Autor: Terry Arthur
Tłumaczenie: Jan Lewiński
Tydzień temu, na pewnym przyjęciu, ujawniłem, że jestem zwolennikiem wycofania się Wielkiej Brytanii ze wspólnoty europejskiej. Gdy wyjaśniałem, że pociągają mnie rynki i wolny handel, lecz nie polityczne mieszanie się w nie, oskarżono mnie o naiwność; podkreślono, że „Wspólnota Europejska w znacznym stopniu zlikwidowała wojnę w Europie” i że w ramach wolnego rynku „międzynarodowe kartele biznesowe rządziłyby światem”.
Jednakże te dwa stwierdzenia stoją w bezpośredniej sprzeczności na równi z teorią i praktyką. Wolny handel jest antytezą tak wojny, jak i międzynarodowych karteli.
Wolny handel – największy pacyfista
Okresem największego rozkwitu wolnego handlu było stulecie między Wojnami Napoleońskimi a I Wojną Światową, a jego szczyt przyszedł wraz z odrzuceniem Ustaw Zbożowych (ang. Corn Laws – przyp. tłum.) w 1846 roku – sprawą, która podzieliła Partię Konserwatywną na cząstki, wprowadzając klasyczny liberalizm na łono rządu. Pod koniec tego okresu Europa cieszyła się zdecydowanie najbardziej pokojowym z wieków.
Wolny handel do tego stopnia związuje ze sobą nici dobrowolnych wymian, że wojna jest nie do pomyślenia dla jego uczestników; jest to doktryna międzynarodowego pokoju, w którym granice krajów są nieistotne dla ich obywateli. Każda dobrowolna wymiana jest korzystna dla jej partycypantów. Gdy patrzymy na handel nie ma kwestii mniej powierzchownej niż umiejscowienie geograficzne, zatem pojedynczy naród, podążający drogą wolnego handlu unilateralnie, wciąż zyskuje.
We wczesnych latach XX wieku nie tylko dobra, ale i ludzie poruszali się swobodnie po całym świecie, w sposób nie mający w historii precedensu, dziś już także nieosiągalny; pośród narodów europejskich jedynie imperia rosyjskie i tureckie narzucały wymagania wizowe. W poprzednim półwieczu ponad 50 milionów ludzi wyemigrowało ze swych ojczyzn do innych części świata.
Jest faktem, że Wspólnota Europejska nie odnotowała dotąd niczego podobnego, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę jej niezmierzone skupiska członkostw, biurokracji i interwencji w handel. (Zaczęło się rzecz jasna od wspólnego rynku.)
Niestety, polityczni piewcy władzy byli zbyt potężni, by doktryna klasycznego liberalizmu i wolnego handlu mogła przetrwać, zatem w drugiej połowie XIX wieku mogliśmy patrzeć na jej odwrót – wraz ze zdobywaniem popularności przez bismarckowskie państwo dobrobytu (tak podziwiane przez Churchilla) i jego filozofię merkantylizmu i nacjonalistycznej samowystarczalności. W tym klimacie wojna była nieunikniona. Obie Wojny Światowe były bez wątpienia konfliktami gospodarczymi i handlowymi, choć zapalnikami były odmienne, specyficzne wydarzenia. Konkretnie, po Bismarcku niemiecki narodowy socjalizm nie był w stanie wyżywić swych obywateli, pozostawiwszy wyłącznie jedną opcję – podbój wszystkiego, co tylko możliwe.
Straszak Globalizacji
Także antyprzedsiębiorczy ruch globalizacyjny nie radzi sobie równie dobrze, gdy wziąć go pod lupę teorii czy historii. Po spustoszeniach dwóch wojen światowych handel międzynarodowy w rozmiarach produktywności dopiero niedawno sięgnął poziomów sprzed stu lat. Wolny handel jest jedynie jego częścią. Europejska Wspólna Polityka Rolna jest afrontem dla cywilizacji; jej ochrona bogatych zachodnich rolników nie tylko kosztuje konsumentów miliony, lecz także zapewnia, że najbiedniejsze kraje świata na pewno takimi pozostaną.
