Wprowadzenie
Gdybym miał wskazać grupę najważniejszych badaczy w historii, to niezależnie, czy mówimy o naukach społecznych, czy przyrodniczych, w gronie tym znalazłby się Karol Darwin. Co istotne, jego wpływ nie ogranicza się tylko do biologii oraz nauk przyrodniczych, a wykracza szeroko poza jej granice i oddziałuje też na nauki społeczne, stanowiąc inspirację dla prądu zwanego ewolucjonizmem także obecnego w ekonomii.
Z postacią Karola Darwina i rozwojem teorii ewolucji kojarzona jest podróż dookoła świata statkiem HMS Beagle, odbyta przez niego w latach 30. XIX w., czy też jego zainteresowanie geologią jako nauką.
Mniej znane są jednak jego inspiracje filozoficzne, a w szczególności te ekonomiczne, z których Darwin w swojej działalności naukowej czerpał. Celem tego artykułu jest wskazanie na niektóre z ważniejszych idei, które wpłynęły na ostateczny kształt teorii ewolucji, a co za tym idzie wpływem Darwina, zarównona biologię, jak i nauki społeczne.
Malthus i darwinowska „walka o byt”
Na polu biologii Darwin zaczerpnął ogólną ideę „powolnych zmian” od Lamarcka. Tak więc teoria ta w swoich zarysach znana była jeszcze przed Darwinem. Jednak rewolucyjność darwinizmu leży w znalezieniu (a przynajmniej przybliżeniu) przyczyny, dla której zmiany te zachodzą. Przyczynę tą Darwin znajduję dzięki odwołaniu się do teorii populacji Tomasza Malthusa. Jak sam wskazuje:
Dobór naturalny jest następstwem walki o byt, a walka o byt wynika z przeludnienia.[1]
Szerzej opisuje to w sposób następujący:
Walka o byt jest nieuniknionym następstwem faktu, że wszystkie istoty organiczne dążą do rozmnażania się w szybkim tempie. Wszelkie istoty produkujące w ciągu swego życia pewną ilość jaj lub nasion muszą w pewnym okresie swego życia, w pewnej porze roku lub w pewnym roku ulec zniszczeniu; w przeciwnym razie ich liczebność wskutek działania prawa postępu geometrycznego wzrosłaby do tak ogromnie, że żaden kraj nie byłby w stanie wyżywić całego potomstwa. Toteż, ponieważ rodzi się zawsze więcej osobników, niż może przeżyć, musi więc w każdym przypadku nastąpić walka o byt, czy to pomiędzy osobnikami jednego gatunku, czy to z osobnikami rozmaitych gatunków, czy też wreszcie z zewnętrznymi warunkami życia. Jest to teoria Malthusa, zastosowana w spotęgowanej sile do całego królestwa zwierzęcego i roślinnego, bowiem nie może być tutaj ani sztucznego zwiększania ilości pokarmu, ani roztropnego wstrzymywania się od małżeństw.[2]
Co dokładnie pisał Malthus o populacji i przeludnieniu? Założył On, że ludzkość może (w warunkach optymalnych) powiększać swą liczebność wykładniczo. Możliwości produkcji pożywienia nie rosną jednak wykładniczo, lecz liniowo, proporcjonalnie. Konsekwencją tego będzie, po jakimś czasie, prześcignięcie tempa wzrostu produkcji jedzenia przez przyrost naturalny, co doprowadzić ma do głodu i zredukowania populacji ludzi. Logiczną konsekwencją takiego biegu wydarzeń jest konieczność wykorzystania całej możliwej ziemi pod uprawę i ograniczenie wzrostu populacji do pewnego poziomiu, także za pomocą ograniczania płodności (abstynencji). Przyszłość ludzkości wedle Malthusa nie jest więc szczęśliwa, a bardzo przygnębiająca
Darwin teorię tą przenosi na grunt biologii wskazując, że ograniczenia populacyjne, jakie wedle Malthusa dotyczą ludzi, wiążą w takim samym stopniu wszystkie inne zwierzęta. Aplikuje je jednak nie tylko do pożywienia, ale do wszystkich istotnych z perspektywy funckjonowania organizmów warunków życiowych jak klimat. Stąd wyciąga wniosek, że aby przetrwać, organizmy żywe muszą się zmieniać i dostosowywać do warunków zewnętrznych. Przetrwają zaś te organizmy, które są najlepiej przystosowane — czy to dziedzicząc przydatne cechy, czy to je powoli wykształcając.
