KRS: 0000174572
Powrót
Working papers

Zieliński: Minister Czuma, prawo do posiadania broni i hoplofobia

12
Marcin Zieliński
Przeczytanie zajmie 14 min

Minister Czuma, prawo do posiadania broni i hoplofobia1

Gdy w marcu 2008 roku ówczesny poseł Andrzej Czuma przedstawił swój projekt ustawy o dostępie do broni2, zawrzało. Polacy mieliby w myśl ustawy dużo łatwiejszy dostęp do broni niż obecnie. Pojawiło się jednak wiele głosów, że taka sytuacja – zamiast poprawić bezpieczeństwo Polaków – spowodowałaby zwiększenie się ilości różnego rodzaju krwawych rzezi i brutalizacji przestępstw. Teraz gdy Andrzej Czuma został ministrem sprawiedliwości, sprawa odżyła. Należałoby się więc zastanowić, na ile argumenty przeciwników poszerzenia dostępu do broni wynikają z ich nieuzasadnionej i opierającej się tylko i wyłącznie na emocjach hoplofobii, a na ile są rezultatem rzetelnej i racjonalnej analizy.

Legalna broń w rękach gangsterów i złodzieje, którzy postanowili zabijać

W marcu zeszłego roku pan Rafał Pasztelański z tygodnika „Wprost”, będąc w stanie silnego wzburzenia, uznał w felietonie pt. Polacy do broni (http://www.wprost.pl/ar/126467/Polacy-do-broni/), że ponieważ „mimo rygorystycznych przepisów półświatek nie ma problemów z dostępem do broni palnej”, to „oddając tysiące pistoletów w ręce społeczeństwa, de facto stworzy się gangsterom jeszcze łatwiejszą możliwość dozbrojenia. Tym bardziej, że wielu gangsterów będzie mogło legalnie wystąpić o zezwolenie, gdyż coraz częściej w grupach przestępczych są osoby niekarane wcześniej za żadne przestępstwa. Im przysługiwałoby prawo do posiadania legalnego pistoletu”.

Jest to argument o tyle absurdalny, że trudno sobie wyobrazić sytuację, w której przestępca używa legalnie posiadanej i zarejestrowanej broni do zabicia innej osoby. Gdyby to uczynił, policja nie miałaby żadnych problemów, żeby stwierdzić, kto był sprawcą przestępstwa3. Pół żartem, pół serio można by się nawet zastanowić, czy wprowadzenie zachęt dla potencjalnych przestępców do nabywania legalnej broni i używania jej do prowadzenia działalności kryminalnej nie zwiększyłoby czasem bezpieczeństwa Polaków. Mogłyby to być na przykład zachęty finansowe („jesteś gangsterem – kup broń za pół ceny”), albo obietnica mniejszych wyroków („zabij z legalnego gnata, a dostaniesz wyrok mniejszy o 10 procent”)4.

Dalej pan Pasztelański pisze: „Nie przekonuje mnie argument, że broń w domu przestraszy potencjalnego zbója. Po prostu bandyci, idąc na robotę, będą lepiej uzbrojeni i nie będą się wahać, aby jej użyć. A to będzie oznaczało jedno – więcej zabójstw i bardzo dynamiczny wzrost przestępczości”.

Mnie jednak nie przekonuje argumentacja pana Pasztelańskiego. I to z dwóch powodów.

Po pierwsze, przed wygłoszeniem tak kategorycznych sądów, należałoby przeanalizować to, kiedy i dlaczego przestępca dokonuje wtargnięcia do domu. Na podstawie obserwacji artykułów w prasie i relacji telewizyjnych, wyróżniłbym tutaj cztery rodzaje przestępstw wiążących się z zakłóceniem miru domowego:

  1. Włamanie mające na celu splądrowanie domu bądź mieszkania i wyniesienie znalezionych wartościowych przedmiotów. W takim przypadku złodziej czeka raczej na sytuację, w której przez dłuższy okres czasu nie ma właściciela i jego rodziny. Dlatego też najwięcej włamań jest dokonywanych w okresie wakacyjnym i świątecznym.
  2. Włamanie mające na celu wymuszenie od właściciela i/lub jego rodziny informacji na temat miejsca ukrycia wartościowych przedmiotów (lub na przykład szyfru do sejfu) i skradzenia ich. Oczywiście w tej sytuacji właściciel lub ktoś z jego rodziny musi znajdować się w domu. Jednak jego szanse na przeżycie są – jak pokazuje doświadczenie – znikome.
  3. Wtargnięcie mające na celu zemstę na którymś z członków rodziny. Oczywiście zemsta jest zazwyczaj krwawa, a więc szanse obiektu zemsty na przeżycie są niewielkie.
  4. Wtargnięcie mające na celu zabicie, pobicie, zgwałcenie, itp. któregoś z członków rodziny bez istnienia jakiejkolwiek przyczyny.

