KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Tucker: Czy preferowanie wolnej przedsiębiorczości oznacza preferowanie wielkiego biznesu?

10
Jeffrey Tucker
Przeczytanie zajmie 8 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Jeffrey A. Tucker
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Natalia Kędziora
Wersja PDF

wielkiego biznesu

Amerykańska retoryka polityczna zdaje się funkcjonować, niczym zegar, w ramach pewnego cyklu — z tego powodu wydaje się, jakbyśmy ponownie przeżywali rządy Clintona.

Historia wygląda następująco: wybrana zostaje demokratyczna administracja z ideami typowymi dla lewicy, pracuje ciężko, by przeprowadzić serię głupkowatych reform takich jak quasi-socjalistyczna opieka medyczna, które wywołują negatywne reakcje, a te natomiast zmuszają rządzących do tego, by wszystko ponownie przemyśleli. Następnie zaczynają się skłaniać ku prawicy i stają się „centrowi” poprzez zachwalanie wspaniałych zasług wielkiego biznesu dla amerykańskiego życia.

Większość tych imponujących zmian — Obama dokonuje obecnie jednej z nich — jest pozbawioną sensu grą pozorów, niczym przemalowanie auta jadącego w jedną stronę, by sprawić, żeby ludzie uwierzyli, że to inne auto jadące w zupełnie inną stronę.

Mnie interesuje jednak najbardziej retoryka, jakiej używa lewica. Myśli, że zaszkodziła sobie, będąc zbytnio prorządową, a niewystarczająco popierając „kapitał” w ich rozumieniu tego słowa. Kiedy więc odkryje wyrażenia takie jak „sektor prywatny”, a nawet „kapitalizm”, następuje wielka zmiana.

Wszystko to jest bardzo powierzchowne. Powyższe zmiany sugerują, że lewica akceptuje karykaturę kapitalizmu: pogląd, że jest to system, który preferuje tych właścicieli kapitału spośród społeczeństwa, którzy są najpotężniejsi i mają najlepszą pozycję. Kiedy więc coś złego zaczyna dziać się z programem socjalistycznym, oferują swoją pomoc wielkim korporacjom pod pozorem wspierania wolnej przedsiębiorczości.

Wystarczy spojrzeć na Obamę i jego godną pożałowania próbę pomocy gospodarce. Administracja utrzymuje, że dokonuje weryfikacji rządowych przepisów w celu znalezienia tych, których negatywne efekty przewyższają korzyści. Można na tym polu osiągnąć postęp, o ile z Departamentów Energii, Edukacji i Pracy utworzono by hale sportowe, ale nie to chce zrobić administracja. Zamiast tego stworzono stronę Regulations.gov, na której możemy dodać swój komentarz, jeśli potrafimy. Natknąłem się na jeden wywód, który wydawał się bardzo typowy — jakiś jazgot dotyczący usprawnień energii domowej — ale nie ma wątpliwości, że ta strona stanowi raczej zawór bezpieczeństwa niż harmonogram pracy.

Obama wprowadził również w Białym Domu coś, co nazywa się Radą ds. Zatrudnienia i Konkurencyjności i ma ona reprezentować nowe centrowe poglądy Obamy. Kto będzie jej przewodził? Nie właściciel małej cukierni z mojego osiedla, ale, zaskakująco, Jeff Immelt, prezes General Electric. I to ma oznaczać jakąś zmianę w administracji!?

Doradcom Obamy wydaje się, że plamę na jego wizerunku stanowi wrażenie, że prezydent za bardzo preferuje interwencjonizm rządowy — hmm, skąd ten pomysł? — dlatego teraz nadszedł czas, by — niczym Clinton — dokonać triangulacji poprzez popieranie gospodarki — stąd właśnie ta nowa rada i nowe stanowisko.

