Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Komentarze

Machaj: System rezerw cząstkowych a pusty pieniądz - co ważniejsze?

1
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 12 min

Autor: Mateusz Machaj

W środowisku szkoły austriackiej prowadzona jest dyskusja na temat tego, czy w systemie wolnorynkowym dopuszczalne byłoby istnienie rezerw cząstkowych. Czy na przykład w warunkach standardu złota dozwolone byłoby istnienie banków, czy też takich instytucji finansowych, które tworzyłyby depozyty na żądanie, lub podobne instrumenty, niepokryte w całości rezerwami kruszcowymi? Odstawiając jednak tę kwestię na bok, warto poruszyć podobny problem dotyczący istniejącego systemu bankowego opierającego się na częściowym pokryciu w papierowym pieniądzu.

Kwestia rezerw cząstkowych w ramach częściowego standardu złota, czyli częściowego wolnego rynku pieniądza, jest niezwykle ważna. Jakiekolwiek niewłaściwie przyjęte i nieuzasadnione zasady prawne mogą łatwo prowadzić do destabilizacji całego systemu, który będzie pracowicie podążał w stronę centralnej bankowości. W istocie tak wyglądał historyczny rozwój systemu bankowego. Najpierw banki zaczynały jako depozytariusze kruszcu, a następnie płynnie przeszły w stronę tworzenia pod państwową egidą rezerw cząstkowych, czyli tworzenia kredytów i pieniądza fiducjarnego, który nie mógł pokryć faktycznych zobowiązań, w momencie gdy pojawiała się zdenerwowana klientela oczekująca wypłaty kruszcu.

I tak jak trzecia droga prowadzi do socjalizmu, analogicznie częściowy wolny rynek, częściowe pokrycie w kruszcu, prowadziło poprzez okresowe destabilizacje systemu finansowego w stronę bankowości centralnej. Po okresach inflacyjnych, zwiększania ilości pieniądza fiducjarnego, następowały prowadzące do większego odzwierciedlania pokrycia w kruszcu korekty, którym często towarzyszyła deflacja w podaży pieniądza. Zamiast skończyć z tego typu niestabilnym rozwiązaniem, gdy państwo umożliwiało ekspansje bankom, zrobiono krok na przód – wprowadzono pieniądz papierowy, przez co pozbyto się z obiegu monetarnego „barbarzyńskiego reliktu”, czyli złota. Od tej pory banki komercyjne zaczęły być ograniczane nie ilością kruszcu, który w ostatecznym rozrachunku podlegał regułom rynku (fizyczne wydobycie), lecz kreacją pieniądza przez jego producenta. W tym wypadku producentem nie jest jednak kopalnia, która podlega regułom wyceny, ponieważ musi zakupić potrzebne narzędzia. Producentem stał się aparat państwa, bank centralny, który może na zawołanie dowolnie zwiększyć ilość pieniądza.

Krok ten umożliwił systemowi finansowemu unikanie kryzysów deflacyjnych i spadków podaży pieniądza. W efekcie również udało się solidnie skanalizować mechanizmy redystrybucji pieniądza. Mówiąc prościej, społeczeństwo od teraz ponosi permanentnie koszty wysokiej inflacji, inflacji dość pokaźnej i w tej wielkości nieznanej w czasach częściowego standardu złota.

Pojawia się jednak naturalne pytanie o to, jaką rolę w dzisiejszym czasie grają rezerwy częściowe. Czy nie jest przypadkiem tak, że to, iż producentem waluty jest państwo, jest mniej ważne niż sam fakt istnienia rezerw cząstkowych umożliwiający bankom kreację pieniądza?

Echem tutaj odbija się proponowana niegdyś przez szkołę chicagowską rzekoma odtrutka na problemy pieniężne, mianowicie stworzenie stuprocentowego standardu papierowego pieniądza. Innymi słowy, ilość pieniądza w obiegu miałaby być całkowicie regulowana przez bank centralny, a banki komercyjne byłyby z mocy ustawy zobowiązane do tego, aby utrzymywać pełne pokrycie depozytów w banknotach właśnie banku centralnego. Plan taki pojawiał się w koncepcjach Irvinga Fishera, Gandalfa Szarego papierowego pieniądza, a także innych mózgów z Chicago, takich jak antyleseferystyczny tygrys Henry Simons, czy też Milton Friedman, Gandalf Biały papierowego pieniądza.

