KRS: 0000174572
Powrót
Filozofia polityki

Sroczyński: Konstytucja, demokracja i trybunał

22
Olgierd Sroczyński
Przeczytanie zajmie 7 min
Benegas-Lynch_Inna-wizja-aparatu-państwowego_male.jpg

Autor: Olgierd Sroczyński

Teksty publikowane jako working papers wyrażają poglądy ich Autorów — nie są oficjalnym stanowiskiem Instytutu Misesa.

trybunał

Idea konstytucji

Sprzeczność pomiędzy ideami demokracji i liberalizmu jest być może najczęściej omawianą kwestią w opracowaniach historii myśli liberalnej. Lista myślicieli opowiadających się za liberalizmem, a przeciwko demokracji, jest bardzo długa: wśród najczęściej cytowanych przy tej okazji są nazwiska takie, jak Benjamin Constant, Alexis de Tocqueville, Edmund Burke, Lord Macaulay, Lord Acton, John S. Mill, William Gladstone czy Johann J. Bachofen. „Nienawidzę demokracji, bo kocham wolność” te słowa Johanna Jakoba Bachofena doskonale wyrażają ducha tego arystokratycznego liberalizmu, który demokracji obawiał się bardziej niż innych systemów politycznych.

Klasyczni liberałowie dowodzili, że każdy człowiek ma pewne przyrodzone i niezbywalne prawa: prawo do nienaruszalności własnego ciała i swobodnego dysponowania własnością prywatną. Pod tym względem ludzie są równi. Wynikał stąd wniosek, że jeden człowiek nie może podlegać przymusowi ze strony innego człowieka lub grupy ludzi: koncepcja uprawnień naturalnych nie dopuszczała logicznie i etycznie takiej sytuacji. I już na tym etapie pojawiała się trudność pogodzenia teorii uprawnień naturalnych z istnieniem władzy państwowej co do tego, że państwo, jako instytucja przymusu, musi istnieć, istniała wśród liberałów zgoda. Zgoda jednak dotyczyła również czegoś innego: możliwości zaistnienia sytuacji, w której instytucje państwa mogą naruszyć wolność jednostek.

O ile monarchowie często byli w przeszłości określani mianem tyranów, o tyle demokracja, która stawała się powoli rzeczywistością w całym świecie zachodnim, była przez klasycznych liberałów postrzegana jako bardziej niebezpieczna. Nie tylko politycznie przez tyranię większości nad mniejszością ale również kulturowo. Większość kojarzyła im się z przeciętnością i równaniem w dół: istotą elity intelektualnej i kulturalnej było wszakże to, że była ona w mniejszości.

To właśnie na bazie tej obawy przed „rządami tłumu” powstała idea konstytucji. Demokrację należy zaakceptować jako mechanizm podejmowania decyzji politycznych, uważali liberałowie, ale należy też narzucić jej ograniczenia, które nie pozwolą na zastąpienie wolności wolą większości. O ile więc prawo stanowione ma być przyjmowane zasadą większościową, o tyle istnieć musi zestaw praw, które są nienaruszalne. Mechanizm taki ma więc zabezpieczać demokrację przed nią samą i nie dopuścić do tego, aby zgodnie ze schematem opisanym przez Platona przeszła w ochlokrację, a następnie w tyranię.

Instytucja Trybunału Konstytucyjnego, tak jak Sądu Najwyższego stojącego na straży amerykańskiej Konstytucji, jest więc ze swojej istoty liberalna, a nie demokratyczna rolą Trybunału jest wszakże orzekanie o zgodności ustaw uchwalanych przez demokratycznie wybrany Sejm (i podpisywanych przez demokratycznie wybranego prezydenta) z Konstytucją. Ustawa zasadnicza zaś gwarantuje m.in. nienaruszalność prawa własności, prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanymi wartościami, wolność zrzeszania się czy wolność słowa. Każda ustawa, która naruszałaby te prawa, musiałaby zostać uznana za niezgodną z Konstytucją, a co za tym idzie odrzucona.

Jaką metodą wybierzemy metodę głosowania?

