Fragment książki Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii. Z okazji 70. rocznicy wydania opus magnum Ludwiga von Misesa dzieło to można zakupić 40 proc. taniej. Zachęcamy również do wsparcia wydania audiobooka tego dzieła: https://wesprzyj.mises.pl/
1. Skutki interwencjonizmu
Metody interwencjonistyczne, które od kilkudziesięciu lat stosują wszystkie rządy kapitalistycznego Zachodu, przyniosły wszystkie skutki przewidywane przez ekonomistów: wojny i wojny domowe, bezwzględny ucisk mas przez kliki skupione wokół samozwańczych dyktatorów, depresje gospodarcze, masowe bezrobocie, konsumpcję kapitału, klęski głodu.
Jednak przyczyną kryzysu interwencjonizmu nie były te katastrofalne wydarzenia. Interwencjonistyczni doktrynerzy i ich zwolennicy przypisują te wszystkie niepożądane skutki cechom właściwym kapitalizmowi. Z ich punktu widzenia klęski te ewidentnie dowodzą konieczności nasilenia interwencjonizmu. Fatalne skutki metod interwencjonizmu bynajmniej nie wpływają na zmniejszenie popularności tej doktryny. Skutki te interpretuje się w taki sposób, by nie osłabiać jej prestiżu, lecz jeszcze go podbudować. Błędnej teorii ekonomicznej nie może obalić na podstawie wiedzy historycznej, dlatego też interwencjonistyczni propagandyści mogli nadal głosić swoje teorie, mimo spustoszenia, którego dokonali.
Nadchodzi jednak zmierzch epoki interwencjonizmu. Interwencjonizm wyczerpał swoje możliwości i musi zniknąć.
2. Wyczerpanie funduszu rezerwowego
Podstawowym założeniem polityki interwencjonizmu jest to, że wyższe dochody i majątek zamożniejszej części społeczeństwa to fundusz, który może być wykorzystywany dowolnie w celu poprawy warunków życia jego uboższych warstw. Istotą polityki interwencjonizmu jest zabieranie jednym i dawanie drugim, czyli konfiskata i dystrybucja. Każdą metodę usprawiedliwia się twierdzeniem, że słuszne jest ujmowanie bogatym, by dać biednym.
W sferze finansów publicznych najbardziej charakterystycznym przejawem tej doktryny jest progresywne opodatkowanie dochodów. Opodatkować bogatych, by uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na poprawę warunków życia biednych, to zasada, na której opiera się dzisiaj budżet. W przemyśle zaleca się skrócenie godzin pracy, podniesienie płac i wprowadzenie mnóstwa innych reguł, które mają obciążać pracodawcę, przynosząc korzyści pracownikowi. Wszystkie problemy, przed którymi stoi rząd i społeczeństwo, są rozwiązywane wyłącznie z punktu widzenia tej zasady.
Dobrą ilustracją tego zagadnienia są metody stosowane w zarządzaniu przedsiębiorstwami państwowymi i komunalnymi. Przedsiębiorstwa takie bardzo często przynoszą straty finansowe. W ich bilansach regularnie pojawia się saldo ujemne, co jest równoznaczne z obciążeniem skarbu państwa lub finansów miasta. Bezcelowe byłoby analizowanie tego, czy przyczyną deficytu jest notoryczna nieefektywność publicznego zarządu przedsiębiorstw, czy — przynajmniej do pewnego stopnia — nieodpowiednie ceny, po których sprzedaje się konsumentom ich produkty bądź usługi. Istotne jest to, że deficyt muszą pokrywać podatnicy. Interwencjoniści całkowicie aprobują ten system. Zdecydowanie odrzucają dwa inne możliwe rozwiązania, czyli sprzedaż firm prywatnym przedsiębiorcom lub podniesienie cen do takiego poziomu, który zapobiegałby powstawaniu deficytu. Pierwsze rozwiązanie jest według nich jawnie reakcyjne, ponieważ uważają, że historia zmierza nieuchronnie ku coraz większej socjalizacji. Drugie uważa się za „antyspołeczne”, gdyż nakłada większe ciężary na konsumujące masy. Sprawiedliwsze jest, żeby ciężary te ponosili podatnicy, to znaczy bogaci obywatele. Ich zdolność płatnicza przewyższa zdolność płatniczą zwykłych ludzi, którzy jeżdżą państwowymi pociągami oraz komunalnym metrem, trolejbusami i autobusami. Interwencjoniści utrzymują, że żądanie, by takie przedsiębiorstwa użyteczności publicznej utrzymywały się same, to relikt przestarzałych idei ortodoksyjnych teorii finansów. Równie dobrze można by dążyć do tego, żeby drogi i szkoły państwowe były niezależne materialnie.
Nie ma potrzeby dyskutować z obrońcami tej deficytowej polityki. To oczywiste, że posługiwanie się zasadą zdolności płatniczej jest możliwe dopóty, dopóki istnieją dochody i fortuny, od których można ściągać podatki. Nie można będzie jej stosować, gdy owe fundusze zostaną wyczerpane przez podatki i inne metody interwencjonistyczne.
