Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Rothbard: W obronie skrajnego aprioryzmu

30
Murray N. Rothbard
Przeczytanie zajmie 15 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Murray N. Rothbard
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Wojciech Sabat
Wersja PDF

Tekst został po raz pierwszy opublikowany w „The Southern Economic Journal” w 1957 r.

Stymulujący intelektualnie spór metodologiczny pomiędzy profesorami Machlupem i Hutchisonem dowodzi, że czasem są więcej niż dwie odpowiedzi na każde pytanie[1]. W wielu przypadkach mówią oni o różnych rzeczach, nie zdając sobie z tego sprawy: profesor Hutchison przede wszystkim kwestionuje metodologiczne (i polityczne) poglądy profesora Ludwiga von Misesa; jego najpoważniejszy zarzut co do poglądów profesora Machlupa jest taki, że próbuje on ubrać Misesowską herezję w budzące szacunek szaty epistemologiczne. Odpowiedź profesora Machlupa, całkiem słusznie, zawiera tylko wzmiankę o Misesie, jako że ich poglądy metodologiczne są zupełnie przeciwstawne (pozycja Machlupa jest bliska mainstreamowej, „pozytywistycznej" tradycji metodologii ekonomicznej). Ale w międzyczasie odkrywamy, że profesor Mises i „skrajny aprioryzm" nie są wcale bronione w debacie. Może wkład skrajnego apriorysty do dyskusji okaże się pomocny.

Po pierwsze, należy powiedzieć jasno, że ani profesor Machlup, ani profesor Hutchison nie są w rozumieniu Misesa prakseologami, tj. żaden z nich nie twierdzi, że:

a) fundamentalne aksjomaty i przesłanki ekonomii są bezwzględnie prawdziwe;

b) twierdzenia i konkluzje wydedukowane za pomocą praw logiki z tych przesłanek są wskutek tego również bezwzględnie prawdziwe;

c) w związku z tym nie ma potrzeby empirycznego „testowania" ani przesłanek, ani konkluzji;

d) wydedukowane twierdzenia nie mogą być testowane, nawet jeśli byłoby to pożądane[2].

Obaj dyskutanci są skłonni sprawdzać prawa ekonomiczne doświadczalnie. Kluczowa różnica jest taka, że profesor Machlup trzyma się ortodoksyjnego pozytywizmu, wedle którego założenia nie muszą być weryfikowane, dopóki można wykazać prawdziwość wydedukowanych z nich twierdzeń — merytorycznie odpowiada to poglądom profesora Miltona Friedmana. Natomiast profesor Hutchison jest bardziej nieufny wobec założeń i przyjmuje bardziej empiryczne — lub instytucjonalne — podejście, według którego lepiej weryfikować także założenia.

Choć to może wyglądać dziwnie jak na skrajnego apriorystę, to z tych dwóch poglądów stanowisko Hutchisona bardziej mnie przekonuje. Jeśli trzeba wybrać między dwiema odmianami empiryzmu, to wiara w procedurę empirycznego testowania wyłącznie konkluzji wygląda na szaleństwo. Dużo lepiej jest upewnić się, że założenia też są poprawne. Tu muszę zgodzić się z zarzutem profesora Hutchisona, że pozytywiści opierają się na mylących analogiach z epistemologią fizyki. To właśnie stanowi samo sedno sprawy.

Wszystkie metody pozytywistyczne bazują na naukach fizycznych[3]. To właśnie fizyka zna lub może poznać swoje „fakty" i może testować hipotezy w oparciu o te fakty, kompletnie ignorując zasadnicze założenia. W naukach o ludzkim działaniu testowanie wniosków jest niemożliwe. Nie ma laboratorium, w którym można odizolować i kontrolować fakty, „fakty" ludzkiej historii są złożone, wynikające z wielu przyczyn. Te przyczyny można izolować tylko w teorii, teoria jest koniecznie a priori w stosunku do historycznych (włączając statystyczne) faktów. Oczywiście, profesor Hutchison nie posunąłby się tak daleko w odrzuceniu empirycznego testowania twierdzeń. Jest jednak godnym pochwały sceptykiem możliwości testowania (choć nie jego potrzeby), pomimo tego, że akcentuje, iż założenia także powinny być weryfikowane.

W fizyce podstawowe założenia nie mogą zostać bezpośrednio zweryfikowane, ponieważ nie wiemy nic bezpośrednio o prawach fizycznych ani o czynnikach sprawczych. Stąd sensowne jest, zamiast to robić, stosować fałszywe założenia, takie jak brak tarcia itd. Ale fałszywe założenia są niewłaściwe w ekonomii. Jako że ludzkie działanie nie jest takie samo jak fizyka, jego podstawowe założenia są świetnie znane i dokładnie z tych danych aksjomatów zostały wydedukowane prawa ekonomiczne. Fałszywe lub wątpliwe założenia sieją spustoszenie w ekonomii, podczas gdy często są pożyteczne w fizyce[4].

Stąd profesor Hutchison ma rację, chcąc weryfikować założenia. Ale te przesłanki nie muszą być (a w zasadzie nie mogą być) zweryfikowane przez odwołanie się do statystyki. Te przesłanki są ufundowane w prakseologii na dużo pewniejszej i trwalszej podstawie jako definitywnie prawdziwe. Jak więc otrzymuje się te postulaty?

Pomimo etykiety „skrajny aprioryzm", prakseologia ma tylko jeden fundamentalny aksjomat — aksjomat działania, który można nazwać apriorycznym — oraz kilka pomocniczych postulatów, które są empiryczne. Dla dobrze obeznanych z tradycją pozytywistyczną może to wyglądać niewiarygodnie, że z malutkiej garści przesłanek wydedukowano całą ekonomię — i to wydedukowano ją jako absolutnie prawdziwą. Chwilowo odkładając na bok ten fundamentalny aksjomat, wspomniane przeze mnie postulaty empiryczne są:

a) nieliczne;

b) tak ogólne, że ledwo można je nazwać „empirycznymi" w rozumieniu empirystów. By wyrazić to inaczej, są one na tyle ogólne, że aż oczywiste (self-evident) — w taki sposób, że każdy od razu dostrzega ich oczywistość. Nie są zatem empirycznie falsyfikowalne i dlatego też nie są „operacyjnie istotne".

Jakie są te postulaty? Możemy je rozpatrzyć w porządku malejącej ogólności:

1) najbardziej podstawowy: istnienie różnorodności zasobów — zarówno naturalnych, jak i ludzkich, z czego bezpośrednio wynika podział pracy, rynek itd.;

2) mniej ważny — czas wolny to dobro konsumpcyjne.