Nadrzędna i ochronna rola konstytucji, jaką wyznaczyła jej liberalna teoria polityczna, stworzyła wizerunek ustawy zasadniczej jako bytu niemalże samodzielnego, który „czuwa” nad dobrobytem obywateli danego państwa. Istnienie zaś procedur gwarantujących zgodność uchwalanego prawa z konstytucją rozciągało to upodmiotowienie prawa na cały jego system. W liberalnym państwie nie byłoby więc ważne, kto konkretnie jest przy władzy, ponieważ rządzi tak naprawdę prawo (rule of law). Politycy i urzędnicy tylko pozornie mieliby władzę nad obywatelami, ponieważ działaliby właśnie w imieniu prawa, a nie w swoim własnym interesie.

Nie jest trudno wskazać słabość powyższego rozumowania. O ile ostatni argument rozbija się o trudności praktyczne (o czym zaraz), o tyle koncepcja rządów prawa jest nie do utrzymania na gruncie logicznym. Problem został przedstawiony już przez niemieckiego filozofa prawa, Carla Schmitta, w jego Nauce o konstytucji (Verfassunglehre, 1928). Otóż konstytucja przy czym konstytucja niekoniecznie musi mieć dla Schmitta postać ustawy zasadniczej, ale musi być jakimkolwiek aktem ustrojotwórczym nie ma znaczenia bez suwerena; w związku z tym, jeżeli wola suwerena zmieni się, to konstytucja również nie będzie w stanie tym zmianom się oprzeć.

Jeżeli to suweren decyduje o obowiązywaniu lub nieobowiązywaniu konstytucji, a sama konstytucja określa jasno procedury zmiany ustroju, to znaczy, że różnica pomiędzy ustawą zasadniczą a innymi ustawami jest wyłącznie ilościowa, a nie jakościowa. W każdym przypadku chodzi wszakże o to, że aktualna większość demokratyczna narzuca obowiązywanie pewnego ustroju politycznego na danym terytorium. Czy z punktu widzenia etycznego można rozróżnić zmiany konstytucji wedle tego, czy decyzję podjęła większość kwalifikowana posłów, większość zwykła czy dyktator lub monarcha? Czy jeżeli konstytucja określałaby wyjęcie spod prawa, konfiskatę majątków i wysiedlenie jakiejś grupy osób, to czy byłoby istotne, że została uchwalona większością ⅔, a nie np. 5/9?

Co ciekawe i również wskazuje na to Schmitt zmiana konstytucji, która dokonuje się niezgodnie z procedurami określonymi w uprzednio obowiązującej konstytucji, nie może sama być nazwana „niekonstytucyjną”, ponieważ jej niekonstytucyjność można byłoby stwierdzić wyłącznie na podstawie starej konstytucji a ta w danej chwili już nie obowiązuje.

Ujmując rzecz prościej, ochronę, jaką dają liberalne instytucje „państwa prawa”, można porównać do bezpieczeństwa, jakie przechodzącemu na pasach daje sygnalizacja świetlna czerwone światło zatrzyma kierowcę, który chce przestrzegać przepisów, ale nie tego, który będzie chciał pieszego potrącić.

Sprawiedliwość jako bezstronność

Personifikacja konstytucji miała dla liberalnej wizji państwa znaczenie fundamentalne. Proklamowanie rządów prawa wybijało z ręki krytyków argument o tym, że przecież w liberalnym państwie również mamy do czynienia z władzą jednych ludzi nad innymi ludźmi, co godzi w podstawy liberalnej teorii uprawnień naturalnych. Skoro rządzi bezosobowe prawo, to znaczy, że wszystko, co dzieje się na linii rząd-obywatel, jest tylko wypełnianiem reguł pewnej gry, zaakceptowanych uprzednio przez suwerena. Nad właściwym przestrzeganiem reguł zaś czuwać ma niezależna władza sądownicza, która wolna jest od nacisków o charakterze politycznym lub innym (towarzyskim, finansowym itp.)

