KRS: 0000174572
Powrót
Metaekonomia

Salerno: Ekonomia - powołanie czy profesja?

7
Joseph Salerno
Przeczytanie zajmie 18 min
Mises180_130.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Joseph T. Salerno
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jarosław Tarasiuk
Wersja PDF, EPUB, MOBI

profesja

Czy ekonomię powinno się traktować jako kolejną profesję czy raczej jako powołanie? Poniżej postaram się dowieść, że ten subiektywny wybór nastawienia jest ogromnie istotny i jednocześnie determinuje to, czy ekonomista będzie służył prawdzie i wolności, czy raczej zmarnuje swój talent na rzecz wygody, efemeryczności i etatyzmu.

Słownik The New Shorter Oxford English Dictionary podaje następującą definicję „powołania”: „praca lub funkcja, do której osoba jest przeznaczona; sposób życia lub zatrudnienia, wymagający specjalnego poświęcenia”. Również wybitny semantyk S.I. Hayakawa podkreśla w tym kontekście „poświęcenie” jako cechę charakterystyczną powołania, która odróżnia je od profesji jako wykonywanego zawodu.

W terminologii prakseologicznej powołanie zawiera to, co Ludwig von Mises określał mianem pracy „introwersyjnej”, podczas gdy profesja zawiera w sobie pracę „ekstrawersyjną”[1]. Najważniejszą cechą pracy introwersyjnej jest to, że podejmuje się ją wyłącznie ze względu na nią samą, a nie jako środek do bardziej odległego celu. Przeciwieństwem jest praca ekstrawersyjna, którą wykonuje się z „konieczności zarobkowania, która pozwala przezwyciężyć przykrość pracy oraz pokusę wypoczywania”.

Jednym z dwóch „najbardziej oczywistych przykładów” pracy introwersyjnej, nawiązując do Misesa, jest „poszukiwanie prawdy i poszerzanie wiedzy rozumiane jako cele same w sobie, a nie środki do zwiększenia efektywności i osiągnięcia innych celów”. Drugim przykładem jest „rekreacyjne uprawianie sportu, w którym nie chodzi ani o nagrody, ani o społeczne uznanie”.

Nie jest tak, że wysiłek podejmowany przez „człowieka religijnego” czy „zdobywcę szczytów” nie zawiera w sobie niechęci do wysiłku — „satysfakcję daje mu jednak właśnie to, że przezwycięża swoją niechęć do wysiłku wywołującego przykrość”. Wobec tego, autentyczne poszukiwanie prawdy w jakiejkolwiek dyscyplinie naukowej jest kwalifikowane pod kątem ekonomicznym jako „konsumpcja” i jednocześnie jako powołanie. Realizacja prawie każdego powołania, jak mówi Mises, związana jest „nie tylko z wysiłkiem zaangażowanych w nią osób, lecz wymaga także materialnych czynników produkcji oraz nakładu pracy ekstrawersyjnej innych ludzi [...] i trzeba ją kupić za płacę”.

Innymi słowy, poszukiwania nowej prawdy w ekonomii, jak i w każdej dziedzinie nauki, poza pracą introwersyjną, wymagają zorganizowanej struktury dóbr komplementarnych, które zostały stworzone celowo i racjonalnie przez jednego lub wielu właścicieli prywatnych.

Założyciele szkoły austriackiej zgłębiali ekonomię nie dla zysków pieniężnych, uznania wśród innych uczonych czy wpływu na politykę. Według Misesa: „Gdy Menger, Böhm-Bawerk i Wieser rozpoczynali swoje kariery naukowe […] postrzegali je jako powołanie, aby oprzeć teorię ekonomii na solidnych fundamentach. W tym sensie byli oni oddani temu celowi”[2]. (podkreślenie moje — J.T Salerno). Dlatego też ci trzej wybitni austriacy byli ekonomistami bardziej z powołania, aniżeli z wybranej profesji.

Ekonomiści z powołania zajmują pozycje na uniwersytetach lub wybierają ścieżkę kariery w sektorach takich jak bankowość, dziennikarstwo, przemysł bądź w strukturach instytucji państwowych, by uzyskać środki niezbędne dla osiągania konkretnych rezultatów w ich pracy badawczej polegającej na odkrywaniu nowych prawd czy też objaśnianiu i aplikowania prawd już odkrytych.

Profesjonalni ekonomiści natomiast w głównej mierze koncentrują się na zarabianiu pieniędzy, wzbudzaniu uznania wśród kolegów po fachu, zdobyciu sławy i posiadaniu wpływu na politykę — a najchętniej łączą te wszystkie cele.

