granicą proszę podeprzeć konkretnymi przykładami i danymi. Bo póki co wygląda to tak jakieś wyznanie wiary bez jakichkolwiek dowodów.

Odpowiedz

Paweł1982

Ta "tania" żywność jest tylko pozornie tania. Nie wydasz na żywność to później wydasz na lekarza (bo służba zdrowia w Polsce to fikcja) a potem na leki (nie zawsze refunfdowane). A leki często mają skutki uboczne i trzeba brać inne by te skutki zniwelować. Tylko, że o tym większość ludzi nie myśli, a nikt im tego nigdy nigdzie nie mówi. To nie jest wolny wybór. Wolny wybór opiera się na prawdzie i swobodzie - mam pełną informację i wtedy decyduję: wybieram niby tanią żywność i truję się chemicznymi dodatkami, świadom że za 15 lat mogę dostać raka czy innej ciężkiej choroby albo kupuję droższą (tzw. ekologiczną) żywność ze świadomością że raka za 15 lat raczej nie dostanę (pewności nigdy nie ma, bo choroby nie powstają tylko od chemii w żywności). To już byłoby bardziej uczciwe, gdyby ludzie mieli tego powszechną świadomość. Nawet wtedy jednak jest jeszcze jedno - ekonomia. Wielu osób nie stać na droższą lepszej jakości żywność i kupują tanią chemiczną. I wtedy nawet wiedząc, że jest szkodliwa dla zdrowia nie mają alternatywy, bo ich nie stać. A na tym polega właśnie kapitalizm. I proszę mi tu nie wyjeżdżać z jakimś marksizmem, bo to co piszę nie ma związku z żadną ideologią. To są fakty.

Odpowiedz

df

auto tych miernych wypocin, to jak widzę przylizny, kopany w szkole pewnie w cztery litery laluś, który nie ma kompletnie pojęcia o tym skąd się bierze pieniądz w gospodarce ani jaki jest jego obrót na rynku. Pisze laluś od lat powtarzane brednie przez lewaków, że kapitał nie ma narodowości, ot mamin cycuś oderwany za wcześnie od matczynego cycka