Tak naprawdę to jedyne potrzebne postulaty. Dwa inne po prostu wymuszają wprowadzenie ograniczających założeń do analizy. Dlatego też ekonomia może dedukcyjnie wyjaśniać zarówno „gospodarkę Robinsona Crusoe", barter, jak i gospodarkę pieniężną. Jest to możliwe dzięki podstawowemu aksjomatowi i postulatom 1 i 2 (faktycznie tylko postulat 1 jest niezbędny). Wszystkie odkryte w ten sposób prawa są absolutnie prawdziwe. Można je jednak stosować tylko w konkretnych przypadkach, gdzie zachodzą te specyficzne warunki ograniczające.

Nie ma w tym oczywiście nic niezwykłego — możemy wyjaśnić odpowiednim prawem fakt, że niepodtrzymywane jabłko spadnie na ziemię. Ale to prawo działa tylko w takich przypadkach, gdzie jabłko jest rzeczywiście rzucone. Tak więc prawa ekonomiczne dotyczące „gospodarki Crusoe”, barteru i gospodarki pieniężnej mogą być zastosowane tylko wtedy, gdy obowiązują dane warunki. Zadaniem historyka lub „specjalisty ekonomii stosowanej" jest orzec, jakie warunki obowiązywały w danej analizowanej sytuacji. To oczywiste, że stwierdzanie faktycznego stanu jest samo w sobie łatwe.

Gdy analizujemy gospodarkę opartą na wymianie pośredniej, nakładamy prosty i oczywisty warunek ograniczający (postulat 3), że dokonywane są wymiany pośrednie. Powinno być jasne, że przez takie proste stwierdzenie nie „testujemy teorii", lecz po prostu wybieramy teorię odnoszącą się do rzeczywistości, którą chcemy wyjaśnić.

Ostatni i zdecydowanie najmniej fundamentalny postulat dla teorii rynku to ten, który profesorowie Hutchison i Machlup uważają za kluczowy — że firmy zawsze dążą do maksymalizacji zysków pieniężnych. Jak się później wyjaśni, gdy będę omawiał fundamentalny aksjomat prakseologii, to założenie w żadnym razie nie jest niezbędną częścią teorii ekonomii. Z naszego aksjomatu można jedynie wyprowadzić prawdziwe twierdzenie, że każda firma zawsze dąży do maksymalizacji swojego zysku psychicznego. To może, ale nie musi, oznaczać maksymalizację jej zysku pieniężnego. Często nie musi, i żaden prakseolog nie zaprzeczyłby temu faktowi.

Gdy przedsiębiorca rozmyślnie akceptuje niższe zyski pieniężne, aby dać dobrą pracę leniwemu bratankowi, prakseolog nie czuje zmieszania. Przedsiębiorca po prostu wybrał niższy zysk pieniężny, aby uzyskać satysfakcję konsumencką z widoku dobrze zarabiającego bratanka. To założenie, że firmy dążą do maksymalizacji zysku pieniężnego to po prostu pewne uproszczenie w analizie. Pozwala ono rozwinąć szkielet katalaktyki (nauki o prawach rządzących rynkiem), którego nie można by rozwinąć w inny sposób.

Prakseolog zawsze pamięta o zastrzeżeniu, że tam, gdzie ten pomocniczy postulat nie ma zastosowania — jak w przypadku leniwego bratanka — jego wydedukowane teorie nie będą miały zastosowania. Wierzy on po prostu, że wystarczająco wielu przedsiębiorców kieruje się celami pieniężnymi przez wystarczająco dużą część czasu, aby jego teoria była wysoce użyteczna w wyjaśnianiu prawdziwego rynku[5].

Zajmiemy się teraz naszym fundamentalnym aksjomatem (sednem prakseologii): istnieniem ludzkiego działania. Z tego absolutnie prawdziwego aksjomatu można wyprowadzić prawie całą teorię ekonomii. Niektóre z natychmiastowych implikacji logicznych, które wypływają z tej przesłanki, to: istnienie relacji środki — cele, czasowej struktury produkcji oraz preferencji czasowej, prawo malejącej użyteczności krańcowej, prawo malejących przychodów. To jest kluczowy aksjomat oddzielający prakseologię od innych poglądów metodologicznych, i który wnosi zasadniczy element a priori do ekonomii.

Po pierwsze, musi zostać podkreślone, że jakiej by roli nie grała „racjonalność" w teorii profesora Machlupa, nie gra ona jakiejkolwiek roli dla profesora Misesa. Hutchison atakuje Misesa za pogląd, że „wszystkie działania ekonomiczne były (lub muszą być) racjonalne"[6]. To jest kategorycznie niepoprawne. Mises nic nie zakłada odnośnie do racjonalności ludzkich działań (w rzeczywistości Mises nie stosuje w ogóle takiej koncepcji). Nic nie zakłada o sensowności celów człowieka albo o poprawności jego środków. On tylko zakłada, że człowiek działa, że ma jakieś cele i używa jakichś środków, by je osiągnąć. To najbardziej fundamentalny aksjomat u Misesa i jest to właśnie aksjomat nadający pełną strukturę prakseologiczną ekonomii zbudowanej na absolutnej i apodyktycznej pewności.

Powstaje teraz kluczowe pytanie: Jak otrzymaliśmy prawdę zawartą w tym aksjomacie? Czy nasza wiedza jest a priori czy empiryczna, „syntetyczna" czy „analityczna"? W pewnym sensie takie pytania są stratą czasu, ponieważ dużo ważniejszy jest fakt, że ten aksjomat jest w oczywisty sposób prawdziwy — oczywisty w o wiele większym i szerszym stopniu niż inne postulaty. Ten aksjomat jest prawdziwy dla wszystkich ludzi, wszędzie, zawsze i nie mógłby zostać nawet hipotetycznie naruszony. Krótko mówiąc, możemy wyobrazić sobie świat, gdzie zasoby nie są zróżnicowane, ale nie taki, w którym ludzie istnieją i nie działają. Zauważyliśmy, że inne postulaty, będące „empirycznymi", są tak oczywiste i łatwe do zaakceptowania, że ledwo można je nazwać „falsyfikowalnymi" w typowym rozumieniu empirystów. O ile łatwiej uznać prawdziwość aksjomatu, który nie jest nawet hipotetycznie falsyfikowalny?

