KRS: 0000174572
Powrót
Nierówności dochodowe

Sieroń: Nierówności to złożona kwestia

11
Arkadiusz Sieroń
Przeczytanie zajmie 7 min
Sieroń_nierówności.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Arkadiusz Sieroń
Wersja PDF

nierówności

  • Na przestrzeni ostatnich kilku lat kwestia nierówności dochodowo-majątkowych stała się ważnym wątkiem w refleksji ekonomicznej.
  • Niestety jakość rozważań na ten temat jest często niezwykle niska. Brakuje rozróżnienia przyczyn stojących za wzrostem nierówności w niektórych krajach.
  • Przyjmowanie perspektywy bogatego Zachodu to kolejna słabość rozważań o nierównościach.
  • Dla wielu osób chłopcem do bicia stał się, jak to zwykle bywa, kapitalizm czy też często mętnie rozumiana „polityka neoliberalna”.

Złe nierówności

Podstawową ułomnością debaty publicznej na temat nierówności dochodowo-majątkowych jest brak analizy różnych czynników wpływających na ich dynamikę. Tymczasem określone zmiany w poziomie nierówności mogą być zarówno pozytywne, jak i negatywne — w zależności od ich przyczyn. Nierówności można określić jako złe, jeśli wynikają one z politycznych przywilejów. Klasycznym przykładem może być ratowanie banków bądź korporacji „zbyt dużych by upaść”. Subsydia, nadmierne regulacje zwiększające bariery wejścia, w tym licencje zawodowe, przywileje monopolistyczne, w tym patenty przyznawane np. koncernom farmaceutycznym — te wszystkie przejawy interwencjonizmu hamują proces rynkowej konkurencji, co ogranicza możliwość zarobkowania wielu osobom i powiększa nierówności.

Innym niepokojącym źródłem nierówności jest inflacja monetarna oraz związany z nią rozrost sektora finansowego i wzrost cen aktywów. Okazuje się bowiem, że nierówności zaczęły istotnie rosnąć w USA od lat 70. ubiegłego wieku, kiedy to znacznie wzrosło tempo przyrostu podaży pieniądza. Nierówności narastały generalnie podczas baniek spekulacyjnych wywołanych luźną polityką pieniężną, zaś spadały po ich pęknięciu: nieprzypadkowo udział w dochodzie najbogatszych 10 proc. amerykańskich gospodarstw domowych swoje szczyty osiągał przed wybuchem największych kryzysów gospodarczych w 1929 r. i 2008 r. Wzrost podaży pieniądza nigdy nie zachodzi równomiernie, lecz pewne podmioty otrzymują nowe pieniądze wcześniej niż inni. Tak samo ceny pewnych dóbr i usług, np. akcji czy innych aktywów finansowych, rosną szybciej niż innych. Słowem: polityka monetarna oraz inflacja zawsze pociągają za sobą pewne redystrybucyjne efekty, co dostrzegają już nawet nieczuli bankierzy centralni. Ponieważ bogacze posiadają więcej akcji niż osoby biedniejsze, nierówności mogły się ostatnio zwiększać na skutek wzrostu cen aktywów w wyniku niekonwencjonalnej polityki monetarnej — przykładowo Adam i Tzamourani pokazali, że na wzroście cen akcji w strefie euro zyskuje przede wszystkim 5 proc. najbogatszych gospodarstw domowych.

Dobre nierówności

Wzrost nierówności może też wynikać z naturalnego rozwoju gospodarczego. Progres nigdy nie następuje przecież równomiernie, lecz stopniowo, co częściowo wynika z tego, że początkowo jedynie nieliczne jednostki wykorzystują nowe rynkowe możliwości zwiększające ich produktywność. Przykładem może być stopniowa migracja ze wsi do miast w czasach rewolucji przemysłowej, która początkowo nierówności zwiększała (co miała obrazować tzw. krzywa Kuznetsa). Jakkolwiek może to być przykre, że nie wszyscy mogli od razu wziąć w tej „wielkiej ucieczce” przed nędzą, jak ujmuje to Angus Deaton, rewolucja przemysłowa poprawiła sytuację setkom milionów ludzi. Tylko najwięksi fetyszyści niskiego współczynnika Giniego, czyli najpopularniejszego miernika nierówności, mogliby protestować przeciwko temu zjawisku.

Współczesną pozytywną przyczyną wzrostu nierówności jest wzrost gospodarczy wynikający z globalizacji. Globalizacja wydźwignęła miliony osób z ubóstwa — jak pokazuje poniższy wykres sporządzony na podstawie danych Banku Światowego (pisał też o tym niedawno Jan Cipiur na łamach Obserwatora Finansowego).

