Ulga dla wolności Uwolnij 1,5%
KRS: 0000174572
Powrót
Systemy i kryzysy walutowe

Wołangiewicz: Austriackie spojrzenie na kryzys moralny w strefie euro oczami Gordona Gekko

10
Michał Wołangiewicz
Przeczytanie zajmie 7 min
EuroWallet.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Michał Wołangiewicz
Wersja PDF

Bagus_Strefa_Euro

Wspólnota walutowa a gospodarcza
Tematyką tegorocznego i zarazem V już, zatytułowanego „Ekonomia strefy euro” Letniego Seminarium Ekonomicznego będzie przede wszystkim wpływ euro na obecne problemy fiskalne państw europejskich. Przy tej okazji warto jeszcze raz spojrzeć na kryzys w eurostrefie i zastanowić się nad jego „austriacką” egzegezą.

Rację ma autor nagrodzonego przez Komitet Noblowski w 1999 r. - tj. w tym samym czasie, w którym zainaugurowana została w transakcjach bezgotówkowych wspólna europejska waluta, a więc kiedy teoretyczne dociekania przerabiano w praktyce - rozwinięcia teorii optymalnych obszarów walutowych (The Theory of Optimum Currency Areas) Robert Mundell mówiąc w wywiadzie udzielonym dla „Washington Post, że:

„Utworzenie unii fiskalnej nie jest warunkiem koniecznym, który musi zostać spełniony przed rozpoczęciem procesu tworzenia unii walutowej. Przekonanie, że unie walutowe wymagają unii fiskalnych, to twierdzenie wysuwane od niedawna na podstawie założenia o nowych funkcjach rządu, który ma zapewniać pomoc określonym grupom gospodarczym doświadczającym problemów przez wstrząsy asymetryczne (…) Nie oznacza to, że Europa nie byłaby w lepszym położeniu finansowym, gdyby pewne funkcje państwa narodowego przeniesiono na poziom »federalny«”.

Deficyty a jazda na gapę
Po pierwsze, problemem strefy euro nie jest samo euro i brak unii fiskalnej sam w sobie. Problemem są – na co uwagę w przytoczonej wyżej rozmowie zwraca kanadyjski noblista - deficyty budżetowe państw członkowskich oraz zadłużenie kilku państw, przede wszystkim na południu Europy, spowodowane właśnie owymi „opiekuńczymi” funkcjami rządu — a mówiąc bardziej obrazowo fiskalną „jazdą na gapę” (free ride), jak nazwał Anthony De Jasay rozrzutność niektórych państw eurostrefy. To jest, nie mniej, ni więcej szalenie ekspansywną politykę gospodarczą, którą kraje wdzięczne zwane „świnkami” (PIIGS) prowadziły długo, nie ponosząc praktycznie żadnych konsekwencji — przede wszystkim rosnących odsetek od długu narodowego — dzięki przywilejowi nieposiadania „własnej” (autonomicznej), obciążonej ryzykiem waluty[1]. A działo się tak z prostej przyczyny — skutki nieodpowiedzialnej polityki ich rządów rozprzestrzeniły się na całą strefę, a przez to tylko bardzo niewielka ich część uderzyła w kraje uprawiające free ride, czyli tanio zadłużające się ponad stan w silnej walucie.

„Sterydowa bankowość”, a obligacje
Po drugie i o wiele ważniejsze, należy pamiętać, że obszar euro ma przynajmniej dwa bardzo poważne defekty będące źródłem jego kłopotów. „Pierwszy to istnienie siedemnastu systemów bankowych w strefie euro, drugi to istnienie siedemnastu państw członkowskich, z których każde emituje obligacje skarbowe i inne papiery dłużne” — jak słusznie mówi Mundell. Słowem: połączenia centralnej władzy monetarnej i rozdrobnionych władz fiskalnych. Jakkolwiek bowiem by to nie brzmiało, kryzys strefy euro nie wybuchł przez „sterydową bankowość”, żadne biliony kredytów o różnych nazwach typu CMO, CDO, ABS, CDS, SIV, o których nieśmiertelny Gordon Gekko w filmie „Wall Street. Pieniądz nie śpi” mówi podczas swojego wykładu, że „góra 75 osób na świecie wie, czym są” — jego nadejście związane było z najbardziej trywialnym z instrumentów, czyli z obligacjami. A dokładniej z obligacjami rządowymi państw eurostrefy, które przez kartel krajowych banków centralnych, czyli EBC, były traktowane w rozliczeniach z osobna jako… niemal równie bezpieczne.

