Wspieraj Instytut Misesa w 2025 roku!
19 2130 0004 2001 0253 7975 0001
Powrót
Teksty

Czyżniewski: Kontrfaktycznie wszyscy jedziemy na Szkołę Ekonomiczną

0
Mateusz Czyżniewski
Przeczytanie zajmie 21 min
Czyżniewski_Kontrfaktycznie wszyscy jedziemy na szkołę ekonomiczną_V4
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Czyżniewski

Tekst stanowi prywatne przemyślenia oraz wspomnienia jednego z wykładowców, którzy mieli okazję poprowadzić Szkołę Ekonomiczną w roku 2025[1].

Po co wstęp?

Zapewne, gdyby zapytać kogokolwiek z polskiego ruchu wolnościowego — szczególnie kierując się w stronę naszego rodzimego Instytutu Misesa — o wydarzenie najbardziej zapadające w pamięć, długoterminowo owocne, merytorycznie intensywne oraz same w sobie niepowtarzalne, a które co roku sygnujemy naszym merytorycznym i organizacyjnym patronatem, odpowiedź z pewnością byłaby jedna: Szkoła Ekonomiczna.

Zatem, można by zapytać: dlaczego akurat Szkoła Ekonomiczna? Przecież mamy wykłady regularnie organizowane w ramach klubów KASE, cykliczne seminaria zaawansowane dla najlepszych absolwentów Szkół oraz naszych współpracowników, coroczne Zjazdy Austriackie, a w planach także wsparcie dla współorganizowanych konferencji naukowych. Wszystko to realizujemy niemal podręcznikowo, zgodnie z klasycznym credo pracy naukowej oraz dydaktycznej. Pozostaje więc pytanie: cóż takiego jest w tych Szkołach Ekonomicznych? Co sprawia, że wydarzenia te zyskały w środowisku wolnościowym wręcz legendarny status?

O Szkole krąży wiele historii — zarówno tych prawdziwych, jak i takich, które z prawdą mają niewiele wspólnego. Mnóstwo jest opowieści uczestników pełnych deklaracji spełnienia, wątków odkrywania nowych talentów, a także sprawozdawczego referowania dotyczącego typowo „libkowego gadania” o Rothbardzie, czy Hoppem. Krążą też przekazy o słynnych referatach, a także o tym, kto i dlaczego nie wygrał w finale egzaminu. Nie brakuje również historii z „kucowskiej prehistorii” — z czasów, gdy osoby, które dziś szefują Instytutowi, same brały udział w pierwszych edycjach Szkoły jako słuchacze. Sam zresztą byłem świadkiem kilku sytuacji, które z pewnością wyryły się w pamięci mojej oraz innych uczestników danej Szkoły. Cóż, mnogość tych historii jest ogromna… Niemniej, wiele z nich zamgliła już ulatująca pamięć uczestników, a także — co zupełnie naturalne — różnego rodzaju niepotrzebne przekłamania, które pojawiają się z biegiem przemijającego czasu.

Dlatego też, chcąc na bieżąco podzielić się swoimi przemyśleniami, doszedłem do wniosku, że napiszę kilka słów o Szkole Ekonomicznej, która odbyła się w dniach 24–28 września 2025 roku w Koszelówce, małej miejscowości położonej niedaleko Płocka.

Niemniej zanim dodam coś od siebie w tym kontekście — szczególnie, że tym razem jechałem nie jako uczestnik, lecz jako prowadzący i członek kadry Instytutu — uważam, że warto przytoczyć kilka faktów:

Szkół było już aż dwanaście.

Można więc powiedzieć, że mamy już co najmniej jedno, jeśli nie dwa pokolenia młodych austriaków, które zostały przez nie ukształtowane. Na pewno widać wpływ tej inicjatywy na skład osobowy zespołu tegorocznych wykładowców — aż 80% z nich jeszcze kilka lat temu brało udział w Szkole jako słuchacze. Widać więc wyraźnie, jak dobrze koncepcja Szkoły Ekonomicznej prosperuje — nie tylko w odniesieniu do konieczności realizacji nieustającego rozwoju badawczo-edukacyjnego, ale i również w ramach spełniania naszych wewnętrznych potrzeb związanych z poszerzaniem kadry naukowo-organizacyjnej.

