KRS: 0000174572
Powrót
Tłumaczenia

Murphy: Czy teoria austriaków jest w stanie wyjaśnić bezrobocie w sektorze budowlanym?

3
Robert Murphy
Przeczytanie zajmie 13 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Robert P. Murphy
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Daniel Głowiński
Wersja PDF

bezrobocie

W ramach przypodobania się czytelnikom tego bloga (Mises Daily) biorę udział w niekiedy ogłupiających debatach odbywających się w blogosferze ekonomistów. Wydawałoby się, że zwolennicy rozwiązania naszych bolączek gospodarczych poprzez zwiększenie „zagregowanego popytu” zadali niedawno potężny cios tym ekonomistom, którzy wierzą, że boom mieszkaniowy doprowadził do błędnej alokacji zasobów. Chociaż zwolennicy szkoły austriackiej nie są w tym sporze wymienieni z imienia, to oczywiste jest, że zakwestionowana została prawdziwość teorii Misesa-Hayeka na temat cyklów koniunkturalnych.

Tak jak już dwukrotnie miało to miejsce w podobnych dysputach, keynesiści powinni uważniej przyglądnąć się danym. Ponieważ osobiście uważam, iż austriackie spojrzenie jest tym właściwym, nie widzę przeszkód, aby poddać je empirycznej weryfikacji. Jak zaraz wykażę, teoria austriaków zdaje ten test na piątkę.

 

Wprowadzenie do tematu: teza Arnolda Klinga o ponownej kalkulacji

Wszystko zaczęło się, kiedy Arnold Kling powtórzył czytelnikom swojego bloga, iż jest on zdania, że konwencjonalny model „zagregowanej funkcji produkcji” używany przez mainstreamowych ekonomistów jest błędny. Zamiast patrzeć na gospodarkę jak na jedną wielką „fabrykę PKB”, uważa on, że każdy ekonomista powinien — przynajmniej przy dyskusji na temat cyklów koniunkturalnych — pamiętać o oczywistym fakcie, iż istnieją różne sektory gospodarki, a pracownicy nie mogą swobodnie przechodzić z jednego do drugiego.

Kling nazywa swoje podejście „tezą o ponownej kalkulacji”. Sugeruje on, iż, kiedy okres niestabilnego boomu już minie, gospodarka musi „ponownie kalkulować” i wykombinować, gdzie powinna zostać skierowana nadwyżka siły roboczej (z nazbyt rozdętych sektorów), aby gospodarka weszła ponownie na stabilną ścieżkę rozwoju gospodarczego. Pogląd ten jest podobny do Misesowskiego spojrzenia na „oczyszczającą” rolę recesji. Chociaż Kling sam nie jest austriakiem to przyznaje, iż jego teoria jest uzupełnieniem poglądu austriaków.

 

Natychmiastowa odpowiedź Scotta Sumnera

Scott Sumner, określony przez Brada DeLonga jako wypełniający wolę Pana, rzekomo „zniszczył” tezę Klinga, rozprawiając się przy okazji z austriakami. Sumner krytykuje Klinga w ten sposób:

Nie ma wątpliwości, że teza Arnolda Klinga o ponownej kalkulacji jest bardziej przekonywająca niż wysuwane przez nas — zwolenników analizy PKB — skomplikowane argumenty na temat lepkości płac. (...)

Prawdą jest, że makroekonomia powinna traktować o handlu i specjalizacji pracy, ale w przypadku teorii cyklów koniunkturalnych należy do niej dodać ad hoc model lepkości płac i cen. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ dane empiryczne po prostu nie pasują do teorii Klinga. Pisze on o zapaści sektora budowlanego tak:

[Kling:] Chciałbym zasugerować, że „stracona” produkcja jest produkcją niechcianą przez konsumentów. W latach 2008 i 2009, Amerykanie nie chcieli, aby zostało wybudowanych dwa miliony domów. Dlatego nie wydaje mi się, że mówienie o niewystarczającej produkcji jest właściwe. Zamiast tego, powinniśmy mówić, że ludzie, którzy budowali domy, jeszcze nie przekwalifikowali się w celu produkcji tego, co ludzie naprawdę chcą kupować.