Jak widać, problem strefy euro nie tkwi w samej walucie euro i jego „sile”, o czym przekonują niektórzy ekonomiści. Tkwi w rozdętych deficytach niektórych państw członkowskich, które korzystając z zafałszowanej zdolności kredytowej, zachowywały się jak Amerykanie, którzy „biorą 250 tysięcy kredytu na dom wart 200. Za pięćdziesiąt kupują sobie plazmę, komórki, komputery i SUV-a” — by posłużyć się kolejnym cytatem z Gekko odnoszącym się do sytuacji z początku z lat bezpośrednio poprzedzających kryzys roku 2008. „Czemu nie następny dom? Przecież wszyscy wiedzą, że ich ceny w Ameryce zawsze rosną.” Czemu nie kolejny stadion, czemu nie nowa zapomoga dla bezrobotnych? Przecież wszyscy wiedzą, że nasze obligacje zostaną wykupione, a długi zmonetyzowane.

Robert Mundell twierdzi że, aby usunąć wspomniane defekty, „trzeba wprowadzić radykalne zmiany w przywództwie europejskim. Społeczeństwa muszą się zgodzić na rezygnację z części niezależności i przekazanie niektórych upoważnień rządów państw członkowskich władzom centralnym unii walutowej.” I z tym akurat nie możemy się do końca zgodzić. Co prawda, z jednej strony, za zasadne należy uznać twierdzenie, że aby zapobiec fiskalnej jeździe na gapę, decyzje dotyczące wydatków i opodatkowania powinny być stopniowo przesuwane od państw do Brukseli, a przez to poddane bardziej konserwatywnemu, „niemieckiemu dyktatowi”[2] (co w dłuższej perspektywie pozwoliłoby strefie na stabilny rozwój). Z drugiej jednak — nieważne, jak banalnie to zabrzmi — trzeba leczyć przyczynę, nie skutek.

Kryzys moralny a eurostrefa
„To przez chciwość rząd obniżył stopy procentowe (…), żebyśmy znów mogli kupować” — jeszcze raz Gekko podczas tego samego wywodu. Jeżeli wszyscy jesteśmy tacy chciwi i źli, to dlaczego mamy powierzyć nasze losy wybranej garstce z nas? Trudno chyba uwierzyć, że jakiekolwiek ograniczenia są w stanie powstrzymać rządzących, którym powierzona została władza kontrolowania siebie samych. Przecież nie kto inny jak niezależny politycznie EBC usilnie wspierał rynek obligacji, skupując z rynku ich nawet najbardziej „toksyczne” odmiany. Wierzyć jakimkolwiek organom kontroli, to jak wierzyć agencjom ratingowym. Skoro ich zespoły są takie nieomylne, to — sprowadzając do absurdu — dlaczego same nie inwestują i nie są najbogatszymi instytucjami na świecie?

Bezpośredniej przyczyny strefy euro nie stanowią zatem niskie stopy procentowe, które posłużyły jedynie jako narzędzie taniego finansowania pęczniejącego zadłużenia sektora publicznego niektórych państw eurozony. To polityczna produkcja pieniądza, która tylko zachęca rządzących do złego inwestowania, na dodatek czyimiś (czytaj: podatnika) pieniędzmi. Kryzys moralny, o który Gordona Gekko na promocji jego książki „Czy chciwość jest dobra?” pyta starsza pani, a on odpowiada: „kryzys moralny… ktoś zabiera Pani pieniądze i nie jest za to odpowiedzialny”. Co więcej, zabiera je także przyszłemu, nie bez kozery nazywanemu przez giełdowego rekina straconym, pokoleniu, które będzie zmuszone spłacać zaciągane dziś państwowe długi.

