Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Komentarze

Machaj: Nędza podatku spadkowego

1
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 11 min

Nędza podatku spadkowego
Nikomu nie trzeba specjalnie tłumaczyć, czym jest podatek spadkowy. Polega on na bardzo prostym mechanizmie – po śmierci właściciela majątek, zamiast zostać rozdysponowany zgodnie z wolą zmarłego, ulega konfiskacie władz państwowych. O ile definicja tego podatku jest jasna, o tyle jego natura ekonomiczna wydaje się być kompletnie niezrozumianą, i to zarówno przez współczesne elity, zdominowane przez myślenie socjaldemokratyczne, jak również przez część poważnych środowisk naukowych. Za dobry dowód tego zjawiska można uznać przyjazne nastawienie do idei podatku spadkowego chociażby noblisty Jamesa Buchanana, którego niektórzy nazywają wolnorynkowcem.
Uzasadnienie podatku spadkowego opiera się w gruncie rzeczy na dwóch filarach, nierozerwalnie ze sobą powiązanych. Po pierwsze, jego zwolennicy (ci bardziej wyrafinowani, którzy choć trochę znają ekonomię; rzecz jasna nie tyczy się to miernych elit nie mających o niej pojęcia) zakładają, że najefektywniejszy społecznie jest system gospodarczy oparty na modelu doskonałej konkurencji. W tym pełnym oczywistych sprzeczności modelu nikt nie ma żadnego wpływu na cenę jakiegokolwiek produktu. Wszystkie czynniki produkcji i towary są homogeniczne, czyli niczym się od siebie nie różnią; zaś ich ilość jest nieskończenie wielka, przez co nikt nie może wpłynąć na ceny. Nikt praktycznie nie ma przewagi kapitałowej, dlatego osiągnięta zostaje „równość szans”. Ludzie traktują się nawzajem jak zwykłe roboty bez twarzy. Nie zwracają uwagi na reklamę, piękne kobiety, świecące krawaty; w grę nie wchodzą żadne, nawet te najbardziej niewinne, relacje personalne. Wszystko opiera się na zimnej pieniężnej kalkulacji, w której absolutny prym wiedzie bezmyślne, automatyczne reagowanie na różnice cenowe.
Cześć teorii ekonomii ujmująca teorię konkurencji doskonałej została kompletnie zdewastowana i odbyło się to nie tylko poprzez alternatywne nurty, lecz także przez krytykę wewnątrz samego mainstreamu. Rzecz w tym, że liczba producentów nie jest nieskończenie wielka, produkty nie są homogeniczne i ludzie mają wpływ na ceny. Także relacje personalne zawsze grają rolę w tym, co faktycznie dzieje się na rynku. Dodatkowo istotne jest to, że próba konsekwentnej implementacji modelu doskonałej konkurencji (przecież i tak z góry skazana na porażkę) przyniesie katastrofę społeczną, spowodowaną całkowitym rozpadem społeczeństwa. Wszak gdybyśmy nie rozbili wszystkich więzów międzyludzkich, nadal istniałyby owe (jakże „szkodliwe”) relacje indywidualne. Jednocześnie należałoby wytępić wszelkie cechy różniące ludzi, takie jak talenty, wzrost, kolor włosów, twarz, geny etc. A jednak ten w oczywisty sposób zbrodniczy dyktatorski projekt nie dałby się zrealizować, ponieważ wciąż ktoś ten system musiałby organizować i nadzorować. Skutkiem byłby oto system całkowicie odmienny od założeń równości. Wystąpiłaby faktyczna, poważna i nieprzekraczalna bariera prawdziwej nierówności, dzieląca ludzi na niewolników i jakiegoś kolejnego Stalina czy Hitlera, który nimi zarządza. Larwa nie przemieniłaby się w motyla, lecz w ćmę trupią główkę. Do dziś socjaliści nie są w stanie tego zrozumieć – każdy system mający na celu rzekomą „równość szans” zawsze będzie siłowo wprowadzany przez jakąś grupę, która w swoich uprawnieniach nie będzie równa pozostałej części społeczeństwa.
Dlatego też ten filar teorii podatku spadkowego skazany jest na klęskę, podobnie jak cała ekonomia bazująca na modelu konkurencji doskonałej.
Pozostaje jednak drugi argument za podatkiem spadkowym, który za pomocą prorynkowej retoryki próbuje uzasadniać jego wprowadzenie. Na rynku ludzie otrzymują wynagrodzenie w zależności od tego, jaką pracę zaoferują. Stąd bogacenie się jest wprost proporcjonalne do produktywności pracy. Inaczej dzieje się w przypadku, gdy ktoś zostawia spadek swoim dzieciom. Dzieje się wtedy jawna niesprawiedliwość, gdyż pewne osoby zdobywają ogromne majątki bez wydatku pracy. Tymczasem mechanizm rynkowy ma służyć przekazywaniu środków ludziom, którzy coś osiągają. Dlatego pozostawianie spadku należy uznać za zaprzeczenie rynku i stąd konieczność nacjonalizacji pozostawianych spadków.
