Autor: Richard Cobden[1]
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Sebastian Pilarczyk
Wersja PDF
[Przemówienie wygłoszone 8 lutego 1844 r.]
Jestem producentem odzieży i w związku z tym nie wiem, dlaczego — biorąc pod uwagę obecną atmosferę — w społeczeństwie, w którym żyjemy, produkcja ubrań nie jest obdarzana takim samym szacunkiem (a jest przecież prawie tak samo pożyteczna) jak produkcja żywności.
Czy słyszeliście kiedyś bowiem jakąkolwiek debatę w Izbie Gmin dotyczącą ustalenia cen moich towarów? Przyjmijmy, że większość zasiadających w Izbie to fabrykanci bawełny (czyli przedstawicieli mojego zawodu). Załóżmy, że pewnego pięknego poranka otwieracie gazetę i czytacie relację z procesu ustalania cen dokonanego zeszłego dnia. I tak: jednometrowe płaty bawełny takiej a takiej jakości — 10 pensów; jednometrowe płaty innej jakości — 9 pensów; jeszcze inne — 8 pensów za metr; i tak dalej.
Przecierając oczy ze zdumienia, będziecie pytać: „ale jak to?!”. A nie przyszło Wam do głowy, że nie ma najmniejszej różnicy między opisanym przeze mnie przykładem a obecną sytuacją, w której producenci zboża zasiadają w Izbie Gmin i uchwalając prawo, które ustala jego cenę?
Dlaczego zatem tak spokojnie patrzycie na ten zbożowy monopol? Powodem jest prawdopodobnie fakt, że zarówno ja, jak i Wy w sposób wręcz zabobonny obdarzamy właścicieli ziemskich szacunkiem, mamy zaś bardzo małe poważanie dla nas samych i dla naszego fachu. Twierdzę, że monopoliści, którzy pojawili się po uchwaleniu ustaw zbożowych, i zawłaszczyli sobie władzę w Izbie Gmin, nękają teraz innych przedsiębiorców. Przykładem niech będzie handel żelazem — doprawdy przykład ogromnego biznesu w tym kraju! Cena żelaza spadła w ciągu ostatnich pięciu czy sześciu lat z 15 funtów 10 szylingów do 5 funtów 10 szylingów za tonę. Byłem świadkiem, jak fortuny wielu ludzi stopniały z 300 000 do 100 000 funtów.
I czy ktoś kiedykolwiek słyszał, żeby próbowano w Izbie Gmin podnieść larum z powodu tych strat? Czy ktokolwiek złożył skargę przeciwko rządowi, zarzucając mu nieudolność w utrzymaniu wysokich cen żelaza? Czy ktoś zgłosił się z propozycją, by uregulować prawnie cenę surówki żelaza, sztabek żelaza itd.? Nie. Podobnie jest w przypadku każdego innego towaru, którym się handluje w tym kraju.
A jak jest ze zbożem? Podczas pierwszych obrad Izby, na których byłem obecny, premier wstał, mając kartkę papieru przed sobą, i powoli zaczął nam opowiadać, jak kształtowały się ceny zbóż na przestrzeni ostatnich 50 lat, a jakie są dziś. Człowiek ten wydaje się zatrudniony jako pewnego rodzaju zbożowy zarządca — w głównej mierze tylko po to, by pilnować poziomu cen dla swoich mocodawców.
Nasi przeciwnicy twierdzą, że naszym celem w dążeniu do zniesienia ustaw zbożowych jest — poprzez redukcję cen zboża — obniżenie ich zarobków. Na ten zarzut mogę odpowiedzieć, opierając się na mojej wiedzy na temat produkcji, a oświadczam to z przeświadczeniem bliskim pewności: przez ostatnie 20 lat — gdy zboże było tanie — zarobki w hrabstwie Lancashire były wysokie. Gdy chleb był drogi — zarobki były znacznie niższe.
Żeby nie było niedomówień odnośnie do tego, jakie są nasze cele — nie chcemy taniego zboża jedynie po to, by uzyskać niskie ceny. To, czego pragniemy, to dostatek zboża. Zupełnie nie dbamy o jego cenę, o ile tylko będzie to cena naturalna. Wszystko, o co prosimy, to przestrzeganie na rynku zboża tej samej zasady, o której monopoliści w handlu żywnością mówią, że rządzi rynkiem pracy: pozwólmy cenie znaleźć swój naturalny poziom na globalnym rynku.
Aby zapłacić za importowane zboże, potrzebna będzie zwiększona produkcja przemysłowa w naszym kraju. To zaowocuje większym popytem na pracę w sektorze produkcyjnym. Temu zaś towarzyszyć musi wzrost płac, aby produkowane wyroby mogły być wymieniane na zboże z zagranicy. Istnieją ludzie związani z rolnictwem, najwyraźniej pozbawieni wyobraźni, którzy mówią: „Hej, jeśli pozwolicie na wolny handel i będziecie importować część zboża, to jest jasne, że sprzedaż zboża krajowego będzie mniejsza dokładnie o tę samą część”.
Brednie! Jeśli sprawicie, że więcej ludzi będzie pracować za wyższą stawkę, jeśli usuniecie z ulic biedaków żebrzących o chleb, jeśli wyludnicie przytułki i oczyścicie ten kraj z dwóch milionów nędzarzy, dając im pracę w wydajnym przemyśle, to czyż nie zaczną — tak jak i Wy — konsumować pszenicy? Czy nie byliby wtedy, tak jak my teraz, milionami konsumentów pszennego chleba, zastępując nim swoją obecną nędzną dietę?
Wolny handel zbożem jest sposobem na wzrost rodzimej produkcji i pobudzenie kultywacji słabszych gleb (zamiast wyłączania ich z użytku) przez wymuszenie zaangażowania większego kapitału i pracy. Nie zakładamy mniejszych zbiorów — tak jak nie przewidujmy ani spadku w produkcji masła czy sera, ani redukcji pogłowia bydła czy też owiec. Oczekujemy zamiast tego znacznego wzrostu lokalnej produkcji. Wszyscy walczymy o to, żebyśmy my — obywatele tego kraju — gdy już wykupimy wszystko, co może być tutaj wytworzone, mogli przebyć 3 000 mil — do Polski, Rosji czy Ameryki — by nabyć jeszcze więcej dóbr. Bez formalnych pozwoleń i przeszkód.
[1] Richard Cobden (1804 — 1865) był brytyjskim producentem oraz liberalnym mężem stanu, współpracującym z Johnem Brightem przy tworzeniu Ligi Przeciw Ustawom Zbożowym. Został nazwany „największym myślicielem nurtu klasycznego liberalizmu w sprawach międzynarodowych”.