Niektórzy przedstawiciele środowiska austriackiego są niestety tym faktem nazbyt podekscytowani. „Niestety”, ponieważ sprawy wyglądają tak, że nie ma znaczenia, czy w dzisiejszym systemie mamy stuprocentowe pokrycie depozytów i podobnych instrumentów przez papierowy pieniądz. Jakakolwiek aluzja do systemu proponowanego przez Rothbarda, czyli stuprocentowego pieniądza kruszcowego, jest całkowicie iluzoryczna. Dla Rothbarda ważne było poszanowanie kontraktów w ramach ograniczenia nakładanego przez rzadkość pieniądza. W momencie, w którym rzadkość pieniądza staje się kwestią woli władzy, kwestia rezerw przestaje grać swoją rolę.

Problem cyklów koniunkturalnych jest ściśle związany z polityką pieniężną. Musimy jednak podkreślić, że nie chodzi tu po prostu o przyrosty ilości pieniądza w obiegu, ani o zwyczajne obniżanie stopy procentowej. Za sprawą dominacji Hayekowskiego ujęcia problemu, a także jego imponującego geniuszu w opisie tego zjawiska, dominuje często podejście czysto techniczne. Albo twierdzi się, że cykle wynikają ze zwiększania ilości pieniądza, albo z tego, że obniżona zostaje stopa procentowa.

Tymczasem, to nie niska stopa procentowa per se jest przyczyną stymulowania boomu, opartego na nieopłacalnych inwestycjach. Gdyby banki tylko obniżały stopę procentową, to robiłyby prezent kredytobiorcom i pozbyłyby się posiadanego kapitału na rzecz swoich niezmiernie uszczęśliwionych klientów. A gdyby w cyklu chodziło po prostu o li tylko przyrosty podaży pieniądza, to takowe występowałyby również w gospodarce w pełni wolnorynkowej, w której zwiększałaby się ilość kruszcu ze względu na wydobycie. Coś zatem musi być innego w systemie pieniężnym, poza tylko zwykłym obniżaniem stopy i poza zwykłymi przyrostami pieniądza, co prowadzi do stymulowania fikcyjnego boomu.

A mowa o prawach własności. Gdy banki mają swoje pozyskane dobrowolnie fundusze i obniżają stopę procentową, to ze swojej własności robią prezent. Gdy rośnie ilość wydobywanego kruszcu w systemie standardu złota, to pojawia się lekka presja na wzrost cen, lecz złoto jest prywatnie posiadane, a jego dodatkowa kreacja podlega zasadom kalkulacji. Nadal bowiem kopalnia jest przedsiębiorstwem, które jest ograniczone systemem cenowym, a więc własnością innych ludzi.

Sytuacja ulega jednak radykalnej zmianie, gdy mówimy o rezerwach cząstkowych, przynajmniej tych znanych z historii gospodarczej (a nie hipotetycznych na pełnym wolnym rynku), a także o standardzie pieniądza papierowego. W historycznych przypadkach rezerw cząstkowych dochodziło bowiem do sytuacji, w której następowała werbalna produkcja tytułów własności, a wraz z nimi werbalna produkcja zasobów kapitałowych. Za pomocą relacji niekontraktualnych – ukrytej konfiskaty – dochodziło do zwiększania wartości kapitałowej podmiotów. Osoby, które finansowały po cichu ten proceder zupełnie nie zdawały sobie z tego sprawy i w tym właśnie tkwiło źródło stymulowania błędnych inwestycji. Iluzja większych oszczędności wynikała z iluzorycznej wiary w to, że werbalnie produkując własność, będziemy w stanie werbalnie produkować kapitał, a w ślad za tym powszechny dobrobyt. Nic takiego nie może mieć miejsca, bowiem każde działanie redystrybycyjne ma swoje koszty, które zazwyczaj są jawne (jak w przypadku podatków), ale nieraz też ukryte (jak w przypadku cząstkowych rezerw).

Wspomnieliśmy już, że trzecia droga jest systemem niestabilnym, podobnie jak rezerwy cząstkowe. Wprowadzenie kontroli cen na jedną kategorię produktów musi doprowadzić do fiaska, ponieważ rynek odpowiada na tę kontrolę nadwyżkami i niedoborami. Stąd promuje się dalsze interwencje cenowe, które z kolei przynoszą kolejne kłopoty. Z punktu widzenia etatysty jedynym wyjściem jest wprowadzenie socjalizmu i całkowite porzucenie systemu rynkowego. Podobne zjawisko obserwujemy w przypadku rezerw cząstkowych. Jedynym wyjściem z tych niedobrych wahań i deflacji, które korygują okresy ekspansji pieniądza niepokrytego kruszcem, jest stworzenie banku centralnego, porzucenie produkcji pieniądza przez rynek i zastąpienie go produkcją pieniądza przez instytucję państwową. Żeby „stabilizować”, żeby „wspierać”, żeby „pomagać”, żeby „zwalczać inflację”, żeby „dbać” i zapewniać powszechną szczęśliwość.

