KRS: 0000174572
Powrót
Interwencjonizm

Sieroń: Jak rząd niszczy drobną przedsiębiorczość?

6
Arkadiusz Sieroń
Przeczytanie zajmie 7 min
Sieron_Jak-rzad-niszczy-drobna-przedsiebiorczosc.png
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Arkadiusz Sieroń
Wersja PDF
Posłuchaj komentarza w wersji audio (mp3, 16,4MB)

Niektórzy uważają, że rząd troszczy się przede wszystkim o słabsze firmy, które na wolnym rynku nie miałyby szans w konkurencji z silniejszymi podmiotami. Na poziomie deklaracji państwo przecież zapewnia, że dba o rozwój małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) — które generują 48,4 proc. PKB[1], zatrudniając przy tym ok. 70 proc. pracowników. Zgodnie z Ustawą o swobodzie działalności gospodarczej z dnia 2 lipca 2004 r.  (art. 123):

Państwo stwarza, z poszanowaniem zasad równości i konkurencji, korzystne warunki dla funkcjonowania i rozwoju mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorców, w szczególności przez:

  1.            inicjowanie zmian stanu prawnego sprzyjających rozwojowi mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorców, w tym dotyczących dostępu do środków finansowych pochodzących z kredytów i pożyczek oraz poręczeń kredytowych;
  2.            wspieranie instytucji umożliwiających finansowanie działalności gospodarczej na dogodnych warunkach w ramach realizowanych programów rządowych;
  3.            wyrównywanie warunków wykonywania działalności gospodarczej ze względu na obciążenia publicznoprawne;
  4.            ułatwianie dostępu do informacji, szkoleń oraz doradztwa;
  5.            wspieranie instytucji i organizacji działających na rzecz przedsiębiorców;
  6. promowanie współpracy mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorców z innymi przedsiębiorcami polskimi i zagranicznymi.

Aby realizować swoje ustawowe cele, państwo powołało liczne instytucje, takie jak m.in. Krajowy System Usług dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw, regionalne fundusze poręczeń kredytowych, Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, ubezpieczenia eksportowe udzielane przez Skarb Państwa (za pośrednictwem KUKE SA), inkubatory przedsiębiorczości itp.

Zanim zastanowimy się, czy państwo rzeczywiście wypełnia punkty 1 i 3, warto rozważyć, czy dotacje, szkolenia albo preferencyjne kredyty mogą zapewnić trwały rozwój mikroprzedsiębiorstw. Otóż, wydaje się, że niekoniecznie. Państwo może bowiem jedynie redystrybuować dochody, co oznacza, że dotacje dla niektórych przedsiębiorstw oznaczają opodatkowanie innych, często zresztą tych samych firm.

Poza tym, dotacje są przyznawane na poszczególne projekty, a więc siłą rzeczy mają charakter tymczasowy.

Ponadto, takie dofinansowanie tworzy zaburzenie na rynku, gdyż stymuluje strukturę produkcji, która nie musi odpowiadać tej pożądanej najbardziej przez konsumentów — zwłaszcza, że niektóre projekty są jawnie absurdalne i z pewnością na wolnym rynku nie pojawiłyby się.

Z kolei preferencyjne kredyty oznaczają, że państwo, czyli de facto podatnicy, ponoszą ryzyko, którego nikt dobrowolnie nie chciał zaakceptować.

Jeśli zaś chodzi o szkolenia, to nie da się wyszkolić przedsiębiorców, gdyż przedsiębiorczość stanowi umiejętność stosowania własnego osądu co do tego, w jaki sposób najlepiej można zaspokoić potrzeby konsumentów. Innymi słowy, przedsiębiorczości można się nauczyć wyłącznie poprzez realną działalność gospodarczą.

Co więcej, jak zobaczymy poniżej, państwo nie tylko nie wspiera rozwoju MŚP, ale wręcz aktywnie w nim przeszkadza — i to nie tylko poprzez ogólnogospodarcze przepisy, ale również poprzez regulacje bezpośrednio wymierzone w drobnych przedsiębiorców.

Walka z handlem ulicznym
Najbardziej widocznym, bezpośrednim przejawem niszczenia przez rząd drobnej przedsiębiorczości jest walka z handlem ulicznym. Państwo stosuje cały arsenał środków, głównie mandatów karnych (choć bywają to także środki administracyjne), wymierzanych m.in. za:

  • zajmowanie pasa drogowego bez zezwolenia;
  • stwarzanie zagrożenia dla ruchu pojazdów;
  • stosowanie przyrządów pomiarowych bez wymaganych dokumentów oraz naruszenie przepisów o obowiązku uwidaczniania cen;
  • wykonywanie działalności gospodarczej bez zgłoszenia;
  • wprowadzanie do obrotu towaru bez wymaganych oznaczeń;
  • niezachowanie czystości w obrocie środkami spożywczymi;
  • uporczywe niewpłacanie daniny publicznej w postaci opłaty targowej.