Szkoła Ekonomiczna to cztery dni i cztery noce…

Owszem, każdy wie, że Szkoły rządzą się surowymi regułami, więc tak — tylko pilna nauka, pokora uczestników i bezwzględna dyscyplina, niczym w pruskim wojsku poborowym. Wszelkie plotki na temat tych wydarzeń to oczywiście pomówienia i kłamstwa.

Dostać się na Szkołę łatwo nie jest...

Nawet będąc weteranem jednej z poprzednich edycji nie ma się gwarancji nominacji — niestety. Choć pojawiło się kilka osób, które będą już drugi raz na Szkole, to jednak, co bardzo cieszy, w tym roku ponownie zobaczyliśmy wiele nowych twarzy. Niektórzy uczestnicy byli nam znani wcześniej, ale niekoniecznie z aktywności związanej bezpośrednio ze Szkołą Ekonomiczną. To pokazuje, jak silna jest ciągłość tej inicjatywy — i jak wiele jeszcze może się wydarzyć w kolejnych edycjach.

Dojazd na Szkołę nigdy nie był gładką przygodą — serio.

No chyba że ktoś mieszka bardzo blisko miejsca docelowego, ale takich szczęśliwców było i jest niewielu (a pewnie nie będzie ich więcej). Piszę to z pewnym współczuciem, ale też z podziwem, bo przemieszczanie się po naszym „wybitnie skomunikowanym” kraju publicznym transportem łatwe nie jest. A ja, choć dziś mógłbym, teoretycznie, pokonać dystans między Gdańskiem a Koszelówką w około trzy godziny, wciąż czuję, jaką przygodą jest dotarcie na Szkołę Ekonomiczną.

No dobrze, wstępów, historycznych wstawek czy wylewania nadmiaru myśli już wystarczy. Zatem w kilku punktach postaram się przedstawić czytelnikom moje spostrzeżenia oraz odczucia, które udało mi się tuż po powrocie ze Szkoły wygenerować.

Po co to piszę?

No właśnie, dlaczego piszę akurat ten tekst? Nie robię tego z nudy, ani dlatego, że ktoś mnie szczególnie do tego namawiał. Przyznam, że po dłuższym czasie rozważań nad tym, co przyniosła mi oraz innym tegoroczna Szkoła, uznałem za konieczne opracowanie kilku syntetycznych wniosków, których przemyślenie z pewnością będzie dla Czytelnika wartościowe. Po wielu dyskusjach odbytych podczas wspomnianego wydarzenia, własnych analizach przeprowadzonych z odpowiedniej perspektywy oraz starciu oczekiwań z faktami, postanowiłem podzielić się z Wami pewnymi rozważaniami. Moim zdaniem wydarzyło się przez te cztery dni tyle ciekawych rzeczy, że warto choć częściowo wylać to na wirtualny papier.

Po co to robimy?

W zasadzie każdy, kto zna ten projekt — nawet pobieżnie — zdaje sobie sprawę z jego misji oraz kierunku, jaki chcemy nadać efektom naszych działań. Sam poniekąd byłem tego świadom, kiedy to moja stopa stanęła na sulejowskiej ziemi w trakcie mojej pierwszej Szkoły Ekonomicznej Anno Domini 2020. I choć na stronie można znaleźć wiele informacji na temat tegorocznej Szkoły Ekonomicznej, to chyba nikt nie wątpi, jakie są nasze intencje — kształcenie kadr, przyszłych naukowców, czy ludzi o dużym wpływie na naszą społeczność. Szkoła nie tylko pozwala zdobyć  czystą wiedzę — utrwala też sposób myślenia, który pozwala łączyć idee z działaniem, ludzkim działaniem.  Ale pozwólcie, że wspomnę o tych mniej oczywistych, lecz wciąż fundamentalnie istotnych celach:

  • Umocnienie w poczuciu bycia członkiem środowiska.

Jeśli ktoś czuje, że nadszedł czas by wyjść z przysłowiowej „libertariańskiej piwnicy”, to jest to idealna okazja nie tylko do integracji, ale też do otwarcia się na ludzi o podobnych poglądach oraz do nawiązania kontaktu z innymi osobami pracującymi na rzecz polskiego środowiska austro-libertariańskiego. Wszyscy znamy przypadki osób, które pojawiły się niemal znikąd, by później „rozdawać karty” na Szkole; ale też i takich, które wracając na kolejną edycję, dostały mocnego intelektualnego kopa — tak mocnego, że dziś świecą przykładem, prężnie działając w ruchu austriackim[2]. Widać więc, jak silnie Szkoła potrafi kształtować młodych adeptów naszego środowiska.