Taki stan rzeczy panuje dziś w większości krajów europejskich. Stany Zjednoczone nie zaszły jeszcze tak daleko. Jeśli jednak obecny kierunek w ich polityce gospodarczej wkrótce nie zmieni się radykalnie, to w ciągu kilku lat kraj ten znajdzie się w takim samym położeniu.
Dla uproszczenia wywodu możemy pominąć wszystkie inne konsekwencje całkowitego zwycięstwa zasady zdolności płatniczej i skoncentrować się na jej finansowych aspektach.
Interwencjonista opowiadający się za zwiększeniem wydatków publicznych nie zauważa, że dostępne fundusze są ograniczone. Nie rozumie, że wzrost wydatków w jednej dziedzinie musi pociągać za sobą ich ograniczenie w innych. Według niego pieniędzy jest pełno. Można do woli czerpać z dochodów i majątku bogatych. Proponując większe nakłady na szkoły, koncentruje się wyłącznie na tym, że dobrze byłoby wydawać więcej na edukację. Nie zadaje sobie trudu, by wykazać, że zwiększenie środków budżetowych przeznaczanych na szkoły jest bardziej celowe niż ich zwiększenie w innym resorcie, na przykład resorcie zdrowia. Nigdy nie zastanawia się nad tym, że można by przytoczyć poważne argumenty za ograniczeniem wydatków publicznych i zmniejszeniem obciążeń podatkowych. Zwolennicy cięć budżetowych to w jego oczach po prostu obrońcy rażąco niesprawiedliwych interesów klasowych bogaczy.
Obecne stawki podatku dochodowego i spadkowego powodują, że fundusz rezerwowy, za pomocą którego interwencjoniści chcą pokrywać wszystkie wydatki publiczne, szybko topnieje. W większości krajów europejskich już właściwie go nie ma. Ostatnie podwyżki stawek podatkowych w Stanach Zjednoczonych przyniosły nieznaczny wzrost dochodów budżetu w porównaniu z tym, który można by osiągnąć za pomocą znacznie niższych stawek. Dodatkowe domiary dla bogatych cieszą się dużą popularnością wśród interwencjonistycznych dyletantów i demagogów, ale zapewniają jedynie niewielki wzrost wpływów do budżetu[1]. Z każdym dniem coraz bardziej oczywiste staje się to, że znaczne zwiększenie wydatków publicznych nie może być finansowane przez „drenowanie bogatych”, lecz musi obciążać masy. Tradycyjna polityka podatkowa epoki interwencjonizmu, tak zachwalane metody podatku progresywnego i wysokich wydatków, przybrała takie rozmiary, że nie sposób już ukryć jej absurdalności. Uporczywie utrzymywana zasada, że prywatne wydatki mają zależeć od wielkości osiąganych dochodów, a publiczne dochody muszą być ustalane w zależności od wysokości wydatków, jest wewnętrznie sprzeczna. Rządy będą musiały pogodzić się z tym, że dolara nie da się wydać dwukrotnie, a różne pozycje w wydatkach państwa wykluczają się. Każdy cent zwiększający wydatki rządu trzeba będzie ściągnąć od tych, którzy do tej pory chcieli składać ciężar finansowania budżetu przede wszystkim na barki innych grup. Ci, którzy chcieliby otrzymać subsydia, sami będą musieli zapłacić za nie rachunek. Deficyt powstający w przedsiębiorstwach państwowych i firmach zarządzanych przez państwo będzie musiała pokryć większość obywateli.
Stosunki między pracodawcą a pracobiorcą będą się rozwijały analogicznie. Rozpowszechniony jest pogląd, że „zdobycze socjalne” są finansowane kosztem niepochodzących z pracy dochodów klas wyzyskujących. Twierdzi się, że strajkujący występują przeciw „dyrekcji”, a nie przeciw konsumentom. Nie ma powodu, by podnosić ceny produktów, gdy wzrastają koszty pracy. Podwyżkę płac muszą pokryć pracodawcy. Jednak w miarę jak coraz większa część środków należących do przedsiębiorców i kapitalistów zostaje przeznaczona na podatki, podwyżki płac i inne „zdobycze socjalne” pracowników oraz ceny maksymalne, środki te maleją do zera i nie mogą pełnić funkcji bufora. Wtedy staje się oczywiste, że każda podwyżka płac musi wpłynąć proporcjonalnie na ceny produktów, a zdobycze socjalne każdej grupy odpowiadają ściśle stratom w tej dziedzinie pozostałych grup. Każdy strajk, zarówno w krótkim okresie, jak i w długim, jest strajkiem przeciw reszcie społeczeństwa.
Zasadniczym założeniem filozofii społecznej interwencjonizmu jest to, że istnieje niewyczerpalny fundusz, z którego można czerpać w nieskończoność. System interwencjonizmu rozpada się, kiedy to źródło wyschnie. Zasada bogatego wujaszka doprowadza do jej samozaprzeczenia.