Podsumowanie
Receptę na zwalczenie kryzysu moralnego w strefie euro znają chyba wszyscy zwolennicy austriackiej szkoły ekonomii. Jest nią poprzedzony wprowadzeniem stuprocentowej rezerwy depozytów na żądanie powrót do klasycznego standardu złota - jedynego systemu monetarnego uniemożliwiającego manipulację podażą pieniądza (bo opartego na naturalnej rzadkości) przez władze publiczne[3].

Abstrahując natomiast od całej debaty na jego temat, do czasu jego przyjęcia na co uwagę zwraca Jesús Huerta de Soto — w chwili uderzenia kryzysu, rządy i banki centralne działały i działają nadal w ten sam sposób http://kryzys.mises.pl/2012/07/10/dlaczego-nie-bronie-euro/: wprowadzają do gospodarki nowy pieniądz, pozwalając krajowej walucie na utratę wartości, a na świętego Dygdy odkładają potrzebne, choć bolesne reformy strukturalne, takie jak redukcja wydatków publicznych i państwa opiekuńczego. I jak się okazuje, nie stoi temu na przeszkodzie brak swoistego wentyla bezpieczeństwa w postaci mechanizmu osłabiania się albo wzmacniania pieniądza wobec innych walut.

Natomiast przy złocie i w braku największego na świecie lombardu w postaci EBC tego rodzaju nieodpowiedzialność stanie się niemożliwa. A zatem, o swą wiarygodność i atrakcyjność na rynkach państwa będą zmuszone walczyć jedynie poprzez przeprowadzanie przyjaznych przedsiębiorcom, liberalnych reform[4].

 

Teksty publikowane jako Working Papers nie wyrażają stanowiska

Instytutu Misesa, lecz wyłącznie ich Autorów

 

 


[1] Jak słusznie zauważa de Jasay: „jako członek strefy euro, rząd uchwalający duży deficyt rozprasza większość dyscyplinujących konsekwencji. Żaden kraj członkowski, być może za wyjątkiem Niemiec, nie jest wystarczająco duży w strefie jako całości, aby finansowanie jego deficytu odbiło się negatywnie na rynku kapitałowego strefy.”

[2] Fakt, że przymusowa niemiecka dyscyplina najbardziej opłaca się samym Niemcom, które dzięki swej konkurencyjności notują napływ kapitału oraz najzdolniejszych pracowników i odcinają kupony od ogromnej, prawie dwustumiliardowej nadwyżki w bilansie handlowym, to już, jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia — wynikająca z ze zbyt dużej różnicy w rozwoju gospodarek należących do strefy euro i braku zaniechiwanych od lat reform mogących ją zniwelować - która zresztą w końcu będzie musiała dobie końca. Stąd potrzeba zmiany formuły, nie samej idei, do której powinny przeć, i prą same Niemcy; exemplum: sprzeciw Angeli Merkel dla tzw. „euro-obligacji”, które całkowicie zabiłyby u polityków motywację do prowadzenia roztropnej polityki.

[3] Najlepiej w połączeniu z likwidacją instytucji banku centralnego, który w związku z ponownym wprowadzeniem stuprocentowej rezerwy depozytów i ich ekwiwalentów stanie się niepotrzebny jako pożyczkodawca ostatniej instancji.

[4] W 1924 r. Benjamin M. Anderson pisał: „Gospodarność, roztropna polityka finansowa, redukcja długu w miejsce zwiększania zadłużania — wszystko to jest konieczne, by Europa mogła się podnieść. Wszystko to jest też związane z przywróceniem wysokiego standardu życia w Europie. Standard złota wraz z naturalnym dyskontem i stopami procentowymi mogą zapewnić Europie fundamenty najsolidniejsze z możliwych”. Historia lubi się powtarzać.

