KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Semmens: Wolność najlepszym przyjacielem środowiska naturalnego

1
John Semmens
Przeczytanie zajmie 8 min

Autor: John Semmens
Tłumaczenie: Piotr Rosik
Tytuł oryginału: Freedom Is the Environment's Best Friend

22 kwietnia na całym świecie obchodzony jest Dzień Ziemi. Może to być doskonała okazja do refleksji nad stanem naszej planety. Niektórzy sądzą, iż Ziemia jest w wielkim niebezpieczeństwie i że potrzebne są rygorystyczne środki, które zahamowałyby rozwój techniki i gospodarki, by zapobiec przerażającemu przeznaczeniu. Proponuje się podjęcie działań, które opierałyby się na trzech zasadach.

Pierwsza z nich to „zasada zrównoważonego rozwoju”. Chodzi tu o zminimalizowanie zużycia bogactw naturalnych, by starczyło ich dla przyszłych pokoleń. Choć pomysł ten wydaje się rozsądny, to nie jest łatwy do urzeczywistnienia za pomocą rządowych restrykcji.

Nie ma bowiem czegoś takiego jak „surowiec naturalny”. Natura nie określa, co nim jest. Decydują o tym potrzeby człowieka i jego pomysłowość. W tym sensie wszelkie źródła energii są tworem ludzkim. Można powiedzieć, że to nonsens, gdyż człowiek nie produkuje ropy naftowej, lecz wydobywa ją tylko spod ziemi.

Jednak to nie skład chemiczny ropy naftowej czyni z niej surowiec, lecz jej zastosowania. Dawniej występowanie ropy na działce było bardzo niepożądane. Mogło nią zatruć się bydło, mogły przez nią nie udać się zbiory. Dziś wiemy już, w jaki sposób wykorzystywać ten minerał do napędzania pojazdów oraz wytwarzania plastiku i innych produktów. To dlatego ropa jest dziś surowcem.

Nie wiadomo, czy w przyszłości ropa naftowa będzie równie ważnym minerałem jak dziś. Prawdopodobnie nie. Historia odkryć technicznych wskazuje na to, że nowe metody wypierają stare. Przez dziesiątki tysięcy lat ludzie podróżowali na piechotę. Od tysięcy lat ludzie używali do tego celu zwierząt. Od stu lat ludzie poruszają się pojazdami napędzanymi benzyną. Wydajność silnika benzynowego stale rosła; zużywając galon paliwa, można było pokonać coraz większą odległość, przewieźć coraz więcej towarów bądź ludzi.

Wynaleziono już pojazdy, które nie są napędzane benzyną. Kiedyś benzyna może podzielić los konia, i przestać być głównym źródłem energii transportowej. Tak więc oszczędzanie na przyszłość benzyny czy innych minerałów, które dziś odgrywają ważną rolę, może być nieuzasadnione.

Zachowywanie bogactw naturalnych na przyszłość może niepotrzebnie krępować rozwój. Rewolucja przemysłowa zapoczątkowała 200 lat temu długookresową tendencję do wzrostu produktywności. Kolejne pokolenia stają się coraz bogatsze. Można przypuszczać, że poziom życia przyszłych pokoleń będzie jeszcze wyższy.

Oczekiwanie, by uboższe pokolenia, które żyją dziś oszczędzały dla bogatszych pokoleń, które będą żyły w przyszłości, wydaje się nieusprawiedliwione. Jest to krzywdzące wobec tych, którzy cierpią obecnie biedę. „Utrzymanie się” na poziomie minimum egzystencji jest czymś innym niż utrzymanie się na względnie wysokim poziomie dobrobytu, w którym żyje większość działaczy ochrony środowiska w Ameryce.. Wiele społeczeństw Trzeciego Świata utrzymuje się ze sprzedaży rzadkich bogactw naturalnych, takich jak ropa. Potrzebują one taniego paliwa, by rozwijała się ich gospodarka. Zmniejszenie dostępności lub podwyższenie ceny takich bogactw, odczują boleśniej niż dostatnie społeczeństwa zachodnie.