Przyglądając się tym różnicom pomiędzy ekonomistami z powołania a profesjonalistami dochodzimy do wniosku, że prawdziwa różnica pomiędzy nimi nie opiera się na obiektywnej metodzie zarabiania na życie, lecz na subiektywnych końcowych celach ich aktywności, które są nieobserwowalne. Niemniej jednak, pomimo tego elementu subiektywizmu, wspomniane dwa typy ekonomistów można z łatwością odróżnić poprzez analizę ich spojrzenia na prowadzone przez nich badania ekonomiczne, a zwłaszcza na ich stosunek do prawdy i spodziewanej nagrody.

Ekonomiści z powołania, jak Murray Rothbard, nie obawiają się używać niemodnych terminów jak „prawda” czy „prawo” w odniesieniu do nauki o ekonomii. Dla Rothbarda ekonomia jest wyodrębnionym ciałem składającym się z niezmiennych i uniwersalnych praw przyczynowych, które są wyprowadzane w sposób logiczny z faktu, że ludzie stosują wszelkie możliwe środki do osiągania ich najbardziej pożądanych celów. W tym sensie, Rothbard utrzymuje, że „wszystkie te prawa (ekonomii) są absolutnie prawdziwe” i w ten sposób „ekonomia formułuje prawa egzystencjalne”.

Ponadto w latach 50. i 60. XX wieku Rothbard pracował nad ekonomią austriacką w osamotnieniu i faktycznej izolacji. Nie uzyskał akademickiego etatu aż do 1966 roku, utrzymując się w tym niepewnym dla niego czasie z grantów akademickich. W tym czasie zmagał się również ze wznoszeniem gmachu austriackiej teorii ekonomii. Rothbard ujawnił w jednym z wywiadów udzielonych w 1990 roku, że był w miarę zadowolony z tego okresu swojego życia: „Każda możliwość napisania książki czy poznania nowych ludzi była ekscytująca”. Jest to postawa godna wzorcowego ekonomisty z powołania.

Problem profesjonalizmu

Paul Samuelson jest wzorowym modelem nowoczesnego profesjonalisty w dziedzinie ekonomii. Kiedy w pretensjonalnym tonie przyznał, że „mówiąc o współczesnej ekonomii, mówi się o mnie samym”, nie zdawał sobie sprawy z prawdziwości tych słów. Swoim podejściem do badań ekonomicznych Samuelson sam uczynił się następcą w zakresie poglądów prezentowanych przez Ernsta Macha i surowych logicznych pozytywistów.

Ci tak zwani filozofowie nauki twierdzili, że „dobre teorie są prostymi opisami złożonych elementów rzeczywistości, które dość dobrze powielają zarówno już zaobserwowane fakty, jak i te, które dopiero mają zostać odkryte”. Oczywiście teoria ekonomii sformułowana na podstawie streszczenia minionych obserwowalnych i niepowtarzalnych faktów historycznych nie wystarczy do wyjaśnienia stałych praw przyczynowych współwystępujących w procesie tworzenia unikalnych i złożonych zjawisk ekonomicznych w przyszłości. Niemniej jednak Samuelson ujmuje ten pogląd na teorię ekonomii w następujący sposób: „Nie patrząc zupełnie na powody filozoficzne, ale z samego długiego doświadczenia w uprawianiu ekonomii uważam, że ludziom i mi samemu podoba się […] gdy dla pewnego zachodzącego w świecie zjawiska jesteśmy w stanie podać satysfakcjonujące JAK, będące jedyną możliwą do osiągnięcia odpowiedzią na pytanie DLACZEGO.

Sformułowania Samuelsona i Solowa dotyczące zdyskredytowanej dziś krzywej Philipsa, dotyczącej zależności inflacji i bezrobocia, są przykładem Machowskiej teorii w praktyce. Bez wątpienia Samuelson, Solow i inni profesjonalni ekonomiści uznawali krzywą Philipsa, a nawet używali jej politycy. Ale w momencie zderzenia ze stagflacją w latach 70. XX w. jej skuteczność osiągnęła zerową wartość.

Ostatecznie jednak profesjonalni ekonomiści nie muszą się za bardzo obawiać, czy z ich nierealistycznych modeli wynika jakakolwiek prawda dotycząca świata, gdyż wynagrodzenie za ich pracę ma inną naturę. Nawiązując do Samuelsona: „W długoterminowej perspektywie naukowcy pracują dla jedynej wartościowej zapłaty, jaką jest poklask środowiska”.

W innym miejscu Samuelson opisał naukowców, w tym profesjonalnych ekonomistów, jako: „tak chciwych i konkurujących ze sobą, jak biznesmeni prosto z opisu Adama Smitha. […] Monetą, której poszukują nie są jabłka, orzechy czy jachty; nie są to również monety same w sobie czy władza w zwyczajowym znaczeniu. Naukowcy poszukują sławy. Poszukują sławy pośród kolegów po fachu, których sami szanują i na których szacunku im zależy”.