Wykres 1: Udział światowej populacji żyjącej w skrajnym ubóstwie w latach 1820-2015.


W 1820 r. 94 proc. światowej populacji żyło w skrajnej biedzie, sto pięćdziesiąt lat później wciąż było to 60 proc., zaś obecnie procent ten spadł poniżej 10 proc. Skutkiem ubocznym według niektórych badaczy jest jednak wzrost konkurencji na globalnym rynku pracy w segmencie pracowników niewykwalifikowanych, co negatywnie oddziałuje na dochody wielu pracowników w krajach rozwiniętych. Można oczywiście rozdzierać szaty nad wzrostem nierówności w wyniku globalizacji, ale oznacza to przyjęcie założenia, że relatywna sytuacja ekonomiczna klasy średniej w krajach rozwiniętych jest ważniejsza od absolutnej poprawy w dobrobycie wielu Chińczyków i Hindusów. Wychodzi więc na to, że wiele osób teoretycznie pochylającymi się nad ludzką niedolą (jak np. autorzy populistycznego i błędnego metodologicznie raportu Oxfam czy red. Woś na polskim podwórku) w rzeczywistości cierpi na azjatofobię.

Nawiasem pisząc, przyjęcie perspektywy bogatego Zachodu to kolejna słabość rozważań o nierównościach. W skali globalnej nierówności dochodowe bowiem nie rosną. Dokładniej rzecz ujmując, sytuacja wygląda tak: najbiedniejsze 75 proc. (może z wyjątkiem pierwszych 5 proc.) oraz najbogatsze 5 proc. się bogacą, podczas gdy dochody pozostałych są w stagnacji, co na poniższym wykresie przypomina słonia z uniesioną trąbą.

Wykres 2: Procentowa zmiana realnego dochodu w różnych percentylach światowego rozkładu dochodu w latach 1988-2008 (w dolarach międzynarodowych z 2005 r.)

nierówności


Źródło: B. Milanovic, 2013, Global Income Inequality by the Numbers: In History and Now – An Overview, za: Wikipedia.

 

Mimo że globalnie dochody rosną, te nieszczęsne 20 proc. to percentyle niższe i średnie w krajach rozwiniętych — stąd też cała panika nierównościowa, o czym zresztą pisał Tomasz Kasprowicz dla Obserwatora Finansowego. Warto pamiętać, że choć wewnątrz wielu krajów nierówności rosną, to poziom nierówności na całym świecie jest stabilny albo wręcz spada, co wynika w dużej mierze z szybkiego wzrostu gospodarczego w Chinach oraz Indiach.

Podsumowanie

Jak starałem się pokazać, istnieje wiele czynników oddziałujących na dynamikę nierówności dochodowo-majątkowych. Ze względu na ograniczoną objętość artykułu, wymieniłem zaledwie garść z nich — a przecież w grę wchodzą jeszcze zmiany w strukturze gospodarstw domowych (osoby wysoko zarabiające coraz chętniej tworzą wspólne gospodarstwa domowe, podczas gdy osoby biedniejsze mieszkają samotnie bądź z dziećmi), postęp techniczny, rozwój supergwiazd i nierówności między firmami, czy po prostu różnice w ilości oraz wydajności pracy (a także skłonności do oszczędzania) pomiędzy poszczególnymi osobami, wynikające nie tylko z pracowitości i zapobiegliwości, ale także... po prostu z wieku. Jak już pisałem wcześniej na mises.pl, zgodnie z hipotezą cyklu życia na początku i pod koniec życia ludzie osiągają mniejsze dochody niż w czasie swoich najlepszych lat produkcyjnych. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale publicyści na ogół zapominają o tym, że statystyki obrazujące nierówności dochodowe stanowią statyczne fotografie dynamicznej gospodarki, w której nieustannie trwa proces awansu społecznego. W ten sposób — jak wyjaśnia Thomas Sowell — porównuje się dochody w obrębie kategorii, których skład stale się zmienia, a więc przeszacowuje się poziom nierówności.

