KRS: 0000174572
Powrót
Globalizacja

Benedyk: Pieniądz i globalizacja według Songa Hongbinga – krytyka

24
Mateusz Benedyk
Przeczytanie zajmie 16 min
Song_Hongbing1.png
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Benedyk
Wersja PDF, EPUB, MOBI

Hongbinga

  • Song Hongbing odwiedził niedawno Polskę i we Wrocławiu wygłosił wykład o międzynarodowych stosunkach gospodarczych.
  • Pierwsza część wykładu dotyczyła międzynarodowego systemu pieniężnego. Hongbing niestety błędnie scharakteryzował wpływ polityki pieniężnej Stanów Zjednoczonych na kraje rozwijające się, co stawia pod znakiem zapytania wiele jego tez dotyczących światowej gospodarki.
  • W drugiej części Chińczyk promował koncepcję nowego jedwabnego szlaku jako alternatywę dla obecnego modelu globalizacji. Koncepcja jedwabnego szlaku ma jednak liczne wady.

Pierwszego grudnia 2016 r. miałem okazję uczestniczyć w wykładzie chińskiego ekonomisty Songa Hongbinga, autora poczytnych książek z cyklu Wojna o pieniądz. Jak do tej pory nie miałem okazji zapoznać się z twórczością Chińczyka, więc postanowiłem posłuchać, co ma do powiedzenia na temat „Światowa gospodarka w kryzysie. Przyczyna, następstwa, co dalej?”.

Wykład Songa Hongbinga podzielony był na dwie wyraźne części. Pierwsza dotyczyła współczesnego międzynarodowego systemu walutowego, druga zaś sporów o kształt globalizacji. Chciałbym podzielić się swoimi uwagami co do obu tych części. Uwagi te oczywiście odnoszą się do treści prezentowanych na wykładzie — nie wiem, na ile są one zbieżne z tym, co Song Hongbing pisze w swoich książkach.

Międzynarodowy system walutowy według Songa Hongbinga

Międzynarodowy system walutowy według Songa Hongbinga działa mniej więcej tak:

  1. A) System Rezerwy Federalnej (Fed) w Stanach Zjednoczonych kreuje rezerwy dolarowe. Proces ten szczególnie się zintensyfikował zwłaszcza po kryzysie finansowym, kiedy to w ramach luzowania ilościowego (QE) Fed zalał rynek nowymi rezerwami dolarowymi.
  2. B) Dolarowe rezerwy rozpływają się po świecie poprzez wymianę handlową czy przepływy kapitałowe. Chiny (i inne państwa rozwijające się) muszą na podstawie rezerw dolarowych kreować własny pieniądz, by nie stracić na konkurencyjności. Jeśli tego by nie robiły, to ich waluty by się umocniły, co podkopałoby ich rolę w światowej produkcji i utrudniło eksport. Dlatego też istnieje automatyczne przełożenie napływu rezerw dolarowych na kreację pieniądza w państwach rozwijających się.
  3. C) Kreacja pieniądza i długu prowadzi do baniek cenowych i nie przekłada się na realny wzrost dobrobytu. Zadłużenie (prywatne i publiczne) w Chinach sięga już prawie 300% PKB, podobną sytuację mamy w wielu krajach rozwiniętych. Wydaje się, że mogą zaistnieć poważne problemy z obsługą tego długu, co spowolni rozwój gospodarczy. Widać także wyraźne bańki cenowe, choćby na chińskim rynku nieruchomości. Jednocześnie w Stanach Zjednoczonych polityka QE nie przynosi spodziewanych efektów i amerykańska gospodarka nie tworzy wystarczającej liczby dobrze płatnych miejsc pracy dla klasy średniej (tzw. breadwinner jobs).
  4. D) Ograniczenie QE przez USA wywołuje napięcia w krajach tworzących pieniądz na podstawie rezerw dolarowych. Bez dodatkowych dolarów państwa pokroju Chin nie mogą dalej kreować kredytu, a bez kolejnych zastrzyków pieniądza uzależnione od długu firmy i rządy popadają w tarapaty. Mowa tu zarówno o napięciach gospodarczych — problemach z obsługą długu, bankructwach — jak i o napięciach politycznych. Wygaszanie QE w 2014 r. zdaniem Hongbinga nieprzypadkowo zbiegło się z powołaniem państwa islamskiego w Iraku i Syrii oraz z konfliktem na Ukrainie. Patrząc na jednostkowe zdarzenia, głosił Hongbing, łatwo się zagubić — potrzebujemy szerszych ram interpretacyjnych, żeby zrozumieć lepiej, co dzieje się na świecie. Analiza międzynarodowych relacji walutowych takie właśnie ramy nam daje.

Mówiąc w skrócie — tezy z punktów A) i C) są poprawne, a z B) i D) wprowadzają w błąd, choć zawierają gdzieniegdzie ziarenka poprawnej analizy.

Międzynarodowy system walutowy według Songa Hongbinga — komentarz

Co do punktu A) — prawie każdy ekonomista na świecie (oprócz Scotta Sumnera) uważa, że Fed prowadził po kryzysie finansowym bardzo luźną politykę pieniężną — zarówno obniżył trwale stopy procentowe, jak i wykreował sporo rezerw bankowych w ramach polityki QE. Teza Hongbinga jest tu niekontrowersyjna. 

Co do punktu B) — to najsłabszy element w układance Chińczyka. Tkwią w nim dwa istotne błędy. Pierwszy ma bardziej charakter teoretyczny: silna waluta nie musi prowadzić do utraty konkurencyjności. Drugi jest zdecydowanie bardziej empirycznej natury: między kreacją dolarowych rezerw a kreacją pieniądza na peryferiach nie ma automatycznego przełożenia.

Silna waluta w dzisiejszym świecie jest raczej wyrazem zaufania inwestorów do danej gospodarki i władz, które daną gospodarkę eksploatują, a nie prostym wynikiem porównywania tempa produkcji dwóch różnych walut. Im bardziej inwestorzy wierzą, że warunki gospodarowania i inwestowania w danym kraju są przyjazne i stabilne, tym oczekują niższych premii za ryzyko, niższych premii inflacyjnych i przez to więcej inwestują w danym kraju, co umacnia walutę kraju goszczącego inwestycje. Oczywiście — w krótkim okresie manipulacje stopą procentową banku centralnego mogą przynieść pożądane przez rządzących zmiany kursu walut, ale w dłuższym okresie ważniejsza raczej jest ocena otoczenia makroekonomicznego i poszanowania prywatnej własności[1].

