Autor: David Gordon
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Murray Rothbard często wykazywał niezwykłą umiejętność odpierania argumentów skierowanych względem swoich tez, poprzez pokazywanie, że sprzeciw wobec jego pozycji w rzeczywistości wspierał jego poglądy. W tym tygodniu chciałbym omówić jeden z takich przykładów. Rothbard uważał, że zniesławienie i pomówienie nie powinny być przestępstwami ani deliktami prawa cywilnego. Jeśli miałby rację, ludzie nie powinni być karani grzywną lub więzieniem za zniesławianie innych lub podlegać procesowi cywilnemu o odszkodowanie z tego tytułu.
Powszechnym zarzutem wobec takiego rozwiązania jest to, że pozwoliłoby ono ludziom bezkarnie rozpowszechniać kłamstwa na temat innych, które mogłyby poważnie zaszkodzić ich reputacji. Aby było jasne, stanowisko Rothbarda nie polega tylko na tym, że powinno się móc mówić lub pisać co się chce o innych ludziach — o ile wierzy się w to co się powiedziało, lub przynajmniej uważa się, że może to być prawdą. Twierdzi On mianowicie, że nie powinno być żadnych ograniczeń możliwości wypowiedzi — można by więc kłamać, jeżeli tylko się na to zdecyduje
Dlaczego Rothbard przedstawiał takie stanowisko? Jego kluczowym argumentem jest to, że Twoja reputacja jest tym, co myślą o Tobie inni — Ty zaś nie jesteś jej właścicielem. Nie masz prawa kontrolować tego, co myślą inni ludzie. Jak to ujął w Manifeście Libertariańskim:
Kolejną kontrowersyjną dziedziną jest prawo dotyczące zniesławienia i pomówienia. Powszechnie uważa się, że uprawnione jest ograniczenie wolności słowa w przypadku, gdy wypowiedź oparta na kłamstwie może zniszczyć czyjeś dobre imię. Przepisy dotyczące zniesławienia i pomówienia ustanawiają, innymi słowy, „prawo własności” swojego dobrego imienia. Jednakże „dobre imię” danej osoby nie może do niej należeć, ponieważ jest tylko i wyłącznie funkcją subiektywnych odczuć i poglądów innych osób. Skoro zaś nikt nie może „posiadać” umysłu i poglądów innych ludzi, to nikomu nie przysługuje prawo do posiadania „dobrego imienia”. Dobre imię danej osoby podlega cały czas zmianom w rytmie zmian poglądów i opinii reszty ludzi. Dlatego też wypowiadanie się przeciwko komuś nie może być uznane za naruszenie czyjegoś prawa własności, a zatem nie może podlegać ograniczeniom ani karze. (s.58)
Rothbard nie twierdzi bynajmniej, że rozpowszechnianie kłamstw na temat ludzi jest moralnie w porządku. Wręcz przeciwnie, uważa to za moralnie złe, ale prawa w libertariańskim społeczeństwie powinny być zgodne z zasadą nieagresji (NAP), a rozpowiadanie kłamstw na temat ludzi nie stanowi wobec nich agresji.
Zarzut, który pozwala Rothbardowi zastosować taktykę odwrócenia jest następujący. Rozpowszechnianie kłamstw na czyjś temat może prowadzić do bardzo złych konsekwencji w stosunku do tej osoby. Załóżmy na przykład, że Twój wróg twierdzi, nie posiadając na to żadnych dowodów, że jesteś osobą molestującą dzieci. Ludzie, którzy to usłyszą, mogą się zastanawiać, czy jest to prawda i zacząć cię unikać. Oczywiście, mają do tego prawo, ale Twoje życie zmieni się na gorsze. Gdybyś mógł złożyć pozew o zniesławienie, to osoba, która rozważałaby rozpowszechnianie kłamstwa, miałaby przynajmniej jakiś powód by tego uniknąć. Czy to ograniczenie wolności słowa nie jest uzasadnione ze względu na jego ogólne dobre konsekwencje?
