Uwolnij 1,5%!
KRS: 0000174572
Powrót
Recenzje

Juszczak: Zjednoczyć się dla demokracji. Recenzja książki „Koncern Autokracja” Anny Applebaum

0
Jakub Juszczak
Przeczytanie zajmie 14 min
Juszczak_Zjednoczyć się dla demokracji_Recenzja książki Koncern Autokracja Anny Applebaum
Pobierz w wersji
PDF

Wprowadzenie 

Nie samą ekonomią człowiek żyje. Książki ekonomiczne warto „przekładać” co jakiś czas pozycjami z innych dziedzin. Nie oznacza to jednak, że musimy uciekać od tematów poważnych — można poczytać o nich w formule nieco lżejszej. Dlatego też moją zwróciła książka polsko-amerykańskiej dziennikarki i historyk, Anny Applebaum pt. Koncern Autokracja. I to zwrócenie uwagi nie wynikało z dość rozbuchanej prekampanii prezydenckiej w Polsce, w której brał udział jej mąż, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a raczej z dlatego, że z jej książkami miałem już wcześniej styczność. Jako, że ich tematyka dotyka po części miejsca na mapie, które jest moim domem, trudno nie być choćby trochę zainteresowanym tym, jak na historię i politykę tego obszaru patrzy ktoś, kto owe miejsce za dom sobie wybrał.  

Tym bardziej, że Autorka, przelewa na papier nie tylko suche obserwacje, ale i własne poglądy czy oceny. Czyni to, dla przykładu, w wydanym w 2020 r. Zmierzchu Demokracji — reportażu z elementami autobiografii i namysłu nad rzeczywistością polityczną Polski Europy doby „populizmu”.  

Applebaum pisze nie tylko reportaże, ale i pozycje popularne dotyczące historii — poświęciła się bowiem m.in. opisaniu Wielkiego Głodu w książce Czerwony głód. Wszystkie one cechowały się dość przystępnym, w szczególności dla laika, językiem i klarowną narracją. Nie inaczej jest i z tą pozycją — jest ona, tak jak poprzednia, klarowna, napisana i przetłumaczona w jasny sposób. Skierowana do szerokiego odbiorcy, raczej jednak ulokowanego w Stanach, aniżeli w Polsce. Nie oznacza to jednak, że czytelnik polski będzie miał problem się z nią zapoznać — a wręcz przeciwnie. 

Parę słów o treści 

Applebaum wychodzi z pewnej obserwacji, która jest jednocześnie główną tezą książki — obecne systemy autorytarne mocno ewoluowały od czasu zakończenia Zimnej Wojny. O ile wcześniej, jak twierdzi, nastawione były one na konfrontację ideologiczną Zachodem, obecnie ten aspekt stracił na znaczeniu. Teraz reżimy autokratyczne są głównie reżimami kleptokratycznymi, tj. nastawionymi na bogacenie się oraz utrzymywanie wysokiej pozycji elity rządzącej. W celu spełnienia tego ostatniego, autokracje łączą się w swoisty „syndykat zbrodni”, oferujący swoim uczestnikom różnorakie usługi. Teza ta naznacza układ książki. 

Wpierw otrzymujemy dokładną „diagnozę”. Z jednej strony bowiem mamy do czynienia z reportażem, w którym Autorka prezentuje jak tytułowy „Koncern Autokracja” funkcjonuje — a funkcjonuje dość prężnie. Każdy kraj należący do niego ma swój „wkład” w niego. Dyktator Wenezueli, Maduro, może bowiem liczyć na wsparcie wojskowe Federacji Rosyjskiej oraz komunistycznej Kuby, czy dostawy sprzętu policyjnego oraz technologię szpiegowską i inwigilacyjną Chin. W zamian, Wenezuela odwdzięcza się nie tylko pieniędzmi, ale przede wszystkim swoimi możliwościami — czytelnik dowie się bowiem o współpracy wenezuelsko-irańskiej, która umożliwia reżimowi ajatollahów omijanie sankcji a także uwiarygodnianie członków Hezbollahu wenezuelskimi paszportami. Poza samym wsparciem siebie nawzajem państw autorytarnych, istotnym elementem „Koncernu” jest „pomoc” Zachodu — część krajów Okcydentu, jak Wielka Brytania czy Szwajcaria, pozwalają na dyskretny i anonimowy zakup aktywów przez obywateli wspomnianych państw autorytarnych. Tak więc dzięki anonimowości zakupu ziemi rosyjski oligarcha jest w stanie nabyć posiadłość w Wielkiej Brytanii i trzymać złoto czy dewizy w szwajcarskim banku.  