Na co wskazywał anarchoindywidualista Lysander Spooner, a za nim również myśliciele libertariańscy (Rothbard, Hoppe, de Jasay), niezawisłość władzy sądowniczej, zwłaszcza w przypadku sporu pomiędzy rządem a obywatelem, jest utopią, której akceptacja wymaga ogromnej dozy dobrej woli. Sądy i trybunały, pisał Hans-Hermann Hoppe, są również instytucjami państwowymi, orzekającymi na podstawie państwowego prawa zatem to rząd (państwo) decyduje w procesie legislacji najpierw o tym, co jest, a co nie jest dopuszczalne, a w chwili zaistnienia sporu po prostu potwierdza to wyrokiem sądu.

Czy jest to opinia przesadzona? Liberalna idea trójpodziału władzy stawiała nacisk na wyraźną rozdzielność instytucjonalną procesu ustawodawczego, wykonawczego i sądowniczego, aby sytuacji opisanej przez Hoppego zapobiec. W rzeczywistości jednak co polski system polityczny pokazuje bardzo wyraźnie jest to wyłącznie idea, która z rzeczywistością styka się tylko incydentalnie. Przede wszystkim mocno widoczne jest sprzężenie pomiędzy egzekutywą a władzą ustawodawczą: to większość sejmowa powołuje rząd, a prezydent podpisuje (lub nie) ustawy przez większość sejmową uchwalone. Oznacza to, że w sytuacji takiej, jaka miała miejsce w latach 2010-2015, oraz aktualnej (prezydent, rząd i większość parlamentarna są powiązane z tą samą partią), zarówno legislatywa, jak i władza wykonawcza, są mocno ze sobą powiązane.

Co z trzecim elementem trójpodziału? W przypadkach sporów o randze najwyższej a więc naruszenia przez instytucje państwowe praw zagwarantowanych w Konstytucji wzajemna zależność co najmniej na poziomie ideologicznym jest bardzo wyraźna. Dowodem na to, jak silna jest ta zależność, jest spór, który obecnie toczy się wokół wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jest to przede wszystkim spór partyjny, w którym zarówno opozycja, jak i partia rządząca walczą o możliwość ostatecznego wpłynięcia na proces legislacyjny. Chociaż nikt z obrońców Trybunału nie mówi o tym wprost, założenie tkwiące u podstaw sporu jest jasne: niezależnie od kompetencji zawodowych sędziów TK, jego orzeczenia mają charakter stricte polityczny, zależny jak najbardziej od poglądów i układów partyjnych.

Oznacza to, że nawet po roszadach, których byliśmy w ostatnich tygodniach świadkami, sytuacja dla przeciętnego obywatela nie zmienia się. Jedyny poważniejszy zarzut, jaki jest wysuwany w okołotrybunałowej publicystyce ostatnich dni, to stworzenie serii precedensów, w których rząd działa tak, jak chce, nie dbając nawet o fasadę demokratyczno-liberalną. Z powagą tego zarzutu można się zgodzić, ponieważ istotnie grozi to zachwianiem poczucia stabilności porządku prawnego, które jest kluczowe choćby dla rozwijania działalności gospodarczej. Niemniej wygląda na to, że cała retoryczna amunicja krytyków rządu została już wyczerpana w tym momencie (łącznie z porównaniami do państwa islamskiego i III Rzeszy), co oznacza, że w razie zaistnienia realnej potrzeby protestu, mobilizacja będzie dużo trudniejsza.

Kategorie
Filozofia polityki Teksty Working papers

Czytaj również

McMaken_Jak_przeciwnicy_secesji

Polityka współczesna

McMaken: Jak przeciwnicy secesji popierają idee kolonializmu i „oświeconego” rządu centralnego

Znani komentatorzy używają wszelkich możliwych argumentów, aby twierdzić, że secesja nie jest ani pożądana ani moralna, ani nawet możliwa do realizacji.

Novakovic_Dwie_serbskie_tradycje_wolnosci

Historia polityki

Novakovic: Dwie serbskie tradycje wolności

Mało znany jest fakt, że w swojej współczesnej historii Serbia rozwinęła dwie bardzo ważne tradycje wolnościowe. 

Livingston_Przedmowa do książki David Hume Prophet of the Counter-revolution

Filozofia polityki

Livingston: Przedmowa do książki „David Hume: Prophet of the Counter-revolution”

Przez okres stu lat książka „History of England” Hume'a była uważana za standard w tym temacie.

