KRS: 0000174572
Powrót
Working papers

Kaczmarczyk: F.A. Hayek jako krytyk pojęcia sprawiedliwości społecznej

21
Hubert Kaczmarczyk
Przeczytanie zajmie 26 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: dr Hubert Kaczmarczyk
Wersja PDF

Artykuł 2 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stanowi, iż „ Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Nie ulega wątpliwości, że zasada sprawiedliwości społecznej, stanowiąca rodzaj konstytucyjnej klauzuli generalnej, nie wyznacza samodzielnie kierunków i treści rozwiązań konkretnych problemów społecznych i zabezpieczeń socjalnych obywateli. Zasada sprawiedliwości społecznej nie powinna być rozumiana jako podstawa do ustalenia określonego modelu ekonomicznego. Z drugiej strony zasada ta jednak formułuje pewne kryteria brzegowe, które powinny być respektowane przez ustawodawcę. Istnieje więc, dostrzegane przez niektórych myślicieli, zagrożenie formułowania przez ustawodawcę kryteriów sprawiedliwego traktowania formułowanych arbitralnie, w sposób narzucający określoną wizję stosunków społecznych. Celem niniejszego artykułu jest przedstawienie krytycznych poglądów Friedricha Augusta von Hayeka wobec konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej.

Nadrzędność reguł rynkowych wobec innych reguł społecznych powoduje, że sprawiedliwość dotycząca podziału dochodów oraz dóbr, które nie odpowiadają rynkowej alokacji, jest przez Hayeka odrzucana. Sprawiedliwą dystrybucję Hayek postrzega jako otrzymywanie tego co się komu należy, jednakże jego zdaniem, o tym co się komu należy powinien decydować rynek. Jeśli podziału dokonują ludzie, jest on z samej swojej istoty arbitralny. Ekonomiści w związku z tym odwołują się do rozróżnienia pomiędzy sprawiedliwością dystrybutywną i komutatywną[1]:

  • Sprawiedliwość dystrybutywna odwołująca się do równości materialnej wszystkich ludzi widzi potrzebę powtórnego podziału dochodu narodowego
  • Sprawiedliwość komutatywna dokonuje się w bezosobowym procesie rynkowym i wyklucza wszelką kontrolę typu politycznego.

Sprawiedliwość, zdaniem Hayeka, może się odnosić wyłącznie do świadomych działań człowieka, gdyż tylko one mogą być sprawiedliwe bądź niesprawiedliwe[2]. Stosowanie określenia „sprawiedliwy” do okoliczności innych niż ludzkie działania czy reguły jest po prostu błędne[3]. Sprawiedliwość rozdzielcza, którą Hayek uważa za synonim „sprawiedliwości społecznej” nie może być kryterium oceny rezultatów gospodarki rynkowej. „Nie może istnieć sprawiedliwość rozdzielcza, tam gdzie nikt nie rozdziela”[4].

Termin „sprawiedliwość społeczna”, zdaniem Hayeka, zakłada istnienie zwykłej sprawiedliwości, która jest gorsza już to z samego względu przywoływania pojęcia sprawiedliwości społecznej. W efekcie może powstać wrażenie, iż do regulacji stosunków społecznych nie wystarczy odwoływać się do pojęcia sprawiedliwości, gdyż jest to niewystarczające. Uważa on, iż w rzeczywistości pojęcie sprawiedliwości społecznej nie niesie żadnych nowych wartości ponad te, które zawierają się w tradycyjnym rozumieniu pojęcia sprawiedliwość. Wzbogacenie jego treści przez dodanie przymiotnika społeczny dyskredytuje wszystkie wartości dotąd mieszczące się w pojęciu sprawiedliwości sugerując, że bez tego zabiegu jest ono niepełne lub nawet gorsze. Samo zaś fraza sprawiedliwość społeczna, zdaniem Hayeka, „nie znaczy nic” a jej „urzeczywistnianie” prowadzi do bezmyślnego niszczenia społeczeństwa i gospodarki rynkowej[5]. Hayek twierdził także, iż pomimo faktu, że wielu ludzi jest niezadowolonych z istniejącego modelu dystrybucji, nikt z nich nie ma jasnego wyobrażenia jaki model dystrybucji byłby najbardziej sprawiedliwy. W rzeczywistości dysponujemy jedynie intuicyjnymi ocenami poszczególnych przypadków jako niesprawiedliwymi. „Nikt jeszcze nie wynalazł – pisze Hayek – choćby jednej ogólnej zasady, na podstawie której moglibyśmy ustalić, co jest >>społecznie sprawiedliwe<< we wszystkich poszczególnych przypadkach objętych ta zasadą”[6].

Zwolennicy posługiwania się terminem „sprawiedliwość społeczna”, uważają, iż za pomocą dystrybucji stworzą sprawiedliwe społeczeństwo. Twierdzą oni, iż akceptują gospodarkę rynkową, ale nie społeczeństwo rynkowe[7]. Akceptują reguły, lecz nie wynik postępowania zgodny z regułami. Rozdział dochodu zgodny z regułami gospodarki wolnorynkowej jest uważany za niesprawiedliwy, gdyż powoduje rozwarstwienie się dochodów i powstawanie nierówności. Działanie rynku jest jednak zjawiskiem bezosobowym i nie może być uważane ani za sprawiedliwe, ani za niesprawiedliwe. Pewne zjawiska związane z pogorszeniem się sytuacji materialnej, jeśli nie wynikają z zamierzonych działań ludzkich można raczej uznać za nieszczęście niż za niesprawiedliwość. Stanowisko takie prezentuje właśnie Hayek podnosząc jednocześnie, że zarzut niesprawiedliwości pojawia się z chwilą powstania nierówności. Niektórzy uczestnicy gry rynkowej w procesie wymiany, twierdzą, iż otrzymali mniej niż powinni i żądają redystrybucji. Hayek uważa, że dopóki ta procedura wymiany jest dobrowolna i nieprzymuszona, dopóty jej skutek, wyrażony w osiągniętych przez jednostkę dochodach, nie może być oceniony jako niesprawiedliwy[8].  Jego zdaniem zwolennicy zasady sprawiedliwości społecznej, w rzeczywistości uznają prymat społeczności nad jednostką, co otwiera im drogę do instrumentalnego traktowania sprawiedliwości. Celem, do którego powinny zmierzać wolne społeczeństwa, jest wyłącznie równość wobec prawa a nie równość materialna. Dążenie do przebudowy społeczeństwa pod sztandarem społecznej sprawiedliwości w imię równości materialnej jest zdaniem profesora Wojciecha Łączkowskiego wyrazem niesłychanej pychy polityków, „którzy odwołując się do pięknych pojęć sprawiedliwości i równości, zaczynają dzielić nie swoje pieniądze według własnych ocen i własnych zamiarów”[9].

Sprawiedliwość społeczna, będąca synonimem sprawiedliwości dystrybutywnej, ma zdaniem Hayeka swoje źródło w specyfice organizacji życia społeczeństw pierwotnych. Moralne zasady, które ukształtowały pierwotne społeczeństwa plemienne, rządzą nim nadal, czego dowodem jest według Hayeka właśnie postulat „społecznej sprawiedliwości”. Ludzie  posługujący się tym terminem postrzegają społeczeństwa wyłącznie jako zaprojektowane organizacje służące określonym celom, jednak dzisiejsza cywilizacja zmierza w kierunku społeczeństw otwartych, bez określonej hierarchii wspólnych celów[10].

W zakresie rozważań o Hayekowskiej koncepcji sprawiedliwości warto poruszyć problem jego stosunku do dzieła Rawlsa „Teoria sprawiedliwości”[11].W odczuciu wielu komentatorów dzieło Rawlsa stanowi obronę redystrybucyjnego modelu społeczeństwa. Jest to także pogląd z którym zgadzam się osobiście. Hayek jednak uważa, że Rawls został przez większość źle odczytany i nie uważa on Rawlsa za obrońcę państwa socjal- czy socjal-liberalnego. Co więcej, twierdzi on, że różnice pomiędzy nim a Rawlsem „wydają się bardziej słowne niż dotyczące istoty rzeczy”[12]. Niewątpliwie pomiędzy koncepcją sprawiedliwości Hayeka a Rawlsa istnieją liczne podobieństwa. Nie sposób nie zauważyć zbieżności Rawlsowej „zasłony niewiedzy”  czy „sprawiedliwości jako bezstronności” jako sposobu na wybór najkorzystniejszego modelu społecznego z Hayekowską definicją najkorzystniejszego porządku społecznego, jako takiego „który wybralibyśmy, gdybyśmy wiedzieli, ze nasze wyjściowe w nim położenie będzie określone w sposób całkowicie przypadkowy, (…) najlepszym społeczeństwem jest to, w którym chcielibyśmy zapewnić miejsce naszym dzieciom, gdybyśmy byli przekonani, że ich położenie w nim będzie określone w sposób losowy”[13]. Wybralibyśmy po prostu model, który daje „lepsze perspektywy znaczącej większości”. Drugim podobieństwem na które powołuje się Hayek jest Rawlsowski argument cytowany przez Hayeka, iż „zasady sprawiedliwości ustalają ramy dla aktywności społecznej. Jeśli działalność człowieka mieści się w owych ramach to efekty dystrybucyjne takiej działalności nie mogą być określane jako niesprawiedliwe”[14].