Racja — w 2009 r. budownictwo mieszkaniowe było w dołku, a bezrobocie znajdowało się na bardzo wysokim poziomie, ale czy istnieje między nimi jakaś relacja przyczynowa? Według mnie — nie. Liczba rozpoczętych budów osiągnęła swój szczyt w styczniu 2006 i od tamtego momentu zaczęła powoli spadać przez kolejne lata:

Styczeń 2006: 2,303 mln rozpoczętych budów, bezrobocie = 4.7%

Kwiecień 2008: 1,008 mln rozpoczętych budów, bezrobocie = 4.9%

Październik 2009: 0,527 mln rozpoczętych budów, bezrobocie = 10.1%

Liczba rozpoczętych budów spadła o 1,3 miliona przez 27 miesięcy, a bezrobocie prawie w ogóle się nie zmieniło. Wygląda na to, że budowlańcy znaleźli sobie inne zajęcia, co jest dokładnie tym, co powinno się stać, jeśli Fed ciągle zwiększa nominalne PKB.

 

Nie tylko DeLong myślał, że powyższe statystyki kończą dyskusje. Sam Kling prawie się poddał, przyznając: „Auć. Raczej wolałbym użyć statystyk o działalności w sektorze budownictwa mieszkaniowego niż ilości rozpoczętych budów... mimo wszystko argumenty Sumnera ciągle są solidne. Większość spadków w budownictwie nastąpiło przed październikiem 2009”.

Kapitulacja była jednak przedwczesna. Jeśli dokładniej spojrzymy na stosowne dane, znajdziemy w nich potwierdzenie tego, o czym mówią austriacy (no i również Kling). Zanim jednak przejdę do przedstawienia swoich argumentów, chciałbym się upewnić, że czytelnicy rozumieją dlaczego Sumner, DeLong, a nawet Kling myśleli, że statystyki przytoczone przez Sumnera są aż tak miażdżące.

Kling (wraz z austriakami) twierdzą, że obecna recesja nie jest spowodowana jedynie brakiem wystarczających „wydatków”, ale raczej jest ona powiązana z poprzedzającym ją boomem. To właśnie podczas boomu ludzie byli zatrudniani w sektorze budowlanym (oraz w powiązanych z nim przedsiębiorstwach).  Kiedy bańka mieszkaniowa pękła, zbędni pracownicy musieli zatrudnić się gdzieś indziej. To był właśnie powód wzrostu bezrobocia, rozpoczynający „recesję”.

Kling (wraz z austriakami) uważa, iż mamy do czynienia z realną, błędną alokacją zasobów: zbyt dużo drewna, szkła i oczywiście pracy zostało skierowanych do sektora budowlanego w okresie boomu. Aby gospodarka dostosowała się do nowej sytuacji, potrzebny jest czas, aby zbędni pracownicy opuścili ten sektor i przekwalifikowali się w celu sprostania nowym wymaganiom konsumentów.

W prostym mainstreamowym modelu, gdzie mamy jedną ogromną funkcję produkcji Y = F(K, L), określony zasób kapitału oraz zdefiniowaną liczbę identycznych pracowników, nie znajdziemy tak  wysublimowanych niuansów. Przy dodatkowym założeniu „lepkości” płac, w przedstawionym modelu   ogromne wydatki państwa albo drukowanie pieniędzy przez Fed rzeczywiście mogłyby zwiększyć „zagregowany popyt” i przywrócić pełne zatrudnienie. Jednak w realnej gospodarce taki model nie zadziała, jeśli np. konsumenci chcą wydać pieniądze na programy komputerowe, a dodatkowi pracownicy pochodzą z sektora budowlanego.

