Zamiast fiskusowi oddaj Misesowi!
KRS: 0000174572
Powrót
Prawo

Juszczak: Czy trzeźwość narodu jest ważniejsza od pewności prawa?

3
Jakub Juszczak
Przeczytanie zajmie 18 min
Juszczak_Czy trzeźwość narodu jest ważniejsza od pewności prawa
Pobierz w wersji
PDF EPUB MOBI
  • Po społecznym oburzeniu i nacisku władz, producent napojów alkoholowych w tubkach całkowicie wycofał produkt ze sprzedaży.  
  • Działanie władz budzi jednak poważne i uzasadnione wątpliwości, szczególnie dotyczące zasady państwa prawa i pewności prawa (art. 2. Konstytucji RP). 
  • Ostatnie dni pokazały, że jeżeli politycy okażą taką wolę, mogą w sposób nadzwyczaj szybki zmienić zarówno prawo jak i jego interpretację. Szybkość zmian prawa oraz zmiany interpretacji naruszają jednak zasadę pewności prawa. 
  • Organy władzy wykonawczej i ustawodawczej nie są kompetentne do ferowania wyroków i kierowania oskarżeń wobec jakiejkolwiek osoby fizycznej. Jest to rola prokuratury i sądów, by oceniać winę podsądnych. 
  • Znany jest wcześniejszy precedens podobnego wzmożenia prawno-administracyjnego, pod postacią walki z „dopalaczami”. Nic nie wskazuje na to, że podjęte wtedy „szybkie i konieczne decyzje” rozwiązały ten problem. 
  • Nie ma jednoznacznych dowodów na skuteczność reklamy w zwiększaniu popytu na alkohol czy skuteczności obniżania spożycia przez wzrost akcyzy, trzeba więc zastosować inne metody. 
  • Jeżeli chcemy niepopulistycznie walczyć z nadużywaniem alkoholu, w pierwszej kolejności należy usunąć z polskiego systemu prawnego normy, pozwalające na przerzucanie kosztu na podatnika, m.in. obciążając osoby nadużywające kosztami leczenia oraz sprawdzić rzeczywistą skuteczność działań PARPA/KCPU. 

Przełom września i października przyniósł niespotykane w ciągu ostatniej dekady wzmożenie prawne i administracyjne, mające jeden cel — usunięcie z obrotu nowego produktu — a mianowicie alkoholu w saszetkach („typu pouch”). Jego obecność w sklepach w sklepach spotkała się z szerokim oburzeniem społecznym. Pochwałę mediów przyniosła szybka reakcja państwa oraz komentarze najwyższych władz Rzeczpospolitej zapewniające o tym, że zareagują szybko i skutecznie, a na „front” wysłano Inspekcję Ministerstwa Rolnictwa, z zadaniem usunięcia produktu obecnego w sklepach. Zapowiedziano też szybkie wprowadzenie koniecznych przepisów po to, aby produkty podobne więcej nie pojawiły się na polskim rynku. W celu „ochrony dzieci przed alkoholem”, oczywiście — obecny w tubkach alkohol przypomina bowiem musy dla dzieci, a ponadto może „zachęcać do konsumpcji alkoholu”. Konsekwencją jest to, że produkt zniknął z rynku, wycofany przez samego producenta. 

W głowie prawnika (a i nie tylko) powstaje pytanie, czy reakcja ta była uzasadniona i proporcjonalna? Czy rząd może ot tak — zakazać, zgodnie z prawem, sprzedaży jakiegokolwiek produktu? I gdzie kończą się granice działania władz? Czy nie to wszystko nie dzieje się za szybko by stwierdzić, że działania są proporcjonalne do zagrożenia? Więcej pytań, dużo wątpliwości. I odpowiedzi na te pytania, jak wykażę, nie są dla państwa polskiego pozytywne. 

Jako że materia, na temat której chcę się wypowiedzieć, jest szczególna i może powodować nieporozumienia, pozwolę sobie na samym początku zaznaczyć: nie bronię działań konkretnego podmiotu, a elementarnych zasad ustrojowych, do których protekcji nie trzeba bronić konkretnej decyzji przedsiębiorczej. Nie wypowiadam się na temat „etyczności” bądź „nieetyczności” sprzedaży alkoholu w saszetkach. Nie jest tematem artykułu normatywny aspekt sprzedaży, zakupu czy obrotu tym produktem, bądź etyczny status samego produktu samego w sobie, działań podmiotu go sprzedającego, czy nawet samego alkoholu. Tematem jest prawo, ocena działań prawnych państwa oraz ewentualne ekonomiczne konsekwencje tychże. 