Można się zgodzić z Hayekiem, że pomiędzy jego a Rawlsa koncepcją sprawiedliwości nie ma zasadniczej różnicy, niemniej podobieństwa ograniczone są do samej zasady generalnej, że instytucje podlegają pewnym ograniczeniom o ogólnym charakterze i zgoda na nie oznacza akceptację procedur w ramach tych ograniczeń i rezultatów stosowania tych procedur. Prawdziwe różnice pomiędzy oboma myślicielami ujawniają się przy zagadnieniach podatków i spadków, a kwestie te przecież w sposób istotny dotykają problematyki sprawiedliwości.

Hayek zdaje się nie zauważać, iż Rawls, podobnie jak zwolennicy dystrybucji, traktuje podatki jako element inżynierii społecznej. Uważa on, że proporcjonalne podatki konsumpcyjne powinny spełniać funkcję fiskalną, czyli „dać państwu środki na dobra publiczne”, natomiast progresywne podatki dochodowe mają zabezpieczyć autentyczną wartość praw i instytucje równej wolności w społeczeństwie opartym na własności. Rawls twierdzi, ze głównym  zadaniem rządu (działu dystrybucji) jest „zachowanie maksymalnie sprawiedliwych udziałów dystrybucyjnych za pomocą podatków i niezbędnych korekt w prawie własności”[15]. Podatki od spadków i darowizn i ograniczenia praw do spadku mają na celu stopniowe i ciągłe korygowanie dystrybucji bogactwa i zapobieganie koncentracji władzy. Wątpliwości budzi jednak słuszność poglądu i wizji autora Teorii sprawiedliwości , iż w społeczeństwie opartym na prawie własności może istnieć ku pożytkowi właścicieli organ lub władza, która za pomocą progresywnego opodatkowania będzie pozbawiała właścicieli części ich praw[16]. Stanowisko Hayeka jest całkowicie odmienne, gdyż twierdzi on, że nie ma większej zasługi ani większej niesprawiedliwości w tym, ze niektórzy urodzili się jako dzieci bogatych rodziców niż w tym, że inni urodzili się jako dzieci rodziców troskliwych czy inteligentnych[17]. Jak słusznie zauważa Stanisława Golimowska , Hayek „występując przeciw redystrybucji dochodów, występuje przeciwko największemu zagrożeniu gospodarki rynkowej – socjalizmowi w podziale. Hayek uważa bowiem, że socjaliści dojrzeli do tego, iż nie należy robić rewolucji, aby uspołecznić środki produkcji, należy dążyć do redystrybucji dochodów, by w ten sposób kontrolować procesy podziału i realizować socjalistyczną sprawiedliwość”[18].

Zdaniem autora Konstytucji wolności istnieje dziwna sprzeczność pomiędzy szacunkiem dla instytucji rodziny a niechęcią do faktu, że urodzenie się w określonej rodzinie może zapewnić człowiekowi specjalne korzyści. „Trudno pojąć – pisze Hayek- dlaczego ta sama użyteczna cecha, którą się aprobuje, kiedy wynika z naturalnych predyspozycji człowieka, miałaby być mniej cenna, kiedy powstaje pod wpływem takich okoliczności, jak posiadanie inteligentnych rodziców czy dobrego domu”[19]. Hayek, co słusznie zauważa Miłowit Kuniński, kładzie nacisk na rolę elit w społeczeństwie i dlatego podkreśla wagę rodzinnego przekazu kulturowego i dziedziczenia majątku[20]. „Byłoby nierozsądnie przeczyć - pisze Hayek – że społeczeństwo na pewno łatwiej zyska wartościową elitę, jeśli awans nie jest ograniczony do jednego pokolenia, jeśli jednostki nie są celowo zmuszane do startu wciąż z tego samego poziomu i jeśli dzieci nie są pozbawiane szansy skorzystania z lepszej edukacji i warunków materialnych, które mogą im zapewnić ich rodzice”[21]. W rzeczywistym interesie społecznym nie leży ograniczanie polepszenia warunków materialnych do jednej generacji. Zdaniem Hayeka mamy raczej powody przypuszczać, że istnieją jakieś wartościowe społecznie cechy, które wyjątkowo można tylko nabyć za życia jednego pokolenia, na ogół kształtują się one  w wyniku ciągłego wysiłku dwóch lub trzech pokoleń. Rola rodziny w przekazywaniu kolejnemu pokoleniu wzorów i tradycji jest ściśle związana z możliwością przekazywania dóbr materialnych. Hayek nie znajduje wytłumaczenia dla tezy, że ograniczenie możliwości korzystania z osiągnięć materialnych do pokolenia, które je wypracowało, mogłoby w jakikolwiek sposób służyć rzeczywistym potrzebom społeczeństwa. Najlepszy użytek ze stronniczości rodziców wobec dzieci wymaga akceptacji przekazywania własności. Przekazywanie własności jest ze społecznego punktu widzenia najtańsze, w porównaniu z nepotyzmem, który prowadzi do marnowania zasobów i niesprawiedliwości większej niż wywołana dziedziczeniem własności[22].

Większość egalitarystycznych postulatów, zdaniem Hayeka, jest oparta w znacznej mierze na zawiści, niemniej duża część haseł większej równości jest w rzeczywistości  domaganiem się bardziej sprawiedliwej dystrybucji dóbr. Niechęć nie dotyczy samego faktu nierówności, ale tego, iż różnice w nagrodach nie odpowiadają żadnym uchwytnym różnicom pod względem zasług poniesionych przez osoby, które je otrzymują. Hayek uważa jednakże, iż sprawiedliwość pojmowana jako proporcjonalność nagród do zasług jest nie do pogodzenia z wolnym społeczeństwem. Realizacja tak pojmowanej sprawiedliwości musiałaby prowadzić do ograniczenia wolności, ponieważ niezbędne byłoby ustalenie hierarchii zasług i skorelowanie z nimi proporcjonalnych gratyfikacji[23]. Podstawowy problem sprowadza się do tego, czy lepiej jest, aby ludzie odnosili korzyści proporcjonalnie do pożytku, jaki ich działalność przynosi innym, czy też podział tych korzyści powinien się dokonywać zgodnie z ocenami ich zasług przez innych. Zasługi według Hayeka należy rozumieć jako pochwałę moralnego charakteru działania, nie zaś jako wartość działania czy czyjejś umiejętności dla innych, która nie musi się wiązać z zasługą. Hayek wskazuje na różnicę między zasługą, która polega na subiektywnie określonym trudzie i wysiłku, jaki człowiek musi włożyć w działanie zgodne z jakąś akceptowaną regułą postępowania, a na obiektywnym rezultacie, który posiada pewną wartość dla innych, niezależnie od tego, czy został osiągnięty dużym nakładem sił, czy nawet w sposób przypadkowy. Nagradzanie według zasług musiałoby być także nagradzaniem według zasług dających się zweryfikować. Zasługa nie jest jednak sprawą obiektywnego wyniku, ale subiektywnych starań. „Społeczeństwo gwarantujące, że pozycja jednostki odpowiadała społecznym wyobrażeniom o jej zasługach moralnych byłoby więc dokładnym przeciwieństwem wolnego społeczeństwa. Byłoby to społeczeństwo, w którym ludzie byliby wynagradzani za wypełnianie obowiązków a nie za odnoszenie sukcesów, zaś każde posunięcie jednostki byłoby podyktowane wyobrażeniami innych ludzi o tym co powinno się robić”[24].

Powodzenie jednostek w społeczeństwie  opartym na rynku i indywidualnej wolności zawiera element ryzyka, ponieważ nie ma jednoznacznej zależności między staraniami jednostek a uzyskiwanymi przez nie nagrodami (korzyściami).  Wolne społeczeństwo  "nagradza" jednostki ze względu na wartość ich dokonań określoną wg kryteriów kształtujących się w sposób samorzutny. Społeczeństwa o charakterze hierarchicznym  stosują zaś ustaloną skalę ocen postępowania swoich członków, wiąże się to z odgórnym narzuceniem jednolitych kryteriów nagradzania, a więc ograniczeniem wolności jednostek i zakresu wolnego wyboru. Wysokie zyski tych, którzy odnoszą sukces, bez względu na to, czy jest on zasłużony czy przypadkowy, stanowią zdaniem Hayeka najlepszy z możliwych instrumentów kierowania zasobów tam, gdzie będą one stanowić największy wkład w pulę, z której wszyscy czerpią swoje udziały[25]. Procesy rynkowe według Hayeka odpowiadają w pełni definicji gry czyli zawodów rozgrywanych według pewnych zasad, w których decydują wyższe umiejętności czy szczęście. Hayek nie traktuje tym samym sukcesu zdobytego szczęściem, jako czegoś moralnie nagannego, lub czegoś co wymagałoby natychmiastowej korekty.