Mam nadzieję, że czytelnik może teraz dostrzec rzekomą siłę statystyk przytoczonych przez Sumnera. Jeżeli recesja byłaby realną, błędną alokacją zasobów w przeciwieństwie do niedoboru nominalnych wydatków to spodziewalibyśmy się, że zmiany w poziomie bezrobocia powinny iść w parze z kondycją sektora budowlanego. Ujmując to innymi słowy, jeśli Kling i austriacy mają racje, powinniśmy spodziewać się, że spadek liczby budowanych domów, gdy zwalniani pracownicy starają się znaleźć nowe zatrudnienie, będzie współgrał w czasie ze wzrostem poziomu bezrobocia.

Teraz, gdy już w pełni rozumiemy argumenty Sumnersa, zobaczmy, dlaczego nie działają.

 

Liczba budowanych domów vs. zatrudnienie w budownictwie

To jest kluczowy fragment postu Sumnersa: „Liczba rozpoczętych budów spadła o 1,3 miliona przez 27 miesięcy, a bezrobocie prawie w ogóle się nie zmieniło. Wygląda na to, że budowlańcy znaleźli sobie inne zajęcia (...)”.

Jest tylko jeden problem z argumentem Sumnersa: liczba rozpoczętych budów domów nie jest jednoznaczna z zatrudnieniem w budownictwie. W rzeczywistości, między styczniem 2006 a kwietniem 2008 okres, w którym według Sumnersa pracownicy budowlani mieli być zwalniani z powodu spadku o ponad połowę liczby rozpoczynanych budów zatrudnienie w budownictwie obniżyło się jedynie z poziomu 7,6 mln do 7,3 mln ludzi.  Poniżej znajduje się wykres zestawiający liczbę pracowników budowlanych (niebieska linia) z poziomem bezrobocia w USA (czerwona linia):

Trzeba przyznać, iż powyższy wykres nie przedstawia danych, których austriacy (czy też Kling) mieliby się wstydzić. Podczas gdy boom na rynku nieruchomości wciąż rósł w siłę, absorbując przy tym coraz większą liczbę pracowników budowlanych, bezrobocie w kraju powoli spadało. Później, kiedy boom już przyhamował, spadła również liczba zatrudnianych nowych pracowników, co sprawiło, że ogólne bezrobocie w kraju ustabilizowało się. W końcu, gdy zatrudnienie w budownictwie zaczęło spadać, ogólne bezrobocie zaczęło wzrastać.

No więc, gdzie Sumner popełnił błąd? Częściowe wyjaśnienie zostało przedstawione przez Klinga w jego krytyce — Sumners w swoim spojrzeniu na gospodarkę nie uznaje złożoności struktury kapitałowej z jej różnymi aspektami wzajemnie współpracujących procesów produkcyjnych, które muszą się „zazębiać”, aby móc zaoferować gotowy produkt końcowy. Sumners i jego keynesowscy poplecznicy uważają, że gospodarka to tłum masażystek lub komików, którzy nie potrzebują żadnych szczególnych dóbr kapitałowych wymagających zwiększenia liczby pracowników w każdej z tych dziedzin. W ich świecie, gdy wydatki konsumentów spadają (lub zostają całkowicie zamrożone), struktura produkcji po prostu się załamuje: nie pozostają żadne ślady w zasobach kapitału wskazujących na to, jak produkcja wyglądała przed załamaniem.

Jednakże, w prawdziwym świecie, a już w szczególności na rynku nieruchomości, czas i struktura kapitałowa są wręcz kluczowe. W latach poprzedzających rok 2006 budownictwo mieszkaniowe stale rosło w siłę. Jeżeli ustabilizowałoby się ono na poziome ze stycznia 2006 — tak, aby w skali roku liczba rozpoczynanych budów zatrzymała się na poziome 2,3 miliona — zatrudnienie w sektorze budowlanym dalej by rosło.

