Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Ekonomia sektora publicznego

Bitner: Dobra publiczne

0
Maciej Bitner
Przeczytanie zajmie 6 min

W temacie teorii dóbr publicznych polecamy też artykuł Teoria dóbr publicznych i rynkowe mechanizmy ich produkcji autorstwa Stanisława Kwiatkowskiego. Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w zbiorze Pod prąd głównego nurtu ekonomii.

 

Dobra Publiczne

Często zadaję sobie pytanie, co legitymizuje działalność państwa w tak wielu społeczno-gospodarczych obszarach. Skoro nieudolność państwowego zarządzania przedsiębiorstwami jest powszechnie znana, to czy grupy nacisku i politycy żerujący na umiejętnie podsycanym strachu przed zmianą wystarczą do uruchomienia aktywności państwa w jakiejś dziedzinie? Bo, że gwarantują kontynuację interwencjonizmu przez wiele lat, to zrozumiałe. Czy jednak mniejszościowa grupa interesu jest w stanie doprowadzić do jego narodzin? Wydaje mi się, że w większości przypadków nie. Problem w tym, że od lat towarzyszą jej ekonomiści.

Główną ekonomiczną legitymizacją współczesnego interwencjonizmu jest teoria dóbr publicznych. Mówi ona, że pewne dobra lub usługi mają taką specyficzną cechę, że ich konsumpcja nie może być ograniczona do ich właścicieli. Oznacza to, że czerpią z nich korzyści nie tylko ci, którzy je wyprodukowali lub za nie zapłacili, ale także cała reszta społeczeństwa (pasażerowie na gapę – free riders). Nie można ich wykluczyć z konsumpcji, a nawet jeśli jest to możliwe, to byłoby to szkodliwe dla dobrobytu, bo marginalny koszt konsumpcji dobra publicznego wynosi zero (lub w praktyce jest bardzo niski). Z tego powodu dostarczaniem dóbr publicznych musi zająć się państwo, gdyż w przeciwnym razie w ogóle by ich nie produkowano lub byłyby dostępne tylko dla nielicznych, co wykluczyłoby całą resztę. Jako przykłady dóbr publicznych często wymienia się: pocztę, koleje, ochronę zdrowia, edukację, sieci energetyczne, kulturę, straż pożarną, latarnie morskie, telefon, ulice i wiele, wiele innych.
Na pierwszy rzut oka widać, że część z wyżej wymienionych dóbr publicznych łatwo zamienić w dobra prywatne, których konsumpcja uzależniona jest od płatności. Po pierwsze, część z nich została tam zakwalifikowana zupełnie arbitralnie (koleje) i wykluczenie z ich użytkowania tych, którzy nie płacą jest bardzo proste. Po drugie, poszerzając zakres stosowania prawa własności można zakazać wstępu osobom, które nie korzystają w kilku innych przypadkach (np. latarni morskich). Po trzecie, należy zauważyć, że posłużenie się ubezpieczeniem pozwala w prosty sposób rozłożyć koszty i objąć wszystkich tych, którzy chcą korzystać z dóbr publicznych wielu rodzajów.
Co więcej, wiele dóbr prywatnych łatwo zamienić w publiczne. Mało kto zaprzeczyłby, że dom jest dobrem prywatnym (nawet dom publiczny) – korzysta z niego ten, który wszedł, co może być łatwo skontrolowane. A jednak w wielu krajach europejskich prawo zezwala gminom na wprowadzanie nakazu budowania go w konkretnym stylu, zakazu używania pewnych kolorów, czy motywów, by nie psuć krajobrazu. W podobny sposób na sąsiadów oddziałują inne dobra – mój ogród może bardzo podobać się mojemu sąsiadowi, choć nie przyczynił się w żaden sposób do jego powstania. Kolejnym problemem w zastosowaniu teorii dóbr publicznych jest gładkie przechodzenie jednej kategorii w drugą wraz z postępem technicznym. Na przykład telewizja nadawana „w eter” była dobrem publicznym, a telewizja kablowa już nie.

Te rozważania można podsumować następująco – nie można podejmować decyzji w oparciu o to, czy dane dobro jest prywatne, czy publiczne, gdyż nie da się obiektywnie ustalić, jakie w danej chwili jest. Ma to swoje źródło w definicji dobra ekonomicznego jako takiego – jest nim każda rzecz traktowana przez kogoś jako rzadka[1]. W ten sposób dobrem może być dla człowieka coś, z czego fizyczne profity czerpie jakaś inna osoba. „Nawet tak prywatne sprawy, jak wnętrze mojego apartamentu lub kolor mojej bielizny mogą stać się dobrami publicznymi, jeśli tylko ktoś zacznie się o nie troszczyć”[2]. Ponieważ ludzkie wartościowania zmieniają się, to zarówno korzyść czerpana przez pasażerów na gapę, jak i sam fakt bycia dobrem publicznym dla każdego przypadku w każdej chwili może ulec zmianie.

Skupmy się jednak na istocie argumentu. Teoria dóbr publicznych mówi, że z faktu, że jakieś dobro jest potrzebne i nie byłoby produkowane na wolnym rynku wynika, że powinno ono być produkowane. Jest to jawne przemycenie normy do ekonomicznego rozumowania i to normy wielce wątpliwej – jeśli produkcja pewnego dobra ma dla ludzi pozytywne efekty, a nie znajdują się chętni dla jego finansowania, to wolno zastosować przymus i w ten sposób zagwarantować jego sfinansowanie. Widać teraz, że moralna podstawa szczególnego traktowania dóbr publicznych jest cokolwiek wątpliwa, a opiera się o, co zostało powiedziane powyżej, zupełnie arbitralne rozróżnienie.

