KRS: 0000174572
Powrót
Inwestycje państwowe

Sobiczewski: Czy Polska jest w kryzysie energetycznym?

11
Marcin Sobiczewski
Przeczytanie zajmie 14 min
Sobiczewski_Czy-Polska-jest-w-kryzysie-energetycznym_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Marcin Sobiczewski 
Wersja PDF, EPUB, MOBI

energetycznym

Upały opuściły już Polskę, kryzys energetyczny powoli przemija. Nie przemijają jednak problemy, które go spowodowały i przez które coraz poważniejsze kryzysy energetyczne będą dotykać nasz kraj w okresach najbardziej surowych mrozów oraz największych upałów. Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, grozi nam nawet blackout. Jeżeli jednak zostaną przeprowadzone odpowiednie zmiany — wzmocnienie energetyki zawodowej poprzez zwiększenie efektywności górnictwa węglowego, wydobycia gazu oraz budowę elektrowni jądrowej, położenie nacisku na energetykę rozproszoną oraz modernizacja sieci przesyłowych i elektrowni — za kilka lat energetyka może nie być naszym problemem, ale naszym atutem.

Kryzys energetyczny a blackout

Blackout oznacza awarię zasilania (czyli długotrwały zanik lub zmniejszenie zasilania w komercyjnej sieci dystrybucyjnej energii elektrycznej. Jest to więc stan, w którym konsumenci energii zostają pozbawiani możliwości jej pobrania z sieci. Taka awaria musi dotyczyć całego systemu, lub znacznej jego części[1]. Obecnie, pomimo kryzysu w polskiej energetyce, nie ma zagrożenia blackoutem. Problem jednak jest — po pierwsze bez systemowych zmian, takie zagrożenie pojawi się w ciągu kilku lat, po drugie, w wyniku problemów z zasilaniem szkody ponosi wiele firm oraz cała polska gospodarka. Obecny kryzys nie doprowadzi do blackoutu, niemniej już bardzo negatywnie odbił się na gospodarce. Ograniczenia w dostawie prądu zostały narzucone przedsiębiorcom, zakładom i instytucjom, pobierającym ponad 300 kW mocy umownej prądu. Największe z nich otrzymują dostawy pozwalające jedynie na utrzymanie czynności technologicznych na niezbędnym poziomie[2]. W związku z tym wiele zakładów przerwało produkcję, a 1600 dotknęły ograniczenia w dostawie prądu. Jeśli nie nastąpi zmiana systemowa, z każdym kolejnym rokiem (i to niezależnie od poziomu upałów czy mrozów) problem będzie narastać.

Problemy polityczne, prawne i technologiczne polskiej energetyki

Operatorem sieci przesyłowych w Polsce jest, zgodnie z ustawą prawo energetyczne, spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne OPERATOR S.A. Ustawa nakłada na spółkę zadania związane m.in. z dbałością o bezpieczeństwo dostarczania energii elektrycznej poprzez zapewnienie bezpieczeństwa funkcjonowania systemu elektroenergetycznego i odpowiedniej zdolności przesyłowej w sieci przesyłowej elektroenergetycznej czy efektywnym prowadzeniem w systemie ruchu sieciowego. Właścicielem spółki, będącej krajowym monopolistą, jest Skarb Państwa[3]. Również rynek dystrybucji energii w Polsce nie ma wiele wspólnego z naturalnym, wolnym rynkiem. Polska podzielona jest na kilka stref, w których firmy energetyczne posiadają swoiste monopole. Najważniejsze decyzje są podejmowane przez administrację państwową, co zaburza działania rynkowe. To polityka państwa, a nie pogoda, jest główną przyczyną występujących teraz problemów z niedoborem energii w Polsce. Występujące obecnie temperatury wykraczają poza normę dla miesiąca sierpnia, tym niemniej nie powinny one powodować zakłóceń w przesyle prądu. Głównym problemem jest fatalny stan infrastruktury energetycznej — przestarzałych  sieci przesyłowych oraz elektrowni. Połowa sieci elektroenergetycznych w Polsce ma ponad 40 lat, większość pozostałych jest niewiele młodsza. Średni stopień ich zużycia przekracza 80%. Są one narażone na częste awarię i nie są odporne na większe upały czy mrozy[4]. W raporcie z ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli co prawda oceniła zaskakująco pozytywnie stan polskich sieci, jednocześnie jednak podkreśliła, że z powodu ich wieku, po 2015 roku mogą nastąpić problemy z dostawą prądu[5]. Sieci elektroenergetyczne w Polsce są też nierównomiernie rozlokowane. Problem małej ilości sieci dotyczy przede wszystkim północnej części kraju i ta część Polski jest szczególnie narażona na wystąpienie kryzysu energetycznego[6].

