Wspieraj Instytut Misesa w 2025 roku!
19 2130 0004 2001 0253 7975 0001
Powrót
Teoria firmy

Machaj: Natura firmy Ronalda Coase’a 

0
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 12 min
Machaj_Natura firmy Ronalda Coase’a
Pobierz w wersji
PDF

Źródło: biblotekacyfrowa.pl  

Artykuł niniejszy jest fragmentem książki (s. 74-83) dr hab. Mateusza Machaja pt. „Esej o teorii firmy”. Publikacja za zgodą autora. 

 

The Nature of the Firm Ronalda Coase’a (1937) to nie tylko bodajże najważniejszy artykuł o firmie, ale jeden z ważniejszych artykułów w historii teorii ekonomii w ogóle. Czołowe jego osiągnięcie, które na zawsze ukształtowało literaturę z zakresu ekonomii organizacji, to zwrócenie uwagi na rolę „kosztów korzystania z mechanizmu cenowego” (costs of using the price mechanism)[1]. Występowanie takich kosztów oznacza jego zdaniem między innymi: konieczność odkrywania cen (ofert), negocjowania warunków umów czy podpisywania osobnych kontraktów dla każdej transakcji (1937, s. 21). Coase nazywał te obciążenia pierwotnie kosztami rynkowymi (marketing costs), ale z czasem pojęcie to zostało uniwersalnie nazwane kosztami transakcyjnymi (transaction costs). Ich odrębna klasyfikacja stała się podstawą do wyjaśniania, dlaczego istnieją takie odrębne podmioty jak „firmy”. Najwyraźniej koszty transakcyjne, czyli te związane z przeglądaniem i poszukiwaniem ofert, negocjowaniem umów i indywidualnych ustaleń warunków zamówień mogą być na tyle wysokie, że zamiast polegać na zewnętrznym rynku lepiej stworzyć coś na kształt rynku wewnętrznego[2]. Powołać w organizacji departament, który weźmie na siebie ciężar realizacji określonego komponentu w taki sposób, aby cały zabieg okazał się mniej kosztochłonny.  

Przeanalizujmy przykład niemieckiej firmy samochodowej, która postanawia stworzyć model samochodu hybrydowego. W tym celu niezbędne jest zbudowane baterii, innego silnika, systemu napędu i hamulców. Powiedzmy, że ta firma nie ma doświadczenia w omawianym segmencie, w związku z czym postanawia skorzystać z formalnej współpracy z doświadczoną firmą japońską, która dostarczy dla niemieckiej niezbędną technologię i komponenty. W takim wypadku będziemy mieli do czynienia z istnieniem dwóch kooperujących na rynku firm. Jedna zajmowałaby się realizacją projektu samochodu hybrydowego, a druga dostarczałaby niezbędnych komponentów, będąc tym samym we wcześniejszych etapach produkcji.  

Powiedzmy jednak, że firma dostarczająca produkt finalny dochodzi do wniosku, że współpraca niezbyt się układa. Kontrakty są niedookreślone, negocjacje się przyciągają, dokładne ustalenia w zamówieniu nie mogą zostać zaimplementowane w praktyce, zaś oczekiwania po obu stronach rzadko kiedy odnajdują materializację w rzeczywistości. Coase mógłby w takim wypadku powiedzieć, że koszty transakcyjne są wysokie. Dlatego firma niemiecka podejmuje decyzję o tym, aby wykonywać elementy hybrydowe wewnątrz własnej jednostki organizacyjnej. Uniknie przez to kosztów transakcyjnych. Zaczyna sama zamawiać niezbędne materiały i maszyny do produkcji silnika hybrydowego, napędu, skrzyni biegów i systemu hamulcowego. Wraz z tym potrzebuje zatrudnić inżynierów i wyspecjalizowanych w tym segmencie pracowników. W zamyśle ma to obniżyć wysokie koszty transakcyjne związane z kooperacją z japońskim podmiotem.  