Z perspektywy czasu tezy Malthusa okazały się mocno nieaktualne, a ludzkość, dzięki opracowywanej technologii i wykorzystaniu wiedzy (w szczególności nawozom sztucznym, niemożliwym do wyprodukowania bez procesu Boscha-Habera), pokonała „pułapkę maltuzjańską”. Tezy Malthusa pozostają jednak dalej aktualne w biologii, gdzie zasobność pożywienia ogranicza rozrost populacji zwierząt. W pewnym sensie można powiedzieć, że teoria Malthusa bardziej odpowiada warunkom biologicznym dotyczących funkcjonowania zwierząt, niż ludzi.
Herbert Spencer, ewolucja społeczna i survival of the fittest
Problematyka selekcji naturalnej i „przetrwania najlepiej przystosowanych [jednostek]” (survival of the fittest) budzi w omawianiu społecznych skutków darwinizmu i jego aplikacji w sferze społecznej (określanej mianem darwinizmu społecznego) najwięcej emocji i kontrowersji zarazem. Narosło wokół tej idei dużo nieporozumień. Argument o tożsamości idei przetrwania najlepiej przystosowanych oraz siostrzanej idei przetrwania najsilniejszych — a więc prymarności nagiej, czystej siły — powtarzany jest nawet i dziś, czego dobrym przykładem jest niedawny wykład prof. Adama Wielomskiego. Dogłębna analiza tematu wskazuje jednak, że nic nie jest dalsze od prawdy.
Pojęcie survival of the fittest nie zostaje opracowane przez Darwina, a jest zaczerpnięte przez niego od Herberta Spencera (i to, jak pisze T. C. Leonard, dopiero w 5 wydaniu O powstawaniu gatunków, używając do tego momentu także pojęcia doboru naturalnego):
Zasadę, na mocy której każda drobna zmiana, jeśli jest korzystna, zostaje zachowana, nazwałem „doborem naturalnym”, by wskazać na jej związek z doborem prowadzonym przez człowieka. Jednak często używane przez pana Herberta Spencera wyrażenie „przeżycie najstosowniejszego” (survival of the fittest) jest bardziej ścisłe i niekiedy zarazem bardziej dogodne.[3]
Darwin w swoich dwóch najważniejszych pracach (O powstawaniu gatunków i O pochodzeniu człowieka) odwołuje się do Spencera wielokrotnie i stanowi on chyba najczęściej pojawiającym się w nich (wraz z Malthusem i Humboldtem, acz ze względu na jego zainteresowania przyrodnicze) przedstawicielem jakiejkolwiek filozofii politycznej.
Herbert Spencer, choć obecnie nieco zapomniany, to historycznie był bardzo istotnym brytyjski filozofem polityczny, związany z klasycznym liberalizmem, znanym z przedstawiania teorii ewolucji społecznej. Tworzył on w okresie zbliżonym czasowo do czasów działalności naukowej Darwina, a jedna z najważniejszych prac w jego dorobku — Social Statics — opublikowana została w 1851, na 8 lat przed pracą Darwina O powstawaniu gatunków. Ponadto, jest on protoplastą socjologii, a poniekąd i prekursorem libertarianizmu w swojej najbardziej radykalnej, anarchokapitalistycznej postaci.
Tok rozumowania Spencera jest bardzo prosty — skoro jednostce przysługują prawa niezbywalne (określane przez Spencera mianem prawa równej wolności), mają one pierwszeństwo wobec państwa i jego ustawodawstwa. Dopóki jednostka przestrzega więc praw niezbywalnych nie może być niepokojona i może porzucić ona tak rozumiane zobowiązanie do podlegania prawu państwowemu. Argument ten powtarzany będzie wielokrotnie przez późniejszych libertarian.:
W następstwie twierdzenia, że wszystkie instytucje muszą podlegać prawu równej wolności, nie mamy innego wyboru, jak przyznać obywatelowi prawo do dobrowolnego wyjęcia spod prawa. Jeśli każdy człowiek posiada wolność czynienia wszystkiego, czego zapragnie, zastrzegając, że nie narusza równej wolności żadnego innego człowieka, to ma on wolność porzucenia wszystkich stosunków łączących go z państwem — zrzeczenia się ochrony ze strony państwa i odmowy zapłaty za jej dostarczanie. Rozumie się samo przez się, że takim zachowaniem nie narusza on w żadnym wypadku wolności innych, jako że jego stanowisko jest pasywne — a dopóki jest pasywne, nie może on stać się agresorem.[4]
To, co pozostało po Spencerze w świadomości publicznej i naukowej, odnosi się do wspomnianej teorii darwinizmu społecznego, prowadzącej wprost do eugeniki, a więc likwidacji jednostek najsłabszych, upośledzonych czy w jakimś innym stopniu „niechcianych”. Czy jednak survival of the fittest oznaczać miało dla Spencera, a za nim Darwina, konieczność fizycznej eliminacji jednostek słabych i biednych? Tylko po to, aby „polepszyć rasę” i „poprawić” ludzkość, nawet kosztem niezbywalnych praw jednostkowych?