Przedstawiona przez Samuelsona charakterystyka ekstrawersyjnego podejścia współczesnych ekonomistów do pracy i wynagrodzenia bardzo wyraźnie — choć być może nieumyślnie — ujawnia, że ich naukowe starania nie opierają się w głównej mierze na poszukiwaniu prawdy.

Dlaczego musimy wybrać

Mises przedstawia ciekawą interpretację socjologiczną, dlaczego naukowcy w naukach apriorycznych, takich jak ekonomia i filozofia, nie skupiają się na poszukiwaniu prawdy, a usilnie dążą do odmiennych celów. Gdy powstawały uniwersytety, profesorowie byli zobligowani nie tylko do nauczania, lecz również do wnoszenia znaczącego wkładu w dziedzinę nauki, którą się zajmowali. Jednak, jak zauważa Mises, niezwykle mało osób żyjących w danej epoce historycznej jest  obdarowanych takimi zdolnościami.

W naukach empirycznych, czy to tych o podłożu historycznym czy naturalnym, można bardzo łatwo stworzyć i utrzymać iluzję tego, iż każdy naukowiec dokonuje jakiegoś znaczącego wkładu do dziedziny nauki, którą się zajmuje, gdyż nie ma żadnej widocznej różnicy pomiędzy metodą naukową, którą posłuży się geniusz a tą wykorzystaną przez podrzędnego naukowca. Jak wyjaśnia Mises:

Wielki wynalazca i przeciętny rutyniarz posługują się w swoich badaniach tymi samymi technikami badawczymi. Przygotowują eksperymenty laboratoryjne lub gromadzą dokumenty historyczne. Ich praca wydaje się podobna. Ich publikacje dotyczą tych samych tematów i problemów.[3]

Badania naukowe w ekonomii są nieco inne: wymagają trwałego, dokładnego i systematycznego myślenia — zdolności, którą posiada bardzo niewielu, a jeszcze mniej jest chętnych do jej praktykowania. Odnosi się to zarówno do kreatywnego geniusza, który wznosi wielki gmach teorii ekonomicznej, jak również do tych, którzy chcą dopracować, rozwinąć i zastosować jego system w rozwiązywaniu nowych problemów. Dodatkowo, jego studenci i zwolennicy muszą często poświęcić wiele lat oraz wysiłku intelektualnego na dokładne poznanie całego systemu teoretycznego, zanim będą w stanie wnieść choćby drobny wkład do ekonomii. Dlatego, jak konkluduje Mises, w ekonomii:

Rutyniarz korzystający z bardziej lub mniej utartego wzorca niczego nie osiągnie. Brak jest zadań, które wymagałyby sumienności i wysiłku skrupulatnych autorów monografii. Nie prowadzi się badań empirycznych; wszystko trzeba osiągnąć za pomocą rozważań, namysłu i rozumowania. Nie ma specjalizacji, gdyż wszystkie problemy są ze sobą powiązane. Zajmując się którymś z elementów takiej nauki, w istocie trzeba się zajmować jej całością.[4]

Ambitni profesorowie ekonomii, którzy cechują się brakiem podstaw intelektualnych bądź brakiem charakteru odpowiedniego do prowadzenia systematycznych badań, muszą odnaleźć inne pole do odgórnie wymaganego wnoszenia własnego wkładu w naukę. Dla przykładu na późno-dziewiętnastowiecznych i wczesnodwudziestowiecznych niemieckich uniwersytetach nauką teorii czy historii ekonomii zajmowali się jedynie tacy ludzie. Spostrzegawczość Misesa, która zawiera się w jego analizie socjologicznej, wyjaśnia powstanie dominacji i utrwalenie na uniwersytetach tradycji niemieckiej szkoły historycznej, jak również jej histeryczną antypatię do teorii ekonomicznej. Według Misesa:

Fikcja, według której w nauce wszyscy profesorowie są równi, nie bierze pod uwagę faktu istnienia dwóch typów profesorów ekonomii: tych, którzy pracują niezależnie [jako oryginalni teoretycy] i tych, którzy zajmują się historią ekonomii. Kompleks niższości tych „empirystów” skłania ich do uprzedzeń wobec teorii[5].