Tak w skrócie wygląda rozumowanie zwolenników podatku spadkowego. Nie będziemy polemizować z samym celem zwolenników tego podatku. Zamiast tego pokażemy jawne błędy wywodu.
Załóżmy na początek, że rozumowanie zwolennika podatku jest prawidłowe. Bogaty biznesmen uzyskał mnóstwo pieniędzy na rynku dzięki świadczeniu społeczeństwu produktywnych usług. Jego dzieci tego już nie zrobiły, a jednak otrzymają jego całą fortunę „bez zapracowania” na to. Być może i moglibyśmy się posłużyć tego rodzaju terminologią (czasem widzimy dość wyraźnie, że pieniądze nie zastępują wychowania), ale nasi zwolennicy podatku spadkowego o dziwo nie idą dalej tym tropem. Czy można np. powiedzieć, że cała biurokracja i urzędnicy, którzy podatek nakładają, w jakikolwiek sposób na skonfiskowane pieniądze „zapracowali”? Gdzie pracowitość w tym, że obsadzony z klucza politycznego urzędnik, który nie produkuje niczego pożytecznego, nie oferuje na rynku żadnego produktu kupowanego przez konsumentów, tak zwyczajnie przychodzi do domu wdowy i sierot, ogłaszając się nowym właścicielem zasobów nieboszczka? W którym momencie i kto „zapracował” na tę polityczną i czysto werbalną produkcję tytułów własności? Czy faktycznie wydanie dekretu „od dzisiaj ten i ten majątek przechodzi na naszą własność” jest oznaką „zapracowania” przez kogoś na coś?
A co mielibyśmy powiedzieć o beneficjentach owego systemu podatku spadkowego przy założeniu, iż to oni (a nie partykularne budżetowe grupy interesu) otrzymają pieniądze? Czy dziecko z biednej rodziny w jakikolwiek sposób „zapracowało” na to, aby uzyskać pieniądze od potomka bogatszego? Naturalnie, jeśli w przypadku sieroty po bogatszej osobie mówimy o tym, że nie „zapracowała” ona na nic, to dokładnie tak samo musimy powiedzieć o urzędnikach i konsumentach podatku. Oni tym bardziej nie musieli się napracować i otrzymują czyjeś zasoby za darmo.
Widzimy, że nasz przykładowy zwolennik podatku spadkowego popełnia podobny błąd do tego, jaki czyni cała masa teoretyków, nie dostrzegających, jak się zdaje, powiązania teorii podatkowej z teorią wydatkową. Każda ekonomiczna teoria opodatkowania nie jest kompletna dopóty, dopóki nie istnieje korespondująca teoria wydatkowania budżetowego. Innymi słowy, nie da się zrozumieć mechanizmu wpływu pieniędzy, jeśli jednocześnie nie poruszy się problemu ich odpływu. To tak jakby hydraulik zajmował się tylko jedną stroną rury, co mimo wszystko wydaje się niepełne.
Tak przedstawiona teoria podatku spadkowego jest zatem co najmniej niekompletna, zbywając milczeniem istotny problem konsumpcji nałożonego podatku spadkowego. Dopóki nie zostanie o ten element uzupełniona staje się podejrzanym projektem ideologicznym mającym na celu raczej niszczenie czyjejś własności, a nie realizację określonego ideału. Przyjrzyjmy się teraz absurdom, do jakich prowadzi cały ten aksjomat wyrażający się w słowach „zapracuj, to zarobisz”.
Jeśli otrzymanie w spadku pieniędzy czy aktywów kapitałowych jest rzeczą niezgodną z ideą równości szans lub zasadą „zapracuj to zarobisz”, to dlaczegóż nie powiedzieć tego o wszystkich innych zasobach? Zwolennicy teorii podatku spadkowego zbyt dużą wagę przywiązują do koncepcji „pieniądza”. Wszak sam „pieniądz” nie ma tak naprawdę znaczenia, a to, co się liczy, to możliwość zakupywania dzięki niemu dóbr. Zatem redystrybuowanie pieniędzy nie będzie miało żadnego znaczenia, jeśli nie pójdzie za tym redystrybucja realnych zasobów (takich jak żywność, mieszkania, samochody etc.).