Kwestia nierówności jest niezwykle skomplikowana, co właściwie nie powinno zaskakiwać, biorąc pod uwagę, jak wiele czynników oddziałuje na dochody jednostek. To, co jednak ciągle zadziwia, to bezrefleksyjna postawa części uczestników debaty publicznej. Zamiast spróbować zrozumieć złożone mechanizmy stojące za dynamiką nierówności, wolą szokować hasłami w stylu „x osób jest bogatszych od y proc. światowej populacji”, oraz następnie automatyczne uznawać to za wyjątkowo negatywną okoliczność. Powodowani być może odruchową zazdrością wobec bogatszych od siebie, nawet nie zastanawiają się, czy aby ci nieprzyzwoici krezusi nie przyczyniają się do postępu i rozwoju filantropii (można jedynie retorycznie zapytać się, w jaki sposób likwidacja np. Microsoftu skutkująca niższymi dochodami dla Gatesa miałaby polepszyć dolę ubogich). Wielu publicystów za pewnik uznaje, że winną tej dramatycznej sytuacji jest rzekoma logika kapitalizmu (mimo że nierówności nie zawsze rosły w kapitalizmie) czy złowieszczy neoliberalizm, chociaż przyczyn jest wiele i nie wszystkie do końca jeszcze rozumiemy. Wreszcie, bezrefleksyjnie przyjmuje się, że nierówności należy zwalczać, choć przecież to nie nierówności powodują ubóstwo, gdyż stanowią one wyłącznie formalną relację między dochodami różnych osób. To, co naprawdę domaga się redukcji, to przede wszystkim wciąż zbyt duża liczba osób ubogich, jak przekonująco argumentuje Harry G. Frankfurt. Walka z nierównościami za wszelką cenę może nie tylko odwodzić nas od tego celu, ale wręcz być przeciwskuteczna. Dlatego tak ważne jest zrozumienie, że nierówności mogą wynikać z wielu przyczyn, w tym z postępu gospodarczego wydobywającego miliony z nędzy.

 

Podobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj redakcję IM. Dzięki Twojej darowiźnie opublikujemy więcej wartościowych komentarzy, tłumaczeń i innych ciekawych tekstów.

Kategorie
Ekonomia pracy i demografia Komentarze Nierówności dochodowe Teksty

Czytaj również

Zitelmann_Raport Oxfamu - nie, więcej dla superbogatych to nie mniej dla biednych

Nierówności dochodowe

Zitelmann: Raport Oxfamu - nie, więcej dla superbogatych to nie mniej dla biednych

Oczywiście Oxfam wybiera dane tak, aby pasowały do ich tezy.

Sieroń_Czy-możemy-wprowadzić-bezwarunkowy-dochód-podstawowy.jpg

Transfery społeczne

Sieroń: Czy możemy wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy?

Bezwarunkowy dochód podstawowy znów trafił do przestrzeni medialnej.

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 11
kk22

Tylko jak przekazać lewicowym mądralom , że to złożony problem? Jeszcze wczoraj w telewizji u Żakowskiego trojka profesorków debatowała właśnie o nierównościach (co chwila przywołując ten nieszczęsny 1%) i na koniec byli gotowi stwierdzić , że po II wojnie kiedy cała Europa była w gruzach było więcej równości( niewątpliwie z tym, że nikt nic prawie nie miał). Po ich wypowiedziach jestem skłonny stwierdzić , że gotowi byliby na kolejny armagedon , gdyby to miało spełnić ich marzenia o "świecie bez podziałów".

Odpowiedz

Krzysztof

Odnoszę wrażenie że szanowny Autor w swojej argumentacji idzie po najmniejszej linii oporu i zwraca się właściwie jedynie do tych, którzy i tak problemu nierówności nie uważają za istotny dla gospodarki. Szanowny Autor przedstawia bowiem pogląd, jakoby przeciwnikom nierówności chodziło wyłącznie o eliminację kilka powodów ich powstawania a cały problem sprowadza się wyłącznie do identyfikacji takich przyczyn.
Moim zdaniem zaś problem właściwy znajduje się w zupełnie innym miejscu. Ludwig von Mises zasygnalizował to położenie w eseju "Mentalność antykapitalistyczna". Problem stanowi samo występowanie nierówności. Nierówności to jest nieodparty dowód na to, że ludzie są indywidualnościami. A indywidualność wraz ze związaną z nią odpowiedzialnością za samego siebie stanowi przyczynę emocjonalnych lęków. Te lęki skłaniają wielu ludzi do poszukiwania jakichś sposobów wyparcia tych obaw. Opisał to Erich Fromm w "Ucieczka od wolności".
Jeżeli chcielibyśmy zmienić nastawienie ludzi zwalczających nierówności to koniecznie musimy ich najpierw zrozumieć. Musimy zrozumieć o co im naprawdę chodzi. Bo przecież są oni takimi samymi ludźmi jak i my! Bez zrozumienia jedynie pogłębiamy podziały. A obowiązek zrozumienia spoczywa wyłącznie na nas, bo to nam zależy na obiektywnym poznaniu prawdy.