  • Szukanie talentów.

Owszem, nie wątpimy w wysokie zdolności każdego, kto przyjeżdża na nasze wydarzenie. Merytoryczność naszego kursu jest dla nas absolutnym imperatywem. Niemniej zdajemy sobie sprawę z tego, że niemal co roku pojawia się niewielka grupa osób wybitnych, które w przyszłości staną się częścią elity naszego ruchu. I dotyczy to nie tylko kwestii merytorycznych, lecz także organizacyjnych czy promocyjnych. Dobrze wiemy o tym, że nasze środowisko to nie tylko twarda nauka, kolejne publikacje, czy wyjazdy na konferencje — to też ofiarna praca u podstaw, która wymaga unikalnych i zaawansowanych umiejętności miękkich.

  • Skracanie dystansu i pokazywanie drogi.

Wiemy, że wielu uczestników corocznych Szkół to naprawdę młodzi ludzie: często studenci pierwszego stopnia, czy nawet uczniowie świeżo po maturze. Pragniemy pokazać im, jak zdobywać wiedzę samodzielnie, systematyzować ją, prowadzić relewantne i rezolutne dyskusje, a także jak prezentować swoje poglądy w sposób klarowny i przekonujący — tak, jak przystało na godnych szacunku członków cywilizacji wolności — tej wolności, do której tak bardzo dążymy. Szkoła to naturalny środek do celów realizacji rozwoju takich osób.

Zatem każdy, kto na Szkole nie był, a formalnie zakwalifikować się może, powinien bezwzględnie rozważyć udział w sygnowanym przez nasz Instytut projekcie edukacyjnym. Szczególnie biorąc pod uwagę to, jak silne efekty potrafi przynieść — zarówno w krótkim, jak i przede wszystkim długim okresie.

Ekipa australijska[3]

Cóż, ASE to nie tylko czytanie rozległych wykładów Misesa na temat teorii pieniądza. Nie jest to też zastanawianie się nad tym, co Hayek miał na myśli, gdy Lionel Robbins nie skorygował jego artykułu, czy debatowanie nad wizją realizacji porządku społecznego według Rothbarda i Hoppego. To również spotkania z ludźmi, których lubimy i szanujemy — ludźmi, którzy niczym dodatnie sprzężenie zwrotne dają nam nie tylko poczucie wspólnego dążenia do celu, ale i motywują nas do bycia coraz lepszymi ekonomistami oraz działaczami.

Nie ukrywam, że choć wiedziałem, iż ponownie spotkam się z austriackimi przyjaciółmi — niemal rówieśnikami, którzy razem ze mną od kilku lat „kują żelazo”, czy dokuczają starym wyjadaczom z przysłowiowej „góry” naszego Instytutu — to równie wartościowe było dla mnie spotkanie z młodszymi kolegami i koleżankami. W związku z tym mam nadzieję, że uczestnicy Szkoły się na nas nie zawiedli — choć wszyscy wiemy, że zawsze znajdzie się coś, co można by z naszej strony poprawić.

Dodam jeszcze, nawiązując do początkowej części tekstu, że chyba jednym z najlepszych dowodów skuteczności Szkoły jako kuźni talentów jest to, że spośród siedmiu prowadzących, aż sześciu niedawno siedziało po drugiej stronie sali wykładowej. A co istotne, większość z nich to laureaci wyróżnień, zdobywcy miejsca na podium lub zwycięzcy finałowego egzaminu. Cóż, wielu z nas jeszcze parę lat temu się nie znało, czy nie realizowało jakiejkolwiek wzajemnej współpracy w ramach działań na potrzeby Instytutu. Dziś to my jesteśmy na naukowym i organizacyjnym froncie walki z dyletanctwem ekonomicznym. Na froncie, nad którym powiewają proporce w barwach naszego instytutowego krawatu, który zawsze warto kupić.

A zatem, przyznajmy w końcu czego na tej Szkole dokonaliśmy.

Wykłady i seminaria

Czysto sprawozdawczo, ale i z pewnym osobistym podejściem muszę przyznać, że dość odświeżony „rozkład jazdy” opracowany na rzecz tegorocznej Szkoły miał szereg „plusów dodatnich”. Między innymi, podczas wykładów, pojawiły się nowe tematy — również te bardziej kompilacyjne czy związane z aktualnymi wydarzeniami. A choć część zagadnień merytorycznych musieliśmy przesunąć na seminaria, to być może właśnie ich dyskusja, a nie tylko wysłuchanie w ramach czyjejś prezentacji, dała większą szansę na utrwalenie wiedzy uczestnikom. Ponadto, oprócz dziesięciu wykładów, przeprowadziliśmy aż sześć seminariów oraz dwa równolegle realizowane warsztaty.