W pierwszym przypadku posiadanie broni przez właściciela domu nie ma większego sensu i ułatwienie dostępności broni palnej nie spowodowałoby raczej zmniejszenia ilości tego typu przestępstw. Z drugiej strony jednak zwiększa się szansa, że nadgorliwy sąsiad zaniepokojony dziwną aktywnością uda się tam z bronią w ręku i powstrzyma włamywaczy.

W drugim, trzecim i czwartym przypadku szanse ofiary i jego rodziny na przeżycie – o ile nie posiadają broni – są znikome. Ktoś mógłby stwierdzić tutaj, że przestępca i tak działa z zaskoczenia, a więc ofiara nie zdążyłaby wyciągnąć broni. To prawda, ale nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, a fakt, że ofiara może użyć broni palnej z pewnością zwiększa ryzyko przestępczej operacji. Poza tym tak jak włamywacz ma po swojej stronie zaskoczenie, tak właściciel ma po swojej stronie znajomość domu.

A zatem w najgorszym przypadku ilość przestępstw drugiego, trzeciego i czwartego rodzaju by się nie zmniejszyła (więc nie można by mówić, że skutkiem zwiększenia dostępności broni palnej byłoby „więcej zabójstw i bardzo dynamiczny wzrost przestępczości”), co jednak jest mało prawdopodobne. Nawet gdyby ilość tych przestępstw pozostała niezmieniona, to potencjalna ofiara – mając do dyspozycji broń palną – z pewnością znalazłaby się w lepszej sytuacji niż obecnie (nawet gdyby udawało się zabić tylko – powiedzmy – co setnego napastnika). Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak scenariusz, że spadnie ilość przestępstw tego typu. Lepsza sytuacja potencjalnej ofiary to gorsza sytuacja napastnika (możliwość, że zostanie się zastrzelonym, bądź postrzelonym, zwiększa koszty działalności przestępczej). Trzeba też pamiętać, że jeśli w drugim przypadku ofiara postanowi się bronić i napastnik będzie zmuszony ją zabić od razu, to traci on możliwość zdobycia informacji (dlatego też w tym przypadku ofiara jest zabijana, dopiero gdy wyjawi sekret oprawcy), przez co opłacalność przestępstwa zmaleje (przynosi ono wtedy podobne korzyści, jak w pierwszym przypadku, a grozi za nie o wiele wyższa kara). To wszystko powinno odstraszyć – używając terminologii ekonomicznej – krańcowych przestępców

Po drugie, kradzież to przestępstwo zupełnie innego kalibru niż zabójstwo, więc nie wydaje się, żeby wielu złodziei postanowiło zmienić profil swojej działalności, zakładając nawet, że każdy złodziej byłby w stanie bez skrupułów zabić. Można tutaj wyróżnić trzy przyczyny, dla których złodzieje nie staliby się mordercami:

  1. Za kradzież grozi niski wyrok, najczęściej w zawieszeniu, a za morderstwo grozi wysoka kara bezwzględnego pozbawienia wolności z dożywociem włącznie.
  2. Większe ryzyko trafienia do więzienia. Według cytowanych wcześniej policyjnych statystyk wykrywalność zabójstw w 2008 roku wynosiła 93,1 procent, kradzieży z włamaniem – 28,6 procent, kradzieży cudzej rzeczy – 28,6 procent, kradzieży samochodów – 21 procent5. A zatem przeciętna kara (wykrywalność pomnożona przez wysokość wyroku) w przypadku kradzieży jest znacznie mniejsza niż w przypadku morderstw.
  3. Towarzystwo w więzieniu. Jeśli złodziej trafi już do więzienia, to nie znajdzie się on w jednej celi z mordercą, tylko ze swoimi kolegami po fachu. Może ten czas wykorzystać na zawarcie nowych znajomości, poznanie nowych technik, czy też zdobycie informacji o tym, gdzie warto się włamać. Można by się nawet posunąć do stwierdzenia, że pobyt w więzieniu jest dla niego inwestycją we własny kapitał ludzki. W zupełnie innej sytuacji znajduje się osoba skazana za morderstwo, która odsiaduje swój wyrok z osobami bezwzględnymi.

Uznanie przestępcy za osobę nieracjonalną, która nie potrafi dokonać kalkulacji opłacalności swojej działalności, jest z pewnością absurdem. Istnieją co prawda osoby dokonujące przestępstw bez względu na koszty – są to osoby działające w afekcie, pod wpływem alkoholu lub niepoczytalne – ale stanowią one niewielki odsetek wszystkich przestępców.