Co więcej, od 19 listopada 2011 r. obowiązuje znowelizowany Kodeks wykroczeń, według którego (art. 603):

§ 1. Kto prowadzi sprzedaż na terenie należącym do gminy lub będącym w jej zarządzie poza miejscem do tego wyznaczonym przez właściwe organy gminy, podlega karze grzywny (do 5 tys. PLN).

§ 2.  W razie popełnienia wykroczenia, określonego w § 1, można orzec przepadek towarów przeznaczonych do sprzedaży, choćby nie stanowiły własności sprawcy.

Rzecz jasna, wprowadzone zmiany ograniczą podaż — zwłaszcza, że gminy nie zapewniają dostatecznej ilości targowisk — co spowoduje spadek dostępności pożądanych przez ludzi towarów, a więc wzrost cen lub konieczność poświęcania większej ilości czasu na dotarcie do wyznaczonych i zaaprobowanych przez państwo miejsc handlu.

Nie dość, że policja i straż miejska będą mogły zabezpieczyć towar, gdy uznają, że pouczenie lub mandat może być nieskuteczne, a towar może być w przyszłości nadal sprzedawany lub ukrywany ­— co oznacza, że mikroprzedsiębiorca może właściwie zostać z miejsca zrujnowany (czym jest bowiem kupiec bez towarów?) — to teraz sąd może zarządzić przepadek towarów, choćby nie były własnością handlującego. Jest to o tyle kontrowersyjne, że przepadek był do tej pory stosowany w sprawach o przestępstwo, a nie wykroczenie.

Dwie często powtarzane przesłanki wprowadzonych zmian to: „nieuczciwa konkurencja” — co sprowadza się po prostu do chronienia interesów większych podmiotów — oraz „zakłócenie estetyki i harmonii przestrzeni publicznej” — co jest arbitralnym sądem, kwestią gustu, która nie powinna mieć żadnego znaczenia przy opracowywaniu jakiejkolwiek polityki.

Walkę z nieuczciwymi i nieestetycznymi sprzedawcami państwo traktuje śmiertelnie poważnie. Za jedną z najgroźniejszych grup handlarzy uznał… grzybiarzy. Zgodnie bowiem z § 5. 1. Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 13 listopada 2008 r.:

Grzyby świeże, rosnące w warunkach naturalnych, oraz grzyby suszone, pozyskiwane z grzybów rosnących w warunkach naturalnych, mogą być oferowane konsumentowi finalnemu:

1) wyłącznie w placówkach handlowych lub na targowiskach;

2) pod warunkiem uzyskania atestu na grzyby świeże lub atestu na grzyby suszone.

Oznacza to, że tzw. handel przydrożny grzybami, najczęściej prowadzony przez mikroprzedsiębiorców, jest w świetle prawa nielegalny.

Ogólna zasada
Przeanalizowaliśmy przykładowe regulacje uderzające bezpośrednio w drobną przedsiębiorczość — zastanówmy się jednak teraz, w jaki sposób wpływają na nią regulacje stosujące się w zamierzeniu do wszystkich podmiotów rynkowych jednakowo, jak np. wzrost składki rentowej od lutego 2012 r. o 2 p. p. Otóż, wszelkie regulacje, czy też podwyżki podatków, uderzają przede wszystkim w mniejsze podmioty. Wynika to głównie z trzech przyczyn:

1)      Większe podmioty stać na fachowe doradztwo podatkowe oraz na optymalizację podatkową. Drobny przedsiębiorca nie zarejestruje spółki na Cyprze, ani nie będzie amortyzował znaku towarowego;

2)      Większe podmioty mają więcej środków na lobbing bądź „łapówki” — weźmy na przykład uzyskiwanie pozwoleń na budowę, które w Polsce należy do najtrudniejszych na świecie, gdyż wymaga zastosowania aż 29 procedur i trwa 301 dni, co daje 161. pozycję na 185 krajów w rankingu Doing Business z 2013 r. Wydaje się, że łatwiej będzie odnaleźć się w gąszczu przepisów bądź „zapewnić” sobie przychylne załatwienie sprawy większym graczom;

3)      Większe podmioty mają wyższy „próg bólu” — większe firmy często dysponują rezerwami gotówki oraz operują przy wyższych marżach, drobni przedsiębiorcy często działają przy niewielkich marżach.

