Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Mateusz Czyżniewski
The Misesian, Vol. 1, No.1, January–February 2024
The Misesian (TM): Zasady ekonomii wyjaśniające dobroczynność oraz obdarowywanie przez długi czas były zaniedbywane wśród badaczy i ekonomistów. Co skłoniło Pana do rozpoczęcia studiów nad tymi tematami?
Jörg Guido Hülsmann (JGH): Literatura ekonomiczna na temat dobroczynności jest w rzeczywistości dość obszerna, prawdą jest jednak to, że prace te nie przystają do standardowej mikro- i makroekonomii. Moje zainteresowanie tym tematem wywołałą encyklika Benedykta XVI Caritas in veritate z 2009 roku. Papież zastanawiał się, w jaki sposób w gospodarce można zwiększyć ilość dóbr przekazywanych bezinteresownie jako dary i wezwał wszystkich ludzi dobrej woli do realizacji tej kwestii w bezpośrednim działaniu. W 2011 roku zleciłem doktorantce pracę nad tym tematem, a cztery lata później obroniła ona z powodzeniem francuskojęzyczną rozprawę doktorską. Pomimo tego czułem, że potrzeba znacznie więcej pracy nad tym tematem i że ekonomia darów może rzucić nowe światło na same podstawy ekonomii.
W 2018 r., w trakcie przerwy dziekańskiej, postanowiłem bardziej szczegółowo zbadać trzy konkretne zagadnienia. Po pierwsze, jak idea darów wpisuje się w ogólną teorię dóbr ekonomicznych? Czy akt przekazywania prezentu jest sam w sobie odrębną kategorią prakseologiczną? Po drugie, jakie są najważniejsze rodzaje pozytywnych efektów zewnętrznych i pobocznych dóbr (ang. Side-effect goods), które wynikają z dążenia do zysku i innych ludzkich działań, które nie mają wyraźnie na celu zapewnienia nieodpłatnych korzyści innym? Jakie są przyczyny, które promują i utrudniają pojawianie się takich dóbr? Po trzecie, w jaki sposób i w jakim stopniu interwencje rządowe wpływają na te procesy?
Na początku sądziłem, że da się to wykonać dość szybko, ale przeceniłem swoje możliwości i nie doceniłem trudności tematu. W sumie przygotowanie kompletnego szkicu książki zajęło mi cztery lata.
TM: Idea homo economicus przeważa w nauce ekonomii od dawna. Wiele osób dochodzi do wniosku, że idea ta mówi nam o tym, iż ludzie angażują się w działalność gospodarczą tylko wyłącznie z uwagi na zysk pieniężny. Czy model homo economicus ma jakąkolwiek wartość poznawczą, czy jest przeszkodą w zrozumieniu działania całej gospodarki?
JGH: Poza kilkoma wyjątkami ekonomiści zawsze rozumieli, że model homo oeconomicus jest w sposób oczywisty pewną fikcją wyjaśniającą. Jego poprawnym zastosowaniem jest służenie jako narzędzie pedagogiczne. Zasoby pieniężne jednostek mogą być bezpośrednio porównywane między nimi. Oczywistym jest, że dziewięć jednostek pieniądza to więcej niż osiem jednostek pieniądza. Łatwo jest również udowodnić, że każdy woli więcej pieniędzy niż mniej. Ale poza tym wąskim pedagogicznym zastosowaniem fikcja ta jest problematyczna. Oczywiście nie jest tak, że wszystkie dobra mają wartość pieniężną. Nie jest też tak, że ludziom zależy wyłącznie na pieniądzach. Ludzkie działania mające na celu zdobycie i posiadanie pieniędzy muszą być porównywane ze wszystkimi alternatywnymi działaniami. Ludzie nie chcą posiadać jak największych sum pieniędzy, lecz odpowiednią sumę pieniędzy wraz z wszystkimi innymi pożądanymi dobrami, które również chcą posiadać. Wreszcie, co jest nie mniej ważne, nie jest tak, że wszystkie ludzkie działania mają na celu zapewnienie dochodu czy korzyści pieniężnych. Można przecież darować komuś również czas i dobra niepieniężne.
TM: Dlaczego szkoła austriacka jest tradycją intelektualną szczególnie predysponowaną do analizy dokonywania darowizn i aktów dobroczynności?