Szaleńcy z pistoletami i nożami

Coraz częściej słyszymy w ostatnich latach o o krwawych masakrach (zwłaszcza w USA), których dopuszczają się biegający z bronią palną w ręku szaleńcy. Coraz większa częstotliwość tego typu wydarzeń skłania wiele osób do stwierdzenia, że przyczyną tego stanu rzeczy jest powszechny dostęp do broni. Jednak całkiem niedawno wydarzył się w Belgii pewien smutny incydent, w którym trzy osoby zostały zadźgane przez szaleńca biegającego po żłobku z nożem. Autor tej masakry Kim de Gelder dowiódł w ten sposób, że to nie powszechny dostęp do broni palnej należy winić za występowanie podobnych rzezi, ale tych, którzy ich dokonują, a żeby zabić innego człowieka nie trzeba mieć wcale przy sobie broni palnej. Szaleńcy będą organizować masakry bez względu na to, czy dostęp do broni palnej będzie swobodny, ani na to, czy oni sami będą tę broń posiadać. Gdy ktoś chce dokonać podobnej masakry, jedyną rzeczą, która może go powstrzymać, jest nie zakaz posiadania broni, ale skuteczne użycie wobec niego siły fizycznej.

Ciekawe, że ci sami ludzie, którzy tak chętnie podają masakrę w Virginia Tech jako dowód na to, że swobodny dostęp musi prowadzić do podobnych wypadków, nie wspominają w ogóle o wydarzeniach w Appalachian School of Law, kiedy to dwóch studentów przy użyciu broni palnej zatrzymało szaleńca, który zabił trzy osoby. To prawda, że obydwoje pracowali w policji (jednak nie byli wtedy na służbie), ale argument, że gdyby nie byli oni policjantami, to nie udałoby im się powstrzymać mordercy, jest raczej naiwny. Mogłaby go powstrzymać każda osoba, która umiejętnie potrafi korzystać z broni palnej – pod warunkiem, że mogłaby mieć przy sobie tą broń – a nie trzeba wcale nosić niebieskiego munduru, żeby nauczyć się strzelać. A prawdopodobieństwo, że w danej grupie znajduje się taka osoba, rośnie wraz z wielkością grupy.

Broń jako atrybut władzy i zakaz posiadania broni przez policjantów

Istotną sprawą jest to, w jakim stopniu obecne przepisy o posiadaniu broni zostały skonstruowane, żeby zapobiegać strzelaninom i innym incydentom, a w jakim stopniu, żeby chronić interesy władzy. Sam Andrzej Czuma zauważa na pierwszej stronie uzasadnienia do swojego projektu ustawy, że:

Obecnie obowiązujące prawo – mimo nowelizacji - jest prostą kontynuacją komunistycznej ustawy z roku 1961, której celem było zapewnienie bezpieczeństwa narzuconej społeczeństwu grupie rządzącej, ograniczenie posiadania broni do wiernego aparatu władzy oraz rozbrojenie społeczeństwa. Przypomnieć należy, że prace nad ustawą z 1961 roku poprzedziło Powstanie Węgierskie. Świadomość tamtych wydarzeń silnie motywowała władze PRL do uczynienia z posiadania broni atrybutu władzy i dowolnego dystrybuowania tego przywileju wśród wiernych aparatczyków. (...)Sytuacja pełnej uznaniowości uprawdopodabnia powtarzające się zarzuty, iż wokół osób decydujących o zezwoleniu na broń stworzyły się łańcuszki pośredników wywodzące się ze środowisk służb specjalnych z czasów PRL, które bronią status quo i pobierają pożytki z mętnych regulacji.

Potwierdzają to praktyki stosowane w policji. Nowo przyjęty do służby policjant nie może nosić broni po godzinach, tylko musi ją zostawiać w miejscu pracy. Dopiero po wielu latach służby – czyli wtedy gdy dowiedzie, że jest „swój” – pozwala mu się nosić broń ze sobą także po pracy.

Pierwszą wątpliwością, jaka się tutaj nasuwa, jest to, czy założenie przez człowieka niebieskiego munduru może zdławić tkwiące w nim „mordercze instynkty”. Skoro nie może nosić broni po służbie, bo mógłby jej użyć w niewłaściwy sposób, to czy nie może czasem nadużyć prawa do posiadania broni także podczas służby?

Druga wątpliwość to, czy policjant po wieloletniej służbie w ogóle powinien mieć prawo do posiadania broni (także w pracy). Nie udało mi się znaleźć statystyk poruszających ten problem, ale myślę, że można śmiało postawić hipotezę, że wśród policjantów po wieloletniej służbie (zwłaszcza w wydziale zabójstw) jest o wiele większy odsetek osób z problemem alkoholowym i zaburzeniami emocjonalnymi niż wśród cywilów, a tacy ludzie – w myśl obecnej ustawy – nie powinni mieć dostępu do broni palnej.