Rothbard odwraca sytuację, wskazując, że prawa skierowane przeciwko zniesławieniu nie tylko zwiększają koszt kłamania na czyjś temat. Penalizują one również całkowicie prawdziwe wypowiedzi lub wypowiedzi, które nie były złośliwe, ponieważ ludzie mogliby być zostać pozwani za zniesławienie za cokolwiek powiedzą lub napiszą. Nawet jeśli pozew ma niewielkie szanse powodzenia, nadal może wiązać się z kosztami. Byłoby to szczególnie dotkliwe dla biednych ludzi, którzy byliby powstrzymywani przed wygłaszaniem jakichkolwiek niepochlebnych komentarzy na temat kogoś, kto jest gotów zapłacić cenę za pozwanie ich. Jak wyjaśnia Rothbard:
W tym też znaczeniu dyskryminowane są osoby mniej zamożne, których nie stać na wytoczenie sprawy o zniesławienie. Co więcej, posługując się przepisami dotyczącymi zniesławienia, osoby zamożne mogą się sprzymierzać przeciwko swoim biedniejszym oponentom w celu uniemożliwienia im wygłaszania oskarżeń pod swoim adresem. Grożąc wytoczeniem sprawy o zniesławienie, zmuszają oponentów do milczenia, nawet jeśli ci mają w ręku dowody na prawdziwość́ swoich zarzutów. Paradoksalnie więc, w świetle dzisiejszych przepisów, osoba mniej zamożna może się łatwiej stać obiektem oskarżeń o zniesławienie i musi się bardziej pilnować z wygłaszaniem poglądów, niż gdyby przepisy o zniesławieniu i szkalowaniu nie istniały. (s. 59)
Ale co z osobą skrzywdzoną przez umyślne kłamstwa? Rothbard odpiera ów argument, odpowiadając, że w preferowanym przez niego systemie prawnym ludzie byliby mniej skłonni niż obecnie wierzyć w takie plotki:
Ponadto, z pragmatycznego punktu widzenia, zniesienie przepisów dotyczących zniesławienia i pomówienia przyczyniłoby się do tego, że nie wnoszono by tak chętnie pozwów w sprawach słabo udokumentowanych. Teraz łatwo daje się wiarę oskarżeniom, ponieważ istnieje przekonanie, że jeśli oskarżenie byłoby fałszywe, to strona przeciwna wszczęłaby postęęowanie o zniesławienie. (s. 58-59)
Co więcej, w systemie zaproponowanym przez Rothbarda, jeśli ktoś skłamie na twój temat, to Ty również będziesz mógł kłamać na jego temat. Natomiast jeśli powstrzymasz się od tego, ponieważ jest to złe, inni, o mniejszej wrażliwości, mogą działać zamiast Ciebie. Służyłoby to również jako środek odstraszający.

Należy pamiętać o jednej ogólnej kwestii dotyczącej sposobu argumentacji Rothbarda. Niektórzy ludzie błędnie uważają, że libertarianie powinni mówić, gdy wyjaśniają swoje poglądy na sporne kwestie, mówić tylko i wyłączne w kategoriach praw jednostkowych (nie chcę nikogo zniesławiać, więc nie będę wymieniał nazwisk). Ale tak nie jest; fakt, że libertariańskie uprawnienia mają dobre konsekwencje, jest również istotny, ale gdyby okazało się, że nie prowadzą one do dobrych konsekwencji, mimo to musielibyśmy trzymać się ich brzmienia. Mamy szczęście, że przestrzeganie praw ma zazwyczaj lepsze konsekwencje niż ich nieprzestrzeganie, jednak Rothbard mówi tutaj jasno: „Względy utylitarne muszą być zawsze podporządkowane wymogom sprawiedliwości”[1].
Szczególnie cieszę się, że mogę wskazać na argumentację z Manifestu Libertariańskiego, które właśnie obchodzi pięćdziesiątą rocznicę wydania. Zapał Murraya w dyskusjach nadal inspiruje nas dekady później po jego wydaniu.
Źródło ilustracji: Pixabay