Pozytywiści wszystkich odcieni wzdrygają sie na myśl o oczywistych twierdzeniach. Warto w tym miejscu zadać pytanie: czym jest chełpliwie przywoływany „dowód” empirystów, jeśli nie sprowadzeniem niejasnego dotąd twierdzenia do oczywistości?

Ale niektóre twierdzenia wystarczy tylko sformułować, aby stały się oczywistymi — aksjomat działania jest właśnie takim twierdzeniem.

To, czy uważamy aksjomat działania za a priori czy za empiryczny, zależy od naszych fundamentalnych poglądów filozoficznych. Profesor Mises, zgodnie z neokantowską tradycją, uważa ten aksjomat za prawo logiki i dlatego też za kategorycznie prawdziwe a priori wobec wszelkiego doświadczenia. Moje własne stanowisko epistemologiczne bazuje bardziej na Arystotelesie i św. Tomaszu z Akwinu niż na Kancie, tak więc interpretowałbym to twierdzenie odmiennie. Uważam ten aksjomat bardziej za prawo natury (law of reality) niż za prawo logiki, więc raczej postrzegam go jako empiryczny niż a priori. Ale powinno być oczywiste, że ten typ empiryzmu jest do tego stopnia niezgodny z duchem nowoczesnego empiryzmu, że równie dobrze mogę aksjomat nazywać a priori dla doraźnych potrzeb, ponieważ:

1) to prawo natury i nie jest nawet hipotetycznie (wyobrażalnie) falsyfikowalne, a mimo tego jest empirycznie sensowne i prawdziwe;

2) bazuje na uniwersalnych wewnętrznych doświadczeniach, a nie po prostu na zewnętrznych doświadczeniach — to znaczy, jego oczywistość jest bardziej dedukcyjna niż fizyczna[7];

3) jest wyraźnie a priori wobec złożonych wydarzeń historycznych[8].

Epistemologiczna klasyfikacja oczywistych twierdzeń zawsze była zawiłym problemem. Z tego powodu dwóch tak znakomitych tomistów, jak o. Toohey i o. Copleston, będąc na tych samych pozycjach filozoficznych, różnią się co do tego, czy oczywiste twierdzenia powinny być klasyfikowane jako a posteriori czy a priori, jako że definiują te dwie kategorie odmiennie[9].

Z fundamentalnego aksjomatu działania wynika, że każdy zawsze próbuje maksymalizować swoją użyteczność. Wbrew opinii profesora Hutchisona to prawo nie jest zamaskowaną definicją — że maksymalizuje się to, co się maksymalizuje. To prawda, że użyteczność nie ma konkretnej treści, ponieważ ekonomia nie zajmuje się treścią ludzkich celów, ale faktem, że człowiek ma cele. Pomimo tego, sam fakt, wydedukowany bezpośrednio z aksjomatu działania, jest absolutnie prawdziwy[10].

Wreszcie dochodzimy do największej herezji Misesa w oczach profesora Hutchisona: jego rzekomego wydedukowania „masowych wniosków politycznych" z aksjomatów ekonomii. Taki zarzut jest zupełnie błędny — zwłaszcza, gdy zdamy sobie sprawę, że profesor Mises jest niezrównanym mistrzem Wertfreiheit (wolności od wartościowania) nie tylko w ekonomii, ale również we wszystkich innych naukach. Nawet staranne przeczytanie wybranych przez Hutchisona cytatów z Misesa nie doprowadzi do takich nieuprawnionych wniosków[11]. Misesowska ekonomia nie ma sobie równych w unikaniu włączania nieprzeanalizowanych sądów wartościujących ad hoc do materiału analizy ekonomicznej.

Dean Rappard postawił pytanie: jak Mises może jednocześnie być mistrzem „wolności od wartościowania w ekonomii i leseferystowskiego" liberalizmu (jest to dylemat, który prowadzi profesora Hutchisona do zarzucenia Misesowi wyciągania wniosków politycznych z teorii ekonomicznej)[12]?

Poniższy cytat z Misesa daje wskazówkę, jak rozwiązać tę zagadkę:

 

Jako doktryna polityczna liberalizm nie jest neutralny wobec wartości i ostatecznych celów, do których prowadzi działanie. Liberalizm przyjmuje, że wszyscy ludzie, a przynajmniej ich większość jest zajęta dążeniem do określonych celów. Dostarcza on informacji na temat środków, które umożliwiają realizację tych celów. Zwolennicy doktryn liberalnych doskonale wiedzą, że ich poglądy sprawdzają się wyłącznie w odniesieniu do osób, które kierują się tymi samymi zasadami w ocenach wartości.

Prakseologia, a więc również ekonomia, używa terminów „szczęście” i „usunięcie dyskomfortu” w znaczeniu czysto formalnym, liberalizm natomiast nadaje im konkretne znaczenie. Liberalizm przyjmuje, że ludzie wolą życie od śmierci, zdrowie od choroby, dobre odżywianie się od głodu, dostatek od nędzy. Uczy, jak działać zgodnie z tymi ocenami wartości[13].

 

Krótko mówiąc, ekonomia ustala prawa typu: jeśli A, to B. Mises pokazuje, że ta nauka utrzymuje, że leseferyzm prowadzi do pokoju i wyższego standardu życia dla wszystkich, podczas gdy etatyzm prowadzi do konfliktów i niższego standardu życia. Potem Mises jako obywatel wybiera leseferyzm, ponieważ chce osiągnąć właśnie takie cele jak wyższy standard życia.

Mises uważa liberalizm za „naukowy" jedynie wtedy, kiedy ludzie chcą wspólnie osiągnąć dostatek i wzajemne korzyści.

Być może Mises zbyt optymistycznie ocenia stopień powszechności takich dążeń, ale nigdy nie łączy wartościowania i nauki: gdy mówi, że kontrola cen jest zła, ma na myśli, że jest zła nie z jego punktu widzenia jako ekonomisty, ale z punktu widzenia tego społeczeństwa, które pragnie dobrobytu. Ci, którzy wybierają przeciwne cele — np. ci, którzy popierają kontrolę cen jako drogę do osiągnięcia biurokratycznej władzy nad współobywatelami, albo ci, którzy przez zazdrość uważają równość społeczną za bardziej wartościową niż ogólny dobrobyt czy wolność — na pewno nie zaakceptowaliby liberalizmu, a Mises na pewno nigdy nie powiedziałby, że ekonomia dowodzi ich błędu. Nigdy nie wychodzi poza stwierdzenie, że ekonomia wyposaża ludzi w wiedzę o konsekwencjach różnych działań politycznych, a domeną obywatela jest tylko wybrać swoja opcję polityczną przy znajomości tych konsekwencji.