Odpowiedz

Krzysztof

Podaję cytat Rafała Wosia z jego bloga, gdyż ten jeden cytat pokazuje jałowość argumentów szanownego Autora, opierających się na obiektywnych statystykach i badaniach:

"Wiemy już, że kapitalizm pompuje nierówności. Wiemy też, że nierówności są zabójcze dla politycznej i społecznej spójności każdej wspólnoty."

http://wos.blog.polityka.pl/2017/01/12/131/

Nierówności są zabójcze dla spójności każdej wspólnoty! Ważne by pamiętać że na pewno nie chodzi tu o wspólnoty jednostek oparte na dobrowolnych relacjach, zawiązane dla realizacji konkretnych celów. Chodzi o wspólnoty jako kolektywy, w których dobro kolektywu jest ważniejsze niż dobro poszczególnych jednostek. Dla takich kolektywów nierówności są zabójcze - dlatego też każdy kolektywista musi je zwalczać!

Odpowiedz

kk22

Tylko drogi Krzysztofie zrozumienie innych osób w postaci postawienia sie na ich miejscu nie jest takie proste jakbyś chciał. Tutaj wchodzimy juz w rejony kognitywistyki , a nie ekonomii. A z argumentacji "nierównościowców" najczęściej słychać tylko to że jedni mają "za dużo" ,a reszta żyje w nędzy. Dla nich wystarczy zabrać jednym i dać drugim , żeby było dobrze , a chęć zrozumienia jak działa rynek wogóle u nich nie występuje.

Odpowiedz

Mat

Dokładnie. Można się głównie spotkać z opiniami bardzo prymitywnymi i nacechowanymi bardzo emocjonalnie. Nie są to jednak opinie bardzo przemyślane. Zazwyczaj każda próba znalezienia źródła tych poglądów kończy się: a) bójką, b) wyzwiskami lub c) tym masz swoje zdanie, a ja mam swoje, ale najczęściej kończy się odejściem od źródła poglądów do narzekania na zastaną rzeczywistość. Może jest trochę o osób, które potrafią o czymś powiedzieć więcej, lecz ich diagnozy opierają się na nieakceptowalnych założeniach, ale trudno je wskazać w niebezpośredniej rozmowie.

Odpowiedz

Krzysztof

Oczywiście, że to jest bardzo trudne. Pozostaje jednak pytanie, czy mamy jakieś inne wyjście? Czy możemy się całkowicie odizolować od tych ludzi i jaki byłby koszt takiej izolacji? Jeżeli izolować się nie chcemy, to nie mamy innego wyjścia jak zrozumienie.
Pewnie, że "nierównościowców" nie interesuje działanie rynku. Rynek to przecież indywidualne działania, podejmowane dla poprawienia indywidualnego położenia. Jest to zatem to zjawisko które uznają oni z definicji za złe. Jasno widać, że nie akceptują oni w ogóle tego, że bogactwo można tworzyć. Uznają że bogactwo jest ograniczone i jak jeden ma więcej to inny musi mieć koniecznie mniej.
Cały problem polega na zidentyfikowaniu tego, w co "nierównościowcy" naprawdę wierzą, jakie ostateczne cele sobie stawiają - bo przecież oni nie chcą tej równości dla samej siebie, to jest dla nich także tylko narzędzie które ma czemuś służyć.

Odpowiedz

Krzysztof

Przyjmujemy przecież za Ludwigiem von Misesem iż ekonomia to nauka o ludzkim działaniu. Czy wolno nam stawiać tezę że sfera kogniwistyki nie wpływa w ogóle na działanie człowieka i ją pomijać?

Odpowiedz

kk22

Nie twierdziłem , że kognitywistyka nie ma w ogóle znaczenia. Wprost przeciwnie, odnosiłem się do tego ,że w sporze z lewicowcami( czy też raczej w jakimkolwiek sporze) odwoływanie się do "postawienia się na czyimś miejscu" nie jest takie proste jak mogłoby sie wydawać. I tu właśnie pierwszeństwo ma kognitywistyka , czyli nauka o działaniach zmysłów człowieka , a niekoniecznie ekonomia z całym jej szerokim wachlarzem zainteresowań.

Odpowiedz

Ryszard

Nierówności były, są i będą niezależnie od systemu. Nawet w obozie koncentracyjnym zawsze znajdzie się Król Szczurów.

Odpowiedz

rrr

Rozróżnienie nierówności społecznych od ubóstwa jest podstawą.

Załóżmy, że w obu poniższych systemach realna wartość pieniądza jest taka sama. W którym systemie lepiej żyć?

a)Gdzie wszyscy zarabiają po 800 zł/mc

czy

b)Gdzie 90% zarabia 10k/mc, a pozostałe 10% 1M/mc

Odpowiedz

Ryszard

Oczywiście odpowiedź b.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.