KRS: 0000174572
Powrót
Inflacja

Schlichter: Keynesistowskie szaleństwo - banki centralne toczą wojnę ze stabilizacją cen i oszczędzającymi

3
Detler Schlichter
Przeczytanie zajmie 9 min
inflacja_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Detler Schlichter
Źródło: cobdencenter.org
Tłumaczenie: Kinga Mizera
Wersja PDF, EPUB, MOBI

Artykuł z 21 maja 2014 r.

centralne

Najwyraźniej mamy do czynienia z nowym niebezpieczeństwem. Nosi nazwę „bardzo niskiej inflacji”, a strefa euro jest oczywiście zagrożona poddaniem się temu niebezpieczeństwu. „Bardzo długi okres niskiej inflacji — czy też deflacji — gdy ceny ciągle spadają, alarmuje banki centralne”, wyjaśnia „The Wall Street Journal”, „ponieważ może spowolnić wzrost i utrudnić rządowi, firmom oraz konsumentom obsługiwanie długów”. Oficjalne wykazy inflacji Europejskiego Banku Centralnego są na poziomie 0,7% — wciąż powyżej zera, więc nie ma deflacji — ale z pewnością bardzo niskie.

Niejasne jest dla mnie, w jaki sposób niska inflacja ma hamować wzrost gospodarczy. Oczywiście „Bardzo niska inflacja” była w swoim czasie określana jako „stabilizacja cen” oraz używana, by wywoływać bardziej pozytywne skojarzenia. Nigdy wcześniej nie była postrzegana jako zagrożenie. Dlaczego to się nagle zmieniło, nie jest oczywiste. Na pewno nie można poprzeć żadnym empirycznym dowodem twierdzenia — zazwyczaj tak wysoko cenionego przez komentatorów rynku — że niska inflacja, czy nawet deflacja jest powiązana z recesjami czy depresjami gospodarczymi, chociaż w prasie finansowej zakłada się to powiązanie prawie codziennie. W dwudziestym wieku w Stanach Zjednoczonych występowały wieloletnie okresy bardzo niskiej inflacji a nawet deflacji, które nie zostały naznaczone recesjami. W wieku dziewiętnastym, w czasie błyskawicznie uprzemysławiania się świata, „bardzo niska inflacja” lub nawet ciągła deflacja były normą, a takiej deflacji często towarzyszyły wskaźniki wzrostu, których dzisiaj mogłyby pozazdrościć kraje G8. Gdyby się zastanowić, gospodarka kapitalistyczna razem z jej stałą tendencją do zwiększania wydajności, powinna stworzyć oczywiście ciągłą deflację. Rzeczy stają coraz bardziej przystępne — tanieją.

„Najnowsze doniesienia: Konsumenci zaszokowani konsumowaniem z powodu niskiej inflacji!”

Na jakim więc poziomie rozsądnie niska inflacja nagle zamienia się w „bardzo niską inflację”, a więc staje się niebezpieczna według tego nowego sposobu myślenia? Sądząc po pierwsze po przyjęciu z jakim spotkał się raport o inflacji w Wielkiej Brytanii sporządzony przez Bank Wielkiej Brytanii i zaprezentowany przez Marka Carney'a w zeszłym tygodniu, a po drugie kpin sektora finansowego wobec EBC — „głupi” jak David Tepper z Appaloosa Management nazywa instytucję znajdującą się we Frankfurcie według FT (16 maj) — rozgraniczenie musi leżeć gdzieś pomiędzy 1,6% zgłoszone pana Carney'a a 0,7%, które tak zawstydza pana Draghiego.

