Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Podatki

Czarniecki: Efekt dochodowy - polemika

0
Wojciech Czarniecki
Przeczytanie zajmie 7 min
Salin_Mit-efektu-dochodowego_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Wojciech Czarniecki
Wersja PDF, EPUB, MOBI

efekt dochodowy

Powodem, by rozważyć wymienione w tytule zagadnienie, jest artykuł „Mit efektu dochodowego” Pascala Salina zamieszczony na stronie Instytutu Misesa.

Choć zarzuty stawiane w artykule argumentacji na rzecz efektu dochodowego są słuszne, to już przykłady obrazujące możliwe interpretacje zawierają istotne błędy. Postaram się poniżej naszkicować, moim zdaniem poprawną, analizę problemu.

Praca jest dobrem pośrednim, które wartość przejmuje od swojego wytworu i sama jako taka bywa źródłem rosnącego dyskomfortu. Samoistnym dobrem jest pewna ilość czasu wolnego, która podlega tu wymianie poprzez pracę na pewną ilość wytwarzanego dobra. Inaczej ujmując, wybór dokonywany jest między ilością czasu wolnego a ilością dobra.

Przyjmując, że OM oznacza graniczną ilość czasu jaką konsument jest w stanie przeznaczyć na produkcje danego dobra, osiągając stan całkowitego wyczerpania (przy różnych dobrach ten wysiłek maksymalny będzie różny). Jeśli konsument uznał proporcje wymiany w punkcie (A) za satysfakcjonujące, to (OM-x)/y=t będzie czasem potrzebnym do wykonania jednostki dobra. Oznacza to również, że doszło do zrównania użyteczności ostatniej jednostki czasu wolnego z użytecznością ostatniej jednostki wytworzonego dobra. Słowo „zrównanie” należy rozumieć jako subiektywne oszacowanie, bo nie istnieje obiektywna miara użyteczności.


Jeśli (t) maleje, to znaczy, że rośnie wydajność, a więc na wyprodukowanie dodatkowych jednostek dobra trzeba poświęcić mniejszą ilość czasu. Punkty B i C wyznaczy fakt zrównania się użyteczności ostatniej jednostki dobra z użytecznością ostatniej jednostki posiadanego czasu wolnego. Ponieważ ze wzrostem ilości dobra maleje jego użyteczność to by doszło do zrównania się użyteczności ostatniej jednostki czasu wolnego musi wzrosnąć jego ilość (zmaleje ilość czasu pracy, Salin twierdzi że wzrośnie), bowiem wzrost użyteczności krańcowej jednostki jakiegoś dobra A oznacza relatywny spadek użyteczności innych dóbr.

Natomiast gdy wzrost wydajności wymaga przeznaczenia części czasu na amortyzowane urządzenia, dzięki któremu zwiększono wydajność — co spowoduje zmniejszenie się ilości czasu będącego do dyspozycji (odcinek ON ) — to nastąpi równoległe przesuniecie krzywej w lewo (mniejszy przychód do podziału) i może się zdarzyć, że przyrost produkcji będzie okupiony niewspółmierną ilością czasu pracy. Efekt dochodowy, rozumiany jako przeznaczenie części powstałej nadwyżki na inne dobro, w powyższym schemacie nie wystąpi jedynie gdy za (y) przyjmiemy wszystkie dobra (a nie jedno) na które wymieniana jest praca.

Rozważmy, jak będzie rozdzielana powstała w wyniku wzrostu wydajności oszczędność czasu, gdy założymy, iż istnieje trzecie dobro (jabłka), którego użyteczność pierwszej jednostki była niższa od użyteczności ostatniej jednostki czasu wolnego i pszenicy. Wzrost wydajności spowoduje, że sięgniemy po mniej użyteczne jednostki czasu wolnego i pszenicy oraz po relatywnie bardziej użyteczne jabłka. A więc prosta NZ pojawi się gdzieś między punktami A i B.

