- Wydawnictwo Prześwity wydało niedawno książkę autorstwa znanego teoretyka stosunków międzynarodowych Johna Mearsheimera i Sebastiana Rosato pt. Jak myślą państwa (How States Think)
- Książka ma na celu odpowiedzieć na pytanie dotyczące kształtu procesu decyzyjnego realizowanego w państwie i jego racjonalność/nieracjonalność.
- Plusem wydania jest realizacja tłumaczenia przez osobę zaznajomioną z tematem oraz jego czytelnicza przystępność.
- Autorzy stosują w swoich rozważaniach pojęcie niepewności w rozumieniu Franka Knighta oraz kładą nacisk na realizm teorii i modeli, co zbliża niektóre ich stanowiska do stanowisk metodologicznych szkoły austriackiej.
- Pewna część ich twierdzeń jest jednak nie do końca przemyślana pod kątem konsekwencji dla ogółu teorii.
- Autorom brakuje pełnej wiedzy i doświadczenia w zakresie stosowania pełnego rozumowania ekonomicznego i doprowadzania go do odpowiednich skutków.
- Można wskazać także poważne błędy faktograficzne w podawanych przykładach historycznych.
- Wskazywana przez Autorów (zauważalna) niepewność na arenie międzynarodowej nie koresponduje z bardzo jasnym określeniem podstawowych celów państw, a co za tym idzie, działań i motywacji w teorii realizmu ofensywnego.
- Książka jest warta uwagi dla zainteresowanych teorią stosunków międzynarodowych, ale musi być czytana ostrożnie oraz krytycznie.
Niespokojna sytuacja międzynarodowa trwająca od 2014 r. przyczyniła się do wzrostu zainteresowania teorią stosunków międzynarodowych, zarówno w akademii jak i w publice. Autorem, który spotkał się ze szczególnym zainteresowaniem, zwłaszcza po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, jest John Mearsheimer. Jest to zainteresowanie szczególne, dlatego że stawiane przez niego tezy idą w poprzek tym, które są przyjmowane przez polski establishment — już w 2015 r. stał na stanowisku, że zajęcie Donbasu i Krymu przez Rosję zostało sprowokowane przez NATO i było działaniem mającym na celu ochronę swoich interesów, a wejście Ukrainy do NATO nie jest wskazane. Zdanie o roli NATO Mearsheimer podtrzymuje nawet po 24 lutego 2022 r., czyli dniu wybuchu konfliktu za naszą wschodnią granicą. Dość wspomnieć, że stanowisko takie, wygłoszone w Polsce nawet przed ostrą fazą konfliktu, byłoby uznane za agenturalność. Nie zmienia to faktu, że pomimo pojawiających się opinii (także na skrzydełkach recenzowanej książki, w tym przypadku autorstwa Michała Nowaka z Nowego Ładu) o potencjalnej szkodliwości prezentowanych poglądów, jego postać wzbudza dalsze zainteresowanie — które, co cenniejsze, skierowane jest raczej na poznanie poglądów Mearsheimera i sposobu jego rozumowania[1]. W tym właśnie kontekście należy też patrzeć na wydanie przez Wydawnictwo Prześwity książki Johna Mearsheimera i Sebastiana Rosato Jak myślą państwa. Pozycja ta tym bardziej warta uwagi, że w analizie kwestii sposobu podejmowana decyzji przez elity rządzące, odnosi się do kwestii ekonomicznych (zwłaszcza metodologii ekonomii), i to dobrze opisanych przez szkołę austriacką, jak niepewność i prawdopodobieństwo. Stąd też wartym jest zamieszczenie recenzji na portalu poświęconym edukacji ekonomicznej.