Powodem tego jest fakt, że same rozpoczynane budowy stanowią tylko małą część całego sektora budowlanego. Samo to daje nam kilka miesięcy więcej, jak to sugerują statystyki ukończonych projektów.

Jednak jeszcze ważniejsze jest to, że budowlańcy potrzebni również są do konserwacji już istniejących domów. Innymi słowy, jeśli pracownicy budowlani dalej kończyliby 2,3 miliona domów każdego roku, zaczynając od stycznia 2006, a rodziny wprowadzałyby się do nich w takim samym tempie, to byłoby potrzebnych znacznie więcej pracowników niż na początku 2006 roku.  Pracownicy ci musieliby dalej budować nowe domy, ale z kolei naprawy już istniejących konstrukcji czy budowanie np. centrów handlowych niedaleko nowych osiedli wymagałoby zatrudnienia dodatkowych ludzi (zwerbowanych z innych sektorów gospodarki).

Jako ekonomista nie mam zamiaru udawać, że wiem, co budowlańcy robili przez te dwa lata po tym, jak rynek mieszkaniowy osiągnął szczyt, ale wiem za to, że Sumner myli się w swojej ocenie rynku pracy. W przeciwieństwie do zarzutu stawianego przez Sumnera, nie nastąpiła żadna zauważalna realokacja pracowników budowlanych (między styczniem 2006 a kwietniem 2008), która wymagałaby wyjaśnienia ze strony Klinga czy austriaków.

Aby zobaczyć, jak Sumners stara się ukryć kilka interesujących zmian, które nastąpiły na rynku pracy, możemy spojrzeć na szczegółowe dane statystyczne. Zamiast przytaczania danych na temat całkowitego zatrudnienia w sektorze budowlanym (tak jak to zrobiłem na wykresach na potrzeby tego artykułu), możemy przyjrzeć się węższej kategorii „pracowników budowlanych”, których liczba według Biura Statystyk Pracy, jak na ironię, wzrosła między majem 2006 a majem 2007 (z poziomu 1,02 miliona do 1,05 miliona). Jednakże, w tym samym okresie zatrudnienie murarzy spadło z poziomu 118 080 do 116 290.  Nic więc dziwnego w tym, że ogólnokrajowy poziom bezrobocia nie wystrzelił w górę, ponieważ 2 000 zwolnionych murarzy nie stanowi zbyt dużej części całej siły roboczej.

 

Bańka mieszkaniowa a bezrobocie w sektorze budowlanym

W tej części artykułu, chcę przedstawić jeszcze dwa inne wykresy w celu ostatecznego potwierdzenia prawdziwości teorii austriaków (oraz Klinga). Poniższy wykres zestawia ze sobą: zatrudnienie w budownictwie (niebieska linia) z indeksem cen domów w USA (czerwona linia):

Czyż wykres ten nie jest dokładnie tym, czego spodziewaliby się austriacy wraz z Klingiem? Gdy ceny domów szybowały w górę (śmiem twierdzić, że były one napędzane polityką Greenspana) firmy budowlane zwiększyły produkcję, zatrudniając przy tym większą ilość ludzi. Później, kiedy już ustabilizowały się ceny domów, dokładnie to samo stało się z zatrudnieniem. W końcu oba te wskaźniki zaczęły nurkować w dół mniej więcej w tym samym czasie (ceny domów prawdopodobnie spadłyby jeszcze bardziej, gdyby Fed wraz z rządem nie starali się ich podtrzymać za pomocą praktycznie każdej dostępnej metody).