Elektrownie pracują mniej efektywnie wskutek ograniczonej możliwości ich chłodzenia, spowodowaną niskim stanem wody w zbiornikach wodnych. Niektóre z nich nie wytrzymały też  zwiększonych temperatur i uległy awarii — problem ten dotyczy na przykład największego bloku w Elektrowni Bełchatów[7]. Upałom towarzyszy również brak wiatru, co powoduje zmniejszenie ilości energii wytwarzanej z tego źródła w systemie. Jak pokazuje przykład obecnego kryzysu, fakt że operator przesyłowy jest całkowicie kontrolowany przez państwo nie poprawia bezpieczeństwa — wręcz przeciwnie — prowadzi do wielu patologii. Modernizacja sieci przesyłowych, czy budowa nowych elektrowni, choćby Dolnej Odry, mającej być elementem zimnej rezerwy (pewien wolumen mocy, który jest wyjęty z rynku i pozostaje w wyłącznej dyspozycji operatora przesyłowego na wypadek, gdyby mocy w systemie zabrakło) jest opóźniona, podobnie jak wszystkie inne inwestycje w energetyce (gazoport, elektrownia jądrowa, czy proces wydobycia gazu z łupków). Dodatkowo rezerwy są źle zarządzane (skoro są na wystarczającym poziomie, a w rzeczywistości nie można z nich skorzystać). Sam operator jest ograniczony w swojej działalności przez decyzję podejmowane na szczeblu rządowym oraz niewłaściwe prawo. Zamiast inwestować w sieci przesyłowe czy nowe elektrownie, zmuszony jest przeznaczać środki na dopiero planowane projekty związane z energetyką odnawialną w ramach przeznaczania na te inwestycje środków własnych. Promowanie powstawania elektrowni wiatrowych nie idzie w parze z realizacją inwestycji w energetykę konwencjonalną, która jest ich niezbędnym uzupełnieniem. Konieczne jest także utrzymanie rezerwy rynku mocy na poziomie co najmniej 11% rocznego zapotrzebowania, ale będzie to skuteczne tylko w przypadku sprawnego funkcjonowania sieci przesyłowych[8].

Mapa drogowa naprawy polskiej energetyki

Naprawa polskiej energetyki wymaga stworzenia swoistej mapy drogowej i podjęcia jednocześnie różnorodnych działań. Potrzebne są zmiany prawne, ekonomiczne, technologiczne oraz własnościowe. Spośród wielu elementów potrzebnych do naprawy polskiego systemu energetycznego, za najważniejsze uważam trzy — wzmocnienie sektorów węglowego, gazowego i atomowego, modernizację sieci elektrycznych i elektrowni oraz postawienie nacisku na energetykę rozproszoną dla konsumentów. Spełnienie każdego z tych postulatów poprawi sytuację, ale tylko ich łączne zastosowanie doprowadzi do systemowej naprawy polskiej energetyki.

Węgiel, gaz i atom jako podstawa systemu

Energetyka jest specyficzną dziedziną gospodarki. W przeciwieństwie do większości innych sektorów, trudno powiedzieć, że narodowość kapitału nie ma w tym wypadku znaczenia. Dzieje się tak dlatego, że wiele państw opiera swoją politykę zagraniczną na energetyce. Posiadanie własnych surowców energetycznych wciąż jest niezwykle ważnym składnikiem niezależności. Całkowita prywatyzacja sektora energetycznego spowodowałaby natychmiastowe przejęcie kontroli nad nim przez inne państwa. Dlatego tak ważne jest posiadanie własnych surowców. W przypadku Polski, takim surowcem jest węgiel, który wciąż jest głównym paliwem dla polskiej energetyki.