Tak, to bujda pod wieloma, wieloma względami. Pierwszym poważnym błędem jest przyzwyczajenie do myślenia, że interwencjonizm rządowy i wielki kapitał nie mogą współistnieć. Historia Ameryki od jej początków do czasów współczesnych udowadnia, że jest dokładnie odwrotnie. Uważne spojrzenie na historię, od Alexandra Hamiltona do Goldmana Sachsa, pokazuje, że nigdy nie nastąpiło żadne poważne umocnienie pozycji rządu bez aktywnego wsparcia któregoś z sektorów wielkiego kapitału.

Kto skorzystał na merkantylizmie XIX wieku? Kto odniósł sukces podczas socjalizmu wojennego za rządów Woodrowa Wilsona? Kto był największą siłą stojąca za ścisłą reglamentacja gospodarczą nowego ładu? Które sektory grabiły niczym bandyci podczas II wojny światowej, zimnej wojny, zarządzania opieką medyczną i miejscami pracy w latach 60. i 70.? Bez wyjątku, korporacyjna elita stała za każdym ruchem, który miał powiększać państwo olbrzyma.

Wydarzenia XIX wieku zostały uważnie udokumentowane przez Thomasa DiLorenzo. Murray Rothbard uwidocznił rolę, jaką odegrał kapitał w I wojnie światowej. Okres powojenny aż do nowego ładu jest udokumentowany przez Butlera Shaffera w jego wspaniałej książce Ograniczenie swobody handlu. Harmider nowego ładu został dokładnie ukazany przez Johna T. Flynna. Zimna wojna i późniejsze lata ukazane są jako bezsprzecznie prokorporacyjne w O nową wolność oraz we wspaniałych dziełach Roberta Higgsa. Jest to zaledwie przykład Stanów Zjednoczonych, a podobny scenariusz wydarzył się w każdym kraju, w którym wolna konkurencja została zawładnięta przez państwową ingerencję.

Aby zobaczyć, dlaczego tak się dzieje, należy zrozumieć układankę, która składa się z wielu części. Największym przedsiębiorstwom ogromnie zależy na niszczeniu w każdy możliwy sposób tych dopiero rosnących w siłę. Jeśli istnieje wolny rynek, korporacje niszczą nowych konkurentów dzięki lepszym produktom w korzystniejszych cenach. Ale życie to nie bajka. Walka o utrzymanie się na szczycie w tym wyścigu szczurów pochłania całą energię. Zyski są nieustannie zagrożone, i to na wiele nieoczekiwanych sposobów. Udziały w rynku nigdy nie są bezpieczne. Kapitalista w tym układzie wydaje się niewolnikiem konsumentów — prędzej czy później zawsze pojawia się inny przedsiębiorca z lepszym pomysłem na biznes. Nawet biznesowi giganci nie mogą być pewni, czy zdołają się utrzymać na powierzchni.

W gospodarce mieszanej rząd stwarza różnego rodzaju pokusy. Kapitalistom opłaca się opuszczenie wyścigu szczurów i sięgnięcie po dźwignie władzy. Co wtedy robią rządzący? Zapewniają przysługi, przywileje, bezpieczeństwo, ochronę przed niepowodzeniem i, co najważniejsze, tłumienie konkurencji poprzez generowanie konkurentom kosztów, których nie będą w stanie udźwignąć.

W ten właśnie sposób płaca minimalna, obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne, jak i inne regulacje zostają zaimplementowane do sektora prywatnego: to taktyczny ruch największych graczy. Tak samo dzieje się z agencjami ds. nadzoru, które właściwie nie mogą wykonać ruchu bez nacisku i konsultacji ze strony grup interesu.

Ustawa antytrustowa jest klasycznym przypadkiem tego zjawiska (ochrony dużych przedsiębiorstw przed konkurencją), ale podobnie ma się sytuacja w przypadku ustawodawstwa dotyczącego warunków  pracy, opieki zdrowotnej, ochrony środowiska i innych sfer. Tak samo jest w przypadku patentów, wysokiej inflacji, wyższych podatków, dodatków do pensji, standardów produktów konsumpcyjnych i całej reszty. To wszystko mechanizmy, które mają skartelizować rynek w imieniu najważniejszych graczy, a retoryka dotycząca maluczkich jest tylko polityczna wymówką.

