Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Komentarze

Machaj: Grecki szlak do końca euro

11
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 9 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Machaj
Wersja PDF

W ostatnich tygodniach doszło do największego kryzysu w historii strefy euro i jednocześnie do jej najbardziej radykalnego przeobrażenia. Ten kryzys jest pierwszą, „miękką”, zapowiedzią katastrofy, która najprawdopodobniej czeka europejskie finanse w najbliższych dziesięcioleciach. Przeobrażenie natomiast jest twardym dowodem na to, że od strefy euro należy się trzymać jak najdalej. Jeśli ktoś miał pewne zastrzeżenia co do tego, czy warto w Polsce przyjąć wspólną walutę (bo wiążą się z tym istotne plusy), to od 10 maja nie powinien mieć specjalnych wątpliwości, że będzie to rozwiązanie szkodliwe.

Gabriel Laub stwierdził, że demokracja jest systemem, w którym nikt nie jest tak mało ważny, żeby nie mógł zaszkodzić innym. Wydaje się, że obecna sytuacja w Grecji dostarcza jednej z najbardziej brutalnych i skrajnych egzemplifikacji tego faktu. Tłumy, podburzane przez znane z tradycji bezpardonowego rabowania gospodarki związki zawodowe i lobby budżetówki, rozpoczęły zamieszki, o których ktoś lakonicznie powiedział „Grecja rozpoczęła naszą cywilizację – teraz wygląda na to, że ją zakończy”.

O ile sama cywilizacja Zachodu póki co nie jest zagrożona, o tyle jej podstawy gospodarcze opierają się na bardzo chwiejnych fundamentach. Grecja jest oczywiście bękartem państwa dobrobytu, jednym z najlepszych przykładów społeczeństwa konsumpcyjnego, które nie przejmuje się ani deficytem budżetowym, ani długiem publicznym (można nawet ironicznie stwierdzić, że jeśli komuś marzy się Polska, w której się dobrze płaci urzędnikom i budżetówce, to niech spojrzy w kierunku Grecji). W dodatku od czasu powstania strefy euro była „pasażerem na gapę”, gospodarką napędzaną iluzją, że w razie kłopotów fiskalnych wszystkie inne państwa dokonają zrzutki na wykupienie bankruta. Niemniej jednak kłopoty Grecji są ostrzeżeniem dla całej Europy, ponieważ ukazują przyszłość, jaka prędzej czy później czeka inne kraje bloku.

Prawa ekonomii są nieubłagane: dobrobytu nie da się budować ciągłą redystrybucją środków za pośrednictwem urzędników. W długim okresie doprowadzi to do konsumpcji kapitału. Zadłużanie się państwa będzie skutkowało ciągle rosnącym długiem publicznym i koniecznością ogłoszenia w końcu bankructwa – przez niemożliwość dalszego powiększania zadłużenia i spłaty dotychczasowego. Grecja będąc bankrutem skorzystała na wejściu do UE, podobnie jak kilka innych krajów bankrutów. Jednym z bodźców, które skłoniły kraje do stworzenia Unii Europejskiej była ciekawa symbioza między zbankrutowanymi krajami, takimi jak Grecja, czy Belgia, a Niemcami. Biedne kraje otrzymały bezpośrednią pomoc w postaci dodatkowych funduszy, a do tego korzystały w strefie euro z efektu zewnętrznego – dzięki temu, że należą do tej strefy mogły emitować dług publiczny oprocentowany niżej niż gdyby były krajem niezależnym. Bogatsze kraje z kolei uzyskały możliwość tworzenia prawa, które sprzyjało ich interesom – na przykład przez otwarcie „regulowanego rynku”, w którym rozmaite standardy europejskie promowały firmy z wybranych krajów. Ot, jeden z ważnych elementów merkantylistycznej Europy.

Niestety jednak łączenie zbankrutowanych państw razem może tylko rozmyć negatywne konsekwencje zadłużenia i pozwolić na parę „tłustych lat” życia na kredyt, ale nie uchroni przed koniecznością zapłaty rachunków. W obecnej sytuacji dodatkowym wybuchowym czynnikiem są wewnętrzne tarcia - Niemcom i innym krajom w relatywnie dobrej sytuacji fiskalnej wcale nie śpieszy się do pomocy bankrutującym Grekom. Głównie dlatego, że wiedzą, iż ta pomoc zostanie przejedzona, a oszczędności będą prowizoryczne. Do tego pojawia się kolejny problem – skoro Grecy mogą sobie wypłacać czternastki, szaleć na koszt całej UE i nie płacić za to rachunku, to dlaczego inne kraje mają się tym przejmować? Sytuacja fiskalna Irlandii, czy Hiszpanii wcale nie wygląda różowo, a rynek już zaczął dyskontować dług publiczny Portugalii. Bardzo możliwe, że Belgia lada moment przestanie być państwem, co będzie stanowiło wyzwanie prawne dla obecnej Unii a także zrodzi dotkliwy ekonomicznie problem przejęcia przekraczającego PKB belgijskiego długu publicznego.