Hart_Charles Dunoyer (1786-1862)

Historia myśli ekonomicznej

Hart: Charles Dunoyer (1786-1862)

Jako profesor ekonomii politycznej Dunoyer był autorem licznych prac na temat polityki, ekonomii i historii.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 22
tairh

"Chociaż nikt z obrońców Trybunału nie mówi o tym wprost, założenie tkwiące u podstaw sporu jest jasne: niezależnie od kompetencji zawodowych sędziów TK, jego orzeczenia mają charakter stricte polityczny, zależny jak najbardziej od poglądów i układów partyjnych."

Problem w tym, że postrzeganie Trybunału Konstytucyjnego jako twór polityczny prowadzi do dość infantylnych wniosków, ze będzie bronił woli tylko określonej opcji politycznej, która zagwarantuje sobie większość. Jest to bardzo naciągane badając zarówno orzecznictwo konstytucyjne, które wielokrotnie jest przeciwne woli wybranych rządzących. Sędziowie trybunału ze względu na sposób wynagradzania i zapewnienie środków po przejściu w stan spoczynku stają się niezależni ekonomicznie. Obecni sędziowie traktowani są jako zależni, ostatni bastion powstrzymujący reformy.
Takie postrzeganie rzeczywistości byłoby uprawnione, gdyby wykazał Pan, że dochodzi do różnych wyroków w tych samych kwestiach, różnego rozumienia tych samych pojęć, różnego postrzegania rzeczywistości przez sędziów. Dlaczego prawnicy nie widzą zagrożenia w TK a w jego braku? Dyskutować można co najwyżej o uzależnieniu egzekutywy od legislatywy. Pana tekst raczej staje po jednej stronie stołu politycznego i ma legitymizować naruszanie Konstytucji.

Odpowiedz

Olgierd S.

Dowodem na to, że TK jest upolityczniony, jest chociażby wypowiedź min. Kluzik-Rostkowskiej, która napisała, że rząd PO nie wykonywał orzeczeń TK, ale ona nie protestowała, bo nie czuła, że TK jest "ich". Jeżeli chodziłoby tylko o kompetencje zawodowe sędziów, to jakim problemem byłoby to, że powoływani są sędziowie PiS, a nie PO?

Naprawdę nie dbam o to, czy wnioski z postrzegania TK jako upolitycznionego są infantylne czy nie: ważne, że są bliższe rzeczywistości, niż liberalna teoria państwa. Zresztą o takiej sytuacji pisał też Carl Schmitt: sąd, któremu przyznawane są takie kompetencje, zawsze ipso facto jest instytucją stricte polityczną.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Ja bym raczej powiedział, że TK jest instytucją polityczno-prawną. W pewnym sensie w tej chwili zbieramy owoce tego niedookreślenia i faktu, że TK tak naprawdę ma względnie słabą pozycję w systemie prawnym. TK jest wybierany politycznie, ale dokonuje interpretacji stritce prawnych. Problemy pojawiają się, gdy mamy kolizje norm konstytucyjnych. Wtedy trzeba podjąć decyzję, co jest ważniejsze (vide sprawa OFE). I tutaj nie sposób uchylić się od systemu wartości, który stoi ponad prawem, poglądy wyprzedzają przepisy, bo przepisy są sprzeczne. W ten sposób sędziowie jednak wyrażają jakieś systemy wartości i nie mogą być w pełni "obiektywni", bo przy sprzecznościach się nie da. Mimo to nie wkładałbym ich w realia partyjne, bo są jednak od nich oderwani (podobnie jak szef NBP - przynajmniej do czasu aż zobaczymy w styczniu kandydata ;)).

Zgadzam się z Olgierdem, że w obecnej sytuacji to w sumie jest skok na procedury. Bo załóżmy, że PiS po prostu mógłby wybrać piątkę sędziów do TK w tej chwili np. w grudniu, albo styczniu, bo akurat tak kończyłyby się kadencje. Efekt działań byłby taki sam - parlament wybiera sędziów TK, czyli proces polityczny prowadzi do obsady stanowisk.