Tym razem w ramach Szkoły Ekonomicznej zostały zrealizowane nie tylko klasyczne formy prezentacji wiedzy. Ta edycja zawarła w sobie również tzw. warsztaty — niedługie, a zarazem luźne formy, które miały za zadanie zmotywować naszych uczestników do takich działań jak:

  • pracy naukowej samej w sobie,
  • wolontariatu na rzecz IM,
  • pisania tekstów dla redakcji pl,
  • oraz nauki jak dobrze prezentować treści w internecie, które mają się wiązać z ASE, czy myślą wolnościową.

Odpowiedzialni za nie prowadzący pokazali, jak wiele można wnieść w nasze środowisko stosunkowo niewielkim nakładem pracy oraz jak dobrze zacząć swoje działania w ramach realizacji studiów, czy prac badawczych powiązanych z ASE. Sam jeszcze pamiętam — siedząc na sali jako towarzyszący kolegom słuchacz jednego z warsztatów — jak dla niektórych uczestników odkrywcze oraz pouczające były prezentowane przez nas spostrzeżenia czy wskazówki.

Sądzę, że ta inicjatywa była jedną z najciekawszych i najbardziej budujących dla uczestników Szkoły. I fakt, nie chodzi tu tylko o to, że będziemy mieć nabór młodych wolontariuszy, kilku świeżych doktorantów, czy strumień nowych artykułów na mises.pl, które razem z Jakubem Juszczakiem będziemy musieli radośnie skorygować. Cel był jasny — pokazać, że w kilka lat można zrobić wiele, a nawet bardzo wiele dla naszego środowiska.

A właśnie, w kontekście obranej przez nas drogi, zmieńmy nieco temat.

Kontrfaktycznie wszyscy jedziemy do Kanału Zero

O ile cała Szkoła z pewnością dostarczyła nam wielu interesujących przeżyć, to wieczór 26.09.2025 roku był przysłowiową wisienką na torcie. Biorąc pod uwagę szaleńcze tempo podejmowania decyzji i rozwiązywania spraw technicznych, wszyscy możemy być zadowoleni z tego, jak potoczyły się tamte wydarzenia.

W skrócie, gdy tylko nasz instytutowy kolega, były prezes zarządu oraz ex kuc Mikołaj Pisarski otrzymał zaproszenie od Kanału Zero do udziału w debacie dotyczącej poboru do wojska, po niedługim czasie decyzja zapadła — kierunek jazdy: jazda z poborem. Mikołaj zajechał do Warszawy, a my uruchomiliśmy około godziny 20:00 projektor i zasiedliśmy całą grupą przed transmisją na żywo — nawet jeśli słaby internet nam w tym nie pomagał.

I tak, o ile wieczorem nasz kolega, prawdziwy IMPERATOR[4] debat, „orał” zwolenników poboru do wojska niczym zawodowy rolnik pole po żniwach — co zresztą było do przewidzenia — to chyba niewielu spodziewało się, że w tak gęstym terminarzu Szkoły uda nam się zorganizować nie tylko wspólne oglądanie streama nadawanego na żywo ze studia, lecz tak żywą i skoordynowaną dyskusję w naszej dość licznej, prawie czterdziestoosobowej grupie.

Puentując, pokazaliśmy po raz kolejny jak potrafimy — nawet biorąc pod uwagę fizyczne zmęczenie, czy warunki panujące w ośrodku — dobrze się organizować i synergicznie dążyć do jednego celu.

Poziom Szkoły Ekonomicznej

Krótko, zanim jeszcze powiem coś o egzaminach: poziom był bardzo wysoki — i to nie dlatego, że My jako prowadzący wysoko postawiliśmy uczestnikom poprzeczkę. Trzeba przyznać, że uczestnicy — niezależnie od wieku czy poziomu instytucjonalnego wtajemniczenia — pokazali nie tylko dużą wiedzę, ale też to, o czym wspominałem wcześniej, czyli adekwatny poziom jej prezentacji oraz ogromne chęci do dalszego rozwoju. Cóż, nie jest łatwo sprostać stawianym wymaganiom — ale to właśnie to czyni ASE wyjątkową i niepowtarzalną.