Nic bardziej mylnego. I poświadczają to cytaty z głównych dzieł wybitnych Brytyjczyków, na tyle podobne do siebie, że stosujące bardzo podobną argumentację. Na tak zadany problem, Spencer odpowiada w sposób niniejszy:
Oczywiście, w takim stopniu, w jakim dotkliwość tego procesu [przetrwania najlepiej przystosowanych — JJ] jest zmniejszana przez spontaniczną sympatię ludzi do siebie nawzajem, właściwe jest, aby była ona tak łagodzona. Chociaż niewątpliwie wyrządzana jest szkoda, gdy okazywana jest sympatia, bez względu na ostateczne rezultaty. Jednak powstające w ten sposób wady nie są niczym współmiernym do korzyści, które w ten sposób są osiągane. Tylko wtedy, gdy to współczucie prowadzi do naruszenia sprawiedliwości — tylko wtedy, gdy powoduje ingerencję zabronioną przez prawo równej wolności — tylko wtedy, gdy czyniąc to, zawiesza w jakimś szczególnym dziale życia związek między formą życia a warunkami, wyrządza to czyste zło. Wtedy jednak niweczy swój własny cel. Zamiast zmniejszać cierpienie, ostatecznie je zwiększa. Sprzyja mnożeniu się tych, którzy są najgorzej przystosowani do egzystencji, a w konsekwencji utrudnia mnożenie się tych, którzy są najlepiej przystosowani do życia — pozostawiając dla nich mniej miejsca. Ma tendencję do zapełniania świata tymi, którym życie przyniesie najwięcej bólu, i ma tendencję do trzymania z dala od niego tych, którym życie przyniesie najwięcej przyjemności. Wywołuje pewne nieszczęście i zapobiega pewnemu szczęściu.[5]
Tak więc dla Spencera problemem nie jest pomoc sama w sobie — problemem jest ewentualne naruszanie przez taką pomoc prawa równej wolności. Przykładem takiego naruszenia byłaby redystrybucja pieniędzy podatników na pomoc społeczną. Każda jednak pomoc dobrowolna, jak wskazuje Spencer ma charakter jak najbardziej pozytywny i przynosić może korzyści przekraczające straty. Kluczem jest tu więc nie „prawo silniejszego”, a prawo (uprawnienia) naturalne jednostek.
