Ulga dla wolności Uwolnij 1,5%
KRS: 0000174572
Powrót
Ekonomia przestrzenna

Ikeda: Planowanie przestrzeni miejskiej a struktura społeczna

14
Sandy Ikeda
Przeczytanie zajmie 6 min
Ikeda_Planowanie-przestrzeni-miejskiej-a-struktura-spoleczna_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Sandy Ikeda
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Anna Wojtaś
Wersja PDF, EPUB, MOBI

Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopiśmie The Freeman (kwiecień 2014), publikowanym przez Foundation for Economic Education.

miejskiej

Jedną z moich osobistych bohaterek jest urbanistka Jane Jacobs, która nauczyła mnie doceniać, jak istotną rolę dla rozwoju przedsiębiorczości odgrywa rozplanowanie przestrzeni publicznej — przestrzeni, w której spodziewamy się spotykać nieznane nam osoby. Dowiedziałem się od niej także, że im bardziej precyzyjna i szczegółowa jest twoja wizja danego miasta, tym większe prawdopodobieństwo, że miejsce, które sobie wyobrażasz, nie jest tak naprawdę miastem.

Jacobs, tak samo jak każdy ekonomista z Austriackiej Szkoły Ekonomii, zrozumiała, że skomplikowane układy społeczne, takie jak miasto, nie są i nie mogą być tworzone według z góry określonego planu. Powstają w znacznej mierze w sposób nieplanowany, w wyniku interakcji wielu osób i umysłów. Tak jak Ludwig von Mises oraz F. A. Hayek świadomi byli istnienia granic planowania przestrzennego i projektowania na szczeblu rządowym w skali makroekonomicznej, tak również Jacobs dostrzegła ograniczenia dotyczące planowania i projektowania przestrzeni publicznej tętniącego życiem miasta. Wiedziała także, że lekceważenie tych ograniczeń przez rząd przyniesie poważne konsekwencje.

Planowanie miejskie jako taksydermia

Austriacy używają terminu „spontaniczny porządek” na określenie skomplikowanych zależności interakcji społecznych, które pojawiają się w sposób niezaplanowany w sytuacji, gdy wiele umysłów zaczyna wzajemnie na siebie oddziaływać. Przykłady tworzenia się takiego ładu spontanicznego występują w odniesieniu do rynku, pieniędzy, języka, kultury, a także żyjących miast, zarówno tych większych, jak i mniejszych. W swojej książce pt. The Economy of Cities („Ekonomia miast” — przyp. tłum.) Jacobs wyjaśnia, że miasto to „miejscowość, która generuje swój wzrost gospodarczy dzięki własnej gospodarce lokalnej”. Prawdziwie żyjące miasto stanowi źródło, z którego wypływa kreatywność oraz bodziec dla rozwoju ekonomicznego.

W swojej wspaniałej książce pt. Śmierć i życie wielkich miast Ameryki Jacobs wypowiada takie oto zdanie, które doskonale oddaje jej nastawienie: „Miasto nie może być dziełem sztuki”. Następnie wyjaśnia:

Artyści, jakiegokolwiek środka wyrazu by nie używali, dokonują wyboru spośród wielu dostępnych im materiałów, po czym uporządkowują je tak, aby powstało pewne dzieło, będące pod kontrolą artysty [...] Istotą tego procesu jest uporządkowana, wysoce dyskryminacyjna selekcja źródeł inspiracji, oferowanych artyście przez otaczające go życie W porównaniu do inkluzywnej i dosłownie niemającej końca złożoności życia ludzkiego, sztuka ma charakter arbitralny, symboliczny i abstrakcyjny [...] Traktowanie miasta, lub chociaż jego okolic, tak, jakby stanowiło ono jakiś większy problem natury architektonicznej, któremu można nadać pewien porządek poprzez przekształcenie go w podlegające określonym regułom dzieło sztuki, to całkowicie błędna próba zastąpienia prawdziwego życia sztuką. Wynikiem tak poważnego w skutkach pomylenia obydwu tych pojęć nie jest ani sztuka, ani życie. To przykład taksydermii.[1]

Tak więc problem, przed którym staje urbanista, jak również samo planowanie na szczeblu rządowym, dotyczy tego, jak uniknąć pozbawienia życia przestrzeni, którą próbujemy kontrolować.

