KRS: 0000174572
Powrót
Teksty

Machaj: Rozdział 14. podręcznika „Wolna przedsiębiorczość” – inflacja

28
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 7 min
wp_logo2-738x5071.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Machaj
Wersja PDF

Poniżej przedstawiamy wersję roboczą rozdziału czternastego podręcznika do przedsiębiorczości, opracowywanego w ramach projektu „Wolna przedsiębiorczość”. Tekst zostanie poddany skrupulatnemu opracowaniu redakcyjno-korektorskiemu, dlatego na obecnym etapie prosimy przede wszystkim o uwagi merytoryczne, dotyczące między innymi klarowności wywodu, poprawności rozumowania, łatwości języka czy trafności przykładów etc. 

inflacja

#inflacja #redystrybucja #siła nabywcza pieniądza

W tym rozdziale dowiesz się:

  • Czym jest zjawisko inflacji.
  • Czym jest siła nabywcza pieniądza.
  • Jak się liczy inflację.
  • Jak na inflacji jedni zyskują, a inni tracą.
  • W jaki sposób inflacja zaburza funkcjonowanie rynku.
  • Co powoduje inflację.

Inflacja to w największym uproszczeniu ciągłe wzrosty cen za dobra i usługi. Możemy ją sobie wyobrazić trochę jak tajemną siłę, która co jakiś czas zabiera nam z portfela jakieś pieniądze. Załóżmy, że w roku 2015 wydaliśmy 100 złotych na pięćdziesiąt gałek lodów (po 2 złote). Załóżmy, że w roku 2016 te gałki zaczęły kosztować 2,5 złotego. Oznacza to, że za 100 złotych mogliśmy już kupić 40 gałek, a nie jak wcześniej 50. Możemy kupić realnie mniej dóbr niż w okresie poprzednim. W języku ekonomicznym mówimy wtedy, że doszło do zjawiska inflacji, czyli do spadku siły nabywczej pieniądza.

Siła nabywcza pieniądza to jego zdolność do nabywania dóbr i usług. W danym momencie za 100 złotych mogliśmy nabyć pięćdziesiąt gałek lodów. W kolejnym roku wzrosły ceny lodów, doszło do inflacji — co jest tożsame ze spadkiem siły nabywczej pieniądza. Od tej zmiany ta sama kwota pieniędzy jest w stanie nabyć już mniej dóbr. De facto więc inflacja działa trochę podobnie do siły zabierającej nam pieniądze z portfela. Z perspektywy kupowania dóbr i usług, nie ma bowiem większego znaczenia, czy jakaś siła zabiera nam pieniądze z portfela, czy ceny dóbr i usług się podnoszą. Efekt finalny jest dokładnie taki sam: możemy kupić mniej towarów na rynku. W przypadku zabierania pieniędzy zmniejsza się kwota, a w przypadku inflacji rosną ceny.

Słowo „inflacja” oznacza w innych językach dokładnie „nadmuchiwanie”, więc można ją postrzegać jako nadmuchiwanie „balona cen”. Co charakterystyczne przy procesach inflacji — utożsamia się ją przede wszystkim ze wzrostem wszystkich cen na rynku, a nie tylko pojedynczych. W powyższym przykładzie posłużyliśmy się tylko jedną ceną, gałek lodów. W rzeczywistości gdy mówimy o inflacji cenowej, to mamy na myśli inflację wszystkich cen jednocześnie. Nie tylko jednej z nich. Wiadomo bowiem, że jednego dnia ceny danego dobra mogą się podnieść, innego dobra zmniejszyć. W procesie inflacji interesuje nas ciągłe zjawisko wzrostu wszystkich cen.

Co jednak tak naprawdę oznacza pojęcie „wszystkie ceny”? W celu uśrednienia zmian wszystkich cen na rynku tworzy się specjalne indeksy cenowe. W największym skrócie polegają na one na stworzeniu pewnego reprezentatywnego koszyka dóbr i usług, który w danym okresie jest kupowany przez konsumentów. Przykładem takiego koszyka mógłby być koszyk wielkanocny, zawierający rozmaite produkty żywnościowe. Dlatego w najprostszym ujęciu inflacja koszyka wielkanocnego pokazywałaby, ile więcej pieniędzy trzeba wydać po jakimś okresie na to, aby kupić taki sam koszyk co wcześniej. I tak, jeśli kiedyś wystarczyło np. 200 złotych na taki koszyk, a teraz trzeba za niego zapłacić 220 złotych, to możemy powiedzieć, że inflacja koszyka wielkanocnego wyniosła 10%.