Taki schemat wystąpi zawsze, niezależnie od tego czy dobro posłuży, bezpośrednio lub pośrednio, poprzez wymianę konsumpcji. Przyjmijmy podobnie jak Salin, iż OM jest ilością produkowanych pomidorów, a OQ reprezentuje ilość pszenicy uzyskanej z wymiany. Tym razem stosunek (OM-x)/y = R jest relacją wymiany pszenicy na pomidory, a (x) jest ilością pomidorów konsumowanych.

Jest oczywiste, że faktycznie wybór dokonywany jest między ilością zjadanych pomidorów a ilością pozyskanej pszenicy. I w tym przypadku punkty A,B,C wyznaczą nam użyteczności krańcowe kolejnego pomidora przeznaczanego do konsumpcji i kolejnej jednostki nabywanej pszenicy, o ile nie pojawi się coś bardziej użytecznego.

Rzeczywiście, tak jak twierdzi Selin, cena pomidorów w stosunku do pszenicy wzrasta, a to oznacza, że konsument może wymienić ich mniejszą ilość za większą ilość pszenicy, jednakże wartościowanymi tu dobrami są pszenica, pomidor konsumowany i ewentualny czas wolny od pracy, czyli różnica miedzy OM a ON. To w jakich proporcja zostanie nadwyżka rozdzielona, wynikać będzie z porównania użyteczności krańcowych, a ponieważ wartościowanie jest subiektywne i aktualne tylko w danym czasie i miejscu, możemy przewidzieć tylko kierunek zmian, a ich wartości będą zawsze nieosiągalne.

Całkiem inaczej będzie przebiegać wymiana między rzeczywistymi substytutami. Ta sama potrzeba może być zaspokajana przez różne dobra i tylko one są rzeczywistymi substytutami ze względu na tę potrzebę. Dla przykładu gdy nie mamy pod ręką młotka, a chcemy wbić gwoździk, to możemy posłużyć się butem, ale nie uznamy tych przedmiotów za substytuty, gdyż jest to sytuacja wyjątkowa, a ich zwyczajowe funkcje są diametralnie różne. Substytuty różnią się pod względem właściwości, które z perspektywy aktualnego dyskomfortu są drugorzędne. Wielkość preferencji czasowej tj.: „siła dyskomfortu” podwyższa lub obniża wartość tych właściwości. Dlatego gdy chce nam się bardzo pić, poszukujemy jej najbliższe źródło a nie z wodą najsmaczniejszą. Pojawia się, jak gdyby, wartościowanie drugiego rzędu, najpierw ustalamy hierarchię aktualnych potrzeb, potem oceniamy, które z dóbr mogą je zaspokoić, przy czym ich wybór zależy od dochodu w ten sposób, że ilości wynikające z zrównanie się użyteczności krańcowych dóbr, zaspokajających niezależne potrzeby, muszą dawać łączną wartość pieniężną nie większą niż dochód. A więc stopień zaspokojenia niezależnych potrzeb koresponduje z rozporządzalnym dochodem poprzez zrównywanie się użyteczności krańcowych i preferencję czasową.  Wyjaśnienie wyborów na podstawie preferencji jawnych zamazuje istotę zagadnienia, a konstruowane krzywe obojętności tworzą jedynie pozór rozwiązania.

Doświadczenie mówi nam, że ze wzrostem dochodu wybieramy droższe (wyżej oceniane) substytuty. Możemy to przedstawić następująco:

Gdy tak jak na rysunku (zmienny jest tylko dochód) a c1>c2  więc d/c2 > d/c1

oraz kd/c2 > s > d/c1, to przyrost (d) pociągnie za sobą wzrost konsumpcji dobra droższego, a więc w tym wypadku będzie odwrotnie, niż wtedy gdy dobra zaspokajają „konkurencyjne” potrzeby, bo łączna ilość konsumowanych dóbr nie rośnie, lecz gorszy substytut jest zastępowany przez lepszy.  W praktyce wybór zależy od kwoty, jaka przyznana będzie w wyniku wartościowania z całego dochodu na zaspokojenie potrzeby.

