KRS: 0000174572
Powrót
Działalność gospodarcza

Wołangiewicz: Innowacyjność, panowie!

0
Michał Wołangiewicz
Przeczytanie zajmie 9 min
innowacje_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Michał Wołangiewicz
Wersja PDF

Teksty publikowane jako Working Papers nie reprezentują stanowiska

Instytutu Misesa, a wyłącznie ich Autorów

innowacje

Wprowadzenie
Na kursach podstaw ekonomii naucza się, że środkami produkcji są ziemia, kapitał i praca. I to się zgadza. Tym jednak, co „robi różnicę”, daje ogółowi pewien awantaż na przyszłość oraz przyczynia się do rozwoju cywilizacji, a co za tym idzie stabilnego i szybkiego wzrostu gospodarczego, jest kapitał ludzki. Mówiąc obrazowo, to co wypływa z ludzkiego umysłu i serca oraz zmienia materię wokół niego, omijając przy tym zastane szablony, tworząc nowe, lepsze rozwiązania, które są wykorzystywane przez ludzi do czasu wykorzystania kolejnego, bardziej wydajnego pomysłu.

Innowacyjność w ekonomii
Tym bardziej zaskakujące pozostaje, że problem innowacji długo pozostawał poza obszarem głównych zainteresowań ekonomii, zaliczanej przecież do nauk społecznych. Ich gospodarczym aspektem zajął się bowiem dopiero Joseph Shumpeter. Natomiast w głównym nurcie ich „endogeniczny” charakter jako jednego z trzech czynników wzrostu, który pozwala efektywniej spożytkować posiadane zasoby, udowodniły analizy Paula Romera

Dziwi to tym bardziej, że właśnie dzięki „nowym kombinacjom” nasza cywilizacja doznała — jak słusznie wskazuje z kolei Robert Gordon — trzech wielkich rewolucji, które odpowiadały niemal za cały rozwój zachodniej cywilizacji (rewolucji technologicznej 1750 roku związanej z maszynami tkackimi oraz transportem oceanicznym, rewolucji przemysłowej przełomu XIX i XX w. oraz rewolucji technologicznej lat 60.).

Innowacyjność w gospodarce
Ekonomiści, którzy działają głównie na polu nauki, to jedno. Mający realny wpływ na wykorzystywanie zdobyczy ekonomii w realnym świecie politycy to drugie. Ci rządzący Polską o znaczeniu wpływu szeroko pojętej innowacyjności na pewno wiele mówią. Zdaje się jednak, że mylnie identyfikują jej spiritus movens. Długofalowa polityka budżetowa w ich wykonaniu została wszak sprowadzona w zasadzie do jednego, dość prymitywnego imperatywu — absorpcji unijnych funduszy, które, traktowane jako panaceum na wszelkie bolączki, przesłaniają wszelkie inne jej składowe i pozostają w zupełnym oderwaniu od problemu ich efektywnego spożytkowania.

Unijne wymię
Trudno oczywiście realizacji projektu tzw. Umowy Partnerstwa Europejskiego nie traktować jak racji stanu. W grę wchodzi astronomiczna jak na nasze warunki kwota 82,5 mld euro z nowego wieloletniego planu finansowego UE. Wraz ze środkami pochodzącymi z budżetu pieniądze te mają dać, jak wynika z szacunków, inwestycje na poziomie 5 proc. PKB rocznie i tym samym przyczynić się do dynamicznego rozwoju w najbliższych latach. Księgując je po lewej stronie, Donald Tusk zdążył już zresztą nawet przepowiedzieć, że za osiem lat Polska będzie jednym z 20 najbogatszych państw świata... Miejmy nadzieję, że była to wizja proroka

Trzymając się faktów, trudno odnaleźć jednak w sobie podobne pokłady optymizmu. Brak jest przede wszystkim dowodów na to, że pomoc zagraniczna prowadzi do wzrostu gospodarczego. Przeciwnie. Część badań wskazuje, że wpływ ten pozostaje negatywny[3].

Wykres 1: Pomoc zagraniczna a wzrost gospodarczy w poszczególnych krajach w latach 1960–2002
Nowy obraz
Źródło: econlib.org

Poza tym, bez względu na ich wyniki, środki pochodzące z Brukseli nie będą płynąć do nas wiecznie. Ba, jak wiadomo, strumień wkrótce się odwróci. Pytanie, które zadawać powinni sobie politycy, powinno zatem raczej brzmieć jak wykorzystać zewnętrzny kapitał do budowania fundamentów rozwoju gospodarki, która byłaby zdolna do stałej i niewymuszonej poprawy konkurencyjności, czyli naturalnego motoru wzrostu. Trudno bowiem oczekiwać, że wykonanie planowanych przez nich obecnie działań będzie w stanie ten cel zrealizować, zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Ich przegląd nie napawa w każdym razie wielkimi nadziejami.