Drugą zasadą, którą głoszą obrońcy środowiska, jest „zasada ostrożności”. Chodzi o to, by unikać wszystkiego, co niesie ze sobą jakieś ryzyko. Tak więc dopuszcza się tylko takie działania i produkty, których nieszkodliwość została udowodniona ponad wszelką wątpliwość.

Przykładem stosowania tej zasady jest protest ekologów przeciwko genetycznie modyfikowanej żywności. Naukowcy mogą dziś manipulować genami tak, by produktom żywnościowym nadać nowe cechy. Jednym z produktów stworzonych przy pomocy tej techniki jest „złoty ryż”.. Ten zmodyfikowany genetycznie ryż zawiera więcej witaminy A, dzięki czemu jego konsumenci (najczęściej mieszkańcy Trzeciego Świata, gdzie ryż stanowi podstawę jadłospisu) nie zapadają na ślepotę. Wprawdzie nie jest regułą, że każdy mieszkaniec Trzeciego Świata, który odżywia się zwykłym ryżem, traci wzrok, ale wiele mieszkających tam dzieci dotyka to kalectwo, gdyż w ich pokarmie jest zbyt mało witaminy A.

Mimo że złoty ryż ma tak istotne zalety, ekolodzy traktują go jako genetycznie modyfikowaną truciznę. Uważają, że powstał w sposób nienaturalny, a to może mieć nieprzewidziane konsekwencje. Z jego wprowadzeniem do sprzedaży należy poczekać do czasu, gdy znajdą się niezaprzeczalne dowody, że jest to produkt całkowicie bezpieczny.

Na ostrożność wobec nowych, niesprawdzonych rodzajów żywności genetycznie modyfikowanej mogą sobie pozwolić społeczeństwa zamożne, dobrze odżywione, w których jadłospisie nie brak witamin, minerałów i przypraw ziołowych. Nikt im nie każe żywić się produktami genetycznie modyfikowanymi. Jednak ludzie stale niedożywieni nie mogą czekać na kolejne dowody świadczące o tym, że owe produkty są całkowicie nieszkodliwe.

Należy tu zauważyć, że żywność genetycznie modyfikowana nie jest wcale wynalazkiem naszych czasów; człowiek ingeruje w przyrodę od tysięcy lat, a produkty jego manipulacji uważamy dziś za naturalne. Żadna rasa krowy mlecznej nie żyła nigdy w stanie dzikim. Wszystkie są produktem tysięcy lat selektywnej hodowli, która zmieniła ich kody genetyczne.

Zmodyfikowana kukurydza

Podobnie rzecz się ma z kolbami kukurydzy, którymi Amerykanie lubią raczyć się na piknikach. Taką kukurydzę wyhodowali Indianie, w wyniku krzyżowania starannie dobranych ziaren. Nie trzeba chyba dodawać, że pieska rasy chihuahua (być może niektórzy czytelnicy hodują jej przedstawicieli) nie spotkamy w stanie dzikim.

Ludzie od tysięcy lat modyfikują genetycznie inne istoty. Dawniej stosowali w tym celu metody bardziej czasochłonne i mniej pewne ot tych, którymi dysponujemy dzisiaj. Nie robimy więc nic nowego: wprowadzamy w świecie zmiany, które uważamy za korzystne.

Gdyby zagorzali zwolennicy zasady ostrożności zamieszkali wśród naszych jaskiniowych, zapewne próbowaliby zapobiec używaniu ognia. Uważaliby, że ogień jest niebezpieczny i zanieczyszcza środowisko. Spowodował przecież śmierć znacznie większej liczby ludzi niż energia atomowa, która obecnie zastępuje go w wielu zastosowaniach. Dziś możemy obserwować, jak ekologiczni panikarze sprzeciwiają się zastąpieniu energii elektrycznej energią nuklearną.

Zasada ostrożności sprawia, że usprawiedliwiony sceptycyzm wobec czegoś nowego i niewypróbowanego (w gruncie rzeczy większość nowości to niewypał, niewiele się przyjmuje) przekształca się w niezdrową fobię. Koniecznym warunkiem rozwoju jest gotowość do ponoszenia ryzyka, jakie się wiążę z próbami wprowadzania różnych udoskonaleń. Potwierdzają to dotychczasowe osiągnięcia nauki i techniki. Ludzki umysł to niezwykłe narzędzie Nie należy go krępować irracjonalnym lękiem.