[1] Terence W. Hutchison, Professor Machlup on Verification in Economics, „Southern Economic Journal” (April 1956): s. 476–83; Fritz Machlup, Rejoinder to a Reluctant Ultra-Empiricist, ibid., s. 483–93.

[2] Tradycja prakseologiczna, choć dopiero ostatnio tak nazwana, ma od dawna poczesne miejsce w historii myśli ekonomicznej. W pierwszym wielkim sporze metodologicznym w naszej nauce John Stuart Mill był pozytywistą, a Nassau Senior prakseologiem, natomiast J. E. Cairnes lawirował między tymi poglądami. Później metoda prakseologiczna została rozwinięta przez wczesnych austriaków: Wicksteeda i Richarda Strigla, z kulminacją w pracach Ludwiga von Misesa. Poglądy Misesa można znaleźć w Ludzkim działaniu i jego wcześniejszym Grundprobleme der Nationalökonomie [Epistemologiczne problemy ekonomii].O podobieństwie między Seniorem i Misesem pisze Marian Bowley Nassau Senior and Classical Economics (New York: Augustus M. Kelley, 1949), rozdz. 1, zwł. s. 64-65.  Książka Lionela Robbinsa Essay on the Nature and Significance of Economic Science (Londyn, Macmillan, 1932) była wyraźnie prakseologiczna, choć nie zagłębiała się w bardziej złożone kwestie metodologiczne.

[3] O różnicach między metodologią fizyki i prakseologii można poczytać w artykule Murray'a N. Rothbarda, Toward a Reconstruction of Utility and Welfare Economics, zawartym w  On Freedom and Free Enterprise: Essays in Honor of Ludwig von Mises, pod red. Mary Sennholz (D. Van Nostrand, 1956).

[4] Dotyczy to także „reguł heurystycznych" profesora Machlupa, które są rzekomo „empirycznie sensowne" bez weryfikacji jako prawdziwe.

Nie zaprzeczam, że fałszywe założenia są użyteczne w teorii ekonomii — ale tylko wtedy, gdy są tworami pomocniczymi, a nie przesłankami, z których dedukuje się teorie sprawdzalne empirycznie. Najważniejszym takim tworem jest tzw. gospodarka jednostajnie wirująca lub równowaga ogólna. Nie chodzi o to, żeby takie stany traktować jako realne, faktycznie lub potencjalnie. Z drugiej strony, empirycznie niemożliwy koncept gospodarki jednostajnie wirującej został stworzony po to, aby przeanalizować teoretycznie stan braku zmiany. Tylko przez analizę fikcyjnego stanu braku zmiany możemy dokonaj właściwej analizy zmiennej gospodarki w prawdziwym świecie. Jednak nie jest to „fałszywe" założenie w sensie używanym przez pozytywistów, ponieważ jest to absolutnie prawdziwa teoria stanu braku zmian, gdyby taki stan mógł istnieć.

[5] Nie chcę bynajmniej firmować tutaj niedawnej ostrej krytyki założenia o maksymalizacji zysku pieniężnego. Większość z tych krytyk ignoruje długoterminową maksymalizację w zestawieniu z krótkoterminową.

Kuriozalna idea, że obranie innych celów niż pieniężne jest „nieracjonalne" czy obala ekonomię, jest podobne do starego poglądu, że konsumenci są nieracjonalni albo wybierają rozwiązanie „nieekonomiczne", gdy preferują płacenie wyższych cen w sklepach bliżej nich, lub w których czują się lepiej ze względu na przyjemniejszą atmosferę.

[6] Zob. Hutchison, Professor Machlup on Verification in Economics, s. 483.

[7] Zob. krytykę poglądów Hutchinsona autorstwa prof. Knighta. Frank H. Knight, What is Truth in Economics?, „Journal of Political Economy”, (February 1940): s. 1–32.

[8] Profesor Hutchison mógł mieć na myśli mnie, pisząc, że w ostatnich latach naśladowcy profesora Misesa próbują go bronić, twierdząc, że tak naprawdę myślał „empiryczny", mówiąc „a priori”. Proszę zobaczyć, przykładowo, mój tekst Praxeology. Reply to Mr. Schuller, „American Economic Review”, (grudzień 1951): s. 943-44. Chodziło mi w nim o to, że fundamentalny aksjomat Misesa można nazwać a priori lub empirycznym w zależności od poglądów filozoficznych, ale zawsze jest a priori dla praktycznych potrzeb metodologii ekonomii.

[9] Stąd Copleston nazywa oczywiste prawdy „sądami syntetycznymi a priori" (ale nie w sensie kantowskim) — syntetyczne jako wyrażające informacje o rzeczywistości niezawarte logicznie we wcześniejszych przesłankach, zaś a priori jako konieczne i uniwersalne. Toohey zaciera te rozróżnienia i nazywa stwierdzenia oczywiste same przez się „syntetycznymi a posteriori”, ponieważ będąc niezbędnymi i uniwersalnymi, pochodzą z doświadczenia. Patrz:

F.C. Copleston, S.J., Aquinas (Londyn, Penguin Books, 1955), s.28 i 19-41. John J.H. Toohey, S.J., Notes on Epistemology (Washington, D.C.: Georgetown University, 1952), s. 46–55.

To wszystko budzi pytanie o użyteczność podziału na sądy analityczne i syntetyczne, pomimo jego znaczenia wyrażonego wprost przez Hutchisona w Significance and Basic Postulates of Economic Theory, „Journal of Political Economy", 49 (1934).

Sceptycyzm co do poprawności podziału i jego użyteczności do radzenia sobie z trudnymi do obalenia teoriami jako zamaskowanymi definicjami albo spornymi hipotezami przedstawia: Hao Wang, Notes on the Analytic-Synthetic Distinction, „Theoria", 21 (Vol. 2–3, 1955): s. 158.

[10] Patrz: Hutchison, Professor Machlup on Verification Economics, s. 480. Alan Sweezy popełnił ten sam błąd, gdy sformułował zarzut, że powiedzenie Irvinga Fischera „każda jednostka działa tak, jak pragnie" jako nieweryfikowalne testem psychologicznym musi zostać zredukowane do pustego „każda jednostka działa tak, jak działa". Z drugiej strony, to powiedzenie można bezpośrednio wydedukować z aksjomatu działania i dlatego jest zarówno empirycznie sensowne, jak i apodyktycznie prawdziwe. Patrz: Rothard, Toward a Reconstruction of Utility and Welfare Economics, s. 225–28.

