Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Hayek: Ekonomia obfitości

0
Friedrich August von Hayek
Przeczytanie zajmie 8 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Friedrich A. Hayek
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Adam Krawiec
Wersja PDF

Tekst stanowi część książki The Critics of Keynesian Economics.

W czasach głębokiego kryzysu możliwa jest oczywiście sytuacja, w której istnieją liczne niewykorzystane rezerwy wszystkich dóbr (włączając w to półprodukty). Jednak z pewnością nie jest to stan normalny, na podstawie którego można formułować teorie ekonomiczne pretendujące do miana powszechnie obowiązujących.

Świat opisany przez J.M. Keynesa w Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza — książce, która wywołała zamęt nie tylko wśród ekonomistów, ale także szerszego grona odbiorców — wydaje się spełniać „kryteria nienormalności”. Technokraci, wierzący w nieograniczoną produktywność naszego systemu gospodarczego, wciąż nie zdają sobie sprawy, że to właśnie J.M. Keynesowi zawdzięczamy to, o co tak hałaśliwie zabiegali — „ekonomię obfitości”.

J.M. Keynes stworzył system ekonomiczny, opierając się na przekonaniu, że nie istnieje zjawisko rzadkości dóbr. Jego zdaniem człowiek sam odpowiada za  rzadkość produktów, gdyż ludzie nie chcą sprzedawać swoich usług czy wytworzonych dóbr poniżej arbitralnie ustalonego poziomu cen. Sposób wyznaczania owych cen nie został jednak wyjaśniony przez Keynesa. Przyjmuje w swojej książce, że cena towarów pozostaje niezmiennie na poziomie determinowanym przez dane historyczne. Wyjątkiem są sporadyczne okresy, gdy osiągane jest „pełne wykorzystanie zasobów” i różne dobra stopniowo stają się rzadkimi i drożeją.

Jeżeli w ogóle istnieje jakiś niezmiennie prawdziwy fakt na temat gospodarki, to jest nim ciągła fluktuacja cen ważnych surowców oraz większości artykułów żywnościowych. Jednak teorie J.M Keynesa sprawiają wrażenie, jak gdyby owe wahania cen były nie tylko całkowicie bezpodstawne, ale też, wyłączając ostatnią fazę boomu, w ogóle nieistotne. Wtedy zjawisko rzadkości dóbr, prezentowane pod pojęciem „wąskiego gardła”, jest ponownie brane pod uwagę w analizach  oczywiście jako zjawisko nietypowe[1].

Oprócz czynników, które kształtują ceny względne, J.M. Keynes pomija również inne uwarunkowania cen różnych towarów[2]. Argumentuje wręcz wprost, iż poza determinantami stricte pieniężnymi, które uznaje za wyłączne czynniki wpływające na stopy procentowe, ceny zdecydowanej większości dóbr są nieokreślone. Mimo iż J.M. Keynes wyraźnie przypisywał tę cechę tylko dobrom kapitałowym w dosyć wąskim znaczeniu tzn. dobrom trwałego użytku oraz papierom wartościowym — podobne rozumowanie można byłoby przeprowadzić w odniesieniu do wszystkich czynników produkcji.

Jeśli sięgniemy po szersze znaczenie pojęcia „aktywa”, to okaże się, iż Ogólna teoria… opiera się na założeniu, że rentowność kapitału jest uwarunkowana wyłącznie czynnikami realnymi (np. określoną z góry ceną produktu) oraz że cena może być określona tylko przez zdyskontowanie przyszłych zysków. Natomiast wysokość stopy procentowej, od której zależy zdyskontowana wartość, jest determinowana jedynie przez czynniki pieniężne[3].

Przytoczony argument, gdyby był poprawny, mógłby zostać bez problemów rozszerzony do cen wszystkich czynników produkcji, które nie są arbitralnie ustalane przez monopolistów. Ceny produktów musiałyby odzwierciedlać wartość dodaną czynników produkcji skorygowaną o stopę procentową w tym okresie[4]. Oznacza to, że różnica między kosztami produkcji a cenami nie wpływałaby na popyt inwestycyjny, ale zależałaby wyłącznie od wysokości stóp procentowych, które są całkowicie zależne od czynników monetarnych.

Nie musimy dalej wnikać w to rozumowanie, aby dostrzec, że wynikają z niego sprzeczne wnioski. Nawet w rozważanym już przypadku, gdy popyt inwestycyjny rośnie z powodu nowego wynalazku, to mechanizm, który przywraca równowagę między zyskiem a stopą procentową, nie może istnieć bez niezależnego czynnika kształtującego ceny czynników produkcji, czyli bez zjawiska rzadkości dóbr. Jeśli ceny czynników produkcji bezpośrednio zależałyby od określonej stopy procentowej, to nie mógłby nastąpić wzrost zysków, ani nie miałyby miejsca nowe inwestycje. Stałoby się tak dlatego, że ceny dostosowałby się automatycznie tak, aby generować zysk równy określonej stopie procentowej.