Można zadać wobec powyższego pytanie, dlaczego państwo wprowadza regulacje uderzające w drobnych przedsiębiorców, którzy przecież generują prawie połowę PKB? Otóż, odpowiedź jest prosta. Drobni przedsiębiorcy, z definicji, są rozproszeni i posiadają słabą pozycję przetargową, wobec czego trudniej w ich przypadku o skuteczny lobbing. Często to właśnie duże firmy forsują rozwiązania, które — pod pretekstem ochrony branży albo bezpieczeństwa klientów — są wymierzone w ich potencjalną konkurencję. Łatwiej poza tym zauważyć — i zdyskontować politycznie — rozwój jednego dużego przedsiębiorstwa niż upadek tysięcy rozproszonych, pojedynczych mikroprzedsiębiorców.

Wnioski
Aby naprawdę pomóc drobnym przedsiębiorcom, państwo powinno zastosować się do zasady: „po pierwsze, nie wtrącać się”, czyli ograniczać regulacje oraz ciąć podatki i parapodatki, zwłaszcza koszty pracy. Dokonywane reformy — takie jak podwyższenie pułapu zwolnienia rocznych przychodów z podatku VAT do 150 tys. zł czy zastąpienie wielu zaświadczeń oświadczeniami — są niewystarczające w sytuacji, w której całkowita stopa podatkowa (według Doing Business 2013) wynosi 43,8 proc., liczba płatności to 18 w ciągu roku, zaś czas wymagany na dopełnienie formalności to 286 godzin rocznie.

Powyższe wnioski potwierdza m.in. badanie zrealizowane przez Pentora, według którego aż 59 proc. mikroprzedsiębiorców za największe bariery rozwoju wskazuje bariery prawno-administracyjne, aż 70 proc. z nich nigdy nie korzystało z pożyczek lub kredytów, zaś aż 76 proc. z nich nigdy nie korzystało z żadnej pomocy zewnętrznej, co może stanowić potwierdzenie tezy, że kluczowe dla rozwoju przedsiębiorczości w Polsce wcale nie są kredyty, dotacje i szeroko rozumiane wsparcie państwa.

Na koniec warto przytoczyć dane liczbowe, które mogą dowodzić słuszności tezy co do negatywnego wpływu rządowych regulacji na sektor mikroprzedsiębiorstw. Otóż, od 2001 r. systematycznie spada udział osób pracujących na własny rachunek wśród ogółu pracujących — z ok. 28 proc. do ok. 23 proc. w 2008 r. oraz ok. 14 proc. w 2011 r.

Kategorie
Audio Działalność gospodarcza Ekonomia pracy i demografia Interwencjonizm Komentarze Multimedia Teksty

Czytaj również

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Singer_Czy_fentanyl_napłynął_do_Oregonu

Polityka współczesna

Singer: Czy fentanyl napłynął do Oregonu w momencie dekryminalizacji narkotyków?

Ważnym jest, aby pamiętać, że korelacja nie oznacza zaistnienia związku przyczynowego.

Tan_Upadające Tygrysy - wyzwania stojące przed ASEAN

Handel zagraniczny

Tan: Upadające Tygrysy - wyzwania stojące przed ASEAN

Pomiędzy krajami ASEAN zaistniały pewne rozbieżności ekonomiczne.

Davies_Gruntowne przemyślenia na temat handlu

Handel zagraniczny

Davies: Gruntowne przemyślenia na temat handlu

Charakterystyczną cechą obecnej debaty jest sposób, w jaki pozornie nieistotne argumenty dotyczące polityki handlowej prowadzą do ogromnych nieporozumień między ludźmi.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 6
Maja

Witam, chciała bym się odnieść do "walki z handlem ulicznym";
nie mam nic przeciwko handlowi na ulicy, o ile takowy prowadzą osoby zarejestrowane jako prowadzący działalność gospodarczą, oraz uiszczą stosowne opłaty za miejsce do handlowania, bo jak to się ma do sprzedaży przez osoby posiadające/wynajmujące sklepy, lub powierzchnie na palcach targowych? Przykładem niech będzie okolica Starego Kleparza w Krakowie, gdzie codziennie kilkanaście osób handluje na chodniku, bez żadnych opłat, w sposób jaki urąga centrum miasta? Wygląda to jak jakis bazar nikogo nie obrażając w Bangladeszu, albo innym równie egzotycznym kraju. Elewacja kamienicy obwieszona używana odzieżą, byle jakie stragany, byle jak ustawione utrudniają przejście chodnikiem, oraz dostęp do sklepów tam się znajdujących. Jak to wizytówka dla miasta? Jest to droga prowadząca z dworca na min. Rynek, którędy to przechodzi mnóstwo przyjezdnych, którzy do tego są zaczepiani przez sprzedających. Straż Miejska w nieudolny sposób przegania sprzedających, którzy w 5 minut po ich odjeździe już są na swoich stałych miejscach.
Może taki "handel" psuje opinię i dobre imię Kupców, którzy przyczyniają się do prawdziwego rozwoju gospodarki?