Rys. 1.  Struktura paliw w polskiej energetyce

Źródło: Ministerstwo Gospodarki

Posiadanie własnych zasobów węgla sprawia, że Polska pozostaje krajem stosunkowo bezpiecznym energetycznie. Według danych Europejskiego Biura Statystycznego, to właśnie dzięki węglowi w 2010 roku Polska byłą trzecim najbardziej niezależnym energetycznie krajem w Unii Europejskiej[9]. Sytuacja polskiego węgla staje się jednak coraz trudniejsza. Składa się na nią wiele czynników. Poczynając od kwestii geologiczno-technologicznych — coraz trudniej dostępne zasoby — poprzez czynniki polityczne — kopalnie jako źródło państwowych i związkowych synekur — aż po kwestie międzynarodowe — skrajnie antywęglowa polityka Unii Europejskiej. Najlepszą drogą dla polskiego górnictwa jest prywatyzacja. Dziś działają dwie duże, prywatne kopalnie — Bogdanka (działająca pod firmą Lubelskie Węgiel Bogdanka Spółka Akcyjna) oraz Silesia (Przedsiębiorstwo Górnicze „SILESIA” sp. z o.o.). Obie wykazują zyski, nie ma w nich poważniejszych wypadków, a górnicy nie narzekają na warunki pracy i płacy, pomimo znacznego ograniczenia przywilejów względem nierentownych kopalń państwowych. W 2013 roku Bogdanka wypracowała zysk netto w wysokości ponad 224 milionów złotych[10], a w czwartym kwartale 2014 r. osiągnęła rekordowe wydobycie[11]. W tym samym roku Kompania Węglowa poniosła stratę w wysokości 675 milionów złotych, pomimo otrzymania pomocy od państwa. Bogdanka została sprywatyzowana w 2010 roku. Od tego czasu z każdym rokiem przynosi większe zyski. Jeszcze ciekawszym przypadkiem jest Silesia. Kopalnia ta była na skraju bankructwa, kiedy uratowali ją związkowcy, podejmując niestandardowe działanie jak na tę grupę społeczną. Przygotowali biznesplan, zawiązali spółkę pracowniczą, a następnie znaleźli inwestora — czeski EPH (Holding Energetyczny i Przemysłowy)[12]. W efekcie zawartego z nowym inwestorem porozumienia górnicy zachowali część przywilejów. Zostały one jednak zracjonalizowane i uzależnione od zysku. Co istotne, pracę kopalni wydłużono do siedmiu dni w tygodniu, stosując odpowiednie wynagrodzenie dla pracujących w godzinach wieczornych oraz w weekendy (większe niż minimum przewidziane w Kodeksie Pracy). Kopalnia wyszła z beznadziejnego stanu i zaczyna przynosić zysk. W Silesii w momencie przejęcia zakładu pracowało 750 osób, dziś jest to ponad 1700 osób.  Wydobycie urobku surowego na jednego pracownika wynosi 1550 ton, podczas gdy w państwowej kopalni Sośnica–Makoszowy jest to około 450 ton na osobę rocznie[13]. Przykłady Bogdanki i Silesii pokazują, że prywatyzacja kopalni wpływa pozytywnie na sposób funkcjonowania zakładów, a to przekłada się na opłacalność prowadzonej działalności. Prywatyzacja może nastąpić albo poprzez tak zwane uwłaszczenie górników, czyli wykupienie przez pracowników akcji kopalni, albo poprzez licytację. Ponieważ kopalnie w Polsce w większości są perspektywiczne, ze znalezieniem chętnych nie powinno być problemu. W 2015 roku obie prywatne kopalnie nieco straciły w nierównej rywalizacji z dotowanymi z budżetu państwa kopalniami Kompanii Węglowej. Mimo to wciąż pozostają jedynymi perspektywicznymi kopalniami węgla na naszym rynku. Aby maksymalnie naprawić polskie górnictwo, trzeba poza przeprowadzeniem prywatyzacji lub gruntownej restrukturyzacji także znacząco obniżyć opodatkowanie węgla. Przede wszystkim należy obniżyć stawkę podatku VAT oraz ograniczyć różnego rodzaju opłaty, także lokalne. Dla przyszłości branży ważne jest również stanowcze działanie Polski przeciwko realizacji pakietu energetyczno-klimatycznego. Już dziś elektrownie w obawie przed koniecznością płacenia za emisję dwutlenku węgla rezygnują z bloków węglowych na rzecz gazowych. Wskutek braku perspektywy opłacalnego wydobywania w większej ilości własnych złóż gazu wprowadza to konieczność sprowadzania tego surowca z zagranicy (najtaniej wciąż z Rosji), a to prowadzi do zmniejszenia bezpieczeństwa energetycznego Polski i może być gwoździem do trumny polskiego górnictwa. Polska powinna więc nie tylko hamować dalsze poszerzanie polityki antywęglowej UE, ale także wystąpić o renegocjowanie pakietu energetyczno–klimatycznego, tak żeby uwzględniał on specyficzną sytuację Polski i rolę węgla w naszym miksie energetycznym, ale też bezpieczeństwo systemu energetycznego. Zwłaszcza, że polityka zmniejszenia emisji szkodliwych substancji nie musi być sprzeczna z polskim interesem. Wystarczyłoby przyjąć w UE rozwiązania, które zostały przez nią odrzucone takie jak domestic offset (rozłożenie redukcji emisji także na sektory nieobjęte obowiązkiem zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla takich jak transport czy rolnictwo), postawienie na gazyfikację węgla w złożu, czy na inwestycję w technologie czystego wydobycia węgla. Rzeczywistym celem Komisji Europejskiej nie jest bowiem obniżenie emisji dwutlenku węgla, tylko zastąpienie energetyki węglowej tą wytwarzaną ze źródeł odnawialnych i to nie z przyczyn ekologicznych czy ekonomicznych, ale politycznych[14].

Poza energetyką węglową, podstawą naszego systemu powinny być energetyka gazowa i jądrowa. Ta pierwsza ma w Polsce spore perspektywy związane z własnymi zasobami (zarówno konwencjonalnymi jak i niekonwencjonalnymi — tu warto pamiętać nie tylko o gazie ukrytym w skałach łupkowych, ale też gazie ściśniętym, którego może być u nas więcej), budową gazoportu w Świnoujściu (wciąż nie wiadomo, kiedy inwestycja zostanie wreszcie ukończona) czy rozbudową połączeń z Czechami czy Niemcami. Warto tu dodać, że dywersyfikacja możliwości dostawy gazu do Polski nie musi oznaczać zmiany głównego dostawcy. Polska, mając możliwość czerpania z innych źródeł, zyska bowiem lepszą pozycję negocjacyjną z Rosją i będzie miała możliwość zawarcia korzystniejszego kontraktu z Gazpromem (o ile polityka nie przeważy ekonomii i zdrowego rozsądku). Coraz dalej w czasie odsuwa się także wizja uruchomienia elektrowni jądrowej w Polsce. Trudno byłoby przeprowadzić taką inwestycję bez udziału państwa, tym niemniej w wielu jej etapach można powierzyć zadania instytucjom prywatnym. A szkoda, bo choć w pierwszym etapie inwestycja taka wymaga dużego wkładu, to dość szybko się on zwraca. Do tego obecne technologie są całkowicie bezpieczne, a sam koszt wytworzenia energii z tego źródła jest najniższy. Do tego jest to najbardziej stabilne źródło pozyskania energii.

Rys. 2. Koszty wytwarzania energii elektrycznej przy pracy przez 8000 godzin/rok (współczynnik obciążenia — 91%) przy realnej stopie procentowej 5% (dane wg studium fińskiego 2008)

Źródło: A. Strupczewski, Nie bójmy się energetyki jądrowej, Warszawa 2010, s. 142-143

Modernizacja sieci przesyłowych i elektrowni.

