Praca nagrodzona I miejscem w konkursie na esej Instytutu Misesa 2024.
W chaosie jest płodność, a w zniszczeniu jest stworzenie
Czym jest postęp? Na to pytanie próbowały odpowiedzieć niezliczone zastępy myślicieli, akademików, naukowców i zwykłych ludzi. Jak go definiować? Czy ogranicza się on jedynie do technologicznych innowacji? Może to także zrozumienie społecznych zagadnień i stopniowy rozwój oparty na interakcjach z innymi ludźmi? A może należy spojrzeć głębiej, na psychologiczne aspekty człowieka i jego umysłu?
W głębokich zawiłościach refleksji nad postępem, pojawiają się pytania dotyczące roli sztucznej inteligencji (SI) w przyszłości pracy ludzkiej. Czy jest to zwiastun nieuchronnego zniknięcia siły roboczej? Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym ludzkość czeka utopijna przyszłość, gdzie na nasze potrzeby pracuje wszechwiedzący byt, a konieczność naszej pracy zarobkowej znika? Czy bardziej pesymistyczne scenariusze, w których wąska grupa czerpie z owoców jej pracy, a rzesze ludzi pozostawione są same sobie? Moim zdaniem warto rozważyć jeszcze inne, trzecie podejście, które zdaje się być chyba najbardziej racjonalnym. Analiza zagadnienia z perspektywy austriackiej szkoły ekonomii odkrywa bogactwo aspektów, które warto uwzględnić.
Ekonomiści austriaccy podkreślają rolę procesów rynkowych w kształtowaniu i zachodzeniu zmian. Ich podejście uwzględnia dynamikę rynku i elastyczność w reakcji na zmieniające się warunki. W takiej interpretacji, sztuczna inteligencja nie jest koniecznie demonem zagłady ludzkiej pracy, lecz nową formą narzędzia, która może zrewolucjonizować sposoby produkcji i zatrudnienia, a także podnieść wydajność na niespotykaną w historii ludzkości skalę. Podstawowe założenia, na jakich należy się oprzeć, to przede wszystkim spontaniczny porządek rynkowy i akcja ludzka[1]. Rewolucja cyfrowa nie różni się w swoim charakterze od innych rewolucji w historii ludzkości. Główna zasada – przystosowania do zmieniających się dynamicznie okoliczności, pozostaje taka sama. Ważna jest także koncepcja przedsiębiorczości jako źródła innowacji. Właśnie SI jest ową innowacją w kontekście rozważań na temat ewolucji rynku pracy.
Gwałtowny rozwój narzędzi SI trwający już od kilku lat całkiem mocno zmienił sposób, w jaki pracuje dziś wiele osób. Pierwsze skutki tego tąpnięcia odczuła oczywiście branża IT, a kolejno wszelkie zawody związane z szeroko pojętym używaniem słowa. Mowa tutaj oczywiście o dziennikarzach, twórcach internetowych, copywriterach, akademikach, nauczycielach i studentach. SI oszołomiło wszystkich. Prosty model językowy w kilka minut tworzący epopeje czy piszący skomplikowane kody, wykonujący pracę, którą człowiek musiałby wykonywać kilka godzin albo nawet dni. Zapanowało przerażenie, które natychmiast zrodziło pytanie – „Czy SI zabierze nam miejsca pracy”? Czy spełni się przerażający scenariusz rodem z powieści Harlana Elisona albo apokaliptycznych wizji Jamesa Camerona z filmu „Terminator”? Spekulacjom i dyskusjom nie było końca.
My zejdźmy jednak na ziemię. W tych wszystkich, rozważaniach często zapominano o jednym, chyba najważniejszym czynniku – o człowieku. Poczynając od faktu, że to człowiek zaprogramował i stworzył te algorytmy, poprzez to, że musiał wydać mu polecenia, kończąc na sprawdzeniu i udoskonaleniu rezultatów pracy SI. SI nie jest i jeszcze długo nie będzie narzędziem doskonałym. Przypomina raczej praktykanta, który dopiero uczy się jak profesjonalnie wykonywać zadania, a człowiek jest tutaj mentorem, prowadzącym program do rozwoju i doskonalenia.
Bez udziału człowieka nie powstałyby epopeje, kody, książki, eseje, bez innowacji i pomysłowości użytkowników i twórców, miliony istniejących już dzieł sztucznej inteligencji nigdy by się nie pojawiło. Tam, gdzie większość widzi problem lub niebezpieczeństwo, zagrożenie dla swojego bytu i interesów, przedsiębiorcze i kreatywne jednostki, stosujące się do aksjomatu ludzkiego działania widzą szanse,[2] którą błyskawicznie wykorzystują do osiągania sukcesów, optymalizacji swojej pracy, zwiększania produktywności i innowacji.