W latach 20. XX w. niemiecka szkoła historyczna chwiała się w posadach, lecz nadal w ukryciu zajmowała profesorskie stołki. Członkowie trzeciej generacji tej szkoły byli nudni i nieodróżnialni z wyjątkiem Wernera Sombarta, który był studentem Gustava Schmollera — czołowego niemieckiego historyka drugiej generacji. Mises, który znał Sombarta osobiście, przedstawiał go jako kwintesencję profesjonalnego ekonomisty. Warto zacytować w całości zabawny i jednocześnie krytyczny fragment dotyczący Sombarta, gdyż prezentuje osobowość będącą doskonałą antytezą ekonomisty z powołania:

Werner Sombart był wielkim mistrzem w swoim fachu. Był znany jako pionier w zakresie historii gospodarczej, teorii ekonomii oraz socjologii. Cieszył się reputacją niezależnego człowieka, gdyż pewnego razu wzbudził gniew u Kaisera Wilhelma. Profesor Sombart w najwyższym stopniu zasłużył na przypisywaną mu przez swoich kolegów reputację, tym bardziej z uwagi na to, że wszystkie ich wady łączyły się w jego osobie. Nigdy nie miał innych ambicji poza zwracaniem na siebie uwagi i zarabianiem pieniędzy. Jego wpływ na nowożytny kapitalizm jest potwornością. Zawsze poszukiwał publicznego poklasku. Wymyślał paradoksy, gdyż w ten sposób mógł liczyć na sukces. Był bardzo utalentowany, lecz nawet przez moment nie myślał o tym, by rozumować i działać poważnie. Wszystko to ze względu na chorobę zawodową niemieckich profesorów złudzenie wielkości. Kiedy modne było bycie marksistą, był zawodowym marksistą. A w momencie dojścia do władzy Hitlera, pisał iż Fuhrer otrzymywał rozkazy od samego Boga![6]

Aspiracje profesjonalistów i tworzona w ten sposób kultura nie są jedynie sprzeczne z poszukiwaniem prawdy w ekonomii, lecz dodatkowo stanowią działanie nieetyczne. Profesjonalizacja nauki, a w szczególności nauk społecznych — jak ekonomia — niemal zawsze doprowadza do jednoczesnej ekspansji rządowego interwencjonizmu. Jak trafnie ujął to Mises: „Rozwój profesjonalnej ekonomii jest pochodną interwencjonizmu”.

Przyczyny tego nieuniknionego połączenia możemy doszukiwać się w dwóch kwestiach. Pierwszą z nich jest potrzeba posiadania przez państwo klasy intelektualistów i specjalistów w dziedzinie projektowania, implementowania i dostarczania racjonalnych uzasadnień dla różnorodnych interwencji w rynek. Druga kwestia polega na tym, że intelektualiści dążą do uzyskiwania regularnych dochodów i prestiżu, które towarzyszą profesjonalizacji ich dyscypliny. W związku z tym gotowi są podjąć zobowiązania, które zapewnią im posadę pozwalającą zarabiać na życie, prowadząc badania naukowe i pisząc teksty dotyczące ich dziedziny — a takie perspektywy na wolnym rynku w najlepszym wypadku  można określić jako niepewne.

Wraz z ekspansją państwa interwencjonistycznego wzrasta potrzeba kształcenia ekspertów, zatem uniwersytety otrzymują coraz wyższe dotacje wprost od rządu w celu tworzenia oraz rozwoju kierunków, które dostarczą odpowiedni personel. Wspomniane lukratywne pozycje w naturalny sposób przyznawane są tym ekonomistom, którzy dążą do pełnej profesjonalizacji, jednocześnie w najbardziej aktywny i otwarty sposób popierając interwencjonizm rządowy.

W Stanach Zjednoczonych najbardziej ekstremalne i bezkompromisowe przypadki krajowego interwencjonizmu wydarzyły się podczas dwóch wojen światowych w XX wieku. Dlatego nieprzypadkowo ruch profesjonalizacji amerykańskiej ekonomii, który rozpoczął się w latach 80. XIX wieku doświadczył swoistego przeskoku kwantowego podczas kryzysów wojennych. Gdy państwo idzie na wojnę, potrzebuje profesjonalnych ekspertów w celu planowania działań i bezpośredniej masowej mobilizacji niezbędnych środków do ich realizacji. Skutkuje to tym, że róg obfitości lukratywnych i prestiżowych pozycji jest przeznaczony dla różnorakich ekspertów ekonomicznych zasiadających w biurach i radach nadzorczych związanych z centralnym i bezpośrednim planowaniem ekonomii w czasie wojny.