Mearsheimer i Rosato, po części na kanwie komentarzy udzielanych po ataku Rosji na Ukrainę w 2022 r., próbują odpowiedzieć na pytanie: dlaczego niektóre decyzje państw, choć wydają się nieracjonalne, w rzeczywistości są tak naprawdę racjonalne — choć nie musi to oznaczać zgodności z niektórymi systemami wartości. Wychodząc z paradygmatu realizmu ofensywnego, zakładającego, że głównym i naczelnym celem państwa (a właściwie równoważnej z nim elity rządzącej) jest przetrwanie a wiedza o działaniach innych państw jest ograniczona. Autorzy wskazują, że państwa kierują się racjonalnością instrumentalną w wyznaczaniu celów — stosują odpowiednie środki do osiągnięcia wyznaczonych celów. Jako, że rzeczywistość międzynarodowa cechuje się niepewnością — tak jak rozumiał to Frank Knight, a więc poprzez brak możliwości obliczenia prawdopodobieństwa klas ze względu na brak wiedzy o częstości występowania danego jednorodnego zjawiska[2] — oraz są stale zagrożone działaniami innych państw, to w trosce o swoje bezpieczeństwo, państwa wykształcają (a nawet muszą wykształcić) zasady podejmowania decyzji, które będą minimalizowały określone zagrożenia (s. 44-49). Państwa działają więc na arenie międzynarodowej zazwyczaj racjonalnie i należy przyjąć to jako ogólną regułę. Z tego względu chociażby, autorzy odrzucają, przy zrealizowanej ocenie racjonalności, podejście teoriogrowe i neoklasyczne, oparte o maksymalizację oczekiwanej użyteczności, czy oparte m.in. o kalkulację prawdopodobieństwa, jako niewiarygodne i nieopisujące właściwie procesu decyzyjnego (s. 107-118). Krytycznie odnoszą się też do podejścia behawioralnego, opartego m.in. o ekonomię behawioralną (s. 139-141). Metodologia ta nie podziela założenia o racjonalnym działaniu państwa.
Jak więc podejmują decyzję państwa racjonalne? Decyzja racjonalna, jak wskazują Autorzy, cechuję się dwoma atrybutami: 1) jest oparta o wiarygodną teorię; oraz 2) podjęta zostaje w procesie deliberacji. Teoria wiarygodna, dla Mearsheimera i Rosato, to teoria możliwie blisko oddająca rzeczywistość, oparta o wiarygodne przesłanki i (najlepiej) zweryfikowana w praktyce (s. 29-30). Przez deliberację, Autorzy zaś rozumieją proces, w którym każda z zaangażowanych w proces decyzyjny osób (np. doradcy rządu, gabinet, ministrowie, ciała partyjne dla państw monopartyjnych itp.) może swobodnie wyrazić swoje zdanie i przedstawić argumentację na rzecz czy przeciw propozycji (s. 30-31). Dalsza część książki w dużej mierze stanowi pokazanie przykładów historycznych służących podparciu swoich tez.
Tłumaczenia książki na język polski dokonał Jan Sadkiewicz, który już wcześniej tłumaczył Tragizm polityki mocarstw oraz napisał wstęp do Wielkiego złudzenia, wydanego przez Wydawnictwo Nowej Konfederacji oraz wyd. Universitas. Jest więc to osoba znająca piśmiennictwo autora wraz z wszystkimi jego idiosynkrazjami oraz, może przede wszystkim, dobrze zna zagadnienia w jakich się poruszają się Autorzy. Styl jest przejrzysty, jasny i wciągający, a książkę opisującą tematy dość abstrakcyjne czyta się bardzo dobrze, co jest zarówno zasługą tak autora, jak i tłumacza. Wybór więc osoby, która przetłumaczyła tę książkę, jest jak najbardziej słuszny. Nie mam też zastrzeżeń do korekty, nie natrafiłem na literówki, tak niestety częste w wydawanych obecnie pracach. Szata graficzna wydania jest zaś przyjazna dla oka — i tutaj Wydawnictwo Prześwity, jak zwykle, nie zawiodło.