Żeby system energetyczny działał musi dobrze funkcjonować system jej wytwarzania oraz przesyłu. Aby tak się stało, konieczne jest przyjęcie zmian prawnych ułatwiających inwestycje energetyczne oraz inwestowanie w tą dziedzinę. Dotychczas przy dużych inwestycjach energetycznych konieczne było przyjmowanie tak zwanych specustaw. Sami politycy i urzędnicy uznawali, że nie jest możliwe zbudowanie np. gazoportu czy elektrowni jądrowej bez przyjęcia przepisów odmiennych od obowiązujących w normalnym trybie, ponieważ uniemożliwiają one przeprowadzenie inwestycji. Kilka tygodni temu prezydent podpisał tak zwaną ustawą przesyłową, mającą umożliwić rozbudowę sieci. Niestety z powodów politycznych prace nad tą ustawą trwały kilkanaście miesięcy, co spowodowało opóźnienie części inwestycji. Może warto tu zastanowić się, czy zamiast tworzenia kolejnej specustawy, lepszym wyjściem nie byłaby systemowa zmiana prawa, nie tylko dla inwestycji energetycznych, tak żeby procedury biurokratyczne nie blokowały ich w zarodku. Poza problemami biurokratycznymi istnieje też poważny problem, warty do przedyskutowania w środowisku wolnościowym. Jest nim blokowanie inwestycji przez prywatnych właścicieli, którzy nie chcą sprzedać bądź ograniczyć własności swoich nieruchomości, nawet po znacznie zawyżonych cenach. Oczywiście prawo własności jest bardzo ważne, niemniej pojawia się tu problem, nad którym warto się pochylić. Jeśli chodzi o elektrownie, to tu głównym problemem jest blokowanie budowy elektrowni innych niż odnawialne przez UE. Oczywiście Polska, prowadząc racjonalną politykę, powinna nawet zrezygnować z części środków unijnych, wydawanych na niewydolne ekonomicznie inwestycje jak aquaparki czy niektóre lotniska i zamiast wydawać pieniądze podatników najpierw na wkład własny, a potem na ich utrzymanie, to przeznaczyć je na elektrownie. Zwłaszcza że wybudowanie 2-3 nawet niewielkich elektrowni w strategicznych miejscach mogłoby przynajmniej na kilka lat oddalić wizję kryzysów tego typu, jaki obserwujemy i dzięki temu zaoszczędzić kwoty podobne do kosztów inwestycji w tego typu elektrownie.

Stopień dekapitalizacji elektroenergetyki i gazownictwa sięga dziś w Polsce 70-80%. Do tego przestarzałe elektrownie i sieci są mniej odporne na warunki pogodowe, ulegają częstym awariom i co najgorsze — powodują ogromne utraty energii w trakcie jej wytwarzania i przesyłania[15]. Nowopowstała infrastruktura energetyczna to przede wszystkim większa efektywność energetyczna. Poprawiają ją również inwestycje w innych sektorach, choćby w budownictwie i mieszkalnictwie, w budynki tracące mniej ciepła. Rząd szacował w 2010 roku, że do 2030 roku na modernizację polskiej energetyki będzie trzeba wydać 100 mld zł[16]. Po kilku latach od tego czasu nieznacznie poprawił się stan sieci gazowych. Inwestycje są jednak niewystarczające i opóźnione. A potrzeby z czasem wciąż rosną.

OZE dobre, OZE złe

Wspomniane w dwóch poprzednich częściach rozwiązania wymagają dużego udziału państwa. Z powodów geopolitycznych i ekonomicznych w najbliższym czasie trudno sobie wyobrazić, żeby sektor prywatny mógł całkowicie kontrolować system energetyczny państwa. Oczywiście w wielu branżach prywatyzacja może, a nawet musi nastąpić (górnictwo), w innych własność państwa może być zastąpiona nadzorem, jednak całość systemu elektroenergetycznego jeszcze długo (jeśli nie zawsze) będzie się znajdować pod przynajmniej częściowym zarządem państwa. Niemniej pojawia się szansa prywatyzacji energetyki poprzez jej rozproszenie. Szanse taką dają odnawialne źródła energii. Koszty wytwarzania energii z OZE, w małych instalacjach spadają i będą spadać. O ile nie ma żadnego sensu ekonomicznego inwestowanie w duże farmy wiatrowe, słoneczne czy elektrownie wodne, to coraz bardziej opłacalne będą inwestycje w przydomowe instalacje. Wytwarzanie prądu dla jednego, lub kilku domów, czy małych firm będzie skutkować nie tylko uniezależnieniem się od systemu krajowego (co także będzie skutkować jego większą stabilnością), ale także doprowadzi do oszczędności, ponieważ wytwarzana i wykorzystywana w tym samym miejscu energia, nie będzie generować kosztów przesyłu[17]. O ile więc obecnie narzucane nam inwestowanie w duże elektrownie odnawialne jest kompletnie bezsensowne, o tyle OZE w lokalnej skali może doprowadzić do rozwiązania znacznej części problemów energetycznych. Trzeba jednak pamiętać, że OZE nie zastąpią stabilnych i pewnych źródeł tak zwanej energetyki zawodowej w krajowym systemie. Mogą być jednak ich dobrym uzupełnieniem oraz mogą zapewniać energie dla konsumentów, bez powiązania z państwowym systemem. Trudno jest jednoznacznie określić dziś koszty wytwarzania takiej energii. Zmiana prawa na bardziej korzystne dla prosumentów oraz rozwój technologii mogłyby je znacznie ograniczyć. Przy inwestycjach w przydomowe źródła energii trzeba pamiętać przede wszystkim o sprawdzeniu, czy dane źródło będzie skuteczne ze względu na warunki pogodowe[18].