W swej znakomitej książce na temat profesjonalizacji amerykańskiej ekonomii Michael Bernstein rozpoznaje centralną rolę, którą odegrała II wojna światowa w ostatecznym sukcesie tego ruchu (profesjonalizacji ekonomii — przyp. tłum.). Jak wnikliwie zaobserwował:

W obliczu nowych i nieubłaganych potrzeb stwarzanych przez mobilizację kraju współczesna teoria ekonomii dowiodła swej wartości […]. Nie indywidualizm, lecz raczej etatyzm dostarczał specjalnych okoliczności, w których wielkie nadzieje i oczekiwania pokolenia profesjonalistów mogły się realizować. […] Wielką ironią tej historii jest to, iż dyscyplina znana ze swego systematycznego przedstawiania korzyści płynących z nieskrępowanych, konkurencyjnych rynków mogła po raz pierwszy zademonstrować swoją unikalną praktyczną użyteczność na regulowanym i kontrolowanym rynku w czasie wojny totalnej[7].

Oczywiście doświadczenia czasów wojny umożliwiły ekonomistom dostrzeżenie potencjalnie wielkich korzyści materialnych, które mogłyby się urzeczywistnić wraz z zawarciem permanentnego sojuszem między ich profesją a scentralizowanym państwem amerykańskim. Odpowiedzieli formalną reorganizacją swej dyscypliny i przemodelowaniem systemu edukacyjnego wraz z dostosowaniem wymagań do przyszłych warunków nadchodzącego, powojennego państwa „bezpieczeństwa narodowego”. Bernstein zdał ostrą relację, w jaki sposób amerykańska ekonomia ostatecznie przekształciła się w usługę dostarczaną centralnemu i interwencjonistycznemu państwu-lewiatanowi:

II wojna światowa stanowiła pierwszą demonstrację korzyści płynących z hojności centralnego rządu. [...] W konsekwencji zaistniała potrzeba oceny i rekonfiguracji programów edukacyjnych oraz bardziej rygorystycznego określenia ich odmian ze względu na stopień zaawansowania i metodologii. Należało również osiągnąć porozumienie co do ich głównych zasad i zorientowania politycznego. To znaczy, że wraz z wojenną mobilizacją kraju rozpoczęło się formowanie tożsamości profesjonalistów ekonomicznych, której szukano od czasów późnego XIX wieku, ale rezultaty tych poszukiwań aż do tego momentu były słabe i przelotne[8].

Bernstein poszedł dalej, identyfikując kilka z tajemnych subdyscyplin, w ramach których sprofesjonalizowana ekonomia rozwijała się w odpowiedzi na potrzeby wyłaniającego się amerykańskiego super-państwa w czasie Zimnej Wojny, która pomogła w utrzymaniu kierunku na permanentnej ścieżce wojennej.

Podczas II wojny światowej rozwijane były kierunki „nauk decyzyjnych”, takich jak programowanie liniowe czy badania operacyjne, w celu rozwiązywania problemów logistycznych wiążących się z dostarczaniem wojska za granicę. Badania nad teoria gier przekierunkowano tak, by pomagała w rozwiązywaniu strategicznych problemów militarnych związanych z konfliktem zimnowojennym — wraz z hojnym finansowaniem ze strony Departamentu Obrony i, w szczególności, Biura Badań Morskich (Office of Naval Research).

Rozwój zarówno matematyki teoretycznej, jak i praktycznych zastosowań Keynesowskiej makroekonomii ucieleśnionej w czasach Nowej Ekonomii Kennedy’ego były w dużej części stymulowane przez napięcia zimnowojenne. Na temat Keynesowskiej „Nowej Ekonomii” Bernstein poczynił następującą uwagę: „Amerykańscy ekonomiści byli gotowi do realizacji jednego z najważniejszych etatystycznych celów Zimnej Wojny. [...] Silna krajowa gospodarka była podstawą zarówno wyposażenia sił zbrojnych, jak również zademonstrowania wyższości amerykańskiego kapitalizmu”[9].

Niezwykłe rozpowszechnianie się nadzwyczaj wyspecjalizowanych pól badawczych, które wyłoniły się podczas i bezpośrednio po II wojnie światowej, doprowadziło do dezintegracji teorii ekonomii, co oznaczało zniknięcie formy ogólnego traktatu ekonomicznego. Od tego czasu nie było dłużej mowy o powszechnym, zintegrowanym systemie ogólnych zasad ekonomicznych, które znajdują zastosowanie do analizy wszystkich przypadków i problemów, przez tych, którzy nazywają siebie ekonomistami. Dzisiaj obserwujemy, iż każda subdyscyplina zawiera w sobie swoje własne szczególne teorie, które są bardziej lub mniej oderwane od ogólnej teorii ekonomii. Już sama ogólna teoria została podzielona na makro i mikroekonomię.