JGH: Punktem wyjścia austriackiego rozumowania jest rzeczywiste ludzkie działanie, a nie jakiekolwiek fikcyjne założenia. Carl Menger podkreślał, że działający człowiek dąży do różnych celów, których nie można zrównać do jednego z nich. Innymi słowy, ludzkie działanie nie ma na celu maksymalizacji tylko jednej zmiennej, takiej jak zysk pieniężny lub użyteczność. Jego celem jest ustanowienie właściwej równowagi między różnymi dobrami, których nie można sprowadzić do wspólnego mianownika. Nietrudno wskazać więc z Mengerowskiej perspektywy, że dary mają służyć innym, a zaspokajanie potrzeb innych musi być odpowiednio zrównoważone z dążeniem do realizacji naszych własnych potrzeb.
W przeciwieństwie do tej teorii, zakorzeniony w dzisiejszej ekonomii głównego nurtu homo economicus maksymalizuje pojedynczą zmienną, a mianowicie użyteczność. Tylko, że teoria ta apriorycznie zakłada, że istotna jest tylko ta osoba, której użyteczność jest maksymalizowana. Cokolwiek robi on dla innych ostatecznie ma przynieść jedynie osobistą korzyść. Ekonomiści głównego nurtu dochodzą zatem do wniosku, że prawdziwe obdarowywanie nie istnieje, gdyż uważają oni, że darczyńcy zawsze i wszędzie dają po to, aby czerpać korzyści z „wzajemnych uczuć” i innych egoistycznych celów. Ale takie twierdzenia nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek nauką lub badaniami empirycznymi. Są one implikowane przez założenie homo economicus. Opierają się na fikcyjnym założeniu, nie zaś na faktach.
Pozwolę sobie również zwrócić uwagę na to, że „austriacy” są wyjątkowo predysponowani do rozumienia natury i zakresu pozytywnych efektów zewnętrznych. Powodem jest to, że w przeciwieństwie do głównego nurtu, nie podpisują się pod postulatem Arystotelesa dotyczącym równości wartościowania.
Arystoteles twierdził, że sprawiedliwa wymiana to wymiana dwóch równych sobie wartości. Idąc tym tokiem myślenia, o ile każda osoba nie zapewnia w wymianie ekwiwalentu tego, co otrzymuje, jeden z partnerów wymiany wygrywa kosztem drugiego, a zatem wymiana jest niesprawiedliwa. Ten fundamentalny postulat przetrwał wszystkie ewolucje i rewolucje w myśli ekonomicznej. Współczesna ekonomia postuluje, że każde dobro dostarczane innym jest, a przynajmniej powinno być, odpowiednio wynagradzane, chyba że jest dostarczane celowo jako dar. Nazywa się to postulatem kompletnych rynków, lub bardziej pompatycznie, pierwszym fundamentalnym twierdzeniem ekonomii dobrobytu. Ale tak naprawdę jest to tylko kolejny przykład czysto fikcyjnego założenia doprowadzającego do absurdu.
Na wolnym rynku występuje wiele pozytywnych efektów zewnętrznych. Każdy pojedynczy efekt zewnętrzny może mieć pomijalnie mały wkład, ale w ujęciu całościowym zapewniają one znaczną obfitość w całkowicie bezinteresowny sposób. Austriacki ekonomista może zatem stwierdzić, że pozytywne efekty zewnętrzne są godnymi pochwały korzyściami, które wynikają z funkcjonowania nieskrępowanej gospodarki. Potem jednak ekonomiści głównego nurtu przedstawiają postulat rynków doskonale konkurencyjnych. Kiedy widzą te korzyści wnioskują, że muszą one być wynikiem niedoskonałości rynku, która wymaga interwencji państwa. Zaczynają opodatkowywać niektórych ludzi i subsydiować innych. W ten sposób paraliżują podatników, zachęcają odbiorców dotacji do zachowań nieprzemyślanych i eliminują lub przynajmniej zmniejszają pozytywne korzyści zewnętrzne dla wszystkich innych.
TM: Potencjalnym problemem tego typu badań jest to, że naukowcy mogą analizować tylko te zjawiska, które można zmierzyć ilościowo. Czy jest to w tym przypadku problem, ponieważ trudno jest określić wartość dawania prezentów i dobroczynności?
