Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Wywiady

Austriacki makroekonomista - wywiad z Rogerem Garrisonem, część I

3
Roger W. Garrison
Przeczytanie zajmie 14 min
Roger-Garrison.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Źródło: auburn.edu
Wersja PDF, EPUB, MOBI

Wywiad przeprowadzony przez „Austrian Economics Newsletter”

Garrisonem

Roger W. Garrison jest profesorem ekonomii na Auburn University i autorem Time and Money. The Macroeconomics of Capital Structure (Routledge, 2001). Garrison jest jednym z najważniejszych autorów, jeśli chodzi o współczesną teorię makroekonomiczną austriaków, zwłaszcza teorię cyklu koniunkturalnego. Jest także adjunct scholar w Mises Institute i autorem artykułów w „Quarterly Journal of Austrian Economics” i „Review of Austrian Economics”. 

Dlaczego zaczął Pan twierdzić, że potrzebujemy graficznej prezentacji austriackiej makroekonomii?

Podczas studiów magisterskich bombardowano mnie interpretacją Keynesa zawartą w krzywych ISLM. Dobrze pamiętam dyskusję z moim bratem, w której wytłumaczyłem mu, jak keynesiści zbudowali swój rozszerzony model, który zdominował podręczniki. Wszyscy studenci uczyli się tego modelu, więc chcieli, żeby był on prawdziwy. To mnie niepokoiło. Mój brat — grafik — zapytał się mnie, czy austriacy mają jakiś alternatywny model i musiałem odpowiedzieć, że nie.

Dlatego też zacząłem pracować nad takim. Moja pierwsza próba budowy modelu czerpała głównie z Teorii pieniądza i kredytu Misesa. Ukończyłem go w 1973 roku, opublikowano go w 1978 roku. Moje grafiki były trójwymiarowe. Na jednej płaszczyźnie przedstawiłem model austriacki a na prostopadłej do niej — keynesowski. Ta konstrukcja pozwoliła mi na wskazanie ważnych związków pomiędzy obiema wizjami. Mój profesor, który był marksistą/instytucjonalistą, ocenił pracę wysoko — zapewne wziął pod uwagę laborystyczną teorię wartości. Poprosił mnie także o przedstawienie swojej pracy innym ekonomistom podczas zjazdu w Chicago.

I jak Pana praca została przyjęta?

Przyjęcie austriaków było mieszane. Praca bardzo spodobała się Murrayowi Rothbardowi, który uważał, że to pobicie keynesistów na ich własnym podwórku. Sądził także, że praca miała głównie walor polemiczny — oto mamy graficzną prezentację, która skutecznie rywalizuje z główno nurtowym przedstawieniem. Murray zaprosił mnie do Nowego Jorku na dyskusję o moim artykule. Zebrała się tam niewielka grupa osób w mieszkaniu Murraya i do wczesnych godzin rannych strona po stronie dyskutowaliśmy o pracy strona po stronie.

Niektórzy austriacy uważali, że moja praca była świętokradztwem — jak można próbować pokazać idee Misesa na wykresach! Ale Mises w Ludzkim działaniu uznał, że można przedstawić interakcje sił ekonomicznych, rysując wykresy lub stosując symbole matematyczne. Po prostu nie przepadał za wykresami stosowanymi, kiedy pisał swoją książkę, mówiąc, że to poboczne wątki. Przyznawał jednak, że mogą być użyteczne w uczeniu na pierwszych stopniach studiów. Uważam, że wykresy mogą być przydatne. Rothbard użył ich sporo w Ekonomii wolnego rynku. Oczywiście nie powinniśmy mylić wykresów z właściwą teorią, przed czym przestrzegał Mises. Myślę, że moje wykresy to użyteczne rusztowanie, na którym możemy zawiesić wiele, wzajemnie się wspierających idei.

Czy mógłby Pan przedstawić, na czym według pana polega (w skrócie) cykl koniunkturalny?

Teoria austriacka bywa nazywana teorią przeinwestowania lub, żeby lepiej oddać wyjątkową austriacką perspektywę, teorią błędnych inwestycji. Wedle tej teorii podczas ekspansji kredytowej zbyt wiele zasobów alokuje się na wczesnych stadiach produkcji, zostawiając zbyt mało zasobów dla stadiów późniejszych. W mojej graficznej reprezentacji produkcja wychodzi poza krzywą możliwości produkcyjnych, co pomaga wyjaśnić sytuację, którą trudno wytłumaczyć inaczej: istnienie opóźnienia pomiędzy początkiem boomu a późniejszą rynkową korektą, która przeradza się w krach. Międzyokresowe niedopasowanie pomiędzy preferencjami konsumentów a planami inwestycyjnymi, spowodowane przez manipulację stopą procentową, sprawia, że krach staje się konieczny.

Według Misesa w trakcie boomu mamy do czynienia zarówno z nadmierną konsumpcją, jak i z błędnymi inwestycjami. Możliwe zatem jest, że tymczasowo gospodarka znajduje się poza krzywą możliwości produkcyjnych – wytwarzając więcej dóbr konsumpcyjnych i dóbr kapitałowych na wczesnych stadiach produkcji. Takiego połączenia nie można jednak utrzymać. Sama teoria nie jest jakoś szczególnie skomplikowana, jednak zawiera sporą dawkę teorii kapitału i zakłada więcej wewnętrznej dynamiki, niż robią to konkurencyjne wyjaśnienia cyklu.

Zalety Pana graficznej prezentacji nie sprowadzają się jednak do samej ilustracji i narzędzia pedagogicznego.