[11] Zob. Dlatego: „Liberalizm zaczyna się od czystych nauk — ekonomii politycznej i socjologii, które wewnątrz swoich systemów nie dokonują wartościowania i nie mówią nic o tym, co powinno być, albo co jest dobre, a co złe, ale tylko stwierdzają, co jest i jak jest". Zacytowane przez Hutchisona w Professor Machlup on Verification Economics,  s. 483.

[12] William E. Rappard, On Reading von Mises, [w:] On Freedom and Free Enterprise, red. M. Sennholz, s.17-33.

[13] Ludwig von Mises, Ludzkie działanie, tłum, W. Falkowski, Warszawa 2007, s. 132.

 


Podobał Ci się artykuł? Chcesz przeczytać ich więcej? Wesprzyj mises.pl!


Kategorie
Metaekonomia Prakseologia Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Bylund_Zrozumiec_rewolucje_sztucznej_inteligencji

Innowacje

Bylund: Zrozumieć rewolucyjność sztucznej inteligencji

Choć czasami używamy czasowników takich jak „uczyć się” i „rozumieć” w odniesieniu do maszyn, są to tylko przenośnie, a nie dosłowne określenia.

Bermudez_Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Polityka współczesna

Bermudez: Ocena stu pierwszych dni rządów Javiera Milei

Czy Milei korzysta z wszelkich dostępnych narzędzi, aby zrealizować swój program gospodarczy?

Machaj_Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej

Cykle koniunkturalne

Machaj, Woods: Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej?

Czy tzw. reguła Taylora może być tak skutecznym narzędziem jak uważa jej autor?

Mawhorter_Marks_konflikt_klasowy_i_ideologiczny_fałsz

Filozofia polityki

Mawhorter: Marks, konflikt klasowy i ideologiczny fałsz

Idee Karola Marksa są, niestety, ciągle żywe...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 30
Krzysztof Zawada

"To właśnie fizyka zna lub może poznać swoje „fakty” i może testować hipotezy w oparciu o te fakty, kompletnie ignorując zasadnicze założenia."

----
Rothbard'a jak zwykle poniosła bujna fantazja. Niestety nawet on nie znał granic swoich fantazji i wypowiadał się na płaszczyznach o których nie miał pojęcia. To właśnie fizyka łączy obie rzeczy, czyli twarda, żelazna logika po czym założenia teoretyczne są testowane w rzeczywistości. Niestety Rothard nie rozumie pojęcia aprioryzm, bo aprioryczna to jest matematyka, a nie ekonomia, która dotyczy "realnych" bytów, a wiedzę o realnych bytach czerpiemy empirycznie, poprzez zmysły, a nie siedząc zamkniętnym w klatce. Rothbard tak pewnie wypowiada się w kwestii metodologii w naukach fizycznych, że robi się z tego żal.pl. A może właśnie to empiryczne podejście jest przez niego odrzucane, bo rzeczywistość nie potwierdza tego przecudownego aprioryzmu? A "skoro fakty są przeciwko nam to tym gorzej dla faktów"? To nie jest skrajny aprioryzm, a skrajna głupota.

Odpowiedz

Balcerek

@Krzysztof Zawada
"To właśnie fizyka łączy obie rzeczy, czyli twarda, żelazna logika po czym założenia teoretyczne są testowane w rzeczywistości"

Rothabrd nie napisał że fizyka tego nie robi. pisał że fizyka może sobie pozwolić na inne podejście. jest masa praw które najpierw zostały zaobserwowane a potem stworzono teorię która to wyjaśniała.

"a wiedzę o realnych bytach czerpiemy empirycznie, poprzez zmysły, a nie siedząc zamkniętnym w klatce"

proponuję najpierw zrozumieć czym jest aprioryzm w ekonomii a potem się wymądrzać.

Odpowiedz

Majkel

@ K. Zawada

Rothbarda pewno nie raz poniosla fantazja, ale nie bardziej niz Pana przy ocenie jego tego pogladu. Akurat nikt inny tylko Rothbard pokresla, ze ekonomia jest empiryczna i aprioryczna jednoczesnie. Jak takie z pozoru kwadratowe jajo jest mozliwe? Zachecam do przeczytania tekstu! :)

Odpowiedz

Paweł Róg

Czy znają państwo to przemówienie:
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x1248/przemowienie-benedykta-xvi-w-bundestagu-z-wrzesnia-r/

Ciekawe wątki dotyczące pozytywizmu, prawda? :)

Odpowiedz

MB

"Przeżyliśmy oddzielenie się władzy od prawa, przeciwstawienie się władzy prawu, podeptania przez nią prawa, tak iż państwo stało się narzędziem niszczenia prawa – stało się bardzo dobrze zorganizowaną bandą złoczyńców, która mogła zagrozić całemu światu i zepchnąć go na skraj przepaści." To jest dobry fragment :)

Odpowiedz

Paweł Róg

@5: Nie chcę za bardzo odchodzić od głównego tematu, ale pomyślałem, że te doświadczenia historyczne i pamięć o nich zostały do maksimum wykorzystane do doraźnych celów politycznych i ekonomicznych, a nie odczytujemy w dzisiejszych czasach tych samych schematów, które w przeszłości doprowadziły do tragedii.

Odpowiedz

BR

Benedykt XVI:

"Służba prawu i zwalczanie panowania niesprawiedliwości jest i pozostaje podstawowym zadaniem polityka."

To jakiś żart jest?

Odpowiedz

Paweł Róg

@7:
To jest, jak rozumiem, postulat, nie stwierdzenie stanu faktycznego. A jak jest, każdy widzi...

A tak z innej beczki... Znalazłem w sieci taką książkę: http://www.scribd.com/doc/57074894/Book-Making-Modern-Economics

Odpowiedz

BR

"To jest, jak rozumiem, postulat, nie stwierdzenie stanu faktycznego. A jak jest, każdy widzi…"

Jest tak jak pisał Davila, że polityk w demokracji wszystkim się sprzedaje - bogatym za gotówkę, a biednym na raty.

Poza tym zawsze mnie dziwiła czołobitność wobec prawa. Moim zdaniem należy kultywować szacunek dla sprawiedliwości, a nie dla prawa. Prawo nigdy w najmniejszym nawet stopniu nie wpływało na to, że ludzie stawali się bardziej sprawiedliwi. Gdy prześledzi się ewolucję prawa, szybko można zauważyć, że tyrania zawsze rodziła się w jego cieniu.