Czy jednak wprowadzenie pieniądza fikcyjnego, fiat money, cokolwiek zmienia w naszej własnościowej analizie? Nie, ponieważ zasada, która obowiązywała w przypadku rezerw cząstkowych jest ta sama (mimo wyraźnie odmiennego mechanizmu makroekonomicznego i innego charakteru fazy recesji, która już przestaje być wyraźnie deflacyjna). Mamy stworzoną instytucję, która jest w stanie, ponad prawami własności i za pomocą monopolu menniczego, tworzyć z powietrza zasoby kapitałowe i kupić dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie już nawet nie przez druk banknotów, lecz przez kliknięcie myszki. Mimo tego, że ludzie posiadają papierowe pieniądze i podejmują decyzję oszczędnościowo-inwestycyjne, to na rynku kapitałowym w roli ostatecznej instancji występuje zawsze finalny twórca i dostarczyciel „płynności”, jego wysokość bank centralny.

Aby zrozumieć, jak ogromne niebezpieczeństwo wiąże się z istnieniem banków centralnych, zwróćmy uwagę na ich niesamowity socjalistyczny potencjał. Socjalizm polega na otwartej i niepohamowanej nacjonalizacji wszelkich czynników produkcji. Państwo jako ciało jedynej sprawiedliwej ideologii rewolucyjnej ogłasza, że staje się właścicielem wszystkich zasobów w gospodarce. Wydany do tego zostaje jakiś dekret, ustawa, wszystko jedno, wszak prawo dzisiaj to tylko wesoła łamigłówka, którą wygrywają najsilniejsi.

Jak natomiast wygląda działalność banku centralnego? Co prawda nie wydaje dekretów, czy ustaw, które pozwalają przejmować na własność zasoby produkcyjne, lecz jest producentem zmonopolizowanego pieniądza, na korzystanie z którego skazane jest przymusowo całe społeczeństwo. A zatem bank centralny również może bez problemów przejąć na własność dowolne aktywa, lub umożliwić ich przejęcie przez niektóre kręgi finansowe, nie tyle dekretując prawne przejęcie własności, co po prostu drukując pieniądze w takiej ilości, aby wystarczyło na ich wykupienie.[1] Tym trybem magicznie kreowana z powietrza płynność zastępuje socjalistyczny dekret o wywłaszczaniu.[2]

W istocie tutaj tkwi źródło negatywnego wpływu banku centralnego na bankowość, rynek finansowy, a wreszcie na rynek produkcji i całą gospodarkę. Ponieważ bank centralny znajduje się w oderwaniu od kalkulacji i ograniczeń własnościowych (które dotyczą kopalni), to może on tworzyć zasoby kapitałowe, wspierać wybrane branże, instytucje i przez to zakłócać rynkową wycenę. Bank centralny, ten specyficzny producent pieniądza, nie podlega klasycznym regułom wyceny i jest w stanie bezproblemowo decydować o globalnych ruchach w sferze finansów. Ten aspekt nie może mieć obojętnego wpływu na to, co dzieje się ze strukturą inwestycyjną pieniężnej gospodarki.

Stąd już naturalnie dotarliśmy do kwestii naszych nieszczęsnych rezerw. Nawet jeśli ustanowimy stuprocentowe rezerwy w systemie fiat money, to nic tak naprawdę się nie zmieni, ponieważ cały czas istnieć będzie bank centralny, pożyczkodawca ostatniej instancji dostarczający radośnie płynności, co właśnie jest przyczyną jego katastrofalnego wpływu na gospodarkę.

Wyobraźmy sobie nawet, że bank centralny po prostu drukuje dzisiaj pieniądze i przeznacza je na pokrycie wszelkich depozytów i instrumentów wypłacanych na żądanie. Czy faktycznie zmieniłoby to wiele w funkcjonowaniu rynku bankowego? Raczej nie. Zresztą w zasadzie banki centralne są dzisiaj gotowe do tego, aby wydrukować niezbędną ilość gotówki, w razie jakby wzrósł na nią popyt i ludzie zrezygnowali z przemieszczania zasobów depozytowych za pomocą przelewów. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w mgnieniu oka wydrukować kolejne banknoty, odpowiadające wszelkim depozytom. Tylko co to zmieni poza tym, że podatnik poniesie dodatkowy koszt druku i farby?