Z drugiej zaś strony otrzymujemy „receptę” — Applebaum w ostatnim rozdziale (s. 195-224) wzywa do walki z autorytaryzmem, tak więc proponuje pewien porządek normatywny i rozważa, co można zrobić i jakie elementy naszej rzeczywistości wymagają zmian, by autokracje przegrały. Proponowany nie jest jednak znany i „lubiany”, na szczęście zarzucony, sposób walki polegający na zrzucaniu „demokracji” za pomocą samolotów — oczywistym jest, że nikogo do demokracji zmusić nie można. Można jednak reżimy autokratyczne izolować, zagłodzić i dawać wsparcie opozycji. I mogą to zrobić zachodnie demokracje, jeżeli tylko zjednoczą się w swoim działaniu, tworząc Zjednoczenie Demokratów. I o ile można z ogólną myślą współpracy wszystkich kapitalistycznych krajów zachodnich się zgodzić, szczegóły zaczynają budzić pewne wątpliwości. Bowiem działanie to ma nie być tylko polityczne, ale i legislacyjne. 

Zachęcamy do lektury innych recenzji redaktora naczelnego:
Juszczak_Wojny-klasowe-wszystkich-ze-wszystkimi-Recenzja

Recenzje

Juszczak: Wojny klasowe wszystkich ze wszystkimi? Recenzja książki Matthewa C. Kleina i Michaela Pettisa „Wojny handlowe to wojny klasowe”

Jak działać? 

Plan działań Zjednoczenia Demokratów jest dość prosty — państwa Zachodu powinny postawić na szeroko rozumianą transparentność i walkę z korupcją oraz praniem brudnych pieniędzy. Rozważmy je po kolei. 

Pierwszą propozycją jest ukrócenie anonimowości zakładania spółek, zakupu nieruchomości i transferów pieniędzy (s. 204-206). Ponadto, Applebaum sugeruje zakazanie trzymania pieniędzy przez obywateli Zachodu w jurysdykcjach ceniących sobie tajemnicę realizacji umów (w tym, jak się domyślam, bankową, s. 205). Okazuje się bowiem — i jest to największe moje zaskoczenie przy czytaniu książki — że anonimowość przy tych czynnościach jest możliwa w znacznie wyższym stopniu, aniżeli w Polsce. Jak sama wskazuje, próba taka spotka się z oporem, w szczególności ze strony ludzi wpływowych, a egzekucja przepisów może być bardzo trudna. Ostatecznie, podkreśla, że nawet to nie da całkowitej pewności, że „luki” zostaną zamknięte, ale że korzystanie z nich stanie się trudniejsze. 

Propozycja powyższa tworzy jednak więcej pytań aniżeli odpowiedzi: jak zakaz trzymania przez obywateli krajów zachodnich pieniędzy w krajach ceniących tajemnicę bankową ma uniemożliwić to autokratycznym kleptokratom? O ile jestem teoretycznie w stanie zrozumieć, dlaczego p. Applebaum chce zlikwidować anonimowość spółek i nabywania nieruchomości (w Polsce anonimowość w praktyce nie funkcjonuje w przytaczanym zakresie), ten konkretny pomysł nie jest w stanie zaszkodzić autokratom, jeżeli nie są obywatelami szerokorozumianego Zachodu. Pamiętajmy, że wolność ekonomiczna to też wolność człowieka. Zamiast takich działań, może czas obniżyć podatki, aby obniżyć opłacalność tego typu aktów unikania jawności? Może lepiej dać przykład społeczeństwom krajów autorytarnych, pokazując, o co warto walczyć? Pamiętajmy — Zachód mógł wygrać nie tylko przez sankcje, ale także przez to, że był bardziej atrakcyjny dla przeciętnego człowieka, niż siermiężne kraje komunistyczne. 