W tym momencie Sumner lub DeLong mogliby oponować, twierdząc, iż mieszam tutaj przyczynę z korelacją. Pod koniec 2007 roku konsumenci z jakiegoś powodu spanikowali i zrobili rzecz nie do pomyślenia — zaczęli oszczędzać część swoich dochodów. Od tego momentu, wszystko zaczęło się sypać, wliczając w to ceny nieruchomości i zatrudnienie w budownictwie. Jednak DeLong mógłby twierdzić, iż ta wersja wydarzeń tycząca się zmartwień austriaków o zbyt duży sektor budowlany, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Poniższy wykres idealnie odpowiada na potencjalny zarzut DeLonga. Zestawia on ze sobą zatrudnienie w sektorze budowlanym (niebieska linia) oraz wskaźnik niewynajętych powierzchni (czerwona linia):

Powyższy wykres powinien uspokoić tych, którzy boom mieszkaniowy uważają za bańkę i obwiniają za błędną alokację zasobów na rynku pracy. Czerwona linia pnąca się ku górze pokazuje, iż coraz większa część nowych domów w ogóle nie była zamieszkana. Jest to dokładnie to, czego oczekiwalibyśmy w środku bańki spekulacyjnej. Ludzie kupują kolejne domy nie po to, aby w nich mieszkać lub je wynająć, lecz po to, aby odsprzedać je z zyskiem. (Warto zaznaczyć w tym momencie, że Paul Krugman używa takiego samego toku myślenia w przypadku rosnących cen ropy  i prób odpowiedzi na pytanie, czy wzrosty cen spowodowane są spekulacjami czy bardziej fundamentalnymi czynnikami. Wspólnym mianownikiem każdej spekulacji jest fizyczne powstrzymanie produktu przed dotarciem do użytkownika końcowego).

Powyższy wykres pasuje wręcz idealnie do teorii austriaków. Nie trzeba nawet używać cen rynkowych jako wskaźnika bańki mieszkaniowej: używamy czegoś bardziej fizycznego, proporcji niezamieszkanych domów w stosunku do ich całkowitej liczby. Zatrudnienie w sektorze budowlanym — zarówno wzrost, jak i spadek — również podąża krok w krok za rozmiarem bańki mieszkaniowej.

 

Nie można zignorować skutków pakietu stymulacyjnego, programu TARP czy też bailoutów dokonanych przez Fed

Zanim zakończę, chciałbym przypomnieć Arnoldowi Klingowi i innym ekonomistom sympatyzującym z austriacką wersją ponownej kalkulacji, iż ciosy na gospodarkę spadły nie tylko od strony implodującego rynku nieruchomości. Jeśli tylko państwo trzymałoby się z dala od ratowania gospodarki, to mielibyśmy tylko poważną recesję w latach 2007–2008, a teraz byłaby ona już tylko wspomnieniem. Ceny domów i giełda spadłyby na łeb na szyję, ale bezrobocie w chwili obecnej byłoby już na swoim normalnym poziomie.

Zamiast tego gospodarka dręczona jest ciągiem interwencji państwowych, takich jak: program TARP, pośrednie bailouty dokonywane przez Fed na sumę ponad biliona dolarów, pakiet stymulacyjny na kwotę ponad 700 miliardów dolarów, wydłużenie zasiłków dla bezrobotnych, gigantyczny przewrót w ubezpieczeniach medycznych, ograniczenia odwiertów morskich, czy też jednostronna zapowiedź regulacji emisji dwutlenku węgla przez Departament Ochrony Środowiska.

Biorąc powyższe pod uwagę, wolnorynkowi ekonomiści nie powinni czuć się zaskoczeni, że od krachu w roku 2008, gospodarka pogrąża się coraz bardziej, a ożywienie po pęknięciu bańki mieszkaniowej zajmuje jej tak dużo czasu. No i znowu dzieje się dokładnie tak, jak przewidzieli to austriacy, ściślej mówiąc: ogromne interwencje w rynek, jedynie przedłużają recesję i nie pozwalają na przekierowanie siły roboczej w bardziej stabilne nisze rynkowe.