3. Koniec interwencjonizmu
Interwencjonistyczne interludium musi dobiec końca, gdyż interwencjonizm nie może prowadzić do trwałego systemu organizacji społeczeństwa. Wynika to z trzech przesłanek.
Po pierwsze, restrykcyjne metody zawsze ograniczają produkcję i zmniejszają ilość dostępnych dóbr konsumpcyjnych. Niezależnie od tego, jakie przytoczy się argumenty za wprowadzeniem określonych ograniczeń i zakazów, takimi metodami nigdy nie stworzy się systemu społecznej produkcji.
Po drugie, wszelkie rodzaje ingerencji w zjawiska rynkowe nie tylko nie pozwalają osiągnąć celów zamierzonych przez ich autorów i zwolenników, lecz skutkują takim stanem rzeczy, który w ich ocenie jest mniej pożądany niż dotychczasowy. Temu, kto uważa, że te nieskuteczne i absurdalne metody należy korygować mnożąc kolejne ingerencje, pozostaje posuwać się coraz dalej, aż do zupełnego zniszczenia gospodarki rynkowej i wprowadzenia socjalizmu.
Po trzecie, interwencjonizm ma na celu konfiskatę „nadwyżki”, która należy do jednych, i przekazanie jej innym. Z chwilą gdy ta nadwyżka zostanie wyczerpana wskutek całkowitej konfiskaty, kontynuacja tej polityki staje się niemożliwa.
Kraje, które nie przyjęły socjalizmu w pełnym, sowieckim wariancie, wybierając drogę interwencjonizmu, zbliżają się coraz bardziej do tego, co nazywa się gospodarką planową, to znaczy do socjalizmu w wariancie niemieckim bądź wariancie Hindenburga. Co do polityki gospodarczej, to poszczególne kraje, a także partie i grupy nacisku działające w jednym państwie różnią się w tej materii nieznacznie. Historyczne nazwy partii straciły znaczenie. W sferze polityki gospodarczej zostały właściwie tylko dwie frakcje: zwolennicy leninowskiej metody całkowitej nacjonalizacji i interwencjoniści. Zwolennicy gospodarki wolnorynkowej mają niewielki wpływ na rozwój wypadków. To, że wolność gospodarcza wciąż istnieje, jest wynikiem nieskuteczności metod stosowanych przez rządy, a nie następstwem świadomej polityki.
Trudno jest ocenić, ilu zwolenników interwencjonizmu uświadamia sobie to, że jego metody prowadzą wprost do socjalizmu, a ilu jest wiernych iluzji, iż to, ku czemu zmierzają, jest systemem pośrednim, który może być trwałym „trzecim rozwiązaniem” problemu społecznej organizacji społeczeństwa. Nie ulega jednak wątpliwości, że wszyscy interwencjoniści są przekonani, iż rząd i tylko rząd jest powołany do tego, by w każdym przypadku z osobna rozstrzygać, czy powinno się pozwolić na swobodny rozwój zdarzeń pod wpływem rynku, czy potrzebny jest akt ingerencji. Oznacza to, że są skłonni tolerować władztwo konsumentów jedynie dopóty, dopóki jego następstwa odpowiadają im samym. Gdy tylko w gospodarce wydarza się coś, co nie spodoba się którejś z wielu zbiurokratyzowanych instytucji lub wzbudzi gniew jakiejś grupy nacisku, ludzie głośno domagają się kolejnych ingerencji, regulacji i restrykcji. Gdyby nie to, że prawodawcy działają tak opieszale, a urzędnicy są często leniwi, nieudolni i skorumpowani, po gospodarce rynkowej od dawna nie byłoby ani śladu.
Niedościgniona efektywność kapitalizmu nigdy nie była tak widoczna, jak dziś, w epoce zajadłego antykapitalizmu. Podczas gdy rządy, partie polityczne i związki zawodowe sabotują wszelką działalność gospodarczą, duch przedsiębiorczości nadal przyczynia się do wzrostu ilości produktów, poprawy ich jakości, a także do ich większej dostępności. W państwach, które nie do końca odrzuciły system kapitalistyczny, zwykły człowiek żyje dziś na takim poziomie, którego pozazdrościliby mu książęta i bogacze z minionych epok. Jeszcze niedawno demagodzy potępiali kapitalizm za ubóstwo mas. Dziś coraz częściej oskarżają go o „obfitość”, którą zapewnia zwykłemu człowiekowi.
Jak pokazaliśmy, system menedżerski, to znaczy powierzanie pomocniczych zadań w prowadzeniu interesów osobom odpowiedzialnym i zlecanie im określonego zakresu decyzji, jest możliwy wyłącznie w systemie opartym na dążeniu do zysku[2]. Menedżer w granicach swoich obowiązków samodzielnie określa metody służące realizacji zasady zysku. Jest to cecha charakterystyczna menedżera jako takiego, decydująca o tym, że różni się on od technika. W systemie socjalistycznym, w którym nie istnieje kalkulacja ekonomiczna, rachunek kapitałowy ani rachunek zysków, nie ma też miejsca na działalność menedżerską. Dopóki jednak wspólnota socjalistyczna jest w stanie prowadzić kalkulację na podstawie cen określonych na rynkach zagranicznych, dopóty może również do pewnego stopnia stosować quasi-menedżerską hierarchię.