Po drugie, w praktyce zakaz tego typu skierowany będzie przeciwko obywatelom Zachodu, a nie autokratom, którzy mają znacznie szersze możliwości wyboru destynacji przechowywania swoich aktywów. Już patrząc chociażby na przykład Polski i do pewnego stopnia UE, tajemnica bankowa w praktyce nie funkcjonuje. Każdy obywatel może liczyć się z tym, że Urząd Skarbowy „prześwietli” jego przelewy, a czasem nawet zadzwoni po to, by „wyjaśnić” pewne zachowania. Tak więc widać, że brak anonimowości nie służy transparentności, a wpływa nadużyciu władzy. Pamiętajmy o tym, że większość transakcji jest zawierana przez obywateli danego kraju. I tu niestety nie pomogą bardziej etyczni urzędnicy, bowiem władza absolutna deprawuje absolutnie, zwłaszcza, gdy pokusa nadużycia nie jest równoważona przez konsekwencje prawne. Tajemnica bankowa służy więc nie tylko „bogatym”, ale i przeciętnemu zjadaczowi chleba, także Tobie, Czytelniku.  

Podobnie — gdy Applebaum zastanawia się, dlaczego by nie zlikwidować anonimowości zakupu nieruchomości, należy zadać pytanie: dlaczego ów zakup ma nie być anonimowy? Po co władzy kolejne informacje o naszym życiu? Dopóki nie jest prowadzone postępowanie egzekucyjne, nie widzę powodu by państwo musiało mieć taką wiedzę. W końcu, jak zauważyła sama Applebaum, kleptokraci zapewne ominą i to ograniczenie. Albo zmienią kraj, gdzie będą trzymali swoje aktywa, na mniej interesujący się życiem tak swoich obywateli, jak i rezydentów. Kraj ten nie musi w końcu być krajem Zachodu czy Europy — ściśle rozumiany Zachód jest najwygodniejszy, ale nie jedyny. Istnieją jeszcze będące na marginesie raje podatkowe, które z tajemnicy bankowej żyją. Pomimo istnienia takich ograniczeń, nie staniemy się dzięki temu ani o cal bliżsi do osiągnięcia celu, jakim jest „zagłodzenie” dyktatur. Szerszy zakres wiedzy władz Zachodu nad swoimi obywatelami będzie zaś świetną wodą na młyn Xinhua i Russia Today — i redakcje tychże nie będą musiały tu wiele koloryzować. 

Applebaum zwraca też swoją uwagę na znaczenie informacji. Autokraci dbają bowiem o to, by kreować swój pozytywny wizerunek zarówno w swoich krajach, jak i zagranicą. Szczególnie pochyla się tu nad rolą mediów społecznościowych, których charakterystyka, a w szczególności algorytmy, pozwalają na „szerzenie dezinformacji”. Nie proponuje konkretnych rozwiązań, ale zachęca więc do dyskusji na temat regulacji tychże, choć zwraca uwagę, że i wobec tego istnieje wielki „opór”, szczególnie ze strony polityków, zwłaszcza „skrajnej prawicy” oraz biznesu. Podobnie, Autorka zachęca do regulacji „sztucznej inteligencji” (s. 211-214). 

Analiza tego argumentu nie musi zakończyć się na lekturze książki, jego konsekwencje promieniują bowiem poza nią. Gdy po przeczytaniu książki, czytam na profilu p. Applebaum dalsze recepty, a mianowicie, że „zablokowanie w kraju” jakiejś platformy internetowej „bo szkodzi dzieciom” wymaga „tylko woli politycznej”, to wypowiedź taka mnie mrozi do szpiku kości. Nie wiem bowiem do końca, czy jest to z perspektywy Applebaum oczywista konsekwencja przyjętego przez nią w książce punktu widzenia dot. debaty o regulacji mediów społecznościowych. Taki skrajny przykład budzi dalsze wątpliwości, analogiczne jednak wobec tych wyrażanych w trakcie lektury.  