Tak, ale strona pedagogiczna jest niezmiernie ważna. Nie można przecenić możliwości wyjaśnienia teorii studentom i kolegom. I zauważyłem, że moje przedstawienie z Time and Money jest dość łatwe do przekazania studentom różnych szczebli. I nie chodzi tylko o cykl koniunkturalny. Ilustracje spełniają także inną funkcję — nakładają specyficzny rygor na teorię. Taki rygor pomaga odpowiedzieć choćby na zarzuty Paula Krugmana, że teoria austriacka „się nie sumuje” — że jej części nie współgrają. Zwykle ekonomiści rozwiązują ten problem, układając równania. Wykresy mogą jednak odegrać podobną rolę. Pomagają sprecyzować rozumowania, ukazując wszystkie współzależności pomiędzy różnymi rynkami.

Próba przedstawienia cyklu koniunkturalnego rozrosła się jednak w większy projekt.

Tak, chciałem stworzyć nie tylko graficzne przedstawienie cyklu koniunkturalnego, ale całościowy makroekonomiczny system, który pozwalałby nam na analizę całej gamy teoretycznych i praktycznych problemów. Dla przykładu — możemy zanalizować problem przejścia od podatku dochodowego do podatku od konsumpcji: model pokazuje, że samo to przejście stworzy niespodziewane wcześniej dylematy i zniekształcenia.

Mój model ilustruje także problemy z rządowymi wydatkami na infrastrukturę: rząd, pożyczając, podbija stopę procentową, choć pożyczone środki zostają zużyte do sfinansowania długoterminowych projektów. To jasny przykład tego, jak rząd działa odwrotnie do rynku i to z wątpliwymi rezultatami. Zajmuję się też problemami z deficytem budżetowym, pokazując, że warunki niezbędne do zajścia Ricardiańskiej ekwiwalencji są wysoce nieprawdopodobne. To musiałby być naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności, żeby ludzie zaczęli więcej oszczędzać, tylko dlatego, że rząd więcej pożycza. Chodzi mi generalnie o to, że austriacka makroekonomia ma wiele różnych zastosowań.

Czy myślał Pan o przełożeniu twoich wykresów na równania?

Tak, zrobiłem to jakiś czas temu z moim wcześniejszym modelem. Nie do końca jednak byłem zadowolony z wyników. Co mnie skłania do ostrożności w tym względzie, to fakt, że równania przyciągają zbyt dużo uwagi do możliwych stanów równowagi i nie są zbyt pomocne w wyjaśnianiu procesu rynkowego — tego, co jest centrum austriackiej teorii. Nie możesz napisać serii równań, dzięki którym otrzymasz równowagową teorię cyklu koniunkturalnego, bo cykle koniunkturalne co do istoty muszą zawierać też nierównowagi.

Istnieje też oczywiście obawa, że wykresy także byłyby odwróceniem uwagi. Lecz jak do tej pory czytelnicy i studenci zgodnie twierdzą, że moje wykresy pomagają w wyjaśnieniu problemu, a nie go zaciemniają.

Jak pana nowa książka wpisuje się konkretnie w austriacką tradycję?

Mam nadzieję, że będzie uznana za rozwinięcie Cen i produkcji Hayeka. Ta książka, opracowana na podstawie wykładów wygłoszonych w 1931 roku, dała nam kluczowy element austriackiego schematu makroekonomii — Hayekowski trójkąt. Starałem się uniknąć wplątania w problemy, które nękały Hayeka w Czystej teorii kapitału [Pure Theory of Capital] (1941), choć moim celem było właśnie ponowne wprowadzenie teorii kapitału do makroekonomii.

Można by argumentować, że Czysta teoria byłaby lepszym punktem wyjścia. Hayek chciał, żeby ta książka uzupełniła tezy zawarte w Cenach. Powiedział nawet, że zanim będziemy mogli cokolwiek zrobić z trójkątami, które są dość uproszczoną reprezentacją gospodarki, musimy stworzyć dokładną analizę trwałych dóbr kapitałowych i konsumpcyjnych. A jako że sam Hayek w końcu zarzucił projekt napisania na nowo Cen z wzięciem pod uwagę osiągnięć Czystej teorii, to wielu uważało, że to książka z 1941 roku jest oczywistym punktem dla kontynuacji Hayekowskiego projektu.

Nie zgadzam się z tą oceną. Uważam, że trzeba zaczynać od wcześniejszych pomysłów Hayeka, które, choć ubogie w szczegóły, oddają zasadnicze cechy międzyokresowej struktury kapitałowej gospodarki. Hayekowski trójkąt, którego poziom abstrakcji wydaje się odpowiedni, świetnie pasuje jako element — i to kluczowy — ogólnego schematu makroekonomii. Żeby uprawiać austriacką makroekonomię, nie musisz komplikować jej wszystkimi szczegółowymi problemami teorii kapitału. Wystarczy coś znacznie prostszego i oczywistego.

Nie próbuje Pan zatem rozwijać teorii kapitału per se.

Kiedy zrozumiemy, że kapitał jest heterogeniczny, że produkcja odbywa się w etapach, że zasoby można alokować na różnych etapach w różnych kombinacjach, to mamy już zrąb teorii. Możemy wtedy użyć Hayekowskich trójkątów jako działającego schematu. Czysta teoria Hayeka przedstawia cały problem, który musimy zrozumieć na pierwszych stu stronach: problem międzyokresowej koordynacji. I, jak się okazuje, rozważanie tego problemu pomaga zakotwiczyć teorię w problemach realnego świata.