Idąc tym tropem rozumowania – o możliwości obniżenia kosztów transakcyjnych poprzez uwewnętrznienie procesów produkcyjnych – Coase stawia naturalnie nasuwające się pytanie: dlaczego w takim razie nie przejąć wszystkich zadań podwykonawców? Czyż nie uniknęlibyśmy w ten sposób kosztów transakcyjnych w zgodzie z tą logiką? Odpowiedź brzmi „nie”, ponieważ wykonywanie zadań wewnątrz firmy (zamiast na zewnątrz) rodzi dodatkowe koszty, które Coase określa jako koszty organizowania (1937, s. 29). Co prawda po rozszerzaniu wewnętrznej działalności nie musimy już negocjować bezpośrednio kontraktów z podwykonawcą, ale od wtedy musimy sterować całym procesem (w tym go monitorować w szerszym zakresie). Wszystko to rodzi koszty zarządzania całą procedurą. Z jednej strony więc koszty transakcyjne mają zachęcać do poszerzania zakresu działań wewnątrz firmy, a z drugiej strony koszty organizacyjne rosnącego w działalności molocha mają stanowić siłę powstrzymującą przed ekspansją. Owa dychotomia kosztów organizacyjnych w opozycji do kosztów transakcyjnych ma tłumaczyć dynamikę istnienia firm (przynajmniej w części).  

Opracowanie Coase’a wydaje się mieć dużo sensu, a jego szczególną siłą jest inteligentna przejrzystość wywodu (tekst czyta się bardzo płynnie). Aczkolwiek (jak niemal każde wybitne oryginalne osiągnięcie) posiada pewne istotne niedomogi. Cztery najważniejsze z nich to: (1) nadmierna dychotomia kosztów organizacyjnych i transakcyjnych (oraz firmy w opozycji do rynku), (2) niedocenianie heterogeniczności firm w tłumaczeniu ich formowania, (3) problemy w zdefiniowaniu pojęcia firmy, oraz (4) problemy w wyjaśnianiu istnienia firm poprzez nadmierne skupienie się na integracji łańcuchowej.  

Nadmierna dychotomia między kosztami transakcyjnymi a organizacyjnymi jest do dostrzeżenia po uważniejszej analizie przykładu, w którym jedne koszty są zestawione z drugimi. We wspomnianym przeze mnie przypadku samochodu hybrydowego: jeśli firma niemiecka decyduje się wykonać komponenty wewnątrz swojej struktury, to znosi tylko część rzeczonych „kosztów transakcyjnych”. W tym przykładzie chodzi oczywiście o te związane z ustalaniem zamówienia oraz kontraktu z firmą japońską. Jednakże jednocześnie przy zerwaniu współpracy firma bierze na siebie nie tylko dodatkowe koszty organizowania procesu wewnątrz, ale również koszt związany z nabyciem niezbędnych czynników na rynku produkcji silników hybrydowych: zatrudnienia pracowników, zakupu maszyn i potrzebnych materiałów. Te wszystkie czynności na rynku są także obarczone kosztami transakcyjnymi (podpisywanie umów, negocjowanie warunków etc.). Te koszty tak naprawdę nie znikają, lecz pojawiają się w innej jednostce. Wcześniej występowały w firmie japońskiej, a teraz pojawią się w firmie niemieckiej. Oznacza to więc zamianę jednych kosztów transakcyjnych na inne, a niekoniecznie ich zmniejszenie.  

Nie inaczej jest z kosztami organizacyjnymi. W końcu mimo pojawienia się ich w firmie niemieckiej (wzięcie na siebie odpowiedzialności za wykonanie silnika, napędu, hamulców etc.) wiąże się przesunięcie tych kosztów, które wcześniej ciążyły na jednostce japońskiej organizującej procesy wewnątrz. W efekcie możemy zauważyć, że w samym tylko ujęciu Coase’a ekspansja rozmiarów firmy nie jest warunkowana zestawianiem kosztów transakcyjnych z kosztami organizacyjnymi jako dwóch dychotomicznych grup. Decyzja ta jest warunkowana zestawieniem kosztów transakcyjnych oraz organizacyjnych wewnątrz firmy (in-house) w opozycji do kosztów transakcyjnych oraz organizacyjnych u poddostawcy, czyli firmy na zewnątrz (out-house). Innymi słowy, decyzja o tym, czy polegać na outsourcingu, czy nie, jest warunkowana porównaniem dwóch pakietów kosztów (Demsetz 1993, s. 162-163). Każdym wiążącym się z inną formułą działania.  