Należy się jednak zastanowić, czy sprzeciw wobec dyskusji na temat regulacji mediów społecznościowych jest rzeczywiście „zły” i cechuje w szczególności „skrajną prawicę”? Na pewno Autorka zna I Poprawkę do Konstytucji USA. Czy jej treść, rozpoczynająca dość prosto: „Congress shall make no law” (ang. Kongres nie ustanowi żadnego prawa prawa) naprawdę czyni dosłowne jej odczytanie „absolutyzmem wolności słowa” i oporem wobec „dyskusji o regulacji mediów społecznościowych”, a nie prostym zrozumieniem tekstu aktu prawnego? Jak Kongres nie może czegoś uczynić, to nie może — prościej zamysłu Ojcowie Założyciele wyrazić chyba nie mogli. Tym bardziej że orzecznictwo zdaje wyłączać z zakresu ochrony głównie groźby karalne, czy kampanie wyborcze, a chroni (częściowo) erotykę czy nienawiści, jeżeli nie jest oczywistą groźbą użycia siły. Może więc sprzeciw, o którym pisze, to nie tylko chęć ochrony portfela, ale i niezbywalnych praw, wyrażonych w Konstytucji? Wolałbym osobiście nie pozwolić na jakikolwiek precedens w tej kwestii, umożliwiający w zasadzie ograniczanie wolności obywatelskich i w tej kwestii. Już teraz inne algorytmy tych samych korporacji cieszą się niesławą ze względu na sposób, w jakim obecnie realizują regulacje dot. walki z terroryzmem, czy treściami nielegalnymi.  

Z tej perspektywy, wyrażona w książce postawa Autorki wobec szeroko rozumianego ograniczania wolności obywatelskich, jest uderzająca. Tym bardziej uderza, że pochodzi z kraju, w którym nawet „wywrotowe” wypowiedzi polityczne i agitacja polityczna, także anonimowa (jak pokazują przykłady The Cato’s Letters i The Federalist) były chronione i cenione. Nie czyniono zarzutu tylko i wyłącznie z faktu wywrotowości anonimowości wypowiedzi, a badano jej merytorykę. Cały zaś system konstytucyjny USA oparty jest o założenie, że to nie wola polityczna, a prawa jednostki wskazują obszar, w którym państwo może działać. I jest on dość wąski. Każde naruszenie tego zakresu to krok ku autokracji.  

To napięcie w książce Applebaum gdzieś umyka. Walka z autokracją to nie tylko walka z Rosją, Chinami, Wenezuelą, ale przede wszystkim z tendencjami autorytarnymi „w domu”, na Zachodzie. Interweniowanie w nieuregulowane dotychczas dziedziny życia, bez względu na to, czy tą sferą jest Internet, swoboda wypowiedzi, prasa, system finansowy, czy cokolwiek innego, to dawanie narzędzi autokratom — instytucje nie są bowiem dane raz na zawsze. Należy pamiętać, że narzędzia te będą pewnego dnia wykorzystane przeciwko nam, jeżeli dojdą oni do władzy. Sam system checks and balances, czy wyborów demokratycznych nie wystarcza. Jeżeli nie damy potencjalnym autokratom narzędzi do uciskania nas, ich dojście do władzy będzie trudniejsze, często bowiem autokracja opiera się nie tyle na poparciu ludu, ale na bezwładności biurokracji i negatywnej selekcji funkcjonariuszy publicznych oraz polityków, o czym pisał Hayek w Drodze do zniewolenia. Chronić się przed autokracją należy więc nie poprzez dawanie państwu kolejnych uprawnień, a wręcz przeciwnie — poprzez odbieranie ich i decentralizowanie władzy, zarówno centralnie, jak i lokalnie.  

darowizna.jpg

Neokonserwatyzm jeszcze raz? 

Abstrahując od poglądów i od deklaracji p. Applebaum dot. jej stanowisk politycznych, lektura powyższych propozycji musi obudzić pewne skojarzenia. Mianowicie, proponowany przez autorkę modus operandi jest podobny do neokonserwatyzmu, nurtu łączącego umiłowanie wolności z silną wolą walki z komunizmem, a konkretniej z komunistycznymi reżimami. Jednak dla walki z komunizmem neokonserwatyści pozwalali sobie na daleko idące „kompromisy” — na tyle daleko idące, że uważny Czytelnik zacznie zastanawiać się, czy tak ograniczony ustrój będzie mógł być nazywany dalej ustrojem „wolnym”.  