I tak – dziennikarz usprawni swoją pracę, szybko wyszukując źródła, usuwając ze swoich tekstów literówki czy eksperymentując z formą i treścią. Nauczyciel wybierze spośród pomysłów na tematy lekcji, szybko przygotuje tabele, ćwiczenia i karty pracy. Każdy bez wyjątku doceni zdolności organizacyjne cyfrowego asystenta, takie jak tworzenie tabel, ewidencja i redagowanie treści maili czy informacji, rzeczy które w powtarzalny sposób zabijają nasza kreatywność i często zabierają ogromną część dnia, tę którą moglibyśmy poświęcić na rzeczy ogólnie mówić – nieco bardziej ambitne, jak nauka czy działanie w kierunku rozwoju społecznego, ekonomicznego i osobistego. Nie myślimy o sprawach wielkich, gdy przytłaczają nas sprawy codzienne. SI oferuje odciążenie od trywializmu monotonnych, powtarzalnych obowiązków.
Na naszych oczach ma miejsce cicha rewolucja, którą większość ludzi przesypia. Nie będzie nadużyciem porównanie obecnie zachodzących zmian do pierwszych etapów rewolucji przemysłowej, gdzie uznawany dziś za ojca kapitalizmu Adam Smith ową rewolucję tak naprawdę przegapił, nie będąc w stanie w jasny i dobitny sposób zrozumieć i wytłumaczyć wagi zachodzących zmian. On i wielu jemu współczesnych, bezsprzecznie wynoszonych dzisiaj na piedestał, przespało (dotychczas) najważniejszy zwrot rozwojowy w historii ludzkości. Zanim wszyscy zdadzą sobie sprawę z niebywałego potencjału narzędzi SI oraz ich możliwości, ci którzy byli pierwsi, już dawno zostawią resztę w tyle. Podobnie jak podczas pierwszej rewolucji przemysłowej z chaosu wyłoni się grupa, która dzięki swojej zaradności i spostrzegawczości wysunie się na prowadzenie, być może tworząc nową grupę społeczną, analogicznie do wieku XIX którą będzie się określać z czasem mianem „cyfrowej burżuazji”. Ale nie wybiegajmy tak daleko[3].
Najdonioślejsze głosy niepokoju dotyczą oczywiście zabierania miejsc pracy przez rozwijające się w szalonym tempie SI. Jakkolwiek ciężko dzisiaj straszyć nas prostymi narzędziami nie do końca rozumiejącymi wydawane im polecenia i definitywnie nieposiadające samoświadomości, tak ciężko wykpić obawy wielu, dotyczące przyszłości. Skoro twórcy owych programów sami nie do końca je rozumieją, to jak my mamy próbować przewidzieć przyszłość i nie zadawać niewygodnych pytań, dotyczących naszego statusu w świecie zdominowanym przez narzędzia wirtualne.
Tutaj z pomocą przychodzi nam koncepcja kreatywnego niszczenia zwana również od nazwiska jej twórcy, procesem Schumpeterowskim. W 1942 roku Joseph Schumpeter opisywał proces mutacji przemysłowej jako nieustannie rewolucjonizujący strukturę gospodarczą od wewnątrz. Proces ten, niszczył starą strukturę, tworząc jednocześnie nową. Schumpeter nazywał owy fenomen kreatywną destrukcją, co było także podstawowym elementem dynamiki gospodarczej.
Kreatywna destrukcja stanowiła fundamentalny fakt ekonomiczny, który Schumpeter analizował[4]. Definiuje on ów proces jako transformację przemysłową, inicjowaną wprowadzeniem radykalnych zmian, a będący istotną składową przedsiębiorczości. SI nieuchronnie zmieniająca krajobraz rynku, poprzez niszczenie lub transformowanie starych zawodów i miejsc pracy może stworzyć nowe możliwości zatrudnienia, wymagające tym razem nie powtarzalnego, biernego podążania za utartymi schematami (tak obecnymi dzisiaj w systemach etatystycznych), ale właśnie ludzkiej kreatywności, inicjatywy i decyzyjności. Tym samym, mimo obaw, nowa technologia może stać się katalizatorem powstania pionierskich dziedzin i zawodów. Podobnie wyglądać może masowe wykorzystanie narzędzi SI w procesie edukacji i nauczania.
