Mises i Rothbard o suwerenności konsumenta
Robert P. Murphy
tłumaczenie: Witold Falkowski
na podstawie publikacji z dnia 11.11.2003 i 25.11.2003 na:
Consumer Sovereignty: What Mises Meant oraz
The Rothbardian Critique of Consumer Sovereignty
1. O co chodziło Misesowi
Współczesna szkoła austriacka, kontynuując myśl Ludwiga von Misesa, podkreśla szczególne znaczenie preferencji konsumenta dla precyzyjnego określenia, jakie rodzaje dóbr mają być produkowane z wykorzystaniem rzadkich zasobów znajdujących się w posiadaniu społeczeństwa. Sam Mises przyjął termin „suwerenność konsumenta” („consumer sovereignty” - określenie spopularyzowane przez W.H. Hutta) w celu opisania takiego właśnie stanu rzeczy. Późniejsi Austriacy, w szczególności Murray Rothbard, byli temu terminowi niechętni ze względu na brak technicznej precyzji oraz niefortunne konotacje polityczne, którymi się charakteryzował. W niniejszym artykule skoncentruję się na stanowisku Misesa.
Mises o suwerenności konsumenta
Zarówno w swoich dziełach naukowych, jak i w pracach popularyzatorskich, Mises podkreślał znaczenie stosunków między konsumentami i producentami w gospodarce rynkowej. W przeciwieństwie do utartego poglądu, według którego klasa burżuazyjna sprawuje nad wszystkimi rządy, Mises twierdzi, że jest dokładnie odwrotnie:
Kapitaliści, przedsiębiorcy i rolnicy stanowią narzędzie w kierowaniu sprawami gospodarczymi. Stoją za sterem i sterują łodzią. Nie obierają jednak dowolnego kursu. Nie są zwierzchnikami, lecz tylko sternikami, którzy muszą bezwarunkowo wykonywać rozkazy kapitana. Kapitanem jest konsument. ("Profit Management" s. 226).
Konsument jest kapitanem i to kapitanem nie znającym litości. Jak wyjaśnia Mises:
Prawdziwymi szefami [w kapitalizmie] są konsumenci. To oni - kupując i powstrzymując się od zakupów - decydują o tym, kto powinien posiadać kapitał i kierować przedsiębiorstwami. To oni decydują, co powinno być produkowane, w jakich ilościach i jakiej jakości. Od ich nastawienia zależą zyski i straty przedsiębiorców. Dzięki nim biedni stają się bogaci a bogaci biednieją. Nie są łatwymi kierownikami. Mają mnóstwo kaprysów i zachcianek, są zmienni i nieprzewidywalni. Ani trochę nie zważają na to, co cenili w przeszłości. Gdy tylko pojawi się coś tańszego albo coś bardziej im przypadnie do gustu, porzucają dotychczasowych dostawców (227).
Metafora „suwerenności konsumenta” jest najwyraźniejsza, gdy jej rzecznicy (jak sam Mises) porównują działanie rynku do codziennego plebiscytu, w którym każdy wydany grosik jest głosem konsumentów wskazującym produkty i usługi, na które społeczeństwo powinno przeznaczać swoje zasoby. Jeśli znakomitej większości konsumentów nie spodobają się samochody w kolorze fioletowym w zielone kropki, to społeczeństwo zorganizowane w oparciu o prywatną własność nie będzie marnowało środków na produkcję takich dziwacznych samochodów. Każdy ekscentryczny producent, który zlekceważy oczekiwania klientów i będzie masowo produkował auta odpowiadające jego specyficznym upodobaniom, zostanie w krótkim czasie wyparty z rynku. Wówczas decyzja o tym, jakie produkować samochody, znajdzie się w rękach innych producentów - tych, którzy potrafili lepiej się dopasować do preferencji ogółu kupujących.
Producent jako konsument
Chociaż ta interpretacja funkcjonowania gospodarki rynkowej na pierwszy rzut oka wydaje się do przyjęcia, to może sprawiać wrażenie przesadzonej. Nie jest przecież prawdą, że producenci zawsze i wszędzie postępują w sposób, który zapewnia im największe zyski pieniężne. Czy Mises utrzymywałby, że producent podporządkowuje się suwerennemu konsumentowi nawet wówczas, gdy nie sprzedaje swojego produktu osobie, która oferuje najwyższą cenę?