Dużym plusem podejścia autorów jest odwołanie się do ekonomii — Autorzy całymi garściami czerpią z jej metodologii. Dobrym pomysłem jest odwołanie się do pracy Franka Knighta dotyczącej ryzyka i niepewności, a która ma charakter podstawowy dla ekonomistów, zwłaszcza tych związanych z austriacką szkołą ekonomii. W tym zakresie definicje Knighta nie różnią fundamentalnie się od tych, których potem używa Ludwig von Mises[3]. Zauważają także, że nie działa państwo per se, a sami rządzący — co jest konstatacją prostą, acz unaoczniającą nam fakt, że każde działanie polityczne jest w istocie działaniem ludzkim, dokonywanym przez konkretne jednostki do osiągnięcia konkretnych celów. Podobnie — należy zauważyć krytykę podejścia metodologicznego Miltona Friedmana, który nieszczególnie zwraca uwagę na to, by teorie wyjaśniające rzeczywistość oddawały ją możliwie dokładnie — a zamiast tego, zwraca uwagę na ich zdolność predykcyjną. Tak więc dla Friedmana wystarczy, że dana teoria a potem bazujący na niej podstawach model ekonomiczny daje zbieżne predykcje, nie musząc być poprawnym konceptualnie jako takim. To myślenie autorzy, idąc za Coase’em, stanowczo odrzucają (s. 70-71). Związki między myśleniem Autorów a austriackim podejściem do racjonalności i fundamentalnych przyczyn działania, zostały już wcześniej zauważone przez Davida Gordona na łamach mises.org oraz przez Zachary’ego Yosta na łamach Independent Review. Związki te są jednak dość pobieżne i widać, że ekonomia nie jest głównym obszarem badań Mearsheimera i Rosato. Nie zauważają bowiem dalej idących konsekwencji swoich tez. Widać to szczególnie w ich rozumieniu teorii „wiarygodnej” — podstawą weryfikacji teorii jest m.in. jej przeszłe sprawdzenie, czyli weryfikacja historyczna, co kieruje ich do odrzucenia wiarygodności teorii domina (stopniowego przejęcia przez komunistów rządów w Azji Południowo-Wschodniej, a potem w Malezji, po upadku Wietnamu Południowego, s. 72-73). I choć dane empiryczne mogą się zmieniać, to przeszłość stanowi dla nich istotny punkt odniesienia. W czym leży problem tego założenia? Skoro ogólna niepewność charakteryzuje się niepoliczalnością prawdopodobieństwa ze względu na bardzo wysoki poziom skomplikowania zjawiska i niemożliwość wyłonienia jasnych i niezmiennych związków przyczynowo-skutkowych, dlaczego przeszłe „potwierdzenie się” teorii ma wpływać na jej wiarygodność? Skąd mamy wiedzieć, że uwzględniliśmy wszystkie istotne zmienne? Na to autorzy nie dają jednoznacznej odpowiedzi i nad tematem nieco „przeskakują” (s. 74-76), przez co jako czytelnicy pozostajemy z poczuciem niedosytu i pewnej arbitralności w doborze teorii wiarygodnych i niewiarygodnych.
Powstaje jeszcze jeden problem, związany z ich punktem wyjścia. Mianowicie, zgodnie z teorią realizmu ofensywnego (deklarują bowiem na s. 25-26 przywiązanie do paradygmatu realistycznego, a obydwoje Autorów to przedstawiciele realizmu ofensywnego, z czego Mearsheimer to wręcz główny przedstawiciel nurtu) Autorzy zakładają, że: 1) państwa nie są w stanie odgadnąć zamiarów innych państw; 2) państwa dążą do zdobycia jak największej potęgi i ostatecznie hegemonii (s. 78-80); 3) państwa stawiają za główny cel przetrwanie (s. 285-288). Patrząc na owe założenia w sposób ścisły, można odnieść wrażenie zaistnienia paradoksu — na płaszczyźnie strategicznej bowiem oznacza to, że mamy nie tyle niepewność, co dość dużą pewność dotyczącą działań innych państw i ich intencji: celem państwa jest bowiem przetrwać i nie cofnie się ono przed niczym, by to osiągnąć. Możemy zastanawiać się, czy w takiej sytuacji założenie o fundamentalnej niepewności na poziomie strategicznym istnieje — będąc konsekwentnym bowiem, Autorzy powinni uznać, że o ile na poziomie środków może istnieć (jakaś) niepewność, to nie na poziomie strategicznym, które powinny być zdominowane przez wrogość i niepewność. Pomija to jednak, jak w takim świecie mogą właściwie funkcjonować sojusze czy prawo międzynarodowe (bowiem to, że jest ono przez realizm ofensywny pomijane albo traktowane instrumentalnie, nie oznacza, że przestaje istnieć; lecz dalej nie wiadomo do końca, dlaczego powstało i funkcjonuje, jeżeli przynosi korzyści tylko dla części państw). Da się to wytłumaczyć, czysto teoretyczne, poprzez „miekkie” ujęcie tych zasad, czyli stosowanie ich w sposób niekonsekwentny. Niestety, nie tłumaczy to do końca reguły, która prowadzi autorów do aplikacji wyjątków od wyprowadzonych przez siebie zasad — podobnie zresztą jak w zakresie wykazu teorii wiarygodnych i niewiarygodnych.
