Autor: Donald J. Boudreaux
Źródło: independent.org
Tłumaczenie: Mateusz Benedyk
Wersja PDF, EPUB, MOBI
Książkę Burżuazyjna godność. Dlaczego ekonomia nie potrafi wyjaśnić współczesnego świata Deirdre McCloskey można kupić w sklepie Instytutu Misesa.
Jacob Viner napisał w swojej szczegółowej historii ekonomii w języku angielskim przed Adamem Smithem: „Powtarzającym się motywem w tekstach kupców był nacisk na użyteczność handlu dla wspólnoty oraz godność i społeczną wartość kupca. Wydaje się, że w osiemnastym wieku także inne niż handlarze osoby zaczęły przyjmować tę ocenę zawodu kupca” (Studies in the Theory of International Trade [New York 1937], s. 107).
Większość ekonomistów nie widzi niczego szczególnego w tych zdaniach. Co najwyżej jest to doniesienie o historycznej ciekawostce. Komentarz o tym, co ludzie pisali (i zapewne mówili) o handlu i kupcach to socjologia bez ekonomicznego znaczenia, niezawierająca nic wartego uwagi ekonomisty.
Gdybym nie przeczytał Burżuazyjnej godności Deirdre McCloskey, to właśnie tak zareagowałbym na obserwację Vinera. Chociaż sam Viner po swej obserwacji szybko przechodzi do innych tematów, to zdania te przykuły moją uwagę. Zdałem sobie sprawę, że ten fakt dotyczący osiemnastowiecznego nastawienia do handlu to dowód na prawdziwość rewolucyjnej teorii Deirdre McCloskey na temat wyjaśnienia rewolucji przemysłowej.
A jeśli jakiś epizod z historii ludzkości wymaga wyjaśnienia, to jest to właśnie rewolucja przemysłowa — „eksplozja bogactwa”, jak nazywa to historyk Steve Davies, lub „wielki fakt”, jak pisze sama McCloskey. Czytelnikom tego czasopisma nie trzeba tłumaczyć, że wielki fakt jest zarówno faktyczny, jak i wielki — wielki tak w sensie dużych rozmiarów i rezultatów, jak i w znaczeniu błogosławieństwa dla ludzkości.
Tak wielkie wydarzenie nie musi długo czekać na próby wyjaśnienia go. Takie wyjaśnienia są równie stare co sam wielki fakt. Do tych wyjaśnień możemy zaliczyć: wyzysk pracowników najemnych, niewolnictwo, kolonializm, protestantyzm, katolicyzm, naukę, umiarkowany klimat, szlachetne rewolucje polityczne, niższe koszty transportu i rozwój szlaków handlowych.
Żadne z tych wyjaśnień nie wyjaśnia jednakowoż tego, kiedy wielki fakt wystąpił (osiemnasty wiek) ani gdzie się rozpoczął (północno-zachodnia Europa). Niektóre z wyjaśnień wskazują na ważne warunki wstępne zaistnienia rewolucji przemysłowej — np. dość dobrze zabezpieczone prawa własności — bez wyjaśnienia, dlaczego rewolucja przemysłowa rozpoczęła się właśnie wtedy i tam. Inne wyjaśnienia nie biorą pod uwagę unikalnych rysów wielkiego faktu — np. niewolnictwo to istniejąca tysiące lat instytucja, której zmiany (zarówno w wymiarze czasowym, jak i przestrzennym) są negatywnie związane z wielkim faktem.
Jedną z wielu korzyści lektury Burżuazyjnej godności jest niezwykle elokwentna i pogłębiona wyprawa u boku światowej klasy historyka po historii gospodarki i handlu. Obok tej wyprawy czytelnik otrzymuje od światowej klasy ekonomistki mistrzowski przegląd każdego ważniejszego (i nie tak ważnego) konkurencyjnego wyjaśnienia wielkiego faktu.
Po przekonaniu swoich czytelników (przynajmniej tego recenzenta) o niedoskonałościach poprzednich wyjaśnień wielkiego faktu McCloskey twierdzi, że nasz fakt można wyjaśnić poprzez dramatyczną zmianę w nastawieniu do burżuazji. Po raz pierwszy w historii burżuazja północno-zachodniej Europy zaczęła w osiemnastym wieku posiadać godność. Burżuazja i jej przedsięwzięcia w końcu zaczęły być postrzegane przez dostatecznie dużą część społeczeństwa jako godne i poważane.
Jako stadne zwierzęta przejmujemy się tym, co inni o nas myślą. To, co myślą, jest zwykle komunikowane (nam i innym) przez mowę. McCloskey twierdzi, że sposób, w jaki ludzie mówią o nastawionych na zysk handlarzach i przemysłowych innowatorach, zmienił się. Zaczęto mówić z większym podziwem. Wzrósł, nazwijmy to, „zwrot w godności” z burżuazyjnych zajęć.