Odpowiedz

Paweł1982

Po lekturze tego artykułu stwierdzam jedno - autor jest wyznawcą randyzmu, czyli jak to określa Grzegorz Braun "oświeconego ludożerstwa", a więc bardzo groźnej dla Polski i świata ideologii. Jest to chora ideologia niejakiej Ayn Rand. Co to za jedna polecam wszystkim czytelnikom poszukać. Już sam początek artykułu jest zaprzeczaniem oczywistym faktom. Polska nie została skolonizowana przez zachodnie korporacje? Jeśli nie, to niech autor poda ile wynosi w Polsce stosunek PNB (Produktu Narodowego Brutto, czyli wypracowywanego przez polskie firmy, w tym te zagranicą) do PKB (czyli wytwarzanego przez wszystkie firmy w Polsce). Obstawiam (na 99%,9%), że wynosi on znacznie poniżej 50%. A to oznacza, że Polska jest krajem skolonizowanym. I żadne libertyńskie zaklęcia i figury retoryczne tego nie zmienią.
"Rzekomo zniszczono polski przemysł". Wobec tego trochę faktów (pewnie niewygodnych dla pana Benedyka) - w 1985 r. Jaruzelski odbył w USA dwugodzinną rozmowę z Davidem Rockefellerem, gdzie ustalono jak ma przebiegać transformacja gospodarcza Polski. Ustalono, że PRLowi zostanie anulowana znaczna część długów, ale w zamian za to przemysł wart ok. 400 mld $ zostanie oddany zagranicy za 10% tej sumy czyli 40 mld $. Tak wyglądała właśnie złodziejska prywatyzacja. Polegała w znacznej mierze na niszczeniu polskich firm dosłownym (jak fabryka kabli w Ożarowie, gdzie wszystkie maszyny z nowoczesnego zakładu nowy, zagraniczny właściciel wywiózł do siebie. Na koniec pozostawione budynki zostały zdewastowane. Powyrywane zostały nawet kable ze ścian, aby już nigdy nic tam produkować się nie dało.). Przykładów jest oczywiście znacznie więcej (choćby Ursus). Była gadka, że były nierentowne - to trzeba było je zmodernizować, dokapitalizować a nie sprzedawać za bezcen obcym. Nasz majątek narodowy po 1989 r. został wyprzedany za grosze. I nikt za to nie odpowiedział. Szczegółowo pisze o tym (m.in. jak koncerny kupowały ustawy za kilka mln $) ekonomista prof. Witold Kieżun w książce pt. "Patologia Tranformacji".
"Najgłośniej protestowali oczywiście ci kupcy, którzy nagle zaczęli tracić przychody na rzecz marketów i nie potrafili zmienić swojego modelu biznesowego" - jednym z takich kupców był mój s.p. ojciec, który miał mały sklepik a artykułami AGD w miasteczku pod Warszawą (pracowały tam 2 osoby - ojiec i jedna kobieta). Do 2000 r. interes był w miarę ok. Kokosów nie było, ale wyżyć się dało. Jak otworzyli w 2001 r. Tesco szybko wszystko się skończyło. Potem jak jeszcze doszły Biedronki to już w ogóle interes padł. Jaki tu można było panie Benedyk zrobić inny model biznesowy? AGD były w Tesco i były tańsze niż w ojca sklepie i nic nie można było zrobić. Market raz, że stosował przez jakiś czas ceny dumpingowe żeby wykosić konkurencję (na co mógł sobie pozwolić), a nawet jeśli nie to i tak dzięki temu, że nie płacił podatków mógł być tańszy. Ojciec musiał płacić podatki i czynsz za lokal i z cen zejść wiele nie mógł. Podobnie było z innymi drobnymi handlarzami.
"Sklepy wielkopowierzchniowe zaproponowały klientom zupełnie nową jakość." - szczególnie tę "nową jakość" widać było po żywności buahaha. Normy na żywność w latach 90-ych zostały pod dyktando zachodu zlikwidowane. I markety zaczęły sprzedawać chemiczny syf zwany dla zmyłki jedzeniem. Jednak było to "jedzenie" tańsze niż nasze rodzime polskie, więc ludzie się masowo rzucili do marketów. I szynka, polędwica czy baleron wszystkie były na jedno kopyto - naszprycowane chemią i wodą i smakowały tak samo i beznadziejnie". Mleka normalnego prosto od krowy tam nie było tylko wyrób mlekopodobny UHT i pasteryzowany (oba niszczą florę bakteryjną jelit). Podobnie z wieloma innymi rzeczami.
Optymalizacja podatkowa to jedno (Tesco, przez które zbankrutował sklep mojego ojca się w styczniu tego roku zamknęło i bardzo dobrze niech idą precz) ale jest coś innego co sprawia że wielkie molochy zawsze wygrają z małymi sklepami. Efekt skali i udział w rynku. Sieć taka jak Lidl, Tesco, Biedronka czy jakakolwiek inna ma duży udział w rynku. Niekiedy jest monopolistą lub prawie monopolistą. A to powoduje, że może dyktować ceny. Biorąc jakiś produkt od producenta narzuca mu cenę po jakiej kupuje od niego. Producent wobec trudności ze znalezieniem innego odbiorcy towaru zmuszony jest się na to zgodzić i tym samym utracić część planowanych zysków (nieraz zapewne dużą). Gdy po ten sam towar do producenta zgłosi się mały sklepikarz nie może on dyktować producentowi ceny, ale musi kupić drożej niż hipermarket, a nieraz pewnie jeszcze drożej niż początkowa cena jaką założył sobie producent (aby odrobić się chociaż częściowo straty). I choćby sklepikarz na głowie stawał i wymyślał nie wiem jakie strategie biznesowe to nigdy nie sprzeda tego samego produktu taniej niż hipermarket. Można oczywiście twierdzić, że może stawiać na jakość i sprzedawać drożej lepsze produkty. Owszem może. Problem w tym, że nasze społeczeństwo jest wciąż biedne i głównym czynnikiem jakim się kieruje przy zakupie jest cena (dominanta wynagrodzenia jest bliska pensji minimalnej). Niektórym może uda się znaleźć niszę w rynku (np. żywność ekologiczna, zioła), ale większość nie ma na to szans. I tak markety zniszczyły polski handel i dalej to robią i polskie rolnictwo również jest niszczone, choćby przez cenowy dyktat molochów.
Handel w niedzielę faworyzuje małe podmioty? Kolejne propagandowe brednie. Handel w niedziele jest jakimś niewielkim wyrównywaniem szans dla małych firm. Wielkie dzięki dyktatom cenowym, unikaniu opodatkowania i innym chwytom (jak promocje) i tak są aż nadto faworyzowane. PiSowska ustawa z 2017 r. powoduje, że zagraniczne koncerny płacą podatki dopiero powyżej 204 mln zł dochodu rocznie. Która mała lub średnia polska firma ma taki przywilej? Dla porównania - kwota wolna od podatku dla statystycznego Kowalskiego to zaledwie 3091 zł rocznie. Opodatkowanie w formie ryczałtu zaś jest tak skonstruowane, że podatek się płaci od każdej sumy. Nie ma kwoty wolnej. To jest granda!
Na koniec - df ma rację, że autor nie ma pojęcia (a raczej jako ekonomista udaje, że nie ma pojęcia) jak tworzy się pieniądze. Z niczego (ex nihilo). Parytet złota nie obowiązuje już od kilkudziesięciu lat i puste pieniądze nakręcające bańki spekulacyjne, które pozwalają co jakiś czas robić sztuczne kryzysy (jak ten z 2007 r.) i ograbiać maluczkich są na porządku dziennym. Teraz mamy kolejny sztucznie wywołany kryzys pod pretekstem "pandemii" koronawirusa.
I żeby nie było - nie, nie jestem socjalistą. Nie jestem też ortodoksyjnym korwinistą (w praktyce randystą). Nie uważam państwa za wroga. Jestem kimś kto dzisiaj jest chyba nazywany symetrystą. Jestem za równowagą - państwo w gospodarce powinno być po to, aby wyrównywać szanse. Podatki proste i niskie tak, ale koncerny z powodu ww. przewagi powinny być jej pozbawione lub przynajmniej powinny mieć tę przewagę ograniczoną np. przez wprowadzenie norm na żywność czy inne produkty. Albo przez tworzenie przez państwo holdingów umożliwiających np. rolnikom sprzedaż produktów po wyższych cenach z pominięciem hipermarketów (wyższych cenach sprzedaży dla rolników, a nie dla konsumentów).

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.