Źródło: thedailyeconomy.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Tegoroczna Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych została przyznana Daronowi Acemoglu, Simonowi Johnsonowi i Jamesowi A. Robinsonowi. Ich praca wniesiona we wkład naukowy dotyczący tego, w jaki sposób „trwałe różnice w instytucjach społecznych” pomagają wyjaśnić „dlaczego niektóre kraje są bogate, a inne biedne”. Dla profesjonalnych ekonomistów nagroda ta nie jest zaskoczeniem, ponieważ ekonomiści ci są gigantami w dziedzinie ekonomii politycznej. W gruncie rzeczy, dopóki ich praca nie ukazała się na początku XXI wieku, dziedzina ekonomii politycznej była zaniedbywana w ramach ekonomii jako nauki teoretycznej.
Być może ich najbardziej znanym dziełem jest artykuł w American Economic Review zatytułowany „The Colonial Origins of Comparative Development”, który wykorzystywał wskaźnik śmiertelności osadników do przewidywania, które kolonie mają „dobre” instytucje, a następnie, dzięki temu, mogą się rozwijać.. Pomysł polegał na tym aby wykazać, że tam, gdzie Europejczycy byli w stanie osiedlić się, przy tym nie „padając jak muchy”, byli wstanie instytucje chroniące własność prywatną i dobrowolne umowy, co z kolei sprzyjało rozwojowi gospodarczemu. W powiązanym artykule badają oni, w jaki sposób kolonie, które zaczęły być bogate, takie jak Barbados i Peru, często kończyły jako biedne, podczas gdy miejsca, które zaczęły być biedne, takie jak Górna Kanada i Massachusetts, często stawały się bogate. Jak wyjaśniono ów „brak szczęścia”? Jeszcze raz wskazali oni na instytucje polityczne — w szczególności te, które chronią przedsiębiorców i inwestorów przed „ryzykiem wywłaszczenia”.
W swojej książce Dlaczego narody przegrywają Acemoglu i Robinson opisali wiele z tych prac w sposób przystępny dla laików. Wykładałem treść tej książki na niektórych zajęciach z ekonomii politycznej na studiach licencjackich. Podczas gdy zawarte w niej wywody są zasadniczo spójne z bardziej rygorystycznymi artykułami wspomnianymi powyżej, książka ta z pewnością traktuje bardzo swobodnie koncepcje instytucji politycznych. Zamiast skupiać się na ochronie własności prywatnej i umowach między ludźmi, autorzy nazywają preferowane przez siebie zasady „instytucjami integracyjnymi”, silnie przy tym sugerując, że demokracja, rozumiana jako rządy większości wraz z wyborami powszechnymi konstytuujące je, promuje rozwój gospodarczy. Jedynym problemem jest to, że instytucje, które promują rozwój, niekoniecznie są demokratyczne w tym sensie, ale mają znacznie więcej wspólnego z zwykłymi rządami prawa oraz ograniczeniami arbitralnej władzy.
Ekonomia akademicka nie znosi konsensusu, dlatego wielu późniejszych komentatorów opublikowało wpływowe artykuły obalające lub próbujące obalić różne elementy opisujące proces rozwoju gospodarczego autorstwa Acemoglu, Johnsona i Robinsona. Jedną z wyrażanych krytycznych tez wskazuje, że to dobra polityka, a nie dobre instytucje, promują rozwój — a zatem dyktatury mogą promować wzrost gospodarczy tak samo, jak i mogą robić to demokracje. Zgodnie z tą krytyką związek przyczynowy biegnie od wzrostu do rozwoju instytucji. Inna krytyka głosi, że tym, co powoduje wzrost, nie są instytucje, które Europejczycy przywieźli do niektórych swoich kolonii (a nie do innych), ale kapitał ludzki, który pojawił się w tych miejscach. Innymi słowy, Europejczycy, ze względu na swoje względne zaawansowanie technologiczne, przynieśli większy rozwój wszędzie tam, gdzie się osiedlili.
Jednak późniejsze prace zainspirowane przez AJR potwierdziły również znaczenie instytucji w skali mikro. Prace te uważnie przyglądają się arbitralnym przypadkom granicznym między różnymi reżimami kolonialnymi, aby zobaczyć, jak wpłynęły one na rozwój w dłuższej perspektywie czasowej. Na przykład okręgi w Peru, które w przeszłości korzystały z pracy przymusowej, nadal mają gorszej jakości sieci drogowe i wykazują większą ilość gospodarstw rolnych produkujących tylko na własne potrzeby. Ponadto, „[w]ioski, które zostały lennem właścicieli ziemskich w kolonialnych Indiach, są biedniejsze w 2012 roku”. Powodem jest prawdopodobnie to, że „różnice w historycznych instytucjach prowadzą do bardzo różnych wyborów politycznych”.
Tak, dobre polityki — rozumiane jako ochrona praw własności prywatnej i swoboda zawierania umów — mogą promować wzrost nawet przy braku dobrych instytucji. Zaś demokratyczny konstytucjonalizm sam w sobie nie może promować wzrostu — spójrzmy, co stało się z krajami Ameryki Łacińskiej, które próbowały wręcz „skopiować” konstytucję USA w własnych rozwiązaniach ustrojowych. Ale dobre instytucje mogą pomóc utrzymać trwanie dobrej polityki. Co więcej, tworzenie dobrych instytucji może promować pozytywne sprzężenie zwrotne, w ramach którego ludzie z wysokim kapitałem ludzkim osiedlają się, aby móc żyć w lepszych instytucjach. Jednym z przykładów są moi przodkowie, przybyli wpierw z Szwajcarii wołyńscy mennonici, którzy odkryli, że obietnice rosyjskich carów dotyczące nieingerencji w ich pacyfistyczny styl życia nie były warte papieru, na którym zostały spisane, i zamiast tego znaleźli szansę na rozwój i stabilność w Ameryce i Kanadzie.
Praca Acemoglu, Johnsona i Robinsona jest daleka od dostarczenia nam ostatecznego wyjaśnienia, dlaczego niektóre kraje są bogate, a inne biedne. Zainspirowały one jednak obszernąe badania, która nauczyły nas niesamowicie wiele w ciągu ostatnich dwóch dekad. Należy tylko uważać na każdego (w tym tych uhonorowanych badaczy), kto chce opowiedzieć historię o tym, jak demokracja zawsze promuje wolny rynek i wzrost gospodarczy.
źródło ilustracji: Pixabay