Między innymi dlatego zwolennicy podatku spadkowego nie tylko chcą konfiskować walutę znajdującą się w sejfach umarłych, lecz także aktywa, które posiadali. Bo w końcu jego dzieci też na nie „nie zapracowały”. Dlaczego jednak zatrzymywać się tylko na realnych aktywach finansowych? W końcu ekonomia zajmuje się dobrobytem w ogóle, a nie dobrobytem w postaci jakichś papierków wydawanych przez korporacje. I znów zwolennik podatku spadkowego nie może uciec przed konkluzją, że chodzi o całkowity dobrobyt, a nie tylko przesuwanie jakiegoś „abstrakcyjnego” bogactwa księgowego.
A jeśli tak, to przecież pozostaje mnóstwo innych rzeczy do konfiskowania i przesuwania między ludźmi. Zwróćmy chociażby uwagę na niedawną ekonomiczną rewolucję w pracach nad problematyką „kapitału ludzkiego”. Dlaczego na przykład nie mielibyśmy opodatkować ludzi genetycznie bardziej uzdolnionych? W końcu nikt z nas na swoje geny „nie zapracował”, więc jakim prawem (zgodnie z domniemanymi podstawami tej wątpliwej teorii sprawiedliwości) miałby je posiadać? Co z ładnymi kobietami, które dzięki swojej urodzie stają się modelkami, czy aktorkami i mają bardzo wysokie dochody? Czyż uroda nie jest jedną z najbardziej niesprawiedliwych cech nadanych ludziom przez naturę? Jakim prawem Naomi Campbell ma zarabiać więcej niż kobiety mniej ładne? Moglibyśmy nawet zatrudnić Richarda Posnera, który w odpowiedni sposób (np. w oparciu o ceny operacji plastycznych) wyliczyłby należytą wielkość społecznego podatku. A co z intelektualistami, którzy mieszkają w krajach bogatszych od Trzeciego Świata? W końcu korzystają na tym, że są elementami kultury, w której żyją i się wychowali. Czyż nie powinni zostać opodatkowani na rzecz ich uboższych cywilizacyjnie odpowiedników, którzy są przecież dużo gorzej ubrani, noszą dużo gorsze okulary i mają słabszy sprzęt do przycinania bród? A jak dokonać przeskoku w przypadku różnorodności zasobów ziemi? W końcu określona i zdefiniowana suma pieniędzy nie znaczy tyle samo w Warszawie co w Czortkowie.
Przykłady tego gatunku moglibyśmy mnożyć w nieskończoność. Każdy niesprawiedliwy projekt można logicznie poprowadzić do jego jawnie absurdalnych konkluzji. Niestety, rzadko kiedy zwolennikom takich projektów zdarza się podobna skrupulatność i konsekwencja. Zostawmy ich jednak, aby przećwiczyli sobie zasady zdrowego rozsądku, a sami przejdźmy do decydującego argumentu, pokazującego niezgodność teorii podatku spadkowego z kryterium rynkowym.
Wystarczy zastanowić się nad zawartością merytoryczną postulatu „pracujesz – zarabiasz”. Powiedzmy, że jestem właścicielem małego sklepu spożywczego i sprzedaję ludziom rozmaite towary. Klienci przychodzą, wykupując codziennie całe tony dóbr. Skutkiem tego osiągam wysokie zyski i mogę wypłacić sobie wysokie wynagrodzenie. Mówimy wtedy, że „zapracowałem” na swój dochód. Co to tak naprawdę oznacza? Cóż znaczy samo stwierdzenie: „zapracowałem”? Ano ni mniej, ni więcej, ale tyle, że znaleźli się posiadacze pieniądza, którzy byli gotowi dobrowolnie i suwerennie zapłacić za sprzedawane przeze mnie produkty. Dlaczego chcieli za nie płacić? Nie dlatego, że były to jakieś obiektywnie zdefiniowane dobra jak jajka, chleb, wino, oranżada, lecz dlatego, że były to jajka, chleb, wino, oranżada, które przynosiły kupującym je konsumentom użyteczność. Kilkadziesiąt metrów dalej mógł stać identyczny sklep, z takimi samymi produktami, który zbankrutował i nie sprzedał nic. Dlaczego ten sklep „nie zapracował” na swój dochód? Ponieważ nie znaleźli się konsumenci uzyskujący podobną użyteczność, jaką przyniósł im mój sklep. Wystarczyło, aby na przykład tamten był dalej, lub żebym miał milszych sprzedawców. Dokładna przyczyna nie jest ważna dla prawdziwości naszego wywodu.
Jak widzimy, kryterium „zapracowania” na rynku na swój dochód opiera się na dostarczeniu odbiorcy należytej użyteczności z tytułu tego, co otrzymuje on w zamian. W naszym przypadku były to dobra obiektywnie definiowalne i łatwo dostrzegalne, takie jak produkty spożywcze. Jednakże to nie sama fizyczna struktura dóbr spożywczych decyduje o tym, że zarabiamy, lecz to, że są klienci, którzy uzyskują dzięki nim użyteczność. To i tylko i wyłącznie to decyduje o naszym sukcesie na rynku. Z dokładnie tych samych przyczyn pieniądze zarabiać może na rynku wróżka. Wielu z nas nie wierzy w horoskopy, czary mary, sprawiedliwość podatku spadkowego, marksizm i inne fikcyjne, bujne wymysły umysłu ludzkiego, a jednak są osoby gotowe płacić za ich oglądanie, czytanie albo słuchanie. Uzyskują dzięki temu jakąś użyteczność i dlatego ich dostarczyciele otrzymują za nie wynagrodzenie. Jest to jedyne kryterium na rynku, które decyduje o tym, że zarabiamy pieniądze.