Często wysuwa się argument, że niska inflacja albo deflacja powoduje, iż ludzie przekładają zakupy na później, by odroczyć konsumpcję. Idąc tą logiką, mieszkańcy strefy euro oczekują, że przedmiot o wartości 1000 euro za rok będzie droższy o 7 euro, co nie jest jednak wystarczającym zagrożeniem dla ich siły nabywczej, żeby spieszyli się i kupowali już teraz. Stąd też mamy mieć gospodarkę pogrążoną w kryzysie. Natomiast Brytyjczycy mogą oczekiwać, że przedmiot o wartości 1000 funtów będzie za rok droższy o 16 funtów i to jest, załóżmy, o wiele bardziej istotny powód, by konsumować obecnie. Brytyjczycy faktycznie tak bardzo chcą pobić te nadchodzące 2-procentowe zwyżki cenowe, że zaciągają nawet długi i decydują się na spłacanie znacznych odsetek, by kupować tu i teraz. Anne Pettifor w „Guardianie”:

Brytyjczycy ponownie popadają w długi. Wartość udzielonych kredytów konsumenckich tylko w marcu wzrosła o 1,1 miliarda funtów. Całkowity dług na kartach kredytowych w marcu 2014 r. wynosił 56,9 miliarda funtów. Średnie odsetki na kartach kredytowych wynoszą 16,86%.

Wielka Brytania jest, jak przypomina nam pani Pettifor, najbardziej zadłużonym krajem świata.

Zostawię na chwilę kwestię, czy to nie powinno być bardziej powodem do „zaalarmowania banków centralnych” niż „bardzo niska inflacja”. Z pewnością nie zaalarmowało to pana Carneya oraz jego współpracowników, którzy w zeszłym tygodniu radośnie opuścili stopy na samo dno, i o ile mi wiadomo nikt nie nazwał Banku Anglii „głupim”. Nie wygląda na to, aby zaalarmowało to również panią Pettifor. Ona chce, by Bank Anglii utrzymał stopy jak najniżej, by pomóc wszystkim zadłużonym Brytyjczykom — oraz prawdopodobnie jeszcze większej ilości Brytyjczyków, którzy dopiero popadną w długi.

Pani Pettifor ma bardzo upolityczniony pogląd na pieniądze i politykę monetarną. Dla niej jest to jakaś wielka wojna między klasami — klasą oszczędzających/kredytodawców a klasą wydających/zadłużających się, a ona stoi po stronie tych drugich. Głosy za podniesieniem stóp to dla niej reprezentowanie „pewnych interesów”, czyli skąpych oszczędzających i chciwych kredytodawców. To, że taka polityka może przyczynić się do kolejnego kryzysu gospodarczego, wydaje się jej nie przeszkadzać.

Powtarzając za panią Pettifor, Martin Wolf beznamiętnie wyłuszczał w „Financial Timesie”, że „oszczędzający szukający niskiego ryzyka”, nie jest już potrzebny globalnej gospodarce, a także z aprobatą cytował Johna Maynarda Keynesa wołającego o „eutanazję dla rentierów”. „Odsetki dzisiaj nie są żadną nagrodą dla szczerego poświęcenia”, pisał wtedy Keynes, oczywiście będąc w błędzie. Zapytajcie Brytyjczyków, czy oszczędzanie na czarną godzinę zamiast bieżącego wydawania swoich pieniędzy nie jest szczerym poświęceniem. Dzisiejsi rentierzy nie dostają nawet odsetek za ich poświęcenie, przez ten cały stymulus. A teraz chcą końca stabilności cen, połączenia wyższej inflacji z zerowymi stopami procentowymi. W dzisiejszych czasach oszczędzanie nie należy do rzeczy przyjemnych, a wątpię, żeby te poczynania kogoś uszczęśliwiły na dłuższą metę.

Eutanazja japońskiego rentiera

Jak może wyglądać „eutanazja rentiera”, wystarczy popatrzeć na Japonię — idealny przypadek testowy tej polityki w kraju błyskawicznie starzejącej się populacji, oszczędzającej przez całe swoje życie, którzy będą polegać na swoich oszczędnościach w podeszłym wieku. Nowa polityka „Abenomika” ma za zadanie pobudzić gospodarkę poprzez, między innymi, obniżenie wartości pieniądza. Trevor Greetham, dyrektor ds. alokacji aktywów w Fidelity Worldwide Investment, napisał w zeszłym tygodniu na łamach „Financial Times” (FT, wydanie z 15 maja 2014 r., strona 28): „O tyle, o ile Abenomika miała generować silny wzrost nominalny, gorąco w to wierzyłem. Japonia przez ponad 20 lat była pogrążona w deflacji długu” (rosnąca wraz ze spadkiem cen realna wartość zadłużenia — przyp. red.).