W tym samym czasie spadł, przynajmniej relatywnie, „zwrot w godności” z nieburżuazyjnych zajęć. Relatywnie mniej godności przypadało tym, którzy specjalizowali się w mordowaniu ludzi w bitwach, oraz tym, którzy, siedząc bezczynnie w swych willach, liczyli hektary, na których chłopi ciężko pracowali na utrzymanie szlachty czy kleru.
W miarę wzrostu zwrotu w godności z burżuazyjnych przedsięwzięć względem innych zawodów, spodziewanie, liczba burżuazyjnych przedsięwzięć wzrosła. Ludzie reagują na bodźce! Tak zaczęła się rewolucja przemysłowa.
Oczywiście teoria McMloskey, choć skupia się na retoryce, nie zaprzecza roli dobrze zabezpieczonych praw własności, korzyści z oszczędnego i przedsiębiorczego stylu życia, użyteczności nisko kosztowych środków transportu czy cudów nauki. Nawet najdziksze pochwały burżuazji nie wywołałyby rewolucji przemysłowej, gdyby np. prawa własności w północno-zachodniej Europie były źle zabezpieczone lub gdyby teren był tak niesprzyjający, że nawet transport na krótki dystans kosztowałby fortunę.
Jednak te wszystkie wyjaśnienia sprzed książki McCloskey ponoszą porażkę, bo żadne ze zjawisk opisywanych przez inne teorie jako ostateczna przyczyna rewolucji nie jest unikalne dla osiemnastowiecznej północno-zachodniej Europy. Stabilne prawa własności istniały w Anglii na długo przed sławetną rewolucją 1688 roku, a rozsądne podejście do oszczędności też nie pojawiło się nagle tam i wtedy. Tak samo jak duże miasta (używając osiemnastowiecznych standardów) czy potencjalnie rozległe rynki. To samo z nauką i spadkiem kosztów transportu.
Być może osiemnastowieczna północno-zachodnia Europa stała się miejscem idealnego splotu wszystkich lub prawie wszystkich tych czynników po raz pierwszy w historii — stabilne prawa własności i szacunek dla nauki współwystępujące ze spadającymi kosztami transportu i zaoszczędzoną wartością dodaną zebraną przez kalwinistów z wyzyskiwanych chłopów.
Ale taka możliwość nie jest bardziej — wręcz przeciwnie, jest mniej — prawdopodobna niż wyjaśnienie McCloskey, że na bazie historycznie dość częstych warunków wstępnych (jak zabezpieczenie praw własności) szczęśliwa i historycznie unikalna zmiana w nastawieniu do burżuazji uwolniła innowacyjne zapędy ludzkości w stopniu niewidzianym wcześniej. A te zapędy, raz uwolnione, nie dają się łatwo uśpić — dzięki Bogu, biorąc pod uwagę ataki na burżuazyjne przedsięwzięcia w ciągu ostatniego stulecia ze strony profesorów, intelektualistów i polityków, których znakomite umiejętności retoryczne dają się przebić jedynie ich zawstydzającej ignorancji podstawowych zasad ekonomii.
Burżuazyjna godność to drugi tom w sześciotomowym projekcie. Ciągle więc wiele przed nami. Jeden z tych tomów ma szeroko wyjaśniać, dlaczego retoryka w osiemnastowiecznej północno-zachodniej Europie stała się tak proburżuazyjna. Dobrze byłoby to wiedzieć. Ale zauważmy, że nawet jeśli nikt, nawet McCloskey, nie będzie potrafił przedstawić przekonującego wyjaśnienia, dlaczego narodziła się proburżuazyjna retoryka i to właśnie wtedy, to teza Burżuazyjnej godności pozostanie nienaruszona. Historycznie unikalna zmiana w retoryce może być iskrą wielkiego faktu, nawet jeśli nie rozumiemy, co było iskrą tej zmiany. Czasami coś się dzieje z powodów, które umykają analitycznym wyjaśnieniom. Może ta zmiana w retoryce „po prostu się stała”.
Wątpię jednak, by tak właśnie było. Jeśli powód lub powody zmiany retorycznej można ustalić, to Deirdre McCloseky jest właśnie tym badaczem, który może to zrobić.
Zakończę drobnym zastrzeżeniem. Nie zgadzam się z podtytułem książki — „dlaczego ekonomia nie potrafi wyjaśnić współczesnego świata”. Ekonomia potrafi wyjaśnić współczesny świat. Ważny dowód to sama praca McCloskey. Chociaż pracuje na wydziałach angielskiego, historii i komunikacji oprócz wydziału ekonomii, to przede wszystkim jest ekonomistką. Jej wkład jako ekonomistki w zrozumienie współczesnego świata nie ma sobie równych wśród naukowców z jakiejkolwiek dziedziny badań.