Koszyk wielkanocny nie jest oczywiście reprezentatywny dla całej gospodarki, dlatego Główny Urząd Statystyczny (liczący inflację) konstruuje inny koszyk, który uwzględnia więcej dóbr i usług niż tylko żywność. Choć jego konstrukcja jest inna (ponieważ znajdują się w nim inne dobra), to idea jest bardzo podobna do naszego koszyka wielkanocnego. Na podstawie danych makroekonomicznych i tego, czego najwięcej ludzie kupują, wybiera się taki uśredniony reprezentatywny koszyk, a następnie oblicza, ile więcej trzeba na niego wydać po jakimś upływie czasu. Inflacja wynosząca 5% oznacza, że na taki koszyk trzeba wydać 5% więcej pieniędzy niż w okresie poprzednim.

Czy inflacja niesie ze sobą jakieś realne konsekwencje poza tym, że podnoszą się ceny? Gdybyśmy sobie wyobrazili inflację jednolitą, obejmującą wszystkie dobra i usługi w takim samym stopniu, to w zasadzie niewiele osób byłoby nią dotkniętych. Jak taka inflacja musiałaby wyglądać? Musiałaby być doprawdy dziwna. Wyobraźmy sobie na przykład, że wszystkie dobra i usługi na rynku drożeją o 100%, czyli staja się dwukrotnie droższe. Chleb kosztuje 5 złotych zamiast 2,5, książka zamiast 30 złotych kosztuje 60 itd. Jednocześnie, skoro wszystkie dobra i usługi mają tyle podrożeć, to tak samo się dzieje z innymi cenami: kosztami produkcji i płacami pracowników. Również stają się dwukrotnie większe. Dlatego w takim hipotetycznym — i nierealnym — scenariuszu podniesienie się cen odbyłoby się bez znaczącego wpływu ekonomicznego. Ekonomiści powiedzieliby, że nastąpiła zmiana czysto nominalna.

Łatwo to zrozumieć intuicyjnie na osobistym przykładzie. Gdyby wszystkie ceny podwoiły się, to moglibyśmy to bardzo odczuć. Jednakże jeśli jednocześnie nasze zarobki wzrosłyby dwukrotnie, to nie zrobiłoby to na nas specjalnego znaczenia. Zarobki to też jakieś ceny (za pracę), więc skoro wszystko ma podrożeć dwukrotnie, to obejmowałoby to każdą cenę, także wynagrodzenia.

W praktyce jednak nie dzieje się tak, że przy procesach inflacyjnych wszystkie ceny podnoszą się od razu w tym samym tempie. Jedne ceny podnoszą się szybciej, inne podnoszą się wolniej. Jedne drożeją znacznie, a inne ledwie drgną. To samo dotyczy płac, czy zarobków przedsiębiorców. W niektórych branżach zmiany są gwałtowne i wyraźne, a innych niezauważalne.

W tym miejscu dochodzimy do głównej cechy każdej inflacji — jej redystrybucyjnego charakteru. Ponieważ nie wszystkie ceny na rynku reagują tak samo mocno i tak samo szybko, to w trakcie inflacji mamy do czynienia z tymi, którzy na niej korzystają, oraz z tymi, którzy na niej tracą. Kto dokładnie traci, a kto zyskuje, zależy głównie od tego, gdzie pojawiają się „impulsy” inflacyjne — o których więcej opowiemy w kolejnym rozdziale o banku centralnym. Zależy to również od tego, jakie zostały podpisane kontrakty na rynku. Jeśli na przykład właściciel mieszkania podpisał kontrakt kilkuletni na jego wynajem i nie uwzględnił w swoich kalkulacjach wysokiej inflacji, to jej wystąpienie sprawi, że straci na tym jakieś pieniądze. Podobnie rzecz ma się ze wszystkimi sprzedającymi, czy oszczędzającymi pieniądze w wypadku, gdy nie doszacują wysokości inflacji. Analogicznie osoba trzymająca gotówkę w portfelu traci na inflacji. Dlatego inflacja, a szczególnie inflacja wysoka, zaburza gospodarczą stabilność. Utrudnia przewidywanie przyszłych warunków rynkowych. Jeśli ceny potrafią się wahać o 5%, 10%, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt procent, to trudno jest przedsiębiorcy skutecznie na rynku gospodarować. Zwłaszcza, że, jak już ustaliliśmy, inflacja jest procesem zachodzącym nierównomiernie.