Podsumowanie

Połączenie zwiększenia roli sektora prywatnego oraz rozproszenia energetyki z usprawnieniem działań państwa jest lekarstwem na kryzys energetyczny w Polsce. Lekarstwem, którego brak zastosowania będzie powodował nawroty problemów, jakich polska gospodarka doświadczyła w ostatnich dniach, tyle że z większą intensywnością. Jeśli nie poprawimy sytuacji, to za kilka lat mogą nam grozić nie tylko ograniczenia w dostawie energii do dużych przedsiębiorstw, ale także do odbiorców domowych, występujące na dużą skalę, czyli blackout.

Teksty publikowane jako working papers wyrażają poglądy ich Autorów — nie są oficjalnym stanowiskiem Instytutu Misesa.

[1] http://www.blackout.put.poznan.pl/

[2] http://www.mg.gov.pl/node/24681

[3] Ustawa z dnia 10 kwietnia 1997 r. Prawo energetyczne

[4] http://www.defence24.pl/243234,pse-ogranicza-dostawy-energii-zly-stan-sieci-czy-problemy-elektrowni

[5] https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-bezpieczenstwie-elektroenergetycznych-sieci-przesylowych.html

[6] http://www.researchgate.net/publication/265964848_BEZPIECZESTWO_SIECI_PRZESYOWYCH_ENERGII_ELEKTRYCZNEJ_POLSKI

[7] http://www.defence24.pl/243588,awaria-elektrowni-belchatow-brak-zwiazku-z-upalami

[8] http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/1222222.html

[9]http://gosc.pl/doc/787096.Droga-suwerennosc

[10]http://ri.lw.com.pl/dane-finansowe-fy-2013

[11]http://www.lw.com.pl/pl,2,aktualnosci,d189,rekordowe_wydobycie_bogdanki_w_iv_kwartale_2014_roku.html

[12]http://www.pgsilesia.pl/pl/o-firmie/historia

[13]http://tvn24bis.pl/surowce,78/silesia-pokazuje-ze-gornictwo-sie-oplaca,505957.html

[14]http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trzy-skladowe-kryzysu-w-polskiej-energetyce/

[15]http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trzy-skladowe-kryzysu-w-polskiej-energetyce/

[16]http://automatykab2b.pl/gospodarka/5633-100-mld-zl-na-modernizacje-polskiej-energetyki#.VdIaD7LtlHx

[17] http://www.polskieradio.pl/130/2791/Artykul/1488791,Bez-lepszej-infrastruktury-mozliwe-wylaczenia-pradu

[18] Więcej o kosztach energetyki prosumenckiej: http://wise-institute.org.pl/pl/aktualnosci.php?news=77&wid=71&wai=&year=

Kategorie
Ekonomia sektora publicznego Inwestycje państwowe Teksty Working papers

Czytaj również

Lewiński_Zamówienia-publiczne_male.jpg

Ekonomiczna analiza prawa

Lewiński: Nowe wspaniałe zamówienia

Po zmianie niezależne dotąd mniejsze firmy zostaną praktycznie wyeliminowane z udziału w większych przetargach, zawężając pole konkurowania o nie niemal wyłącznie do większych przedsiębiorstw, którym łatwiej będzie się ustosunkować z władzą. To może się okazać bodźcem dla (dalszej) kartelizacji polskiego rynku zamówień publicznych. Ale utrudnienie w dostępie do kontraktów to nie wszystko

Adamson_Największymi-przegranymi-Igrzysk-Olimpijskich-są-ich-gospodarze.jpg

Inwestycje państwowe

Adamson: Największymi przegranymi Igrzysk Olimpijskich są ich gospodarze

Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2018 w Pjongczangu rozpoczęły się 9 lutego, a rząd Korei Południowej zafundował swoim obywatelom wydatek w postaci co najmniej 9 miliardów funtów — tyle wynosi bowiem planowany koszt imprezy. Jak nieszczęsna to sytuacja dla podatników, pokazuje niedawne badanie Uniwersytetu Oksfordzkiego, według którego Igrzyska Olimpijskie przeciętnie przekraczają swój budżet o niebagatelne 156 procent.

Wolangiewicz_Gospodarcza-joga-bonito_male.jpg

Inwestycje państwowe

Wołangiewicz: Gospodarcza joga bonito

Dziś gniew podburzonego przez Mineirazo narodu sięga jednak zenitu. Kiedy w 2007 roku ojczyzna Pelego otrzymała prawo organizacji mundialu, nastroje były jednak dobre, podobne do tych, które towarzyszyły Polakom i Ukraińcom wybranym na organizatorów EURO 2012. Mimo że nie wszyscy skakali z radości, to co do jednego panowała względna zgoda — turniej nie stanie się ogromnym ciężarem dla społeczeństwa. Wówczas brazylijska gospodarka bowiem kwitła. PKB rósł w tempie 5 proc., a ludność również szybko się bogaciła. Dziś nie jest już tak dobrze.

Sieroń_Polski-NieŁad-czyli-błędna-wizja-rozwoju.png

Podatki

Sieroń: Polski (Nie)Ład, czyli błędna wizja rozwoju

Kontynuuje model gospodarczy oparty na konsumpcji i redystrybucji...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 11
Blaizyr

Przypis 18 chyba wymaga poprawy :wink:

Odpowiedz

Marcin

Akurat rosyjski gaz jest nadal najtańszy, więc nie rozumiem tego parcia na gazoport w Świnoujściu... Mało ludzi wie, że transport gaz z drugiego końca świata jest drogi, gaz będzie pewnie droższy o przynajmniej 30% niż rosyjski. Jaka tu konkurencyjność wobec Gazpromu? To tak jakbym miał dostawcę jabłek - naturalny quasi-monopolista (bo monopolu nie ma, zawsze mogę znaleźć innego dostawcę) z wyniku relatywnej niskiej ceny i aby skłonić jego do obniżenia ceny wybrałbym dostawcę o 30% droższego. Niby jak miało skłonić pierwszego do obniżenia ceny? Możliwe byłoby to tylko wtedy gdy ja byłbym jego jedynym klientem. Robienie z Gazpromu potwora i wielkiej czarownicy jest dziwne. Mimo wszystko przedstawiają nam najlepszą ofertę. Kurek zakręcają tylko dłużnikom wobec swojej firmy. Dlaczego Rosja nie zakręciła kurka wciągu zimnej wojny wobec Europy Zachodniej? Jeśli chodzi o łupki - to chyba po prostu nie mamy tego gazu albo zrobiono za mało wierceń (zasada moja ziemia - moje złoża, mogłaby poprawić efektywność poszukiwania złóż). Ale nie łudźmy się, że łupki nas zbawią, choć szczerze mówiąc, liczyłem na to. W przypadku gazu istnieje kult dywersyfikacji i bezpieczeństwa energetycznego. Dywersyfikacja staje się celem, a nie środkiem do celu. Bezpieczeństwo energetyczne nie powinno być podstawową wartością, główną wartością powinna być niska cena energii. Bezpieczeństwo gazowe powinno się zapewnić przez budowę nowych magazynów, które mamy wyjątkowo małe.
Szkoda, że autor nie przedstawił co powinno być państwowe w danym systemie. Jakoś nie mam obawy z prywatności niektórych sektorów energetycznym, byle na rynku była konkurencja. Jak Hans z Niemiec będzie chciał wyłączyć elektrownię na złość Polakom powinien się domyślać, że taka działalność jest bezsensowna finansowo i konsumenci wybiorą innego producenta energii (choć pewien wzrost ceny energii będzie odczuwalny).

Odpowiedz

Karol

Kryzys energetyczny ? http://www.eioba.pl/a/4tqo/polska-kuwejtem-europy-jestesmy-najbogatszym-krajem-swiata - tyle w temacie proszę państwa.

Odpowiedz

Flaku

Autor nazywa siebie wolnościowcem, ale z jego tekstu można wywnioskować, że jest raczej za wolnym rynkiem, bo jego zdaniem najlepiej służy państwu. Prywatyzacji należy dokonać właśnie dlatego, że państwa opierają swoją politykę na energetyce. Kontrolowanie energetyki daje państwu polskiemu możliwość kontrolowania ludzi. Nie wiem dlaczego jako wolnościowiec autor wychodzi z założenia, ze lepiej aby państwo polskie miało taką władze, niż gdyby inne instytucje miały je mieć.

Odpowiedz

Karol

Energetyka to szczególna dziedzina gospodarki. W przypadku np. ropy i gazu państwo powinno kontrolować ich wydobycie i eksploatację, co powinno być połączone z mądrym zarządzaniem zysków z ich sprzedaży - w ten sposób można uniknąć tzw. choroby holenderskiej, która polega na tym, że w miarę wzrostu sprzedaży surowca waluta rośnie w siłę, pozostałe gałęzie gospodarki tracą konkurencyjność i gospodarka się kurczy - w Norwegii np. już są obawy iż jest to kraj w zbyt dużym stopniu uzależniony od ropy, pomimo, że ich ich fundusz paliwowy jest przedstawiany jako wzorcowy. Wracając do meritum - państwo może np. kupować zagraniczne obligacje lub inwestować w inne rzeczy zagranicą, aby uniknąć szybkiego wzrostu realnego kursu walutowego. Za państwową kontrolą surowcami przemawia też argument, że de facto te wszystkie surowce, które mamy (możemy mieć) pod nogami należą do nas wszystkich i nasi przedstawiciele powinni nam je udostępniać (oczywiście nie za free), ale to już argument mniej ekonomiczny.

Odpowiedz

Marcin

"Za państwową kontrolą surowcami przemawia też argument, że de facto te wszystkie surowce, które mamy (możemy mieć) pod nogami należą do nas wszystkich i nasi przedstawiciele powinni nam je udostępniać (oczywiście nie za free), ale to już argument mniej ekonomiczny."
Nonsens. Własność w tym przypadku należy do tego co pierwotnie ją zawłaszczy. http://mises.pl/blog/2013/07/24/rothbard-kto-jest-wlascicielem-wody/
Automatyczne prawo własności złóż jest właściwie szkodliwe dla społeczeństwa, bo ogranicza wydobycie danego surowca, bo wydobywający musi wykupić lub wydzierżawić własność od państwa, nawet jak złoże leży pod jego działką.
I nie rozumiem wywodu - państwo powinno posiadać część złóż, bo może doprowadzić do choroby holenderskiej. Dobra - ale jeśli w Norwegii gdzie istnieje model państwowo-prywatny posiadania tak jest groźba takiego zjawiska!

Odpowiedz

Flaku

Po pierwsze, co w energetyce jest szczególnego? W miarę wzrostu każdej gałęzi gospodarki waluta rośnie w siłę, energetyka nie jest tutaj wyjątkiem. Tak samo jak w przypadku każdej innej działalności rozwój energetyki zwiększa konkurencyjność najbardziej zależnych od niej gałęzi, jak hutnictwo, a obniża konkurencyjność tych mniej z nią powiązanych. Są to naturalne procesy na rynku zachodzące cały czas. Aby stwierdzić, że prowadzi to do kurczenia gospodarki, to chyba trzeba przyjąć założenie, że energetyka nie jest częścią gospodarki.