Powiedziałbym, że podobnie ma się sprawa z książką Israela Kirznera z 1966 roku — Esej o kapitale [An Essay on Capital]. To dobra książka, która zagłębia się w rozmaite komplikacje teorii kapitału. To ważna i znakomita praca. Ale nie potrzebujemy aż takich szczegółów, by zrozumieć, jak rynki sprawiają, że gospodarka działa też nieźle na poziomie makro, a jak polityka rządu może sferę makro rozregulować.

Potrzebujemy jedynie modelu, który zauważa zasadniczy dylemat — użyć zasoby do celów konsumpcyjnych czy też inwestycyjnych. Musimy rozumieć, że niektóre dobra kapitałowe lepiej nadają się do wczesnych stadiów, a inne do późniejszych. Ta międzyokresowa heterogeniczność jest odzwierciedlona adekwatnie w trójkątach Hayeka.

Eugen von Böhm-Bawerk był pierwszym ekonomistą ze szkoły austriackiej, który spróbował przedstawić graficznie wieloetapowość produkcji. Zamiast trójkątów użył okręgów o wspólnym środku. Kiedy zrozumiemy, co próbował zrobić, to zobaczymy, że Hayek w swoich trójkątach próbował zrobić to samo. Böhm-Bawerk nie uwzględnił jednak rozważań pieniężnych. Nie ma u niego teorii cyklów koniunkturalnych, nawet jej zalążka. Dlatego też z jego modelem nie dojedziemy zbyt daleko.

Czasami mówi się, że austriacy są zbyt teoretyczni. Czy wydaje się Panu, że realistyczne podejście do świata sprawia, iż łatwiej Panu „sprzedać” swoje idee głównemu nurtowi?

Chciałbym, żeby tak było, jednak obawiam się, że jest dokładnie odwrotnie. Większość makroekonomistów głównego nurtu nie jest nastawiona realistycznie do świata. Często odrzuca ich na widok teoretyków, którzy nalegają, by analizować praktyczne problemy w świetle prostych teorii. Bardziej interesuje ich spójność ich teorii i matematyczna elegancja modeli niż kwestie zastosowania tychże. Dlatego też mogą uważać, że mój model makro jest niezbyt zaawansowany i przez to niewart uwagi.

Kiedy jednak mówię o cyklach koniunkturalnych, to odnoszę się do rzeczywistych cykli, które odnotowaliśmy w historii i do cykli, których zapewne doświadczymy w przyszłości. Wielu teoretyków głównego nurtu — w tym np. badacze ze szkoły „realnego cyklu koniunkturalnego” — tak nie robi. Austriacy bywają oskarżani o to, że nie są empiryczni — nie zbierają danych do testowania hipotez, co jest standardem w ekonomii. Austriacy jednak są empiryczni w innym sensie — przyglądają się szczegółom konkretnych historycznych wydarzeń. Szukają takich teoretycznych wyjaśnień, które umożliwiają historyczne zrozumienie. W tym sensie makroekonomia głównego nurtu jest znacznie mniej empiryczna. Murray Rothbard lubił dyskutować na temat pytania: „Co jest bardziej niebezpieczne? Historyk, który nie zna ekonomii, czy ekonomista, który nie ma pojęcia o historii?”. Nie pamiętam, na którą opcję się w końcu zdecydował.

Jednocześnie jest Pan bardzo krytyczny m.in. względem Friedmana z powodu braku zastanowienia nad przyczynowością z jego strony.

W swoim „modelu wyrywania” Friedman patrzy po prostu na keynesowskie statystyki dochodu narodowego i opisuje, co jego zdaniem jest powtarzającym się wzorem. Jednak ten wzór opiera się na takim poziomie agregacji, że niepodobna go zrozumieć bez teorii, która opiera się na mniejszym poziomie agregacji. To właśnie robi teoria austriacka. Korespondowałem z Friedmanem na ten temat. Co nie zaskakuje, pozostaje sceptyczny wobec austriackich teorii.

To nie znaczy, że nie możemy się od niego niczego nauczyć. James Tobin powiedział kiedyś, że najlepszy dowód empiryczny, jaki możesz dostarczyć dla swej teorii, to ten podany przez Twojego adwersarza. Z takim przypadkiem mamy tutaj do czynienia. Friedman spoglądał na dane z lat 70. XX wieku, gdzie realne stopy procentowe były wyjątkowo wysokie na początku krachu. To była jego obserwacja empiryczna. Jego interpretacja tego zjawiska w wywiadzie dla „Forbesa” była dość austriacka: uważał, że wysokie stopy procentowe tuż przed załamaniem były wynikiem „napiętej sytuacji na rynku pożyczkowym”.

Friedman tłumaczył, że przedsiębiorcy żałowali, iż rozpoczęli projekty inwestycyjne, kiedy stopy procentowe były niskie, lecz okazało się, że muszą pożyczyć jeszcze więcej środków, by je dokończyć, kiedy stopy procentowe wzrosły. Ta konkretna sekwencja zdarzeń to dokładnie austriacka teoria cyklu koniunkturalnego. Kiedy to zauważyłem, napisałem do Friedmana, czy w jakichś publikacjach rozwinął te obserwacje. Twierdził, że nie i, ponadto, że to wyjaśnienie miało tłumaczyć tylko ten jeden cykl. Austriacy mówią po prostu, że zjawisko „napiętej sytuacji na rynku pożyczkowym” jest charakterystyczne dla ogólniejszej sytuacji boomu opartego na ekspansji kredytowej. Tak w ogóle to historyczny przegląd zjawiska przedsiębiorców rozpaczliwie szukających kredytu na dokończenie inwestycji byłby świetnym tematem dysertacji.

Dlaczego Friedman odżegnywał się od związków swojej teorii z austriacką?