Wracając do rewolucji przemysłowej — ludzie mają bardzo długą i dobrze ugruntowaną historię adaptacji do zmian. Wynalezienie maszyny parowej nie spowodowało nagłego i masowego bezrobocia woźniców. Z powożących końmi, stali się oni maszynistami. Wprowadzenie na masową skalę maszyn tkackich nie doprowadziło do zwolnienia wszystkich szwaczek, a wręcz przeciwnie, bo popyt na siłę roboczą był wtedy bezprecedensowy, nieustannie brakowało rąk do pracy. Dzisiaj wspomniane zawody porównać można np. do informatyków, którzy zamiast pisać kody, będą programować nowe modele sztucznej inteligencji, optymalizować je, a może nawet uczyć, jak być bardziej ludzkimi.
Nie będzie chyba zbyt daleko idącym stwierdzeniem, że przeciwników SI i jej dalszego rozwoju porównać można do panikujących luddystów, którzy w czasach rewolucji niszczyli prywatne zakłady i znajdujące się w nich maszyny. Analogicznie wyobraźmy sobie dziś grupę zamaskowanych bandytów wpadających do pierwszego lepszego biura w Warszawie, aby zniszczyć, znajdujące się tam komputery i zdemolować serwerownie. Doprawdy groteskowy widok. Myślę jednak, że ludziom w XIX-wiecznej Anglii nie było do śmiechu i nam też nie powinno być, jeśli analogiczne ruchy pojawią się dziś. Technologiczne innowacje nigdy nie doprowadzały do masowego bezrobocia i zapewne nie doprowadzą obecnie. Pod warunkiem, że we właściwy sposób nastawimy się do zmian, zamiast za wszelką ceną próbować zachować status quo.
Podsumowując, w ujęciu libertariańskim i austriackim, SI i jej dalszy rozwój to zjawisko pożądane, bo wpisujące się w mechanizmy kształtujące rozwój cywilizacyjny ludzkości, co bardzo łatwo można wykazać[5]. Jednostki posiadające minimum kreatywności, woli, czy zapału znajdą w możliwościach tych, nowych narządzi niezwykły motor do rozwoju i siłę napędową aby czynić świat lepszym. Najpierw dla siebie, później z korzyścią dla wszystkich wokół.
Zaś pojawiąjące się głosy krytyki o mniej zaradnych czy utalentowanych słuchać chyba od początków ludzkości. Świat pędzi do przodu, wymagając na wszystkich stopniową lub bardziej gwałtowną adaptację do dynamicznie zmieniających się warunków[6]. Świat trwał w stagnacji już zbyt wiele dekad, bez wielkiego przełomu a wszystko wskazuje na to, że ten przełom to właśnie upowszechnienie i rozwój narzędzi sztucznej inteligencji. Zmiany jakie obserwujemy dziś, są po prostu kolejną z dziejowych rewolucji i musimy zrozumieć, że żyjąc obecnie spotkało nas niebywałe szczęście a nie tragedia.
Na koniec warto pochylić się and próbami regulacji funkcjonowania sztucznej inteligencji. UE zgodnie ze swoją doktryną kontroli i regulacji już podejmuje próby okiełznania procesu twórczej destrukcji wywołanego pojawieniem się SI w życiu codziennym[7].Tym razem, skala zjawiska może ich jednak nieco przerosnąć. Spontaniczny proces destrukcji połączony z ludzkim działaniem daje doprawdy wybuchowy efekt, który wykracza głęboko poza horyzonty myślowe skostniałych biurokratów, zwyczajnie wymykając się ramom ich pojmowania.
Natura opisywanych zjawisk to swoista manifestacja egalitarnych procesów wolnorynkowych w ich czystej postaci. Zwróćmy uwagę na fakt, że większość z narzędzi SI dostępna jest za darmo lub za naprawdę niewielkie pieniądze. Z kolei patrząc na zyski, jakie w rękach zręcznego innowatora mogą wygenerować, będą one narzędziami, które dla dziesiątek milionów ludzi wcześniej pozbawionych możliwości twórczych mogą stać się przepustką do awansu społecznego[8]. Tym, którzy już tworzą i działają na rynku, pozwala z kolei na jeszcze bardziej wydajną konkurencję i doskonalenie swojej pracy oraz funkcjonowania na skalę, jakiej ludzkość jeszcze nigdy w swojej historii nie doświadczyła. Zatem niech żyje rewolucja – tym razem cyfrowa!
Chyba że AI zacznie samodzielnie rozwijać AI.
Odpowiedz