Powodów jest kilka. Po pierwsze – prawo, czy to naturalne (w rozumieniu libertariańskim), czy to stanowione przez państwo, nie obejmuje swoim zasięgiem wszystkich czynów traktowanych jako nieetyczne i etyczne. Wiele działań etycznych może być nielegalnych (czego przykładem są akty obywatelskiego nieposłuszeństwa, w tym ten którego dokonał twórca tego pojęcia, Thoreau, odmawiając płacenia podatku na wojnę), a wiele rzeczy nieetycznych jest w istocie legalnych (dla przykładu, prostytucja czy sprzedaż broni). Rozważania na ten temat są więc rozłączne od kwestii obowiązującego prawa, nawet jeżeli argumentacja etyczna jest elementem procesu stanowienia prawa. Po drugie — spór o etyczność wynika albo ze sporu między różnymi etykami, albo z porównania różnych systemów wartości. W powyższej sprawie, wbrew powszechnemu oburzeniu, można jednak znaleźć nieliczne vota separata. Dyskusja taka może więc zaciemniać rozważania czysto prawne. Po trzecie zaś, zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że przynajmniej część zarzutów o nieetyczność sprzedaży takiego produktu formułowana jest niekoniecznie pod wpływem rzeczywistych rozterek moralnych, w dobrej wierze, czy przy poprawnym zrozumieniu pojęcia etyka. Jest zaś pałką retoryczną, którą można skrócić do mniej więcej takiego zdania: „coś jest nieetyczne, bo mi się to nie podoba”. Samo oburzenie służy niejednokrotnie przekazaniu wszem i wobec, że nie pije się alkoholu albo potępia się samą tą substancję, bądź też sposób jej używania przez innych, albo też cokolwiek innego z tym związanego. Czasem określa się takie zachowania również jako sygnalizowanie cnoty, które to może, przybrawszy masowy charakter, objąć formę paniki moralnej. Nie przybliża nas to jednak do odpowiedzi jako takiej, a zaciemnia istotę rzeczy. Za dużo emocji, za mało rzeczowej analizy. O ile więc zdecydowanie nie wszystkie podnoszone wątpliwości etyczne mają taki charakter, nie możemy nie zwrócić uwagę na konsekwencje paniki moralnej, zwłaszcza, jeżeli celem osób biorących w niej udział jest uzasadnienie interwencji państwa. Interwencji bardzo wątpliwej prawnie.  

To nie luka w przepisach. To wolność gospodarcza. 

Wbrew powszechnemu głoszeniu tezy o „luce w przepisach”, która rzekomo pozwoliła na pojawienie się tego produktu, nie mamy z nią do czynienia. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (w art. 13) nakazuje obecnie bowiem, by napoje alkoholowe sprzedawane były w zamkniętym naczyniu. A jeżeli nie ma definicji prawnej jakiegoś słowa, tak jak w przypadku naczynia (np. butelki czy karafki), to stosujemy znaczenie słownikowe, które nie wyklucza możliwości bycia naczyniem przez tubkę.  

Dodatkowo, definicja „luki w przepisach” to nie „możliwość obejścia ustawy” albo „działanie zgodnie z ustawą”, jak mamy w tym przypadku do czynienia. Oznacza ona logiczną niepełność bądź sprzeczność normy prawnej (np. istnieją dwa przepisy, które wykluczają się wzajemnie, czy też istnieje w ich ramach luka logiczna), brak obowiązywania normy dotyczącego tego przypadku (luka aksjologiczna, działanie takie jest prawnie obojętne), albo niemożność pełnego bądź częściowego funkcjonowania normy (luka tetyczna, np. brak dookreślenia obowiązku czasowego, brak rozporządzenia wykonawczego)1 