Tak się składa, że stabilne otoczenie makroekonomiczne i poszanowanie prywatnej własności dobrze wpływają na konkurencyjność gospodarek. Firmy w takich warunkach chętnie inwestują, a sukces przedsiębiorstw zależy raczej od zadowolenia konsumenta niż od spełniania zachcianek polityków. Chociaż może się wydawać, że silna waluta może przeszkadzać eksporterom, to, oprócz lepszego otoczenia do inwestycji, istnieją jednocześnie mechanizmy niwelujące tę niedogodność. Silna waluta to przecież także pole do obniżania kosztów dzięki niższym cenom surowców czy możliwości korzystania z zagranicznych usług podmiotów zewnętrznych. Nie wydaje się zatem przypadkiem, że kraje z silną walutą są często wiodącymi globalnymi eksporterami. Wystarczy tu wymienić Szwajcarię, Niemcy i Japonię.

Tyle w kwestii obrony eksportu przed silną walutą. Jeśli chodzi o sprawę rezerw walutowych, to teza Hongbinga mogłaby być prawdziwa, gdyby cały świat był zdolaryzowany — używał dolara jako swojej waluty. Czyni tak np. Ekwador i kilka innych mniejszych państw. Niektóre państwa stosują model tzw. izby walutowej — kreują bazę monetarną swojej waluty jedynie na podstawie napływu wybranej waluty zagranicznej. W takim przypadku tezy Hongbinga też byłyby bliższe prawdy. Dolarową izbę walutową ma np. Hongkong, ale nie kontynentalne Chiny. Chiny, tak jak Polska, prowadzą własną politykę pieniężną, która nie jest w sztywny sposób powiązana z napływem dolara. Napływ dolarowych rezerw może być dla władz monetarnych jakimś punktem odniesienia, jednak w suwerennej decyzji tych władz pozostaje decyzja, co z rezerwami walutowymi zrobić. Bank centralny Chin czy Polski może skupować rezerwy walutowe i tym samym zwiększać krajową bazę monetarną, a może też je sprzedawać i bazę monetarną zmniejszać. Żadnego automatyzmu tu nie ma. Przyjęcie modelu izby walutowej lub dolaryzacja to także suwerenne decyzje poszczególnych państw, które można w każdej chwili odwrócić.

Oprócz tego, że nie ma prostego przełożenia napływu rezerw walutowych na bazę monetarną, to nie ma też prostego przełożenia wielkości bazy monetarnej na poziom akcji kredytowej. To, że dany bank centralny pompuje do sektora bankowego nowe rezerwy, nie oznacza, iż banki zaczną zwiększać akcję kredytową. Pomimo kilku lat kolejnych skupów aktywów przez Europejski Bank Centralny (kreowania rezerw), kredyt w strefie euro ani drgnął. Przyczyną tego nie jest bynajmniej zbytnia powściągliwość EBC w proinflacyjnych działaniach, ale raczej kiepska sytuacja gospodarcza i podwyższone wymogi kapitałowe, które razem wzięte skutecznie zniechęcają banki do udzielania kredytów. Prosty mnożnikowy model, w którym każda jednostka bazy monetarnej jest niemal natychmiast obracana w kredyt przestał działać dekady temu i jedynie siłą inercji pozostaje w podręcznikach do makroekonomii.

Żeby nie być gołosłownym — zapowiadałem wszak punkt empiryczny — zerknijmy, jak w ostatnich latach kształtowała się sytuacja pieniężna w Chinach. Na poniższym wykresie mamy trzy wskaźniki, których wartość wyrażona jest w indeksie (lipiec 2014 roku to wartość 100). Zielona linia to rezerwy walutowe Chin, czerwona to baza monetarna w Chinach, a niebieska to chiński agregat pieniężny M1 (czyli w uproszczeniu: gotówka plus depozyty na żądanie).

Wykres 1. Rezerwy walutowe, baza monetarna i agregat M1 w Chinach. Indeks: lipiec 2014=100. Źródło: Federal Reserve Bank of St. Luis.

Na wykresie widzimy, że wszystkie trzy wskaźniki rosły w podobnym tempie do połowy 2014 roku. Od tego jednak czasu zachowanie analizowanych wskaźników pokazuje, jak błędne są tezy Hongbinga. Chociaż rezerwy walutowe odpływają z Chin (spadek o 20%), to chiński bank centralny pompuje w chińską gospodarkę nowy pieniądz (wzrost bazy monetarnej o 10%), a banki kreują jeszcze szybciej nowy kredyt (wzrost M1 o 40%). Zakończenie QE w Stanach Zjednoczonych (o czym będzie w komentarzu do punktu D)) nie związało wcale rąk chińskim władzom monetarnym, które nakręcają ekspansję kredytową pomimo odpływu dolarowych rezerw. Po co Chinom te nowe kredyty? — o tym pod koniec tekstu.

Nie oznacza to, że nie istnieją związki pomiędzy polityką pieniężną Stanów Zjednoczonych a tym, co dzieje się w światowej gospodarce. Ekspansywna polityka pieniężna w USA może zachęcać kapitał spekulacyjny do inwestowania w ryzykowne projekty w krajach rozwijających się, o czym pisał np. Arkadiusz Sieroń. Ze wzrostem zadłużenia denominowanego w walutach obcych można sobie jednak poradzić, choćby nie osłabiając celowo własnej waluty, czy, jak Polska, wprowadzając odpowiednie regulacje. 

Co do punktu C) — to jest on, podobnie do A, niekontrowersyjny i relatywnie duża część ekonomistów by się pod nim podpisała. Najlepszy opis procesu niszczenia gospodarki przez nadmierną kreację długu daje oczywiście austriacka teoria cyklu koniunkturalnego, ale i ekonomiści głównego nurtu dostrzegają często niebezpieczeństwa związane z nagłym wzrostem długu czy narastaniem baniek cenowych. Dodajmy, nawiązując jeszcze do punktu B), że o możliwych problemach ze spłatą dolarowego długu w krajach rozwijających się ostrzega choćby Bank Rozrachunków Międzynarodowych.