Trzeci Świat potrzebuje handlu, nie pomocy, którą zawsze przechwytują skorumpowani politycy. Dzięki otwartym granicom można osiągnąć wszystko, czego nie jest w stanie dokonać tuzin projektów Banku Światowego, miliardy funtów pomocy (rządu dla rządu) oraz wszystkie Rady Narodów Zjednoczonych: masowego zredukowania biedy Trzeciego Świata.
Cóż to ma wspólnego z kartelami? Mnóstwo! Kartele uwielbiają bariery celne; ułatwiają pozbycie się tej nieznośnej konkurencji. Prawdziwie wolna przedsiębiorczość nie zna karteli lub monopoli; wskażcie mi jeden, a pokażę rząd, który za nim stoi; zachodnie rolnictwo jest jednym z wielu przykładów. Jeśli jakikolwiek interes lub zajęcie, międzynarodowe czy nie, jest otwarte na światowe wejście (tj. nie ma praw lub regulacji rządowych, które by je chroniły), wszystkie próby kartelizacji lub monopolizacji zawiodą. Zawsze znajdzie się ktoś, kto opuści statek, albo jakiś nuworysz podetnie nogi liderowi. Udział w rynku nie definiuje kartelu i monopolu; rzecz w tym, czy można oszukać klientów; bez rządowej interwencji odpowiedź zawsze brzmi nie. (Gdy Standard Oil Johna D. Rockefellera uległ podzieleniu za sprawą praw antytrustowych, jego udział w rynku zdążył już spaść do około 10% ze szczytowych 90% 20 lat wcześniej.)
McDonalds prowadzi sklepy, nie więzienia
Podobnie, pogląd, zgodnie z którym McDonalds, Coca-Cola czy Microsoft mają silniejszą od rządów pozycję, jest absurdalny; wszystkie są na łasce konsumentów, którzy są w stanie wyeliminować je z rynku w każdym momencie, po prostu się od nich odwracając. W przeciwieństwie do tego, rząd jest wszechmocny i ledwie dotknięty okresowymi wyborami; nie ma znaczenia, na kogo głosujesz, rząd zawsze pozostanie – dziedzicząc, a prawie zawsze rozszerzając, kolosalną siłę przymusu. By się o tym przekonać, wystarczy spróbować odwrócić się od „roszczeń” pieniężnych Gordona Browna, czy też nadciągającego systemu dowodów osobistych Davida Blunketta (Autor odnosi się tutaj do wydarzeń politycznych w Wielkiej Brytanii – przyp. tłum).
Malutcy Anglosasi czy globtroterzy?
Bez wątpienia wśród domagających się od Wielkiej Brytanii wycofania ze Wspólnoty Europejskiej są nacjonaliści i izolacjoniści – co zawsze prowadzi do wojny. Lecz nie wszyscy; wielu innych pragnie po prostu, by korzyści podziału pracy były dostępne dla <ICAŁEGO dobrowolnegohandlu, zarówno wewnątrz jak i poza granicami kraju, co pomogłoby w propagacji pokoju na świecie. W kontraście do tego, kluby polityczne w rodzaju Wspólnoty Europejskiej są same z siebie często izolacjonistyczne i wojownicze.
Nikicie Chruszczowowi przypisuje się następujące słowa: „Gdy cały świat będzie socjalistyczny, Szwajcaria będzie musiała pozostać kapitalistyczna, żebyśmy wiedzieli, jak ustalać ceny wszystkiego”. Czy jest wielką przesadą oczekiwać, że Wielka Brytania przystanie na tak szlachetny plan?
Terry Arthur jest brytyjskim aktuariuszem i niezależnym badaczem.
Tekst pochodzi ze strony www.mises.org.