I tak, jak starałem się podkreślić ten aspekt podczas otwierającego Szkołę referatu, a chciałbym to teraz powtórzyć — żeby dobrze wybrzmiało. Jako ruch oraz instytucja potrzebujemy nie tylko merytorycznych wyjadaczy, wybitnie wyszkolonych w arkanach teorii ekonomii, czy świecących charyzmą prezenterów i retorycznych wojowników głoszących moc wolności — potrzebujemy też organizatorów, którzy od środka zadbają o spójność i jednorodność naszego austriackiego środowiska.

darowizna.jpg

Czas na egzamin!

Sobotni egzamin, realizowany tuż po ostatnich wykładach i seminariach, to niemal naturalny etap każdej Szkoły Ekonomicznej[5]. I choć jest w pełni dobrowolny, to osoby które go zdały, nie tylko otrzymały szansę na otrzymanie kolejnego stypendium, ale też możliwość bezpośredniego sprawdzenia swojej wiedzy. Nie mniej o egzaminie opowiem z nieco innej strony, tej zdecydowanie bardziej prywatnej, a nie technicznej i czysto sprawozdawczej.

Nie rozwodząc się zbytnio, fakt tego, że po trzech latach od mojego poprzedniego uczestnictwa w Szkole zasiadłem po drugiej stronie stołu był dla mnie dość specyficznym doświadczeniem. Zapewne dla moich komisyjnych kolegów, którzy są w dużej mierze moimi rówieśnikami, również — nawet jeśli zawodowo jesteśmy nauczycielami akademickimi i niemal codziennie musimy w pewien sposób nauczać oraz oceniać innych. Przyznam, że trochę dziwnie było nagle przełączyć się w tryb egzaminatora, bo wykładając materiał dla osób, które w większości traktujesz jako młodszych kolegów, a potem musisz ich przepytywać, trzeba wewnętrznie się zdyscyplinować — zarówno, aby nie przesadzić z trudnością pytań, jak i nie być zbyt łagodnym.

To bez wątpienia wielka lekcja dla nas — nie tylko merytoryczna, ale też organizacyjna. Intencje zarządu, aby tak odmłodzić tegoroczną kadrę były dobre, w co nie wątpię. Taka formuła Szkoły pozwoliła nam wszystkim sprawdzić się zarówno jako nauczyciele i mentorzy, jak i po prostu jako starsi koledzy dzielący się radami z młodszymi uczestnikami.

Cóż, przeprowadzony przez Nas egzamin nie był tylko testem wiedzy, lecz też prawdziwą konfrontacją mentalną — każdy musiał się odpowiednio skupić i dobrze przedstawić nam swoje racje. To w tamtych chwilach te kilka dni nauki uczestników stanęło przed próbą. Niemniej jednak, nie rozwodząc się zbytnio, po około dziewięćdziesięciu minutach zakończyliśmy ten etap oceny, wiedząc, że tak na prawdę prawdziwe wyzwanie dopiero przed nami.

Potem po kolacji, podczas której niemal wszystkim towarzyszyło silne i nierozładowane napięcie — wręcz unoszące się w powietrzu — zasiedliśmy razem, w sześciu, stając się finałową komisją egzaminacyjną.

Finał — starcie z komisją

O finale jako takim można powiedzieć wiele. Jest to z pewnością moment kulminacyjny Szkoły. Moment, na który wielu uczestników czeka z wielką niecierpliwością — choć tylko garstka egzaminowanych może wziąć w nim udział. Jest to też starcie nie tylko z komisją, ale i z samym sobą. Bowiem jak stwierdziłem podczas pierwszego wykładu — chcąc dać uczestnikom radę i przykład — sukces na Szkole to nie tylko sucha wiedza, ale też opanowanie stresu oraz, ujmując to jako patentowany automatyk, odrzucanie zakłóceń.

Zaczynając ten wątek, na pewno warto dodać, że nasza komisja pracowała długo — bardzo długo, może i nawet za długo. A jednym z powodów tego stanu była na pewno wysoka wiedza finalistów. Choć niejednokrotnie pytania były trudne, a odpowiedzi na nie wymagały odwołania się do wiedzy na poziomie zaawansowanym ze Szkoły austriackiej, to należy uznać, że każdy z uczestników tego ponad dwugodzinnego finałowego maratonu spisał się bardzo dobrze. Jak podkreślaliśmy wspólnie jako komisja, wynik — choć ostatecznie jednogłośny — był intensywnie dyskutowany, biorąc pod uwagę wiele niuansów.