Nie jest luką działanie zgodne z ustawą, z jakim mamy tu do czynienia. W skrócie: jest naczynie na alkohol? Jest. Jest zamknięte? Jest. Prawnie? Wszystko poprawnie. Należy zaprotestować więc przeciwko niepoprawnemu używaniu danego pojęcia. Nie wszystko co komuś się nie podoba w prawie, to luka prawna. A jeżeli działanie jest zgodne z prawem, to zgodnie z Konstytucją (art. 20, 22) oraz ustawą Prawo przedsiębiorców (Art. 8. Przedsiębiorca może podejmować wszelkie działania, z wyjątkiem tych, których zakazują przepisy prawa. Przedsiębiorca może być obowiązany do określonego zachowania tylko na podstawie przepisów prawa, Dz. U. 2018 poz. 646 z późń. zm.) może być podjęte. Tak samo stwierdziło, w odpowiedzi na zapytanie producenta, Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, upewniając go w poczuciu legalności jego działań 

Rządy prawa a populizm prawny 

Prawo działa jednak w dwie strony — zobowiązuje bowiem nie tylko obywateli do posłuszeństwa prawu stanowionemu przez legislaturę i egzekutywę, ale też rządzących do przestrzegania tego, co (często sami) uprzednio uchwalili.  

Jeżeli rządzący (jakiejkolwiek opcji politycznej by nie reprezentowali) uznaliby, że dane działanie jest nielegalne, mają ku temu narzędzia prawne i procedury — prokuraturę (jeżeli uważają, że prawo zostało złamane), sanepid (jeżeli istnieje zagrożenie w samym produkcie, nie zaś jego formie czy opakowaniu), albo też Inspekcję Handlową (jeżeli istnieje problem z formą produktu, opakowaniem czy reklamą). Jeżeli zaś uznają, że prawo jest nieodpowiednie i wymaga zmiany — istnieje droga ustawodawcza, która zajmuje nieco więcej czasu, ale tak ma właśnie być. Prawo nie powinno być tworzone „na wczoraj” — musi być przedyskutowane i przedstawione powinny zostać oceny skutków konkretnych regulacji, a każda z zainteresowanych stron musi mieć prawo się wypowiedzieć. Dbamy w ten sposób o jakość stanowionego prawa i o to, by spełniało ono pewne standardy, w tym te konstytucyjne. 

Co jednak zobaczyłem? Część narzędzi użyto, faktycznie, ale dodano coś jeszcze: twierdzenia takie jak „wszystko jest niby ok, ale jest zagrożenie”, „źle w czystej postaci”, konieczności „zablokowania procederu” i napisania natychmiast rozporządzenia, które ma to zakazać. 

Nagle, ze względu na „powszechne oburzenie” i odpowiadając na wynikające stąd zapotrzebowanie, rządzący dążą za wszelką cenę do usunięcia z obrotu produktu, co do którego nie można stwierdzić prima facie, że łamie przepisy ustawy. Co więcej — raczej nie negują oni legalności produktu z perspektywy obecnego porządku prawnego. Wskazują wręcz na konieczność specyficznie rozumianej „przezorności” legislatora, by mógł się on okazać „sprytniejszy od rynku”.  

Z perspektywy obywatela, widoczny jest jasny przekaz: zrób coś, co nie spodoba się politykom, a oni zrobią wszystko, by uniemożliwić Twoje działanie, a może nawet Tobie poważnie zaszkodzić. 

I tu widać pierwszy problem — problem niepewności prawa i zaufania obywatela do państwa, do którego mamy prawo konstytucyjne, przyznane w art. 2 Konstytucji. Art. 2 i jego przestrzeganie jest kluczowym elementem praworządności. Jak pisze p. Monika Florczak-Wątor w komentarzu do Konstytucji RP: 

Składową zasady państwa prawnego jest pewność prawa, czyli taki zespół cech przysługujących prawu, które „zapewniają jednostce bezpieczeństwo prawne; umożliwiają jej decydowanie o swoim postępowaniu w oparciu o pełną znajomość przesłanek działania organów państwowych oraz konsekwencji prawnych, jakie jej działania mogą pociągnąć za sobą. Jednostka winna mieć możliwość określenia zarówno konsekwencji poszczególnych zachowań i zdarzeń na gruncie obowiązującego w danym momencie stanu prawnego, jak też oczekiwać, że prawodawca nie zmieni ich w sposób arbitralny. Bezpieczeństwo prawne jednostki związane z pewnością prawa umożliwia więc przewidywalność działań organów państwa a także prognozowanie działań własnych” (TK – P 3/00).[2] 