Książka na ten temat, która wielce mnie zachwyciła, została napisana przez Ludwiga Erharda, wspaniałego, zainspirowanego ideami Misesa reformatora powojennej gospodarki w Niemczech oraz zapalonego oponenta interwencjonistycznej ingerencji państwa. To właśnie on najbardziej przyczynił się do tak zwanego cudu gospodarczego, który wydarzył się w Niemczech po wojnie. Ta książka to wyważony, lecz fascynujący wywód popierający wolną konkurencję i jednocześnie błaganie o odejście od kartelizacji z czasów wojennych, na której ogromnie skorzystał niemiecki wielki biznes. Książka jest wspaniała sama w sobie, ale jeszcze ciekawsze jest to, do kogo była skierowana: nie do konsumentów, intelektualistów czy głosujących, ale do samego wielkiego biznesu. Erhard jako jeden z nielicznych zdawał sobie sprawę, że wielki biznes jest wśród tych, którzy niechętnie będą popierać wolny rynek. To ten sektor właśnie musiał usłyszeć tę wiadomość bardziej niż jakikolwiek inny.

Staje się to jasne w przypadku General Electric, która jest tak mocno związana z rządem jak kiedyś Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. Sam Immelt stanowi tu idealny przykład: nie jest zwolennikiem wolnej przedsiębiorczości, a entuzjastycznym orędownikiem przepisów, dotacji na odnawialną energię, wysokich barier regulacyjnych w energetyce. Nie popiera wolnego handlu, lecz — będąc nastawionym na eksport — jest głośnym rzecznikiem ścisłej kontroli, jeśli tylko interwencje skutkują zyskami dla jego przedsiębiorstwa. Ten facet bardzo dobrze odnajduje się w kuluarach władzy, popierając wszystkie działania forsowane przez państwo.

Wróćmy jednak do „centrowości” Obamy. Dziwi mnie to, że ktokolwiek mógł się nabrać na tę lewicową triangulację. Idealistyczna lewica jest bez wątpienia niezadowolona z nowych poczynań Obamy, ale czy ci ludzie są wystarczająco naiwni, by uwierzyć, że istnieje coś takiego jak interwencjonizm rządowy, który nie jest w pewien sposób skażony poparciem wielkiego kapitału? Jeśli chodzi o Republikanów, którzy zrzeszeni w Izbie Handlowej działają na rzecz sektora prywatnego, to czy naprawdę uwierzą, że te posunięcia są znakiem przyjaznego nastawienia Obamy wobec interesów sektora prywatnego?

W swojej inspirującej książce Liberalizm w tradycji klasycznej (która do dziś jest biblią wolności) Mises napisał, że w wolności nie chodzi o popieranie wielkiego biznesu. Często zdarza się, że najpotężniejszym przeciwnikiem wolności jest sam dany sektor gospodarki.

Czy nie zrozumieliśmy tego podczas serii bailoutów Busha i Obamy, które miały na celu prywatyzację zysków dużych przedsiębiorstw i uspołecznienie ich strat? Te dofinansowania nie miały nic wspólnego ze stabilizacją makroekonomiczną czy ogólnym interesem społeczeństwa. Wszystkie miały na celu ograbienie społeczeństwa, by następnie poprzeć duże banki i korporacje takie jak General Motors i AIG, tym samym chroniąc przyjaciół państwa przed podstępami zmian rynkowych.

Mises mówi o tragizmie liberalizmu. Jako doktryna nigdy nie był preferowany przez żadną poszczególną grupę interesu, a zwłaszcza żadną partię polityczną. Pomimo tego leży on w interesie całego społeczeństwa, jest on źródłem cywilizacji. To z tego powodu Mises wierzył, że liberalizm potrzebuje oddanych orędowników wśród wszystkich grup społecznych. W przeciwnym razie możemy zostać z niekończącą się serią fałszywych zmian, jakie można zauważyć, przyglądając się historii prezydentów po wyborach, a zwłaszcza w okolicach połowy kadencji.