Pozwolę sobie zacytować pewien fragment z pracy Rothbarda, ukazujący, moim zdaniem bardzo dobrze, ową tendencje i idące za tym zagrożenia. Choć należy podkreślić, że cytowany przez Rothbarda William F. Buckley Jr. nie był sensu stricto neokonserwatystą, miał inną drogę ideową i czerpał czasem z myśli takich libertarian jak Albert J. Nock i Frank Chodorov, to wpływał on swoim działaniem i ideami istotnie na cały ruch konserwatywny poprzez założenie i redakcję National Review czy próbę łączenia różnych ruchów konserwatywnych, w tym też neokonserwatystów, pod „wspólny dach” tego czasopisma:  

Buckley rozpoczął swój artykuł w nadzwyczaj libertariański sposób (...), ale w dalszej części artykułu zdradził, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ pojawiło się rzekome zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, a wszystkie libertariańskie zasady musiały zostać na ten czas odrzucone. Buckley oświadczył więc, że „jak dotąd niezwyciężona agresywność Związku Radzieckiego” zagraża amerykańskiemu bezpieczeństwu, a zatem „musimy zaakceptować Wielki Rząd na czas jego trwania, ponieważ ani ofensywna, ani defensywna wojna nie może być prowadzona (...) inaczej niż za pomocą instrumentu totalitarnej biurokracji na naszych wybrzeżach”. Krótko mówiąc, totalitarna biurokracja musi zostać zaakceptowana tak długo, jak długo istnieje Związek Radziecki (przypuszczalnie ze względu na rzekome zagrożenie narzucenia nam totalitarnej biurokracji?). W konsekwencji Buckley doszedł do wniosku, że wszyscy musimy wspierać „rozległe i produktywne przepisy podatkowe, które są potrzebne do wspierania energicznej antykomunistycznej polityki zagranicznej”, a także „duże armie i siły powietrzne, energię atomową, centralny wywiad, zarządy produkcji wojennej i związaną z tym centralizację władzy w Waszyngtonie - nawet z Trumanem na czele”.[1]

Warta odnotowania jest też opinia Irvinga Kristola – jednego z najważniejszych przedstawicieli neokonserwatyzmu. W odniesieniu do roli państwa, zdaje się on bowiem rozumować w sposób podobny do Buckleya: 

Neokonserwatystom nie podoba się koncentracja usług świadczonych przez państwo opiekuńcze i chętnie zgłębiają alternatywne sposoby świadczenia tych usług. Niecierpliwi ich jednak hayekowskie przekonanie, że znajdujemy się na „drodze do zniewolenia”. Neokonserwatyści nie odczuwają tego rodzaju niepokoju czy lęku w związku z rozwojem państwa w minionym stuleciu, postrzegając go jako naturalny, wręcz nieunikniony. Ponieważ zwykle bardziej interesują się historią niż ekonomią czy socjologią, wiedzą, że dziewiętnastowieczna idea, tak zgrabnie przedstawiona przez Herberta Spencera w jego dziele Jednostka przeciw państwu, była historycznym dziwactwem.[2]

Libertarianie w czasie Zimnej Wojny stali wobec pozycji neokonserwatywnych w głębokiej i trwałej opozycji. I choć, co należy powiedzieć, zdarzały się wypowiedzi libertarian po prostu błędne faktograficznie (jak słynne już i będące przedmiotem żartów w ramach ruchu libertariańskiego wypowiedzi Rothbarda o pokojowym ZSRR i agresywnej II RP), to silną stroną libertarian jest i zawsze było wskazywanie na konsekwencje ograniczeń wolności poczynionych na rzecz walki o wolność. A te konsekwencje, to powolne zbliżanie się ustroju do ustroju naszych przeciwników. Ustrój oparty o ideały wolności nie ma jej tylko w nazwie! Aby bronić wolności, nie można jej poświęcić na ołtarzu „bezpieczeństwa” czy „zwycięstwa”. Wolność w ramach ustroju politycznego to nie tylko swoboda jednostki jako takiej, ale pewne zasady postępowania międzyludzkiego, w tym prawne, które powodują, że z dumą możemy określać się mianem ludzi wolnych. 