Odpowiedz

Paweł Róg

Ciekawy jest dla mnie następujący fragment:

"Prakseolog zawsze pamięta o zastrzeżeniu, że tam, gdzie ten pomocniczy postulat nie ma zastosowania — jak w przypadku leniwego bratanka — jego wydedukowane teorie nie będą miały zastosowania. Wierzy on po prostu, że wystarczająco wielu przedsiębiorców kieruje się celami pieniężnymi przez wystarczająco dużą część czasu, aby jego teoria była wysoce użyteczna w wyjaśnianiu prawdziwego rynku"

Widzę tu dwa problemy:
1. Dlaczego jakaś teoria naukowa ma się opierać na wierze "że wystarczająco wielu przedsiębiorców kieruje się celami pieniężnymi przez wystarczająco dużą część czasu"?
2. Co by się stało, gdyby okazało się, że jest inaczej? Czy można skonstruować ekonomię, w której wystarczająco wielu przedsiębiorców kieruje się celami "niepieniężnymi" przez wystarczająco dużą część czasu? Co do powiedzenia o takiej sytuacji ma prakseologia?

Odpowiedz

Paweł Róg

@9: "Poza tym zawsze mnie dziwiła czołobitność wobec prawa. Moim zdaniem należy kultywować szacunek dla sprawiedliwości, a nie dla prawa."

Czyżby adekwatny był tu cytat z klasyka: "Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie."? :)

A tak na serio: prawnikiem nie jestem, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić praktyczne kultywowanie szacunku dla sprawiedliwości bez szacunku dla prawa. Prawo powinno być, moim zdaniem, w momencie uchwalania jakby odkrywaniem sprawiedliwości, ale później dura lex sed lex...

Odpowiedz

BR

@11

"Czyżby adekwatny był tu cytat z klasyka: „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.”? :)"

Bardziej adekwatny byłby cytat z filmu "Blitz" z Jasonem Stathamem:

"Where the law ends, justice begins"

;)

Odpowiedz

Paweł Róg

@12:
Sprawiedliwość a posteriori jest często sprawą subiektywną. Dlatego muszą być wyznaczone ramy prawne a priori, żeby sprawiedliwość nie stała się uznaniowością. Bo wtedy tyko można liczyć na dobroć swojego pana. I nie można mu będzie powiedzieć "są jeszcze sądy w Berlinie"...

Odpowiedz

grudge

Przepraszam,że tutaj to umieszczam ale nie ma na mises.pl hyde parku.
http://biznes.onet.pl/darwin-byl-ekonomista,18543,4860115,1,prasa-detal
Chyba idą w ślady Dawkinsa i chcą za pomocą biologii "rozwiązać problemy ekonomiczne".

Odpowiedz

grudge

Ad 10 Paweł Róg
Rozwiązuje Pana problemy.
Jest tak ponieważ Ci którzy utrzymują leniwego bratanka byliby eliminowani przez tych, którzy optymalizują zysk, ponieważ Ci ostatni są bardziej konkurencyjni. Przykładem takiego czegoś co utrzymywało leniwego bratanka były państwa Europy wschodniej w latach 1945-1989.

Co do prawa to nie jest ono tożsame ze sprawiedliwością. Osoba, która skasuje Ci samochód dostanie 500 zł mandatu tak samo jak Ty gdy dwa razy przekroczysz linię ciągła.
Zgadzam się z BR i ja osobiście nie szanuję lewackiego prawa.

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

@15.

"Jest tak ponieważ Ci którzy utrzymują leniwego bratanka byliby eliminowani przez tych, którzy optymalizują zysk, ponieważ Ci ostatni są bardziej konkurencyjni."

moim skromny zdaniem masz rację, ale Rothbard, sądząc tylko po tym tekście, by się nie zgodził :)

Jako pierwszy bodajże <a href="http://paper.blog.bbiq.jp/Alchian_1950.pdf" rel="nofollow">Armen Alchian</a> usunął behawioralną maksymalizację zysku z modeli, pozostawiając właśnie ewolucyjny argument: jedynie Ci, którzy będą zachowywać się tak, jak gdyby maksymalizowali zysk, nie będą konsumować kapitału.

Dlatego homo oeconomicus, który <em>pragnie</em> maksymalizować zysk nie jest konieczny dla efektywności rozwiązań rynkowych. Wystarczy, że konkurencja pozostawia tych, którzy najskuteczniej maksymalizują; reszta konsumuje swój kapitał, wyłączając się w dłuższym okresie z produkcji.

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

PS. Alchian chyba nie pisał tam o konsumpcji kapitału, ale to taka moja skrócona, szybka i - mam nadzieję - zrozumiała interpretacja ;)

Odpowiedz

Paweł Róg

Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że „Jest tak ponieważ Ci którzy utrzymują leniwego bratanka byliby eliminowani przez tych, którzy optymalizują zysk, ponieważ Ci ostatni są bardziej konkurencyjni.”

Przecież "utrzymywanie leniwego bratanka" jest, z punktu widzenia ekonomii, konsumpcją, podobnie jak dobroczynność. Jeśli więc właściciel przedsiębiorstwa będzie "dotował" bratanka ze środków przeznaczonych na własną konsumpcję, nie wpłynie to na jego konkurencyjność na rynku. Ale do tego trzeba mieć duże dochody i raczej nie powinno być podatku dochodowego :)

Odpowiedz

grudge

As 16, 17 Stanisław Kwiatkowski
Moja wypowiedź była bezpośrednio związana z pytaniem numer dwa z postu dziesiątego Pana Roga i moim zdaniem nie kłóci się z tym co napisał Rothbard, gdyż broni jego założenia co do wiary "że wystarczająco wielu przedsiębiorców kieruje się celami pieniężnymi przez wystarczająco dużą część czasu, aby jego teoria była wysoce użyteczna w wyjaśnianiu prawdziwego rynku", z naciskiem na wystarczająco dużą część czasu.
W praktyce moim zdaniem oznacza to, że nawet jeżeli przez pewien okres czasu przedsiębiorcy, którzy nie kierują się maksymalizacją zysku będą sobie radzili, to po jakimś czasie pod presją tych przedsiębiorców, którzy kierują się maksymalizacją zysku będą musieli albo wycofać się z rynku albo przeprowadzić restrukturyzację czyli powrócić do maksymalizacji zysku.

Oczywiście spektrum tych możliwości jest nieograniczenie wiele gdyż leniwy bratanek może być jednym ze stu pracowników, a dziewięćdziesięciu dziewięciu pozostałych to najbardziej wydajni ludzie na świecie.
Restrukturyzacje przeprowadzane po kryzysie z lat 2008-? w największych firmach pokazują, że zyski psychiczne z lat hossy nie wytrzymały w starciu z zyskami materialnymi w czasie bessy.