Kategorie
Ekonomia międzynarodowa Systemy i kryzysy walutowe Teksty Working papers

Czytaj również

Boettke-Coyne_Rothbard-a-socjalizm-–-zapomniany-wkład-badawczy_male.jpg

Systemy i kryzysy walutowe

Rothbard: „Atak” na franka

Skoro instytucje krajowe i międzynarodowe są bohaterami, to złoczyńcami są spekulanci, których „ataki” polegają na wymianie danej waluty — franka albo funta — na waluty uważane przez nich za „twardsze” lub solidniejsze, a więc w tym przypadku na markę niemiecką, a kiedy indziej na dolara amerykańskiego. Rezultat jest zawsze taki sam. Po wielu tygodniach histerii i potępiania ataków spekulanci w końcu wygrywają, nawet jeśli premier lub minister finansów wielokrotnie obiecują, że do dewaluacji nigdy nie dojdzie.

Benedyk_Ujemne-stopy-procentowe-Europejskiego-Banku-Centralnego_male.jpg

Polityka pieniężna

Benedyk: Polityka pieniężna Europejskiego Banku Centralnego 1999-2013

Europejski Bank Centralny poprzez swoją ekspansywną politykę na początku XXI wieku doprowadził do ekspansji kredytowej, rozłożonej bardzo nierównomiernie pomiędzy poszczególne państwa strefy euro, która zaowocowała silnym boomem, m.in. na rynku nieruchomości. Błędne inwestycje z okresu boomu doprowadziły do silnego kryzysu gospodarczego w latach późniejszych. Działania EBC od wybuchu kryzysu (wzmożone kredytowanie europejskich banków w zamian za coraz gorsze zabezpieczenie i na coraz dłuższy okres po rekordowo niskich stopach procentowych) wskazują, że rzeczywistym celem banku jest raczej ratowanie systemu bankowego aniżeli dbanie o założony cel inflacyjny.

pieniadz-i-kryzysy-male.jpg

Systemy i kryzysy walutowe

Hayek: Waluty niezależne

Jeśli kursy wymiany walut różnych krajów są elastyczne, to konsekwencje tych zmian, które w wypadku systemu międzynarodowego doprowadziłyby do przepływu pieniądza z kraju do kraju, będą zależeć od stosowanej w tych krajach polityki pieniężnej. Zanim więc cokolwiek powiemy o tych konsekwencjach, musimy przyjrzeć się celom, do których ma zmierzać polityka pieniężna w krajach stosujących standard waluty niezależnej. Od razu pojawia się tutaj pytanie, czy da się uzasadnić przyjęcie którejkolwiek z zasad, według których powinien być regulowany obieg w systemie zamkniętym, przez kraj lub region z niezależną walutą, stanowiące część światowego systemu gospodarczego.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 10
Nikifor Warszawski

"Receptę na zwalczenie kryzysu moralnego w strefie euro znają chyba wszyscy zwolennicy austriackiej szkoły ekonomii. Jest nią poprzedzony wprowadzeniem stuprocentowej rezerwy depozytów na żądanie powrót do klasycznego standardu złota."

Hmm... jeśli nastąpi powrót do standardu złota to nie jest konieczne wprowadzanie stuprocentowej rezerwy depozytów na żądanie - wystarczy swobodna konkurencja między bankami - emitentami fiducjarnych środków płatniczych. Przynajmniej tak twierdził Mises w Ludzkim Działaniu, w XVII.12.

Czy ja tam czegoś nie zrozumiałem czy ktoś później podważył ten tok rozumowania?

Odpowiedz

szostak

Idzie, Nikiforze, tu raczej o etap, który ma poprzedzić implementację standardu złota :???:

Odpowiedz

nikifor

Rozumiem. Niedawno De Soto pokazywał, że wprowadzenie Euro może być takim etapem :)

Ale, ale! Już z moich przemyśleń: wymóg 100% rezerwy cząstkowej wymaga jednak istnienia jakiegoś "regulatora" - państwa, banku centralnego, agencji czy czegokolwiek ustalającego standardy. Już samo to się kłóci z koncepcją wolnej bankowości, w której bank będzie mógł mieć 100% rezerwy ale nie będzie musiał. Stąd koncepcja Misesa jest mi bliższa.