Kompromis pomiędzy planowaniem a złożonością

Postrzeganie miast w kategorii spontanicznego ładu, a nie dzieł sztuki, pomaga wyjaśnić nam, na czym polega kompromis pomiędzy skalą a porządkiem. Ogólnie rzecz ujmując, uważam, że im większa skala projektu, tym mniej odkryć oraz subtelnych powiązań będą w stanie stworzyć osoby korzystające z danej przestrzeni.

Umieszczenie bloku mieszkalnego wśród zabudowy handlowej może zmienić jej charakter w trudny do przewidzenia sposób, jednak otaczające ją środowisko miejskie zazwyczaj jest w stanie wchłonąć ewentualne konsekwencje takiego działania, a pojawiające się problemy zwykle nie okazują się zbyt poważne. Centrum handlowe będzie jednak stwarzać o wiele większe ograniczenia dla korzystania z przestrzeni; ma ono również nieporównywalnie większy wpływ na całą okolicę. Z kolei wielki projekt urbanistyczny, zajmujący obszar wielu kwartałów, drastycznie ogranicza różnorodność i zakres społecznych powiązań, ponieważ wymaga od planisty zastąpienia swoimi zdolnościami zdolności wielu zwykłych ludzi, wykorzystujących własną wiedzę na temat lokalnej przestrzeni do rozwiązywania problemów, które im są znane. Powiększanie wymiarów danego budynku pozostawia coraz mniej możliwości działania oraz spotykania innych ludzi w przestrzeni, w której budynek ten się znajduje. Zwiększanie skali zmniejsza zakres prywatnych kontaktów międzyludzkich, które sprzyjają rodzeniu się kreatywności i dokonywaniu odkryć.

Im bardziej planista stara się z góry określić rodzaj aktywności, jaką mogą podejmować osoby poruszające się w przestrzeni będącej przedmiotem danego projektu, tym mniej prawdopodobne, że jego koncepcja będzie zgadzała się ze sposobem powstawania spontanicznych więzi, w wyniku których tworzą i rozpowszechniają się nowe pomysły. To właśnie z tego powodu tradycyjne centra miast okazały się tak ważne. Z biegiem czasu połączenie przeróżnych sposobów korzystania z przestrzeni publicznej (w znaczeniu, jakiego używam w tym artykule) zjednoczyło ogromną liczbę osób o różnych umiejętnościach i upodobaniach. Projekt urbanistyczny oczywiście może, do pewnego stopnia, wspierać tworzenie się tego typu nieformalnych kontaktów, jednak po przekroczeniu pewnego — relatywnie niskiego — poziomu, zaczyna je po prostu zastępować. Z pewnością małe nie zawsze oznacza piękne, a dużego czasami po prostu nie da się uniknąć. Ale to właśnie dlatego planiści powinni jeszcze bardziej mieć na uwadze to, jak powiększanie skali i rozbudowywanie projektu wpływa na złożoną strukturę społeczną.

Prywatne planowanie realizowane jest na znacznie bardziej ograniczoną skalę

Nie mam tutaj na myśli wyłącznie projektów rządowych. Projekty o charakterze prywatnym mogą, co do zasady, w równie „taksydermiczny” sposób oddziaływać na żywotność miasta. Jednak tak długo, jak projekt planisty będzie miał stosunkowo niewielkie rozmiary w porównaniu do otaczającej przestrzeni, złożone relacje społeczne nie ucierpią zbyt mocno. Skala ulega powiększeniu, a ewentualne wady projektu stają się bardzo wyraźne, w sytuacji, gdy rząd dofinansowuje w jakiś sposób projekty prywatne, niwelując tym samym ograniczenia budżetowe. Przykład tego można znaleźć w Nowym Jorku, w odległości około dwóch kilometrów od miejsca, w którym mieszkam. Nowa siedziba drużyny NBA Brooklyn Nets, Barclays Center, urosła do nieprawdopodobnych rozmiarów, kiedy władze lokalne i państwowe zaproponowały możliwość wywłaszczenia za odszkodowaniem oraz inne pokaźne dotacje dla właścicieli stadionu. Bez przywilejów prawnych tego rodzaju budownictwo na skalę masową na obszarach miejskich o gęstej zabudowie zazwyczaj okazuje się zbyt drogie, nawet dla bogatego, prywatnego dewelopera.