Friedman nie dostrzegł znaczenia Cen i produkcji Hayeka. W bezpośredniej rozmowie przedstawiał tę książkę obok pracy Dennisa Robertsona Banking Policy and the Price Level jako przykłady książek, których nie da się zrozumieć. Jeśli jednak ktoś zrozumie Hayeka, to zobaczy, że Hayek wyjaśnił, jak polityka może zdeformować proces rynkowy i jak „napięta sytuacja na rynku pożyczkowym” to charakterystyczna faza cyklu koniunkturalnego, która występuje tuż przed tym, jak siły rynkowe zwyciężą nad manipulacją kredytu.

Dlaczego główny nurt nie może tego pojąć? Bo nie ma teorii kapitału, zwłaszcza szkoła z Chicago. Wszyscy tam nauczyli się od Franka Knighta, że nie trzeba przywiązywać wagi do kapitału i radośnie ten problem ignorują. Od zawsze uważali ten problem za nieistotny dla makroekonomii.

Dla nich teoria kapitału to relacje między zasobami a strumieniami. Jeśli kapitał jest tylko tym — prostym rozróżnieniem między „zasobem tego” a „strumieniami z tego” — to nie ma on wiele wspólnego z makroekonomią. Nie ma tu wiele miejsca na stany nierównowagi. Mógłbym tu wspomnieć, że z zupełnie innych przyczyn Keynes także wyrzucił teorię kapitału z makroekonomii. Keynes sam to przyznaje w swoim podsumowującym artykule z 1937 roku. Był dumny, że udało mu się znaleźć sposób na zrzucenie przez makroekonomię balastu teorii kapitału. Kiedy znacznie później Friedman rozpoczął antykeynesowską kontrrewolucję, to nigdy nie krytykował pozbycia się teorii kapitału. Pod wpływem Franka Knighta uważał to za akceptowalne posunięcie.

I dlatego twierdzi Pan, że sam Friedman jest keynesistą.

Friedman sam to przyznał. On przyjął po prostu keynesowski schemat makroekonomii pozbawiony odniesień do struktury kapitałowej. W artykule dla „New York Timesa” w zeszłym roku Friedman narzekał nieco, że przedstawił swoje idee w keynesowskim schemacie ISLM. Mówił, że był to strategiczny błąd. Z biegiem lat różnice między keynesistami a monetarystami sprowadzono do dyskusji o elastycznościach i kształcie poszczególnych krzywych i relatywnym tempie dostosowań cen i płac. Friedman bynajmniej nie sądzi teraz, że mógłby lepiej oddać swoje idee w Hayekowskim schemacie. Po prostu uważa, iż istnieje bardziej fundamentalna różnica między poglądami jego a Keynesa. Monetaryści wierzą, że rynki działają, a keynesiści że nie.

Ale żeby pokazać, jak rynki działają, potrzeba teorii kapitału i struktury kapitałowej, która bierze pod uwagę, międzyokresowe wzorce produkcji z zasobami alokowanymi pomiędzy różne stadia produkcji w zależności od stopy procentowej.

Powołuje się Pan w swojej obronie i przedstawieniu teorii austriackiej na książkę lorda Robbinsa z 1933 roku o wielkim kryzysie. Co się stało z Robbinsem?

Jego praca o wielkim kryzysie jest doskonała. Przedstawia teorię austriacką i empiryczne dowody. W końcu dał się jednak przekonać, że keynesowskie polityki zarządzania popytem są właściwym lekiem dla gospodarki pogrążonej w kryzysie. Sposoby wyjścia z kryzysu powinny jego zdaniem mieć pierwszeństwo przed rozważaniami o tym, dlaczego do kryzysu doszło. Taka lista priorytetów jest oczywiście bardzo niehayekowska. Robbins uważał, że deflacyjne siły w latach 30. XX w. w każdym zakątku gospodarki zmiotły wszelkie rozważania o wertykalnych błędnych dostosowaniach w latach 20. Później stał się wrogiem teorii austriackiej i nawet odmawiał podpisywania tej książki, a w swojej autobiografii napisał, że nigdy nie powinien był jej napisać.

Dlatego też możemy mówić o keynesowskiej rewolucji. W Ogólnej teorii mamy pierwszy model makro z wbudowanymi błędnymi założeniami, że rynek nie może dobrze działać. Kluczowe błędne założenie to koncepcja, że inwestycje i konsumpcja poruszają się w tym samym kierunku. Jeśli tak jest, to nie możesz wybrać jednego albo drugiego w odpowiedzi na wzrost oszczędności. To implikowało dość trywialnie Keynesowski paradoks oszczędności: jeśli ludzie oszczędzają więcej, to nie pozwalają tym samym na wyższą konsumpcję w przyszłości. Produkcja i dochody muszą spaść teraz. A jeśli rząd nie zainterweniuje, to dochody i konsumpcja spadną także w przyszłości. Ten model nie może działać inaczej — konkretna polityka rządu staje się niezbędna.

To wszystko narusza metodologiczną zasadę wspomnianą przez Hayeka: zanim wyjaśnisz, jak coś może się zepsuć, musisz najpierw umieć wyjaśnić, jak w ogóle mogą się udać. W modelu keynesowskim po prostu nie ma możliwości, żeby rzeczy same poukładały się dobrze. W modelu austriackim spadek wydatków konsumpcyjnych umożliwia wzrost długoterminowych inwestycji, dzięki czemu gospodarka rozwija się szybciej i wyprodukować dobra, na kupno których ludzie oszczędzają.

 

W drugiej części wywiadu, który opublikujemy w przyszłym tygodniu, Garrison m.in. opowiada więcej o modelu Keynesa i odpowiada na zarzuty zgłaszane często przeciwko austriackiej makroekonomii. Na stronie odpalprojekt.pl można wesprzeć wydanie polskiego tłumaczenia książki Garrisona Time and Money.