Czyżby? — W marcu 2013 r., kiedy pan Abe przedstawił pana Haruhiko Kuroda na stanowisko zarządcy Banku Japonii, a „Abenomika” dopiero się zaczynała, wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wynosił 99,4. Dwadzieścia lat wcześniej, w marcu 1994 r., wynosił 99,9, a 10 lat temu, w marcu 2004 r., wynosił 100,5. Przez ponad 20 lat ceny towarów spadły o 0,5%. Oczywiście zdarzały się okresy, gdy ceny spadały i okresy, gdy rosły, ale trzeba mikroskopu, by wybadać jakąkolwiek większą zmianę cen w japońskim koszyku konsumpcyjnym przez długi czas. Realistycznie patrząc, japoński konsument nie odczuwał boleśnie deflacji, a cieszył się stabilnością cen przez 20 lat.

„Głównym problemem japońskiej gospodarki nie jest deflacja, ale demografia” — ogłosił w swojej mowie w Dartmouth College dwa tygodnie temu Masaaki Shirakawa (jak podał „Wall Street Journal” 15 maja 2014 r.):  Pan Shirakawa jest byłym zarządcą Banku Japonii, bezceremonialnie zwolnionym przez pana Abe w 2013 r., więc można powiedzieć, że jest uprzedzony. Mniejsza o to, jego argumenty brzmią dla mnie sensownie. „Pan Shirakawa” — donosi „Wall Street Journal” — „nazywa to »bardzo łagodną inflacją« (a ja nazywam to stabilizacją cen — od autora), która pomogła Japonii utrzymać niski poziom bezrobocia”. Oficjalna stopa bezrobocia w Japonii wynosi tylko 3,60%. Może Japończycy nie wyszli tak źle na stabilizacji cen.

Po roku Abenomiki okazuje się, że wyższa inflacja nie jest tak naprawdę tym, czym miała być. Ponownie pan Greetham z Fidelity: „Nie jest już tak dobrze, jak wcześniej […]. Wzrost podatku od sprzedaży popchnął inflację w Tokio do 22-letniego maksimum 2,9% w kwietniu, zmniejszając realną siłę nabywczą i pogarszając poziom życia wielu starszych konsumentów o stałych dochodach”. „Starsi konsumenci” pana Greethama są prawdopodobnie „rentierami” pana Wolfe'a — jak by nie było, ci ludzie nie mają najlepszego czasu. Obrońcy „łatwego kredytu” mówią nam, że słabsza waluta jest bodźcem dla eksportu, ale w przypadku Japonii słabszy jen podnosi ceny energii, ponieważ kraj ten jest mocno uzależniony od importu surowców energetycznych.

Wcześniej uważano, że Japończycy nie konsumują wystarczająco dużo, gdyż ceny nie rosły wystarczająco szybko, teraz być może nie kupują  wystarczająco dużo, ponieważ ceny rosną. Problem z wspieraniem „wzrostu nominalnego” polega na tym, iż ucierpieć może „realna siła nabywcza”.

Jeżeli to wszystko wydaje się zagmatwane, pan Greetham z Fidelity daje nam nadzieję. Być może potrzebujemy większej łodzi — silniejszego stymulowania rynku.

Być może rynek papierów wartościowych musi zejść do niższego poziomu przez okres następnych kilku miesięcy, nim rząd oraz Bank Japonii otrząsną się ze swojego samozadowolenia [...] Gdy w polityce wewnętrznej nastąpi odprężenie, a nieuchronnie tak będzie, powróci kwestia japońskiej giełdy.

To jest właśnie problem z keynesistowskim stymulowaniem gospodarki, ciągle musisz robić tego więcej, żeby przezwyciężyć niezamierzone konsekwencje. Nie wiem, czy pan Greetham ma rację co do giełdy. Ale jedna rzecz wydaje mi się całkiem oczywista. Gdyby można było na stałe ulepszyć gospodarkę poprzez politykę „łatwego kredytu” i deprecjację waluty, Argentyna byłaby dzisiaj jednym z najbogatszych krajów na świecie, jak zapewne było na początku XX wieku, zanim jej niekompetentne rządy zaczęły obniżać wartość pieniądza. Żaden kraj nie stał się zamożniejszy poprzez obniżanie wartości swojej waluty i rabowanie oszczędzających. To się źle skończy — chociaż pewnie nie prędko.