Planista nie jest w stanie zaprojektować sam całego miasta (czy chociażby okolicy), ponieważ nie zdoła zaplanować i stworzyć niezbędnej różnorodności i złożoności społecznej, która w żyjącym mieście pojawia się samoistnie. Sądzę, że nie powinien nawet podejmować tego rodzaju próby, jako że mogłoby to nieodwracalnie uszkodzić, lub nawet zabić, bijące serce miasta. Jakie działania może podjąć rząd? W toku swojej zwykłej działalności może prawdopodobnie, w najlepszym razie, powstrzymać się od jakiejkolwiek ingerencji, która mogłaby zagrozić pojawieniu się tej niewidocznej infrastruktury społecznej będącej źródłem różnorodności, rozwoju i prawdziwej witalności.

Cała reszta to głównie miejska taksydermia.

Źródło ilustracji: Wikipedia

 

[1] Jane Jacobs, The Death and Life of Great American Cities, 1992, wyd. pol. 2014.

.

Kategorie
Ekonomia przestrzenna Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Krzywulski_Jak-nie-reformować-prawa-budowlanego_male.jpg

Ekonomia przestrzenna

Krzywulski: Jak nie reformować prawa budowlanego

W 2015 roku ma wejść w życie nowelizacja ustawy Prawo Budowlane, której flagowym elementem jest likwidacja pozwolenia na budowę domu jednorodzinnego i zastąpienie go zgłoszeniem budowy. Choć w mediach zmianę przedstawia się pozytywnie, to w rzeczywistości nowa wersja ustawy jest kompletnie chybionym, pozornym rozwiązaniem problemu gnębiącego polskie budownictwo od lat problemu, jakim jest przeregulowanie i fatalna formuła obowiązujących przepisów.

Krzywulski_Nie-rzucim-ziemi-ekonomiczne-skutki-ustawy-o-obrocie-ziemią-rolną.jpg

Ekonomia przestrzenna

Krzywulski: Nie rzucim ziemi! - ekonomiczne skutki ustawy o obrocie ziemią rolną

14 kwietnia 2016 r. Sejm RP uchwalił Ustawę o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw. Dokument ten poza tytularnym wstrzymaniem sprzedaży gruntów dokonał kluczowych zmian w przepisach regulujących gospodarkę gruntami rolnymi, w tym najważniejszej Ustawie o kształtowaniu ustroju rolnego z 2003 r.

Krzywulski_Ustawa-krajobrazowa_male.jpg

Ekonomia przestrzenna

Krzywulski: Ustawa krajobrazowa

Niedawno w życie weszła tak zwana ustawa krajobrazowa mająca ustanowić przepisy prawne, które pozwolą administracji samorządowej na ochronę krajobrazu i ładu wizualnego w przestrzeni publicznej. W rzeczywistości ustawa poprzez liczne pomniejsze zmiany w powiązanych aktach prawnych skupia się na dwóch podstawowych zagadnieniach


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 14
Małgorzata

W takim razie jak radzić sobie w praktyce z sytuacją, gdzie ktoś wykupuje działkę obok mojej, po czym otwiera na niej skład węgla? Zamiast miejsca w którym mogę oddychać świeżym powietrzem, mam zapyloną okolicę i dom w którym nie da się otworzyć okien, bo pył i hałas są zbyt uciążliwe. Planowanie miejskie, w tym najbardziej podstawowym stopniu (czyli wydzielenie osobnej przestrzeni na przemysł i zabudowę rodzinną), wydaje się rozwiązywać problem. Oczywiście, jeśli ktoś chce mieszkać w dzielnicy fabrycznej, to nie ma problemu, jednak w momencie kiedy kupuję działkę i buduję na niej dom, chciałabym mieć pewność, że po pięciu latach ktoś nie wybuduje obok wesołego miasteczka, lotniska lub huty żelaza.

Odpowiedz

Flaku

Niech podpisze umowę z właścicielami działek obok. Sprzedawca mógłby również takie umowy załatwiać, aby drożej sprzedać działkę. Ewentualnie zostaje wykupienie większego terenu i wynajmowanie go/odsprzedaż na konkretnych warunkach.