Wracając do tez Johna Rawlsa należy zauważyć, że są one także wysoce kontrowersyjne w odniesieniu do progresywnego opodatkowania dochodów. Wysoka progresja podatkowa nie tylko nie sprzyja autentycznej równości szans, ale wręcz odbiera szansę ludziom chcącym poprawić swoją sytuację materialną. Hayek zauważa, iż wysokie stopy opodatkowania progresywnego nie mają żadnego uzasadnienia gospodarczego a są wykorzystywanie jedynie w skrajnie egalitarystycznych celach. W związku z tym pojawiają się dwie negatywne konsekwencje: „to – z jednej strony – obniżenie mobilności społecznej wskutek tego, że człowiek odnoszący sukcesy nie może w praktyce awansować poprzez akumulację majątku, z drugiej zaś – doprowadzenie do sytuacji, w której z wolnego społeczeństwa została nieomalże wyeliminowana jego najważniejsza postać: człowiek niezależny materialnie, którego istotną rolę, polegającą na utrzymywaniu wolności opinii i ogólnej atmosfery niezależności od kontroli rządu, zaczynamy dostrzegać dopiero teraz, gdy znika on ze sceny”[26]. Można wyobrazić sobie osobę, która wkłada olbrzymi wysiłek we własną edukację, następnie wytężoną pracą zawodową stara się zgromadzić określony majątek. Taka osoba jest karana za własną aktywność, a progresywna skala podatkowa uniemożliwia takiej osobie szybsze poprawienie własnej pozycji materialnej. Wraz ze wzrostem dochodów państwo zaczyna przejmować coraz większy procent jej dochodów. Taki system jest przez niektórych autorów przyrównywany do pracy przymusowej[27].  Człowiek decydujący się pracować więcej, aby zarobić więcej dla zaspokojenia swych potrzeb, przedkłada te potrzeby nad czas wolny i zajęcia, którym mógłby poświęcić się w czasie wolnym. Jeśli zgodzimy się, że zabieranie wolnego czasu człowieka na rzecz potrzebujących jest nieuprawnione, to zabieranie tego czasu w postaci dodatkowego opodatkowania pracy nie można uznać za rozwiązanie sprawiedliwe[28]. „Głównym problemem >>sprawiedliwości społecznej<< w naszym społeczeństwie – pisze Hayek – jest to, ze nie pozwala ona jednostkom osiągnąć tego, co mogłyby osiągnąć, ponieważ środki na dalsze inwestycje są im zabierane. Jest to także zastosowanie niewłaściwej zasady do cywilizacji, w której produktywność jest wysoka, ponieważ dochody są dzielone bardzo nierówno, i przez to skąpe środki są kierowane i ograniczane do tych dziedzin, gdzie przynoszą one możliwie najwyższe zyski”[29].

Chciałbym teraz przyjrzeć się poglądom na temat sprawiedliwości społecznej wyrażanych w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego. Omówienie orzecznictwa TK wskazuje na słuszność  Hayekowskiej krytyki pojęcia sprawiedliwości społecznej. W okresie PRL Trybunał Konstytucyjny identyfikował formułę sprawiedliwości społecznej jako formułę podziału „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy”[30]. Zygmunt Ziembiński zwracał uwagę, że ta formuła ma charakter utopijny i jest nie do zrealizowania  teraz i w przyszłości, nawet w zakresie zaspokajania potrzeb najbardziej podstawowych[31]. Trybunał Konstytucyjny wskazywał też na wyraźne zabarwienie ideologiczne pojęcia „sprawiedliwości społecznej” pisząc, iż „pojęcie sprawiedliwości społecznej zależy od istniejącego w danym społeczeństwie systemu norm i wartości, jest zatem uwarunkowane zarówno historycznie, jak i klasowo”[32]. Najciekawsze jest jednak to, że Trybunał Konstytucyjny pisząc o sprawiedliwości społecznej uwarunkowanej ideologicznie i klasowo zrekonstruował pojęcie sprawiedliwości społecznej ściśle powiązane z zasadą równego traktowania i w istocie odwołał się do sprawiedliwości formalnej jako równego traktowania równych[33], co później potwierdziły kolejne orzeczenia trybunału już w całkowicie nowym systemie prawnym. Tak na przykład TK orzekł, że „zasada sprawiedliwości społecznej zakazuje „faworyzowania i uprzywilejowania”[34]. W orzeczeniu z 1997 roku TK pisze „Trybunał Konstytucyjny wypowiadał się również wielokrotnie w sprawie rozumienia pojęcia >>sprawiedliwości społecznej<< i w ślad za doktryną opowiedział się za jego dystrybutywnym (rozdzielczym) ujęciem. (…) Trybunał Konstytucyjny interpretuje to pojecie w połączeniu z pojęciem równości przyjmując, że jeżeli w podziale dóbr i związanym z tym podziale ludzi wystąpią niesprawiedliwe różnice, wówczas różnice te uważane będą za nierówność. Sprawiedliwość jest przeciwieństwem arbitralności”[35]. W orzeczeniu tym, co istotne, TK powołał się jednocześnie na rozumienie sprawiedliwości zawarte w Teorii sprawiedliwości J. Rawlsa. W innym istotnym orzeczeniu TK przywołał prace Perelmana O sprawiedliwości pisząc, że TK w swoich poglądach na temat sprawiedliwości społecznej „bliski był poglądom wskazującym związki miedzy równością w prawie a sprawiedliwością (Perelman, Tourtoulon) i traktującym sąd o równości w prawie jako pochodną sprawiedliwości”[36]. TK zwracał uwagę we wszystkich orzeczeniach interpretujących pojęcie społecznej sprawiedliwości, że nie można czynić nieuzasadnionych rozróżnień pomiędzy ludźmi. Należy jednak odróżnić wyodrębnienie w prawie danej grupy odpowiadające poczuciu sprawiedliwości od wyodrębnienia opartego na arbitralności. Jak słusznie konkludował TK „Sprawiedliwość jest przeciwieństwem arbitralności, wymaga bowiem, aby zróżnicowanie poszczególnych ludzi pozostawało w odpowiedniej relacji do różnic w sytuacji tych ludzi”[37]. Tak więc pomimo posługiwania się pojęciem sprawiedliwości społecznej TK interpretuje go zasadniczo na sposób formalny jako „równe traktowanie równych” nie odwołując się do żadnej konkretnej formuły sprawiedliwości jako zasady podziału.

Perelman na którego powoływał się TK w swym orzecznictwie twierdzi, że najbardziej właściwą i najlepszą do stosowania jest formuła sprawiedliwości formalnej jako zasady działania w myśl której „osoby należące do tej samej kategorii istotnej powinny być traktowane jednakowo”[38]. Koncepcje sprawiedliwości takie jak:

  • Każdemu to samo
  • Każdemu według jego zasług
  • Każdemu według jego dzieł
  • Każdemu według jego potrzeb
  • Każdemu według jego pozycji
  • Każdemu według tego, co przyznaje mu prawo

traktuje on jako sprawiedliwości konkretne, ze względu na konkretną zasadę, według której należy postępować (np.: każdemu według zasług nakazuje jednakowo traktować ludzi o jednakowych zasługach).

Sprawiedliwość formalna nie określa kategorii, które są istotne do stosowania sprawiedliwości w praktyce. Sprawiedliwość formalna sprowadza się do poprawnego stosowania prawideł dostarczonych przez różne koncepcje sprawiedliwości. Problem powstaje wówczas, gdy mamy odpowiedzieć na pytanie, zastosowanie którego prawidła jest bardziej sprawiedliwe. Ten problem wydaje się bardzo trudny do rozwiązania ze względu na arbitralny wybór naszych konkretnych formuł sprawiedliwości. Ostatecznie Perelman w końcowym rozdziale swej książki  napisał: „ Tak więc jeśli sprawiedliwość wydaje się jedyną cnotą racjonalną, która przeciwstawia się bezprawiu naszych czynów i arbitralności naszych norm, nie wolno zapominać, że działanie jej opiera się samo na wartościach arbitralnych, irracjonalnych i że wartościom tym przeciwstawiają się wartości inne, na które nie może pozostać całkiem obojętne wrażliwe poczucie sprawiedliwości”[39]. Jak widać nawet Trybunał Konstytucyjny budując znaczenie pojęcia „społeczna sprawiedliwość” nie dodawał do niego więcej niż znajdujemy w klasycznych koncepcjach sprawiedliwości. Doszukiwanie się jakiegoś istotnego novum w tym pojęciu jest właśnie zdaniem Hayeka nadinterpretacją i wykorzystywaniem tego terminu do walki politycznej związanej z wprowadzaniem socjalistycznej a nie społecznej sprawiedliwości.