Pomimo tego, że sam w trakcie egzaminu wczuwałem się w myśli jego uczestników, zestresowanych i zmęczonych udzielaniem odpowiedzi, byli oni w stanie bardzo dobrze przedstawić wszystkie aspekty merytoryczne, o które ich pytaliśmy. Przyznam, że słuchając ich wypowiedzi, czułem znajome napięcie — echo swojego finału sprzed trzech lat. Niemniej tu warto podkreślić, że my jako prowadzący byliśmy niezwykle zadowoleni z ich odpowiedzi, a widok radości najlepszych z nich, tuż po ogłoszeniu ostatecznych wyników, był wyjątkowo budujący — niemal przywracający nam wspomnienia z „naszych” edycji Szkół. A choć wiem, że kilku osobom biorącym w nim udział było trudno i przykro po finale, chciałbym, aby miały świadomość tego, jak blisko sukcesu były, jak wysokim poziomem wiedzy dysponują, oraz jak bardzo wciąż liczymy na nie w naszym środowisku wolnościowym!

Oczywiście, tuż przed ogłoszeniem wyników, gdy opuściliśmy salę egzaminacyjną, panujące na korytarzu emocje były tak gęste i niemalże unoszące się w powietrzu, że można je było kroić nożem. Pokazuje to, że uczestnicy Szkoły byli w nią w pełni zaangażowani, a wysoki poziom przygotowania świadczył o tym, jak wiele znaczyło dla nich to wydarzenie. Zbliżając się do ogłaszania finalnych wyników dobrze wiedzieliśmy, że będzie to istotny moment — zarówno dla nas jak i dla uczestników Szkoły.

Wówczas — stojąc przy ścianie wraz z bacznie obserwującym finałową ceremonię Przemkiem Rapką — zdałem sobie sprawę, że finalizujący tegoroczną Szkołę sobotni wieczór będzie czasem ewaluacji, podsumowań, radości i zamknięcia pewnego fundamentalnego etapu — etapu zmiany. Przyznam, że na dłuższą chwilę czas zaczął mi płynąć w trochę innym tempie niż dotychczas.

Najcenniejsza rzecz na świecie

Austriaccy ekonomiści argumentują, że użyteczność bytów materialnych będących przedmiotami działania, wykorzystywanych jako środki do realizacji danych celów jest subiektywna oraz kształtowana względem indywidualnych preferencji. I o ile ten fakt jest dla adeptów ASE rzeczą oczywistą, to być może warto zobrazować go w praktyce — szczególnie w odniesieniu do czegoś bardzo bliskiego kilku uczestnikom Szkół Ekonomicznych. W tym przypadku, można zrozumieć, ile może znaczyć dla kogoś pomalowany flamastrem kawałek tektury z napisem: PIERWSZE MIEJSCE.

Dyplom za pierwsze miejsce w egzaminie kończącym Szkołę to nie tylko przedmiot dający poczucie zwycięstwa, czy podkreślenia stanu własnej wiedzy w tamtym momencie — choć z pewnością osiągnięcie to jest niezwykle budujące. Z mojej perspektywy chodzi raczej o podkreślenie procesu dążenia i finalnie osiągnięcia celu, który kiedyś się sobie stawia — szczególnie celu związanego ze Szkołą austriacką. Bo właśnie w tym procesie — mozolnym, ale świadomym i racjonalnym dążeniu do celu — objawia się istota ludzkiego działania, o której pisali nasi mistrzowie.

Chciałbym, aby ten fragment tekstu był dla Czytelnika — a w szczególności młodego adepta Szkoły Ekonomicznej, tegorocznej, którejś poprzedniej czy być może przyszłej — inspiracją oraz motywacją do niezłomnego działania na rzecz wolności. A piszę to, bo wiem, ile czasu i wysiłku kosztowało to nie tylko mnie, lecz także innych laureatów, aby osiągnąć taki rezultat. Ten rezultat, który nie został swego czasu ustanowiony celem samym w sobie, lecz był szansą na otwarcie sobie bram do miejsca, w którym od dłuższego czasu chciało się być, oraz idei na rzecz której pragnęło się intensywnie działać. I w tym momencie nie chodzi tylko o sprawy merytoryczne — wielu członków ruchu wolnościowego toczyło zakończone sukcesem batalie na innych frontach i w innych wymiarach walki o wolność ekonomiczną oraz społeczną. Musimy na to patrzeć całościowo i systemowo.