Owo zaufanie wyraża się więc nie tylko w tym, że norma nie zostanie zmieniona, ale także, jeżeli zostanie zmieniona (w odpowiedniej procedurze legislacyjnej, nie zaś komunikatem czy postępowaniem organów), zaistnieje okres vacatio legis, pozwalający na dostosowanie się do nowego prawa[3]. Mało jest jaskrawych przykładów nagłej zmiany prawa czy postępowania organów, które naruszają zaufanie do państwa i prawa, jak sprawa alkoholu w saszetkach, gdzie w ciągu jednej doby postępowanie władz i faktyczna interpretacja prawa zmieniły się o 180 stopni. Co prawda, wyjątkowo, w przypadku zajścia ważnego interesu publicznego, można pominąć albo skrócić okres wejścia w życie ustawy, ale nie jest to możliwe, gdy nakładane są na obywateli nowe obowiązki. Całość wymaga procesu stanowienia prawa, czyli przejścia prawidłowego procesu legislacyjnego[4]. Z perspektywy pewności prawa, na przyszłość, całe postępowanie organów państwa jest wręcz katastrofą. 

Jakie będą tego skutki? Efekt mrożący — część kontrowersyjnych a legalnych działań gospodarczych może nie zostać podjęta, dlatego, że właściciele przedsiębiorstw będą bali się potencjalnie nagłej ingerencji władzy, która nie dość, że to uniemożliwi, to może spowodować bankructwo przedsiębiorstw. Dość powiedzieć, że dotychczas przed takimi dylematami stali przedsiębiorcy w Rosji czy w autorytarnych krajach Trzeciego Świata. Nie tak to powinno wyglądać na zachód od Bugu. 

Inna sprawa — opakowanie i etykieta. Najczęściej wręcz podnoszonym zarzutem wobec alkoholu w saszetkach jest jego podobieństwo do musów owocowych. Podnosi się też możliwość łatwego ukrycia tego produktu, co może mieć potencjalne znaczenie dla osób niepełnoletnich[5]. Na tą okoliczność przeprowadzono też kontrolę Inspekcji Handlowej i Inspekcji Jakości Handlowej Produktów Rolno-Spożywczych Ministerstwa Rolnictwa. Jeżeli jednak przyjrzymy się opakowaniom tychże produktów można zauważyć, że zawierają one, czasem bardzo wydatną, informację o zawartości procentowej alkoholu, tam zaś, gdzie ona jest mniejsza, nie odbiega ona od sposobu podawania stężenia dla innych napojów. Spełnia to tym samym dyspozycję art. 13 ustawy o wychowaniu w trzeźwości, a także wytyczne wynikające z prawa europejskiego.  

Samo potencjalne podobieństwo jednego produktu do innego, a dokładniej bezalkoholowego, nie może być jednak jedyną podstawą wycofania takowego, uznania jego sprzedaży za czyn przeciwko konkurencji, czy wprowadzający w błąd (wg art. 10 ust. 2 z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji). Należy założyć, że jednak większość populacji RP potrafi czytać ze zrozumieniem i jest w stanie przeczytać etykietę tego, co kupuje (art. 2 pkt. 8 cytowanej ustawy). Ponadto, co istotne, wykazuje podstawy wzorca przeciętnego konsumenta, a więc jest „dostatecznie dobrze poinformowany, uważny i ostrożny” nawet jeżeli grupa konsumentów, do jakiej kierowany jest produkt jest szczególna, gdyż część osób która kupuje podobne do tego produktu musy w tubkach jest niepełnoletnia[6]. To podobieństwo może mieć w powyższej sprawie kluczowe znaczenie, ale od stwierdzania tego jest sąd. Na tej zasadzie, należałoby wycofać z sprzedaży (albo „nasłać” Inspekcje na-) m.in. produkty alkoholowe przypominające sok albo oranżadę — bo dziecko może je przecież pomylić! Czyli dość znaczny segment produktów. Problem w tym, że produkty te są na rynku od dawna i jakoś nie wzbudzają zainteresowania Inspekcji. W każdym przypadku — nawet jeżeli zachodzi możliwość pomyłki i może ona stanowić, przez zastosowanie specyficznego opakowania, czyn nieuczciwej konkurencji — od stwierdzania tego są sądy powszechne, nie politycy[7]. W państwie prawa, zgodnie z zasadą podziału władz, wyroki wydaje sąd na posiedzeniu, podczas którego podsądny może się bronić, nie poseł czy premier na konferencji telewizyjnej w ramach monologu bądź uzewnętrznionego strumienia świadomości. I tego się trzymajmy. 