Te dwa pakiety kosztów się przenikają. Przykładowo, jeśli firma niemiecka wykonuje komponenty hybrydowe sama, to wiążą się z tym wewnętrzne koszty organizacyjno-transakcyjne. W firmie zatrudnieni są odpowiedzialni za projekt menedżerowie, którzy muszą negocjować kontrakty z właścicielami niezbędnych czynników produkcji. W zasadzie tych dwóch kategorii nie da się od siebie oderwać, bo menedżer zakupujący lit to z jednej strony organizator, a z drugiej osoba odpowiedzialna za transakcję. Z kolei jeśli te czynności wykonuje się w japońskiej firmie podwykonawców, to tam mamy do czynienia z analogicznymi kosztami organizacyjno-transakcyjnymi. W tym miejscu dochodzimy do punktu drugiego, czyli niedoceniania heterogeniczności wszystkich firm na rynku. Firmy różnią się między sobą.  

Pod pewnymi względami Coase zdaje się w swoim modelu zakładać, że wszelkie koszty wykonywania elementów składowych mechanizmu hybrydowego są w sumie na pewnym ustalonym poziomie i jedynie dodaje się do nich koszt organizacyjny, jeśli produkcja jest wewnątrz, lub koszt transakcyjny, jeśli jest na zewnątrz. Ta krytyka nie jest do końca fair, gdyż Coase operował przy założeniu o warunkach ceteris paribus, a zatem pomijał czynniki towarzyszące. Rzeczywiście można przyjąć takie założenie, ale pytanie brzmi, czy w procesie rynkowym faktycznie priorytetową rolę gra ów margines i czy to faktycznie przesądza o tym, jak duże są jednostki organizacyjne? Przypomina to trochę wcześniej rozważane pytanie o zasadność przyjmowania celu „maksymalizacji zysku ceteris paribus”. Gdy weźmiemy pod uwagę rzeczywisty historyczny przypadek niemieckiej firmy, która chciała robić samochody hybrydowe, to okaże się, że główny powód, dla którego zaczęła polegać na dostawcy składowych hybrydowych, wynikał z przewagi komparatywnej japońskiego producenta. Niemiecka firma nie była w stanie stworzyć satysfakcjonującego jakościowego produktu nie dlatego, że koszty jego organizacji przewyższyły koszty negocjacji kontraktów z Japończykami, lecz z powodu innych „kompetencji rdzennych” (Prahalad and Hamel 1990). Firmy z powodu różnych czynników nie są takie same i ta ich inność przesądza o tym, że są odrębnymi organizacyjnymi bytami. Ich inność często napędza procesy ekonomiczne (więcej o tym w rozdziale czwartym). Można oczywiście spróbować stworzyć takie hipotetyczne przypadki, w których ich koszty poróżnią się tylko i wyłącznie dwoma pozycjami – selektywnie wybranymi kosztami transakcyjnymi i organizacyjnymi – ale nawet po zrobieniu tego może się okazać, że te dwie kategorie tak się przenikają, że trudno jest traktować je jako coś zupełnie innego.  

W tym miejscu dochodzimy również do kolejnego definicyjnego (trzeciego) wyzwania. Tak samo jak trudno jest odróżnić twardo transakcje od organizacji, analogicznie jest z samym pojęciem firmy. Firma to teoretycznie, zdaniem Coase’a, taka struktura prawna, w której ogromna suwerenność przypada grupie menedżerów w danej jednostce organizacyjnej. Jego zdaniem zresztą rodzi to pewne problemy graniczne i może czasami powodować zbędne wikłanie się w kwestie prawne. Jeśli przykładowo pracownik sprzątający nagle zostaje zwolniony z firmy, zakłada jednoosobową działalność gospodarczą i zaczyna wykonywać usługi na podstawie innego kontraktu, to czy firma faktycznie zmniejszyła swoje rozmiary? Wydaje się, że nie, choć pewne względy prawne za tym przemawiają. Sam Coase w pełni sobie z tego problemu zdawał sprawę, dlatego postanowił przyjąć (chyba słusznie) bardziej intuicyjne rozumienie tego, czym jest firma jako organizacja: jednostką, w której menedżerowie często podejmują alokacyjne i twórcze decyzje, zmieniające bieżące stan rzeczy, a niekoniecznie przez pryzmat radykalnie innych kontraktów (Coase 1993, s. 58).  