Z drugiej jednak strony nie bagatelizowałbym obyczajów prawnych i właśnie procedur, bo one mogą mieć istotną rolę. Jednak, gdy widzę ministra sprawiedliwości deklarującego, co jest prawomocnym wyrokiem TK, albo ministra, który odmawia publikacji wyroku, bo kwestionuje jego zasadność, to coś tutaj mi nie gra.

Prawda jest taka, że naruszono wszystkie procedury. Nawet TK naruszył procedury w pewnej mierze, nie tylko dwie rządzące teraz i wcześniej partie. Pytanie tylko, czy każde naruszenie procedur będziemy traktować tak samo, czy jednak są mniejsze lub większe występki w tym aspekcie.

Odpowiedz

Piotr

W każdym procesie stosowania prawa mamy do czynienia z wartościowaniem sędziego, nawet na tych najniższych szczeblach, w sytuacjach najbardziej "oczywistych" z prawnego punktu widzenia. Jednak normy konstytucyjne są na tyle ogólne i w tak wielu miejscach się wzajemnie wykluczają, że sędziowie stosujący prawo de facto muszą je na nowo tworzyć- oczywiście w sensie negatywnym tj. poprzez orzekanie, że dany przepis czy ustawa są niezgodne z konstytucją a co za tym idzie powinny zostać wyeliminowane z porządku prawnego. To niesie za sobą bardzo silne implikacje polityczne (vide niekonstytucyjność wysokości kwoty wolnej od podatku), a same orzeczenia nie mają jedynie charakteru stricte prawnego. Dlaczego wcześniej walka o obsadzenie tego trybunału nie była tak zażarta? Jak wspomniałem wcześniej, z tego względu, że ekipy rządzące nie różniły się od siebie w zakresie strategii łupienia obywateli.

Odpowiedz

marcinach

Hm, nie trzeba czekać na nowego prezesa NBP. P. Belka to niby co robił z p. Sienkiewiczem? Tylko degustował ośmiorniczki?

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Obecny prezes dyktował warunki w takiej rozmowie. To jest dowodem na jego "niezależność". Bo w "niezależności" wcale nie chodzi o bycie poza polityką - to jest taka utopijna wizja, której nie ma sensu powtarzać, bo wszyscy tu zdajemy sobie z tego sprawę. W realnej "niezależności" chodzi o stworzenie odrębnego ośrodka władzy poza premierem, który może trochę się rozpychać łokciami i wpływać na sytuację. Taki jest cel NBP, taki jest cel RPP, taki również jest cel systemu sądowniczego, jak i Trybunału Konstytucyjnego.
Kierunek, w którym zmierza obecna ekipa rządząca, to odwrócenie ról przy takich ośmiorniczkach - prezes NBP będzie miał wykonywać zadania powierzone przez premiera.

Odpowiedz

marcinach

W wolnym społeczństwie nie ma miejsca na bank centralny, jak na państwowy komietet planowania w kapitalitycznej gospodarce wolnoynkowej. Niezależność? Pfff

Odpowiedz

Mateusz Machaj

To, że w wolnym społeczeństwie nie ma miejsca na bank centralny podobnie jak w kapitalistycznej gospodarce nie ma miejsca na komitet planowania, w niczym nie zmienia faktu, że lepszy niezależny bank centralny niż minister do spraw druku pieniądza.
Naprawdę Pana zdaniem nie ma znaczenia, czy członków RPP i prezesa powołuje się tak jak obecnie, czy będzie ich powoływał i odwoływał premier, kiedy tylko ma ochotę? Jest to bez znaczenia? Jakiegokolwiek?
Bank centralny jest "niezależny" od rządu. Wielu ludzi niestety (zarówno zwolenników jak i przeciwników bankowości centralnej) interpretuje to jako "niezależność od polityki", co jest oczywiście mrzonką, ponieważ jest to niezależność od polityki kadrowej premiera. Jest to niezależność "wewnątrz polityki", a nie "od polityki".

Odpowiedz

Mateusz Machaj

No tak - jakby nie patrzeć, wszystko jest "polityką", a w zasadzie bardziej fundamentalnie: opiera się na jakimś systemie "wartości" (prowadzącym do polityki).

Pytanie tylko, czy faktycznie same PROCEDURY są rzeczywiście tak mało istotne, bo gmeranie w nich sprawia "sytuacja dla przeciętnego obywatela nie zmienia się". Sądzę, że stwierdzenie jest na wyrost. Czas pokaże :)

Odpowiedz

Olgierd S.