Hayek uważa, iż nie sposób zaakceptować poglądu, że słowo „społeczny” odnosi się do wszystkiego, co zmniejsza lub likwiduje różnicę w dochodach. Wydaje się, „że każde wezwanie, byśmy stali się >>społeczni<< jest apelem o dokonanie kolejnego kroku w stronę >>społecznej sprawiedliwości<< socjalizmu. Z tego powodu posługiwanie się terminem >>sprawiedliwość społeczna<< staje się rzeczywistym odpowiednikiem żądania wprowadzenia >>sprawiedliwości dystrybutywnej<<”[40]. Hayek nie zgadza się z koncepcją będącą jego zdaniem podstawą sprawiedliwości dystrybutywnej a głoszącą, iż każdy powinien otrzymać to, na co moralnie zasługuje. Moralna zasługa nie może być jego zdaniem ustalona w sposób obiektywny, co wymaga abyśmy uznali, iż sukces zależy od wyników a nie motywacji. Co więcej, popieranie równego rozkładu dochodu wynika z pomijania sprawy niezwykle istotnej, tej mianowicie, że to co jest do podziału, roczny wytwór ludzkiej pracy, nie jest niezależny od sposobu, w jaki zostanie podzielony. Zdaniem Hayeka i innych myślicieli liberalnych, tylko dlatego, że możliwa jest w naszym porządku społecznym nierówność bogactwa, która daje każdemu bodziec, by wytwarzał tyle, ile tylko jest w stanie i po najniższych kosztach, ludzkość może corocznie korzystać z tego bogactwa, jakie ma współcześnie do dyspozycji[41]. Są jednak społeczności gdzie obyczaje plemienne wymagają, aby jednostki dzieliły produkty swojej pracowitości, zdolności czy szczęścia ze swoimi współplemieńcami, co skutecznie studzi zapał do zwiększania produktywności, gdyż jak słusznie zauważa Hayek, „zwiększone dochody takiego człowieka oznaczałyby po prostu, że musiałby je dzielić z coraz większą liczbą osób zgłaszających roszczenia. Nie może on zatem wznieść się znacznie ponad przeciętny poziom swojego plemienia”[42].

Ludzie, którzy posługują się terminem „sprawiedliwość społeczna”, postrzegają zdaniem Hayeka społeczeństwo jako zaprojektowaną organizację, podporządkowaną konkretnym celom i realizującą określony wzorzec dystrybucji, nazywany sprawiedliwym. Twierdzą ponadto, iż celem polityki państwa powinno być wyeliminowanie przyczyn niezadowolenia w społeczeństwie. Zdaniem autora Konstytucji wolności musimy sobie uświadomić, że „ludzka zazdrość nie jest z pewnością tym rodzajem niezadowolenia, którym winno się zajmować wolne społeczeństwo”[43]. Próby eliminowania przyczyn niezadowolenia prowadzą nieuchronnie, zdaniem Hayeka, do narzucania władzy dbałości o to, aby nikt nie miał lepszego samopoczucia, żony czy lepiej radzących sobie dzieci, niż ktokolwiek inny. Hayek zwracał także uwagę na to, iż współczesny rozwój prawa opiera się na błędnych przesłankach ekonomicznych. „Prawnicy bez wyjątku opierają się (opisując przeszły okres laisser-faire) na bajce, że wolne przedsiębiorstwa budowane są na wyzysku robotników fizycznych i obwiniają >>wczesny kapitalizm<< lub >>liberalizm<< za pogorszenie materialnego standardu klasy pracującej”[44].

Jeśli państwo przejmuje rolę odpowiedzialnego za to, co kto otrzymuje, kiedy i w jaki sposób, musi ono tym samym używać swojej władzy do zrealizowania jakiegoś ideału sprawiedliwości społecznej. Uznanie zaś celu obranego przez rząd za uzasadniony, może w konsekwencji usprawiedliwiać używanie metod sprzecznych z zasadami wolności i sprawiedliwości. Zdaniem Hayeka, jeśli chcemy utrzymać wolne społeczeństwo to zasadnicze znaczenie ma zrozumienie, że „słuszność celu nie wystarczy dla usprawiedliwienia przymusu”[45]. Hayek twierdził dodatkowo, że w rzeczywistości cele rządu realizującego „społeczną sprawiedliwość” są w większości niespołeczne – przeważnie są to cele narzucone przez zorganizowane grupy nacisku: „rządy stały się dobroczynnymi instytucjami, szantażowanymi przez zorganizowane grupy społeczne. Ludzie polityki ustępują przed tym szantażem tym chętniej, że udzielanie żądanych korzyści jest zarazem kupnem zwolenników. Ta dystrybucja dóbr, jaką zajmują się rządy, służy określonym grupom społecznym, ale koszty udzielanych tym grupom dóbr czy korzyści ponosi całe społeczeństwo. Widoczne korzyści a niewidoczne koszty popychają rządy do wydawania coraz więcej, aby zachować poparcie większości politycznej”[46].

Streszczenie: Autor omawia Hayekowską krytykę pojęcia sprawiedliwości społecznej, którą uważa za narzędzie wprowadzania do społeczeństwa rozwiązań socjalistycznych. W rzeczywistości, dla właściwego funkcjonowania wolnego społeczeństwa wystarczy posługiwanie się klasycznym pojęciem sprawiedliwości. Podział dochodu zgodnie z zasadami wolnego rynku jest zdecydowanie bardziej sprawidliwy, niż podział według zasług.


Nota o autorze:

Dr Hubert Kaczmarczyk,

  1. adiunkt zatrudniony na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Kochanowskiego w Kielcach,
  2. wykładowca w Wyższej Szkole Ekonomii i Prawa w Kielcach,
  3. kierownik działu prawnego Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach

Tel. 0694 498-020, adres email: hubertok@interia.pl

Adres do korespondencji:

Hubert Kaczmarczyk

Instytut Ekonomii i Administracji

Uniwersytet im. Jana Kochanowskiego

Ul. Świętokrzyska 21A

25-406 Kielce


[1] K. Kostro, Koncepcja sprawiedliwości F.A. von Hayeka,[w:] Efektywność a sprawiedliwość, Warszawa 1997, s. 78. Samo rozróżnienie wywodzi się zaś z Etyki Nikomachejskiej Arystotelesa – zob. 1131 a-1132 b, Warszawa 1964.

[2] „sprawiedliwość ma znaczenie jedynie jako zasada zachowania ludzkiego, a żadne, możliwe do wyobrażenia zasady zachowania jednostek dostarczających sobie wzajemnie towary i usługi w ramach gospodarki rynkowej nie wytworzyłyby rozdziału, który można by zasadnie określić jako sprawiedliwy czy niesprawiedliwy.” F. A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości społecznej, s. 103.

[3] „Ściśle mówiąc, tylko ludzkie działania mogą być nazywane sprawiedliwymi lub niesprawiedliwymi. (…) Stosowanie terminu „sprawiedliwy” do okoliczności innych niż ludzkie działania czy rządzące nimi reguły, jest błędem kategorialnym”, F.A. Hayek, Law, Legislation and Liberty, t. 2, s. 31.

[4] F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości społecznej, [w:] Teksty liberalne, Warszawa 1993, s. 104.

[5] F.A. Hayek, Law, legislation and Liberty, t.2, s. xii.

[6] F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości społecznej, [w:] Teksty liberalne, Warszawa 1993, s. 105.

[7] Leszek Miller – przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej stwierdził: „Mówimy tak dla gospodarki rynkowej i nie dla społeczeństwa rynkowego”, Sędzią jest naród, „Gazeta Wyborcza” 20 grudnia 1999.

[8] „Kiedy badamy sposób uzasadniania tych żądań, stwierdzamy, ze ich źródłem jest niezadowolenie, jakie u tych, którym się gorzej powiodło, wywołują cudze sukcesy – czyli, mówiąc prościej : zawiść. Dzisiejsza skłonność do hołdowania tej namiętności i ukrywania jej pod szlachetną maską sprawiedliwości społecznej prowadzi do poważnych zagrożeń wolności. (…) Gdyby wszystkie niespełnione pragnienia istotnie obciążały sumienie społeczeństwa – byłby to koniec odpowiedzialności osobistej(…) Chyba jednym z podstawowych warunków utrzymania takiego społeczeństwa jest to, żebyśmy nie schlebiali zawiści, ani nie sankcjonowali jej pretensji, kamuflując ją jako sprawiedliwość społeczną”, F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 90.

[9] W. Łączkowski, Uwarunkowania historyczne nowej konstytucji RP, „Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny”, 2/1995, s. 9.