Pojawia się jeszcze jeden problem. Publicznie informacja o wprowadzeniu produktu pojawiła się już na początku sierpnia (dwa miesiące temu). Wedle najnowszych doniesień, rządzący wiedzieli o „alkotubkach” już w lipcu. Trzy miesiące są wystarczającym okresem, by projekt ustawy stworzyć, skierować do Sejmu i przyjąć go na pierwszym, czyli wrześniowym, posiedzeniu. Marszałek Sejmu, wyraźnie przerażony takim produktem, mógłby zwołać nawet dodatkowe posiedzenie Sejmu tylko po to, aby nie mógł być on sprzedawany zgodnie z prawem — tym bardziej, że zdaje się, iż problem ten jest jedną z głównych zagwozdek Marszałka Sejmu i premiera. Obecne działania nie musiały w ogóle mieć miejsca, gdyby działania podjęto wcześniej, zachowując jednocześnie ich zgodność z zasadami ustrojowymi. Oznacza to także, że dzisiejsze działania nie były konieczne, gdyby wykazano się ową „przezornością”. 

To nie pierwszy nasz artykuł o polskiej polityce „anty-alkoholowej”. Wcześniej pisał o tym b. redaktor, Rafał Trąbski
Trąbski_Ku-trzeźwości-narodu-czy-ku-maksymalizacji-wpływów-z-akcyzy.jpg

Podatki

Trąbski: Ku trzeźwości narodu czy ku maksymalizacji wpływów z akcyzy?

Powtórka z „dopalaczami”? 

Co bardziej pamiętliwi Czytelnicy mogą przypomnieć sobie, że nie pierwszy raz mamy do czynienia z takim wzmożeniem prawno-administracyjnym w Polsce. Już był taki przypadek i związany był z handlem syntetycznymi środkami odurzającymi, znanymi także jako „dopalacze” (a oficjalnie jako „środki zastępcze”). Rząd, również z premierem Tuskiem na czele (dwukadencyjnie, 2007-2013), postanowił uniemożliwić obrót środkami niezakazanymi, ale potencjalnie szkodliwymi, stosując ku temu całe instrumentarium prawne. Były to: 1) generalna, skierowana „do każdego”, decyzja administracyjna GIS o zakazie wprowadzania konkretnego „dopalacza”; 2) ustawy dążące do stworzenia odpowiedzialności karno-administracyjnej za ich sprzedaż; 3) stosowanie przepisów porządkowych na podstawie ustawy o samorządzie gminnym przez samorządy. Odtrąbiono zwycięstwo, czy aby jednak na pewno je odniesiono? Część decyzji, zaskarżona do WSA, została uchylona (jednak, niestety, nie ze względu na generalny jej charakter, nieznany polskiemu prawu i budzący uzasadnione wątpliwości)[8]. Uchwały samorządów zaś, zakazujące wprowadzania środków tego typu okazały się być rażąco niezgodne z ustawą. Długofalowo, wedle raportu NIK z 2017 r. walka okazała się być nieskuteczna. Wniosków ani odpowiedzialnych — brak. 

Co łączy „dopalacze” i dzisiejszą sprawę? Podobne środki, podobny pośpiech, podobne schlebianie głośnym prośbom o reakcje państwa. I obawiam się, że prawnie, konsekwencje obecnych działań będą podobne. A to może oznaczać też odszkodowania, które państwo będzie musiało wypłacić pokrzywdzonym jego działaniami. Z naszych pieniędzy, bo własnych przecież nie ma. 

Jak więc realnie działać przeciwko alkoholizmowi? 