Nazywanie jakiegoś okresu czasem przejściowym to mało przekonujący wybieg. W realnym świecie zawsze zachodzą zmiany. Każda epoka to epoka przejściowa. Możemy podzielić systemy społeczne na te, które są zdolne do przetrwania, i takie, które muszą być przejściowe, gdyż są autodestrukcyjne. Wykazaliśmy już, w jakim znaczeniu interwencjonizm prowadzi do własnej zagłady i musi przekształcić się w socjalizm w wariancie niemieckim. Niektóre państwa europejskie osiągnęły już to stadium, a nikt nie wie, czy podążą za nimi Stany Zjednoczone. Jak długo Stany Zjednoczone będą wierne gospodarce rynkowej i nie przyjmą systemu całkowitego sterowania gospodarką przez rząd, tak długo gospodarki państw Europy Zachodniej będą mogły nadal prowadzić kalkulację. W systemach gospodarczych panujących w Europie wciąż brakuje najważniejszej cechy właściwej systemowi socjalistycznemu; wciąż opierają się one na kalkulacji ekonomicznej. Z tego powodu zarządzanie tymi systemami pod każdym względem różni się zdecydowanie od tego, czym stałoby się, gdyby na całym świecie zapanował socjalizm.
Często mówi się, że niemożliwe jest, by połowa świata stosowała się do zasad gospodarki rynkowej, a druga połowa była socjalistyczna, i vice versa. Nie ma jednak podstaw, by zakładać, że taki podział świata i koegzystencja dwóch systemów są niemożliwe. Skoro zaś są możliwe, to obecny system gospodarczy krajów, które odeszły od kapitalizmu, może utrzymywać się w nieskończoność. Może on doprowadzić tamtejsze społeczeństwa do rozpadu, chaosu i nędzy. Jednak niski poziom życia ani postępująca pauperyzacja nie skutkują automatyczną likwidacją określonego systemu gospodarczego. Ustępuje on miejsca efektywniejszemu systemowi dopiero wtedy, gdy sami ludzie są dość inteligentni, by zrozumieć korzyści, jakie może im przynieść taka zmiana. Może też zostać zniszczony przez zewnętrznych najeźdźców wyposażonych w lepszy sprzęt wojskowy wyprodukowany dzięki większej efektywności ich własnego systemu gospodarczego.
Optymiści mają nadzieję, że przynajmniej te kraje, w których w przeszłości rozwinęła się kapitalistyczna gospodarka rynkowa i związana z nią cywilizacja, utrzymają ten system w przyszłości. Niewątpliwie równie dużo przemawia za tym, że takie oczekiwania są realne, jak i przeciw temu. Nie ma sensu spekulować na temat rezultatu wielkiego konfliktu ideologicznego między zasadami prywatnej własności i publicznej własności, indywidualizmu i totalitaryzmu, wolności i autorytarnej reglamentacji. Wszystko, co da się powiedzieć już teraz na temat rezultatu tej walki, można streścić w trzech punktach:
1. Nie wiemy nic o istnieniu i działaniu sił zapewniających w tym starciu ostateczne zwycięstwo tym ideologiom, których zastosowanie umożliwiłoby utrzymanie i zacieśnienie więzi społecznych oraz poprawę dobrobytu materialnego ludzkości. Nic nie wskazuje na to, by dążenie do lepszych warunków było procesem nieuchronnym, a powrót do warunków zdecydowanie niezadowalających był niemożliwy.
2. Ludzie muszą wybrać między gospodarką rynkową a socjalizmem. Nie mogą uniknąć tej decyzji, opowiadając się za „trzecią drogą”, niezależnie od tego, jaką nazwę nadadzą owej drodze.
3. Porzucenie kalkulacji ekonomicznej, które wiąże się z powszechną akceptacją socjalizmu, doprowadzi do całkowitego chaosu i rozpadu współdziałania społecznego w systemie podziału pracy.
[1] W Stanach Zjednoczonych zgodnie z ustawą z 1942 r. stawka domiaru wynosiła 52 procent dochodu podlegającego opodatkowaniu w przedziale 22 000–26 000 dolarów. Gdyby domiar zatrzymano na tym poziomie, wpływy z podatków w 1942 r. byłyby mniejsze o 249 milionów dolarów, stanowiąc 2,8 procent wszystkich indywidualnych podatków dochodowych ściągniętych w tamtym roku. W tym samym roku łączne dochody w przedziale powyżej 10 000 dolarów wyniosły 8912 milionów dolarów. Całkowita konfiskata tych dochodów nie przyniosłaby takich wpływów do budżetu, jakie osiągnięto z wszystkich dochodów podlegających opodatkowaniu w tym roku, czyli 9046 milionów. Zob. A Tax Program for a Solvent America, Committee on Postwar Tax Policy, New York 1945, s. 116–117, 120.