Po drugie Norwegia ma z tym problem właśnie dlatego, że to państwo zarządza ropą. Gdyby istniał prawdziwy właściciel złóż ropy w Norwegii, to brałby on pod uwagę wpływ jego postępowania na przyszłe zyski z ropy, a gdyby się pomylił, to właśnie on poniósłby tego konsekwencje. Prywatnemu właścicielowi zależałoby na tym, aby wyciągnąć z jego złóż jak najwięcej ogólnie, rządowi zależy, aby wyciągnąć z nich jak najwięcej w czasie trwania jego kadencji. Prywatnemu właścicielowi zależy na tym, aby jego złoża zachowały swoją wartość, aby mógł je drogo sprzedać. Rząd nie ma takich bodźców.

Nie ma powodu, aby rząd pilnował wzrostu ceny waluty. Waluta jest dobrem, jak każde inne. To nie produkcja jest celem samym w sobie, ale to, aby za wyprodukowane dobra móc jak najwięcej innych dóbr otrzymać w zamian. Wzrost kursu waluty w tym nie przeszkadza, jedynie wymaga zajęcia się inną działalnością produkcyjną niż w przypadku sztucznego jego zaniżania.

W jaki sposób wszyscy staliśmy się właścicielami surowców? Nie było żadnego kolektywnego aktu zawłaszczenia o którym bym wiedział.

Odpowiedz

Karol

Flaku:
Szczególne jest w niej to, że wymaga szczególnego zarządzania. Gdy zostają znalezione, a następnie wydobywane i eksportowane duże pokłady surowców, szczególnie ropy i gazu, następuje duży skok popytu na naszą walutę, ponieważ eksportowanego surowca jest bardzo dużo. ,,W miarę wzrostu każdej gałęzi gospodarki waluta rośnie w siłę, energetyka nie jest tutaj wyjątkiem." - prawda, jednak w przypadku surowcó działa to na gwałtowną i dużą skalę - jak w Holandii, która znalazła duże pokłady gazu w morzu Północnym (chyba w latach 60-tych, albo 70-tych), po czym zaczęła je eksploatować --> eksportować, a po 10 latach doświadczała recesji z powodu, że rodzime przedsiębiorstwa niepowiązane z przemysłem wydobywczym traciły rentowność ponieważ ich eksport i produkcja były za drogie ? (Stąd wziął się termin ,,choroba holenderska").
Co do Norwegii: To co napisałeś odnośnie tego kraju nie ma związku z jego problemami. DZIĘKI temu, że państwo zarządza ropą, mógł być utworzony fundusz paliwowy, gdzie kasa z sprzedaży surowca jest oszczędzana oraz inwestowana ZAGRANICĄ (co przeciwdziała inflacji). Problem leży jednak (w mojej opinii) w tym, że Norwegia wydobywa ropę na zbyt dużą skalę - to oddaje ten problem: http://i.imgur.com/67WXbqm.jpg . Ponadto aż 10% społeczeństwa norweskiego jest zatrudniona w przemyśle powiązanym (bezpośrednio i pośrednio) z ropą. Tutaj jest schemat działania choroby holenderskiej: http://i.imgur.com/uSjzp5n.jpg . Aby przeciwstawić efektowi wydawania, państwo może po prostu tą kasę trzymać, lub inwestować zagranicą. Przy efekcie zmiany kursu można np. kupować obligacje zagraniczne, a przy przesunięciu zasobów - wprowadzić np. płacę maksymalna, aby ogromne płace w przemyśle wydobywczym nie nadmuchały płac w całym kraju (co jak pisałem wcześniej, podniesie płace w pozostałych przemysłach, które tym samym sprzedają zagranicę produkty o stałej cenie - wzrost kosztów i taki sam przychód --> strata).
I teraz powiedz - czy prywatny przedsiębiorca:
1) jest w stanie przeciwdziałać chorobie holenderskiej,
2) czy to jest w ogóle w jego interesie ?
,,Wzrost kursu waluty w tym nie przeszkadza" - powolny i stały - jak najbardziej, ale skokowy spowodowany ,,boomem surowcowym" - nie powiedział bym.
Marcin: pośrednio odpowiedziałem ci w tym komentarzu.

PS. Chętnie poczytałbym jakiś artykuł, albo chociaż komentarz kogoś z IM na ten temat.

Odpowiedz

Karol

Zapomniałem o jednym - ,,Prywatnemu właścicielowi zależałoby na tym, aby wyciągnąć z jego złóż jak najwięcej ogólnie, rządowi zależy, aby wyciągnąć z nich jak najwięcej w czasie trwania jego kadencji. Prywatnemu właścicielowi zależy na tym, aby jego złoża zachowały swoją wartość, aby mógł je drogo sprzedać. Rząd nie ma takich bodźców." - jak to nie ma ? Dlaczego rządzącym nie powinno zależeć na maksymalizacji zysków ? A co w przypadku Rosji, która w połowie opiera się na ropie i gazie ? Wysokie ceny tych surowców trzymają ten kraj przy życiu, i chyba nie powiesz mi, że nie zależy im na tym, aby drogo sprzedawać tą energię.

Odpowiedz

Flaku

Może zacznę od końca. Demokratyczny rząd nie ma bodźca do zachowania wartości złóż, bo wraz z końcem jego kadencji traci on kontrolę nad tymi złożami. Nie może na przykład sprzedać ich rok po zakończeniu kadencji. Rządowi zależy na maksymalizacji zysków w czasie jego kadencji, czyli krótkoterminowo. Rząd nie ma żadnej motywacji do spekulacji na wartości surowców. Na przykład ograniczając wydobycie teraz, by zarobić więcej na wydobyciu za 5 lat. Za 5 lat jego już nie będzie, trzeba pompować póki jest się przy władzy.