Na wynos

Co to wszystko znaczy? — Nie wiem (I oczywiście mogę się mylić), ale myślę, że będzie tak: Europejski Bank Centralny zmniejszy stopy w czerwcu, ale nie jest to najbardziej reklamowana i oczekiwana polityka w ciągu długiego czasu. Zwolennicy euro będą rozczarowani. Europejski Bank Centralny nie pójdzie „na całość” — nie ma też powodu, by tak robić. Mam przeczucie, że wyraźne osłabienie euro jest ciągle nieprawdopodobne.

Moim skromnym zdaniem, wbrew przekonaniom rynku, EBC prowadził do tej pory politykę najmniej złą spośród wszystkich najważniejszych banków centralnych. Do tej pory żadnego poluzowania polityki pieniężnej, suma bilansowa nawet się zmniejszyła; brak działalności na większą skalę. Co tu ma się nie podobać?

Pani Pettifor i jej koledzy nienawidzący oszczędzających postawią na swoim, więc żadne poważne ograniczenie ekspansji na razie nie nastąpi, także w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Banki centralne widzą teraz swoją główną rolę we wspierania rynków, gospodarki, banków oraz rządu. Są wręcz przerażone jakimkolwiek wykolejeniem czegokolwiek poprzez politykę ograniczeń. Wyższa inflacja doprowadzi do problemów, ale można tylko zgadywać, kiedy to się stanie. Jej wzrost nie spotka się z sensowną odpowiedzią banków centralnych.

Spróbuje się Abenomiki, która w końcu rozczaruje. Pytanie, czy będzie wdrażana na taką skalę, by spowodować katastrofę, czy spotka ją cicha „eutanazja”, tak jak pan Shirakawa wydaje się sugerować. W Dartmouth twierdził, „że otrzymał ciche wsparcie od niektórych japońskich liderów biznesu, którzy oficjalnie dołączyli do kampanii wywierania presji na Bank Japonii. Jak powiedział:

Zaskakujące, że dyrektorzy spółek mówią prywatnie co innego niż publicznie. W prywatnych rozmowach mówią: „Nie, nie, mamy już dość tej ogromnej płynności — to nie brak pieniędzy ogranicza nasze inwestycje”.

Kategorie
Inflacja Pieniądz Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Earle_Zmierzch zasady nowojorskiej pizzy

Inflacja

Earle: Zmierzch zasady nowojorskiej pizzy

Korelacja między zmianą ceny biletu nowojorskiego metra a zmianą ceny kawałka zwykłej pizzy jest od pewnego czasu postrzegana jako zwiastun inflacji.

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.

800px-nbp-entry-ab

Polityka pieniężna

Rapka: Czy czeka nas druga fala inflacji?

Co zrobi NBP i nowy rząd?

Hazlitt_Lenin_mial_racje

Historia gospodarcza

Hazlitt: Lenin miał rację

Podobno Lenin stwierdził, że najlepszym sposobem na zniszczenie systemu kapitalistycznego jest zepsucie waluty...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 3
JS

Tekst jest bombowy: krytyczny, celny i przystępny. Należałaby mu się lepsza oprawa niż strony IM (z całym szacunkiem :) i łamy ogólnopolskiej gazety (tylko której?!). Nie myśleliście o tym by co bardziej przystępne teksty publikować np. na medium.com?

Odpowiedz

akapek

Najwyższy Czas? :)

Odpowiedz

nyen

Może ktoś ze społeczności mi pomoże z problemem:
Czy są jakieś opracowania austriackie o wpływie spadku ilości pieniądza na gospodarkę? Jest bardzo dużo o odwrotnej sytuacji, ale o spadku podaży pieniądza nie mogę nic znaleźć. Czy to daje efekt pozytywny czy negatywny?

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.