Tak, Mises tak by uważał. Żeby zrozumieć jego argumentację, zajmijmy się konkretnym przykładem. Przypuśćmy, że pewien człowiek jest właścicielem olbrzymiego lasu, który graniczy z jego domem. Gdyby wyciął starodrzew i wybudował na jego miejscu bloki mieszkalne, zarobiłby 10000 dolarów rocznie z tytułu czynszów (po odjęciu kosztów budowy i utrzymania).
Co się stanie, jeśli człowiek ten nie skorzysta z możliwości zarobienia 10000 dolarów rocznie i zamiast budować domy dla setek potencjalnych najemców, postanowi utrzymać las w stanie dziewiczym? Czy sprzeciwi się w ten sposób życzeniom konsumentów i poświęci je - jako producent - na rzecz własnych interesów?
Mises odpowie, że nie, ponieważ właściciel lasu występuje tu sam jako konsument. W rezultacie płaci on 10000 dolarów rocznie za to, że jego ziemia pozostaje w stanie nienaruszonym. Jako konsument rezygnuje z towarów i usług o wartości 10000 dolarów po to, żeby korzystać z przyjemności mieszkania w lesie (a nie w sąsiedztwie bloku mieszkalnego).
Dla jeszcze jaśniejszego przedstawienia sytuacji możemy przyjąć, że chodzi o inny kawałek gruntu, który położony jest w odległości 100 mil od miejsca zamieszkania jego właściciela. W tym przypadku właściciel - jak można przypuszczać - nie ma żadnych osobistych preferencji dotyczących sposobu użytkowania jego terenu i będzie zmierzał do tego, żeby jego aktywa (ziemia) przynosiły mu po prostu jak największy dochód. Nawet wówczas nie musi podjąć decyzji o wycięciu lasu. Może się bowiem zdarzyć, że tuż obok tej leśnej działki mieszka miłośnik przyrody, który co roku będzie przesyłał jej właścicielowi czek na 10000 dolarów w zamian za pozostawienie lasu w dziewiczym stanie.
W takiej sytuacji oczywiste jest, że właściciel ziemi działa w służbie interesów konsumentów, których „suwerenność” zostaje nienaruszona. Jedyna różnica między tą sytuacją a przykładem przedstawionym na początku polega na tym, że w pierwotnym wariancie właściciel i konsument mieszkający na skraju lasu byli jedną i tą samą osobą.
Wyjątek: monopol
Według Misesa jedyny teoretyczny wyjątek od zasady, że władzę mają konsumenci, stanowi cena monopolistyczna:
Pod względem potencjału przedsiębiorczości (entrepreneurial capacity) przedsiębiorca jest zawsze całkowicie podporządkowany władzy konsumentów. Oczywiście sytuacja jest inna w przypadku właścicieli zbywalnych dóbr i czynników produkcji, a inna w przypadku przedsiębiorców jako posiadaczy mocy produkcyjnych w postaci tych dóbr i czynników produkcji. W określonych warunkach może się okazać, że korzystniej dla nich będzie, jeśli ograniczą podaż oferowanych przez siebie produktów i zaczną je sprzedawać po wyższej cenie jednostkowej. Ustalone w ten sposób ceny będą naruszały zwierzchnictwo konsumentów i osłabiały demokrację rynku (Human Action, s.358).
Zanim będziemy kontynuować wątek, musimy z całą stanowczością podkreślić, że Mises nie twierdził, iż każdy monopolista - tzn. każda osoba, która jest jedynym producentem określonego towaru albo usługi - z konieczności narusza suwerenność konsumenta. Jak wynika z przytoczonego powyżej cytatu, do tego musiałyby zaistnieć inne „określone warunki”. W szczególności, dla danego rejonu krzywa popytu na wybrany produkt lub usługę musiałaby być nieelastyczna. Dopiero wtedy monopolista mógłby ograniczyć produkcję poniżej poziomu „konkurencyjności” i - wbrew oczekiwaniom konsumentów - narzucić wyższą „monopolistyczną cenę”.