Odpowiedz

Sebus

A może nie pomyślała Pani, że np. stragany wyglądałyby lepiej gdyby nie fakt, że handlarze muszą je w pośpiechu zwijać na widok straży miejskiej? Nie mówiąc o tym, że przecież wielu tych sklepikarzy ba wielu giełdowych tygrysów zaczynała od takiego straganu bo nie stać ich było na lokal? A teraz próbują wmówić, że Ci handlarze na ulicy są niebezpieczni bo tworzą konkurencję, bo może taki handlarz za cztery lata jak zarobi wynajmie lokal i otworzy butik? A co do tych opłat czy rejestracji działalności to może wszyscy przedsiębiorcy powinni być z tego zwolnieni i wtedy byłoby sprawiedliwie.

Odpowiedz

Rozbi

Z tego co piszesz wydaje się że ludzie masowo kupują u tych handlarzy (inaczej by tam nie stali pomimo interwencji straży miejskiej). A skoro ludzie tam kupują to wydaje się że wolą ich produkty od innych.
Dlatego powinnaś raczej "winić" klientów tych handlarzy , a nie samych handlarzy - oni po prostu spełniają oczekiwania mieszkańców.

Widocznie dla ludzi ważniejsza jest niska cena / jakość towarów niż to że szpecą okolicę. Gdyby ludziom bardziej zależało na estetyce to nikt by u nich nie kupował, a sami by ich wywieźli na wózkach.

Poza tym całkowicie nie rozumiem Twojego ostatniego zdania - gdybyś mogła proszę o wyjaśnienie w jaki sposób psują opinię innym kupcom, i dlaczego wg Ciebie Ci handlarze nie przyczyniają się do rozwoju gospodarki.
Wyjaśnij też jeśli możesz co rozumiesz poprzez : "prawdziwy rozwój gospodarki"

Odpowiedz

kawador

"Wygląda to jak jakis bazar nikogo nie obrażając w Bangladeszu, albo innym równie egzotycznym kraju. "

Takie bazary to synoni9m wolności. Tam kupisz wszystko: od czosnku po wyrzutnie rakiet. Wolny rynek jak się patrzy. Władzuchna sraczki dostaje.

Odpowiedz

marcinach

Witam,
Kiedy pierwszy raz odwiedzilem Anglie [zwlaszcza Liverpool i hrabstwo Lancashire], aby bylo to zaledwie kilka lat temu - to poczulem sie jak w Polsce poczatku lat 90-tych XX wieku. Serio. Rynki ze 'szczekami' i stolami w centrum miast, ludzie handlujacy na ulicach, gwarno. Przeniolem sie w czasie... A przeciez to Anglia! Bylo tak jak pisal kiedys Adama Smith - 'gwar i transakcje'. Anglia jest stara, bardzo tradycyjna (no i co z tego ze jest duzo kolorowych ludzi, ale nie wszedzie - znam miasta w UK, gdzie 95% ludnosci to sami biali), ale duch handle jest wciaz olbrzymi i to pomimo panstwa opiekunczego. Rewolucja Thatcher zrobila swoje. Ludzie maja wiecej wolnosci niz w Polsce. Polska wzoruje sie na sterylnych, bogatych miastach Niemiec - w ktorych ma wszystko ladnie wygladac dla emerytow. Tak w kazdym badz razie wyglada na perwszy rzut oka.
pozdrawiam,
Marcin

Odpowiedz

Wah

Miałem takie same odczucia w czasie pobytu w Londynie. Główna ulica dzielnicy Deptford jest jednym wielkim bazarem. Zupełnie "bez ładu i składu" jakby powiedział urzędnik. A jednak oddech wolności zachwycający. Stragany ze świeżymi rybami i owocami morza obok stragany z chińskimi jeansami a kawałek dalej indyjskie meble. A wszystko to w otoczeniu kilkusetletnich kamieniczek, które się na to nie obrażają. Urzędnik z Sanepidu dostałby zawału na sam ten widok. Tymczasem nie słyszałem tam o żadnym zgonie, spowodowanym nieprzestrzeganiem przepisów HACCAP przez bazarowego sprzedawcę. Zdecydowanie wolę angielską wolność niż niemiecki porządek.
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Deptford_Market_south.jpg

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.