[10] „(…) wszyscy odziedziczyliśmy po wcześniejszym, innym typie społeczeństwa, w którym człowiek żył o wiele dłużej niż w obecnym, pewne głęboko zakorzenione instynkty, nie dające się zastosować w naszej obecnej cywilizacji(…)  W swojej prymitywnej formie, małe grupy faktycznie posiadały to, co jest nadal atrakcyjne dla wielu ludzi – wspólny, jednoczący cel lub wspólną hierarchię celów, oraz rozmyślne dzielenie środków według wspólnej oceny zasług jednostek”, F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości społecznej, [w:] Teksty liberalne, Warszawa 1993, s. 105-106.

[11] J.Rawls, Teoria sprawiedliwości, Warszawa 1994.

[12] F.A. Hayek, Law, Legislation…, t.2, s. xiii.

[13] F.A. Hayek, Law, Legislation…, t.2, s. 132.

[14] J. Rawls, Constitutional Liberty and the Concept of Justice, [w:] Justice, New York 1963, s. 102.

[15] J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, Warszawa 1994. s. 381-384.

[16] Podobna sytuacja może mieć miejsce w przypadku wszelkich podatków majątkowych. Źródłem zapłaty takich  podatków może być sam majątek lub dochód. Gdy źródłem zapłaty jest majątek, wówczas zapłata podatku pomniejsza majątek i mamy do czynienia z podatkiem realnym, uszczuplającym substancję majątkową właściciela. Negatywne konsekwencje takiego podatku są bardzo widoczne. Na temat rozróżnienia między podatkiem realnym a nominalnym patrz J. Kulicki, P. Sokół, Podatki i prawo podatkowe, Warszawa 1996, s.36.

[17] F.A. Hayek, Konstytucja…, s. 88.

[18] S. Golimowska, Polityka społeczna państwa w gospodarce rynkowej, Warszawa 1994, s. 32.

[19] F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 87.

[20] Zob. M. Kuniński, Koncepcja sprawiedliwości Friedricha Augusta  von Hayeka, artykuł dostępny na stronie Ośrodka Myśli Politycznej: http://www.omp.org.pl/

[21] F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 88.

[22] „nawet ci, którzy sprzeciwiaja się nierównościom spowodowanym dziedziczeniem, muszą przyznać, że skoro ludzie są jacy są, dziedziczenie jest najmniejszym możliwym złem”, F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 89.

[23]„ w systemie wolności nie jest ani pożądane ani możliwe w praktyce, zapewnienie w powszechnej skali, aby wynagrodzenie odpowiadało zasługom i ze podstawową cechą wolnego społeczeństwa jest to, że pozycja jednostki nie musi koniecznie odpowiadać opinii pozostałych członków społeczeństwa o jej zasługach”, F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 91.

[24]F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 94.

[25] „Kiedy handlarze z wczesnego okresu neolitu płynęli z Anglii przez Kanał łodziami wełny i krzemiennych toporów, aby wymienić je na bursztyn i zapewne, już wówczas, na dzbany wina, ich celem nie było już zaspokajanie potrzeb znanych im osób, tylko osiągnięcie jak największego zysku. Właśnie dlatego, że byli zainteresowani tylko tym, kto im da najwyższą cenę za ich produkty, docierali do zupełnie sobie nieznanych ludzi, i podwyższali dzięki temu ich standard życia o wiele bardziej, niż mogliby to uczynić w stosunku do sąsiadów ”, F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości..., s. 107.

[26] F.A. Hayek, „Wolna” przedsiębiorczość i porządek konkurencyjny, [w:] F.A Hayek, Indywidualizm i porządek ekonomiczny, Kraków 1998, s.134.

[27] „Niektórzy uważają tę tezę za prawdziwą w sposób oczywisty: zabieranie zapłaty za n godzin przypomina zabieranie komuś n godzin; jest niczym zmuszanie kogoś do pracy przez n godzin dla nie swoich celów.”, R. Nozick, Anarchia, Państwo, Utopia, Warszawa 1999, s.203.

[28] „Czyż nie jest w istocie zastanawiające, że redystrybucjoniści nie biorą w rachubę człowieka, któremu tak łatwo bez dodatkowej pracy osiągnąć przyjemność, zaś nakładają dodatkowe obciążenia na biednego     nieszczęśnika, który musi pracować na swoje przyjemności?” R. Nozick, Anarchia..., s.204.

[29] F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości społecznej, s. 108.

[30] TK w swoim orzeczeniu pisał: „Słusznie podkreśla się także rację szerszego uwzględniania w przepisach tego prawa podstawowej, zgodnie z art. 19 ust. 3 Konstytucji, formuły sprawiedliwości społecznej „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy”. Orzeczenie TK K 1/88 zawarte w Systemie Informacji Prawnej LEX.

[31] Z. Ziembiński, O pojmowaniu sprawiedliwości, Lublin 1992, s. 110.

[32] OTK 1988/1/1 dostępne także w Systemie Informacji Prawnej LEX TK U 7/87.

[33] Pisząc o sprawiedliwości rozdzielczej TK stwierdził: „Jej założeniem jest idea jednakowego traktowania wszystkich ludzi w obrębie określonej klasy (kategorii). Być sprawiedliwym to jednakowo traktować istoty równe z pewnego punktu widzenia, tj. mające tę samą cechę charakterystyczną, istotną dla danej klasy (kategorii) ludzi (np. potrzeby, wyniki pracy, zdolności, zasługi). Według sprawiedliwości rozdzielczej „równe traktowanie” nie oznacza otrzymania równych udziałów rozdzielanych dóbr, lecz stosowanie takiej samej miary wobec wszystkich zainteresowanych otrzymaniem rozdzielanych dóbr”. OTK 1988/1/1 dostępne także w Systemie Informacji Prawnej LEX TK U 7/87.

[34] TK K 34/97.

[35] TK K 2/97.

[36] TK K 7/90.

[37] TK K 7/90.

[38] Ch. Perelman, O sprawiedliwości, Warszawa 1959, s. 37.

[39] Ch. Perelman, tamże , s.109. Według  Perelmana „Jeśli przypomnimy sobie, że od tysięcy lat wszyscy antagoniści we wszystkich konfliktach publicznych i prywatnych, wojnach, rewolucjach, procesach sądowych, sporach pieniężnych głoszą i usiłują dowieść, że sprawiedliwość jest po ich stronie, że wszyscy domagają się zawsze sprawiedliwości, uciekając się do jakiegokolwiek arbitrażu, zdamy sobie natychmiast sprawę z nieprawdopodobnej mnogości znaczeń , jakie się nadaje temu pojęciu, i z niezwykłego zamieszania wywołanego przez jego używanie”, O sprawiedliwości, Warszawa 1959 , s. 22.

[40] F.A. Hayek, Zgubna pycha rozumu. O błędach socjalizmu, Kraków 2004, s. 179.

[41] L. Mises stwierdza, że „Gdyby bodziec ten [nierówności] zlikwidować, tak bardzo zmniejszyłaby się wydajność pracy, że część, jaką równy podział przyznawałby każdej jednostce, byłaby dalece mniejsza nawet od tego, co dziś otrzymuje największy biedak”, Liberalizm w tradycji klasycznej, Kraków 2004, s. 52.

[42] F.A. Hayek, Fikcja sprawiedliwości..., s. 108.

[43] F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 90.

[44] F.A. Hayek, Law, legislation…t.1, s. 67. Hayek nazywa zresztą takie myślenie legendą, w całości nieprawdziwą, która stała się „folklorem naszych czasów” – z legendą tą polemizuje w pracy zbiorowej, której jest redaktorem – zob. Capitalism and the Historians, London 1953.

[45] F.A. Hayek, Konstytucja wolności, s. 85.

[46] Wypowiedź Hayeka w rozmowie z Guy’em Sormanem, [w:] G. Sorman, Prawdziwi myśliciele naszych czasów, Warszawa 1993, s. 225.

Kategorie
Filozofia polityki Teksty Working papers

Czytaj również

Schulak-Unterköfler_Joseph-A.-Schumpeter-enigmatyczny-indywidualista.jpg

Teksty

Konończuk: Spojrzenie Josepha Schumpetera na kapitalizm i nastroje antykapitalistyczne

Bez wątpienia jeden z najbardziej znaczących ekonomistów XX wieku.

Beim_Fracht lotniczy_a Centralny_Port Komunikacyjny_–_analiza_dyskusji

Infrastruktura

Beim: Fracht lotniczy a Centralny Port Komunikacyjny – analiza dyskusji

Budowa CPK może sprzyjać rozwojowi frachtu lotniczego, ale nie jest ani warunkiem koniecznym ku temu, ani nie jest procesem samoistnym.

Marzec_Społeczna-nieodpowiedzialność-biznesu.jpg

Working papers

Marzec: Społeczna (nie)odpowiedzialność biznesu

Autor tekstu proponuje pewien eksperyment myślowy...

Keynes.jpg

Teoria ekonomii

Marzec: Mnożnik inwestycji – krytyka

Czym jest koncepcja zaprezentowana przez Keynesa?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 21
uri_brodsky

Bardzo ciekawy temat.