Czy dałbyś broń osobie, która uważa, że w każdym tkwi potencjalny zabójca? (1:15)

Restrykcyjność a uznaniowość

Sporo zamieszania wywołały słowa Andrzeja Czumy, który na antenie TVN24 (http://www.tvn24.pl/12690,1583324,0,1,czuma-niestety-nie-mam-broni--ale-mam-dwa-duze-noze,wiadomosc.html) stwierdził, że jego „propozycja zmiany ustawy o broni i amunicji (...) zaostrza kryteria przydzielania pozwolenia na broń w stosunku do obowiązującego prawa”. Wydaje mi się, że Czuma próbował kokietować tymi słowami opinię publiczną, która się obawia rozszerzenia dostępu do broni palnej. Z drugiej strony jednak jest w tych słowach trochę racji. Rzeczywiście niektóre kryteria zostaną zaostrzone. Czy zatem projekt Czumy na pewno zwiększyłby dostępność broni palnej dla Polaków?

Tutaj należy rozróżnić pomiędzy restrykcyjnością a uznaniowością. Przedstawmy to na przykładzie procedury przyznawania prawa jazdy. W chwili obecnej egzamin jest dość restrykcyjny, ale jednocześnie uznaniowość jest minimalna. Jeśli ktoś zda egzamin, to odpowiedni urząd jest zobowiązany wydać mu prawo jazdy. Możemy sobie też wyobrazić sytuację, w której egzamin jest mało restrykcyjny zarówno pod względem merytorycznym– egzaminowany musi pokazać tylko, że umie włączyć silnik i jechać do przodu, jak i pozamerytorycznym – żeby podejść do egzaminu wystarczy mieć ukończony piętnasty rok życia. Jednocześnie jednak osoba ubiegająca się o prawo jazdy musiałaby dowieść, że rzeczywiście potrzebuje samochodu – bo na przykład mieszka na wsi i musi dojeżdżać do miasta do pracy, z kolei PKS-y kursują bardzo rzadko, a odpowiedni urzędnik rozpatrywałby, czy konieczny jest jej do tego samochód – czy na pewno dojeżdżanie PKS-em jest tak uciążliwe, czy nie może się przeprowadzić z rodziną do miasta, albo wynająć mieszkania w mieście i wracać do rodziny na wieś tylko na weekendy. Z pewnością obecna procedura jest bardziej przyjazna od tej mniej restrykcyjnej, ale za to o wiele bardziej uznaniowej, którą przedstawiłem powyżej.

Oczywiście restrykcyjność nie może być przesadna. Za przesadność można by w przypadku prawa jazdy uznać wymóg posiadania przez osobę podchodzącą do egzaminu umiejętności, których nie potrzebuje, żeby jeździć na co dzień samochodem – na przykład ukończyć wcześniej Rajd Dakar, albo spełnienia absurdalnych kryteriów pozamerytorycznych – przykładowo ukończenia pięćdziesiątego roku życia.

Mimo że projekt autorstwa Andrzeja Czumy zaostrza niektóre kryteria, które musi spełnić osoba ubiegająca się o prawo do posiadania broni, to w rzeczywistości kryteria te bez większego problemu spełni każdy, kto chce mieć broń po to, aby używać jej do obrony własnej, a nie po to, żeby się – na przykład – chwalić nią przed znajomymi. Jeśli ktoś chce posiadać pistolet, by bronić się przed ewentualnym napastnikiem, to żeby zrobić to skutecznie, musi wiedzieć, jak z niego strzelać. Z tego też powodu zwiększenie restrykcyjności nie stanowi aż tak dużego problemu dla potencjalnych posiadaczy broni palnej. A wielką wartością tego projektu jest to, że zobowiązuje urzędników do wydawania pozwolenia każdemu, kto spełni kryteria.