Ta specjalizacja, albo bardziej poprawnie: dezintegracja ekonomii, dopełniona powojennym trendem pozytywistycznego podejścia do teorii ekonomicznej, czy to w wariancie Samuelsona czy Friedmana, zniszczyła potężną barierę poprzednio ograniczającą profesjonalnych ekonomistów bez powołania czy formalnego wykształcenia ekonomicznego zajmujących się badaniami naukowymi nad historią gospodarki i ekonomią deskryptywną. Zaczęli oni masowo porzucać owe dziedziny na rzecz tych, które do tej pory były polem działania ekonomii właściwej. Pomimo nieznajomości prakseologicznego podejścia do teorii ekonomii, jakie rozwinięto w latach międzywojennych, powojenni ekonomiści mogli podjąć się badań nad rozbitymi, niezwykle wyspecjalizowanymi obszarami teorii wzrostu gospodarczego, ekonomiki pracy, organizacji przemysłowej, teorii oligopoli itp.

Jednak nierealistyczne modele teoretyczne konstruowane przez profesjonalnych ekonomistów zarówno wtedy, jak również i dzisiaj, nie są w stanie wyjaśnić zasadniczych praw, którymi rządzą się realne zjawiska rynkowe związane z ich oddzielnymi dziedzinami badań naukowych. Jak wskazuje Mises: „Ekonomista nie może być specjalistą. Rozpatrując każdy problem, musi mieć zawsze na uwadze cały system”[10]. „Ekonomii nie da się podzielić na wyspecjalizowane dyscypliny. Ekonomia zajmuje się zawsze powiązaniami wszystkich zjawisk dotyczących działania”[11].

Dekretowa profesja

Nasza dyskusja prowadzi do ważnego punktu. Zawód profesjonalnego ekonomisty jest dekretowanym zjawiskiem w tym samym sensie jak niewymienialny papierowy pieniądz. Ani jeden ani drugi nie mógłby zaistnieć na rynku bez wyraźnego wzorca wypływającego z rządowych interwencji. Rząd nie może bezpośrednio rozkazać i zdecydować, że nowo wyemitowany papierowy pieniądz trafi do obiegu w gospodarce rynkowej. Rząd musi najpierw nałożyć szereg środków interwencjonistycznych, takich jak: nakaz prawnego środka płatniczego, zawieszenie wymienialności papierowych banknotów na złoty pieniądz towarowy, zawieszenie skuteczności wykonawczej klauzul opierających się na złocie w kontraktach pomiędzy prywatnymi podmiotami, zakazanie prywatnym podmiotom posiadania fizycznego złota etc. Tego typu interwencjonistyczne metody zniekształcają procesy rynkowe i otwierają możliwości do stopniowego wyłaniania się pieniądza dekretowego.

Tak samo dzieje się w przypadku wyłaniania się zawodu profesjonalnego ekonomisty. Rząd nie ma władzy, aby bezpośrednio utworzyć i ustanowić zawód wraz charakterystycznymi dla niego zwyczajami, konwencjami, kulturą badań naukowych i infrastrukturą instytucjonalną. Niemniej jednak zajęcie o charakterze naturalnego powołania, takie jak ekonomia, może zostać przetransformowane w profesję jako rezultat zaburzania zarówno procesów rynkowych, jak i praw własności poprzez wojny, polityczną uzurpację czy subsydiowanie wyższej edukacji. Przyczynia się do tego również ustanawianie scentralizowanych biur i agencji w celu implementacji oraz nadzorowania interwencji ekonomicznych.

Naturalną profesją istniejąca na wolnym rynku jest zawód lekarza medycyny, ponieważ występuje na nim jego naturalna klientela. Natomiast zawód ekonomisty, czy większość innych profesji wywodzących się z nauk społecznych są dekretowanymi profesjami, wobec których nie występuje zjawisko wolnorynkowej klienteli. Zatem takie zawody istniałyby na wolnym rynku jako powołanie do szukania prawdy, gdyby nie ich zniekształcenie wynikające z historii interwencji państwowych[12].

Podsumowując: ekonomista z powołania z całych sił dąży do mistrzowskiego opanowania skomplikowanego systemu teorii ekonomii, stanowiącego spuściznę po wielkich naukowcach i innowatorach poprzednich generacji. Kiedy już kolejne pokolenie dokładnie się z nią zapozna, w zależności od indywidualnych umiejętności i preferencji, idzie dalej w celu rozwijania i aplikowania systemu teoretycznego, dokonania kilku znaczących innowacji, lub gruntownego przeformułowania teorii, zawierającego znaczące udoskonalenia.

Niewiele osób jest zdolnych, aby podążać choćby jedną z tych ścieżek. Co więcej, niezależnie od obranej ścieżki, ekonomista z powołania podąża przed siebie motywowany niesłabnącym pragnieniem dotarcia do prawdy. Pragnie wiedzieć coraz więcej o tym, co Rothbard nazwał: „strukturą rzeczywistości ucieleśniającą się w prawach ekonomii”.