Stanowisko Misesa łatwo jest zilustrować, gdy wyobrazimy sobie, co się stanie z plonami kawy w przypadku, gdy będą one należały do wielu drobnych właścicieli, a co się z nimi stanie, gdy będą w całości stanowiły własność jednego potężnego monopolisty. W tak zwanych warunkach konkurencji (competitive case,) kiedy każdy z dziesiątek lub setek farmerów jest właścicielem niewielkiego ułamka łącznych zbiorów, żaden z nich nie będzie w stanie wpływać znacząco na rynkową cenę kawy. W rezultacie każdy z nich będzie mógł sprzedać swój cały plon po bieżącej cenie rynkowej, nie obawiając się o to, że spowoduje spadek tej ceny. Dlatego każdy z farmerów zwiększy swoje zyski sprzedając cały swój plon po rynkowej cenie „dnia”.
Jeśli założymy, że farmerzy zebrali łącznie 1 milion buszli (1 buszel ≈ 36 litrów), to konsumentom sprzedadzą też 1 milion buszli. Przypuśćmy też, że krzywa popytu rynku na kawę kształtuje się w taki sposób, że milion buszli zostanie sprzedane przy cenie 50 dolarów za buszel. Będzie to cena rynkowa kawy określona w warunkach konkurencji (competitively determined market price).
A teraz rozważmy inny scenariusz: zamiast dziesiątek lub setek drobnych farmerów, właścicielem całego plonu wielkości 1 miliona buszli jest pojedynczy producent. Jeśli krzywa popytu na kawę przy tej ilości jest nieelastyczna, oznacza to, że przy danym procentowym wzroście ceny na kawę wystąpi mniejszy procentowo spadek popytu na ten towar. Dlatego monopolista nie sprzeda całego miliona buszli; większy zysk osiągnie ograniczając podaż. Może się na przykład zdarzyć, że monopolista osiągnie maksymalny zysk sprzedając 800 000 buszli kawy po 75 dolarów za buszel (przychód wyniesie wtedy 6 mln dolarów - WF). Monopolista nie sprzeda więc pozostałych 200 000 buszli; może je nawet spalić. (Taka sytuacja nigdy nie mogłaby mieć miejsca w warunkach konkurencji, ponieważ spalenie kawy spowodowałoby zmniejszenie dochodów któregoś z drobnych dostawców, gdyż żaden nie mógłby w pojedynkę znacząco wpłynąć na cenę rynkową).
Bez względu na to, czy zgodzimy się z tą analizą, czy nie, powinniśmy dobrze zrozumieć, w jakim sensie - według Misesa - przypadek ceny monopolistycznej stanowi wyłom w ogólnej harmonii interesów, jaka występuje w stosunkach między konsumentami i producentami. W naszym przykładzie z kawą jest oczywiste, że jeśli producenta uznać wyłącznie za „pełnomocnika” konsumentów, to niszcząc 200 000 buszli kawy działa on wbrew ich interesom.
Zanim zamknę tę część rozważań, chciałbym podkreślić, że chociaż Mises dostrzegał niekorzystne skutki ceny monopolistycznej, to z pewnością nie popierał rządowych „rozwiązań” tego rzekomego defektu gospodarki rynkowej. Mises doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że cena monopolistyczna - choć teoretycznie możliwa - w rzeczywistości występuje rzadko, a jej niekorzystne aspekty bledną w porównaniu ze skutkami wprowadzenia przez rząd przymusowych monopoli i karteli, które są prawdziwą zmorą dla konsumenta.
Podsumowując, Ludwig von Mises często zwracał uwagę na rolę konsumenta w określeniu asortymentu dóbr produkowanych w społeczeństwie opartym na prywatnej własności. Przeciwstawiając się obiegowemu poglądowi, według którego burżuazja odgrywa praktycznie rolę oligarchii, Mises wykazywał, że w ramach analogii z systemem politycznym konsumentów należałoby raczej porównać do obywateli olbrzymiego państwa demokratycznego, w którym odbywają się codzienne wybory powszechne. Ludzie, którzy „formalnie zarządzają” środkami produkcji, są w istocie tylko tymczasowymi ich szafarzami. Ludzi tych można w dowolnym momencie odwołać z tego stanowiska, jeśli nie będą potrafili zaspokoić oczekiwań prawdziwych panów, jakimi są konsumenci.
2. Rothbardowska krytyka pojęcia suwerenności konsumenta
W pierwszej części naszkicowałem argumentację Ludwiga von Misesa przemawiającą na rzecz teorii suwerenności konsumenta. Według tej teorii w kapitalizmie prawdziwymi kierownikami rynku są konsumenci, mimo że pozornie mogłoby się wydawać, iż władzę mają kapitaliści i właściciele ziemscy. Mises twierdził, że w gospodarce rynkowej mamy do czynienia z codziennym plebiscytem, w którym każdy wydany grosz pełni rolę głosu popierającego określony sposób wykorzystania przez społeczeństwo należących do niego rzadkich zasobów.