Podobny przykład niepoprawnego wnioskowania dotyczy cen początkowych. Jeśli uznamy je za niezmienne oraz przyjmiemy, że dostępność czynników produkcji po tych cenach jest nieograniczona, to nic nie mogłoby zmniejszyć rosnącej stopy zwrotu tak, aby utrzymać stabilną stopę zysku. Oczywiste jest, że w celu odkrycia zależności kosztów i cen oraz stopy zwrotu musimy skupić naszą uwagę na zjawisku relatywnej rzadkości dóbr różnego typu: kapitałowych i innych czynników produkcji, ponieważ właśnie rzadkość jest tym, co kształtuje ich ceny.

Mimo że może zdarzyć się sytuacja, w której popyt na niektóre dobra wzrośnie, pociągając za sobą wzrost podaży, nie powodując przy tym wzrostu cen, to na ogół będzie bardziej praktycznym i realistycznym przyjąć, że większość towarów jest rzadka w tym sensie, iż wzrost popytu — ceteris paribus — prowadzi do wzrostu ich cen. Zjawisko istnienia niepełnego zatrudnienia zasobów różnego rodzaju jest zbyt złożone i nie może być rozważane w takim uproszczeniu, dlatego pozostawimy je do zanalizowania przy innej okazji.

Powyższa krytyka jest konieczna z powodu zamieszania,  jakie wywołała teoria zaprezentowana przez J.M. Keynesa.

 

Co oznacza polityka „pełnego zatrudnienia”?

Aby zrozumieć sytuację, w której się znaleźliśmy, konieczne jest spojrzenie na intelektualne źródła polityki pełnego zatrudnienia typu keynesowskiego. Rozwój tych teorii miał swoje źródła w poprawnym dostrzeżeniu, że prawdziwą przyczyną wysokiego bezrobocia jest fakt, iż płace realne są za wysokie.

Kolejnym wnioskiem było stwierdzenie, że bezpośrednie obniżanie płac będzie tak bolesnym i długotrwałym przedsięwzięciem, że jest to opcja nie do przyjęcia. Dlatego J.M. Keynes zaproponował obniżenie zarobków realnych przez obniżenie wartości pieniądza. To jest właśnie rozumowanie, które leży u podstaw polityki „pełnego zatrudnienia”, tak powszechnie obecnie akceptowanej.

Jeśli pracownicy obstawaliby przy płacy, która uniemożliwiałaby pełne zatrudnienie, podaż pieniądza powinna zostać zwiększona tak bardzo, aby wartość realna zarobków nie była wyższa niż wydajność pracowników poszukujących zatrudnienia. W praktyce oznacza to, że każdy związek zawodowy będzie naciskać na zwiększanie płac nominalnych, by w ten sposób zwiększyć wartość swojej pracy w stosunku do wartości pieniądza. Takie zaś zachowanie będzie wywoływać ciągle rosnącą inflację.

 

„Po nas choćby potop”

Nic nie poradzę na tendencję koncentrowania się na krótkoterminowych efektach — w opisywanej kwestii jest to skupianie się wyłącznie na czynnikach monetarnych — co jest nie tylko niebezpiecznym intelektualnym błędem, ale także sprzeniewierzeniem się głównemu celowi ekonomii oraz stanowi śmiertelne zagrożenie naszej cywilizacji. Jeśli chodzi o zrozumienie reguł, które rządzą nieustannymi, codziennymi zmianami działalności biznesowej, ekonomiści prawdopodobnie nie mogą wnieść nic nowego, ponad to, co przedsiębiorcy już doskonale wiedzą.

Uważa się, że obowiązkiem i przywilejem ekonomistów jest studiowanie oraz podkreślanie skutków długoterminowych, które są niedostrzegalne dla niewprawnego obserwatora. Natomiast następstwa pojawiające się w najbliższej przyszłości powinny być domeną ludzi zajmujących się praktycznym biznesem, którzy zwykle nie widzą niczego innego oprócz natychmiastowych zysków lub strat. Celem nieustannego rozwijania nauk ekonomii przez ostatnie 200 lat była identyfikacja prawdziwych sił rządzących gospodarką i przyczyniających się do rozwoju w długiej perspektywie czasowej, a nie koncentrowanie się na powierzchownych czynnikach, takich jak mechanizmy finansowe.