Co do punktu D) — prawdą jest, że zmiana polityki pieniężnej w USA może doprowadzić do trudności z obsługą dolarowych długów poza granicami USA. Firmy, które zarabiają w walucie brazylijskiej czy tureckiej, a obsługują zadłużenie w dolarach, mogą mieć problemy, jeśli dolar umocni się względem ich macierzystych walut. Kraje z bardziej odpowiedzialną polityką pieniężną i dobrym klimatem dla długotrwałych, a nie tylko spekulacyjnych, inwestycji są jednak w stanie poradzić sobie z tym problemem. Trudności gospodarcze, jakie przeżywa Brazylia można po części przypisać opisanemu właśnie mechanizmowi.

Nie jest jednak prawdą, że mamy tu do czynienia z jakimś automatyzmem. Tak jak pisałem w komentarzu do punktu B) — rozkręcenie ekspansji kredytowej jest najczęściej wynikiem świadomej decyzji politycznej. Jej zakończenie lub próby kontynuacji — także. Najlepiej widać to na wspomnianym już przykładzie Chin. Chociaż Fed zakończył luzowanie ilościowe w 2014 roku i od tego czasu rezerwy walutowe odpływają z Chin, to chiński bank centralny nic sobie z tego nie robi i w ramach kolejnych pakietów stymulacyjnych pompuje w żyły chińskiej gospodarki świeży kredyt, nabijając wskaźniki PKB do wyników oczekiwanych przez pekińskich decydentów.

Nie przekonują mnie także tezy Hongbinga o politycznych implikacjach ograniczania QE. Żeby pokazać związek między brakiem dolarowych rezerw a sytuacją w Syrii, Iraku czy na Ukrainie, musiałby pokazać, jak te kraje i ich klasa rządząca byli od dopływu dolarowych rezerw uzależnieni. Bez tego typu dodatkowej analizy (być może przedstawia ją gdzieś w swoich książkach) twierdzenia Hongbinga są zwyczajnie puste i nic nie wnoszą do naszego zrozumienia światowej polityki.

Nowy model globalizacji

Druga część wykładu Hongbinga dotyczyła modeli globalizacji. Wedle Hongbinga stoimy przed podwójnym wyborem w kwestii dalszych losów globalizacji: w jednym przypadku sprawa dotyczy systemu pieniężnego; w drugim chodzi o stosunki handlowe i rolę korporacji oraz rządów.

Monetarna rzeka kontra monetarne jezioro

Obecny system pieniężny zdaniem Hongbinga można opisać metaforą rzeki. Mamy jedno źródło — amerykańskiego dolara — które następnie rozlewa się na kolejne kraje. Przez to Amerykanie kontrolują cały system pieniężny i zbierają zyski z produkcji pieniądza. Zamiast tego modelu powinniśmy, według chińskiego ekonomisty, przejść na model monetarnego jeziora, czyli systemu, w którym o podaży pieniądza nie decyduje tylko jeden ośrodek. Tak jak do jeziora może spływać wiele licznych rzek, tak i o produkcji pieniądza powinny decydować nie tylko Stany Zjednoczone. Zamiast hegemonii dolara powinniśmy rozważyć takie opcje jak: standard złota, SDR, Bitcoin.

Monetarna rzeka kontra monetarne jezioro — komentarz

Z tym punktem mam pewien problem — zgadzam się z tym, że standard złota czy Bitcoin byłyby lepszymi rozwiązaniami niż obecny system pieniężny, ale nie jestem pewien, czy zgadzam się z Hongbingiem co do uzasadnienia takiego kierunku zmian. Metafora użyta przez Chińczyka zdaje się wskazywać, że głównym argumentem za powrotem do standardu złota jest według niego możliwość podziału zysków z produkcji pieniądza pomiędzy różnych graczy. Dla mnie ważniejsze jest poddanie sfery produkcji pieniądza reżimowi wolnej konkurencji, co mogłoby znacznie utrudnić choćby nagłą kreację ekspansji kredytowej przez władze i tym samym pozwolić uniknąć niekorzystnych skutków nadmiernego wzrostu długu. Nawet jeśli wyobrazimy sobie nierealistyczny scenariusz, że po powrocie do standardu złota jeden producent opanowałby praktycznie cały sektor wydobycia złota i wybijania monet i sztab, to i tak byłby to system lepszy niż obecna dominująca pozycja dolara amerykańskiego.

Hongbing w jednym szeregu obok złota i Bitcoina postawił SDR-y, czyli specyficzną quasi-walutę MFW, opartą na koszyku kilku pustych państwowych walut (ostatnio także chińskiej). Sugeruje to, że Chińczykowi raczej zależy na tym, żeby chińskie władze skorzystały też na specyficznej rencie menniczej, jaka wiąże się z statusem światowej waluty rezerwowej, a nie na oddaniu pieniądza pod kontrolę konsumentów i przedsiębiorców posługujących się kalkulacją ekonomiczną.

TPP kontra nowy jedwabny szlak

Według Hongbinga globalizacja może obecnie przybrać dwie postaci, jeśli chodzi o kształt stosunków handlowych i tworzenia reguł tymi stosunkami rządzącymi. Pierwszą postacią jest globalizacja na kształt umowy handlowej TPP. Ta umowa zdaniem Chińczyka prowadzi do dyktatu korporacji, tworzenia mało zrozumiałych regulacji i zamyka współpracę międzynarodową. TPP oznacza (w przenośni), że użytkownicy iPhone’ów nie mogą dzwonić do użytkowników telefonów z Androidem.

Zamiast tego powinniśmy skupić się na takich projektach jak nowy jedwabny szlak. Nowy jedwabny szlak to międzynarodowy projekt, który skupia się na budowie lepszej infrastruktury do transportu dóbr pomiędzy Azją a Europą. Na wzór sieci szybkiej kolei w Chinach południowo-wschodnią Azję powinny łączyć z Europą szybkie linie kolejowe, które umożliwią transport towarów w dwa dni. Ważnym punktem przeładunkowym na tym szlaku miałaby być Polska. Finansowanie inwestycji infrastrukturalnych odbywałoby się przez takie instytucje jak Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, do uczestnictwa w którym zaproszeni są wszyscy chętni. Nowy jedwabny szlak opiera się zatem, według Hongbinga, na zdroworozsądkowych regułach — jest formułą otwartą i pozostawia kontrolę nad procesem rządom narodowym, a nie korporacjom. Na jedwabnym szlaku użytkownik iPhone’a może dogadać się bez problemu z użytkownikiem Androida.