JGH: Zwróciłeś uwagę na ważną kwestię. Rzeczywiście, wartość każdego dobra jest kwestią osobistej oceny w danym kontekście. Biedna kobieta może poświęcić jeden dzień na opiekę nad swoją matką. Wiąże się to dla niej jednak z ogromnym kosztem alternatywnym. Osobista wartość tej usługi jest zatem ogromna i zostanie doceniona przez jej matkę i każdego obiektywnego obserwatora. Ale ze statystycznego punktu widzenia jest ona zerowa.
TM: Zauważa Pan, że istnieje wiele dziedzin życia, które nie są wykonywane dla zysku, takie jak kultura. Jakie są inne przykłady i jak możemy zmierzyć korzyści z nich płynące?
JGH: Język, pieniądze i prawo są najlepszymi przykładami dóbr kultury. Są to dobra o charakterze sieciowym, wyłaniające się z interakcji niezliczonych jednostek. Każda dąży do własnych celów i z reguły nie zamierza w sposób intencjonalny doprowadzić do wyłonienia się dobra o takim charakterze. Carl Menger słynnie opisał proces ich spontanicznego powstawania, podkreślając, że dobra sieciowe nie są ustanawiane przez świadomy wybór jakiejkolwiek jednostki lub grupy. Swoje powstanie zawdzięczają procesowi społecznemu, a nie jakiejkolwiek władzy politycznej. Niemożliwe jest zmierzenie ich wartości pieniężnej i według mojej wiedzy nigdy nie podjęto takiej próby.
Istnieją inne korzyści zewnętrzne, których wartość pieniężną można oszacować na różne sposoby z dużym marginesem błędu. Właściciel sklepu może czerpać korzyści z usług ochroniarzy będących w sklepie obok. Mógłby znać koszty zatrudnienia własnych pracowników ochrony, ale jak mógłby ocenić wkład, jaki dodatkowa ochrona zapewniana przez jego sąsiada wnosi do jego wyników finansowych? Musiałby przyjąć różne założenia co do tego, co by się stało, gdyby tych ochroniarzy nie było. Innymi słowy, musiałby zaangażować się w intelektualną gimnastykę, która leży u podstaw współczesnego modelowania makroekonomicznego. Jakość jego wyników byłaby prawdopodobnie podobna: zgadywanie na chybił trafił. Najprawdopodobniej szybko doszedłby do wniosku, że takie zgadywanie to strata czasu i pieniędzy.
Trudności tego rodzaju mają ważne praktyczne konsekwencje. Właśnie dlatego, że wartość pieniężna korzyści wynikających z efektów zewnętrznych jest tak trudna, jeśli nie niemożliwa do oszacowania, nie ma mowy o wyeliminowaniu tych korzyści za pomocą jakichkolwiek sztuczek. Pozytywne efekty zewnętrzne są zatem szczególnymi dobrami o charakterze bezinteresownym.
TM: Czy bezinteresowne dary naprawdę istnieją? To znaczy, czy ludzie kiedykolwiek dają prezenty nie chcąc czegoś w zamian?
JGH: Bezinteresowne dary mogą istnieć i wiem, że istnieją. Niemożliwe jest jednak publiczne zademonstrowanie ich rzeczywistego istnienia, ponieważ wymagałoby to zdolności zaglądania do umysłów i serc innych.
TM: W tej książce poruszonych jest wiele wątków na temat teorii ekonomii. Kiedy ekonomiści po raz pierwszy pomylili się w kwestii dobroczynności?
JGH: Nie umiałbym wskazać konkretnej daty ani okresu, kiedy pojawiły się takie rozważania. Średniowieczni teologowie uważali za rzecz oczywistą, że bezinteresowne obdarowywanie istnieje i odgrywa niezwykle ważną rolę. Przypuszczam, że zmiana nastąpiła wraz z nowoczesną filozofią utylitaryzmu, zwłaszcza z ideami Jeremy'ego Benthama, który rzucił się w odmęty redukcjonizmu, tak charakterystycznego dla współczesnej ekonomii. W koncepcji Benthama wszystkie ludzkie wybory sprowadzają się do rachunku przyjemności i dyskomfortu. I oczywiście te odczucia są związane z działającą osobą, więc od samego początku jest jasne, że liczy się tylko ta jedna osoba.