Na koniec należy odpowiedzieć na istotne pytanie o przyczyny inflacji. Dlaczego tak się dzieje, że ceny dóbr i usług rosną? Główną przyczyną jest tworzenie pieniędzy i kredytów przez banki. Banki tworzą środki płatnicze (w dzisiejszych czasach elektronicznie), czym stwarzają nowe możliwości płacenia. Im więcej tych środków zostanie wytworzonych, tym społeczeństwo ma więcej środków na płacenie za dobra i usługi. Te większe wydatkowane przez ludzi środki oznaczają, że wzrastają ceny za towary. Oczywiście nierównomiernie, ponieważ wszystko zależy od tego, gdzie te nowe środki są tworzone. Jeśli na przykład na kredyty mieszkaniowe, to tam najbardziej zauważalne będą wzrosty cen. Jednym z najchętniej kupowanych dóbr na rynku finansowym są obligacje państwowego, co oznacza, że największym beneficjentem inflacji jest zazwyczaj rząd.

Ogromną rolę w procesie tworzenia kredytów i pieniędzy przez banki ma bank centralny, który w pośredni sposób decyduje o tym, jak duża będzie inflacja. O tym jednak w następnym rozdziale.

 

Ramka: Czy wiesz, że w historii świata zdarzyły się już wiele razy epizody hiperinflacji, gdy wzrosty cen potrafiły osiągać wiele miliardów procent?

Ramka 2: Często dokonuje się kategoryzacji inflacji pod względem jej wielkości. Inflacja „pełzająca” jest kilkuprocentowa, inflacja „krocząca” jest trochę większa, a „galopująca” przekracza te niższe poziomy. Nazwom tym w niektórych podręcznikach przypisuje się nieraz konkretne liczby. „Hiperinflacja” odnosi się najczęściej do bardzo wysokiej inflacji, odczuwalnej nawet w skali miesięcznej.

Zadania:

  • Wyjaśnij, czym jest siła nabywcza na przykładzie cen.
  • Wyjaśnij na przykładzie koszyka, co oznacza inflacja 50%.
  • Dlaczego inflacja nie jest neutralna dla wszystkich?
  • Co powoduje inflację?
  • Jakie są skutki inflacji?

 

Kategorie
Teksty

Czytaj również

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Allman_Ego kontra maszyna

Innowacje

Allman: Ego kontra maszyna

Dlaczego niektórzy ludzie tak nerwowo reagują na nowe modele sztucznej inteligencji?

Gordon_Grozne_konsekwencje_niemieckiej_szkoly_historycznej

Historia myśli ekonomicznej

Gordon: Groźne konsekwencje niemieckiej szkoły historycznej

Według Misesa niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 28
Flaku

Nie wiem czy "tajemna siła" jest sformułowaniem, które powinno znaleźć się w podręczniku.

W pierwszej ramce brakuje odniesienia do czasu. Trochę jakby napisać "Poruszał się tak szybko, że przemieścił się o 2000 km". Po przeczytaniu nie mamy pojęcia jak szybko.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Słusznie, zmienię. Dziękuję.

Odpowiedz

Dobroslaw

Witam,

a co powoduje wzrost cen? Podaż waluty?

Pozdrawiam

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Mówi o tym przedostatni akapit.

Odpowiedz

Norbert Mazurek

Inflacja to wzrost podaży pieniądza, w wyniku czego pieniądz traci na wartości względem innych dóbr - czyli wzrost cen. Wzrost cen nie jest inflacją jest efektem inflacji.

Odpowiedz

Laik

Tylko coś nie widać po kryzysie wzrostu cen mimo ogromnych wzrostów podaży pieniądza.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Definicje to rzecz arbitralna. Można inflację definiować na różne sposoby. We współczesnej literaturze ekonomicznej "inflację" rozumie się jako wzrosty cen. Tego się trzymajmy w podręczniku, bo w 95% przekazu w mediach inflacja też jest tak rozumiana. Podręcznik nie jest miejscem do wypowiadania wojny językowej.