Co ciekawe, podobnie do tego procesu, ale od strony rozwoju biologicznych podstaw moralności u ludzi, podchodzi Karol Darwin:
Pomoc jaką niesiemy słabym i ułomnym, jest przeważnie wynikiem sympatji która powstała niegdyś wespół z innemi społecznemi instynktami, a która z czasem wydelikatniała i nabrała wreszcie takiej mocy i potęgi, jaką wykrywamy tylko u ludzi wysoce wykształconych. To też gdybyśmy chcieli nawet, pod wpływem fatalnych okoliczności i zniewoleni potrzebą, przytłumić w sobie poczucie sympatji, nie dokonalibyśmy tego, bez narażenia na szwank najszlachetniejszych pierwiastków naszej natury. Chirurg może się zahartować do dokonywania operacyj, gdyż wie, że przynosi korzyść swym pacjentom, lecz gdybyśmy umyślnie zaniedbywali słabych i ułomnych, to chociaż zyskalibyśmy niezawodnie na ulepszeniu rasy stracilibyśmy jednak stokroć więcej na przytępieniu uczuć moralności. Wypada więc bez szemrania znosić szkodliwe następstwa, wynikające z protegowania istot słabych i wadliwie zbudowanych, a pocieszać się myślą, że już z samej natury rzeczy osoby takie znacznie rzadziej wstępują w związki małżeńskie, aniżeli zdrowe i silne. Byłoby jednak bardzo do życzenia, choć o rychłem zrealizowaniu tego pium desiderium [łac. pobożnym życzeniem — JJ] wątpić należy gdyby osoby wątłe i chorowite powstrzymywały się same od zawierania związków małżeńskich.[6]
Pisze ponadto, powołując się na Spencera:
Wielki nasz filozof Herbert Spencer, wypowiedział niedawno następujące zdanie: Sądzę, powiada on, że instytucje społeczne uznane za korzystne w praktyce przez cały szereg licznych pokoleń, wywołały odpowiednie zmiany w organizacji naszej, które to zmiany skupiane, rozwijane i udzielane ustawicznie z pokolenia na pokolenie, stały się w nas wreszcie pewnego rodzaju władzami intuicji moralnej ty m to sposobem tłumaczę wzruszenia, jakie powstają w nas na widok złych lub dobrych czynów, wzruszenia nie mające żadnej widocznej podstawy w tem doświadczeniu, jakie indywidualnie zdobyć jesteśmy w stanie o pożyteczności tego lub owego czynu". Zgadzam się zupełnie z tem zdaniem wielkiego naszego myśliciela, gdyż uważam za rzecz bardzo prawdopodobną, że cnotliwe i szlachetne dążności mogą się w mniejszym lub większym stopniu udzielać na mocy dziedziczności.[7]
Widzimy więc z lektury obydwu Brytyjczyków, że oskarżanie ich o brak żadnych względów wobec osób słabych, biednych i chorowitych, bądź wręcz nawoływanie do prymitywnego uznania „prawa silniejszego” (jak czyni się to czasem w przypadku Spencera), nie mają podstaw faktycznych. Ponadto, stoją w jaskrawej opozycji do ich poglądów. Przetrwanie najlepiej przystosowanych oznacza, oprócz aspektu biologicznego, przetrwanie najlepiej przystosowanych społecznie. W takim rozumieniu kultura i biologia wpływają na siebie wzajemnie i wzmacniają korzystne zmiany na zasadzie sprzężenia zwrotnego.
Skąd więc popularność tak fałszywego pojęcia? Przyczyn takiego stanu rzeczy można szukać w pracy Richarda Hofstadtera Social Darwinism in American Thought, w której autor udowadniał (choć w wątpliwy merytorycznie sposób), że:
- Darwin i jego idee były konsekwencją wykorzystania koncepcji rodem z maltuzjańskiej ekonomii oraz swoistą apologetyką laissez-faire która ukoronowanie znalazła w „darwinizmie społecznym”, i;
- liberałowie klasyczni i indywidualiści tacy jak Spencer i Sumner to przedstawiciele tak rozumianego „darwinizmu społecznego” a przez to są współodpowiedzialni za imperializm i eugenikę bardziej kolektywistycznego progresywizmu.
Hofstadter nie zauważa jednak, jak wskazuje Thomas C. Leonard, że Darwin był czytany powszechnie i znajdował poparcie tak wśród liberałów, jak i socjalistów (by podać tylko przykład anarchokomunisty Piotra Kropotkina) czy progresywistów.
Podział pracy u Darwina
Podsumowując powyższe rozważania, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno narzędzie, które Darwin zapożyczył z arsenału nauk ekonomicznych. Jest nim mianowicie teoria podziału pracy. Teoria ta podnoszona była w historii nauk ekonomicznych wielokrotnie, najczęściej jednak przytacza się jej sformułowanie przez samego Adama Smitha.
Podział pracy, wedle Smitha, pozwalał na większą specjalizację, a przez to wykorzystywanie przewag komparatywnych danych jednostek w osiąganiu celów gospodarczych, prowadząc dzięki temu do polepszenia sytuacji nie tylko konkretnej jej, ale i ogółu.