W dodatku należy pamiętać, że dzisiaj obowiązują na świecie reguły BASEL II, co w przypadku UE przybiera formę Capital Requirements Directive. Jest to takie ujednolicenie systemu bankowego, w którym o ekspansji kredytowej decydują w dużej mierze wyliczenia wielkości ryzyka kredytowego aktywów i kapitału własnego banku. Struktura kapitałowa i zarządzanie ryzykiem stają się kluczem do możliwości działań banków, a stara opowieść na temat rezerw i mnożnika, którą znamy z podręczników ekonomii, traci na znaczeniu. Oznacza to w skrócie, że na przykład podstawą ekspansji kredytowej może równie dobrze stać się weksel mający solidne zabezpieczenia (powiedzmy weksel od osoby, która ma kilkakrotnie więcej warte firmy i budynki). W ten sposób jasne już jest, dlaczego, kiedy w Polsce parę lat temu zmniejszono obowiązkowe rezerwy dwukrotnie, wcale nie zaobserwowaliśmy dwukrotnego przyrostu ekspansji banków.

W kontekście „nowej umowy kapitałowej” i zmiany systemu bankowego warto wspomnieć również tutaj o tym, co dzieje się w USA od sierpnia ubiegłego roku. Nie mamy bowiem jakiegoś radykalnego i imponującego przyrostu ilości rezerw w bankach, a jednak potencjał ekspansji banków wzrósł wyraźnie. Dlaczego? Przed kryzysem z sierpnia banki miały aktywa związane z rynkiem nieruchomości, który miał się całkiem nieźle. W momencie, gdy bańka nieruchomości pękła, spadła również radykalnie wartość tych aktywów, a w ślad za tym możliwość zwiększania akcji kredytowych. Cóż zatem zrobił bank centralny USA? Uncle Ben dokonał zamiany struktury aktywów banków komercyjnych. Zakupywał majątkowe śmieci, czyli aktywa związane z inwestycjami na rynku nieruchomości, a w zamian za to zwiększał rezerwy banków. Jednakże rezerwy te ogółem radykalnie nie wzrosły. Dlaczego? Ponieważ jednocześnie przeprowadzano operacje odwrotne. Fed sprzedawał również papiery wartościowe, w tym wypadku papiery amerykańskiego rządu, które mają rating wyraźnie wyższy od majątkowego zsypu nieruchomości. I chociaż banki amerykańskie nie zmieniły radykalnie swoich rezerw, to jednak zmieniła się jakość posiadanego przez nich majątku. Ta sztuczka w strukturze kapitałowej, mimo tego, że rezerwy są te same, zwiększyła potencjał ekspansyjny banków komercyjnych. Gdyż od teraz ich majątek zaczął się opierać na bardziej wiarygodnych papierach – zamiast pękniętych inwestycji mieszkaniowych zaczęły posiadać bezpieczniejsze papiery rządowe. A wtedy BASEL II daje zielone światło do większej ekspansji.

Teoretycznie w USA nie dzieje nic takiego wielkiego, bowiem obniżana jest stopa procentowa. Ale jednocześnie dochodzi do czegoś zupełnie bezprecedensowego, co nie zdarzało się wcześniej w historii. Pod magicznymi nazwami TAF i TSLF Fed ogłasza radykalne restrukturyzacje kapitałowe banków na wysokość kilkuset miliardów dolarów. Jak mówiłem podmianka wcale nie polega na faktycznym wstrzyknięciu gotówki, lecz wstrzyknięciu aktywów zapewniających na papierze płynność i gotowość ostatniej instancji pożyczkowej do tego, aby asystować w razie problemów. Finansowy socjalizm jest już tuż-tuż.

Podsumowując, źródłem i przyczyną problemu tego, że na rynkach finansowych dominują zwierzęce instynkty nie są same rezerwy, lecz ostateczna instytucja płynnościowa, bank centralny, wraz z jego czołowym apologetą i słynnym utopistą Johnem Maynardem Keynesem, który zakończył swój traktat ekonomiczny przemilczaną przez jego fanów dobranocką o tym, że dzięki bankom centralnym uda się znieść rzadkość kapitału. Być może uda się znieść rzadkość pieniądza, ale to wcale nie znaczy, że kapitał przestanie być rzadki. Przekonało się o tym fakcie wiele krajów, które skończyły w spiralach hiperinflacji. A jak wszystko na to wskazuje, ten prestiżowy krąg nie jest wcale zamknięty i za jakiś czas dołączą do niego kolejni członkowie.