1 Hoplofobia to lęk przed bronią palną.
2 Projekt ustawy o broni i amunicji autorstwa Andrzeja Czumy wraz uzasadnieniem i oceną skutków jej wprowadzenia można znaleźć na stronie http://www.czuma.pl/bron/. Chciałbym zaznaczyć, że – jako libertarianin – nie jestem wielkim entuzjastą projektu autorstwa pana Czumy, co nie zmienia faktu, że uważam, iż wprowadzenie go w życie stanowiłoby zmianę w dobrym kierunku i zwiększyło dostępność do broni palnej.
3 Fakt, że legalna broń nie jest używana do działalności przestępczej, pokazuje, że zakaz posiadania broni przez przestępców nie ma w rzeczywistości żadnego racjonalnego uzasadnienia.
4 Według policyjnych statystyk (http://www.policja.pl/portal/pol/1/36219/Bezpieczniej_w_Polsce_w_2008_r.html) wykrywalność zabójstw wyniosła w 2008 roku 93,1 procent, a więc „neutralne” byłoby tutaj zmniejszenie wyroku o 6,9 procent. Jednak biorąc pod uwagę, że ponieważ policja nie musiałaby przeznaczać tak dużej ilości środków na prowadzenie śledztwa w tej sprawie i mogłaby przeznaczyć zaoszczędzone w ten sposób środki na wykrywanie innych przestępstw, to „ulga” 10-procentowa wcale nie byłaby złym pomysłem i mogłaby doprowadzić do wzrostu przeciętnej kary za przestępstwo (wykrywalność pomnożona przez wysokość wyroku). Problemem pozostaje kara dożywocia (skrócone o 10% dożywocie wciąż byłoby dożywociem), ale przestępcom używającym legalnej broni można by zaproponować zamianę dożywocia na karę – powiedzmy – 30 lat więzienia.
Ktoś mógłby się tutaj oburzyć, dlaczego niektórzy przestępcy mieliby dostawać mniejsze wyroki. Jednak taka sytuacja istnieje już teraz. Przykładowo oferuje się mniejszy wyrok w zamian za przyznanie się do winy. W niektórych przypadkach proponuje się nawet przestępcom uniknięcie kary w zamian za „wsypanie” kolegów (instytucja świadka koronnego). Przyczyną tego stanu rzeczy jest m.in. fakt, że mimo finansowania z budżetu organy ścigania dysponują ograniczonymi środkami.
5 Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że istnieje o wiele większa presja (zwłaszcza ze strony rodziny ofiary) na policjantów z wydziału zabójstw niż na policjantów zajmujących się innymi przestępstwami. W przypadku gdy – w opinii rodziny ofiary – policja nie stara się dostatecznie złapać mordercy, to naraża się na to, że sytuacja zostanie opisana w mediach. Takiej motywacji nie ma raczej osoba, która straciła pieniądze lub inne wartościowe przedmioty, a nawet gdyby chciała ona opisać całą sprawę w mediach, to nie jest to dla tych mediów tak dobry temat, jak morderstwo. Dlatego też do wydziału zabójstw idą najlepsi policjanci i dysponują oni największymi środkami.
Inną przyczyną jest strach ofiary przed zemstą. W przypadku kradzieży strach ten może być większy niż chęć doprowadzenia przestępcy przed wymiar sprawiedliwości, co może być przyczyną ukrycia przez ofiarę niektórych informacji przed policją. W przypadku, gdy została zamordowana bliska osoba, strach ten nie ma – gdy weźmiemy pod uwagę determinację rodziny ofiary, żeby rozwiązać sprawę – większego znaczenia. Tłumaczy to po części, dlaczego mimo istnienia najczęściej naocznego świadka, którym jest ofiara, wykrywalność gwałtów (81,1 procent), przestępstw rozbójniczych (63,8) i spowodowania uszczerbku na zdrowiu (86,2 procent) jest mniejsza niż wykrywalność zabójstw, w którym to przypadku niekoniecznie musi istnieć naoczny świadek.

Kategorie
Społeczeństwo Teksty Working papers

Czytaj również

Marzec_Społeczna-nieodpowiedzialność-biznesu.jpg

Working papers

Marzec: Społeczna (nie)odpowiedzialność biznesu

Autor tekstu proponuje pewien eksperyment myślowy...

Keynes.jpg

Teoria ekonomii

Marzec: Mnożnik inwestycji – krytyka

Czym jest koncepcja zaprezentowana przez Keynesa?

Schulak-Unterköfler_Joseph-A.-Schumpeter-enigmatyczny-indywidualista.jpg

Teksty

Konończuk: Spojrzenie Josepha Schumpetera na kapitalizm i nastroje antykapitalistyczne

Bez wątpienia jeden z najbardziej znaczących ekonomistów XX wieku.

Beim_Fracht lotniczy_a Centralny_Port Komunikacyjny_–_analiza_dyskusji

Infrastruktura

Beim: Fracht lotniczy a Centralny Port Komunikacyjny – analiza dyskusji

Budowa CPK może sprzyjać rozwojowi frachtu lotniczego, ale nie jest ani warunkiem koniecznym ku temu, ani nie jest procesem samoistnym.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 12
Thome

Bardzo rozsądna opinia.

Jedno zastrzeżenie. Posiadanie broni powoduje pewien syndrom - polegający na łatwości jej użycia. Byłby problem z granicami obrony koniecznej czy stanu wyższej konieczności. Jednak to zadanie dla Doktryny. Zamysł Czumy słuszny.