Odpowiedz

Flaku

Oczywiście do pewnego momentu. Od pewnego momentu to ten chcący emitować zanieczyszczenia musi załatwiać pozwolenia od sąsiadów. W którym miejscu postawimy granicę jest już mniej ważne, ważne aby można było takie rzeczy załatwiać między sobą na podstawie dobrowolnych ograniczeń i zezwoleń na pewne działania stron zainteresowanych.

Odpowiedz

Małgorzata

Dzięki za odpowiedź!
No tak, rozwiązanie, gdzie mamy właściciela większego terenu, który sprzedaje go ale na pewnych warunkach, jest bardzo sensowne - i podobne do idei seasteadingu, gdzie budowane są odrębne miasta na morzu, na których panują odrębne prawa, a ludzie osiedlając się na wybranej wyspie, wolnorynkowo głosują, system której wyspy najbardziej się sprawdza (brzmi futurystycznie, ale projekt powstaje, mówił o nim np <a href="tomwoods.com/363" rel="nofollow">Tom Woods.</a>

Natomiast pytanie o pozwolenie na budowę, na działce która nie została zakupiona z takimi ograniczeniami, uważam za mocno wątpliwe rozwiązanie. W końcu to czyjaś własność, na której ktoś może robić cokolwiek, co tylko nie narusza zasady NAP. Pewnie, w większości przypadków ludzie nie będą budować fabryk koło domów, ale zastanawia mnie co zrobić w momencie, kiedy już do takiej sytuacji dojdzie (a dojdzie na pewno, i nie będą to odosobnione przypadki nad którymi nie warto się rozwodzić) - czy jestem w imię wolności sąsiada skazana na słuchanie codziennie hałasów z wesołego miasteczka, czy może mogę naruszyć tą wolność, w imię swojej wolności. No i zawsze mnie zastanawiało, jak będzie w praktyce wyglądać anarchistyczne-wolnorynkowe wymierzanie sprawiedliwości. Mój sąsiad w końcu nie musi się zgadzać na przeprowadzenie procesu z nim w roli głównej. :-)

Odpowiedz

Flaku

Na wybudowanie nie, ale wylewanie ścieków/zadymianie czyjegoś podwórza już jak najbardziej. Jeśli nie mogę działki sąsiada ostrzeliwywać z karabinu maszynowego, to nie mogę go też na niej udusić. To jest kwestia tego w którym momencie uznajemy, że doszło do agresji. Ten sam problem jest nie tylko z działkami, w relacjach międzyludzkich też to jakoś musi działać. Jasne, że przyłożenie komuś kijem przez plecy jest agresją, a poklepanie po ramieniu, aby zwrócić uwagę danej osoby agresją nie jest. Między tymi zachowaniami są różne pośrednie, gdzieś trzeba ustanowić domyślną granicę. Oczywiście granica ta może być przesuwana przez samych zainteresowanych, na przykład mogą się umówić na trening walki na kije, wtedy podczas sparingu przyłożenie komuś kijem nie jest agresją, bo obie strony się na to umówiły. Tak samo przy właścicielach położonych niedaleko działek trzeba przyjąć jakąś granicę wynikającą najprawdopodobniej ze zwyczajów obowiązujących w danej okolicy. Dobrze aby taka granica właśnie zapobiegała sytuacjom, w których nagle po wprowadzaniu zasad wolnościowych ludzie masowo tracą na wartości swoich działek, bo albo ktoś im zaświnił cały teren, albo w drugą stronę dlatego, że nie wolno im tam żadnej działalności prowadzić. A potem niech już się dogadują między sobą kto w jaki sposób może wpływać na działkę drugiego.

Odpowiedz

Krzysztof

Jest nawet niejeden podręcznik do architektury krajobrazu, miasta, wsi itp. Np. pana Alexandra.
Trochę wartościowych rzeczy tam jest, ale przeświadczenie o wszechwiedzy projektanta całego miasta - fałszywe.