Odpowiedz

Szymon

Bardzo dobry artykuł!

Odpowiedz

cts

Tiaaaa....
"Nadrzędność reguł rynkowych wobec innych reguł społecznych powoduje, że sprawiedliwość dotycząca podziału dochodów oraz dóbr, które nie odpowiadają rynkowej alokacji, jest przez Hayeka odrzucana. Sprawiedliwą dystrybucję Hayek postrzega jako otrzymywanie tego co się komu należy, jednakże jego zdaniem, o tym co się komu należy powinien decydować rynek. Jeśli podziału dokonują ludzie, jest on z samej swojej istoty arbitralny."
Całe szczęście, że na rynku towary/usługi wymieniają ufoludki i to one ustalają reguły, gdyż inaczej, co jasno stwierdził Hayek, rynek odzwierciedlałby wszelkie ułomności związane z charakterem ludzi.
Zatem wiadomo, byłby niesprawiedliwy. Bez przymiotnika uszczegóławiającego.

Tylko nie wiem skąd te ufoludki pochodzą: z Marsa, a może Syriusza?

Odpowiedz

sibelkacem

"rynek odzwierciedlałby wszelkie ułomności związane z charakterem ludzi"

Interesujący argument i też mi przyszedł do głowy, ale proponuję następującą ripostę:
Rynek jako suma działań gospodarczych milionów ludzi nabiera zobiektywizowanych cech. Przekładanie ułomności człowieka na ułomność zbioru milionów ludzi interagujących między sobą to błąd złożenia. Tak, wiem, holizm.

(Na marginesie, gdyby ktoś ułomność rynku wywodził z ułomności wytworów człowieka, to moim zdaniem trudno zbiór ludzi i ich interakcji nazwać wytworem człowieka. To raczej inna kategoria.)
(Na marginesie 2: gdyby ktoś próbował twierdzić, że przecież rynek jest w rzeczywistości ułomny i wskazywać jakieś (dowolne) dowody empiryczne, to oznaczałoby to, że porównuje efekty rynku z efektami możliwymi do uzyskania w... utopii.)

Odpowiedz

piotrt

@3 i “o tym co się komu należy powinien decydować rynek. Jeśli podziału dokonują ludzie, jest on z samej swojej istoty arbitralny.”

Nie chodzi tu o arbitralność, że JA(człowiek) arbitralnie decyduję czy chcę pomarańczę, czy jabłko. Twoja(człowieka) decyzja, czy będziesz mi chciał to sprzedać i za ile. W końcu to MOJA(człowieka) i TWOJA(człowieka) decyzja.
Arbitralność we własnym zakresie - własności prywatnej.

Czym innym jest arbitralność w interesie ogółu, wspólnego dobra, sprawiedliwości społecznej. Wtedy decyzje dotyczą tego co jest czyjeś, rozporządzaniem czyimś mieniem. Zatem podważa prawo własności prywatnej, gdzie ludzie na powrót stają się niewolnikami czyjegoś zdania. Gdy “można” rozporządzać czyimś mieniem, to już tylko krok od rozporządzania czyjąś wolą.

Normalnie gdy ktoś odmówiłby mi sprzedaży jabłek, mógłbym pójść do innego sklepu oraz w ostateczności mógłbym samemu posadzić jabłoń w swoim ogródku. Żadnym naruszeniem wolności mojej osoby nie jest przecież to, że ktoś nie chce się ze mną podzielić swoimi dobrami. Arbitralny państwowy planista(lub po prostu złodziej) mógłby okraść sąsiada i dobra rozdzielić po równo. Takie postępowanie nie prowadzi jednak do sytuacji gdzie każdy z nas ma wszystko, lecz gdy każdy z nas nie ma nic.

Odpowiedz

Hubert Kaczmarczyk

Piotrt
Oczywiście słuszne doprecyzowanie - to jest dla mnie tak oczywiste, ze czasami umyka uwadze :)

Odpowiedz

cts

@4 i @5!
Dla mnie nie jest to takie oczywiste, gdyż od ok. 6000 lat, gdy aktem agresji i zaboru mienia ustanowiono prywatną własność ziemi, na świecie są ludzie uprzywilejowani i pokrzywdzeni.
Ten akt bandytyzmu sprzed wieków ukształtował i kształtuje w dalszym ciągu stosunki międzyludzkie, w tym również rynek.
Zatem rynek jako kształtowany przez charakter ludzi nie może być sprawiedliwy, gdyż ma chronić przywileje grupowe zdobyte siłą przed tysiącami lat.
Następuje tutaj nałożenie na siebie, mimo pozornego rozdzielenia, 2 koncepcji sprawiedliwości:
1) Każdemu według jego pozycji
2) Każdemu według tego, co przyznaje mu prawo

Już dosyć dawno temu Karol Marks stwierdził, że prawo chroni interesy warstw rządzących.

Odpowiedz

piotrt

@6
Mierzysz pokrzywdzenie względnie, natomiast ono jest zawsze bezwzględne. Szkody można doznać gdy coś się utraciło a nie gdy utraciło się “gdyby”. Jeśli w sklepie osoba przede mną wykupi ostatniego pomidora to nie będzie to moja strata. Zwykły pech, zrządzenie losu, granice naszej przewidywalności...

Kiedyś nie stosowano się do prawa i kiedyś zaczęto. Nie można mówić o czasach nieporządku z perspektywy czasów porządku. Rzymianie określili: “prawo nie działa wstecz”. Cyceron mówił, że aby być wolnym trzeba być niewolnikiem prawa. Wolnym od arbitralnych decyzji innych dotyczących mnie, mojej własności, moich wyborów. Jeśli robię coś złego, robię to na własną odpowiedzialność, “chcącemu nie dzieje się krzywda”.

Prawo nie chroni interesów rządzących, lecz wszystkich. Prawo, a nie - nazwijmy to roboczo - “lewo”. Jeżeli jakiś władca czy rząd ustanawia jakie a nie inne “lewo”, które nie szanuje wolności, nigdy nie będzie prawem. Można napisać od nowa słownik, zmienić język, znaczenie pozostanie. Odpowiedzią na brutalną siłę sprzed lat ma być permanentne stosowanie tej siły?

Co rozumieć przez posiadanie? Posiadanie domu, mieszkania, stołu, pomarańczy... czy również wiedzy, zdolności, znajomości?
Masz prawo robić ze swoim mieszkaniem, wiedzą i znajomościami co żywnie Ci się podoba. Wiedzę, umiejętności, rodzinę, przyjaciół jest bardzo trudno stracić całkiem bez własnej winy. A dobrobytu nie buduje się na posiadaniu, lecz działaniu, pożytecznej innym pracy. Takiej którą ci inni naprawdę nazwą pożyteczną. W czasach merkantylizmu wierzono, że dobrobyt bierze się z posiadania, kapitalizm pokazał coś innego. Trzeba “jedynie” pozwolić ludziom działać, zamiast skupiać się na ich materialnym zaspokojeniu. O ironio to kapitalizm oskarża się nadmierne przywiązanie do dóbr, zupełnie nie słusznie.

Odpowiedz

Marek Skrzypczak

@6
Piszesz o ustanowieniu prywatnej własności ziemi cyt.
Ten akt bandytyzmu sprzed wieków ukształtował i kształtuje w dalszym ciągu stosunki
międzyludzkie, w tym również rynek.

Po pierwsze, jeśli ziema została wzięta w posiadanie przez jej pierwszego użytkownika, który wykarczował las i rozpoczął uprawę, czy również uznasz to za akt agresji? Wobec kogo? Czyżby wobec "przyszłych pokoleń"?
Po drugie. Wydarzenia z przed 6000 tys. lat mają tyle wpływu na aktualne stosunki własności co promieniowanie tła pozostałe po wielkim wybuchu. Od czasu, gdy skonał feudalizm i dobrowolne transakcje pomiędzy wolnymi ludźmi decydują (choć w części) o tym kto osiąga zyski a kto ponosi straty, kapitał przepływa od tych, którzy nie potrafią podejmować mądrych decyzji i zaspakajać potrzeb konsumentów do tych, którzy potrafią to robić. Kapitał przechodzi z rąk do rąk szybciej niż to się wydaje socjalistom.
Wśród dzisiejszych bogaczy trudno doszukać się fortun sprzed 100 lat, a co dopiero sprzed tysięcy.
Koncepcję grzechu pierworodnego proponuję zatem odłożyć do lamusa.

Odpowiedz

cts

@ piotrt!
Piszesz "Kiedyś nie stosowano się do prawa i kiedyś zaczęto. Nie można mówić o czasach nieporządku z perspektywy czasów porządku."
A kiedy to nie stosowano się do prawa?