Trzecią zasadą, którą głoszą członkowie lobby ekologicznego, jest zachowywanie „udziału strony trzeciej” w podejmowaniu ważnych decyzji. Uważa się, że transakcje zawierane przez kupujących i sprzedających nie dość uwzględniają interes zdanie ogółu. Należy dopuścić do nich inne podmioty, które mogłyby dyktować swoje warunki.

Na wolnym rynku sprzedający i kupujący odnajdują się i dobrowolnie wymieniają pieniądze na towary lub usługi. Nikt nie zmusza żadnej strony do zawarcia transakcji. Każda może się z niej wycofać, o ile nie została jeszcze zawarta umowa. Bardzo często kupujący mogą zwrócić towar i odzyskać pieniądze, jeśli nie są usatysfakcjonowani.

Wymaganie od uczestników rynku zawierających dobrowolne transakcje, by nie pozostawiali po sobie bałaganu, który inni musieliby po nich sprzątać (na przykład dymu elektrowni węglowej, która dostarcza energię dla zakładów przemysłowych i prywatnych domów), jest całkowicie uprawnione, ale nie wynika z tego, że owym innym należy przyznać głos decydujący w ustalaniu warunków takiej transakcji.

Rozważmy przykład pestycydu DDT. Jest wiele miejsc w Trzecim Świecie, w których jego zastosowanie w walce z moskitami przenoszącymi malarię uratowałoby życie wielu osobom. Szacuje się, że na malarię umiera rocznie ok. 2 milionów ludzi. Pracownicy służby zdrowia z tych rejonów chętnie kupiliby DDT. Są firmy, które chcą produkować DDT. Jednakże trzecia strona, ekolodzy, wpłynęli na rządy, by zakazały handlu tym produktem.

Zakaz sprzedaży DDT wynikał z podejrzenia, że środek ten przyczynia się do zmniejszania grubości skorup jaj dzikich ptaków. Obawiano się, że jego stosowanie spowoduje masowe wymieranie ptactwa, co doprowadzi do „cichej wiosny”, jak to określiła Rachel Garson, która jako pierwsza zgłosiła takie obawy. Nie ma dowodów na to, że DDT jest szkodliwy dla ludzi.

Ratowanie życia dzikim ptakom to szlachetny cel. Gdyby można go było osiągnąć, nie narażając zdrowia ludzkiego, nie byłoby co do tego wątpliwości. Trudno jednak zgodzić się z tym, że należy ratować życie ptakom za cenę życia ludzkiego. Z punktu widzenia mieszkańców takiego kraju jak Ameryka, decyzja o zakazie stosowania DDT jest łatwa do zaakceptowania, bo przypadki zachorowań na malarię są w tym kraju sporadyczne. Znacznie trudniej podjąć taką decyzję w regionach, gdzie malaria wciąż jest bardzo częstą przyczyną śmierci. Mieszkańcy takich regionów powinni samodzielnie podjąć decyzję o tym, czy będą stosować DDT. Wtrącanie się do tego ekologicznej „trzeciej strony” narusza ich swobodę w tym zakresie. (Na szczęście ostatnio zmodyfikowano stanowisko w tej sprawie i Światowa Organizacja Zdrowia zezwoliła na stosowanie DDT w niektórych przypadkach).

Hamowanie rozwoju

Ekologiczni krzykacze chcieliby powrotu do minionych czasów. Jeśli coś zagraża światu, to niewiedza, która utrudnia badania naukowe i rozwój. Ludzie żyjący na poziomie minimum egzystencji nie mogą pozwolić sobie na ochronę dzikiej przyrody. Wszystkie siły muszą poświęcić przetrwaniu. Ludzie żyjący w dobrobycie mogą sobie na to pozwolić. Zauważmy, że ekolodzy, którzy hamują postęp, w pewnym sensie przyczyniają się do degradacji środowiska.