Odpowiedz

HeS

Właśnie słyszę o problemach finansowych naszych firm zbrojeniowych. Może to potraktować jako pomoc dla "zbrojeniówki". Otworzyłby się dla nich szeroki rynek krajowy na broń palną (miliony sztuk :) i amunicję. Nie mówię o dochodach ze szkoleń i ćwiczeń w posługiwaniu się tymi zabawkami. Obecnie otrzymanie pozwolenia na broń graniczy z cudem (trzeba mieć "chody" w policji)

Odpowiedz

virago535

Trudno nie zgodzić się z większością tez autora, dla mnie jedynym minusem i jest to prawdopodobnie aspekt,który służy do manipulacji takimi osobnikami jak imć Dziewulski, czy powołany w tekście pan Pasztelański, jest prawie że powszechna nieznajomość broni przez Polaków. Nazwałbym to kulturą obchodzenia się z bronią, podobnie jak kultura jazdy samochodem. Tego zjawiska w Polsce po prostu brak. Stąd też tragikomiczne komentarze przeróżnych indywiduów, w tym osób publicznych. Co do reszty trudno mieć zastrzeżenia, a nie można ferować autorytatywnych i jednocześnie hipotetycznych sądów, co dostęp do broni w rozumieniu tego projektu ustawy, spowodować może a czego nie...etc. Pomijam oczywiście fakt, że owym komentującym brakuje elementarnej logiki w wypowiedziach, posługują się technikami inżynierii społecznej i sieją tzw FUD. Patrząc z punktu widzenia czysto logicznego nie ma w tym projekcie minusów a jeśli są to mieszczą się w granicach błędu statystycznego. A tu kwiatuszek : http://www.armedamerica.org/

Odpowiedz

hs

Wszystko pięknie, ale nie zapominajmy o jednym. Do pewnego stanu faktycznego trzeba się przyzwyczaić. Własnie dlatego mamy "problem" z opcjami i W.Czcz. Waldemar Pawlak wygaduje głupoty o uniewaznianiu opcji, bo Polacy są niedorozwinięci jesli chodzi o rynki kapitałowe (gram na opcjach aktywnie, nie bedę rozwijał tematu, bo większosc zdaje sobie sprawę o co chodzi). Jestem za posiadaniem broni przez szeorkie rzesze spoleczenstwa, niemniej natychmiastowe oddanie broni ludziom do rąk spowodowałoby nieobliczalne skutki. Proszę nie mowic, ze wolny rynek (powiedzmy ze wolny) wprowadzono po 1989 i kraj popłynął mlekiem i miodem, wiec nie musi być tak, ze wystarczy coś wprowadzić a samo się ułoży. Owszem - ale po jakimś czasie. Jest duża różnica pomiędzy USA gdzie tadycja noszenia broni, niszczona od setki lat, przetrwała i ma się dobrze, zwłaszcza na Południu - tam ludzie widzą co to jest broń, są szkoleni przez ojców, dziadków - dlatego nie ma tak wielu tragedii. W Polsce gdyby ludziom dać broń do ręki, byłoby nie za ciekawie, przez parę lat. Poxniej sytuacja ustabilizowałaby się i pewnie byłoby fajnie. Rozumiem prawicowe zaufanie do człowieka, ale dziecku też nie dajemy kroić chleba na krajalnicy od razu. A my, jesli chodzi o broń, jesteśmy jak dzieci. Czy któryś z panów umie odbezpieczyć Glocka, czy ktoś umie przesmarować broń, czy któryś strzelał chocby do tarczy? Założę się, ze 95 % tu piszących i czytających nie ma o tym pojęcia. I nie ma w tym nic dziwnego. My jako naród, jestesmy po prostu lekko ubezwłasnowolnieni przez socjalizm. Nauka życia trwa latami.

pozdrawiam

Odpowiedz

Mati

miałem już pisać mój komentarz ale okazało się że kolega "hs" już napisać to co ja chciałem wyrazić.
Ludzie muszą stać się odpowiedzialni

Odpowiedz

dr Jerzy Jeżyk

Szanowni Państwo,

Na początek wypada się przedstawić. A więc nazywam się Jerzy Jeżyk, a dla znajomych Jurek. Zrobiłem Ph.D. (po polsku pi-ejdż-di) z matematyki statystycznej, a także statystyki matematycznej i kilku pokrewnych dziedzin na jednym z amerykańskich uniwersytetów.

Uważam, że poruszany przez Panów hs i Matiego problem odpowiedzialności jest bardzo istotny. Oczywiście niektórzy ortodoksyjni ekonomiści mogliby tutaj się oburzyć i stwierdzić, że to się nie da tak jednoznacznie stwierdzić, czy ktoś już jest wystarczająco odpowiedzialny, czy jeszcze nie, bo odpowiedzialność jest rzekomo niewymierna i w związku z tym takie gadanie o odpowiedzialności jest w rzeczywistości zupełnie nieodpowiedzialne.