Ale temat alkoholu w saszetkach to część szerszej dyskusji, też emocjonującej, ale nieco bardziej merytorycznej — dyskusji nad tym, jak państwo powinno regulować obrób tą substancją. Część argumentów, podawanych przez zwolenników ograniczeń, ma pokrycie w rzeczywistości — alkohol powoduje koszty, co istotne przerzucane na inne osoby. Leczymy z pieniędzy podatników osoby, które pod wpływem alkoholu przyczyniły się do wypadków. Jeżeli pijany pracownik przyjdzie do pracy (albo nie przyjdzie), konsekwencje poniesie nie tylko on sam, ale też pracodawca, dla którego straty mogą być wyższe, aniżeli sam koszt „dniówki”. Ale rozwiązaniem tych problemów jest albo wprowadzanie zakazów reklamy czy sprzedaży, albo podwyższanie akcyzy. Sęk w tym, że obydwa niekoniecznie muszą przynieść oczekiwany skutek. Jak pisał kilka lat temu dla naszego portalu Rafał Trąbski, nie ma jednoznacznego dowodu na efektywność zakazu reklamy alkoholu w ograniczaniu jego spożycia, a podwyższanie akcyzy oznacza przeniesienie popytu do szarej strefy, do niego więc odeślę Czytelników po szersze wytłumaczenie[9]. Zamiast więc walczyć z alkoholem z saszetkach (co można uznać za pewną formę zakazu reklamy), warto rozważyć inne środki prawne, drogą legislacyjną. Zastanówmy się przez moment nad rozwiązaniami, które nie pozwolą przerzucać kosztów z osób nadużywających alkoholu na osoby odpowiedzialne. 

Stwórzmy zatem system motywacji prawnych i ekonomicznych, który spowoduje, że osoby nadużywające alkoholu rekreacyjnie, czy jeżdżące pod wpływem, będą pokrywały koszty szkód tak wynikłych i zastanowią się dwa razy nad tym, co robią. Gdy przeglądamy warunki polis ubezpieczeniowych, można zauważyć, że nie obejmują one zdecydowanej większości szkód wynikających z przyczynienia się osoby nią objętej, czy to powstałych pod wpływem alkoholu. Skoro prywatny ubezpieczyciel nie chce wypłacać odszkodowania w takiej sytuacji, czemu ma je wypłacać państwowy NFZ? Niech koszty leczenia pokrywa sam zainteresowany! Podobnie — jeżeli choroby (np. marskość wątroby) powstają w wyniku długotrwałego nadużywania alkoholu i można to stwierdzić na gruncie medycznym, to NFZ nie powinien dokładać do leczenia ani złotówki. Chcącemu nie dzieje się krzywda. 

Nie wiem, czy Czytelnicy zdają sobie sprawę z tego, że podstawą zwolnienia lekarskiego może być nadużycie alkoholu. Kodem literowym takiego zaświadczenia o niezdolności do pracy jest litera C. Jedyną jednak sankcją dla takiej osoby jest niewypłacanie zasiłku chorobowego przez pierwsze 5 dni (art. 16 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa). Przysługuje ono jednak nie tylko na samo nadużycie alkoholu, ale i wynikające z tego skutki zdrowotne, m.in marskość wątroby czy zaburzenia psychiczne. Nie do końca rozumiem jako podatnik i obywatel, dlaczego mamy płacić za konsekwencje nierozsądnych decyzji życiowych i przyczynienia się przez samego zainteresowanego do złego stanu zdrowia. Jak ma się to do rzekomej „walki z alkoholizmem”, jeżeli system świadczeń socjalnych w RP przyzwala na bezkosztowe nadużywanie alkoholu? Może czas na likwidację zasiłku chorobowego w takich przypadkach? Propozycja warta rozwagi.  

A gdy mówimy o „walce z alkoholizmem”, warto przyjrzeć się też następczyni PARPA — czyli Krajowemu Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom. Należy poważnie zastanowić się — i najlepiej zbadać — czy, i w jaki sposób działania PARPA przyczyniły się w jakiś sposób do spadku alkoholizmu w Polsce, czy spożycia alkoholu przez osoby nieletnie. Póki co, spadku nie widać, pomimo wzrostów akcyzy, co postulował wielokrotnie dyrektor tej instytucji[10]. W tym ostatnim przypadku (bowiem faktycznie, spożycie alkoholu u nieletnich spada, co jest zresztą trendem ogólnoeuropejskim, s.10 raportu ESPAD), nie można wykluczyć, że większe znaczenie dla spadku mogły mieć inne czynniki, np. gry komputerowe, czy zmiany stylu spędzania czasu wolnego[11]. Jeżeli bowiem spadki te są niezależne od działań PARPA/KCPU, może tego typu instytucja jest nam niepotrzebna?  