Kategorie
Teksty Tłumaczenia Wywiady

Czytaj również

Reed_Bohaterowie-siła-charakteru-i-wolność.jpg

Wywiady

Bohaterowie, siła charakteru i wolność

Czego potrzeba, by stać się bohaterem?

Steve_Forbes.jpg

Wywiady

Steve Forbes: Europa i Stany Zjednoczone na drodze do gospodarki centralnie planowanej

Na całym świecie kapitalizm znajduje się pod pręgierzem...

Yang_Co-napędza-postęp-–-państwo-czy-rynek.jpg

Wywiady

Wywiad z Marianem L. Tupy o postępie

Nie wiemy, jak radzić sobie z dobrymi wiadomościami?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 3
Ultima Thule

Nie chcę tu teraz wykładać całej mojej teorii (znanej powszechnie jako "Teoria Wszystkiego Ultima Thule", TWUT, lub po angielsku: "Theory of Everything of Ultima Thule = ToEoUT), bo nie ma na to miejsca, ani czasu. Zwrócę jedynie uwagę na to, że większość pojęć w ekonomii to skróty myślowe i uproszczenia. Ekonomia to nie fizyka i dlatego nie da się jej przedstawić w postaci wzorów. Tak samo, jak nie da się przedstawić miłości w postaci wzorów.

Przykładem niech będzie paradoks importu/eksportu:
otóż gdybyśmy uznali, że gminy są odrębnymi państwami, to nagle na terytorium Polski ogromnie wzrosłaby wymiana międzynarodowa, pojawiły by się "ujemne salda" w wymianie handlowej itp. Są to oczywiste bzdury, bo ekonomia nie zależy od podziału administracyjnego. To jest najprostszy, pierwszy z brzegu przykład. Następnie mamy tzw. "bezrobocie", które jest tak naprawdę liczbą osób zarejestrowanych jako bezrobotni. Ta liczba nie ma ŻADNEGO sensownego znaczenia poznawczego.

Nawet samo pojęcie "kapitalizm" jest bez sensu i nie powinniśmy go używać, gdyż idea roli kapitału jest tak samo bezsensowna, jak homeopatia czy teorie psychologiczne Freuda.

Jak więc jest?

W skrócie mówiąc: ludzkie działanie jest nieprzewidywalne i nie wynika z żadnych wzorów. Odkrycia naukowe nie poddają się żadnym schematom. Oznacza to, że sama teoria cykli koniunkturalnych jest FAŁSZYWA !!!

Powtarzam, żeby nie było wątpliwości, że ktoś źle usłyszał:

TEORIA CYKLI KONIUNKTURALNYCH jest FAŁ !!! SZY !!! WA !!!

JASNE !!!???

Jest ona produktem ubocznym manii z początku XX wieku robienia z ekonomii nauki na podobieństwo fizyki jądrowej. Keynes nie przypadkowo nadał swojej DURNEJ pracy tytuł: "Ogólna teoria ...". Wszyscy dobrze wiemy, że małpował "Ogólną teorię" Einsteina. To tak, jak w tym kawale, gdzie mrówka mówi do słonia: "słoniu! ale tupiemy!" ...

Na tej samej zasadzie przeciwnicy keynesa chcieli "unaukowić" swoją teorię i stworzyli "cykle koniunkturalne'. Ale ZUPEŁNIE NIEPOTRZEBNIE !!! Keynesa można było obalić 2 słowami (ale są to słowa powszechnie uznawane za obraźliwe, więc nie będę ich tu przytaczał).

Odpowiedz

Mosze

W pewnym sensie tak jest jak piszesz, że ludzkie działanie nie da się opisać wzorami. Wszystkie modele matematyczne opierają się na niesamowitych założeniach, różniczkowalności, ciągłości, pochodnej n-tego stopnia, itd, a czy w popyt na jabłka jest funkcją różniczkowalną? Tak na prawdę model matematyczny jest gorszym, mniej rzetelnym opisem ekonomii, niż logika werbalna. Ma w sobie pewne piękno, ale mam wrażenie, że ekonomią (matematyczną) zajmują się niespełnieni matematycy, którzy nie byli w stanie wytrzymać na studiach matematyki teoretycznej (tak, jest coś takiego) i postanowili spełnić swoje matematyczne rządze gdzieś indziej. Podobnie jak kiepski programista nie pracuje w dziale R&D Googla, tylko składa frontend i przy tym racjonalizuje sobie, że robi coś ważnego i skomplikowanego. Z logiką werbalną trzeba jednak uważać, słowa mają różne znaczenia i nieostrożnie stosowana prakseologia może prowadzić do pozornie poprawnych rozumować z ukrytymi pluskwami. Np.

Każdy przedsiębiorca musi być usatysfakcjonowany swoimi zarobkami. Gdyby nie był usatysfakcjonowany, pracowałby ciężej, by otrzymać wyższe zarobki, lub pracowałby mniej, by otrzymać niższe. Przedsiębiorcy odpowiada więc dokładnie taki poziom zarobków, jaki uzyskuje. Jeżeli podwyższymy poziom opodatkowania przedsiębiorców, ich zarobki spadną poniżej satysfakcjonującego poziomu, wówczas przedsiębiorcy będą pracować ciężej, by wrócić do satysfakcjonującego poziomu zarobków. By to osiągnąć, zatrudnią większą liczbę osób, a więc, zwiększając opodatkowanie przedsiębiorców zwiększamy poziom zatrudnienia.