Wizja finalizacji celu, do którego dąży się priorytetowo, nawet gdy wiele czynników działa przeciwko jego pełnej realizacji, wciąż powinna dawać nam poczucie bezwzględnej słuszności obranej drogi. Jak nie raz mówiłem kilku osobom poznanym podczas Szkoły, każdy cel nacechowany duchem austriackim, który traktujecie jako ważny, jest w ramach przedsiębiorczego podziału pracy ruchu wolnościowego cenny i warty dokończenia — wpływając długoterminowo na korzyść nas wszystkich. Nie ma znaczenia, czy jest on naukowy, organizacyjny, medialny, czy dotyczy ciągnących się do drugiej w nocy dyskusji realizowanych podczas seminariów organizowanych przez KASE Katowice. Budowana przez nas czasowa struktura produkcji musi się rozwijać o nowe oraz z sukcesem utrzymywane etapy. Stąd każdy wkład w naszą austriacko-wolnościową działalność jest warty uwypuklenia oraz docenienia.

Mam nadzieję, że ta osobista wycieczka — być może przesadnie osobista i nazbyt wylewna — da czytelnikowi, a szczególnie uczestnikowi tegorocznej Szkoły, poczucie, że brał udział w czymś wyjątkowym, czymś co długoterminowo przyniesie ogromne korzyści nam wszystkim. Zatem, bardzo bym chciał, aby każdy, kto ceni myśl austriaków, będzie miał świadomość tego, że zawsze jest o co i kogo walczyć.

Why We Fight?

Wstrzymajmy akcję, choć jeszcze na chwilę — póki Dawid Megger i Marcin Serafin wręczają ostatnie dyplomy i wyróżnienia najlepszym uczestnikom tegorocznej Szkoły Ekonomicznej.

Zapewne wielu czytelników od razu skojarzyło tytuł tej sekcji z niczym innym, jak z tytułem przedostatniego odcinka legendarnego serialu wojennego pt. Kompania Braci — i cóż, nie jest to przypadek. Nie będę się tu jednak nad tym rozwodził, bo wielu z Was będzie „wiedzieć o co chodzi”[6]. Tony atramentu przelano przez lata wiele, aby uwypuklić nie tylko prawdziwość ekonomii austriackiej jako działu wiedzy, lecz także moc jej praktycznych i politycznych implikacji. Można więc poważnie zapytać: za co tak naprawdę walczymy? Jaki jest rozkład jazdy? Czy to wszystko jest warte działania?

Przypominając wystąpienie Mikołaja w Kanale Zero, popis niektórych uczestników w trakcie finałowego egzaminu, nasze starania jako zespołu, czy ogólny odbiór Szkoły w naszym środowisku, wiemy, że walka o wolność oraz doniosłość wiedzy ekonomicznej — choć trwająca intensywnie i na coraz szerszym froncie — nie może być zaprzestana. Bowiem, jak swego czasu „o fałszywej wolności” powiedział wybitny muzyk i kompozytor Frank Zappa[7]:

Złudzenie wolności będzie trwało tak długo, jak długo będzie przynosiło zyski trwanie tej iluzji. Kiedy stanie się ona zbyt droga do utrzymania, po prostu zdejmą scenografię, rozsuną zasłony, poprzesuwają stoły i krzesła, i zobaczysz ceglaną ścianę z tyłu teatru.

Nasz cel to najpierw rozproszyć tę narkotyczną wręcz iluzję skuteczności interwencjonizmu. Potem, musimy zburzyć mur fałszywych instytucji, oraz finalnie zmienić scenografię na lepszą — zbudowaną rękami wolnych ludzi.

No cóż — koniec nadmiernego filozofowania[8]. Już wystarczy. Powróćmy więc na tegoroczną Szkołę Ekonomiczną. Po tej chwili kontemplacyjnego zawieszenia, nieco poniesiony narastającą dynamiką tamtych post-finałowych wydarzeń[9], powróciłem do wspólnego celebrowania zakończonej tym sobotnim wieczorem dwunastej Szkoły Ekonomicznej Instytutu Misesa.

Po co podsumowanie?