McCloskey uprawia ekonomię we właściwy sposób — jako systematyczne badanie w poszukiwaniu prawdy z otwartą głową i bez uprzedzeń o tym, co stanowi właściwe wytłumaczenie, a co nie.
Ekonomia, którą słusznie oskarża o braki w wyjaśnianiu współczesnego świata — ekonomia, która ignoruje każdą ludzką pasję inną niż racjonalna pogoń za dającym się zaobserwować zyskiem materialnym i która odrzuca jako zniewieściałe wszelkie metody badań niedające się wyrazić w formalnych matematycznych modelach — jest, choć dominującym, to nie jedynym rodzajem ekonomii. Właściwie uprawiana ekonomia może pomóc w wyjaśnieniu współczesnego świata. Burżuazyjna godność to pierwszorzędny przykład właśnie takiej ekonomii.
No nie wiem. Po lekturze setek książek o czasach wiktoriańskich sądzę, że burżuazję zaczęto poważnie traktować w drugiej połowie XIX wieku. Fakt, w latach 1840-tych wsłuchiwano się w to, co mają do powiedzenia radykałowie klasy średniej, ale poważanie? Jak robotnicy szli pożegnać zmarłego John Brighta, to nie tylko dlatego, że był pracodawcą, ale także - wielkim politykiem. McClosky może i ma rację, ale czy to jedyny czynnik? Przesądzający? To, że idee mają konsekwencje to oczywiste. Ile tu osobistych pragnień autorki?
Pozostaję sceptyczny. Przez ostatnie lata prześledziłem historię XVIII i XIX liberałów, głownie tzw. radykałów klasy średniej. Wielkich włascieli fabryk, bawełnianych lordów, wydawców, sklepikarzy etc.
Odpowiedz
Kluczowe jest to, że idee i "retoryka" były siłą sprawczą, natomiast zdecydowanie niewystarczającą. Historia gospodarcza rozwiniętego świata to historia innowacji, wprowadzania nowych rozwiązań produktowych, których wcześniej nie stosowano - mimo że istniała wiedza naukowa o tym, jak je zastosować. Pytanie brzmi: dlaczego przez tyle lat nie doszło do tego? Najwyraźniej osłabły siły społeczne blokujące ciąg innowacyjny. Czy te siły to głównie złe idee to sprawa otwarta. I oczywiście te siły w pełni nie wygasły, do dzisiaj wśród niektórych grup panuje ant-przedsiębiorczy sentyment. Nie dziwi, że najbogatsze kraje to te kraje, gdzie przedsiębiorcy nie uważa się za złodzieja, oszusta i manipulatora.
Odpowiedz
Dziękuję za odpowiedź. Może mam jakieś skrzywienie myślowe, ale "fenomen europejski" ma swoje źródło w tym jak ukształtowały się instytucje formalne i nieformalne w ramach cywizlaicji zachodniej (łacińskiej). Wiele instytucji napedzających handel istaniało w średniowieczu (zob. Harold Berman, Prawo i rewolucja; Robert S. Lopez, The Commercial Revolution of the Middle Ages). Fakt, Anglicy - pomimu zamordyzmu, oligarchizacji i olbzymich podatkow - potrafili się z tego pomału wycofać, ale już po Adamie Smithie (Asa Briggs, Age of Improvement; A. Rabushka, Od Adama Smitha do bogactwa Ameryki). Ponoć od dawna mieli "sklepikarskiego ducha" (Alan MacFarlane, Origins of English Individualism). Max Weber i inni widzieli rozwój kapitalizmu w etyce protestanckiej. Inni piszą o tym, jak sredniowieczny kapitalizm Południa (Włochy, pld, Francji) przeniosl sie na Północ (Holandia, a potem Anglia)... Niestety pomiędzy tymi wydarzeniami miały miejsce rewolucje (przeciwko kościołowi, prawu, rodzinie, własnosci prywatnej), które nie napedzaly bogactwa i wolnosci, jak to miało miejsce w sredniowieczu: Rosenberg i Birdzell w Historii kapitalizmu; R. Pipes, Własnośc a wolność (wiem, wiem koniec sredniowiecza to zaraza dziesiatkujaca Europejczykow). Rewolucje to mordy, kadzież, niewolenie, niszczenie instytucji. Fakt, że niektóre herezje to były projekty biznesowe mające na celu przelamac Gildie, ale kosztem pracownikow (komuna nastawiona na maksymum produkcji ze wszystkimi negatywnymi cechami tj. zniewolenie rownież, tak tak fizyczne - ach ci kochani, dobroduszni francuscy heretycy). Zawsze w przypadku historii gospodarczej brakuje historii idei, tej niemiłej również. zob. Norman Cohn, W pogoni za millennium czy Martin Malia Lokomotywy historii.
Odpowiedz