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

@18. Paweł Róg (mam nadzieję, że wyjaśni to też wątpliwości @19. grudge)

Masz oczywiście rację, że można dotować bratanka ze środków przeznaczonych na konsumpcję. Być może wyraziłem się niejasno, spróbuję inaczej:

Rothbard ocenia, że jego rozumowanie jest "wysoce użyteczne w wyjaśnianiu prawdziwego rynku" pod warunkiem, że prawdziwa jest jego wiara, że przedsiębiorcy maksymalizują zysk. W tym kontekście nie zgadzam się z Rothbardem. Akurat <em>nie w to</em> trzeba wierzyć.

Problem "dotowania bratanka" nie ma wpływu na analizę katalaktyki.

Dotowanie bratanka może być bowiem realizowane na dwa sposoby, długoterminowo możliwy, i krótkoterminowo możliwy. Długoterminowo możliwy oznacza kierowanie się zyskiem i konsumowanie zysków m. in. na bratanka (jak pisze Paweł Róg)

Krótkoterminowo możliwy, to brak kierowania się zyskiem, konsumowanie kapitału na rzecz bratanka (jak pisze grudge) i dojście do momentu, kiedy nie ma już czego konsumować. Ta druga metoda nie ma długookresowego wpływu na analizę katalaktyki, ponieważ sama się nie podtrzymuje. W skali makro, nawet jeżeli <em>wszyscy </em>przedsiębiorcy nie kierowaliby się zyskiem i dotowali bratanka, ludzkość doznałaby szybkiego regresu, spadku akumulacji kapitału itp. Trend <em>najprawdopodobniej</em> musiałby się odwrócić, bo w końcu dotowanie bratanka sprowadzać musiałoby się do pracy na jego rzecz gołymi rękami.

Z klauzulą ceteris paribus na zmiany technologiczne: Jeżeli proces konsumpcji kapitału zatrzymałby się w pewnym momencie oznaczałoby to <em>a priori</em> co najmniej, że powrócono do kierowania się zyskiem przy minimalnie zerowej stopie oszczędności netto. (większa oznaczałaby ponowny wzrost akumulacji kapitału i <em>tym bardziej</em> wskazywałaby na kierowanie się zyskiem)

Bardziej prawdopodobny jest oczywiście scenariusz grudge'a, w którym tylko <em>niektórzy</em> przedsiębiorcy tak się zachowują (konsumują kapitał), wtedy pozostali przedsiębiorcy zajmują ich miejsce.

Jak widać, niezależnie od założenia czym kieruje się przedsiębiorca - maksymalizacją zysku czy "dotowaniem bratanka" - możemy analizować to zachowanie z punktu widzenia katalaktyki.

Dlatego Rothbard ma rację, gdy pisze, że prakseolog nie jest zakłopotany taką sytuacją. Ale nie dlatego, że wierzy, że przedsiębiorcy kierują się zyskiem, Tylko dlatego, że wierzy, że scenariusz, w którym przedsiębiorcy nie kierujący się zyskiem nie zmieniają zdania w trakcie ubożenia jest wysoce nieprawdopodobny.

Widzę że nasza z dyskusja (z grudgem i Pawłem Rogiem) rozbija się właśnie o to, jak finansowane jest dotowanie bratanka. Z maksymalizacji zysku, czy nie? Jeżeli tak, nie problemu. Jeżeli nie, scenariusz w którym taka sytuacja utrzymuje się w skali makro jest wysoce nieprawdopodobny.

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

PS. oczywiście scenariusz z ubożeniem "do zera" jest teoretycznie możliwy, np. jeżeli w Europie nagle zostanie przyjęty etos, w którym to, co dzisiaj nazywamy osiągnięciami cywilizacji nie będzie już wartościowane. Ale wtedy po prostu zmienia się to, co w danej kulturze nazwano by rozwojem, czy też "zmianami ku lepszemu" i dalej większość wniosków z analizy wolnego rynku jako najlepiej realizującego preferencje społeczeństwa utrzymuje się.

PS2. Rothbard pisze: "<em>to założenie</em> [maksymalizacji zysku] <em>w żadnym razie nie jest niezbędną częścią teorii ekonomii. Z naszego aksjomatu można jedynie wyprowadzić prawdziwe twierdzenie, że każda firma zawsze dąży do maksymalizacji swojego zysku psychicznego. To może, ale nie musi, oznaczać maksymalizację jej zysku pieniężnego</em>."

Tu jest chyba sedno nieporozumienia. Wystarczy, żeby Rothbard powiedział: dla istnienia większej lub równej zeru stopy oszczędności netto konieczne jest kierowanie się zyskiem. Dopóki ludzie będą preferować więcej dóbr cywilizacyjnych niż mniej, dopóty będą istniały mechanizmy wykluczające z rynku tych przedsiębiorców, którzy nie kierują się zyskiem w dłuższym okresie, przez co nie są zdolni do akumulacji kapitału netto.

Odpowiedz

Krzysztof Mazur

Czysty aprioryzm (podobnie jak czyty empiryzm) jest do bani z jednego prostego powodu: można sobie wyobrazić równie konsekwentny i całkowicie przeciwstawny aprioryzm do Rothbardowskiego. Kolektywista-apriorysta jest równie konsekwentny co Rothbard, gdy wszystkie fakty opisuje tak jakby działał nie człowiek, tylko 'naród', 'społeczeństwo' czy jakaś inna jednostka 'zbiorowa'. Nie ma w tym żadnej niekonsekwencji. Kolektywista będzie miał jedynie problem z wytłumaczeniem zjawisk ekonomicznych, chociaż może konsekwentnie twierdzić, że takie nie występują, a wszystkie zjawiska ekonomiczne są dziełem przypadku, zbiegu okoliczności, złej woli itp. Jeżeli ekonomia wolnego rynku ma jakąś przewagę nad 'ekonomią' interwencjonizmu albo socjalizmu, jest to przewaga w zrozumieniu zjawisk obserwowanych empirycznie. Bez tej obserwacji nie wiedzielibyśmy co wybrać. Ale i sama obserwacja nie wystarczy. Aprioryczne hipotezy są potrzebne, ale ich sprawdzianem jest ogólna, jakościowa skuteczność teorii, co zwykle ma miejsce, gdy założenia są zbliżone do rzeczywistości, a nie oderwane. Wybór określonych teorii jest efektem ewolucji intelektualnej, a nie wniknięcia w 'prawo natury' (Lakatos, Hayek).