Współczynnik (k) mówi nam ile jednostek (y) zaspokaja potrzebę równie dobrze jak jednostka (x) np.: mięsem szybciej się nasycimy niż ziemniakami i jest to niezależnie od faktu, czy bardziej lubimy młode ziemniaki od źle przyprawionego mięsa.

Trudno więc zgodzić się na rozmycie pojęcia substytutu przez ekonomię głównego nurtu, gdzie twierdzi się — wynika to z definicji krańcowej stopy substytucji (MRS) — że wszystkie dobra są w mniejszym lub większym stopniu swoimi substytutami.

Dlatego uważam, że nie mamy do czynienia z efektem substytucyjnym w przypadkach analizowanych przez Salina lecz z, spowodowanym zmianą krzywej budżetowej, efektem dochodowym. Natomiast efekt substytucyjny należy zarezerwować wyłącznie dla ostatniego analizowanego przypadku. W ramach powyższych równań da się też opisać dobro Giffena

przy innych założeniach: zmienną jest c1, a nierówność która musi być spełniona, ma postać  kd/c2 < s < d/c1.

W efekcie ze spadkiem ceny dobra (x) spada jego konsumpcja, a rośnie konsumpcja dobra (y).

Dlatego gdy zarobki wystarczają tylko na zakup młodych ziemniaków i z niewielką ilością mięsa, to gdy cena ziemniaków spadnie, zmniejszymy ilość ziemniaków, a zakupimy więcej mięsa — w obu wypadkach najemy się wystarczająco. Gdy potanieją chińskie buty, których trzy pary w ciągu roku musieliśmy kupić (kiepska jakość), to nadwyżka może pozwolić nam na zakup jednej pary droższej, ale za to o wiele trwalszej, w miejsce dwóch chińskich. Jest to więc szczególny rodzaj substytutu.

Oczywiście powyższe modele mają walor poglądowy, przybliżają naszą intuicję do lepszego zrozumienia realnych procesów. Niezależnie od tego czy operujemy użytecznością krańcową czy krzywymi obojętności czy też innymi pomocniczymi konstrukcjami, opis tak długo jest użyteczny, jak długo nie stwierdzimy jego sprzeczności z faktami.

 

Rzeszów 29.05.2015

Copyright © Wojciech Czarniecki

Pozwalam drukować, kopiować i rozpowszechniać w inny sposób pod warunkiem wskazania źródła.

Kategorie
Ekonomia sektora publicznego Podatki Teksty

Czytaj również

Sieroń_Polski-NieŁad-czyli-błędna-wizja-rozwoju.png

Podatki

Sieroń: Polski (Nie)Ład, czyli błędna wizja rozwoju

Kontynuuje model gospodarczy oparty na konsumpcji i redystrybucji...

Bermudez_Ocena_pierwszego miesiaca_rzadow prezydenta_Javiera_Milei

Polityka współczesna

Bermudez: Ocena pierwszego miesiąca rządów prezydenta Javiera Milei

Minął dopiero miesiąc — trzeba być krytycznym, ale ostrożnym i brać pod uwagę sprawy pragmatyczne.

Rapka_Co-tu-jeszcze-zepsuć-Opodatkować-nadzwyczajne-zyski.jpg

Podatki

Rapka: Co tu jeszcze zepsuć? Opodatkować „nadzwyczajne” zyski!

To miałoby poważne konsekwencje.

Hankus_Opodatkowanie-jako-forma-interwencji-binarnej.png

Podatki

Salerno: Nie ma neutralnych podatków - lekcja płynąca z „subwencji” dla siedziby Amazona

Czy „mit neutralnego opodatkowania” rzeczywiście zwiódł wolnorynkowych ekonomistów?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.