Mamy 2 dominujące koncepcje pojawienia się na Ziemi człowieka:
1)Został stworzony przez Boga
2)Powstał jako efekt ewolucji z komórki pierwotnej

jeśli przyjąć 1. koncepcję, to w chwili stworzenia, a również w momentach wygnania z raju i podróży Żydów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, Bóg przekazał mu zasady postępowania, za nieprzestrzeganie których groziła kara.
Było zatem wskazanie właściwego postępowania i sankcje za postępowanie niezgodne z nimi, czyli prawo.
W tych zasadach było m. in. wskazanie Kaananu jako miejsca, na którym powinni żyć i pracować Żydzi. RAZEM, gdyż Bóg nie wyznaczył poszczególnym członkom plemienia konkretnego miejsca zamieszkania.
W Dekalogu Bóg mówi o własności /"ani żadnej rzeczy, która jego jest"/.
RZECZY, a więc efektu świadomego przekształcenia darów natury w postać przydatną człowiekowi.
Takie stwierdzenie, przy wskazaniu Kaananu jako miejsca wspólnego zamieszkania, wyraźnie wskazuje, że wszelkie dary natury, w tym oczywiście grunty, powinny być własnością wspólną.

Jeśli przyjmiemy za prawdziwą 2. koncepcję, to pra...praczłowiek w okresie przekształcania się w obecną postać żył kolejno w stadach, hordach, plemionach itd.
Nawet stada zwierząt kierowały się w przeszłości i kierują się współcześnie pewnymi zasadami, czyli prawem.
Należy więc przyjąć, że i w ludzkich skupiskach od zarania dziejów obowiązywało prawo.
Dlatego uważam, że w dziejach ludzkości nie było okresu bezprawia.

@ Marek Skrzypczak!
Piszesz "Po pierwsze, jeśli ziema została wzięta w posiadanie przez jej pierwszego użytkownika, który wykarczował las i rozpoczął uprawę, czy również uznasz to za akt agresji?"

Oczywiście!
Zasada "pierwszego użytkownika", czy inaczej "pierwotnego zawłaszczenia" została opracowana przez J. Locke'a w konkretnym celu: było nim stworzenie zasad przejmowania przez osadników brytyjskich darów natury podbitym zbrojnie ludom miejscowym.
Zbrojnie, a więc w wyniku agresji niczym nieuzasadnionej, gdyż to Brytyjczycy najechali ich kraj, a nie odwrotnie.
L. von Mises nigdy nie ukrywał, że przejął od Locke'a tą koncepcję i usprawiedliwiał nią powstanie własności prywatnej ziemi.
Nawet, gdy przyjmiemy, że stała się ona prawem dla części ludzi, to jak mawiali Rzymianie "prawo nie działa wstecz".
Gdy mówimy o wolności człowieka, to jeśli jakaś grupa ludzi chce posiadać coś wspólnego, to nikt im tego zabronić nie może. To jest wyraźna agresja na ich wolność. Dlatego zasada, że co wspólne to niczyje i można to zawłaszczyć była, jest i zawsze będzie zasadą złodziejsko-bandycką.

I nic nie zmienia fakt przechodzenia gruntów, a wraz z nim, znajdujących się na nim, czy pod nim, darów natury, na własność innej osoby fizycznej lub prawnej.

Przypomnę Wam jaki hałas czyniony jest o zwrot majątków przejętych przez PRL.
To nie obecnie żyjący i korzystający z niego ludzie dokonali jego zaboru, a jednak to oni mają w konsekwencji ponieść koszty zwroty tego niby należącego się komuś majątku.
Na jakiej podstawie? Ano właśnie na podstawie aktu agresji sprzed 6000 lat.

Odpowiedz

Marek Skrzypczak

@9 Być może zwiodła Cię moja niepotrzebna rolnicza analogia. Spróbujmy inaczej: Czy "tubylczy" myśliwy lub grupa myśliwych, który osiedlili się na terenie przez nikogo uprzednio nie zamieszkanym, zawłaszczając ziemię celem korzystania z niej poprzez polowanie na znajdujacą się na niej zwierzynę na zasadach wyłączności, dokonują aktu bandyckiej agresji a jeśli tak, to przeciw komu?
Proszę z góry o coź lepszego niż, "przeciw przyszłym, potencjalnym użytkownikom tej ziemi". Taka odpowiedź oznaczałaby bowiem, że myśilwi ci dokonują np. agresji na brytyjskich kolonistach, wyposażonych w opracowaną przez Locke'a koncepcję pierwotnego zawłaszczenia. Życzę przyjemnej rozkminy :)

Odpowiedz

Szymon

@9 "ani żadnej rzeczy" jest w katolickiej wersji, polecam kilka innych, ciekawe porównanie odnośnie rozumienia własności prywatnej :)

Dorzucam do rozkminy: człowiek będzie w końcu gotów na kolonizację innych planet. W traktacie o przestrzeni kosmicznej państwa-sygnatariusze zobowiązały się do niezawłaszczania przestrzeni (outer space is not subject to national appropriation by claim of sovereignty, by means of use or occupation, or by any other means) - to miłe ze strony rządów, że obiecały sobie wzajemnie, że nie będą przeszkadzały prywatnym kolonizatorom :-)

Czy jeśli założę moją bazę na Marsie, to dokonam agresji? Na kim? Czy jeśli umrę i baza zostanie opuszczona i nie pozostawię testamentu (dziedziczenie wyłączone), to kolejny astronauta który się tam osiedli też dokona agresji?

Odpowiedz

cts

@ 10!
Nie musiałbyś posługiwać się sofizmem, gdybyś pamiętał, że grunty zawłaszczane, jak to nazywacie, przez prywatne osoby, stanowiły własność tej grupy "tubylczego" plemienia, czy narodu.
Objęły one władzę nad tym obszarem na podstawie naturalnego prawa, do dzisiaj obowiązującego w przyrodzie. Taki obszar potrzebny był im do zapewnienia środków na przeżycie, tak jak i obecnie np. tygrysy za swój uważają tylko taki rejon, gdzie mają wystarczającą ilość pożywienia.
Jak już rozkminiamy, to przypomnę, że plemiona indiańskie szanowały prawo wszystkich innych do swobody zmiany miejsca pobytu poprzez zezwolenie na przechodzenie przez ich tereny łowieckie. Ci inni mogli korzystać ze znajdujących się tam darów natury, których zużycie nie zmniejszało ilości potencjalnego pożywienia, ale wodę ze źródeł, czy rzek, obcy mogli pić do woli.
Jeśli byli głodni, to otrzymywali jedzenie lub zezwalano im upolować drobną zwierzynę w ilości wystarczającej na przeżycie w czasie przejścia przez ich teren.
Należy przy tym pamiętać, że tylko w okresie opanowywania Ziemi przez człowieka istniały tereny, na których nigdy przedtem nie stanęła noga innego człowieka i przodkowie tych plemion zajmowali właśnie takie tereny.
Jednak na obecnym Bliskim Wschodzie, gdzie powstała własność prywatna gruntów, ludzie żyli już od około 100 000. lat i te grunty miały już swoich właścicieli.
Zatem ci "zawłaszczyciele" dokonali zwykłego aktu bandytyzmu.

@ 11!

Nie! Kolejny astronauta nie dokona agresji, gdyż status tego Twojego Marsa, będzie taki sam, jak Antarktydy, gdzie każdy może założyć bazę w dowolnym miejscu i swobodnie poruszać się po całym jej obszarze.

Odpowiedz

Marek Skrzypczak

@cts.
Cieszy mnie, że przyznałeś, że własność prywatna ziemi istnieje od momentu, gdy ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia a nie od momentu kiedy to została ustanowiona "aktem zaboru mienia", jak pisałeś we wpisie nr. 6. Zwróć uwagę, że samo sformułowanie "zabór mienia" oznacza, że mienie to już uprzednio do kogoś należało, ergo: istniala jego własność.
Co do aktów agresji, oczywiście mają one miejsce, miały miejsce i będą miały miejsce. Tyle, że nie ma to nic wsplnego z rynkiem. Twierdzenie, że mechanizm wolnego rynku, czyli dobrowolnych transakcji zawieranych przez wolnych ludzi na ustalonych przez nich warunkach, jest metodą ochrony przywilejów warstw posiadających ma jakikolwiek sens jedynie wówczas, gdy zalożysz, że każde działanie, które nie ma na celu odebrania dóbr nabytych drogą agresji, stanowi ochronę status quo. Ale to jest założenie absurdalne.
Wybacz krwawą analogię, ale równie dobrze możesz oskarżyć każdego człowieka, który nie ściga mordercy (nawet tego, który nie wie o morderstwie nic ponad to, że miało ono miejsce)o współudział w zbrodni.
Rozumiem, że w imię ukarania mordercy opowiadasz się za powieszeniem wszystkich obywateli, realizując w ten sposób ideał sprawiedliwości społecznej?

Odpowiedz

cts

@ Marek Skrzypczak!