Odpowiedz

Leon Orlikowski

O etapach produkcji według austiackiej szkoły ekonomii
1.Austriacki Economics Newsletter kwartalnik wydawany przez Instytut Ludwiga von Misesa w 2000 r. przeprowadził wywiad (wyżej polskie tłumaczenie 17 i 22 czerwca 2016 r.) z Rogerem Garrisonem, o jego książce pt.: „Time and Money. The macroeconomics of capital structure”, która została wydana drukiem w 2001 roku.
Na pytanie: „Jak pana nowa książka wpisuje się konkretnie w austriacką tradycję? Odpowiada: „Mam nadzieję, że będzie uznana za rozwinięcie Cen i produkcji Hayeka. Ta książka, opracowana na podstawie wykładów wygłoszonych w 1931 roku, dała nam kluczowy element austriackiego schematu makroekonomii — Hayekowski trójkąt. Starałem się uniknąć wplątania w problemy, które nękały Hayeka w Czystej teorii kapitału [Pure Theory of Capital] (1941), choć moim celem było właśnie ponowne wprowadzenie teorii kapitału do makroekonomii. (…)Uważam, że trzeba zaczynać od wcześniejszych pomysłów Hayeka, które, choć ubogie w szczegóły, oddają zasadnicze cechy międzyokresowej struktury kapitałowej gospodarki. Hayekowski trójkąt, którego poziom abstrakcji wydaje się odpowiedni, świetnie pasuje jako element — i to kluczowy — ogólnego schematu makroekonomii. Żeby uprawiać austriacką makroekonomię, nie musisz komplikować jej wszystkimi szczegółowymi problemami teorii kapitału. Wystarczy coś znacznie prostszego i oczywistego. (…)Kiedy zrozumiemy, że kapitał jest heterogeniczny, że produkcja odbywa się w etapach, że zasoby można alokować na różnych etapach w różnych kombinacjach, to mamy już zrąb teorii. Możemy wtedy użyć Hayekowskich trójkątów jako działającego schematu. (…)Potrzebujemy jedynie modelu, który zauważa zasadniczy dylemat — użyć zasoby do celów konsumpcyjnych czy też inwestycyjnych. Musimy rozumieć, że niektóre dobra kapitałowe lepiej nadają się do wczesnych stadiów, a inne do późniejszych. Ta międzyokresowa heterogeniczność jest odzwierciedlona adekwatnie w trójkątach Hayeka” (podkreślenie – LO).
W krótkiej recenzji książki informuje się też: „Autor krok po kroku przedstawia założenia swoich analiz i tłumaczy najważniejsze części swojego modelu: krzywą możliwości produkcyjnych, Hayekowski trójkąt, rynek pożyczkowy. Z tych trzech elementów tworzy spójny model, który pozwala wyczerpująco omówić problematykę rozwoju gospodarczego i cyklicznych kryzysów. Dzięki temu dla wielu osób jest to książka bardziej przystępna niż pisma Misesa i Hayeka.”
2.W 1973 roku w Instytucie Ekonomii Politycznej (wówczas) Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu obroniłem pracę doktorską pt.: „Tworzenie, podział i konsumpcja wartości”. Przeprowadzoną w niej analizę oparłem na etapowym modelu realizacji procesów produkcji dóbr, bardzo podobnym do Hayekowskiego modelu trójkątów. Ale po „druzgocącej krytyce” szkoły austriackiej i anglo-amerykańskiej oraz szkoły matematycznej, jakiej dokonał radziecki ekonomista I. Blumin w swym dwutomowym elaboracie wydanym w języku rosyjskim przez Akademię Nauk ZSRR w 1962 r., i jego polskim tłumaczeniu wydanym przez PWN w 1965 r., nie tylko że nie wskazane, ale wręcz niedozwolone było przywoływanie autorów burżuazyjnych. Toteż do budowy swego modelu nie szukałem inspiracji u „austriaków”; ponadto nie miałem żadnej wiedzy o tym, że Hayek zbudował trójkątny model etapów produkcji. Sięgnąłem do schematów reprodukcji Marksa oraz do modelu przepływów międzygałęziowych W.W. Leontiefa, który swój model wywiódł właśnie ze schematów reprodukcji Marksa. Dopiero, gdy przez polską Fundację Instytutu Ludwiga von Misesa został wydany tom I Dzieł Wybranych Friedricha Augusta von Hayek pt.: „Pieniądz i kryzysy” (Warszawa 2014), zorientowałem się i stwierdziłem, że mój model fazowego przebiegu procesów produkcji jest oparty na podobnej idei jak Heykowski model trójkątów.
Ze sposobu budowy modelu Hayeka wynika, iż jej autor nie znał przyjętej w matematyce zasady, że w układzie kartezjańskich współrzędnych oś odciętych (oś pozioma) obrazuje zawsze zmienną niezależną. W trójkącie Hayeka zmienną niezależną jest czas; obrazujący go wektor jest skierowany pionowo, z góry do dołu, czyli jest umieszczony na osi rzędnych zamiast na osi odciętych. Natomiast efekty procesu produkcji, tj. wytworzone dobra konsumpcyjne znajdują się na osi odciętych (oś pozioma). Czyli trójkąt Hayeka jest zbudowany dokładnie odwrotnie, jak to zrobiłby wykształcony matematyk. (por. Friedrich August von Hayek: „Pieniądz i kryzysy”. Dzieła wybrane. Tom I. Wyd. Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2014, str. 185).