Kolejny problem jednak się zaczyna, gdy Coase zestawia decyzyjność menedżerów z rynkiem, w którym rzekomo decyzje podejmuje bezosobowy mechanizm. Cóż bowiem miałoby znaczyć, że decyzje alokacyjne może podejmować świadomie menedżer lub „rynek” i „system cenowy” zamiast niego? Aby uświadomić sobie problemy z taką dychotomią „rynek kontra firma”, można spojrzeć na przykład supermarketu, którym Coase się posłużył (Coase 1993, s. 55). Chodzi o ustawianie produktów na półkach. W branży istnieją różne standardy umiejscawiania produktów. Jeden z nich, skrajny, polega na sprzedaży miejsc tym, którzy najwięcej zapłacą. Miejsca są licytowane. Inne warianty zakładają natomiast, że to sklep podejmuje decyzję o tym, jakie produkty i gdzie trafiają na półki – monitorując po prostu sprzedaż każdego z produktów i dostosowując umiejscowienie do reakcji klientów. Coase w tym wypadku twierdzi, że wariant aukcyjny oznacza, że rozwiązanie jest realizowane „przez rynek”. Natomiast wolitywne umiejscowienie produktów jest już hierarchiczną ekspansją firmy. Nie jest to oczywiście unikatowe podejście w literaturze ekonomicznej, a w zakresie teorii zarządzania jest mocno zaznaczone klasyczną pozycją Chandlera (1977), w którego wizji amerykański biznes po 1850 r. zmienił się niejako z rozproszonego rynkowego w proces menedżerski i kontrolowany[3] 

Ów przykład obrazuje sedno problemów, które się wiążą z podejściem Coase’a, ponieważ zarówno aukcje miejsc na półkach, jak i decyzja sklepu są w gruncie rzeczy analogiczne: to przedsiębiorcza decyzja o tym, jak gospodarować przestrzenią w sklepie. Tak również dzieje się w przypadku aukcyjnym. W końcu sklep organizuje reguły aukcyjne i wpasowuje je w funkcjonowanie branży, w której się znalazł. Dlatego każda decyzja o tym, co i jak zrobić w firmie, jest w gruncie rzeczy zarządczą decyzją o tym, z których rynków korzystać i w jaki sposób z nimi koegzystować (Mathews 1998, s. 43)[4]. Istnieją nawet dosyć sensowne argumenty za tym, że licytacja miejsc na półkach wśród dostawców jest w gruncie rzeczy na przekór rynkowi, ponieważ pozostawia siłę przetargową po stronię firm, a nie klientów (którzy przecież też są jakże znaczącą częścią rynku).  