Wydaje mi się, że się nie rozumiemy.
Oczywiście grunty od pojawienia się na Ziemi człowieka były własnością, ale własnością wspólną jakiejś społeczności. I taką powinny pozostać.
Aktem bandytyzmu i agresji jest ustanowienie własności prywatnej gruntów i związanego z tym prawa prywatnej własności znajdujących się na nim, nad nim i pod nim, darów natury.
Czy o przedkładaniu ponad wszystko wolności człowieka może mówić ktoś chwalący bandytyzm?
Ktoś, kto akt bandytyzmu ustanowił fundamentem swojej etyki?
Wydaje mi się, że są to pytania czysto retoryczne.

Natomiast prywatna własność efektów świadomego przetworzenia darów natury w postać przydatną człowiekowi, czy jak inaczej to określając "zmieszania swojej pracy z ziemią" nie była i nie jest przeze mnie negowana.

Prywatna własność ziemi ma przełożenie na ceny towarów/usług dostępnych na rynku, gdyż większość producentów musi w niej uwzględnić opłaty za korzystanie z tych ukradzionych społeczeństwu darów natury.
Musi zatem część swojego wysiłku przekazywać tym uzurpującym sobie prawo do nazywania się właścicielem ziemi.

Zatem na rynku są uprzywilejowani i okradani, a w takiej sytuacji trudno mówić o jego bezstronności.

Odpowiedz

piotrt

@14 “Oczywiście grunty od pojawienia się na Ziemi człowieka były własnością, ale własnością wspólną jakiejś społeczności. I taką powinny pozostać.”

Zatem własność jednej społeczności można odróżniać od drugiej, dlaczego zatem nie odróżniać właściciela jednego domu od właściciela innego domu?

“Prywatna własność ziemi ma przełożenie na ceny towarów/usług dostępnych na rynku, gdyż większość producentów musi w niej uwzględnić opłaty za korzystanie z tych ukradzionych społeczeństwu darów natury.
Musi zatem część swojego wysiłku przekazywać tym uzurpującym sobie prawo do nazywania się właścicielem ziemi.”

W przeciwnej sytuacji, nie musi opłacać właściciela, gdyż takiego nie ma. Zatem sam kradnie te dary natury. Skoro miejsce wydobycia jest publiczne, to ktoś tam musi postawić odpowiednie kopalnie, rusztowania, maszyny. Wykonać sporo pracy aby umożliwić sobie wydobywanie. Miałby potem każdemu innemu udostępniać to dobro za darmo, każdy przecież musiałby wykorzystywać jego maszyny, jego infrastrukturę, co oznaczałoby, że znaczenie słowa własność trochę uległa zmianie...

Bastiat pisał, że ludzie nie tyle są właścicielami jakiejś działki ziemi, co pracy jaka została wykonana wokół niej. Zbudowali dom, ogrodzenie, posadzili drzewa, owoce, warzywa, kwiaty. Podobnie można myśleć, że woda jest darmowa, wystarczy tylko pójść do strumyka. Czy to oznacza, że wszyscy sprzedawcy wody żerują na wszystkich innych? Nie. Dostają zapłatę za wykonanie pracy jaka była do tego potrzebna.
Butelka z wodą jest warta tyle ile kupujący będzie skłonny zapłacić. Jest suma kosztów związanych z dostarczeniem tej wody i zysku jaki wylicza sobie sprzedawca/producent.
Płaci się nie tyle za faktyczny przedmiot, co za wykonaną nad nim pracę.

Odpowiedz

Paweł

Jakie to zabawne, że ludzie nie rozumieją, że bogactwo trzeba odtwarzać. Wydaje im się, że jak pradziadek miał ziemię, to prawnuczek też będzie miał.
A życie pokazuje, że tak nie jest. Nawet najwięksi bogacze szli z torbami na wolnym rynku, a ich miejsce zajmowali inni, bardziej przedsiębiorczy.

Zwolennicy "sprawiedliwości społecznej" na ogół za sprawiedliwe uznają właśnie to, że nie powinny następować zbyt drastyczne zmiany stanu posiadania wymuszane przez rynek.

Odpowiedz

cts

@ piotrt!
Jesteś człowiekiem inteligentnym i dlatego dziwi mnie uporczywe udawanie przez Ciebie, że nie odróżniasz DARÓW NATURY od efektu "ZMIESZANIA SWOJEJ PRACY Z ZIEMIĄ".
Żaden dar natury, łącznie ze złotem, nie ma najmniejszej wartości jeśli nie wykona się pracy polegającej na jego wydobyciu i przystosowaniu do potrzeb ludzkich. Nawet owoc trzeba zerwać z drzewa, czy na czym tam rośnie i dopiero zjeść. I nic tu się nie zmieni jeśli będzie zrywany np. ustami.
Rozumiesz to doskonale, gdyż w dalszej części piszesz o PRACY jaką trzeba wykonać, by uzyskać dobra przydatne człowiekowi. Najzupełniej w tym fragmencie się z Tobą zgadzam i pisałem o tym w swoich postach.
Ten wydobywający dary natury oczywiście okradałby społeczeństwo, ale bardzo łatwo to zmienić.
Wystarczy, że zapłaci on /to kwestia semantyki, ale użyjmy słowa akceptowanego przez libertarian/ odszkodowanie, które zostanie zużyte na potrzeby wspólne całej społeczności. I już.

@ Paweł!

W jaki sposób rynek spowodował powstanie prywatnej własności ziemi?
Ja tego nie rozumiem i sądzę, że mi to wyjaśnisz, za co z góry dziękuję.

Odpowiedz

piotrt

@17 Więc ok:) Po prostu wygodniej powiedzieć ta ziemia jest moja, zamiast, że mój jest płot, dom, strzelba i że jeśli ktoś tego nie będzie respektował to dostanie kulkę. Więc jeśli ktoś potrafi tyle pracy władować w kawałek ziemi, to dość bezpieczne jest stwierdzenie, że to jego.

I to nic nie ujmuje:
“Nadrzędność reguł rynkowych wobec innych reguł społecznych powoduje, że sprawiedliwość dotycząca podziału dochodów oraz dóbr, które nie odpowiadają rynkowej alokacji, jest przez Hayeka odrzucana. Sprawiedliwą dystrybucję Hayek postrzega jako otrzymywanie tego co się komu należy, jednakże jego zdaniem, o tym co się komu należy powinien decydować rynek. Jeśli podziału dokonują ludzie, jest on z samej swojej istoty arbitralny.”

Od dawnych czasów dodano od siebie wystarczająco wiele, by “zapominać” o różnicy DARÓW NATURY od ZMIESZANIA SWOJEJ PRACY Z ZIEMIĄ.

Odpowiedz

Paweł

@cts:
Ja nie napisałem, że rynek spowodował powstanie prywatnej własności ziemi. Wydaje mi się, że żeby istniał rynek, najpierw musi istnieć pojęcie własności i sam fakt posiadania czegoś przez kogoś.

Chciałem tylko podkreślić, że po tylu wiekach nie ma już praktycznie żadnego znaczenia, kto pierwszy wziął w posiadanie dany kawałek ziemi i w jaki sposób.

Wydaje mi się, że na wolnym rynku po pewnym czasie ziemia będzie w posiadaniu tych, którzy potrafią z niej zrobić najlepszy użytek, a nie tych, którzy pierwotnie do niej mieli prawo (słusznie, bądź nie).

Odpowiedz

cts

@ piotrt!
Weźmy Twój przykład z eksploatacją jakiegoś złoża. Nie dyskutujmy o koniecznych nakładach, bo się w tym punkcie zgadzamy.
Jeśli kopalnia powstanie na terenie wspólnym, to jej właściciel będzie musiał przestrzegać warunków, na jakie się zgodził budując kopalnie.
W razie ich nieprzestrzegania dostaje krótkie pouczenie: albo się dostosujesz, albo zabieraj swoje zabawki i idź się bawić w innej piaskownicy.
Natomiast, gdy ten grunt jest jego, to może ograniczać wydobycie, magazynować kopalinę itp. itd. Jednym zdaniem wpływać na ilość i jakość produktu, a tym samym na cenę, czyli manipulować rynkiem.
Może ten teren komuś wydzierżawić i nie interesować się co ten dzierżawca na nim robi, byleby płacił mu za dzierżawę. Ale dzierżawca koszt dzierżawy dolicza do ceny, czyli przerzuca na konsumenta, a właściciel jest pasożytem.

@ Paweł!

Słusznie, że z ziemi będą korzystali ci, którzy zrobią z niej najlepszy użytek, wszak zasoby natury są ograniczone i należy z nich korzystać efektywnie.
Prywatne posiadanie ziemi nie gwarantuje tego w żaden sposób. Gwarantuje, że właściciel będzie go wykorzystywał w sposób jaki on uzna za stosowny. Bardzo rzadko jest on korzystny dla ludzkości, a przecież każdy człowiek ma prawo do godnego życia.
Jeśli z własnej winy jest mu gorzej niż innym, to HMWD, ale jeśli jest mu gorzej, bo przez akt bandytyzmu został pozbawiony szans na godne życie, to sytuacja robi się niezbyt miła.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.