TPP kontra nowy jedwabny szlak — komentarz

Zwolennicy wolnego handlu mają czasami problem z umowami pokroju TPP. Choć niektóre rozwiązania zawarte w takich umowach — zwłaszcza obniżenie bądź likwidacja ceł, znoszenie ograniczeń ilościowych na przywóz dóbr, wzajemne uznawanie kwalifikacji zawodowych itp. — są warte bezwarunkowego poparcia, to politycy potrafią do umów przemycić też rozwiązania niekorzystne dla obywateli np. pod płaszczykiem harmonizacji regulacji zwiększa się bariery wejścia na niektóre rynki, wymusza się na państwach słabiej rozwiniętych rozszerzanie zakresu obowiązywania praw patentowych, ogranicza się prawo do prywatności itp. Dlatego też często trudno zająć jednoznaczne stanowisko wobec takich umów. Przyznam się, że nie bardzo wiem, co znajduje się w treści umowy TPP, a jako że USA prawdopodobnie do tej umowy nie przystąpią, to nie bardzo widzę sens, by ten temat zgłębiać. Ostatnio w Polsce mieliśmy jednak debatę na temat umowy CETA. Względem CETA podnoszono zarzuty bardzo podobne do tego, co Hongbing mówił o TPP. Bliższe zainteresowanie kształtem CETA sprawiło jednak, że stałem się umiarkowanym zwolennikiem wprowadzenia tej umowy w życie. Chociaż istnieją uzasadnione obawy co do niektórych części umowy, to z pewnością nie wprowadza ona dyktatu korporacji nad naszym życiem, a przede wszystkim znosi masowo cła w handlu z Kanadą. Zawarta w umowie możliwość odwołania się firm do międzynarodowego arbitrażu może być wykorzystana zarówno w obronie wolności gospodarczej (np. obrona przed nacjonalizacją inwestycji), jak i przeciwko niej (obrona przed niezbyt prawdopodobną, acz możliwą, gruntowną reformą eliminującą prawo patentowe). Po pobieżnej kwerendzie internetowej wnoszę, że zupełnie podobnie może być z TPP — raczej jest demonizowana na wyrost.

Propozycja nowego jedwabnego szlaku jest zgoła innej natury. Nie mówimy tu bowiem o zmianie abstrakcyjnych reguł rządzących handlem i inwestycjami, ale o konkretnej propozycji biznesowej chińskiego rządu dla innych państw. Ta propozycja może dać opłakane rezultaty co najmniej z kilku powodów.

Po pierwsze, w infrastrukturę można przeinwestować. Budowanie kolejnych kilometrów dróg, kolei, stawianie kolejnych lotnisk może okazać się w pewnym momencie nieopłacalne — zbudujemy w końcu obiekty, których przydatność dla gospodarki będzie mniejsza niż wartość zużytych do budowy materiałów i wykonanej pracy. Że w infrastrukturę można przeinwestować przekonała się niedawno Hiszpania, która po wybudowania wspaniałych autostrad, szybkich kolei i nowoczesnych lotnisk wpadła w kilkuletnią recesję. Pamiętajmy, że handel między Chinami a Europą odbywa się już dziś. Nawet polskie firmy logistyczne regularnie wysyłają już dziś pociągi z towarami do Chin. Dodatkowe linie kolejowe mogą przyspieszyć ten handel i powiększyć zasięg opłacalnej wymiany, ale są to policzalne korzyści, które uzasadniają tylko niektóre inwestycje. O tym, czy dana linia jest przydatna dla gospodarki, informuje nas rachunek zysków i strat. Jeśli prezentujemy model gospodarczej globalizacji, to chcemy czegoś, co przyniesie nam korzyści, a nie będzie powodować straty.

Podczas wykładu zapytałem się Hongbinga, czy chińskie superszybkie koleje stawiane przez niego jako model do naśladowania są opłacalne z inwestycyjnego punktu widzenia — czy mają dodatni NPV/pozytywny IRR. Usłyszałem jedynie, że największa linia między Pekinem a Szanghajem przynosi zyski. Nie wiadomo jednak, czy mowa o pozytywnych przepływach gotówki (przychody ze sprzedaży pokrywają bieżące koszty utrzymania) czy o rzeczywistym zysku całego projektu (przychody amortyzują także koszty budowy całej linii). Próbowałem znaleźć jakieś dane o zyskowności chińskich kolei i raczej wskazują one, że są one konsumpcją, a nie inwestycją (1, 2, 3). Dzięki budowie kolejnych kilometrów szybkich kolei Chińczycy mogą pompować sobie PKB. Budowa ta jest finansowana przez ekspansję kredytową, opisaną w pierwszej połowie artykułu. Wydaje się raczej, że teraz Chińczycy chcieliby zdywersyfikować źródła finansowania kolejnych linii o międzynarodowy kapitał.

Po drugie, trudno sobie wyobrazić, by w rzeczonym banku miało nie dojść do korupcji na wielką skalę. Taką korupcję wykryto i ujawniono w samych Chinach przy budowie tamtejszej wspaniałej, superszybkiej kolei w 2011 roku. Dodajmy tylko, że w powstającym banku, który miałby jedwabny szlak finansować, najwięcej głosów mają Chiny, Indie i Rosja — i, co by nie mówić, to nie są to kraje znane z transparentności zamówień publicznych i braku korupcji. Wskazuje się także na niestabilność polityczną krajów, w których miałyby być zlokalizowane inwestycje jedwabnego szlaku, jako ważne ryzyko.

Po trzecie, nie można się koncentrować tylko na fizycznej produkcji dóbr. Przemysł to cały czas ważna część gospodarki, ale zatrudnienie w tej branży regularnie spada. Dzieje się tak praktycznie w całym rozwiniętym świecie. Podczas wykładu zapytałem się wprost, czy propozycja budowania kolei nie jest dziewiętnastowieczną odpowiedzią na dwudziestopierwszowieczne problemy. W odpowiedzi usłyszałem, że niedocenianie przemysłu to powód zwycięstwa Donalda Trumpa, a w wielu państwach, np. w Niemczech większość ludzi dalej pracuje w przemyśle i tak jeszcze będzie przez wiele lat.

Wykres 2. Zatrudnienie w przemyśle jako procent ogólnego zatrudnienia w wybranych państwach. Źródło: Bank Światowy.