Mimo że za teorią tą stoi autorytet samego Misesa, to wielu współczesnych Austriaków odrzuca pojęcie suwerenności konsumenta jako nieścisłą metaforę polityczną. Odrzucają oni sam termin, ale kwestionują również zawartą implicite w teorii krytykę rezultatów działania wolnego rynku (takich jak „cena monopolistyczna”), które naruszają rzekomo tzw. suwerenność konsumentów.
Wśród prac krytykujących doktrynę „suwerenności konsumenta” na szczególną uwagę zasługuje argumentacja Murraya Rothbarda przedstawiona w jego książce Man, Economy, and State. W omówieniu tematu, które przedstawiam poniżej, czerpię głównie z Rothbarda, choć niektóre zagadnienia przedstawiam nieco inaczej.
Suwerenność jednostki przeciwko suwerenności konsumenta
Najbardziej oczywistym mankamentem teorii jest sama jej nazwa. Jak tłumaczy Rothbard:
Termin „suwerenność konsumenta” stanowi typowy przykład nadużywania przez ekonomię określeń, które (...) mają zastosowanie wyłącznie w dziedzinie polityki. Przypadek ten wskazuje na zagrożenia wynikające z zapożyczania terminów z innych dyscyplin. „Suwerenność” jest cechą związaną z najwyższą władzą polityczną. Jest to władza, która opiera się na przemocy. W całkowicie wolnym społeczeństwie każda jednostka jest suwerenem wobec swojej osoby i mienia. Na wolnym rynku człowiek korzysta więc z suwerenności osobistej (self-sovereignty). Nikt nie jest „suwerenem” wobec działań i wymian prowadzonych przez inne osoby. Ponieważ konsumenci nie mają władzy pozwalającej zmusić producentów do wykonywania konkretnych zawodów i pracy, to nie są dla nich „suwerennymi” panami (561, wyróżnienie Rothbarda).
Oprócz tego, że termin jest nieprecyzyjny w sensie technicznym - gdyż konsumenci nie są w rzeczywistości suwerenami producentów - teoria suwerenności konsumenta stanowi zniewagę pod adresem gospodarki rynkowej. Należy pamiętać, że w czasach, gdy tworzył Mises, „postępowi” myśliciele społeczni jako przyszłościową ideę głosili demokratyczny egalitaryzm. Kapitalizm był dla takich ludzi systemem odrażającym, reliktem arystokratycznej i feudalnej przeszłości. Sądzili oni, że odpowiednikiem demokracji w sferze gospodarki musi być socjalizm.
Zrozumiałe więc, że w tym historycznym kontekście Mises przedstawiał argumenty przeciwne, które miały wykazać, że kapitalizm jest znacznie bardziej „demokratyczny” niż gospodarka centralnie sterowana. Jednak nawet takie porównanie jest dla rynku niesprawiedliwe: wolny rynek jest znacznie lepszym systemem organizacji społeczeństwa niż jakakolwiek demokracja!
W wyborach demokratycznych zwycięzcą może zostać tylko jeden kandydat. Potrzeby ludzi, którzy głosowali na innych kandydatów zostaną z konieczności niezaspokojone. (Można mieć tylko nadzieję, że przestrzeganie konstytucji ograniczy rozmiary wyzysku przegranych przez wygrywających.) W gospodarce wolnorynkowej sytuacja jest inna. Jeśli weźmiemy pod uwagę produkcję butów - żeby posłużyć się prostym przykładem - to zauważymy, że kapitaliści i właściciele ziemscy nie przeprowadzają sondaży wśród mieszkańców i nie produkują następnie butów jednego rozmiaru odpowiadającego średniej wielkości stopy w danej populacji. Przeciwnie, buty w normalnych rozmiarach produkowane są w masowych ilościach, a jednocześnie istnieją rynki niszowe dla konsumentów o szczególnie dużych i szczególnie małych stopach. Dla osób noszących nieprzeciętne rozmiary obuwia produkcja butów podporządkowana demokratycznej kontroli byłaby koszmarem.