Konkludując już zatem i nie przedłużając, plan z Chicago, sugerujący, że pokrycie w stu procentach narzędzi bankowych rozwiąże problem jest zupełnie przestarzały i ma się nijak do austriackiego planu pełnego standardu złota. Problem ze współczesnym systemem monetarnym nie wiąże się po prostu z jakimiś „stopami procentowymi”, „ilością pieniądza”, czy „rezerwami bankowymi”. Te ważne pojęcia ekonomiczne, których w żadnym razie nie chcę deprecjonować, mają i powinny mieć swoje miejsce we współczesnej makroekonomii (makroekonomii austriackiej również). Nie należy jednak zapominać, że problem współczesnego systemu monetarnego wynika ściśle z tego, że jest przymusowy i podważa prawa własności. I tak długo jak ten problem nie zostanie rozwiązany, tak długo będziemy żyli w świecie Keynesowskiej iluzji i naiwnej wiary w zbawcze zdolności rozwiązań zamordystycznych. Jak ktoś rytmicznie kiedyś stwierdził: ‘musi’ to na Rusi. My dodajemy: skoro chcecie ‘musi’, to będziecie mieć jak na Rusi.


Autor pragnie podziękować Williamowi Barnettowi II za to, że zwrocił mu uwagę na problematykę regulacji bazylejskich. Kontakt z autorem mateusz.machaj@mises.pl.

[1] Oczywiście sytuacja nie jest tak idealnie prosta, ponieważ socjalizm może utrzymywać siłą swój system wraz z narastającym ubóstwem, głodem, mordami i masową śmiercią, z którymi się nieodłącznie wiąże. Gdyby bank centralny natomiast zbyt łapczywie próbował kupować aktywa to jego postępowanie skończyłoby się hiperinflacją, czyli bankructwem waluty i jej producenta, zanim jeszcze zdąży on wszystko wykupić, gdyż ceny prześcigną w końcu drukowanie.

[2] Nie możemy przemilczeć faktu, że po ostatnich jeremiadach Bernankego i jego „wielkiej wyprz” polegającej na promocyjnym drukowaniu w jeden miesiąc pieniędzy w ilości równej polskiemu budżetowi, amerykański Fed w pewnym sensie posiada już 10% sektora bankowego.

Kategorie
Bankowość Bankowość centralna Komentarze Teksty

Czytaj również

Jasiński_Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Interwencjonizm

Jasiński: Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Mogłoby się wydawać, że występują sprzyjające warunki do obniżenia cen paliw...

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.

Jasiński Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Interwencjonizm

Jasiński: Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Pozory podejmowania odpowiedzialnych decyzji w imię „wspólnego dobra”?

Rapka_Tanie kredyty hipoteczne to kosztowne kłopoty

Transfery społeczne

Rapka: Tanie kredyty hipoteczne to kosztowne kłopoty

Ile to będzie kosztować?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 1
Sławomir Gdyk

A gdyby tak scenariusz chicagowski wzbogacić? To znaczy
ustawowo zablokować podaż pieniądza jako równowartość
bieżącego PKB (albo jakiegoś innego, lepszego wskaźnika).
Jak?

- wprowadzając 100% pokrycie kredytów depozytami
(postulat z Chicago);

- odbierając bankowi centralnemu prawo bycia nieograniczonym
pożyczkodawcą ostatniej instancji - bank centralny mógłby mieć w dyspozycji jakąś
część pieniędzy niejako w depozycie i nie mógłby wydać
więcej; może tworzyć pieniądze, jeśli wynika to z wzrostu
PKB (de faco sprowadzić bank centralny do roli
zwykłego urzędu, który działa w określonych ramach, a
nie je tworzy);

- potraktować rezerwy walutowe jako pieniądz pusty
(zabronione jest obracanie nim) no bo to jest pusty
pieniądz :)

W tym scenariuszu, przy ustalonej podaży pieniądza, znika
problem hiperinflacji (co oczywiste) i nie musimy
wprowadzać anachronicznego standardu złota
(jaki własciwie ma związek złoto z PKB i odpowiednią
podażą pieniadza oprócz celu cenowego, który można łatwo
wypaczyć - zawyżyć i potem dodrukować pieniędzy?)

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.