Podsumowanie 

Zanim zapomnimy o tym, co się stało, zajmując się sprawami bieżącymi, warto wyciągnąć pewnie wnioski z powyższych rozmyślań. 

Reakcja prawna i administracyjna ostatnich dni to smutne świadectwo triumfu tego, co nie ma być podstawą dobra dzieci (których nie znają najlepiej politycy, a rodzice), ich bezpieczeństwa, czy prowadzenia polityki antyalkoholowej. Jest to triumf teatru politycznego, w którym politycy zastosowali wszystkie możliwe środki administracyjne, by uniemożliwić działanie, które choć niepopularne — było legalne.  

Nie staliśmy się dzięki temu bezpieczniejsi czy trzeźwiejsi, a wręcz przeciwnie — okazało się, że granicą wolności jednostki nie jest zakaz wyrażony w prawie, a wola polityczna. Nie świadczy to dobrze o państwie prawa czy równości wobec prawa. W końcu, nie są to abstrakcyjne terminy — ostateczną bowiem ich treścią jest to, co można zrobić, napisać, posiadać i w jakie relacje, także przedsiębiorcze, się zaangażować. A żeby uznawać takie wartości, niekoniecznie trzeba być radykalnym zwolennikiem Rothbarda — można równie dobrze go nie znać, a uznawać zasadę, że co nie jest zakazane, jest dozwolone, za zdrowy rozsądek. 

[1] H. Rot, Wstęp do nauk prawnych, Wydawnictwo UWr, Wrocław 1994, wydanie czwarte, s. 120-122.

[2] M. Florczak-Wątor, art. 2” [w:] red. P. Tuleja, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, wyd. II, Warszawa 2023, za: https://sip.lex.pl/#/commentary/587806596/736699 (dostęp: 2024-10-04 12:23).

[3] M. Zubik, W. Sokolewicz, art.2 [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz. Tom I, wyd. II, red. L. Garlicki, Warszawa 2016 https://sip.lex.pl/#/commentary/587734530/531970 (dostęp: 2024-10-04 12:31).

[4] Ibidem.

[5] Jakby nie istniały inne metody ukrycia, czy plecaki nieletnich były regularne przeszukiwane

[6] K. Szczepanowska-Kozłowska, E. Nowińska, Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Komentarz, wyd. II, Warszawa 2022, art. 10. https://sip.lex.pl/#/commentary/587750755/686001 (dostęp: 2024-10-03 14:25), V. M. du, E. Nowińska, Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Komentarz, wyd. VI, Warszawa 2013, art. 10. https://sip.lex.pl/#/commentary/587529458/308984 (dostęp: 2024-10-03 14:25). 

[7] Sąd w takiej sytuacji może, czasem, powołać biegłego, jeżeli charakterystyka sprawy tego wymaga. Potwierdza to jednak to, że politycy powinni od ocen trzymać się z daleka.

[8] Zagadnienia związane z charakterem prawnym generalnej decyzji administracyjnej można przeczytać tu: J. Niczyporuk, Glosa do wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku z dnia 15 grudnia 2011 r., sygn. akt III SA/Gd 302”, Administracja: teoria, dydaktyka, praktyka nr 2(31), 2013, s. 111-122.

[9] Artykuł p. Trąbskiego jest na tyle aktualny i szczegółowy, że nie widzę potrzeby szerszego zagłębiania sięw temat, skoro zostało to wykonane. 

[10] Swoją drogą, zastanawiają stosowane przez zwolenników podniesienia akcyzy (jak p. Brzózka) twierdzenia, że znaczące podwyższenie akcyzy na alkohol ma spowodować spadek spożycia alkoholu — istnieje bowiem raport wykonany dla PARPA, wskazujący, że popyt na alkohol w Polsce jest nieelastyczny (s. 57), a więc nie spada wraz z wzrostem ceny, tak więc akcyza musi być podnoszona stopniowo i przez dłuższy czas, by (w opinii autorów) osiągnąć efekt.