Odpowiedz

Norbert Mazurek

W normalnej sytuacji (takiej w której urzędnik nie decyduje o podaży pieniądza) w trakcie kryzysu ceny powinny spadać. Wzrost podaży pieniądza amortyzuje ten spadek i ceny mamy stosunkowo stabilne - czyli cel baku centralnego został osiągnięty, tylko czy cel jest właściwy? To znaczy czy urzędnik powinien decydować o cenach czy może kupujący i sprzedający?

Odpowiedz

Laik

W takim razie na jakiej podstawie Schiff czy Murphy wieścili hiperinflację?

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Ale w zarzucie Laika chodzi o to, że mimo wielkiego wtłoczenia nowej podaży pieniądza nie doszło do hiperinflacji i gwałtownych wzrostów cen, choć podaż pieniądza została znacząco zwiększona. Monetarystyczne predykcje okazały się zupełnie nietrafione.

Odpowiedz

Laik

Tylko wielu Austriaków wyjątkowo głośno głosiło te monetarystyczne predykcje, ba, dzisiaj je podtrzymuje, opowiadając o inflacji, która stoi już tuż tuż za rogiem. Czy Pana postrzeganie QE po tych kilku latach od kryzysu jakoś się zmieniło? Więcej złego czy dobrego przyniosło? Jakie mogą być jego skutki w przyszłości?

Jeszcze interesuje mnie kwestia, którą poruszył Pan w wykładzie u ucieczce od pułapki maltuzjańskiej: w Rosji i w Ukrainie zastosowano podobne rozwiązania co w Polsce, ale u nas raczej wypaliły, a tam skończyły się katastrofą. W takim razie co należało tam zrobić, wprowadzać reformy w bardziej ewolucyjny a nie rewolucyjny sposób? Ostatnio zastanawiam się coraz częściej, czy nie jest tak, że nie ma jednego modelu kapitalizmu, który sprawdzi się tak samo dobrze w każdym kraju, bo społeczeństwa są różne np. w jednych panuje indywidualizm (obecnie głównie USA, w mniejszym stopniu inne kraje anglosaskie), a gdzie indziej postawy kolektywistyczne. Czy np. obniżenie wydatków publiczny w stosunku do PKB w Szwecji do poziomu koreańskiego miałby takie same pozytywne konsekwencje dla ich wzrostu, czy może wręcz przeciwnie. Tutaj, moim zdaniem, ciekawe wystąpienie z tej tematyki https://www.youtube.com/watch?v=KzJNfoozkYA

Odpowiedz

Mateusz Machaj

To prawda, ale te monetarystyczne predykcje są nietrafione... bo są monetarystyczne. Austriacy powinni uważać co biorą od monetarystów. Teoria o tym, że bank centralny wtłaczając rezerwy musi spowodować wysoką inflację, jest nietrafiona, bo cały model mnożnika kreacji pieniądza jest nietrafiony.
Z tymi reformami proszę pamiętać, że poza formalnymi instytucjami istnieją również instytucje nieformalne. I te drugie przede wszystkim zawiodły na wschodzie.

Odpowiedz

Laik

Wiem, że instytucje nieformalne zawiodły. Tylko skoro homo sovieticus był i jest tam nadal mocno zakorzeniony, to jak należało reformować kraj wtedy a jak dzisiaj? Reformy potrzebowały więcej lat, żeby zacząć działać?

Odpowiedz

Laik

Ciekawi mnie jeszcze Państwa komentarz do tej często przytaczanej przez Krugmana anegdoty o stowarzyszeniu rodziców z Waszyngtonu, w którym każdy miał pewną ilość kuponów, za które mógł zostawiać innym do pilnowania dzieci. Opisuje ją Gamrot. http://cenapieniadza.pl/2014/10/28/trudna-sztuka-ekonomicznych-anegdot/

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Dobry opis szkodliwości cen minimalnych oraz tego, jak dobrowolne porozumienia mogą rozwiązać ich problemy.

Odpowiedz

Laik

Oni wyciągają zupełnie inne daleko idące wnioski z tej anegdotki - ekspansywna polityka monetarna wyciąga gospodarkę z recesji/depresji.