Niespójność
Inny problem z doktryną suwerenności konsumenta polega na tym, że jej orędownicy (tacy jak Hutt) najwyraźniej oscylują pomiędzy tautologiczną definicją z jednej strony a normatywnym wzorcem z drugiej.
Jeśli suwerenność konsumenta ma po prostu oznaczać, że produkcja służy zaspokojeniu potrzeb konsumpcyjnych, to rzeczywiście gospodarka rynkowa charakteryzuje się z konieczności suwerennością konsumenta. Nawet przypadki przeczące tej zasadzie, takie, w których producent nie wykorzystuje nadarzających się możliwości uzyskania dochodu, są tylko przykładami na konsumpcję przez samego producenta. (W swoim poprzednim artykule podałem przykład właściciela domu, który powstrzymuje się od wycięcia lasu przylegającego do jego posiadłości, mimo że mógłby dzięki temu postawić blok mieszkalny i osiągać wyższy zysk pieniężny.)
Jednakże zwolennikowi doktryny suwerenności konsumenta chodzi zwykle o coś więcej niż tę prostą oczywistość. Jak pisze Rothbard, „Oscylując pomiędzy pojęciem suwerenności konsumenta jako niezaprzeczalnego faktu a stojącym z nim w sprzeczności pojęciem suwerenności konsumenta jako pewnego ideału, który może być naruszony”, ekonomista Hutt „usiłuje ustalić różne kryteria pozwalające na określenie, kiedy owa suwerenność zostaje pogwałcona” (562-563, wyróżnienia Rothbarda).
Gdy obierzemy tę drogę rozumowania, popadniemy w kłopoty. Teraz bowiem nie wystarczy sklasyfikować wszystkich decyzji produkcyjnych jako takich, które zaspokajają potrzeby klientów albo takich, które zaspokajają potrzeby konsumpcyjne samego producenta. Teraz musimy postawić sobie pytanie: Czy producent „ogranicza” produkcję ze względu na to, że sam zamierza bezpośrednio skonsumować zasoby, czy dlatego, że chce w ten sposób podnieść cenę, za którą będzie mógł sprzedać pozostałą część produkcji swoim klientom? Hutt (i Mises) powiedzieliby, że w pierwszym przypadku suwerenność konsumenta została zachowana, natomiast w drugim - naruszona. Czy rzeczywiście ekonomiści austriaccy chcieliby oprzeć kryteria zaspokojenia potrzeb ekonomicznych na niewidzialnych intencjach producenta?
Przykład z kawą
Ostatnie zagadnienie możemy zobrazować na najlepszym chyba przykładzie pogwałcenia suwerenności konsumenta. W poprzednim moim artykule przedstawiłem hipotetyczną sytuację, w której jakiś kraj zebrał 1 milion buszli kawy. Jeśli ta kawa należałaby do licznych niezależnych producentów, mieliby oni tylko nieznaczny wpływ na cenę rynkową kawy, wobec czego sprzedaliby cały plon - powiedzmy - po 50 dolarów za buszel.
Jeśli jednak założyć, że cały milion buszli kawy należałby do monopolisty, to mogłoby się zdarzyć, że osiągnąłby on większy zysk sprzedając tylko 800 000 buszli po 75 dolarów za buszel. Gdyby pozwolił na to popyt konsumentów, to monopolista mógłby rzeczywiście tak postąpić. Co więcej, możemy sobie wyobrazić, że zły monopolista spaliłby pozostałe 200 000 buszli kawy (być może po to, żeby nie dopuścić do potajemnego wyprzedawania kawy przez swoich podwładnych). Jeśli producenci mieliby odgrywać rolę pełnomocników konsumentów, to zrozumiałe będzie, że ktoś taki jak Hutt lub Mises potępi ten hipotetyczny przypadek niszczenia dobra konsumpcyjnego przez producenta.
Ale chwileczkę. Zarówno Hutt, jak i Mises przekonują, że jeśli producent powstrzymuje się od sprzedaży części jakiegoś dobra, żeby zaspokoić własne potrzeby konsumpcyjne, to nie ma wówczas mowy o pogwałceniu suwerenności konsumenta. Jeśli sprzedawca ma 100 fajerwerków, ale sprzeda tylko 80 z nich, a pozostałe 20 odpali sam na zapleczu, to nie mamy do czynienia z naruszeniem suwerenności konsumenta. Nie ma wątpliwości, że w tym przypadku sprzedawca fajerwerków „od siebie samego” kupił 20 fajerwerków, a następnie dokonał „konsumpcji” w sposób charakterystyczny dla tego towaru.