Cywilizacja się na razie nie kończy, ale należy zdać sobie sprawę z tego, że obserwujemy właśnie największy kryzys polityczno-gospodarczy w Unii Europejskiej i strefie euro. W obecnej sytuacji możemy się pokusić o zarysowanie możliwego dalszego rozwoju wydarzeń. Być może UE razem z MFW uda się zamieść problemy pod dywan i oddalić obecne dylematy długów publicznych i deficytów tylko po to, aby obarczyć nimi kolejne rządy lub pokolenia. Tak czy inaczej, prędzej czy później problem musi powrócić. Wtedy wyjścia z sytuacji są dwa. Po pierwsze, może dojść do rozpadu strefy euro w jej obecnej formie i usuwania z niej niezdyscyplinowanych członków takich jak Grecja. Wówczas jednak otwierają się drzwi do rozpadu strefy, do którego mogłoby doprowadzić występowanie z niej kolejnych krajów, częściowo bankrutujących, a częściowo oburzonych rzekomo twardą postawą Niemiec, które nie chcą finansować swych unijnych „partnerów”. Kraje usuwane ze strefy najczęściej doświadczałyby argentynizacji, czyli krachu na rynku długu (publicznego i prywatnego) wraz z postępującą dewaluacją.

Drugie wyjście natomiast, chyba bardziej prawdopodobne, to stworzenie jeszcze mocniejszego niż obecnie imperium europejskiego, w którym aparat prawny przejmowałby coraz większą kontrolę nad procesem stanowienia prawa tak, by utrzymać w ryzach rozpasaną konsumpcję środków publicznych w krajach takich jak Grecja. Wydaje się jednak, że do tego trzeba by było sprytnie przekupić albo skutecznie zaszantażować lokalnych wichrzycieli, bowiem uzwiązkowieni bojówkarze okazują się być dosyć mocną siłą polityczną.

Potwierdzeniem zastosowania drugiego wyjścia są niedawne deklaracje Europejskiego Banku Centralnego, które należy określić jako radykalne i przełomowe. W komunikacie EBC czytamy:

[Bank] przeprowadzi interwencje w strefie euro na rynku prywatnego i publicznego długu (Securities Markets Programme), aby zapewnić głębokość i płynność na tych rynkach, które są dysfunkcjonalne. Celem programu jest zaadresowanie problemów rynku obligacji i odtworzenie właściwego mechanizmu transmisji monetarnej. Zakres interwencji zostanie określony przez Zarząd. Przy podjęciu tej decyzji wzięto pod uwagę oświadczenia rządów strefy euro, że „zastosują wszelkie potrzebne środki do osiągnięcia celów fiskalnych w tym roku i w przyszłych latach zgodnych z procedurami nadmiernego zadłużenia” i dokładne dodatkowe zobowiązania niektórych rządów strefy euro o przyspieszeniu fiskalnej konsolidacji w celu utrzymania stabilności finansów publicznych.

W celu sterylizacji wpływu niniejszych interwencji zostaną podjęte specyficzne operacje, aby zaabsorbować płynność wprowadzoną przez Securities Markets Programme. To zapewni, że polityka pieniężna nie będzie naruszona.

O co chodzi w tym komunikacie i do czego zobowiązał się w nim EBC? Zdecydował się tak naprawdę na monetyzację (spieniężenie) długów publicznych, czyli skupowanie obligacji rządowych. Nie tylko greckich, ale w ogóle wszelkich długów publicznych w strefie euro. Tym jednym komunikatem EBC przekreślił wszystkie papierowe obietnice o niezależności politycznej i dbaniu o siłę europejskiej waluty. W końcu stało się jasne to, co było oczywiste dla wielu przeciwników pieniądza dekretowanego: EBC nie stoi ponad ładem politycznym, ale jest głęboko w niego wpasowany i w razie kłopotów będzie drukował pieniądze na pokrycie długów państwowych. Tym samym wielu „realistycznym” zwolennikom strefy euro, sympatyzującym z poglądami prorynkowymi, został wytrącony z rąk jeden z koronnych argumentów na rzecz zamiany złotego na euro w Polsce.