Odpowiedz

idared

Powinno się normalnie tradycyjnie zatrudnić meksykańską opiekunkę do dzieci na czarno. Jak rozumiem dla waszyngtońskiej elity takie rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Więc trza było zatrudnić informatyka, który napisałby startup aplikację kojarzącą poszukujących opieki i dysponujących wolnym czasem można by to nazwać baby-blabla-uber-sitting :) Po przetestowaniu na małej społeczności ten startup mógłby wypłynąć na szerokie światowe wody, wprowadzić drobne opłaty i być warty kilka(naście) miliardów USD. (To jest też odpowiedź na pytanie dlaczego nie ma inflacji choć wpompowano krocie w gospodarkę, bo byle startup jest wart miliardy). Podejrzewam że meksykańskie opiekunki mniej by protestowały niż taksówkarze. Zamiast tego to za przeproszeniem takie niby 'mondre' Amerykany, elyta elyt from Waszyngton DiSi, wpadły na iście genialny pomysł wprowadzić kartki na dzieci.

Odpowiedz

Krzysztof Nowak

Jesli chodzi o Rosję to od jakiegoś czasu planuje przeczytać te książke, byc może Pana równiez zainteresuje.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/32235/atlantyda-tak-niedaleko

Odpowiedz

Laik

Panie doktorze, można prosić o opinię do tego materiału o najlepszych modelach kapitalizmu dla różnych państw, który dosyć mocno uderza w uniwersalizm praw ekonomicznych? https://www.youtube.com/watch?v=KzJNfoozkYA

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Modele są różne tak jak różne są porządki pieniężne, prawne, rynkowe, ale nie podważa to praw uniwersalnych. Stany skupienia wody tez są różne i różnie ta woda będzie się zachowywać w zależności od przyjętych warunków, a nie podważa to uniwersalności praw fizyki :)

Odpowiedz

Laik

To może inaczej: czy niskie wydatki państwa w pkb, niskie podatki, wolny handel, słabo regulowane rynki, silny pieniądz i zbilansowany budżet to najlepszy model dla każdego kraju?

Odpowiedz

SinOfCane

Wzrost cen – 9 znaków
Inflacja – 8 znaków

Jest sens wprowadzać nowe słowo dla zaoszczędzenia JEDNEGO znaku? Oczywiście, że NIE!
Definiując inflacje jako wzrost cen, pozbawia się nas słowa inflacja!

Lody mogły podrożeć z 2 zł na 2,50 bo podrożała śmietana! Jak tak zamierzasz pisać podręcznik to lepiej daj sobie spokój.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Przyczyna tej, a nie innej, NAZWY dla "inflacji" leży NIE w OSZCZĘDNOŚCI słownej (nie mam pojęcia skąd to Panu przyszło do głowy - tu nie chodzi o oszczędność), ale w tym, jak to słowo jest obecnie używane. Kiedyś słowo "kobieta" było wulgarne. Jeśli dzisiaj 99% społeczeństwa go używa w takim rozumieniu, to zamierzam się do tego dostosować, a nie upierać, że to musi być słowo wulgarne, bo tak kiedyś było.
Wszystkie podręczniki do ekonomii w Polsce, wszystkie media i środki przekazu mówią o tym, że "w Polsce coś się dzieje z inflacją". Dostaje Pan w ciągu miesiąca kilkaset komunikatów o tym, że coś nastąpiło w związku z "inflacją" właśnie tak rozumianą. Celem tego rozdziału jest to, żeby młodzi ludzie potrafili zrozumieć, co słyszą i wiedzieli z jakiego typu zjawiskiem mają do czynienia. Nie uczymy ich alternatywnego definiowania, a rozdział NIE JEST o podaży pieniądza. Jest o wzrostach ogólnego poziomu cen, który niemal wszędzie jest rozumiany jako "inflacja".

Mógłbym w całym rozdziale usunąć słowo "inflacja" i zastąpić je (włącznie z tytułem) "wzrosty ogólnego poziomu cen". Pytanie tylko, czy zwiększyłoby to w jakikolwiek sposób edukacyjny tego rozdziału? Treść zostałaby ta sama, ale uczeń nie wiedziałby, że to co jest opisane nazywają w radio i TV "inflacją". Dlatego wartość edukacyjna rozdziału by spadła.

A tak w ogóle, skoro przy tym jesteśmy, to jak Pan proponuje inaczej zdefiniować inflację? I jak zdefiniować hiperinflację. I jak deflację.

Drożejące lody to nie jest inflacja, bo muszą rosnąć "wszystkie ceny".