Nie chcę zaprzeczać, że czasami oddzielanie czynników realnych od monetarnych idzie za daleko. Nie może być jednak miejsca na usprawiedliwianie obecnych tendencji, które cofają nas do przednaukowego okresu ekonomii, kiedy to jeszcze nie rozumiano należycie rynkowego mechanizmu ustalania się cen i dlatego skupiano się na wielkości przepływu kapitału i jego wpływu na podaż dóbr i usług o ustalonych cenach.

Nie jest niczym zaskakującym, że J.M. Keynes uważał swoje pomysły za kontynuację przewidywań merkantylistów i utalentowanych amatorów: powierzchowne podejście do przedmiotu badań zawsze charakteryzowało pierwszy etap analizy w naszej dziedzinie. Tym, co niepokoi najbardziej, jest to, że po zidentyfikowaniu i opisaniu sił wpływających w długim okresie na wielkość cen oraz produkcji, jesteśmy zmuszani do odrzucenia tego dorobku, żeby zastąpić go krótkowzroczną filozofią biznesmana, pretendującą do miana naukowej.

Czyż nie mówi się nam, że „w długim okresie wszyscy jesteśmy martwi”, więc polityka gospodarcza powinna być krótkofalowa? Obawiam się, iż wyznający zasadę: „po nas choćby potop” mogą otrzymać to, czego oczekują, szybciej, niżby sobie tego życzyli.


[1] Powinienem był pomyśleć, że porzucenie wyraźnego rozróżnienia dóbr odnawialnych od dóbr absolutnie rzadkich i zastąpienie tego rozdziału koncepcją stopniowalnej rzadkości (według rosnącego kosztu odtwarzania) było jednym z największych osiągnięć współczesnej ekonomii. Jednak J.M. Keynes ewidentnie chce, żebyśmy powrócili do starego sposobu myślenia. Takie można przynajmniej odnieść wrażenie na podstawie jego koncepcji „wąskiego gardła” (bottleneck). Moim zdaniem ta teoria jest naiwnym wyrazem wczesnego etapu rozwoju myśli ekonomicznej i nie przyczynia się do jej rozwoju.

[2] Jest znamienne, że na końcu swojej książki J.M. Keynes stwierdza, że „teoria cen” jest dla niego zaledwie „analizą relacji między zmianami ilości pieniądza a zmianą poziomu cen”. (Ogólna teoria…, s. 296)

[3] Por. Ogólna teoria…, s. 137: „Musimy ustalić stopy procentowe na podstawie innego źródła i tylko wtedy, gdy możemy wycenić aktywa przez kapitalizowanie osiąganego przez nie potencjalnego zysku.”

[4] Keynes nie wysnuwa takich wniosków i nie tłumaczy swojego osobliwego podejścia do kwestii ustalania się cen relatywnych, ponieważ — przypuszczalnie będąc pod wpływem doktryny „realnego kosztu”, która do dzisiaj odgrywa istotną rolę w myśli szkoły z Cambridge — zakłada, że ceny wszystkich dóbr (poza dobrami trwałymi) są determinowane kosztami produkcji. Cokolwiek można by stwierdzić o użyteczności tej teorii w wyjaśnianiu relatywnych cen w analizie statycznej, to powinno być oczywiste, że jest ona całkowicie nieprzydatna w analizie problemów krótkookresowych.

Kategorie
Szkoła keynesistowska Teksty Tłumaczenia Współczesne szkoły ekonomiczne

Czytaj również

Machaj_Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej

Cykle koniunkturalne

Machaj, Woods: Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej?

Czy tzw. reguła Taylora może być tak skutecznym narzędziem jak uważa jej autor?

Bishop_Moicano - Jeśli obchodzi was los waszego kraju, czytajcie Misesa

Szkoła austriacka

Moicano - Jeśli obchodzi was los waszego kraju, czytajcie Misesa

Sympatia Moicano dla Misesa jest zasługą rosnącego poparcia dla austriackiej szkoły ekonomii w Brazylii, która zdobyła popularność nie tylko w akademii i polityce, ale też na niwie kulturalnej.

Jablecki_Ilu handlarzy zmieści się w modelu matematycznym

Metodologia szkoły austriackiej

Jabłecki: Ilu handlarzy zmieści się w modelu matematycznym?

Dobry test przydatności teorii ekonomicznej polega na dokładnym zbadaniu jej założeń.

Bermudez_Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Polityka współczesna

Bermudez: Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Czy Milei korzysta z wszelkich dostępnych narzędzi, aby zrealizować swój program gospodarczy?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.