No właśnie, po co to całe podsumowanie? Nastał niedzielny poranek, a Szkoła oficjalnie się skończyła. Wszyscy ładnie się pożegnali, a potem grzecznie ruszyli w mniej lub bardziej długą podróż do domu. Dosłownie wszystko zgodnie z przewidywaniami i pierwotnym planem organizacji. A nastrój po Szkole? Cóż, cytując jednego z tegorocznych uczestników: „(...) nie da się wrócić ze Szkoły będąc tym samym człowiekiem”. I tego się trzymajmy!

Wyjeżdżając w środowe południe z Gdańska, mijając bokiem rodzinny Toruń i finalnie kierując się w stronę Koszelówki, wiedziałem, że będą to ciekawe cztery dni i cztery noce. Dni i noce pełne gęstej atmosfery unoszącej się w przestrzeni ekonomicznej wiedzy czy ludzkiego działania — i nie chodzi mi tu bynajmniej o to, że rozdaliśmy bezpłatnie każdemu uczestnikowi egzemplarz słynnej książki Misesa. Choć sama podróż przebiegła mi gładko, szybko i przyjemnie, to czas spędzony później na Szkole w roli prowadzącego był chyba idealnym zwieńczeniem tegorocznych wakacji. A na pewno, tak jak wielu uczestników Szkoły, odczuwając po fakcie ogromne zmęczenie, wróciłem z tego wydarzenia usatysfakcjonowany i pełen nowych przemyśleń, którymi chciałem się na tych kilkunastu stronach z Wami podzielić.

Podsumowując, autentycznie cieszę się, że w naszym gronie są zarówno nowe osoby, które po raz pierwszy odważyły się wyjść z „libkowej piwnicy”, jak i ci, których miniony rok silnie zmotywował do dalszej nauki i zgłębiania odmętów ASE. Mam nadzieję, że wykorzystacie te doświadczenia w swoich pracach licencjackich, magisterskich, a może nawet i doktorskich, ale przede wszystkim w niezliczonych przyszłych dyskusjach — wszędzie tam, gdzie trzeba będzie odwołać się do solidnej wiedzy ekonomicznej. I sądzę, że oprócz świetnej zabawy, poczucia zdobycia wartościowej oraz bezwzględnie zakotwiczonej w rzeczywistości wiedzy, czy radości z zawarcia nowych znajomości, uczestnicy Szkoły też nabrali fundamentalnego poczucia sensu i powinności, które — miejmy nadzieję — nie zniknie.

Finalnie chciałbym dodać, że wracając z tegorocznej Szkoły miałem w sobie zupełnie inny stan umysłu niż trzy lata temu — dokładnie wtedy, kiedy udało mi się Szkołę wygrać (jeśli w ogóle można tak powiedzieć). I choć wiedziałem, że tamten czas był całkowicie odmienny od wspomnianych czterech wrześniowych dni roku 2022, tym razem, wjeżdżając na autostradę A1 w kierunku Gdańska, oprócz poczucia konieczności realizacji nowych planów, planów które pozwolą nam umocnić słuszny sposób rozumienia zjawisk ekonomicznych, w mojej głowie rezonowała myśl:

W każdym okresie powinniśmy być austriakami!

Wszyscy!

Źródło ilustracji: Pixabay

Bibliografia i przypisy
Kategorie
Raporty Teksty


Nasza działalność jest możliwa dzięki wsparciu naszych Darczyńców, zostań jednym z nich.

Zobacz wszystkie możliwości wsparcia

Wesprzyj Instytut, to dzięki naszym Darczyńcom wciąż się rozwijamy

Czytaj również

panel-dyskusyjny_male.png

Relacje

Relacja ze Szkoły Ekonomicznej 2016 Instytutu Misesa

W dniach 13-17 stycznia 2016 r. w Karpaczu odbyła się III Zimowa Szkoła Ekonomiczna Instytutu Misesa - cykliczny kurs ekonomii wolnorynkowej dla wszystkich zainteresowanych.

P1190363.jpg

Relacje

Relacja ze Szkoły Ekonomicznej Instytutu Misesa

W dniach 16-20 września 2020 w Sulejowie w woj. łódzkim odbyła się VII Szkoła Ekonomiczna Instytutu Misesa.

IMGP0258_r.png

Aktualności

Relacja z Zimowej Szkoły Ekonomicznej

Przedstawiamy relację z II Zimowej Szkoły Ekonomicznej Instytutu Misesa, która odbyła się w dniach 26 II - 2 III 2014 r.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.