Hayek daje następującą interpretację dla tak zbudowanego przez siebie modelu: „Interesuje nas tutaj głównie to, że każda zmiana metody produkcji wymagającej określonego czasu na inną metodę, która trwać będzie dłużej lub krócej, pociąga za sobą określone zmiany w organizacji produkcji bądź w strukturze produkcji – jak nazywam ten szczególny aspekt organizacji produkcji, by odróżnić go od bardziej znanych aspektów. Posłużymy się tutaj diagramem, który pomoże zrozumieć, jakie zmiany w strukturze produkcji będą rzeczywiście konieczne. Uważam, że wygodnie w tym celu będzie zobrazować kolejne zastosowania pierwotnych środków produkcji, potrzebne do wytworzenia dóbr konsumpcyjnych w danym momencie, na przeciwprostokątnej trójkąta prostokątnego, … . Wartość tych pierwotnych środków produkcji jest wyrażona przez poziome rzuty przeciwprostokątnej, z kolei odcinki pionowe, wyrażające umownie wydzielone okresy (zaczynające się u góry, a kończące na dole), przedstawiają upływ czasu (podkreślenie – LO). W tej sytuacji nachylenie odcinka przedstawiającego ilość wykorzystywanych pierwotnych środków produkcji są używane stale w trakcie procesu produkcji. Podstawa trójkąta przedstawia wartość bieżącej produkcji dóbr konsumpcyjnych (podkreślenie – LO). Pole trójkąta przedstawia zatem całość następujących po sobie etapów, w których wykorzystywane są kolejne jednostki pierwotnych środków produkcji, zanim zostaną przekształcone w dobra konsumpcyjne. Pole to reprezentuje również całkowitą liczbę produktów pośrednich, która w danej chwili jest konieczna, by zapewnić ciągłość produkcji dóbr konsumpcyjnych. Z tego też powodu diagram ten przedstawia nie tylko kolejne etapy produkcji w danym momencie, lecz także procesy produkcji zachodzące równocześnie w gospodarce stacjonarnej. Obrazuje „zsynchronizowany proces produkcji” (podkreślenie – LO), by użyć trafnego określenia J.B. Clarka” (tamże, str. 184 – 186).
W ostatnim zdaniu cytatu wydaje się, że Hayek prawidłowo rozumie i definiuje zapasy produktów pośrednich, które znajdują się w procesie produkcji na kolejnych etapach przetwarzania. Tymczasem okazuje się, że ma kłopot z odgraniczeniem strumienia wyrobów gotowych, które przeszły określony etap przetwarzania i w takiej postaci są sprzedawane od tych zapasów produktów pośrednich, które właśnie znajdują się w procesie produkcji, czyli przechodzą przez etapy przetwarzania. W przypisie 5 (na str. 186 ) pisze: „Jeżeli jednak diagramy te maja przedstawiać kolejne przesunięcia z jednego etapu na następny produktów pośrednich wymienianych za pieniądze, to nie można traktować dóbr trwałych tak samo jak dóbr w trakcie przetwarzania, gdyż nie możemy zakładać, że pojedyncze pożytki zawarte w dobrach trwałych będą zmieniać właściciela, gdy dobra te będą przechodzić na etap bliższy ich rzeczywistemu zużyciu. Musimy więc, …, pominąć kwestię istnienia dóbr trwałych, o ile będziemy zakładać, że całkowity zasób produktów pośrednich w miarę przesuwania się do końca procesu produkcji jest wymieniany za pieniądze w jednostkowych odstępach czasu”. W powyższej interpretacji Hayek popełnia szereg błędów: 1) Jeżeli całościowy proces produkcji wyrobu począwszy od pozyskania surowca poprzez kolejne etapy jego przetwarzania aż do wytworzenia produktu finalnego jako dobra konsumpcyjnego lub środka pracy (maszyny, narzędzi, aparatury, budowli, itp.) zostanie zdezintegrowany, czyli rozbity na procesy cząstkowe, które Hayek traktuje jako kolejne etapy produkcji, to sprzedawane (pomiędzy kolejnymi etapami produkcji) mogą być tylko te wyroby, które przeszły dany etap przetwarzania i otrzymały w nim postać gotową do przetwarzania w następnym etapie. Jednocześnie na miejsce wyrobów sprzedanych wchodzą do przetwarzania zakupione wyroby z wcześniejszego etapu przetwarzania. 2) W każdym więc czasie znajdują się wyroby w etapach przetwarzania oraz wyroby gotowe do przetwarzania w następnych etapach. Pierwsze stanowią zapasy produkcji w toku, drugie są zapasami, z których wyroby gotowe są sprzedawane do następnego etapu przetwarzania. Gdy etapowe/cząstkowe procesy produkcji są pionowo zintegrowane w jednym przedsiębiorstwie/kombinacie, to do zapasów produkcji w toku zaliczane są nie tylko te wyroby, które znajdują się w przetwarzaniu, ale i te, które czekają na przetwarzanie w postaci zapasów międzyetapowych, które w modelu Hayeka podlegają między etapowej sprzedaży. 3) Obawa Hayeka, że jego diagramy przedstawiające „kolejne przesunięcia z jednego etapu na następny produktów pośrednich wymienianych za pieniądze” może być przez czytelnika zrozumiane w ten sposób, że przesuwaniu, czyli sprzedaży podlegają całe procesy produkcyjne wraz ze środkami trwałymi, dowodzi, że on sam dokładnie nie rozumiał modelu, którym się posłużył. Gdyby bowiem wyodrębnił wyżej wymienione dwa rodzaje zapasów: produkcji w toku i wyrobów gotowych do sprzedaży, to było by dla niego oczywiste, że przesunięciu, czyli sprzedaży nie podlegają całe procesy produkcyjne kolejnych etapów, czyli produkty znajdujące się w tych etapach w przetwarzaniu wraz ze środkami trwałymi, przy pomocy których są one przetwarzane, a wymianie, sprzedaży między etapowej podlegają tylko wyroby gotowe, czyli te, które przeszły przez poprzedni etap przetwarzania. Natomiast w czasie tego przetwarzania wartość wyrobów została powiększona o części zużytych do ich produkcji środków trwałych.