EBC próbuje przekonać naiwnych, że to rozwiązanie nie jest groźne, ponieważ rządy zadeklarowały się stosować do odpowiednich procedur związanych z dużym długiem publicznym. Procedur, które same uchwaliły, które same w przeszłości łamały i które same mają na sobie egzekwować. To chyba jeden z bardziej dobitnych przykładów bycia „sędzia we własnej sprawie”. Zresztą, dlaczego mamy wierzyć w to, że rządy dotrzymają procedur, które same wymyśliły, skoro nie jest w stanie tego zrobić rzekomo apolityczny bank centralny?

O co chodzi z „mechanizmem transmisji pieniężnej” i jego przywróceniem? W momencie wystąpienia kryzysu zaczęły rosnąć stopy procentowe. W celu walki z tym wzrostem EBC obniżył swoje stopy procentowe. Problem jednak polega na tym, że są to krótkoterminowe stopy procentowe. „Rynek” natomiast, dostrzegając kiepską wypłacalność (realną lub nominalną) wielu instytucji w długim okresie, w tym rządów, zaczął podnosić długoterminowe stopy procentowe (nie znajdujące się pod bezpośrednią kontrolą banku centralnego), doliczając do rentowności instrumentów o dłuższej zapadalności premię za ryzyko kredytowe lub inflacyjne. Tak więc EBC stwierdził, że obserwowana dysproporcja między stopami długoterminowymi a krótkoterminowymi musi zostać zatrzymana poprzez druk pieniądza i kupno długu publicznego. A tak naprawdę chodzi o kupienie dodatkowego czasu dla bankruta.

Uderzający jest również drugi akapit oświadczenia. EBC zdaje sobie sprawę z tego, że będzie w ten sposób drukował pieniądze, co może stanowić potencjał inflacyjny. Zaraz się jednak asekuruje, że przeprowadzi operacje „sterylizujące płynność”, czyli odciągające część środków od ekspansji pieniężnej, która mogłaby zostać nakręcona tym dodrukiem. Możemy się tylko domyślać, jaką formę to przyjmie, ale prawdopodobnie będzie to w tej czy innej formie odciągnięcie środków od sektora prywatnego. Co oznacza pogłębiony efekt wypychania, a więc redystrybucję środków od sektora rynkowego w stronę urzędniczej konsumpcji, której za pomocą wydatków publicznych dopuszcza się władza.

W zasadzie można by przytoczyć starą, do znudzenia powtarzaną opowieść o tym, że rządowe interwencje nie rozwiązują w długim okresie problemów, lecz prowadzą do kolejnych. Kraje zachodnie łudziły się, że prosperity można osiągnąć poprzez druk pieniądza i stymulowania gospodarki długiem. A jak sektor prywatny bogacił się pustym pieniądzem, to również korzystał z tego sektor publiczny (mając relatywnie wysokie wpływy podatkowe i niską cenę finansowania). Sęk w tym, że taka bańka się kończy, pociągając za sobą poważne kłopoty dla sektora publicznego.

Efektem tej mieszanki długu i inflacji jest konsumpcja kapitału i nieuchronny kryzys, w trakcie którego przychodzi czas na takie radykalne działania jakich podjął się EBC. Tym sposobem Unia czyni kolejny krok w już nie tak powolnej drodze do państwowego planowania, które wraca dużo szybciej niż się jeszcze niedawno mogło wydawać. Przerobiliśmy kolejną lekcję, że wzrostu gospodarczego nie da się tworzyć państwową polityką gospodarczą. Czy na pewno musimy znowu przerabiać lekcję, że państwowe planowanie nie będzie efektywnym systemem? Wbrew pozorom takich lekcji można się uczyć bez bezpośrednich doświadczeń.

Tak, czy inaczej, od strefy euro należy się trzymać raczej daleko. Polska powinna zreformować swój cały system bankowy i finansowy, bo wpaść w podobne jak Europa tarapaty można również mając płynnego złotego, ale to już temat na inną dyskusję.

Kategorie
Komentarze Pieniądz Strefy i unie walutowe Teksty

Czytaj również

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.