Na wykresie 2. widzimy, że w przemyśle niemieckim pracuje coraz mniejsza część zatrudnionych i jest to raczej typowy trend dla rozwiniętych krajów. Nie da się wykluczyć, że w krajach gorzej rozwiniętych będziemy świadkami drobnych skoków zatrudnienia w przemyśle (jak choćby w Polsce około 2008 roku), ale nic nie wskazuje na to, że trendy w tym przypadku miałyby się odwrócić. Nie twierdzę oczywiście, że fizyczna infrastruktura nie jest ważna. Podejrzewam, że w kwestii transportu dóbr czeka nas jeszcze wiele wspaniałych innowacji, ale wolałbym, by nie były one finansowane kosztem podatników, a zamiast tego przechodziły normalny test znalezienia rynkowego finansowania.

Podsumowanie

Po wrocławskim wykładzie nie czuję się zachęcony do lektury książek Hongbinga. Chociaż jego analiza zawiera zdroworozsądkowe, poprawne elementy i niektóre jego recepty dla świata (złoto czy Bitcoin) są atrakcyjne dla wolnościowców, to wiele przesłanek jego rozważań jest chybionych i raczej zaciemnia nasze zrozumienie światowej gospodarki, aniżeli ją dobrze wyjaśnia.

 

[1] Im niższy deficyt finansów publicznych, im niższe wydatki publiczne, im większa skłonność do prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw, im łatwiej odzyskać długi itd., tym chętniej inwestorzy chcą lokować swój kapitał w danym kraju.

Kategorie
Ekonomia międzynarodowa Globalizacja Komentarze Teksty

Czytaj również

Lloyd_Czy-nastąpił-koniec-ery-globalizacji.jpg

Globalizacja

Lloyd: Czy nastąpił koniec ery globalizacji?

Jak głęboko zmieni się świat?

de-Rugy_Nie-obwiniajcie-globalizacji-za-COVID-19.jpg

Globalizacja

de Rugy: Nie obwiniajcie globalizacji za COVID-19

Jak zawsze, łatwo jest narzekać na globalizację i wolny rynek...

de-Rugy_Nie-obwiniajcie-globalizacji-za-COVID-19.jpg

Globalizacja

Jasay: „Globalizacja” i jej krytycy

„Globalizacja” jest obwiniana o wiele rzeczy, z których dwie się wyróżniają...

Weiss_Jak-się-zmieniło-podróżowanie-w-Europie.jpg

Spółki Skarbu Państwa i prywatyzacja

Weiss: Jak zmieniło się podróżowanie w Europie

Piękno rynku w działaniu...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 24
pawel-l

Książka nie zawiera nawet indeksu, a jednym ze źródeł cytatów jest Henryk Pająk.
Można ją podsumować: bankierzy są źli, tylko państwo nas uratuje.

Odpowiedz

nvm

Chciałbym tutaj dodać iż, obecnie państwa importujące ropę naftową, aby tę ropę kupić, muszą najpierw kupić dolary.
Obecnie również większość towarów jest transportowana drogą morską, kontenerowcami. Jedwabny Szlak ma w zamierzeniu odwrócić ten trend. Jak wszystkie projekty polityczne, jego rentowność ma drugorzędne znaczenie.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, to Iran sprzedaje ropę, rozliczając się w euro, a Rosja akceptuje od Chińczyków juany w zamian za swoją ropę. Przymusu używania dolara nie ma, choć jest to z wielu względów wygodne.
http://russia-insider.com/en/politics/saudi-arabia-has-lost-asia-russia-now-chinas-biggest-oil-partner/ri12611
http://www.cnbc.com/2016/02/07/iran-wants-euro-payment-for-new-outstanding-oil-sales.html
Transport lądowy Azjii z Europą jak najbardziej istnieje - nie trzeba go od nowa wymyślać. Właściwe pytanie brzmi - w jakie szlaki warto inwestować? Czy handel kolejowy może być tańszy/efektywniejszy? Do transportu ropy/gazu pewnie tańsze niż kolej są rurociągi.

Odpowiedz

Lulla

Publikowanie na www zamiast w czasopiśmie naukowym jest chyba nieprofesjonalne. wydaje się że najbardziej przyjęta jest formą polemiki wwprestizowym czasopiśmie, nawet w formie listu.
To że Pan coś sobie nadrobie w sieci nie spowoduje że Song będzie mógł się do tego odnieść, albo że w ogóle będzie wiedział o tej polemice.
Pomijam fakt języka pl bo to oczywiste.
Zadziwiające że te wątpliwości nie zostały przedstawione na spotkaniu.

Odpowiedz

Randology

Ten tekst polemizuje z autorem książki popularno-ekonomicznej/politycznej, a nie z tekstem opublikowanym w prestiżowym czasopiśmie - to nie materiał do takiego czasopisma, bo dyskusja od początku na takim poziomie nie była.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Czasy i technologia się zmieniają, nauka takoż. Spora część dyskusji ekonomicznych odbywa się dziś w blogosferze. Recenzowanych pism prawie nikt nie czyta, więc nie bardzo się angażuję w pisanie w takich formach. Pisaliśmy o tym ostatnio na naszej stronie: http://mises.pl/blog/2016/11/19/lattier-naukowcy-pisza-bzdury-ktorych-nikt-nie-czyta/

Odpowiedz

Laik

Czasopisma z czuba rankingu jednak trochę osób czyta :wink: https://ideas.repec.org/top/top.journals.all.html

Odpowiedz

Janun

Większych bzdur nie czytałem jak w tym artykule. Nie można obalać tez w sposób polegający na przedstawieniu swoich tez zastępczych, bez powołania się na jakieś badania czy źródła. Autor artykułu może powinien najpierw zapoznać się z książkami Hongbinga, bo w nichjest szczegółowo opisane to co w wykładzie zostało tylko zaznaczone. Do tego tezy jakie rzekomo miał przedstawiać chiński ekonomista są przedstawiane opacznie.

Odpowiedz

Lupa

Wątpię. Po wykładzie wnioskuje, ze czytanie jego książek to strataczasu. Polecam coś sensowniejszego od spiskowych teorii.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Zalinkowałem do nagrania z wykładu - każdy może się przekonać, czy i ewentualnie jak przeinaczam tezy Hongbinga. Starałem się go interpretować możliwie życzliwie, ale oczywiście czegoś mogłem nie zrozumieć. Chętnie dowiem się czego.