 

Podsumowanie

Nasi sławni keynesiści już po raz trzeci błędnie użyli statystyk do rozprawienia się z teorią austriaków. W pewnym momencie Krugman razem z DeLongiem twierdzili, iż poziom bezrobocia w poszczególnych stanach nie miał żadnego związku z pęknięciem bańki mieszkaniowej. Jak się jednak okazało, używali oni w swoich teoriach złego okresu czasu. Kiedy weźmiemy na to poprawkę, to okazuje się, że wzrost bezrobocia w poszczególnych stanach całkiem nieźle współgra ze spadkami na rynkach mieszkaniowych w każdym ze stanów.

Innym razem Krugman twierdził, że spadek zatrudnienia w przemyśle był większy niż w sektorze budowlanym. Miało to niby zawstydzić zwolenników teorii o błędnej alokacji zasobów. Jednak wykazałem, że procentowy  spadek zatrudnienia w budownictwie był jednak znacznie większy niż ten doświadczony przez przemysł, a analiza tych dwóch sektorów — nawet jeśli podzielimy przemysł na produkujący dobra trwałe i ten zajmujący się produkcją dóbr bieżących — idealnie współgra z podręcznikową teorią austriaków. Jeśli recesja byłaby spowodowana tylko „zbyt małym wydawaniem pieniędzy”, nie byłoby żadnego powodu, aby rynki zachowały się tak, jak to widzieliśmy.

Analizujemy już trzecią (i zapewne nie ostatnią) próbę keynesistów (wraz z ich okolicznościowym towarzyszem Sumnerem, zwolennikiem szkoły chicagowskiej) użycia statystyki w celu zanegowania austriackiej teorii. Gdy po raz kolejny udowodniłem, że dane całkiem nieźle wpisują się w teorię Misesa-Hayeka, zakładam, że teraz przejdą oni na naszą stronę.

Kategorie
Ekonomia pracy i demografia Teksty Tłumaczenia Zatrudnienie

Czytaj również

matthews-protekcjonizm-nie-zapewnia-bezpieczenstwa-zywnosciowego-tylko-je-ogranicza

Handel zagraniczny

Matthews: Protekcjonizm nie zapewnia „bezpieczeństwa żywnościowego”, tylko je ogranicza

Oczekiwanie, że protekcjonizm zapewni bezpieczeństwo żywnościowe nie ma racji bytu.

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...

Allman_Ego kontra maszyna

Innowacje

Allman: Ego kontra maszyna

Dlaczego niektórzy ludzie tak nerwowo reagują na nowe modele sztucznej inteligencji?

Gordon_Grozne_konsekwencje_niemieckiej_szkoly_historycznej

Historia myśli ekonomicznej

Gordon: Groźne konsekwencje niemieckiej szkoły historycznej

Według Misesa niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 3
grudge

Murphy ma całkowitą rację. Pracuję w firmie budowlanej. W drugiej połowie 2008 roku moja firma zaczęła wiele budów, przeważnie o terminie realizacji od roku do dwóch. Ostatnio stwierdziłem, że paradoksalnie największe zatrudnienie w firmie było w 2009 roku kiedy to kryzys opanował Polskę.

Tak jak napisał Murphy ludzie Ci potrzebni byli żeby dokończyć istniejące projekty dlatego pomimo kryzysu ich praca była potrzebna jeszcze przez dwa lata.
Natomiast teraz po zakończeniu inwestycji poziom zatrudnienia w firmie, w której pracuję zmniejszył się o około 15% w porównaniu z rokiem 2009.

Odpowiedz

Wojciech Czarniecki

Wnioski Murphy wynikają jako oczywiste z przedstawionego modelu http://mises.pl/blog/2011/04/08/czarniecki-model-bohm-bawerka, bo jeśli okres produkcji przeciętnego domu trwa dwa lata to wycofywanie kapitału potrwa dwa lata

Odpowiedz

Zygmunt

Teoria austriaków w tej kwestii zdecydowanie się sprawdza i tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Swoja drogą, bardzo ciekawe spojrzenie na całość tej kłopotliwej kwestii

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.