Nie wiem w jaki sposób inwestowanie pieniędzy za granicą przeciwdziała inflacji. Trzymanie kasy zaoszczędzonej i niezainwestowane wywiera zdecydowanie bardziej deflacyjny nacisk niż inwestowanie jej(obojętnie gdzie). Nie widzę problemu w dużym zatrudnieniu w przemyśle związanym z ropą. Najwidoczniej ta duża część społeczeństwa uznaje, że wyższe płace w branżach powiązanych z ropą w pełni kompensują ryzyko zostania bezrobotnym w czasach dużego bezrobocia spowodowanego ewentualnym załamaniem branży. Jedynym czynnikiem, który może zakłócać ocenę tego ryzyka są rządowe gwarancje pomocy ludziom z branży paliwowej w razie takiego załamania.

Oczywiście, że prywatny przedsiębiorca może i ma interes w tym, aby przeciwdziałać sytuacji na rynku, którą opisałeś. Po pierwsze w sytuacji, w której odkryto złoża surowców i kraj czeka długi boom z tym związany, ma interes w tym, aby swoje środki lokować w branży wydobywczej(i pokrewnych). Zamiast tracić rentowność, powinien on wykorzystać sytuację. Po drugie ma on interes w tym, aby w przypadku załamania cen ropy przesunąć produkcje w inne, bardziej rentowne branże. W sytuacji, w której przesunie on środki produkcji w branże oparte na ropie tylko na czasy dobre dla ropy, a następnie środki zaoszczędzone na ropie zainwestuje w inne branże, o żadnej mniejszej produktywności, w stosunku do tego gdyby boom surowcowy nie zaistniał, nie może być mowy. Oczywiście możemy doświadczyć spadku produkcji w ujęciu rocznym. W czasie załamania cen surowca możemy produkować mniej, niż w roku poprzedzającym załamanie, ale wciąż będzie to więcej, niż gdybyśmy od początku nie dopuszczali do boomu. Zgodzisz się chyba, że w takiej sytuacji zdecydowanie należy pozwolić na boom, a potem ograniczenie produkcji, niż ciągły marazm i zaprzepaszczenie szansy.

Tylko jeden czynnik może sprawić, że takie przesuwanie środków produkcji może prowadzić do sumarycznego spadku produkcji. Są to koszty przesuwania zasobów z jednej branży do drugiej. Czasami, gdy boom okaże się zbyt krótki, zyski możliwe do wygenerowania dzięki niemu okażą się zbyt niskie w stosunku do kosztów przesuwania środków produkcji. Tutaj jest zadanie dla prywatnego przedsiębiorcy. Musi on ocenić, czy boom będzie wystarczająco długi, by zrekompensować koszty przestawienia swojego przedsiębiorstwa na branże ropopochodne. Jeśli oceni właściwie, zarobi pieniądze. Jeśli pomyli się i zrobi na przykład to, co napisałeś, czyli przestawi swoją produkcję na ropę, a boom zaraz się skończy, zanotuje stratę. Co powinien zrobić, jeśli boom będzie wystarczająco długi? Zainwestować w ropę. Co powinien zrobić, jeśli nie będzie? Jeśli inni postąpią tak samo jak on, to nic. Dalej produkować swoje. Jeśli inni się pomylą i zainwestują w ropę, to maksymalnie ograniczyć produkcje na bieżącą konsumpcję i nastawić się na produkcje towarów, które znajdą nabywców w trakcie krachu na cenie ropy. Jeśli nie ma wystarczająco dużo oszczędności, by przetrwać ten czas, może też sprzedać swoje środki produkcji entuzjastom ropy i sam inwestować na rynkach zagranicznych, co przyczyni się do spadku wartości waluty. Zgodzisz się chyba ze mną, że w takiej sytuacji jest to z jego strony racjonalna i zgodna z jego interesem postawa, bo już założyliśmy, że inwestowanie w ropę przyniosłoby mu straty. Gdzie jeszcze może zainwestować te pieniądze? Na przykład w pożyczki dla ludzi chcących zachować produkcję w branżach nie związanych z ropą. Być może w pojedynkę nie ma odpowiednio dużo oszczędności, ale zawsze można w ten sposób łączyć siły.

Jasne, sytuacja w której przedsiębiorcy rzucają się zbyt entuzjastycznie na krótkotrwały boom prowadzi do tego, że produkcja jest mniejsza niż gdyby ocenili prawidłowo, ale rozwiązaniem na to nie jest zapobieganie przez władze każdemu boomowi. Przedsiębiorcy mają o wiele większą motywację do prawidłowej oceny sytuacji, wykorzystywania odkrycia boomu do akumulacji dużej ilości kapitału, jeśli to możliwe, a jeśli nie(bo koszty przezbrojenia są zbyt duże), to do zachowania innych gałęzi gospodarki. Nie można z góry założyć, że każde nastawienie gospodarki na jedną branże prowadzi w końcu do sumarycznego spadku produkcji. Zignorowanie szansy, którą daje odkrycie wielkich złóż mogących zwiększyć produkcję o wiele bardziej niż zachowanie innych gałęzi gospodarki, może być tak samo szkodliwe jak nieuzasadnione rzucenie się na ich wydobycie bezpośrednio przed załamaniem.

Odpowiedz

Is Better Than Money

Skupianie się tylko na czarnej energii może być bardzo kosztowne w przyszłości, a zasoby węgla kończą się
OZE rozwija się

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.