A jeśli tak, to właśnie tak dzieje się w przypadku szczytnej relacji między rodzicami i dziećmi. Jeśli jesteśmy gotowi uzyskiwać użyteczność i widzieć wartość w horoskopach, czarach i marksizmie, to nawet większą, ogromną wartość możemy widzieć w naszych relacjach z potomkami. Z tej przyczyny to im najczęściej pozostawiamy posiadany przez nas majątek. Także dlatego wielu filantropów zostawia w spadku pieniądze dla charytatywnych i społecznych organizacji. Z identycznych powodów ludzie kupują sobie szybkie samochody, lub dobre wina. Zatem tak określony schemat pośmiertnie wydawanych pieniędzy przynosi bogaczowi ogromną użyteczność, samozadowolenie, radość, albo samochwalstwo, jakkolwiek to nazwiemy. Najważniejsze jest to, że sytuacja ta niczym się nie różni od kupowania jajek na rynku. Wydający pieniądze otrzymuje za nie coś, co przynosi mu korzyść. A ponieważ ekonomia jest nauką pozytywną, w której subiektywne wartościowanie odgrywa absolutnie kluczową rolę w procesie wyceny, jej przedmiotem nie powinno być arbitralne dzielenie wydawanych pieniędzy na te, które oznaczają „słuszny” zarobek, i na te, które rzekomo są czym innym. Aby to zrozumieć, wystarczy się zapoznać z elementarnymi zasadami ekonomii. Lecz, jak to często bywa z elitami socjaldemokratycznymi, za dużo czytają swojej własnej prasy, a za mało książek swoich intelektualnych oponentów.
Zwróćmy uwagę, że w naszej analizie pomijamy mnóstwo innych aspektów trucizny intelektualnej, którą niewątpliwie jest podatek spadkowy, jak choćby destrukcyjny wpływ na rodzinę, oszczędzanie, czy strukturę kapitałową. W świetle tego, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, bardziej zasadny wydaje się podatek od nieprzemyślanych socjaldemokratycznych wypowiedzi. Tego rodzaju posunięcie byłoby zapewne społecznie bardziej korzystne, jeśli porównalibyśmy straty z jego tytułu ze stratami płynącymi z wprowadzenia podatku spadkowego. Uderzyłoby bowiem przede wszystkim we wszystkich tych, którzy wypowiadają się w kwestiach, o których nie mają wielkiego pojęcia. Mówiąc w „prawdziwie naukowym” chicagowskim żargonie, podatek taki sprawiłby, że zmniejszyłoby się nadmierne stężenie społecznie kosztownych idei, które mają zbyt wysokie negatywne efekty zewnętrzne, obniżające społeczną efektywność i podnoszące koszty transakcyjne dobrej edukacji.
Mówiąc poważnie, zwolennikom podatku spadkowego powinno wystarczyć, że są ludzie, którzy są gotowi słuchać enuncjacji na jego temat i kupować poświęcone mu książki. Natomiast jego implementacja byłaby krokiem wprowadzającym uzewnętrznienie kosztów na osoby, które ewidentnie nie są nim zainteresowane.
Mateusz Machaj

Kategorie
Ekonomia sektora publicznego Komentarze Podatki Teksty

Czytaj również

Jasiński Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Interwencjonizm

Jasiński: Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Pozory podejmowania odpowiedzialnych decyzji w imię „wspólnego dobra”?

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.

Jasiński_Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Interwencjonizm

Jasiński: Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Mogłoby się wydawać, że występują sprzyjające warunki do obniżenia cen paliw...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 1
Maciej Ślifirczyk

Tekst obszerny, ale stosunkowo malo merytoryczny. Wlasciwie pojawiaja sie tylko dwa argumenty przeciwko podatkowi spadkowemu i to raczej malo adekwatne do rzeczywistosci. Nie chodzi bowiem wspolczesnie o zabieranie calych dziedziczonych majatkow i zrownywanie wszystkich a o powstrzymanie nadmiernej akumulacji kapitalu w rekach waskiej grupy ludzi.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.