Jasiński_Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Interwencjonizm

Jasiński: Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Mogłoby się wydawać, że występują sprzyjające warunki do obniżenia cen paliw...

Jasiński Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Interwencjonizm

Jasiński: Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Pozory podejmowania odpowiedzialnych decyzji w imię „wspólnego dobra”?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 11
Mergiel

Jednym ze spotykanych często argumentów za wejściem do strefy euro jest obrona przed ewentualnym atakiem spekulacyjnym, jak odnosi się do tego IM?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Pozdrowienia Mergiel

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

Nie wypowiadając się w imieniu IM: spekulacja nigdy nie ma długoterminowego wpływu na kurs walutowy (podobnie jak nigdy nie ma długoterminowego wpływu na cenę akcji, towarów etc, więcej <a href="http://mises.pl/786" rel="nofollow">tutaj</a>).

Na ataku spekulacyjnym tym więcej można zarobić, im mniej wolnego rynku w wymianie walut. Wynika to z tego, że w przypadku nieskrępowanej wymiany długoterminowy kurs wymiany jest zależny od względnej wartości walut wyrażonej w towarach. Jeżeli natomiast państwo stara się utrzymać usztywniony, nierynkowy kurs wymiany, staje się jednocześnie dużo bardziej podatne na ataki spekulacyjne. Jeżeli chcemy bowiem przeciwdziałać krótkookresowemu obniżeniu kursu PLN/USD, musimy dysponować rezerwami USD, które będziemy wprowadzać na rynek, aby wzmocnić złotówkę. Analogicznie, próba obniżenia ceny złotego wymaga wykreowania dodatkowych złotówek. O ile te drugie możemy drukować płacąc za to cenę w postaci inflacji, o tyle rezerwy obce mogą się zwyczajnie wyczerpać.

Łatwo zrozumieć to na przykładzie spekulacji Quantum Fund Georga Sorosa przeciwko funtowi brytyjskiemu. Jego główny analityk, Stanley Druckenmiller, spekulował, że funt jest mocno przewartościowany. Doszedł on do takiego wniosku porównując - w dużym skrócie - wyniki gospodarcze Wielkiej Brytanii oraz Niemiec. Chociaż Niemcy rozwijali się w szybszym tempie, niż doświadczający spowolnienia Brytyjczycy, to jedni i drudzy uczestniczyli w systemie ERM, który zmuszał ich do utrzymania kursu wymiany z Europejską Jednostką Rozliczeniową (ECU) w korytarzu o szerokości 4.5%. System ten uniemożliwiał dewaluację funta wobec marki niemieckiej, która powinna w sposób naturalny w takiej sytuacji nastąpić.

Druckenmiller doszedł więc do wniosku, że warto pożyczyć funta po względnie niskich wówczas stopach procentowych, sprzedać, a następnie odkupić za niższą cenę po przewidywanym w przyszłości spadku (jest to tzw. krótka sprzedaż). W ten sposób Quantum Fund przyspieszyłoby po prostu naturalny proces obniżania się wartości waluty słabszej gospodarki.

Jednak system ERM zmuszał Brytyjczyków do obrony funta, co robiono zakupując go na otwartym rynku w zamian za dolary. Brytyjczycy przyjmowali więc na siebie podaż funta pochodzącą z krótkiej sprzedaży dokonywanej przez Quantum Fund i innych spekulantów, tym samym byli w stanie przez długi czas powstrzymać jego dewaluację. Normalnie zwiększona podaż funta pożyczonego przez Quantum Fund musiałaby doprowadzić do obniżki jego ceny, jeżeli tylko nie znalazłby sie odbiorca spekulujący w przeciwną stronę, który podaż tę by odebrał. W tę rolę wcielił się rząd Brytyjski.

Jednak rezerwy dolarów posiadanych przez Brytyjczyków nieuchronnie się kurczyły. Quantum Fund pożyczył olbrzymie ilości funta, które sprzedawał po wymarzonej dla siebie cenie - cenie sztucznie wysokiej i utrzymywanej na tym poziomie tylko dzięki interwencjom walutowym (można oczywiście przypuszczać, że QF spodziewał się, że tak się stanie). Gdy w końcu rząd Brytyjski, obserwując znikające rezerwy dewiz, zadeklarował, że występuje z ERM, ponieważ nie jest w stanie utrzymać kursu na właściwym poziomie, nastąpił krach funta. Wtedy Quantum Fund odkupił funta po nowej, niższej cenie, z łatwością spłacił oprocentowanie swojego długu, a resztę jako zysk zachował dla siebie.