Odpowiedz

Jarosław

Proszę spojrzeć na ten sam wykres nr 2, ale z nałożeniem Chin, gdzie od 2001 roku mamy wzrost udziału zatrudnienia w przemyśle w ogólnym zatrudnieniu. Kwestią dyskusyjną jest na pewno, czy te dane odzwierciedlają rzeczywistość, ale jeśli tak to oznaczałoby to przesunięcie tych miejsc pracy w przemyśle z krajów rozwiniętych do krajów rozwijających się.
Próbował Pan dotrzeć do danych po roku 2010?

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

W przypadku Chin jest jakiś wyraźny problem z ciągłością danych - inaczej nie da się wytłumaczyć skoku z 18 na 42 procent zatrudnionych w przemyśle z roku 2001 do 2002. (W Banku Światowym zatrudnienie w chińskich usługach skacze nagle z 16 do 51% z 2002 do 2003 http://data.worldbank.org/indicator/SL.SRV.EMPL.ZS?contextual=default&end=2010&locations=US-DE-PL-GB-CH-CN&name_desc=false&start=1987&view=chart) Dane z innego źródła sugerują jednak, że ewolucja gospodarki chińskiej jest typowa i ludzie z rolnictwa najpierw przechodzą do przemysłu, a potem do usług, a z czasem i sektor przemysłowy zaczyna maleć, jeśli chodzi o zatrudnienie.
https://www.statista.com/statistics/270327/distribution-of-the-workforce-across-economic-sectors-in-china/

Odpowiedz

Leszek Niedziela

Zgadzając się co do diagnozy obecnego patologicznego stanu rynków finansowych, chciałbym dorzucić do dyskusji własne przemyślenia. Obecnie Świat boryka się z nadmiarem pieniądza dłużnego, czego skutkiem są bańki spekulacyjne. Najpopularniejszym pomysłem na uzdrowienie sytuacji jest powrót do parytetu złota. Osobiście nie uważam tego za dobre rozwiązanie. Pamiętajmy, że Deutsche Bank przyznał się do manipulacji na rynku złota. Jeżeli jeden bank może wpływać na rynek złota, nie jest to dobry sposób na gwarantowanie wartości pieniądza. Uważam, że parytet złota prowadzi do błędnej spirali inflacji. Wzrost cen złota pozwala na dodatkową emisję pieniądza. Złoto, jako jedyna forma gromadzenia bogactwa dająca 100% gwarancję wartości, w konsekwencji przyciąga znaczną część oszczędności powodując dalszy wzrost cen i emisji kolejnego pieniądza. Spowoduje to realny spadek wartości pozostałych oszczędności i samego pieniądza, ze względu na coraz wyższą cenę złota.
Innym pomysłem jest waluta na bazie SDR, czyli koszyka najważniejszych walut światowych. Moim zdaniem, jest to dokładna kopia kryzysu subprime z 2008 roku, gdy stworzono „nowy produkt” łącząc różnej jakości kredyty hipoteczne. Jeśli nową jakością ma być SDR, na bazie obecnie bankrutujących walut, to ja dziękuję, dopóki będę miał wybór nie skorzystam.
Chcę poddać pod dyskusję pomysł waluty z parytetem energii. Jednostka waluty powinna odzwierciedlać stałą, niezmienną porcję energii. W ten sposób będziemy mieli gwarancję wartości waluty. Rynek energii jest o wiele większy od rynku złota i ma znacznie stabilniejszy popyt i podaż, dzięki czemu o wiele ciężej nim manipulować. Zniknie możliwość stosowania podatku inflacyjnego. Powszechna wiedza o produkcji energii, wiele surowców sprawi, że w przypadku zawyżania cen energii pojawią się nowi dostawcy. Obniżki cen będą wspierały rozwój całej gospodarki. Energię trudno przechowywać, ale każdy kraj posiada jakieś surowce, energetyczne kopalne, czy też w formie sprzyjających warunków dla rozwoju energetyki słonecznej lub wiatrowej, czy też każdy inny rodzaj surowców pożądanych w obecnych czasach. Chcąc chronić środowisko, poziom emisji CO2 może być podstawą opodatkowania producentów energii i wsparcia producentów niskoemisyjnych.
Jeśli chodzi o emisję pieniądza, to po pierwsze pozbawiłbym banki tej możliwości przez stosowanie systemu rezerw cząstkowych, jako przyczyny obecnych problemów. Banki powinny powrócić do roli wyłącznie pośrednika finansowego, ryzykującego własnym kapitałem, a nie oszczędzających. Prawo emisji pieniądza powinno należeć wyłącznie do narodu, bezpośrednio poprzez dochód podstawowy, lub pośrednio przez budżet państwa na inwestycje infrastrukturalne, łącznie z inwestycjami na rynku energii w przypadku manipulacji lub koncentracji podmiotów.
Kontrolę emisji pieniądza i kwestię podatków uregulowałbym następująco. Podatki dochodowe powinny być zlikwidowane. Głównym źródłem wpływów powinien być VAT oraz nowa emisja pieniądza w połączeniu z podatkiem od bazy monetarnej. Jako że pieniądz odzwierciedla określoną porcję energii, nie można zmniejszać jego wartości ujemnymi stopami procentowymi. Obecnie najwięksi i najbogatsi dzięki optymalizacji nie płacą podatków, dzięki fundacjom unikają podatków spadkowych. Niech każdy zarabia jak najwięcej i nie płaci podatku dochodowego, tylko powszechny podatek od kapitału, od środków w banku, czy według daty/numeru emisji pieniądza papierowego. Od tego się nie ucieknie.

Odpowiedz

Michał

Przyjmujesz tezę, że rynek energii ulega w mniejszym stopniu atakom spekulantów niż każdy inny. Można mieć co do takiego założenia dość duże wątpliwości. Ceny surowców ulegają permanentnym wachaniom a od 2008 spadają mimo, że spożycie wzrasta. Dodatkowo, która energia byłaby bazą? Ta pierwotna istniejąca w surowacach czy ta przetworzona na fizyczną i opomiarowana? Co ze stratemi? Sprawność turbiny to max 47%, układu kogeneracyjnego już 96% a np solarów 19%. Moe bazą byłby wskaźnik TOE? Diabeł zawsze tkwi w szczegółach i inrerpraetacjach.