Ponadto wykonywana przez niego praca ekstrawersyjna wykonywana w celu zapewnienia sobie środków utrzymania, bez względu na dziedzinę, w której się porusza, jest jedynie środkiem do osiągnięcia tych czy innych celów konsumpcyjnych umiejscowionych na wysokiej pozycji na jego skali wartości. Jest on neutralny w stosunku do zajmowanej pozycji akademickiej, postrzegając ją tylko jako szansę do bardziej efektywnego rozwijania swej profesji. Uznanie, zarówno publiczne, jak i zawodowe, nie jest jego najwyższym celem, a jedynie ubocznym skutkiem prowadzonej przez siebie działalności. W końcu, ekonomista z powołania ocenia swój postęp zawodowy poprzez poddanie się pod ilościową i jakościową ocenę innych umysłów zafascynowanych badaniami nad ekonomią, ponieważ to właśnie ocena i konfrontacja własnych wniosków i działań z tymi prowadzonymi przez innych naukowców w tej samej dziedzinie pomaga mu w jego własnym poszukiwaniu prawdy.

Profesjonalny ekonomista natomiast podporządkowuje badania naukowe pod ekstrawersyjne cele, takie jak uznanie wśród kolegów z tego samego środowiska, sława, wpływ na działania rządu, rozwój kariery zawodowej i związany z tym prestiż, i oczywiście, pierwotna żądza zysku oraz władzy. Tego typu cele są osiągalne wyłącznie w otoczeniu hojności rządowych subsydiów, a więc jest on naturalnym poplecznikiem ekspansji państwowego interwencjonizmu. Jego naturalnym środowiskiem, do którego ciągle wraca po odbyciu lukratywnej służby w sektorze publicznym (państwowym), w think-tankach czy międzynarodowych organizacjach biurokratycznych, są duże uniwersytety subsydiowane i bezpośrednio kontrolowane przez rząd. Sukcesu w ekonomii doszukuje się w zwiększeniu liczby jej subdyscyplin i specjalizacji, wzroście liczby kierunków uniwersyteckich, a zwłaszcza w rozszerzaniu możliwości uzyskania zysków i władczych pozycji w ramach doradzania interwencjonistycznemu państwu opiekuńczo-wojennemu.

Już w 1949 roku Mises słusznie zauważył, iż profesjonalni ekonomiści „pod względem roli, jaką odgrywają w polityce, mogą konkurować chyba tylko z prawnikami. Ta ich wybitna rola jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech epoki interwencjonizmu”[13].

 

[1] Ludwig von Mises, Ludzkie Działanie, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa, 2011, s. 498-499.

[2] Ludwig von Mises, Historical Setting of the Austrian School of Economics, Ludwig von Mises Institute, Auburn, Alabama, 1984, s. 6.

[3] Ludwig von Mises, Ludzkie Działanie, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa, 2011, s. 735-736.

[4] Ibidem, s. 736.

[5] Ludwig von Mises, Notes and Recollections with The Historical Setting of the Austrian School of Economics, red. Bettina Bien Greaves, Liberty Fund, Indianapolis, 2013

[6] Ibidem.

[7] Michael Bernstein, A Perilous Progress: Economists and Public Purpose in Twentieth-Century America, Princeton University Press, 2004, s. 89.

[8] Ibidem, s. 90.

[9] Ibidem, s. 108.

[10] Ludwig von Mises, Ludzkie Działanie, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa, 2011, s. 59.

[11] Ibidem, s. 737.

[12] Jestem bardzo wdzięczny Guido Hülsmannowi za wskazanie mi tej ogólnej konkluzji mojej argumentacji.

[13] Ludwig von Mises, Ludzkie Działanie, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa, 2011, s. 733.

Kategorie
Metaekonomia Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Malek_8-koncepcji-które-uczą-ekonomicznego-myślenia.jpg

Metaekonomia

8 koncepcji, które uczą ekonomicznego myślenia

Nie można o nich zapominać!

Gordon_Grozne_konsekwencje_niemieckiej_szkoly_historycznej

Historia myśli ekonomicznej

Gordon: Groźne konsekwencje niemieckiej szkoły historycznej

Według Misesa niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu.