Jak Adam Smith opisywał na unieśmiertelnionym w historii ekonomii przykładzie fabryki szpilek:
Widziałem małą pracownię tego rodzaju, gdzie zatrudnionych było tylko dziesięć osób, niektóre z nich wykonywały więc dwie lub trzy odrębne czynności. Chociaż ludzie ci byli bardzo biedni i dlatego skąpo tylko zaopatrzeni w niezbędne maszyny, mogli, gdy się przyłożyli do pracy, wyrobić wspólnie około dwunastu funtów szpilek dziennie. Na funt szpilek przypada z górą 4000 szpilek średniej wielkości. Owe dziesięć osób mogło więc wyprodukować wspólnie ponad 48 000 szpilek dziennie. Ponieważ każda z nich robiła dziesiątą część owych 48 000 szpilek, przeto można uważać, że wyrabiała 4800 szpilek dziennie. Gdyby natomiast każda z tych osób pracowała oddzielnie i samodzielnie i nie była uprzednio wyszkolona w tej specjalnej pracy, to z pewnością żadna z nich nie zrobiłaby dwudziestu, a może nawet i jednej szpilki na dzień; tzn., że nie wykonałaby 240, a może nawet 4800 części tego, co może wyprodukować teraz dzięki właściwemu podziałowi i współdziałaniu tych różnych czynności.[8]
Jak Darwin stosuje podział pracy w rozważaniach nad ewolucją? Jednym z zarzutów wobec swojej teorii ewolucji, jakie Darwin rozważa w pracy O powstawaniu gatunków, jest istnienie bezpłodnych robotnic u mrówek. Jak możliwe jest ich powstanie na tej drodze, skoro będąc bezpłodne nie mogą przekazać tych cech? Darwin wskazuje, odwołując się przez analogię do podziału pracy u ludzi, że powstanie takich „kast” mrówek musi przynosić korzyść całej społeczności tych owadów, pozwalając przekazać potem przydatne cechy na całemu potomstwu. Jak pisze:
W taki sposób, jak sądzę, wyjaśniłem dziwny fakt istnienia w jednym gnieździe dwóch kast bezpłodnych robotnic, zupełnie różnych od siebie i od rodziców. Widzimy, że wytworzenie ich jest korzystne dla społeczności mrówek, jak zasada podziału pracy jest korzystna dla cywilizowanego człowieka. Jednakże mrówki pracują przy pomocy odziedziczonych instynktów i narządów, czyli narzędzi, podczas gdy ludzie działają z nabytą wiedzą i wyprodukowanymi narzędziami. Muszę jednak wyznać, że z całą moją wiarą w dobór naturalny, nigdy bym nie przypuszczał, że zasada ta może być aż tak skuteczna, gdyby nie doprowadził mnie do tego wniosku przykład bezpłciowych owadów.[9]
W tym przypadku, możliwość wytworzenia bezpłodnych robotnic, pomagających w utrzymaniu społeczności, wyspecjalizowanych w pewnych rodzajach prac, pozwala na rozwój społeczności jako takiej. Pozwala to na przeniesienie korzystnych cech umożliwiających przetrwanie na potomstwo, choć nie dzieje się to pośrednio, a przez stworzenie korzystnych warunków dla rzeczywistych „nosicieli” genów, z którymi robotnice są spokrewnione. Jednostką, która podlega ewolucji jest tu więc cała kolonia mrówek.
Podsumowanie
Wszystkie odkrycia powstają na podstawie nadbudowy wiedzy na przeszłe osiągnięcia ludzkości. Nadbudowywana jest ona więc niejako „na ramionach gigantów”. W przypadku Darwina, nie było inaczej, a kluczowe znaczenie dla jego idei miała nie tylko biologia i geologia, ale też pewne elementy ekonomii i filozofii politycznej, omawiane w jego czasach.
Przykład Darwina pokazuje ponadto, co w nauce jest szczególnie cenne — a mianowicie to, że najciekawsze i zarazem najbardziej rewolucyjne rozwiązania problemów naukowy mają charakter multidyscyplinarny, a przez to zasilany wieloma prądami intelektualnymi, pozwalającymi zachować intelektualną świeżość naszym rozważaniom. Osiągnąć da się to tylko za pomocą szerokich intelektualnych poszukiwań. Przestrzegać należy więc przed zamykaniem się w wąskich ramach swojej „pierwotnej”, a przez to ulubionej i „łatwej”, dyscypliny wiedzy, a zachęcać do poszukiwań, nawet jeżeli nie przyniosą one od razu wymiernych rezultatów.
Źródło ilustracji: pixabay.