Odpowiedz

Michał

W przypadku krajów wysokorozwiniętych mamy do czynienia przede wszystkim z eksportem wiedzy generującym znacznie wyższe przychody niż w przypadku produkcji. Sprawia to, że efektywność pracy w przeliczeniu na 1rbh jest znacznie wyższa. Osobiście uważam, że to jest kierunek, w którym powinna podążać nasza gospodarka.
By nie być posądzonym o puste frazesy podam prosty przykład:
jeśli w Polsce produkowane są samochody np. VW to do kraju wpływają pieniądze (ekstra), ale załóżmy, że wyprodukowanie jednego auta trwa 10h, koszt godziny pracy to 10 Jednostek Pieniężnych (JP) to całkowita wartość wyprodukowanego pojazdu wynosi 100 JP. Za taką kwotę auto jest sprzedawane do centrali w Niemczech, a tam w ciągu 1h sprzedawane dalej (na przykład do Hiszpanii) w cenie np. 200JP. Wynika z tego, że efektywność pracy w PL w przeliczeniu na 1rbh wynosi 10JP, a w Niemczech 100JP.
Oczywiście przykład ten jest mocno uproszczony i przejaskrawiony, ale mechanizm ten w swoich pryncypiach działa właśnie w taki sposób.
Powinniśmy zmierzać do tego, by opracowywać wysokospecjalistyczne technologie pozwalające na czerpanie profitów nie tylko z produkcji przemysłowej, ale też z licencjonowania technologii poza granice kraju.

Odpowiedz

łysy

'Zawarta w umowie możliwość odwołania się firm do międzynarodowego arbitrażu może być wykorzystana zarówno w obronie wolności gospodarczej (np. obrona przed nacjonalizacją inwestycji), jak i przeciwko niej (obrona przed niezbyt prawdopodobną, acz możliwą, gruntowną reformą eliminującą prawo patentowe). '

Rozumiem, że zdaniem autora patenty to wolność gospodarcza.

Jeśli źle zrozumiałem to proszę mnie poprawić.

Teza delikatnie mówiąc bardzo ryzykowna. chyba nam się "deliberalizuje" portal

Odpowiedz

EAM

Moim zdaniem z kontekstu wynika, że arbitraż może zostać użyte przeciwko wolności gospodarczej właśnie poprzez obronę prawa patentowego. Wyrażenie "(...)jak i przeciwko niej" tyczy się właśnie wolności gospodarczej, dalsze "(...)obrona przed niezbyt prawdopodobną, acz możliwą, gruntowną reformą eliminującą prawo patentowe" tyczy się właśnie wykorzystania arbitrażu, do zachowaniu przywileju patentowego poprzez korporacje. Moim zdaniem autor miał na myśli właśnie, że patenty nie są wolnością gospodarczą.

Odpowiedz

Mateusz Benedyk

Jest dokładnie tak jak pisze EAM - patenty to dla mnie przykład naruszania wolności gospodarczej.
Jeśli nie jest to jasne, to powtórzę.
Mechanizm arbitrażu może być użyty w słusznej sprawie. Na przykład kiedy państwo chce znacjonalizować majątek jakiegoś inwestora. Własność państwowa zła, własność prywatna dobra, a taki arbitraż może być tutaj dodatkową ochroną własności prywatnej.
Można sobie wyobrazić jednak, że arbitraż zostanie wykorzystany w celach niecnych. Możemy sobie zamarzyć, że technokraci z UE naczytają się Boldrina i Levine'a i uznają, że patenty nie mają sensu i zlikwidują ochronę patentową na poziomie europejskim, a poszczególne państwa zniosą swoje krajowe regulacje w tym względzie. Wtedy taka kanadyjska firma mająca patent zarejestrowany w UE mogłaby pewnie wygrać w sądzie arbitrażowym i uzyskać jakieś odszkodowanie. I taki scenariusz mi się nie podoba - wolałbym, żeby CETA nie wspominała o prawie własności intelektualnej.

Odpowiedz

Ultima Thule

Zwracam uwagę, że państwo ma prawo zrobić WSZYSTKO, gdyż jest suwerenem na swoim terytorium. To prawo nie wynika z ustaw, tylko z PRAKTYKI. Państwo tylko dlatego nie znacjonalizuje wszystkiego, bo państwo to konkretni ludzie i w większości przypadków ponieśli by za to szybko odpowiedzialność. Gdy np wchodzimy do czyjegoś domu jako goście, to właściciel tylko dlatego nas nie zbije i nie okradnie, bo mu się to najnormalniej w świecie NIE OPŁACA. Zresztą gość też, gdyby mógł, to by gospodarza zabił i okradł, a żonę sobie zabrał. Nie robi tego tylko dlatego, że obawia się retorsji i mu się to po prostu nie kalkuluje. Tak to więc wzajemna obawa i równowaga sił są przyczyną, że ten świat się jakoś kręci. Jednakże gdy tylko ta równowaga zostaje naruszona, np przez zmiany demograficzne, kulturowe, gospodarcze, klimatyczne, naukowo-techniczne (technologia), to zwykle dochodzi do konfliktu. Hitler doskonale znał potencjał militarny swojej armii, a nie doceniał potencjału ZSRR i USA, a nawet nie docenił potencjału Wielkiej Brytanii i jej lotnictwa.

Tak więc prowadząc rozważania o gospodarce nie powinniśmy zapominać, że całe prawo wisi na delikatnej nitce wzajemnego strachu i kalkulacji opłacalności. Dopóki każda strona ma coś do stracenia, to jest spokój. Gdy jednak pojawia się dynamiczna zmiana równowagi, to wszelkie prawa tracą sens. Zauważcie, że zarówno Hitler złamał wszelkie możliwe prawa, jak i później zwycięskie mocarstwa, które też łamały prawo na każdym kroku. Wiemy, jak to robił ZSRR, ale robiły to też USA, UK, Francja itp. Każdy, jak tylko mógł, to działał bezprawnie.

Prawo i relacje gospodarcze są wtórne wobec walki o zasoby.