Jeśli jednak uznamy, że tak jest w tym przypadku, to co powiemy o naszym monopoliście kawowym? Czy będziemy się upierać, że jego działanie jest dopuszczalne o ile odczuwa dreszcz rozkoszy na widok płonącej kawy? (Ostatecznie jest to możliwe; niewykluczone, że facet jest piromanem.) Jeśli chcielibyśmy zastosować doktrynę suwerenności konsumenta do sytuacji ze świata rzeczywistego, to staniemy wobec kłopotliwej konieczności analizowania subiektywnych motywów, jakimi kierują się ludzie. Rozważmy inny przykład. Jeśli sławna piosenkarka daje tylko jeden występ rocznie, to - żeby ustalić, czy przestrzega „suwerenności” swoich wielbicieli - musielibyśmy wiedzieć, czy ogranicza ona liczbę występów w celu zwiększenia dochodów, czy też postępuje w ten sposób, ponieważ chce konsumować więcej wolnego czasu. Pierwsza ewentualność stanowi naruszenie suwerenności konsumenta, natomiast druga - nie.
Marnotrawstwo?
Powyższa analiza pokazuje trudności tkwiące w doktrynie suwerenności konsumenta. Być może jednak Czytelnik wciąż ma poczucie, że z przypadkiem monopolisty kawowego coś jest nie tak - czy monopolista nie dopuszcza się oczywistego marnotrawstwa paląc doskonałe jakościowo plony? To prawda, że jeśli niszczenie kawy sprawia mu przyjemność, to mamy do czynienia z przypadkiem (niewątpliwie ekscentrycznej) konsumpcji. Co jednak będzie, jeśli przyjmiemy bardziej realistyczną ewentualność, że producent pali plon w celu zwiększenia swoich zysków?
Rothbard zaznacza, że takie przypadki będą się zdarzały na wolnym rynku niezwykle rzadko. Prawdziwe marnotrawstwo - jak powiada - kryje się nie w tym, że spaleniu uległo 200 000 buszli kawy, lecz we wcześniejszej decyzji o wyhodowaniu miliona buszli (a nie 800 000). Nawet monopoliści osiągną większy zysk właściwie oceniając przyszłe możliwości zbytu już w momencie podejmowania decyzji o wielkości produkcji. Nie musimy więc obawiać się nagminnych przypadków niszczenia produktów, ponieważ monopolista (nawet w najbardziej niekorzystnym scenariuszu) będzie miał wiele powodów, by w przyszłości uniknąć takiej sytuacji. Środki, które przeznaczono na produkcję ostatnich 200 000 buszli kawy powinny zatem zostać uwolnione i wykorzystane do produkcji innych towarów, na które konsumenci gotowi są wydać więcej pieniędzy.
Na koniec należy zauważyć, że faktyczne przypadki niszczenia produkcji na dużą skalę związane są z istnieniem karteli rządowych. Na przykład w okresie Wielkiego Kryzysu rolnicy rzeczywiście niszczyli plony, podczas gdy inni Amerykanie głodowali. Nie był to jednak wynik funkcjonowania wolnego rynku. Nie, to był jeden ze skutków wprowadzenia straszliwego planu Roosevelta. Plan ten miał spowodować zwiększenie dochodów farmerów za pomocą ograniczenia produkcji.
Podsumowanie
Doktryna suwerenności konsumenta stanowiła podjętą przez klasycznych liberałów zrozumiałą próbę usprawiedliwienia wolnego rynku przed socjaldemokratami. Jednakże termin „suwerenność konsumenta” jest nieprecyzyjny, ponieważ zakłada istnienie przymusowego stosunku posłuszeństwa tam, gdzie go nie ma i ponieważ nie docenia roli wolnego rynku w zaspokojeniu potrzeb „mniejszości”. Poważniejszym mankamentem teorii suwerenności konsumenta jest to, że próbując ją zastosować do realnego świata producentów, nie możemy się ograniczyć do ich obiektywnych działań, lecz musimy zagłębiać się w ich subiektywne intencje. Z powyższych powodów wielu współczesnych ekonomistów ze szkoły austriackiej odrzuca doktrynę suwerenności konsumenta.
Tekst pochodzi ze strony www.mises.org.