Odpowiedz

Małgorzata

Pewnie, nie jesteśmy w stanie zaprojektować miasta, które będzie żyło własnym życiem, nie będzie makietą czy skansenem. Przy czym większość miast buduje się z wyraźnym oddzieleniem dzielnic przemysłowych, tak żeby nie przeszkadzało innym. Jest to odgórne zarządzenie.
Niemniej libertarianie prawo własności uważają za święte, uznając, że każdy może robić na własnym terenie co mu się żywnie podoba, nie potrzebuje do zbudowania czegokolwiek zgody od urzędnika (a raczej nie chciałby potrzebować :-) ). Nie można jednak zapomnieć o Non Aggression Principle: czy narażanie innych na nieustanny hałas, wdychanie szkodliwych pyłów możemy uznać za akt agresji? Czy sama idea pokojowej kooperacji rozwiąże problem przykładowego Pana Miecia, który na swojej działce stworzy wspomniany w komentarzu wyżej skład węgla, zatruwając (dosłownie) życie swoim sąsiadom? Nawet jeżeli Pan Miecio zostanie wykluczony ze społeczności, która mieszka w okolicy składu (co często jest podawane za przykład radzenia sobie z problemami w libertariańskim społeczeństwie - w twoim interesie jest pokojowa współpraca ze swoją społecznością), jego to specjalnie nie interesuje, bo i tak mieszka gdzie indziej, nie byłby taki głupi, żeby mieszkać koło składu węgla. :-)
Pytanie o to, jak radzić sobie w takich sytuacjach, kieruje raczej do anarchistów, minarchiści pewnie pójdą na łatwiznę i zrzucą problem na państwo. :-)

Odpowiedz

Marcin

Z tego co wiem to w USA wyznaczają który kwartał ziemi jakie ma przeznaczenie tak, że każdy wie co gdzie powstanie w przyszłości. Jak każdy pewnie wie ulice w USA przecinają się w większości pod kątem 90 stopni, więc powstają kwadratowe działki, które są sprzedawane ludziom i właśnie te działki mają wyznaczane do czego są przeznaczone. Moim zdaniem to jest dobry sposób bo każdy wie gdzie co może powstać zależnie od tego czy kwartał jest mieszkalny, przemysłowy czy handlowo-usługowy

Odpowiedz

Karol

Małgorzato, moim zdaniem powinno być tak, że jak już będziemy mieli wolność w Polsce itd. czyli prawie, że Libertariański raj to Państwo nie będzie miało nic do powiedzenia, ale gminy/samorządy już tak. Jeśli tworzymy społeczność i wybieramy kogoś kto ma nią zarządzać to on może ustalać gdzie są strefy przemysłowe, handlowe, mieszkalne itd. a jeśli komuś się to nie podoba to jako, że żyje w wolnym kraju... może się przeprowadzić do innego gminy gdzie panują inne zasady :grin:

Odpowiedz

Krzysztof Rozbicki

W libertariańskiej utopii ze sprawnie działającymi sądami to sąsiedzi by wtedy po prostu odesłali Pana Miecia do sądu cywilnego pozywając go o o zatruwanie im i ich dzieciom zdrowia - pozew zbiorowy - prawnik żąda milionów dolarów za spodziewane koszty leczenia i mniejszą długość życia popierając się biegłymi lekarzami - niezła pożywka dla prasy - sprawa nagłośniona - Pan Miecio nie wypłaci siędo końca życia a on i jemu podobni następnym razem 100 razy pomyślą zanim otworzą trujący zakład przemysłowy w okolicy już zamieszkanej.

Odpowiedz

Małgorzata

Tak, myślę, że trafiłeś w punkt. Czyli jednak skład węgla w okolicy zamieszkanej to jest akt agresji - i chyba to podsumowanie rozwiązuje mój problem. Dzięki!

Odpowiedz

idared

Dochodzi jeszcze sprawa ceny za działkę. Mieszkalna w dobrym punkcie jest zbyt droga by tam robić skład z węglem. Działki typowo przemysłowe są większe i tańsze (za metr) i położone w ponurej okolicy gdzie jest dostęp do rampy kolejowej a w nocy grasują zmobie :)

Odpowiedz

Małgorzata

To fakt, nie pomyślałam o tym. :-)

Odpowiedz

idared

Wszystko zależy jaki to byłby wyngiel. Bo jakby pan Miecio miał skład węgla prasowanego dużym ciśnieniem czyli diamentów to byłoby go stać na wszystko a i sąsiadom by nie przeszkadzało nawet jakby się fest kurzyło :)

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.