Wreszcie na koniec pozostaje czwarty, choć nie mniej istotny przejaw niedoskonałości opisu u Coase’a, a może nawet najważniejszy przy omawianiu rozmiarów firmy. Przedstawiony w ten sposób problem odnosi się tak naprawdę do ekspansji łańcuchowej. Jest to o tyle istotne, że w zasadzie bardzo zawęża rozważania Coase’a, który rozpoczął od pytania „dlaczego istnieją firmy?”. Dlaczego nie dochodzi do powstania jednej wielkiej firmy na rynku? Niektórzy z autorów zwracali nawet uwagę na pokrewieństwo tego pytania do debaty o rachunku ekonomicznym w gospodarce socjalistycznej, która jest w sumie jedną wielką firmą zarządzaną przez komisarzy partyjnych (Rothbard 2004, s. 612-615). Prawda jest jednak taka, że rozważania Coase’a nie dotykają bezpośrednio tych kwestii, gdy rozważa on tylko jeden model integracji i poszerzania spektrum działań firmy: integracji łańcucha. A zatem jego pytanie nie brzmi: „dlaczego istnieją w ogóle firmy?”. Tym bardziej pytanie nie brzmi, „dlaczego gospodarka socjalistyczna nie wykształca się z funkcjonowania rynku?”. Jego pytanie brzmi: „dlaczego firma nie połyka w pełni swoich poddostawców?”. Czyli dlaczego nie zdominuje całego łańcucha wartości w jednej tylko linii produkcji. A przecież, jak widzieliśmy w poprzedniej sekcji, firmy istnieję względem siebie nie tylko wewnątrz pozycji łańcucha, ale również jako konkurenci w niemal tej samej branży oraz w zupełnie innych branżach. Co więcej, w tym tkwi sedno procesu rynkowego: w konkurencji między podmiotami, które są heterogeniczne i różnią się między sobą. Jak zobaczymy w kolejnej sekcji, to będzie również przesądzało o imputowaniu konkurencji na rynku poddostawców.  

A zatem pytanie o to, dlaczego na rynku nie wykształca się jedna wielka firma, jest znacznie szersze. Firmowe rozważania Coase’a (oprócz wymienionych wyżej problemów) mogą co najwyżej odpowiedzieć na pytanie (choć nie do końca im się udaje) na przykład, dlaczego firma produkująca samochody hybrydowe nie czyni tego od samego początku procesu produkcji (włącznie z prowadzeniem kopalni) aż do finalnej sprzedaży. Wiemy jednak, że zakres działania firm jest znacznie większy niż tylko w jednym wybranym łańcuchu wartości. Mamy zatem kolejne pytania, na które odpowiedź tym bardziej nie leży w dychotomii kosztów transakcyjnych i organizacyjnych: dlaczego firma produkująca samochody hybrydowe nie jest jedyna w swojej branży? Dlaczego nie udaje jej się wyeliminować całej konkurencji i pozostać jedynym producentem tych samochodów? Dlaczego nie staje się wyłącznym producentem wszystkich aut na rynku, nie tylko hybrydowych? Dlaczego nie udaje jej się zdominować produkcji i sprzedaży autobusów i ciężarówek? Dlaczego nie dominuje na rynku kosiarek i rowerów? Co ją powstrzymuje przed dominacją w produkcji sprzętu gospodarstwa domowego?  

Widać zatem, że skojarzenie ekonomii kosztów transakcyjnych z ekonomią procesu rynkowego napędzanego przez wielu prywatnych właścicieli jest zdecydowanie na wyrost. 

Źródło iliustracji: pixabay. 

Bibliografia i przypisy
Kategorie
Teoria firmy

Czytaj również

Tłumaczenia

Bylund: Firma i podział pracy

Ograniczenia podziału pracy mogą być ominięte dzięki gospodarczej funkcji firmy. Założenie firmy stanowi skok w kierunku większej specjalizacji, dłuższej i bardziej pośredniej produkcji, nowym sposobom połączenia dóbr kapitałowych, nowym i dodatkowym wzajemnym zależnościom oraz wzmocnionej współpracy społecznej — co skutkuje zwiększoną produktywnością, a co za tym idzie dobrobytem. Firma staje się tym samym narzędziem postępu, którego przedsiębiorca używa do całkowitego przekształcenia rynku przez wprowadzenie nowych sposobów produkcji.

Tłumaczenia

Bylund: Teoria firmy

Jak można określić czym jest firma z perspektywy ekonomii? Jaką funkcję pełni firma na rynku oraz dlaczego niektóre z transakcji są zintegrowane w organizacjach? Ekonomia nie znalazła jeszcze dobrych odpowiedzi na te pytania.

Machaj_Wartość i imputacja wartości

Teoria ekonomii

Machaj: Wartość i imputacja wartości

W samym sercu teorii mikroekonomicznej znajduje się pojęcie imputacji wartości: kwestia tego, jak poszczególnym dobrom i usługom nadawane jest ekonomiczne znaczenie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.