Nawet nie o to chodzi, że wszystko jest polityką, tylko o to, że pozycja TK - jako ostatecznego interpretatora praw obowiązujących - jest polityczna. Skoro TK orzeka ostatecznie, że coś jest, lub nie jest zgodne z konstytucją, to znaczy, że ma wydobyć "prawdziwego ducha" prawa, uchwalonego uprzednio przez ustawodawcę.

Czyli tak naprawdę TK jest w tym układzie suwerenem.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

"Wydobyć ducha konstytucji" :) Oni nie interpretują ustaw, ale zgodność ustaw z konstytucją, którą uznano w referendum. Czyli konstytucja jest tutaj najważniejsza. Jest to więc coś szerszego. Problemy pojawiają się przy "kolizjach" wartości w konstytucji. Wtedy dokonują osądu w szerokim znaczeniu politycznego w oparciu o własne systemu wartości; bo jak np. zdecydować, czy przejęcie OFE jest zgodne z konstytucją czy nie. Na wszystko znajdzie się zapis w konstytucji w każdą stronę. Poza tym ludzie w referendum nie mogli wyrazić swojej woli w tej kwestii (nawet gdyby mieli kompetencje, to by nie mogli).
Dlatego tak: TK działa tutaj jak suweren, albo w zasadzie jako jedna ręka suwerena, która działa niezależnie od innych rąk (rządu, prezydenta, banku centralnego itd.). Nasz suweren jest pocięty na różne nie do końca skoordynowane kawałki. Taka jest architektura naszego demokratycznego systemu (podobnie jak w wielu innych miejscach). Obecny problem wynika z tego, że partia rządząca korzystając z jej słabości i luk w prawie rozszerza swoje wpływy szybciej niż powinna zgodnie z procedurami. I do tego drugi problem: kadrowy. Każdą tak zwaną "niezależną" można łatwo uczynić "zależną", wstawiając odpowiednich ludzi. A będzie to akurat zgodne przepisami i regułami demokracji (już wkrótce: wybór nowego prezesa NBP!).

Odpowiedz

Piotr

Jeśli prawdą jest, że sędziowie TK są niezależni, to dlaczego obie frakcje polityczne tak bardzo walczą ze sobą o to, żeby to ich protegowani weszli w skład tego sądu? Po co kruszyć kopie i narażać się na medialny ostracyzm kiedy sędziowie i tak ostatecznie mieliby podejmować niezależne i apolityczne decyzje? Partie jednak biją się o to zaciekle. Orzeczenia TK nie różnią się od siebie za bardzo, ponieważ rządzące frakcje polityczne w kwestiach fundamentalnych nie różnią się od siebie.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

No właśnie partie nie biły się o to zaciekle dotychczas. Proszę sprawdzić historię głosowań.

Odpowiedz

Mrk Bng

Nieprawda
autor słusznie zauważa, że obecny model TK to zespół prawników z nadania partii w parlamencie, to zwyczajnie fakt
*
już lepiej by było, jeżeli członków TK by wybierały samorządy prawnicze

Odpowiedz

Mateusz Machaj

To akurat prawda, ale czy obecny skok na procedury i obyczaje prawne prowadzi nas do czegoś lepszego?

Odpowiedz

Cebe

Przy calej sympatii dla autora i sprawy wolnosciowej - ten artykul juz w pierwszym akapicie zawiera takie uproszczenie klasycznego liberalizmu, ze wrecz jest to przeklamanie. J.S. Mill nie byl przeciwnikiem demokracji, tylko sceptykiem wobec czystego demokratyzmu, byl ojcem liberalnej demokracji. Zreszta sam Locke, ktorego uproszczona recepcje autor rozciaga tu na pozostalych myslicieli moze byc interpetowany jako ojciec (amerykanskiego) demokratyzmu - vide prace W. Kendalla.
Pozdrawiam!