Odpowiedz

idared

@ laik. Ten Krugman i inne osobistości to tak na poważnie? Może coś przeoczyłem ale dla mnie sprawa jest bardzo prosta. Te kupony to nie pieniądz, bo mają na sztywno wpisaną wartość towaru/usługi jaką można za nie nabyć. To coś jak kartki na mięso cukier mąkę albo talon na malucha itd. Kiedy nastąpił wzrost popytu na ten 'pieniądz' powinna wzrosnąć jego wartość czyli powinna pojawić się deflacja. Ponieważ to było niemożliwe więc zrobił się kryzys. Gdyby to był prawdziwy pieniądz rosła by jego wartość wyrażana w towarze (a dokładniej w usłudze) opieki nad dzieckiem tak że jeden kupon byłby warty więcej niż jedna godzina opieki. wzrost trwałby aż do takiej wartości przy której gromadzący kupony zaczęli by je wydawać zamiast dalej gromadzić i wszystko by się unormowało. Przy standardzie złota (a nawet przy pieniądzu papierowym) nie ma takich problemów bo działa deflacja. Czy laik i mises.pl i Krugman będą tak łaskawi i wysuną moją kandydaturę do nagrody Nobla? (może być nawet z ekonomii :)) Nie? No już dobrze wezmę to piwo.

Odpowiedz

Peron

@Mateusz Machaj
Proszę pamiętać Panie Mateuszu, że słowa mają znaczenie tylko takie jakie ludzie im przypisują.
Jeśli utożsamimy termin "inflacja" ze "wzrostem cen" - "bo tak się przyjęło" mimo że wzrost cen jest de facto skutkiem albo objawem inflacji a nie jej istotą - to w z publicznej konotacji w ogóle znika rozumienie istoty.
Tym samym inflacja staje się jakimś samodzielnym bytem który bierze się znikąd, nie ma przyczyn i jest równie "naturalny" jak pogoda.
Mam wrażenie że szkoła popytowa korzysta z tego uproszczenia świadomie - właśnie po to żeby unikać odpowiedzi na pytanie 'jeśli inflacja to nie to samo co wzrost cen, to czym inflacja jest i skąd się bierze i dlaczego przez nią ceny rosną"

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Jeśli "wzrost ogólnego poziomu cen" będzie dla nas "inflacją", to nie oznacza to zarzucenia dla poszukiwania jej przyczyn. Nazwanie czegoś nie oznacza uczynienie z tego samodzielnego bytu. Zresztą TO już się "nazywa", a spieramy się tylko o to, jak to ochrzcić. I rozdział jest o TYM bez względu na to, jak TO nazwiemy.
Nie widzę powodu, dla którego nazewnictwo danego zjawiska ma oznacza porzucenie wyjaśniania jego przyczynowości. Proszę spojrzeć na monetarystyczną tradycję. Tam "inflacja" jest definiowana cenowo (tak jak powszechnie i dzisiaj), a jednak wyjaśnianie przyczynowości jest jednym z kluczowych obiektów analizy. Robionej nota bene w bardzo rozległy sposób.

Poza tym wracam do sedna rozdziału - rozdział jest o "wzrostach ogólnego poziomu cen" i o tym pozostanie. Jeśli sugerujecie Panowie, że coś nie tak z nazwą, to możemy zmienić nazwę i wszędzie wykreślić słowo "inflacja". Pytanie tylko: w jakim celu?

A dodatkowo warto pamiętać o tym, że alternatywna definicja jest problematyczna.
Klasycznie brzmiała ona u Rothbarda: wzrost podaży pieniądza w tempie większym niż przyrost kruszcu. Oczywiście jest to definicja zupełnie nieprzystająca do realiów, w których pieniądz nie jest powiązany w żaden sposób z kruszcem.

Odpowiedz

kudlaty72

"Te większe wydatkowane przez ludzi środki oznaczają, że wzrastają ceny za towary." dobre-jeśli jestem producentem i sprzedaż wzrasta mi o 50% to mogę obniżyć cene produktu ponieważ spadają mi ceny półproduktów .Inflacja pojawia się nie wtedy gdy jest dużo pieniądza tylko gdy brakuje towarów na rynku.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Nie mogę, bo inflacja dotyczy zarówno cen finalnych jak i kosztów. Przychody wzrosły, bo więcej wydaje się pieniędzy i kupuje po wyższych cenach.
Natomiast "brak towarów" pojawia się w sytuacji usztywnienia cen, gdy występuje inflacja. Poprzez niepozwolenie na ich wzrost, pojawiają się niedobory. Rzecz przetestowana wielokrotnie w historii gospodarczej świata.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.