Przyczyną kłopotu Hayeka ze środkami trwałymi są przyjęte przez niego założenia modelowe: „Mówiąc o pierwotnych środkach produkcji, będę mieć na myśli ziemię i pracę. Kiedy będę używać terminu czynniki produkcji bez uściśleń, to oprócz wymienionych powyżej środków produkcji będę uwzględniać kapitał, czyli innymi słowy, termin ten będzie oznaczać wszystkie czynniki, z których osiągany jest dochód w postaci płac, rent bądź odsetek. Wyrażenie dobra produkcyjne będzie oznaczać wszystkie istniejące w danej chwili dobra, które nie są dobrami konsumpcyjnymi, czyli wszystkie dobra, które są bezpośrednio bądź pośrednio wykorzystywane w produkcji dóbr konsumpcyjnych, w tym pierwotne środki produkcji, jak również narzędzia oraz wszelkiego rodzaju produkty nieukończone. Dobra produkcyjne, które nie są pierwotnymi środkami produkcji, lecz pojawiają się między pierwotnymi środkami produkcji a dobrami konsumpcyjnymi, będę nazywać produktami pośrednimi (wszystkie podkreślenia – LO).Żadne z tych rozróżnień nie pokrywa się ze zwyczajowym podziałem na dobra trwałe i nietrwałe, …”. Hayek zaliczył więc środki trwałe do produktów pośrednich, jednak nie wyjaśnia, w jaki sposób są one wytwarzane i dostarczane do poszczególnych etapów procesu produkcji. W swoim „trójkątnym modelu” po prostu zupełnie abstrahuje od występowania środków trwałych.
Hayek „udławił się” niedoskonałością swego modelu. Gdyby jego model był skonstruowany zgodnie z przyjętym w matematyce usytuowaniem wektora czasu, to nie miałby trudności w wyodrębnieniu zapasów produkcji w toku, czyli zapasów produktów znajdujących się w etapach przetwarzania, od zapasów wyrobów już gotowych, czyli tych sprzedawanych do następnych etapów przetwarzania oraz na konsumpcję. Tak ustawiony model wymusiłby też uwzględnienie produkcji środków trwałych w finalnym etapie procesu produkcji. Dlaczego w finalnym? Bo środki trwałe są konstrukcyjnie coraz bardziej skomplikowane, bardziej niż trwałe dobra konsumpcyjne i dlatego są i musza być produkowane w tej samej fazie/etapie produkcji, co trwałe dobra konsumpcyjne. Nie tylko wspomagają, podnoszą produkcyjność pracy żywej a nawet w bardzo wysokim zakresie mogą zastępować/substytuować siłę roboczą (robotyzacja produkcji).
3.Model, przy pomocy którego analizowałem „tworzenie, podział i konsumpcję wartości” był równie niedoskonały jak trójkątny model Hayeka. Był też dwuwymiarowy: jednym wymiarem (na osi odciętych) była ilość wytwarzanej produkcji, a drugim (na osi rzędnych) jednostkowe przeciętne wartości wytwarzane i dodawane do wyrobów w poszczególnych stadiach produkcji, które to wartości były kumulowane w wartości wytworzonych dóbr finalnych. Natomiast w modelu Hayeka jednym wymiarem (na osi rzędnych) jest czas: „odcinki pionowe, wyrażające umownie wydzielone okresy (zaczynające się u góry, a kończące na dole), przedstawiają upływ czasu” (str. 185-186), a drugim wymiarem (na osi odciętych? – LO) jest wartość produkcji: „figura ta (trójkąt – LO) przedstawia wartość, a nie wielkość fizycznej produkcji” (str. 187). Niewątpliwie na tak skonstruowanym modelu można analizować jedynie kapitałochłonność produkcji jako funkcję długości cyklu procesu produkcji: „Powinno już być oczywiste, że stosunek ilości produktów pośrednich (które przedstawia powierzchnia trójkąta), koniecznych w danej chwili do zapewnienia ciągłości produkcji danej ilości dóbr konsumpcyjnych, do wielkości produkcji tych dóbr będzie rosnąć w miarę wprowadzania coraz bardziej okrężnych metod produkcji. W miarę jak przeciętny okres od zastosowania pierwotnych środków produkcji będzie się wydłużać, produkcja stanie się coraz bardziej kapitałochłonna (str. 186-187; podkreślenie – LO).
Mam uzasadnione wątpliwości, czy przy pomocy tak skonstruowanego modelu da się badać zmiany cen i ilościowe rozmiary produktów, jakie dokonują się w okresie rozwoju cyklu koniunkturalnego? Tymczasem Roger Garrison, który do analizy w swej książce „Time and Money” zastosował trójkątny model Hayeka, twierdzi, że taka sztuka mu się udała. Stwierdza: „Chciałem stworzyć nie tylko graficzne przedstawienie cyklu koniunkturalnego, ale całościowy makroekonomiczny system, który pozwalałby nam na analizę całej gamy teoretycznych i praktycznych problemów.”
Było by „super”, aby zainteresowani czytelnicy mogli zapoznać się z książką „Time and Money” w polskim tłumaczeniu . Przede wszystkim po to, by zobaczyć i przekonać się, w jaki sposób Roger Garrison udoskonalił trójkątny model Hayeka do analizy tak ambitnych tematów, jakie – jak twierdzi – podjął w swej książce.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.