Problemy w zakresie metodologii nie są jednak jedynymi, jakie pojawiają się w rozumowaniu Autorów — problematyczna jest także ich faktografia. W zakresie koronnych przykładów poddanych przez nich analizie, znajduje się Japonia (a konkretnie jej polityka lat 1931-1941), zdająca się być dla nich przykładem państwa, którego władza podejmuje decyzje w sposób racjonalny i poddaje decyzje polityczne deliberacji. Jak piszą: Wielka strategia realizowana przez Japonię w Azji Wschodniej — a w szczególności jej polityka wobec Związku Radzieckiego — od września 1931 do czerwca 1941 byłą racjonalna. Nie tylko opierała się na wiarygodnych teoriach, ale także wyłoniła się z deliberatywnego procesu decyzyjnego, a wśród czołowych decydentów od samego początku panował w tej sprawie konsensus (s. 160). Ponadto, w zakresie inwazji na Mandżurię w 1931, sprowokowanej przez niesubordynację Armii Kwantuńskiej, przeczytać można, że: Chociaż władze w Tokio nie upoważniły Armii Kwantuńskiej do podjęcia działań mających na celu opanowanie Mandżurii, cieszyły się one szerokim poparciem wśród japońskich przywódców cywilnych i wojskowych. Rząd Wakatsukiego Rejirō, w skład którego wchodził (minister spraw zagranicznych – JJ) Shidehara, szybko poparł operację. Uczynili to również wyżsi oficerowie sztabu generalnego i ministerstwa armii. Wsparcie to świadczyło o konsensusie, który ukształtował się w wyniku energicznej i nieskrępowanej debaty na temat japońskiej wielkiej strategii (s. 164-165). Autorzy jednak są w tym przypadku nadzwyczaj dalecy od prawdy — co więcej, nie poruszają pewnych faktów, które potencjalnie podważałyby ich tezy — przy czym, jak podejrzewam, ich brak wynikać może z braku wiedzy. Japonia — i to nie ze względu na konfucjańską kulturę, szanująca autorytet — nie była krajem, w którym swobodna deliberacja mogłaby się odbyć na gruncie politycznym. Pojawiały się poszczególne punkty władzy związane z siłami zbrojnymi (armią i marynarką), które rywalizowały ze sobą oraz prowadziły działania na zewnątrz bez konsultacji z rządem. Na porządku dziennym obecny był terroryzm polityczny dokonywany przez będącą u władzy frakcję, skierowany w przeciwników w ramach samego establishmentu. Dość wspomnieć (nieautoryzowany) zamach Armii Kwantuńskiej na marszałka Zhanga Zuolina w 1928 r. (faktycznego władcę-warlorda Mandżurii), (nieudany) zamach na premiera Hamaguchi Osachiego w 1930 r., próba puczu w wykonaniu Sakurakai w 1931 r., zamordowanie b. ministra finansów Inouego w lutym 1932, zabójstwo urzędującego premiera Inukaia Tsuyoshiego[4] (15 maja 1932 r.), (nieudany) pucz frakcji Kōdō-ha w 1936 r[5]. Nie jest przesadą powiedzieć, że jest to przeciwieństwo deliberacji, o ile nie zaprzeczenie istoty rządu jako takiego. Ponadto, ze względu na istniejącą „tradycję” gekokujō (położenia własnego życia na szali dla rozumianego łącznie dobra kraju-Cesarza, co prowadzi w konsekwencji do obalania wyższych rangą), można stwierdzić systemową niezdolność systemu japońskiego do deliberacji w takim rozumieniu, w jakim podają je Autorzy. Sprzeciw bowiem, i to nie tylko wyrażony wobec zwierzchnika, ale też innych uczestników „debaty” grozić mógł śmiercią. Nie jest też do końca prawdą stanowisko Shidehary — preferował on ugodową polityką względem Chin i opowiadał się̨ raczej za wywieraniem wpływu ekonomicznego, bez wykorzystania argumentów siły. Rząd japoński zaś nie mógł się wycofać, gdyż wyszłoby na jaw, że nie kontroluje armii. Trudno więc z tego wnioskować, że zmienił nagle zdanie[6]. Przez wzgląd na objętość recenzji, pozwolę sobie ograniczyć zarzuty merytoryczne tylko do wyżej wspomnianych, odsyłając najbardziej dociekliwych do literatury przedmiotu[7]. W odniesieniu do innych przykładów (USA, cesarskie Niemcy, ZSRR), trudno mi dokonać jednoznacznej oceny poprawności merytorycznej — o ile zachodzi zdecydowanie mniejsze prawdopodobieństwo, że język jest tu problemem, to należałoby i tu ocenić, czy autorzy nie pomijają pewnych faktów.