Ludwig von Mises urodził się 29 września 1881 we Lwowie, ówcześnie należącym do Cesarstwa Austrowęgierskiego. Pochodził ze zasymilowanej rodziny Żydów polskich, jego zaś dziadek, świecki liberał, a później — poseł do parlamentu Galicji, uzyskał od cesarza austriackiego tytuł szlachecki. Ojciec Ludwiga, Arthur, inżynier z wykształcenia, pracował na kolei. Jego awans do austriackiego Ministerstwa Kolei Żelaznej spowodował przeniesienie się całej rodziny do Wiednia, prawdopodobnie w latach 80 XIX wieku. Do tego momentu, żył we Lwowie na ulicy Jagiellońskiej 13. Środowisko, w jakim się wychował — rodzina liberalna politycznie, rodzice bardzo dbający o edukację, wychowanie i uwrażliwianie na wagę oszczędzania, skromności, pracy intelektualnej, w sposób bardzo doniosły wpłynęły na losy Ludwiga i jego brata.
W Wiedniu uczęszczał do szkoły podstawowej i Akademisches Gymnasium od 1892, gdzie uczyć się będzie przez następne 8 lat. Życie rodziny Misesów w Wiedniu — stolicy wielonarodowego cesarstwa, centrum kulturowym Europy Środkowej, znanym ze swoich intelektualistów, otwartej atmosfery, bogatej kultury i sztuki, spotykających się w słynnych kawiarniach (będących nie tylko miejscem konsumpcji, ale i dysput oraz lektury książek i czasopism) a jednocześnie na tyle wtedy małym, że w każde miejsce miasta dotrzeć można było pieszo w ciągu 20 minut, w sposób stymulujący wpływała na młodego Ludwiga i jego brata Richarda, który stanie się w przyszłości znanym matematykiem, badąjacym m.in. zagadnienia rachunku prawdopobieństwa. Akademisches Gymnasium będzie zaś miejscem w którym młody Mises zapoznawać się będzie — zgodnie z kanonami edukacji klasycznej — z językiem, literaturą, kulturą i filozofią Greków oraz Rzymian. Będzie to też miejsce w którym zawierać będzie długotrwałe przyjaźnie (m.in. z Hansem Kelsenem — znanym teoretykiem czystej teorii prawa, a prywatnie kolegą z klasy Misesa), zapoznawać się też będzie z nowożytną filozofią — np. z Immanuelem Kantem.
W 1900 r. rozpoczyna studia prawnicze na Uniwersytecie w Wiedniu, gdzie już od pierwszych lat studiów wykazuje zainteresowanie ekonomią. Pod kierownictwem prof. Carla Grünberga, związanego z niemiecką szkołą historyczną w 1901 rozpoczyna badania i w następnym roku wydaje pierwszą swoją pracę, opisującą kwestię wyzwolenia chłopów galicyjskich, korzystając z polskiej i niemieckiej literatury i archiwów. Już wtedy zwraca na siebie uwagę austriackich i niemieckich ekonomistów, którzy zauważają tak solidność jego pracy, jak i błyskotliwość młodego studenta. Po drugim roku przerywa studia by odbyć roczną służbę wojskową, po czym w 1903 r. wraca na uczelnię. W tym samym roku zapoznaje się z dziełem Carla Mengera Zasady Ekonomii, zachęcony wykładami Friedricha von Wiesera. Lektura ta, bardzo różniąca się od etatystycznych, interwencjonistycznych poglądów szkoły historycznej, do której Mises był przyzwyczajony. Wpłynęła na niego w sposób znaczący, podważając panujący wtedy na Wydziale Prawa konsensus etatystyczny, kierując go w stronę wolnego rynku, uznania przedsiębiorczości oraz odrzucenia przekonania o wszchmocy państwa. Na tyle znaczący był to epizod w życiu Misesa, że wspominając później tą lekturę, pisze, że „uczyniła ze mnie ekonomistę”. Książka Mengera bowiem odpowie na nurtujące go pytania, które pojawiły się u niego już w okresie nastoletnim, a mianowicie czy na podstawie badania historycznego jesteśmy w stanie wydedukować prawa rządzące ludzkim działaniem. Myśl Mengera, oparta o uznanie działania pojedynczych ludzi w ramach systemu rynkowego pozwoli mu na zrozumienie, dlaczego samo badanie historii nie jest w stanie dostarczyć nam bazy niezbędnej do wytłumaczenia nam przyszłych skutków działań człowieka. Lektura ta przyczyni się jednak do istotnego wyalienowania Misesa spośród studentów i profesorów Uniwersytetu. Od 1905 roku, Mises zaczyna uczęszczać na seminaria Böhm-Bawerka (który w międzyczasie zakończył swoje nauczanie na Uniwersytecie w Insbrucku) w semestrze letnim. Uczęszczanie na te spotkania będzie kontynuować także po zakończeniu studiów. Seminarium to, oprócz zapoznania się z myślą Böhm-Bawerka dotyczącą teorii procentu i kapitału, umocni w nim poparcie dla wolnego rynku oraz pozwoli zapoznać się mu z tradycją analizy pieniężnej myśli brytyjskiej i francuskiej, a także z gruntowną krytyką marksizmu w wykonaniu swego mistrza. Będzie też ostatnim etapem kształtowania się Misesa jako samodzielnego badawczo ekonomisty, który od tego momentu zacznie już swoją działalność naukową i badawczą.