Nie jest to niestety koniec zarzutów. Teoria jest nie do obrony nawet z utylitarnego punktu widzenia. W jawny sposób gwałci suwerenność konsumentów. Zmuszani są oni do nabywania określonych dóbr (publicznych), co wymusza na nich konieczność zrezygnowania z dotychczasowych (ważniejszych, skoro były wybierane) pragnień. Dobra publiczne, choć zapewne pożądane, zaspokajają dopiero (w najlepszym razie) drugorzędne potrzeby konsumentów. Nie płacenie za dobro uniemożliwia ponadto obiektywne ustalenie nakładów na jego produkcję. Kwoty na zakup czynników produkcji są arbitralnymi zapisami budżetowymi, nie odzwierciedlają preferencji konsumentów ani w wysokości ani w relacji z innymi zapisami. Nie wiadomo, czy należy dać więcej na oświatę, pocztę, czy służbę zdrowia – wszystko da jakiś pozytywny efekt, ale kwota, którą dysponujemy jest ograniczona. Do tego dochodzą jeszcze koszty biurokratycznego (państwowego) zarządzania przedsiębiorstwami, a także różne pokusy nadużyć.

Pozostaje jeszcze ostatni problem. Zwolennicy teorii dóbr publicznych twierdzą, że dane dobro mogłoby być sprzedawane na rynku, gdyby możliwe było zróżnicowanie cen dyktowanych konsumentom. Jednak często taki proceder nie jest technicznie możliwy (lub może zajść arbitraż). Wtedy proponuje się zabieranie konsumentom pieniędzy proporcjonalnie do ich majątku, a następnie oferowanie danego dobra wszystkim po równo. Ma to być rozwiązanie zgodne z teoretycznie rynkowym – konsumenci pragną dostarczanych dóbr i są gotowi za nie zapłacić.
W powyższym rozumowaniu kryją się dwa zasadnicze błędy. Po pierwsze taka sytuacja zachodzi dla niemal każdej branży, nie koniecznie dla dóbr publicznych. Można wyobrazić sobie producenta batoników, który również chętnie sprzedawałby więcej towaru, ale nie może obniżyć ceny, bo spadną jego wpływy od dotychczasowych klientów. Także w tym przypadku jedyną alternatywą zdaje się być pomoc państwa. Drugi problem to niemożność pewnej identyfikacji niezaspokojonych popytów. Nie jest powiedziane, że po niższej cenie te dodatkowe osoby rzeczywiście by kupiły ani jak długo będą gotowe to robić. Tym bardziej, że poszczególne przypadki nakładają się na siebie, bo pojawiają się nowe alternatywy – jeśli opisany przywilej uzyskają producenci batoników, to dodatkowi kupcy na rzodkiewkę mogą się już nie znaleźć. Nie trzeba dodawać, że omawiane rozwiązanie spowoduje spadek innowacyjności we wspomnianej branży, a także obniżenie jakości proponowanych produktów, bo skoro przychody są stałe, to należy zdecydowanie ciąć koszty.

Ostatnią sprawą jest konieczność ochrony obywateli przed monopolem, który rzekomo miałby powstać, gdyby państwo oddało dobro publiczne na powrót we władanie rynku. W tym momencie wkraczamy do teorii monopolu, która była już omawiana na tej stronie (D.T. Armentano: Krytyczny przegląd teorii monopolu).

Można zastanawiać się, dlaczego ekonomiści nadal wspierają teorię dóbr publicznych (vide Ludwig von Mises: Ekonomia a uniwersytety). Jedno jest pewne – bez pozbawienia rządu tego wsparcia (które promieniuje na resztę intelektualistów) nie uda się wyrwać z jego łap wielu dziedzin życia społecznego i przedsiębiorstw, które mogłyby funkcjonować o wiele lepiej.

Maciej Bitner


[1] Ta definicja, jak i znaczna część artykułu w oparciu o tekst Hansa-Hermanna Hoppego „Fallacies of the Public Good Theory and the Production of Security”, Journal of Libertarian Studies, zima 1989.
[2] Tamże.

Kategorie
Ekonomia sektora publicznego Teksty Teoria dóbr publicznych

Czytaj również

Nemeth_Ribeiro_Deregulacja_to_sposób_na_zwiększenie_podaży_usług_medycznych

Ochrona zdrowia

Nemeth, Ribeiro: Deregulacja to sposób na zwiększenie podaży usług medycznych

Wielu przedsiębiorców, jak i polityków uznało rozszerzenie możliwości operacyjnych szpitali i innych placówek medycznych za adekwatną odpowiedź na szerzenie się wirusa COVID-19.

St_Onge_Javier Milei_zlikwidowal_deficyt_budzetowy_w_9_tygodni

Ekonomia sektora publicznego

St. Onge: Javier Milei zlikwidował deficyt budżetowy w… 9 tygodni

Milei potrzebował zaledwie dziewięciu i pół tygodnia, aby zrównoważyć budżet, który według prognoz poprzedniego rządu miał wynieść 5% PKB.

Parchi_Poza_panstwem_tez_istnieje_skuteczne_zarzadzanie

Ekonomia sektora publicznego

Parchi: Poza państwem istnieje skuteczne zarządzanie

W dzisiejszych czasach rząd i państwo to terminy zwykle stosowane wręcz synonimicznie. Ale czy zawsze musi tak być?

Book_Icelandic_study

Ekonomia sektora publicznego

Book: Islandzkie badania sugerują, że pracownicy rządowi są niepotrzebni

Jeśli ta historia mogłaby cokolwiek na nauczyć, to właśnie tego, że pracownicy rządowi pracujący mniej nie powodują żadnej możliwej do zidentyfikowania szkody dla społeczeństwa.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.