PikettyMarx.jpg

Metaekonomia

Benedyk: Rób wykresy jak Piketty – krótki kurs praktyczny

Francuz dopuszcza się szeregu manipulacji.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 7
Sariusz

Prawdziwy ekonomista jest jak astronom - opisuje ruchy planet (mechanizmy gospodarcze). Problem jest w tym, że za coś takiego nikt nie płaci. Popłatny jest natomiast zawód ekonomicznego astrologa, który twierdzi, że z ruchów planet może stawiać horoskopy, np. czy akcje pójdą w górę, albo jaki będzie na koniec roku kurs franka. Jest to oczywista szarlataneria, bo jaki będzie kurs franka, tego nie wie nikt, ale banki czy fundusze inwestycyjne (a raczej ich klienci) za taką szarlatanerię nieźle płacą. Żaden prawdziwy astronom ani nawet najbardziej cyniczny astrolog nie twierdzi natomiast, że potrafi ruchy planet kształtować. A ekonomiści rządowi - jak najbardziej.

Odpowiedz

Gopol

Każdy praktycznie zawód może być postrzegany jedynie jako sposób na zarabianie na życie lub sposób na realizację większej misji, ogólnego dobra. Sam kiedyś postrzegałem ekonomię jako naukę ścisłą, obracającą się jedynie wokół cyferek. Dopiero zgłębiwszy co mówili najwięksi współpcześni eknomiści dostrzegłem, że to bardziej nauka społeczna, traktująca o mechanizmach społeczeństwa w zetknięciu z systeme wartości jakim są pieniądze.

Odpowiedz

ArekS

Pieniądze są systemem wartości? Co?

Odpowiedz

Mindspheree

Odnoszę wrażenie, że Autor komentarza miał na myśli złożone zaplecze teoretyczno-prawne w korelacji z emergentnym systemem antyniewolniczej myśli ekonomicznej, które m.in. zaprezentował J.G.Hulsmann w swojej "Etyce produkcji pieniądza ".

Odpowiedz

marcinach

Ekonomiści tacy jak von Mises lub Hayek wiedzieli, że ekonomia to nie wszystko. Dlatego też byli wśrod tych co powołali do zcia liberalną międzynarodówkę Mont Pelerin Society. Dlaeczego? Dla ochrony zachodniej cywilizacja. Wtedy zagrożeniem był komunizm i etatyzm, obecnie jest multikulturalizm i etatyzm unijny. Współcześni ekonomiści pytani o imigrację patrzą tylko na efekty ekonomiczne (jaki to dobrobyt jak wielka masa analfabetów weźmie robotę, której inni nie chcą). Komuniści kiedyś mówili, że kapitaliści sprzedzą im sznur, na którym sami zawisną, Teraz mamy uchodźców którzy sponiewierają Europejczyków,bo im nadali specjalne prawa. Idee mają konsekwencje. I co na to wolnościowi ekonomiści.

Odpowiedz

Tomek2

Multikulturalizm nie jest zły, pod warunkiem, że jest robiony z głową (w UE jest robiony bez głowy). Powiem nawet, że jest konieczny. Nie istnieją homogeniczne zamknięte społeczeństwa, które stały się bogate i przetrwały. Wyjątek to może Japonia, ale czeka ją niebawem demograficzna śmierć, jeśli się nie otworzy.

Odpowiedz

marcinach

Multikulturalizm jako ideologia jest równie zły, jak marksizm. Nawet jak Dalai Lama mówił, że komunizm to zło, ale marksizm to niekoniecznie. Kochany Dalai Lama może mówić sobie co chce, jak inne autorytety. Multikulturalizm jest zły, ze względu na to, że zrównuje kultury przymusowo, które nie są równe. Nie mylmy pojęć, które i tak są śmieszne, np. "zjawisko socjologiczno-kulturowe, w krajach zamieszkiwanych przez różne etnicznie, religijnie, kulturowo grupy ludności." [To tak jak pomylić kapitalizm handlowy z merkantylizmem, gospodarkę rynkową z idea interweniowania w handel przez państwo]. To bzdura i współczesna nowomowa... Nie czepiam się Pana Panie Tomku, chodzi mi o to, że Japonia właśnie umrze jak się otworzy... I tak mają falę chińskich imigrantów.... Nie chce mi się rozpisywać i udowadniać, ale jest coś takiego w psychologii ewolucyjnej, jak ewolucyjna strategia grupowa - a dokładniej 'dobór grupowy', który wystepuje np. u arabów i jest tak łatwo zauwazalny w Europie, od Niemiec po UK. Niestety jest to bardzo niepoprawnie politycznie zagadnienie. Prof. Kevin MacDonald został przez to wyklęty, ponieważ po różnych grupach etniczych zajął się żydami i bęc - tak dostał od nosa, że sam prof. Steven Pinker (jeden z moich ulubionych badaczy ewolucyjnych) się jego wyparł. Proszę przeczytać, gorąco polecam. Nie chodzi mi tu o żydów, ale o badania i metodologię dot. nie tylko kultury, ale i genetyki.
http://www.aletheia.com.pl/tytul/115/kultura-krytyki
Z poważaniem
Marcin

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.