Wyżej wymienione zarzuty prowadzą nas jednak do kolejnej obserwacji — Autorzy bowiem ignorują całkowicie znaczenie otoczenia władzy, jakim jest sam system, często przez nią tworzony. Model Mearsheimera i Rosato nie zawiera w sobie wpływu środowiska politycznego i ekonomicznego na władzę, nie podejmuje w ogóle kwestii systemu motywacji, jakie tworzą konkretne systemy społeczno-polityczne na rządzące w nim elity. Choć, ze względu na niepewność, poziom informacji nie jest pełen, autorzy nie przywiązują większej uwagi do zniekształceń informacji, jakie mogą się przejawiać w trakcie ich zdobywania. Nie jest w ogóle poruszona kwestia tego, że niektóre systemy polityczne i gospodarcze (np. centralne planowanie, o czym pisał wielokrotnie Ludwig von Mises[8]) mogą skutecznie utrudniać czy wręcz uniemożliwiać zdobycie (czy wytworzenie — w zakresie rynku) informacji, a brak możliwości swobodnego przekazu informacji, opinii czy deliberacji na niższych szczeblach niż najwyższe — tak charakterystyczny dla kultur autokratycznych — ma kluczowe znaczenie w stosunku do tego, jakimi informacjami ostatecznie dysponuje „góra”. Mając na względzie wyżej wymienione zastrzeżenia, należy stwierdzić, że model zaproponowany przez Mearsheimera i Rosato nie jest w żadnym stopniu pełnym czy wyczerpującym modelem rzeczywistego podejmowania decyzji — jest bardziej daleko idącą idealizacją, modelem idealnym, odseparowanym od zewnętrznych uwarunkowań, a przez to tracącym wiele istotnych cech. Zastrzeżenia te nie pozwalają mi w konsekwencji na przychylenie się do konkluzji Autorów. Innym pytaniem jest to, na ile sami Autorzy — a zwłaszcza Mearsheimer — stosują się w swej praktyce rygorystycznie do wyżej przedstawionej metodologii.
Książka będzie ważna dla badaczy stosunków międzynarodowych, studentów, może zwrócić też uwagę ekonomistów, choć dla nich wywód dot. podejmowania decyzji — znacznie bardziej rozbudowany w naukach ekonomicznych — może być zbyt płytki. Na pewno znajdzie się na półkach miłośników twórczości realistów ofensywnych. Należy ją czytać szczególnie ostrożnie, krytycznie i jako ćwiczenie intelektualne, tym bardziej że czyta się ją szybko i język nie jest skomplikowany. Nie jestem jednak pewien, czy po jej lekturze wiem coś więcej o podejmowaniu decyzji przez koła decyzyjne. Kwestią sporną jest też to, czy przedstawienie czegoś nowego było ostatecznym celem autorów, bo mogło być to bardziej uporządkowanie obecnego stanu wiedzy. Wiem zaś więcej na pewno o realizmie ofensywnym jako takim, oraz o tym jak jego reprezentanci patrzą na świat.
Za konsultację merytoryczną Autor recenzji dziękuję p. Pawłowi Szklarczykowi.
Źródło ilustracji: mtbiznes.pl