Wniosek z tej historii jest następujący: jeżeli ma się jedną walutę, o wielkiej podaży, mniejsza jest szansa, że grupa podmiotów będzie w stanie świadomie wywoływać pewne ruchu na kursie walut. Jednak spekulanci zarabiają najwięcej trafnie przewidują przyszłe ceny, a więc przyspieszając proces odzwierciedlania rzeczywistości gospodarczej, gry rzadkości i ludzkich potrzeb, przez system cenowy. Jeżeli można doszukiwać się szkodliwych konsekwencji spekulacji, to wtedy, kiedy zamiast przewidywać ceny, spekulanci kierują się przewidywaniem aktualnego kierunku interwencji, który z rynkowym zaspokajaniem potrzeb konsumentów niewiele ma wspólnego.

Odpowiedz

Mergiel

Ad Stanisław Kwiatkowski
Dzięki za odpowiedź, ale z tego wynika, że już sam proces wchodzenia do Euro jest dla nas niebezpieczny i może nas drogo kosztować. I jeżeli dobrze zrozumiałem z Euro jest ten problem, że rzeczywista wartość tej waluty jest różna w poszczególnych krajach tej strefy, w Grecji powinna być mniejsza niż w Niemczech i dlatego utrzymanie tej nierównowagi wymaga olbrzymich pieniędzy w odwodzie??
Czy natomiast wejście do strefy Euro mogło by być korzystniejsze dla władzy jako takiej bo zdejmowałoby z niej odpowiedzialność i ułatwiało kupowanie głosów wyborców za publiczne pieniądze?
Wydaje mi się, że utrzymanie się na powierzchni gospodarczej w przypadku nie wejścia do Euro wymagałoby od władzy bardziej wolnorynkowego podejścia do rządzenia, ale nie wiem czy mam rację.
Obawiam się więc niestety, że wejście do euro może być w interesie klasy rządzącej, wbrew interesom obywateli.
Pozdrowienia Mergiel

Odpowiedz

panika2008

Odsysanie nadmiernej płynności ma się odbywać przez specjalne okienko depozytowe w EBC, ale jak się okazało niedawno, te depozyty będą przyjmowane do różnych wysoko lewarowanych operacji (pożyczek, repo) w samym EBC, więc sterylizacja płynności jest złudna, a szczerze mówiąc zakrawa to na jakąś próbę wywołania hipernadpłynności... Zerohedge np. o tym pisze:

http://www.zerohedge.com/article/sterilizing-sterilization-monetization-any-other-name

Nic dziwnego, że to okienko depozytowe przyciągnęło gigantyczną ilość kapitału z prywatnych banków:

http://www.zerohedge.com/article/ecb-term-deposit-facility-results-10x-bid-cover

Odpowiedz

panika2008

Stanisław, "długoterminowy kurs wymiany jest zależny od względnej wartości walut wyrażonej w towarach" - o co Ci tutaj chodzi? Bo się lekko pogubiłem.

Odpowiedz

Mergiel

Ad Panika2008"Odsysanie nadmiernej płynności ma się odbywać przez specjalne okienko depozytowe w EBC, ale jak się okazało niedawno, te depozyty będą przyjmowane do różnych wysoko lewarowanych operacji (pożyczek, repo) w samym EBC"
Można by tak dla laika po ludzku, please
Pozdrowienia Mergiel

Odpowiedz

panika2008

@Mergiel: bank komercyjny składa nadmierną ilość pieniędzy w depozycie w EBC. Depozyt sam w sobie jest aktywem - które jest przyjmowane przez to samo EBC (bo to niewątpliwie aktywo o wysokim ratingu, szczególnie dla samego EBC) jako zastaw pod np. pożyczkę - pożyczkę na wyższą kwotę, niż wartość depozytu; pieniądze wracają do banku w większej ilości, niż pierwotnie - czyli efektem operacji odsysania płynności jest powiększenie płynności.

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Panika2008

Jak zwykle niezawodny.

Odpowiedz

nw

Uwaga CENZURA na Forum !!! chłopaki boją się że nie będą fundacją .....:-)
kochani tzw UE bankrutuje i to jest FAKT ...tylko spokojnie czekać ... jak najdalej od euro !!!

Odpowiedz

Stanisław Kwiatkowski

"Cenzura na forum"? o co chodzi?

Odpowiedz

fender

@ 5 : chyba o PPP.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.