[11] Zob. inne prace zwracające na taki trend w świecie zachodnim: J. Strizek „Co-occurrence of (Online) Gaming and Substance Use” w: Patel, V.B., Preedy, V.R., Handbook of Substance Misuse and Addictions. Springer, Cham 2022, s. 2649–2665, https://doi.org/10.1007/978-3-030-92392-1_144, A. Pennay, J. Holmes, J. Törrönen, M. Livingston, L. Kraus, R. Room „Researching the decline in adolescent drinking: The need for a global and generational approach”. Drug and Alcohol Review, 2018, 37, s. 115–119. doi:10.1111/dar.12664. Nie można wykluczyć więc, że popyt na alkohol w tej grupie wiekowej spadałby bez względu na działania prawne i prewencyjne.

Źródło ilustracji: pixabay.

Kategorie
Ekonomiczna analiza prawa Polityka współczesna Prawo Teksty

Czytaj również

grafika.png

Aktualności

„Katastrofa prohibicji narkotykowej" — przeczytaj najnowszy raport Instytutu Misesa

Autor pokazuje możliwą alternatywną politykę narkotykową i jej potencjalne pozytywne skutki w wymiarze ekonomicznym i społecznym.

Komentarze

Jabłecki: Przemytnicy i baptyści

Bruce Yandle, ekonomista i były przewodniczący amerykańskiej Federal Trade Commission (czyli organizacji przypominającej polski UOKiK) napisał w latach 80-tych artykuł Bootleggers and Baptists: The Education of A Regulatory Economist, w którym, opierając się na wieloletnim doświadczeniu zdobytym w "branży regulacyjnej", przedstawił ogólne wyjaśnienie problemu wprowadzania rozmaitych regulacji rządowych. Wszak wiadomo nie od dziś, że są one z reguły szkodliwe, a często po prostu nonsensowne. Ale skoro tak, to dlaczego dochodzi do ich wdrażania?

akcyza2.jpg

Podatki

Ozimek: Akcyzowy nonsens

Idealnym rozwiązaniem byłaby całkowita likwidacja podatku akcyzowego, a przynajmniej jego redukacja to minimum wynikającego z obecności Polski w UE. Starałem się pokazać, że podwyżka akcyzy nie sprawdza się i nie rozwiązuje problemów przedstawionych przez rząd, a jedynie je pogłębia. Nie dość, że daje pole do nadużyć i korupcji, to podnosi ceny i szkodzi konsumentom.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 3
Bóg jest liberałem

Warto dodać, że ta zasada zawarta obecnie w:
Prawo przedsiębiorców (Art. 8. Przedsiębiorca może podejmować wszelkie działania, z wyjątkiem tych, których zakazują przepisy prawa. Przedsiębiorca może być obowiązany do określonego zachowania tylko na podstawie przepisów prawa, Dz. U. 2018 poz. 646 z późń. zm.)
pojawiła się w naszym prawodawstwie już w tzw. "ustawie Wilczka", czyli w 1988 i od tego czasu nieprzerwanie obowiązuje. Nie przestrzegając tej zasady rządzący cofają nas do czasów PRL. #praworządność

Odpowiedz

Ilona

Artykuł to dobra przeciwwaga do krótkowzrocznych postów i komentarzy na Linkedin, gdzie większość chwaliła państwo za szybką (?) reakcję na "pazerność" firmy, która chciała się dorobić na nieświadomych klientach, którzy pomylili tubki. Byłam zszokowana, że na portalu gdzie jest jednak sporo przedsiebiorców, dominuje jedna narracja. Ciekawe czy sprawa nagłego wycofania będzie miała dalszy ciąg w sądzie.

Odpowiedz

Mateusz

Obrzydliwe zachowanie rządu. I zajmowanie się jak zwykle tematem zastępczym. W świetle tak dużych problemów z energetyką i innymi branżami rząd przekracza granicę prawa i stawia siebie w roli Boga. Co jest niebezpieczne bo mamy trójpodział władzy! Słuszny artykuł

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.