Nie ulega chyba wątpliwości, że najlepsze metody zaspokojenia potrzeb człowieka i ochrony przyrody oferuje technika. Świadczy o tym ciągła poprawa stanu środowiska naturalnego w USA. Wszystkie pomiary wskazują na to, że zanieczyszczenie środowiska jest coraz mniejsze.

Kilka lat temu odwiedziłem Lexington, Concord i Battle Road w Massachusetts, które były świadkami ważnych historycznych wydarzeń. Rejon ten aż kipi od zieleni. Strażnik z parku narodowego wyjaśnił, iż w 1775 rejon ten był niemal zupełnie pozbawiony drzew. Lasy wykarczowano pod uprawy rolne. W tamtych czasach rolnictwo było tak mało wydajne, że zajmowało się nim 80 procent mieszkańców. Z wielkich powierzchni upraw zbierano skromne plony.

Zmiany nastąpiły wraz z rozwojem techniki. Dzięki pestycydom i żywności genetycznie zmodyfikowanej można było osiągać większe zbiory owoców i warzyw. Lepszy transport to gwarancja, że więcej żywności dotrze na rynek, zanim się popsuje. Lodówki umożliwiają dłuższe przechowywanie żywności. Dziś 2 proc. siły roboczej zaopatruje cały kraj w żywność, a Massachusetts znów porastają lasy.

Oto wskazówka, jak ratować ziemię: wolność w sferze myśli i handlu umożliwi geniuszowi ludzkiemu budowę lepszego świata.

____________________________

John Semmens jest analitykiem polityki transportowej w Laissez Faire Institute w Arizonie.

Kategorie
Ekonomia środowiskowa Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Allman_Ego kontra maszyna

Innowacje

Allman: Ego kontra maszyna

Dlaczego niektórzy ludzie tak nerwowo reagują na nowe modele sztucznej inteligencji?

Gordon_Grozne_konsekwencje_niemieckiej_szkoly_historycznej

Historia myśli ekonomicznej

Gordon: Groźne konsekwencje niemieckiej szkoły historycznej

Według Misesa niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 1
M. Czyż

Z tym DDT to tez nie tak do konca. Problemy rownowagi w przyrodzie sa duzo bardziej skaplikowane niz przedstawia to autor. Zabicie komarow-> przeludnienie-> coraz wieksze problemy z woda pitna + akumulacja DDT (czy innego srodka) w glebie-> wymywanie do zbiornikow wodnych-> zmiana parametrow fizykochemicznych wody-> zaburzenia w strukturze gatunkow zyjacych w zbiornikach wodnych-> brak jedzenia dla migrujacego ptactwa wodnego-> wymieranie ptakow-> zmiany w strukturze gatunkowej ptakow-> itd itp. Owszem rynek sobie poradzi, ale nie zapominajmy ze nie jestesmy pempkim swiata i na miejesce 1 wyeliminowanej choroby predzej czy pozniej znajdzie sie nastepna. Tak jak to bylo z szrotowkiem kasztanowiaczkiem. Wydawano mase pieniedzy na pozbycie sie szkodnika a wystarczylo dac wszystkiemu pare lat a jakies zwierze (zapewne ptak lub nietoperz) zajeloby swietna nisze ekologiczna z pozywieniem w postaci ww motyla i problem sam by sie rozwiazal. Nawet jesli DDT nie jest szkodliwy dla ludzi (w co szczerze watpie, odklada sie w tkance tluszczowej i ma kilkuletni czas rozpadu) to nie jest selektywny i zabija wiele innych gatunkow owadow poza komarami. Przy obecnym stanie wiedzy daleko rozsadniejszym sposobem zwalczania malarii byloby uzycie leku dzialajacego bezposrednio na genom zarodzca malarycznego (np. wiazacego sie do specyficznych miejsc w DNA blokujac transkrypcje). No ale przeciez Afryka zapomniana przez Europe to cudowny poligon doswiadczalny dla korporacji farmaceutycznych - w mysl zasady lepiej leczyc niz wyleczyc.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.