W 1912 roku, Mises publikuje swoja pierwszą rozprawę ekonomiczną pod tytułem Theorie des Geldes und Umlaufsmittel (pol. Teoria pieniądza i kredytu), wpisując autora już samymi przedstawionymi tam tezami w annały historii ekonomii. Rozprawa ta zawiera rozważania na temat teorii pieniądza i jego wpływu na gospodarkę, zawierając dwa istotne wkłady w zrozumienie natury pieniądza. Pierwszym wkładem jest sformułowanie tzw. teorematu regresji, wyjaśniającego pochodzenie wartości wymiennej pieniądza. Wedle niego bowiem, dzisiejszą wartość pieniądza można prześledzić aż do dnia, gdy dane dobro albo towar (złoto) stało się przedmiotem wymiany nie tylko ze względu na swoją wartość konsumpcyjną (to, jak ktoś chce z niego skorzystać w sposób bezpośredni), ale także ze względu na możliwość jego użycia jako środka wymiany, stając się tym samym wzorcem określania wartości innych dóbr na rynku. Istotność teorematu regresji wynika nie tylko ze sformułowania historycznego modelu rozwoju pieniężnego — jest także stwierdzeniem towarowej natury pieniądza — każdy pieniądz bowiem stanowi w swej istocie pewien unikalny towar i z innego towaru się wykształcił w przeszłości. Pieniądz nie stanowi więc wymysłu państwa albo elementu umowy społecznej w rozumieniu politycznym — wartość i użyteczność towaru bowiem nie może zostać imputowana pod przymusem. Rewolucyjność teorematu polega też na tym, że do momentu jego przedstawienia nie było dokładnej teorii pieniądza i jego powstania, która byłaby zgodna z teorią subiektywistyczno-marginalistyczną i z nią zintegrowana.
Kolejnym istotnym spostrzeżeniem Misesa na temat teorii pieniądza jest zauważenie, że w ramach rozwiniętej gospodarki rolę pieniądza — a zarazem mogąc wywołać te same skutki monetarne w sferze realnej — mogą pełnić nie tylko pieniądze sensu stricto, ale także pieniądze sensu largo — jego substytuty — depozyty, certyfikaty, tytuły do pieniądza, bez względu na fakt ich rzeczywistego pokrycia. Wpływają one — zarówno pieniądz, jak i jego substytuty — wspólnie na całkowitą podaż środków płatniczych na rynku, tak jakby były one rzeczywistym pieniądzem. Zatem ekspansja substytutów pieniądza (z wyjątkiem certyfikatów pieniężnych w ramach systemu stuprocentowej rezerwy złota) będzie wprost powodować niezrównoważoną ekspansję pieniądza, co wpływać będzie na zjawiska inflacyjne.
Sformułowanie definicji pieniądza jest wstępem do teorii cyklu koniunkturalnego. Dla Misesa, za cyklami koniunkturalnymi stoi niekontrolowana emisja pieniądza papierowego (fiducjarnego) — zwiększona emisja pieniądza w wykonaniu banków (nieprzestrzegających zasady rezerwy stu procentowej) obniża równoważącą poziom oszczędności i inwestycji naturalną stopę procentową (czyli cenę kredytu – zgodnie z zasadą popytu i podaży). Obniżona stopa procentowa i wzrost podaży kredytów powoduje wysłanie w kierunku potencjalnych kredytobiorców — przede wszystkim przedsiębiorców — fałszywego sygnału co do obecności pieniądza w formie depozytów, który potem „wydany” zostanie na zakup towarów powiązanych z nowo kredytownymi inwestycjami. Jednak ze względu na brak tych oszczędności przewidywania te się nie spełnią. Ekspansja kredytowa wiąże się z inflacją monetarną, wraz ze zwrotem pieniądza dochodzi do „skurczenia kredytu” i deflacji monetarnej, co powoduje zmianę poziomu cen. Maleje konsumpcja, część pracowników zostaje zwolniona, zostaje zmniejszona przejściowo aktywność gospodarcza — co odczytywane jest powszechnie jako depresja. Teoria Misesa, znana powszechnie jako austriacka teoria cyklu koniunkturalnego, za odpowiedzialne za kryzysy wskazuje wprost państwo (a pośrednio banki), które zezwalając za pomocą regulacji prawnych na istnienie systemu rezerwy cząstkowej, doprowadza w długim okresie do cyklów koniunkturalnych. Cykle koniunkturalne nie stanowią zatem immanentnego elementu systemu kapitalistycznego, powtarzającego się w stałych odstępach czasu.