Z drugiej strony jeśli chodzi o dobra wykazujące efekty zewnętrzne, sprawy przybrały zły obrót, gdy ekonomiści akademiccy XIX wieku postanowili zlekceważyć prace Frédérica Bastiata. Ten ostatni opracował bardzo istotną analizę roli dóbr dobrowolnych w odniesieniu do kwestii dobrobytu. Przede wszystkim Bastiat argumentował, że zwiększone oszczędności pozwoliły ludziom tworzyć coraz więcej narzędzi i zbierać plony sił natury. Wykazał on również, że postęp technologiczny ostatecznie przynosi nieodpłatne korzyści ostatecznym konsumentom, gdy innowatorzy odnoszą korzyści tylko tymczasowo (choć prawdą jest, że praca Bastiata była w pewnym stopniu naznaczona niedociągnięciami wynikającymi z przyjętej przez niego teorii wartości i nieuwzględnieniem roli skutków ubocznych ludzkich działań, które zaniedbał, podobnie jak wszyscy mu współcześni). Niestety, został on niemal całkowicie zapomniany, gdy fikcyjna teoria doskonale konkurencyjnych rynków zaczęła święcić triumfy w XX wieku.
TM: W jaki sposób zła ekonomia w tym aspekcie stanowi problem dla zwykłych ludzi? To znaczy, czy niezrozumienie ekonomii bezinteresownych darowizn doprowadziło do usprawiedliwienia interwencjonistycznej polityki gospodarczej?
JGH: Istnieją dwie kwestie o ogromnym znaczeniu praktycznym. Obie wynikają ze złego rozumienia zasad ekonomii, doprowadzając wskutek tego do katastrofalnej polityki.
Pierwszą z nich jest teoria efektów zewnętrznych. W Ludzkim działaniu Mises wskazał, że negatywne i pozytywne efekty zewnętrzne nie mają symetrycznych skutków, ale są zasadniczo odmienne i że wymagają zasadniczo różnych typów reakcji. Gdy negatywne efekty zewnętrzne, takie jak dym i hałas wydobywające się z fabryk wpływają na prawa własności sąsiadów, konflikty te mogą być rozstrzygane przez sądy. Z kolei pozytywne efekty zewnętrzne nie wymagają żadnych działań. Nie ma w nich nic złego. Interpretowanie pozytywnych efektów zewnętrznych jako niedoskonałości rynku i zmuszanie rządu do działania w celu ich skorygowania, na przykład poprzez finansowanie sądów, wojska lub dróg z pieniędzy podatników jest zbędne i w rzeczywistości prowadzi do katastrofy. Nieodpłatna obfitość, która charakteryzuje funkcjonowanie wolnej gospodarki jest następnie ograniczana przez coraz większe podatki i rosnące ceny dóbr konsumpcyjnych.
To prowadzi mnie do drugiej kwestii. W teoriach ekonomicznych głównego nurtu rozwój gospodarki rynkowej nieuchronnie idzie w parze ze spadkiem hojności i altruizmu. Obojętność i chłód serca wychodzą jakby na pierwszy plan. Gdy państwo jest małe lub nie interweniuje, zasadą społeczną jest darwinistyczny indywidualizm. Z kolei duże i aktywne państwo jest zobowiązane do zapewnienia ludności licznych oraz rozległych i nieodpłatnych świadczeń rządu opiekuńczego. Oczywiście takie duże i aktywne państwo może również promować wzrost gospodarczy poprzez ekspansywną politykę fiskalną i monetarną. W mojej książce pokazuję, że ta koncepcja jest dokładnym przeciwieństwem stanu faktycznego. To bajka etatystycznej propagandy. Prawda jest taka, że hojność i obfitość kwitną w wolnej gospodarce. Kiedy taka gospodarka rośnie, istnieje silna tendencja do zwiększania hojności do poziomu wyższego niż poziom zagregowanej produkcji. Jednak interwencje rządowe, w szczególności ekspansywna polityka pieniężna, unicestwiają i odwracają te tendencje. Tworzą one bardzo silne zachęty dla ludzi, by stali się skąpi, samolubni i obojętni. Z analogicznych powodów usługi świadczone przez państwo opiekuńcze na dłuższą metę nigdy nie rozwiązują żadnego z problemów, które miały naprawić. Zawsze kończą się wzmocnieniem i utrwaleniem bezdomności, analfabetyzmu, chorób, bezrobocia, przemocy, zależności, obojętności i rozpaczy. Innymi słowy, bezinteresowność zapewniana przez państwo jest nie tylko nieefektywna, ale wręcz szkodliwa, stanowiąc dokładne przeciwieństwo dobrowolnych dóbr dostarczanych przez wolnych i odpowiedzialnych obywateli.
Źródło ilustracji: Pixabay