Jednak po odbyciu wielu pouczających dyskusji z naukowcami zajmującymi się psychologią statystyczną i matematyczną, a także z jednym z największych czempionów, który wskazał błędy tkwiące w paradygmacie odpowiedzialnym za zacofanie ekonomii w kwestii pomiaru stanów psychicznych, prof. Freyonem Brunem, doszedłem do wniosku, że tak naprawdę brakuje nam konceptu odpowiedzialności, który byłby jednocześnie ścisły i mierzalny. W związku z tym w swej przełomowej pracy pt. "Toward Measuring Responsibility and Other Mental Phenomena" opublikowanym w "Journal of Mathematical Psychological", Vol. 162, No. 13 zaproponowałem wprowadzenie jednostki "resp" (od ang. responsibility - odpowiedzialność), która by służyła właśnie mierzeniu tejże odpowiedzialności. Ponieważ odpowiedzialność jest pojęciem stopniowalnym, to zaproponowałem, aby 100 respów przyznawać osobom całkowicie odpowiedzialnym, osoby osiągające wynik w przedziale 80-99 byłyby prawie całkowicie odpowiedzialne, 60-79 - dość odpowiedzialne, 40-59 - dostatecznie odpowiedzialne, 20-39 - niedostatecznie odpowiedzialne, 1-19 - nieodpowiedzialne, a 0 to osoby zupełnie i całkowicie nieodpowiedzialne.

Nie muszę chyba mówić, jak przełomowa jest moja praca. Moje konkluzje mogą być pomocne w niemal każdej dziedzinie życia społecznego i przynieść ogromne korzyści wszystkim ludziom. Można by wprowadzić obowiązkowe testy na odpowiedzialność dla przyszłych kierowców i przyznawać prawo jazdy tylko tym, którzy przekroczą próg 80 respów (w przypadku kierowców autobusów - 90 respów). Również kobieta nie będąca pewna odpowiedzialności swojego narzeczonego, a przyszłego męża mogłaby kazać mu zrobić sobie test na odpowiedzialność i stwierdzić, czy jego wynik go zadowala. Sędziowie mogliby wykorzystywać testy odpowiedzialności przy orzekaniu kar. W końcu Jugendamt mógłby je wykorzystywać, żeby stwierdzić, czy biologiczni rodzice są na tyle odpowiedzialni, by móc odpowiednio wychować swoje dzieci, czy też należałoby im dzieci odebrać i przekazać je bardziej odpowiedzialnym opiekunom.

Mam nadzieję, że wybaczą mi Panowie tą małą dygresję, tym bardziej że wracam już do meritum. Otóż zgadzam się, że broni, a tym bardziej broni palnej, a tym bardziej jeszcze broni palnej strzelającej nie powinni w żadnym wypadku posiadać ludzie, których odpowiedzialność choć w niewielkim stopniu odbiega od normy. Dlatego też uważam, że zastosowanie moich testów mogłoby pozwolić uniknąć sytuacji, w której broń posiada przy sobie osoba nieodpowiedzialna. Uważam, że testy te powinna przechodzić osoba posiadająca broń co dwa miesiące (oczywiście na swój koszt) i jeśli tylko jej wynik spadnie poniżej 100 respów powinna swoją broń złożyć w milicyjnym magazynie, gdzie czekałaby na właściciela, aż właściciel stanie się znów w pełni odpowiedzialny.

Kontaktowałem się w tej sprawie z wieloma ministrami i posłami tej i poprzedniej kadencji, jednak niestety nikt nie był tą sprawą zainteresowany. W związku z tym apeluję do prawników czytających tę stronę, aby pomogli stworzyć mi odpowiedni projekt ustawy obywatelskiej i do pozostałych czytelników, aby później pomogli w zbieraniu podpisów.

Pozdrawiam odpowiedzialnie
dr Jerzy Jeżyk

Odpowiedz

Elmo

Takie pomysły prowadzą do totalitaryzmu Panie Jerzy. Polecam zapoznać się nie tylko z pracami psychologów statystycznych i matematycznych, ale także z pracami ekonomistów czy etyków, np. z tym tekstem: http://libertarianin.org/ostrzezenie-hayeka-pozory-wiedzy-inzynierow-spolecznych/

Odpowiedz

lukasz.szostak

@hs

A czy Pan umiał wymienić filtr paliwa, zanim pierwszy raz usiadł Pan za kierownicą samochodu?