Odpowiedz

Ultima Thule

Oto moje uwagi do tekstu:
.
1. Analizowane koncepcje Chińczyka sprawiają wrażenie intencjonalnych haseł ideologicznych.
.
2. W samym tekście znajduję niebezpieczne stwierdzenie, jak np uznawanie piramidy finansowej (nazywanej dla niepoznaki "krypto-walutą") za coś w rodzaju pieniądza. Bitcoin (BTC) nie ma z pieniądzem NIC WSPÓLNEGO. A jeżeli już ma, to tyle, co parapet z gotowaniem barszczu.
.
BTC to rodzaj punktów, które osoby sobie prywatnie przekazują i w zamian oczekują jakichś pieniędzy. Wszystko odbywa się dobrowolnie i nie ma żadnego mechanizmu windykacji wartości.
.
Tymczasem ISTOTĄ pieniądza jest to, że jest on ZAŚWIADCZENIEM ZOBOWIĄZANIA. Jest czymś w rodzaju weksla, który oznacza zobowiązanie wystawcy do zwrotu wartości w późniejszym terminie. Taka właśnie była oryginalna rola pieniądza !!!
.
I teraz przeanalizujmy, jak w tej roli spełniają się poszczególne koncepty:
.
- złoto: złoto ma kilka unikalnych cech: nie reaguje chemicznie, daje się łatwo i dokładnie dzielić, odróżnia się od wszystkich innych materiałów, przez co idealnie nadaje się do podkreślania roli jego posiadacza jako kogoś wyjątkowego. Złoto nadaje się idealnie, lepiej, niż jakikolwiek inny materiał naturalny na SYMBOLIKĘ WŁADZY. Kto ma złoto, ten ma WŁADZĘ. A jak nie ma złota, to musi je zdobyć siłą i wtedy ją ma. Jest to coś w rodzaju buławy, albo opaski kapitana zespołu: WYRÓŻNIK. Nie da się go sfałszować, podrobić, dorobić go więcej itp. (wydobycie jest na tyle powolne, że z dużym przybliżeniem możemy takie założenie przyjąć - koszty wydobycie zwykle nie pokrywają jego wartości, lub pokrywają w niewielkim stopniu). Dzięki temu, że złoto symbolizuje władzę, to posiadacz złota otrzymuje wartość, która zawsze przynosi korzyści. Jeżeli bowiem jego dłużnik nie zjawi się, aby wykupić złoto za inne dobro, będzie mógł sam użyć złota jako symboliki władzy, a władza daje korzyści w postaci dostępu do zasobów. Jeżeli sam nie będzie w stanie podołać temu zadaniu, wtedy zawsze znajdzie kogoś, kto będzie chciał zdobyć władzę i będzie potrzebował złota jako symbolu tego osiągnięcia.
.
Oczywiście jako władzę nie należy tu rozumieć jedynie stanowiska "króla". Chodzi o tu o KAŻDĄ sytuację, w której posiadacz złota zdobywa premię za chwilowe otrzymanie wyższej pozycji społecznej. Może to być np "władca jednego wieczoru", który dzięki złotu zdobędzie kobietę itp.
.
- pieniądz fiducjarny: tu pozornie mamy trudniej, bo wolnorynkowcy od zawsze podkreślają, że pieniądz fiducjarny jest "wypłukiwany z powietrza". Ale niech nas pozory nie zwiodą. Uważny obserwator dostrzeże i tutaj wśród popiołu "błysk dyjamentu". Otóż czym tak naprawdę jest pieniądz fiducjarny: jest to zobowiązanie PAŃSTWA do przyjęcia go w ramach rozliczenia swoich zobowiązań podatkowych. Jeżeli państwo jest słabe to nie potrafi ono skutecznie zmuszać ludzi do spłacania zobowiązań wobec niego, a więc i waluta emitowana przez takie państwo ma małą siłę, gdyż będzie na nią małe zapotrzebowanie. Jednakże obecne nowoczesne państwa trwające przez całe pokolenia dają względną gwarancję, że ich pieniądz będzie potrzebny do spłacania podatków także w przyszłości i to tworzy jego realną wartość, a nie (jak to myślą naiwni wolnorynkowcy) fakt, że pieniądz ma taką wartość, jaką ktoś chce za niego zapłacić. To naiwne myślenie bardzo się mści, gdy zaczynamy analizować taki byt, jak BITCOIN.
.
- bitcoin: jest to koncept punktów, które mają postać zapisu cyfrowego w systemie informatycznym. Pozornie nie można ich podrobić, ale jedynie w ramach danego rodzaju punktów. To znaczy nie można podrobić BTC1, ale można utworzyć nieskończoną liczbę takich bytów w postaci BTC2, BTC3 itd w nieskończoność. I te poszczególne byty będą NIEODRÓŻNIALNE.
Bitcoin tym się różni od pieniądza, że nie ma NIKOGO, kto byłby zobowiązany do jego odkupienia (jak w przypadku pieniądza fiducjarnego), ani nie ma innego rodzaju użytecznej wartości (jak w przypadku złota). Nie ma więc NIEZALEŻNEJ ścieżki dojścia do wartości. Jedyna możliwość odzyskania wartości to DOBROWOLNY DATEK innej osoby, ale o ile to rozwiązuje nasz lokalny problem, to nadal pozostaje nierozwiązany problem niewypłacalności BTC jako całości. Bo teraz problem przechodzi jedynie na INNĄ OSOBĘ !!! Jest to różnica FUNDAMENTALNA pomiędzy BTC, a złotem i pieniądzem fiducjarnym.
.
Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego ekonomiści i wolnorynkowcy promują ten koncept, który jest DOKŁADNIE SPRZECZNY z ideą Wolnego Rynku i jest zwykła PIRAMIDĄ FINANSOWĄ.

Odpowiedz

Waldek

Jak te Bitcoiny sfałszować, żeby nie były odróżnialne? Chętnie bym trochę skroił tych frajerów od BTC.

Odpowiedz

Ultima Thule

Nie zrozumiałeś mojego wpisu? Możesz sam sobie stworzyć własnego bitkojna. Takich bitkojnów jest obecnie setki o ile nie tysiące ...

Odpowiedz

Waldek

No ale jak zapłacić wymyślonym przez siebie Bitcoinem w sklepie, gdzie tylko oryginalnego chcą przyjmować?

Odpowiedz

Ultima Thule

Zauważ, że nie ma żadnej fizycznej lub prawnej dystynkcji pomiędzy różnymi wersjami bitkojna. Możesz ich tworzyć nieskończenie wiele i wszystkie będą identyczne. Jak więc chcesz uznać jeden za "oryginalny" ?

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.