W 1920 roku, Mises publikuje kolejne istotne dzieło – esej na temat niemożliwości kalkulacji ekonomicznej w socjalizmie. Dzieło to rozpocznie słynną debatę kalkulacyjną, w której wkład swój wniosą także inni ekonomiści, jak Friedrich August von Hayek, a po stronie socjalistycznej — Oskar Lange. Mises stoi w niej na stanowisku niemożliwości kalkulacji ekonomicznej w socjalizmie, rozumianym jako 1. państwowa własność środków produkcji 2. odrzucenie kalkulacji pieniężnej w formie cen. Wskazuje bowiem, że w ramach rozwiniętej gospodarki pieniężnej, z dojżałym podziałem pracy, posiadającej bardzo szeroki zakres dóbr kapitałowych, nie ma możliwości koordynowania ich wykorzystania oraz organizacji produkcji, a także jej zakresu — rolę koordynacyjną spełnia bowiem tu system pieniężny, który na podstawie systemu cen pozwala na przeprowadzenie rachunku kalkulacyjnego a tym samym określenie działań zyskownych i stratnych w czasie. Ilość dóbr i sposobów ich wykorzystania jest bowiem tak wielka, że przerasta możliwości intelektualne jednego człowieka. Koordynacja ta jest konieczna ze względu na to że dobra ekonomiczne są dobrami rzadkimi i jedno użycie konkretnej jednostki dobra z konieczności wyklucza użycie jej do alternatywnego zastosowania. Zysk bowiem stanowi dla przedsiębiorcy informację o zainteresowaniu jego produktem i prawidłową alokacją środków produkcji w ramach danych procesów. Odrzucenie systemu pieniężnego oznacza, że nie będzie będzie żadna inna forma kalkulacji czy określenia, jaka produkcja jest zasadna — kalkulacja w naturze, bez zastosowania systemu pieniężnego, bowiem nie jest możliwa. Metoda kalkulacji ekonomicznej opartej o pieniądz stanowi jedyną możliwość „porównywania” przydatności konkretnych dóbr do konkretnych celów, nie istnieje bowiem „naturalna”, immanenta wartość dobra, którą postulowała laborystyczna teoria wartości. Nawet system „socjalizmu rynkowego” opartego o „poszukiwanie na chybił trafił” odpowiednich cen ustalanych przez państwowego właściciela nie spełni pokładanych w nim nadziei — pozostaje bowiem problem odpowiedzialności osoby kierującej „przedsiębiorstwem państwowym”. Kierownik produkcji, zarządzający zakładem, nie może być porównany do przedsiębiorcy — nie ponosi bowiem odpowiedzialności ani za zyski, ani za straty takiej jednostki gospodarczej. Jest on bowiem biurokratą, a nie przedsiębiorcą, który posiada pełna kontrolę nad przedsiębiorstwem, odpowiadając w pełni tak za zyski, jak i za straty bez udziału wpływu drugiej strony wymiany. Zyski dla przedsiębiorców stanowią motywację, która pcha ich do działania. w momencie więc, gdy takiej motywacji zabraknie — trudno mówić o przedsiębiorczości czy gospodarowaniu i trudno oczekiwać od biurokraty, jakim jest menedżer „przedsiębiorstwa państwowego”, osiągania takich efektów — socjalizm bowiem z gruntu odrzuca zysk nie tylko na poziomie ideologicznym, ale odrzuca kalkulację pieniężną jako taką. Jak pisze Mises: Nie wolno powierzać urzędnikowi — niezależnie od tego, jak wysokie stanowisko piastuje — dysponowania środk mi produkcji, zwłaszcza jeśli ze względów materialnych jest zainteresowany dobrymi wynikami swoich działań. w praktyce bowiem niezamożny dyrektor ponosi jedynie moralną odpowiedzialność za straty przedsiębiorstwa, toteż szansom materialnego zysku odpowiada tu wyłącznie ryzyko wyrzutów sumienia. Tymczasem właściciel ponosi pełną odpowiedzialność, ponieważ to przede wszystkim on odczuwa skutki nierozważnego prowadzenia interesów. Na tym polega istotna różnica między liberalną a socjalistyczną organizacją produkcji. Co istotne — każdy z tych argumentów można przypisać nie tylko interwencji państwa w ramach systemu socjalistycznego, ale w ograniczonym (zależnym od pozomu wpływu) stopniu także do sytuacji mniejszej interwencji państwa w rynek, polegającej na ustalaniu cen produktów czy produkcji czegokolwiek.