Odpowiedz

pan jaweł

podobnie Tocqueville'a też trudno uznać za antydemokratę

Odpowiedz

Mateusz Machaj

A czy to nie jest przypadkiem tak, że spór dotyczy definicji? Dostrzegam, że współcześni krytycy demokracji przedstawiają jej karykaturę jako "rządy większości". Co być może ma zastosowanie (częściowe) do demokracji ateńskiej. W rzeczywistości jednak współcześni teoretycy demokracji nie mówią, że demokracja opiera się na rządach większości, równie ważne są dodatkowe czynniki jak poszanowanie prawa, procesów demokratycznych, praw mniejszości, a także stworzenie instytucji, które nie podlegają głosowaniu (jak właśnie sądy, czy inne instytucje typu bank centralny).

Swoją drogą prowadzi to do konkluzji, że współczesna demokracja nie ma zbytniego związku z demokracją ateńską.

Odpowiedz

Olgierd S.

Ale co jest niejasne? Zarówno John S. Mill, jak i Alexis de Tocqueville, wypowiadali się na temat zagrożeń płynących z demokracji. Mam przytaczać cytaty z "O wolności" czy "O demokracji w Ameryce"? Przecież są to myśli dość powszechnie znane.

Odpowiedz

pan jaweł

no, cytat z samego początku drugiego tomu "O demokracji" wyraźnie mówi, że Tocqueville nie jest przeciwnikiem demokracji, tylko chce być wobec niej szczery. To że krytykował demokrację z pozycji arystokratycznych nie znaczy, że przeciwstawiał się jej jako takiej, bo przecież twierdził, że nie da się zatrzymać wszechświatowego marszu ku równości i powrócić do przeddemokratycznego porządku. Wiele jego krytyk jest warunkowych, odnoszących się do zewnętrznych od demokracji procesów (nadużycia demokracji stają się mniejsze im lud jest bogatszy i ma więcej ziemi na własność, bo wtedy nie ma biedaków głosujących na socjal itp.)

Odpowiedz

marcinach

Owszem. Ma Pan rację. "Zadaniem liberalizmu w przeszłości było zakreślenie granic władzy królów. Zadaniem rzeczywistego liberalizmu przyszłości będzie ograniczenie władzy parlamentów" - napisał Herbert Spencer. Entuzjazm wszelkiej maści wiktoriańskich liberałów, czy to filozoficznych radykałów (J. S. Mill, G. Grote, J. Hume, itd), radykałów klasy średniej (J. Bright i inni liberałowie manchesterscy) czy liberałów od W.E. Gladstona (dawnych konserwatstów od R. Peel'a) dla demokracji związany był z nadzieją, na postep edukacyjny ludnosci (od szkół po tanią prasę) i rozszerzaniem wolności. Jednocześnie zdawali oni sobie sprawę z zagrożeń jakie niesie ze soba demokracja dla wolności.

Odpowiedz

Marek Kowalczyk

Profesor Andrzej Zoll w rozmowie z Agnieszką Kublik pt. „Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym” 21.11.2015 w Gazecie Wyborczej mówi:

„Trybunał Konstytucyjny był tym zabezpieczeniem praw człowieka. Uchylał ustawy, które naruszały nasze prawa i nasze wolności. Można było skarżyć decyzje w skardze konstytucyjnej, jeżeli były oparte na niekonstytucyjnym prawie.”

Niestety, wypowiedź ta świadczy o tym, że prof. Zoll jest sympatycznym i życzliwym ludziom naiwniakiem.

Jeśli ludzie kontrolujący zmonopolizowany aparat przemocy (tj. państwo) zdecydują się na użycie tego aparatu dla osiągnięcia swoich celów, to żaden kawałek papieru ani żadna grupa pięciu starszych pań i panów w śmiesznych strojach nie ochronią nas przed brygadą SWAT wysłaną nad ranem. A jak pokazują ostatnie wydarzenia—ludzie w śmiesznych strojach nie obronią nas nawet przed sprytnymi manipulacjami zjednoczonych pod światłym przywództwem Generalissimusa prezydenta i parlamentu. Jarosław Kaczyński właśnie wygrał pierwszą bitwę — a to dopiero początek jego władzy (Jego Władzy?).

https://medium.com/polish/czy-trybunał-konstytucyjny-może-nas-obronić-965a65206b9b#.uslb49gl8

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.