Kategorie
Interwencjonizm Przedsiębiorczość Teksty Teoria ekonomii Tłumaczenia

Czytaj również

Allman_Ego kontra maszyna

Innowacje

Allman: Ego kontra maszyna

Dlaczego niektórzy ludzie tak nerwowo reagują na nowe modele sztucznej inteligencji?

Gordon_Grozne_konsekwencje_niemieckiej_szkoly_historycznej

Historia myśli ekonomicznej

Gordon: Groźne konsekwencje niemieckiej szkoły historycznej

Według Misesa niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu.

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 10
Paweł Róg

Mam pytanie praktyczne:
co powinno robić państwo wobec którego inne państwa stosują politykę neomerkantylistyczną? Jakie jest w takiej sytuacji rozwiązanie optymalne?

Odpowiedz

Michał Gozdera

Ten tekt powinien przeczytać każdy zwolennik Ayn Rand. Świetna analiza

Odpowiedz

smootnyclown

Otóż państwo takie powinno użyć wszystkich środków, zmobilizować wszystkie siły i wykorzystać dostępną machinę propagandową (począwszy od oddziałów paramilitarnych, przez rakiety typu ziemia-ziemia, kończąc na zbieraniu atomowych grzybów) i nie dać się.

Odpowiedz

fender

Powinno się wówczas rozwiązać.

Odpowiedz

Adam Sawicki

Nic
+-=*^

Odpowiedz

BR

@Paweł Róg

"co powinno robić państwo wobec którego inne państwa stosują politykę neomerkantylistyczną? Jakie jest w takiej sytuacji rozwiązanie optymalne?"

Propaganda wolnorynkowa. Przyciąganie zagranicznych inwestorów, firm i siły roboczej perspektywą braku zamordyzmu. Kiedy skonfederowane stany Południa chciały się odłączyć od Unii i wprowadzić u siebie wolny handel, Chicago Times ostrzegał: "Jeśli pozwolimy Południu na wolny handel, to będziemy musieli zredukować swój handel o ponad połowę w porównaniu z tym, co jest teraz. Jest niemal pewne, że kiedy południowe dokonają secesji i zniosą u siebie taryfy celne, to nasi kupcy przeniosą się tam od razu z portów północnych."

Na zwiększanie zamordyzmu u sąsiadów odpowiadać powiększaniem wolności u siebie. Aż do pełnej likwidacji państwa :)

Odpowiedz

smootnyclown

ad 6

no. i wiadomo, jak Południe na tym wyszło. Kapitalna rada! Coś w stylu:
- Co zrobić, jak mnie gonią?
- Strzelić sobie w kolano!

Odpowiedz

BR

To najlepsza rada, jakiej mogę udzielić. Zwiększać wolność i jednocześnie zwiększać ilość broni palnej - tak, żeby za każdym źdźbłem trawy czaił się uzbrojony obywatel:

http://img823.imageshack.us/img823/8513/independence.jpg

Odpowiedz

panika2008

BR, ile takich lali z szotganem potrzeba do zwalczenia jednego takiego wyrobu przemysłu państwowego, jak MQ-9 albo F-35?

Nie to żebym miał coś do ładnych kobiet z szotganami... wręcz przeciwnie... lecz azali wydaje mi się że "na Lachy nie idzie się bez harmat".

Odpowiedz

BR

panika2008, musisz mi rozwalać fajną wizję jakimiś odrzutowcami? :) Nie moglibyśmy się po prostu postrzelać jak za starych dobrych ciemnogrodzkich czasów? albo jakaś ustawka w szczerym polu 100 tys chłopa na 100 tys chłopa? :)

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.