W 1949 roku, już na emigracji w Ameryce, Mises publikuje swoje opus magnum — Ludzkie działanie. Dzieło to podsumowuje całość jego przemyśleń ekonomicznycoraz je porządkuje w obrębie kanonu szkoły austriackiej. Stanowi też najpełniejsze przedstawienie jego koncepcji metodologicznej: prakseologii — nauki o ludzkim działaniu. W ramach ogólnej prakseologii — ekonomia jest najbardziej rozwiniętą nauką w jej obrębie — ekonomia, czyli teoria ludzkiego działania gospodarnego, nie może wedle Misesa, działać w oderwaniu od ogólnych zasad działania człowieka. Centralnym pojęciem w prakseologii Misesa jest aksjomat ludzkiego działania — aprioryczna i nienaruszalna zasada, opisująca warunki, w których człowiek podejmuje aktywność, stanowiąca podstawę do dedukowania twierdzeń, wynikająca z logicznej, racjonalnej struktury ludzkiego rozumu, wspólnej dla całego gatunku. By człowiek podjął jakiekolwiek działanie (które nie stanowi bezwolnego odruchu), musi: 1) odczuwać niezadowolenie związane z obecnym stanem rzeczy; 2) posiadać wyobrażenie lepszego stanu rzeczy w przyszłości; 3) być przekonanym, że istnieje możliwość podjęcia działania, które polepszy jego sytuację. Brak jakiegokolwiek z tych elementów powoduje, że działanie nie zostanie podjęte. w tym sensie człowiek więc jest istotą racjonalną, jakkolwiek nie jest on nieomylny — jego racjonalizm przejawia się w podejmowaniu działań w zgodzie ze znanymi mu związkami przyczynowo-skutkowymi. Ma więc ona charakter teleologiczny. Aprioryczność tego aksjomatu, jak i całej prakseologii, nie oznacza jednak oderwania jej od rzeczywistości lecz wynika ze zrozumienia, że każde działanie człowieka w istocie wynika ze spełnienia tejże zasady, co z kolei odpowiada ontologicznej strukturze świata. Aksjomat ten bowiem dla Misesa stanowi narzędzie metodologiczne do poznawania rzeczywistości, wynikające z przekonania o istnieniu pewnych podstawowych, niezaprzeczalnych prawd o otaczającej nas rzeczywistości, które muszą być wzięte pod uwagę w ramach badania praw ekonomii. Przyjęcie tego narzędzia — rozumowania apriori — wyróżniać będzie Misesa, jak i jego kontynuatorów w ramach samej szkoły austriackiej, jak i innych nurtów w ekonomii. Stanowi jednocześnie metodologiczne ukoronowanie indywidualistycznego podejścia Mengera i Böhm-Bawerka. Co ważne — Mises określa że w prakseologicznym i ekonomicznym opisie zachowania człowieka i oceny ludzkiego działania powinno się zachować wolność od sądów wartościujących (Wertfreiheit) — badane działanie, bądź cel jaki osoba chce osiągnąć za jego pomocą, może być uznawany za „nieracjonalny” bądź „racjonalny” przez badacza. Nie to jednak jest celem prakseologii — celem jej jest określenie racjonalności teleologicznej — czyli stwierdzenie, czy dany środek pozwoli na osiągnięcie wybranego celu.
Jakkolwiek ekonomia, jako nauka w rozumieniu austriackim, jest wolna od wartościowania - i wśród ekonomistów, będących także przedstawicielami nurtu libertariańskiego zasada Wertfreiheit jest ściśle przestrzegana w takim zakresie, w jakim prowadzą argumentację na gruncie naukowym - trudno przecenić wpływ szkoły austriackiej i Ludwiga von Misesa w szczególności, na myśl libertariańską. Dostarcza ona bowiem przede wszystkim narzędzi metodologicznych i środków opisu rzeczywistości na potrzeby rozważań ideowych. o ile bowiem sam opis ekonomiczny, jak wskazywał Mises, musi być wolny od wartościowania, o tyle wnioski, jakie z tego opisu wyciągniemy z konieczności muszą się na wartościowaniu opierać. Tą dychotomię dobrze opisuje cytat z Ludzkiego działania: Twierdzi się, że żyjący i działający człowiek nie potrzebuje Wertfreiheit, lecz chce wiedzieć, do czego ma dążyć. Jeśli nauka nie daje mu takich wskazówek, jest jałowa. Jest to jednak zarzut bezpodstawny. Nauka nie ocenia, lecz dostarcza działającemu człowiekowi wszelkich informacji, na których może budować swoje wartościowania. Zachowuje milczenie jedynie wtedy, gdy pada pytanie o to, czy warto żyć. I tak o ile libertarianizm jest odpowiedzą na pytanie: „jak żyć?” — austriacka szkołą ekonomii pełni rolę służebną, odpowiadając na pytanie, co będzie dla tego celu drogą odpowiednią, a jaką złą.
Opracowanie niniejsze zaczerpnięte jest z trzeciego podrozdziału pierwszego rozdziału rozprawy doktorskiej dr. Jakuba Juszczaka pt. Społeczeństwo prawa prywatnego — doktryna polityczno-prawna Hansa-Hermanna Hoppego. Opracowanie w porównaniu z oryginałem zostało skrócone, naniesiono drobne poprawki redakcyjne i poddano korekcie. Zamieszczono i opracowano za zgodą Autora.
Kiedy zapytamy społeczeństwa co sądzi o gospodarce rynkowej, najbardziej pozytywnie nastawieni do niej są Polacy, a tuż za nimi plasują się mieszkańcy Stanów Zjednoczonych oraz Czech, będące kolejnym przykładem sukcesu wolnego rynku.
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.
Bądź z Nami na bieżąco
Uzyskaj dostęp do najnowszych informacji ze świata ekonomii i biznesu.