Odpowiedz

wf

Ad 6
Witamy Pana Doktora! Metoda obliczania respów niewątpliwie przełomowa i frapująca. Obawiam się jednak, że otwierałaby olbrzymie pole do nadużyć, nie mówiąc już o trudności wynikającej ze sporej, jak sądzę, zmienności poziomu resp u posiadacza broni. Idąc na test odpowiedzialności mogę być opanowany i odpowiedzialny, a wracając z niego już niekoniecznie (po każdej wizycie w urzędzie moja poczytalność maleje). W każdym razie nie widzę zasadniczej różnicy między tym, czy pozwolenia na broń wydaje policja, minister spraw wewnętrznych, czy też grono licencjonowanych specjalistów, którzy dysponują wprawdzie określoną metodą testowania, ale przede wszystkim dysponują monopolem na wydawanie określonych zaświadczeń.

Jeszcze bardziej bym uważał z odbieraniem dzieci "nieodpowiedzialnym" rodzicom. To już pachnie państwem Platona. Nie da się tu porównać kosztów i zysków - poza przypadkami oczywistymi, w których żadne testy nie są potrzebne, bo wystarczy prawo karne (np. rodzice zadają dziecku fizyczne rany).

Odpowiedz

Marcin Zieliński

@hs

Można mówić o tradycji posiadania broni palnej w USA, ale tradycja ta nie istnieje tam od zawsze, ale musiała najpierw powstać. A nie za bardzo wiem, jak może powstać tradycja posiadania broni palnej, kiedy nie ma powszechnego dostępu do tej broni.

Zresztą wprowadzenie tzw. "shall-issue" (czyli sytuacji, w której urząd jest zobowiązany do wydania pozwolenia po spełnieniu odpowiednich kryteriów i/lub zdaniu egzaminu) w miejsce "may-issue" (urząd ma prawo do uznaniowego przyznawania pozwoleń) jest pierwszym krokiem do powstania takiej tradycji. Z jednej strony wyklucza tych, którzy nie potrafią "odbezpieczyć Glocka, przesmarować broni i strzelać do tarczy", a z drugiej ci, którzy wiedzą, jak to zrobić, mogliby bez problemu broń posiadać (o czym zresztą pisałem w ostatniej części artykułu).

@Mati

Nie wiem, za bardzo jakie są Pańskie kryteria odpowiedzialności, ale nie sądzę, żeby spełniał je człowiek, który podczas kłótni małżeńskiej przykłada córce pistolet do głowy i przypadkiem ją zabija (tak się zachował policjant, o którym mówi psycholog więzienny w programie "Pryzmat", ok. 19:30, http://www.tvp.pl/publicystyka/polityka/pryzmat/wideo/bron-w-domu-29012009).

Nie jest możliwe, aby wszyscy nieodpowiedzialni ludzie nie posiadali broni (tym bardziej że istnieje czarny rynek, na którym broń można kupić), tak samo jak nie jest możliwe, aby wszystkim nieodpowiedzialnym ludziom zabronić prowadzenia samochodu. Jednak większość ludzi w obawie przed karą za jazdę pod wpływem alkoholu, woli po imprezie wrócić do domu taksówką niż prowadzić samemu. Nie wydaje mi się, żeby ludzie mieli nieodpowiedzialnie korzystać z broni, wiedząc, że mogą z tego powodu iść do więzienia, chociaż oczywiście pewnych incydentów nie można wykluczyć, ale podobnie rzecz ma się z wypadkami drogowymi.

Pozostaje kwestia policjantów, którzy mimo że wcale nie są bardziej odpowiedzialni (a wydaje mi się, że wręcz są mniej odpowiedzialni), to broń posiadają. Bądźmy konsekwentni i w pierwszej kolejności odbierzmy im broń.

Łatwo jest nie odnieść się do argumentacji (a nawet jej nie przeczytać) i rzucić jakimś banałem, trudniej podać merytoryczne i rzetelne argumenty przeciwko upowszechnieniu prawa do posiadania broni.

Odpowiedz

kazio wichura

popieram pomysl... jedyne czego trzeba to takiego ułozenia przepisow by broń mogli dostac ci ktorzy potrafia jej używać - czyli pasjonaci.... przecietny kowalski jednak lepiej by jej nie mial

mysle ze jesli to ma byc skuteczne to musi isc dalej... tzn. do prawa ukrytego noszenia broni...

po zdaniu egzaminu i dopelnieniu wszystkich formalnosci do tego by móc posiadac bron w domu można by starac sie o prawo do noszenia jej...

Odpowiedz

Rysio

Mam pelno karabinow i szutcerow w szafie.
Kilka lat temu moja dubeltowka i sztucer chcialy wyjsc' i sobie postrzelac' po okolicy - totalnie mnie to wkurzylo.
Zlapalem za lufe jedno i durgie i powiedzialem im ze jak jeszcze raz wyleza z szafy bez mojego pozwolenia to zawiaze im lufy na supel.

Od tamtej pory nigdy juz z nimi nie maialem probleow, nigdy same nie wyszly z szafy..

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.