Odpowiedz

Flaku

Wielu klasyków kłóciło się co do tego. Nie ma wśród nich zgody co do idealnego systemu monetarnego. Spór trwa do dziś. Jednak wszyscy uważają oba rozwiązania za lepsze od dzisiejszego systemu. Jak chcesz kogoś kto podważył, to poczytaj Rothbarda. Ale wielu także broniło takiego podejścia.

Odpowiedz

totus

"Idealny system monetarny" to jest ocena. Ktoś musi jej dokonać. Ktoś musi to monitorować. Trzeba regulować gdy system odchyli się od idealnego. No i widać jak wolność działania nam odpłynęła. Nie ma nic takiego jak idealny system monetarny. Dla tych, którzy z tego mocno korzystają obecny jest idealny.
Ja, który płacę podatki i jestem wystawiony na celowe psucie pieniądza chciałbym by mnie przestano w ten sposób okradać. Dlatego jestem za tym by uniemożliwić manipulowanie ilością pieniędzy na rynku i by koszt kredytu kształtował się swobodnie oraz by zniknęły podatki.
Wiem jednak, że istnieje niemała grupa ludzi dużo bardziej ode mnie skuteczna, która z obecnego stanu czerpie ogromne korzyści. Skutecznie udaje im się utrzymywać stan obecny. Są zdecydowanie silniejsi i skuteczniejsi ode mnie i podobnie do mnie myślących.

Odpowiedz

Flaku

Powiem inaczej. Nie chodzi o idealny system w sensie utylitarnym. Miałem na myśli system maksymalnego poszanowania praw własności, bo właśnie na gruncie własności są w tym temacie spory.

Odpowiedz

nikifor

Lekturę Rothbarda muszę faktycznie nadrobić, choć z jego krótszych tekstów mam jego obraz bardziej jako "wojującego libertariańskiego prowokatora" niż metodycznego naukowca jak Mises czy De Soto.

Ale może podpowiesz, w którym opracowaniu Rothbard zajmował się tym problemem?

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Rothbard, "Tajniki bankowości" (po ang. dost. online: http://www.mises.org/Books/mysteryofbanking.pdf )

Austriacy, a krytycy Rothbardowskiego podejścia do wolnej bankowości, prowadzą bloga:
http://www.freebanking.org/

Odpowiedz

Tomasz Kłosiński

Jeszcze tutaj: http://mises.org/daily/1829

Odpowiedz

boniek

Ja rowniez doczepie sie:
„Receptę na zwalczenie kryzysu moralnego w strefie euro znają chyba wszyscy zwolennicy austriackiej szkoły ekonomii. Jest nią poprzedzony wprowadzeniem stuprocentowej rezerwy depozytów na żądanie powrót do klasycznego standardu złota.”

Oba rozwiazania (posrednie i docelowe) sa niezgodne z idea wolnego rynku bo wymagaja przemocy panstwowej do wprowadzenia ich w zycie. Idealnym rozwiazaniem z punktu widzenia austriackiej ekonomii jest wolny rynek w podazy i definicji pieniadza (co oznacza ze zloto moze ale nie musi ostatecznie wygrac) a nie jakies centralne sterowane rozwiazania jak powyzej, co oznacza w praktyce calkowite odwalenie sie panstwa od kwestii pieniadza. Standard zlota juz mielismy i jakos nie widzialem specjalnej dyscypliny wydatkow ze strony politykow - calosc skonczyla sie przeciez niewyplacalnoscia. Oczywiscie nikt kto ma chocby podstawowe pojecie o pieniadzu nie odda dobrowolnie tego monopolu a wszelakie proby reformy beda oczywiscie sciema tak aby kontynuowac system tak dlugo jak sie da.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.