Podsumowanie 

Diagnoza postawiona przez Applebaum jest w swych ogólnych ramach prawdziwa. Choć dyskutować możemy nad tym, na ile faktycznie wcześniejszy nacisk na ideologię, znany z autokracji zimnowojennych, był uczciwy, możemy dyskutować też, na ile obecne autokracje porzuciły motywację ideologiczną, nie ulega wątpliwości, że autokracje współpracują i wzmacniają się nawzajem, co w szczególności widać w casusie Rosji i Chin. Nawet jeżeli nie jest to bushowska „oś zła”, to na pewno wspólne interesy powodują, że kraje autokratyczne wymienione przez Autorkę współpracują ze sobą. Przypomnienie o tych związkach jest więc bardzo wartościowe — uświadamia bowiem, że to co dzieje się niejednokrotnie bardzo daleko od naszych granic, ma bezpośredni wpływ na nas, czego mieliśmy zresztą przykład ostatnio w Syrii. Świat zrobił się mniejszy na wielu poziomach, bezpieczeństwo to jeden z nich. 

„Lekarstwo” jednak, jakie zostało zaproponowane, rozczarowuje. Nie dlatego, że się z nim prywatnie nie zgadzam, ale dlatego, że jest ono nadzwyczaj krótkowzroczne, a niejednokrotnie tworzące więcej problemów, niż rozwiązuje. Spodziewałbym się takiej recepty raczej od polityka szukającego poklasku i prostych rozwiązań politycznych ocierających się o populizm — zakazać! Zdeanonimizować! Więcej kontroli! Konsekwencje takiej „walki z autorytaryzmem” będą ponosić głównie zwykli ludzie, nie zaś kleptokraci zdolni do omijania ograniczeń prawnych albo po prostu się nimi nie przejmującymi. Każde bowiem ograniczenie wolności w imię walki z zagrożeniem nie dość, że ogranicza sferę wolności przeciętnych obywateli, to nie ma pewności, że gdy „zagrożenie” zniknie, zostanie zniesione. A jak pokazuje „efekt zapadki” Higgsa, działo się tak rzadko w ciągu ostatnich lat. To co można wyciągnąć z lektury książki Applebaum, to świadomość, że należy strzec się dyktatorów i ich machinacji. Ale uważny czytelnik dojdzie też do wniosku, że należy podobnie strzec się krajowych polityków oferujących nam bezpieczeństwo kosztem wolności — bez względu, co istotne czy są oni populistami, czy też demokratami czyniącymi to w dobrej wierze. Władza kusi ich wszystkich równie mocno, a autokracje, zwłaszcza na naszej szerokości geograficznej, rzadko powstają z dnia na dzień. 

Źródło ilustracji: kulturalnysklep.pl

Bibliografia i przypisy
Kategorie
Ekonomiczna analiza prawa Polityka współczesna Recenzje Recenzje Teksty


Nasza działalność jest możliwa dzięki wsparciu naszych Darczyńców, zostań jednym z nich.

Zobacz wszystkie możliwości wsparcia

Wesprzyj Instytut, to dzięki naszym Darczyńcom wciąż się rozwijamy

Czytaj również

Juszczak_Wojny-klasowe-wszystkich-ze-wszystkimi-Recenzja

Recenzje

Juszczak: Co jest nie tak z ekonomią Pettisa i Kleina?

Kontynuacja recenzji książki „Wojny handlowe to wojny klasowe” Matthewa C. Kleina i Michaela Pettisa, wydanej przez Wydawnictwo Prześwity

Juszczak_Było dobrze, ale będzie wspaniale. Recenzja książki Gale’a L. Pooley'a i Mariana L. Tupy’ego „Superobfitość”

Recenzje

Juszczak: Było dobrze, ale będzie wspaniale. Recenzja książki Gale’a L. Pooley'a i Mariana L. Tupy’ego „Superobfitość”

Zbliżająca się jesień jest okresem, kiedy pod kocem i z jakimś gorącym napojem warto sięgnąć po jakąś mądrą książkę. „Superobfitość” może jak najbardziej być jedną z nich.

Sieroń_Good Economics

Recenzje

Sieroń: Good Economics nie takie dobre

Przede wszystkim​,​ nie do końca wiadomo, o czym właściwie ta książka jest...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.