Czy analiza prakseologiczna działania może zaiweść? Wydaje mi się, że tak, w przypadku osób niepoczytalnych, chorych psychicznie itp. (taki ktoś się jakoś zachowuje, ale nie dąży do żadnych celów) Ale chyba nie można (a priori) wykluczyć powstania jakiejś ogólnej teorii, która tłumaczyłaby zarówno działania osób chorych, jak i zdrowych psychicznie?

Odpowiedz

Paweł Róg

Z naszej dyskusji wynika, że jedyny rozsądny sposób "dotowania" bratanka, to rezygnacja z innych potrzeb konsumpcyjnych na rzecz "dobroczynności". Konsumpcja kapitału nie jest rozwiązaniem. Ale takiego postępowania nie da się centralnie zaplanować i skodyfikować. Tutaj jest potrzebna osobista decyzja każdego z uczestników rynku.

Jest to dla mnie o tyle ważny wątek, że próbuję jakoś ekonomicznie odczytać społeczne nauczanie KK:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/encykliki/caritas_in_veritate_or_29062009.html

Szczególnie ciekawy jest dla mnie fragment:
"Obok nastawionego na zysk przedsiębiorstwa prywatnego oraz różnego rodzaju przedsiębiorstw publicznych muszą mieć możliwość powstawania i działalności organizacje produkcyjne, które mają służyć wzajemnej pomocy i celom społecznym. Z ich wzajemnej konfrontacji na rynku można oczekiwać swoistego «skrzyżowania» sposobów działania przedsiębiorstw, a więc troski o cywilizację ekonomii. W tym przypadku miłość w prawdzie oznacza, że trzeba nadać formę i kształt organizacyjny tym inicjatywom ekonomicznym, które nie negując zysku, zamierzają wychodzić poza logikę równowartościowej wymiany oraz zysku jako celu samego w sobie."

I jak to ugryźć z punktu widzenia ASE?

Odpowiedz

Paweł Róg

@22:
Nie jestem filozofem, ale wydaje mi się, że taki byt jak "kolektyw" jest dużo bardziej abstrakcyjny od bytu "osoba". Można zdefiniować osobę nie odwołując się do kolektywu, a odwrotnie to już chyba jest problem... :)

Wydaje mi się, że osoba chora psychicznie tak, jak każdy człowiek, ma cele i do nich dąży. Działanie zakłada celowość. No chyba, że ktoś jest tak chory, że nie działa, tylko reaguje na poziomie instynktownym, albo nawet wykazuje brak jakichkolwiek reakcji. Ale tu już nie ma działania z definicji, więc nie widzę problemu.

Odpowiedz

grudge

Ad Stanisław Kwiatkowski
"Tylko dlatego, że wierzy, że scenariusz, w którym przedsiębiorcy nie kierujący się zyskiem nie zmieniają zdania w trakcie ubożenia jest wysoce nieprawdopodobny". O to mi chodziło!
Powiem więcej przychylam się, że dotowanie bratanka następuje z zysków, bez zużywania kapitału.
Następnie konkurencja powoduje zmniejszenie zysków, że przedsiębiorca będzie wychodził na zero. Nie miałem na myśli dalszego dotowania bratanka i uszczuplania kapitału lecz to, że punkt, w którym przedsiębiorca zacznie "dokładać" do interesu będzie punktem zwrotnym, w którym zwyciężą zyski materialne. Jeżeli nie dokona zmiany to tak w punktach 15 i 19.

Odpowiedz

Paweł Róg

@25:
A dlaczego konkurencja miałaby doprowadzić do zaniknięcia zysku? Zysk przedsiębiorcy składa się z wielu elementów, m. in. jego pracy, włożonego kapitału itp. Zysk z pracy powinien kształtować się tak, jak na porównywalnych stanowiskach kierowniczych. Natomiast zysk z kapitału w długim okresie dąży do zrównania z rynkową stopą preferencji czasowej. Elementem zysku przedsiębiorcy, który najbardziej zależy od konkurencji i zanika najszybciej, jest premia za innowacyjność. Wydaje mi się jednak, że jeśli interes, który prowadzi dany przedsiębiorca ma ekonomiczny sens i zaspokaja potrzeby konsumentów, to nie powinno być problemów z zyskiem.

Odpowiedz

grudge

Ad 26
Odpowiedź na Pana wątpliwości jest bardzo prosta. Rozwojem firmy jest nie tylko innowacyjnośc ale też wzrost produkcji co powoduje a) mniejsze koszty jednostkowe, b) zabieranie rynku pozostałym firmom. Firma z leniwym bratankiem nie rozwijając się jest na równi pochyłej tzn. stojąc w miejscu zmniejsza sie jej udział procentowy w rynku, dlatego zysk spada.

Odpowiedz

Paweł Róg

@27:
Ale Pan zakłada, że bratanek działa na szkodę firmy. A może przezorny szef dał mu stanowisko-paprotkę... :)

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

No i znowu pytanie skąd finansujemy bratanka:

Finansowanie z konsumpcji nie tworzy problemów. (Wtedy nie oczekujemy zwrotu, stanowisko jest fikcyjne)

Finansowanie z inwestycji tworzy problemy, które zgodnie z obecnym stanem preferencji same usuną takiego firmę dotującą bratanka lub zmienią jej zachowania.(Chyba, że jednak bratanka okaże się dobrym menagerem)

Chyba się już wszyscy zgadzamy :)

Odpowiedz

Maciej J. Bańkowski

"a) fundamentalne aksjomaty i przesłanki ekonomii są bezwzględnie prawdziwe;"
Otóż mimo, że cienię sobie szkołę austriacką to wcale nie jestem przekonany, że założenia przez nią poczynione są bezwzględnie prawdziwe. A to bezwzględnie prowadzi właśnie do konieczności eksperymentalnego weryfikowania ich twierdzeń.

Jeżeli zamienić "aksjomaty i przesłanki ekonomii" na np. "prawdy wiary i wartości chrześcijańskie", to mamy wypisz wymaluj stanowisko kościoła katolickiego w odniesieniu do testowania hipotez w religii.

To co można testować jest nauką, to w co trzeba wierzyć bez badania jest religią. Ekonomia Austriacka w tej części, w której broni się przed matematyką jest właśnie religią.

Na szczęście są austriacy, którzy budują modele matematyczne/eksperymentalne i ich prace warto śledzić, a ekonomiczny fanatyzm należy po prostu zwalczać.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.