Odnośnie do interesującej nas tu innowacyjności jako czynnika wzrostu (tworzącego przewagę konkurencyjną), rząd co prawda zakłada, że za niespełna dziesięć lat połowa środków przeznaczanych na działalność B+R będzie pochodzić z budżetu państwa, a reszta od firm — obecnie obowiązujący system zachęt sprawia, iż ponad dwie trzecie nakładów pochodzi z budżetu, a jedynie niespełna  jedna trzecia ze środków własnych przedsiębiorstwa id="_ednref4" href="#_edn4">[4]. „Osiągnięcie takiego wyniku nie będzie niestety możliwe bez zmiany finansowania działalności badawczo-rozwojowej, które nadal promuje import innowacji i opiera się na unijnych dotacjach. Tymczasem kraje z naszego regionu wprowadzają rozwiązania zachęcające do prowadzenia prac B+R w kraju, co wyraźnie sprzyja rozwojowi innowacyjnej gospodarki i promuje wzrost zatrudnienia w sektorze naukowo-badawczym. Dodatkowo, w ramach procesu wzmocnionej koordynacji polityk gospodarczych państw członkowskich UE, widzi to także Rada UE i KE, które kolejny raz wskazują w rekomendacjach dla Polski „potrzebę przedsięwzięcia dodatkowych środków w celu stworzenia otoczenia biznesu sprzyjającego innowacjom, w tym (…) poprzez (…) dalszy rozwój (…)  zachęt podatkowych”.

Z ziemi włoskiej do Polski
Przykład godny naśladowania dały nam Włochy, które w styczniu bieżącego roku wprowadziły do zachęty podatkowe w B+R. I tak, w latach 2014–2016 będzie obowiązywała ulga podatkowa dla przedsiębiorców prowadzących działalność badawczo-rozwojową na terenie Italii we wszystkich branżach. Od podstawy opodatkowania będą oni mogli odliczyć do 50 proc. kosztów związanych z prowadzeniem działalności spod znaku Badań i Rozwoju. „Podobne rozwiązania funkcjonują już w około 30 gospodarkach na świecie. Coraz więcej krajów dostrzega, że zaprojektowanie i wdrożenie mieszanego systemu zachęt jest niezbędne, by stwarzać przedsiębiorcom warunki do długoterminowego planowania wydatków na działalność badawczo-rozwojową” — uważa Delloite.

I tu trzeba podkreślić, że podobny projekt wprowadzenia ulgi podatkowej dla przedsiębiorców inwestujących w innowacje zaproponowało Ministerstwo Gospodarki. Zgodnie z jego założeniami będą oni mogli w całości zaliczać wydatki na B+R do kosztów uzyskania przychodów i dodatkowo odliczyć od podatku 26 proc. nakładów na ten cela id="_ednref5" href="#_edn5">[5]. Oby tylko jego realizacja nie była, jak większość ważnych reform (we właściwym tego słowa znaczeniu), odkładana ad calendas graecas. Jest bowiem co poprawiać. Według raportu Innovation Union Scoreboard 2013, opublikowanego przez Komisję Europejską, Polska znajduje się na wstydliwym 25. miejscu wśród 28 krajów UE pod względem szeroko pojętej innowacyjności, która jest mierzona 3 głównymi typami wskaźników — „katalizatorami” rozwoju, wynikami oraz działalnością na poziomie firm, które z kolei określają 8 różnych wymiarów.

Wykres 2. Potencjał innowacyjny krajów Unii Europejskiej (28)
Nowy obraz (1)
Źródło: pi.gov.pl

Nie planistycznemu pojmowaniu innowacyjności
Wzięcie bowiem na przez państwo na siebie części ryzyka B+R poprzez nakłady na innowacje z budżetu, które zgodnie z założeniami rządu mają się zwiększyć z obecnych ok. 0,7–0,9 proc. do 2 proc. PKB rocznie, czyli średniej dla Europy Zachodniej, nic wielkiego nie da. Po pierwsze, wysokie wydatki na rozwój mogą w rzeczywistości zaciemniać prawdziwy obraz nieefektywności innowacji. Jednocześnie niewielka ilość patentów może oznaczać sukces, jeśli znajdą one zastosowanie na rynku, exemplum grafen (NESTA 2006, s. 21). Po drugie, trzeba mieć w pamięci, że owe wydatki na tzw. rozwój — co wykazali w swoich badaniach pt. Money isn’t everything eksperci firmy konsultingowej Booz Allen Hamilton — nie pozostają w korelacji z innowacjami zakończonymi sukcesema id="_ednref6" href="#_edn6">[6].

Wykres 3. Korelacja między wydatkami na B+R a innowacje zakończone sukcesem
Nowy obraz (2)

Po wtóre, jak niezwykle celnie wskazuje Ludwik Sobolewski, „wartościowe jest to, co powstaje w trudzie i o co trzeba się starać. Wartość powstaje, kiedy dostaję pieniądze nie w wyniku poprawnego wypełnienia formularza i dostania jakichś głupich punktów według jakiejś spłycającej wszystko scoringowej procedury, lecz wtedy kiedy muszę udowodnić przed prywatnym inwestorem, że warto dla mnie zaryzykować. Wtedy uruchamia się mechanizm rynkowej filtracji i selekcji, i wtedy rośnie odsetek projektów sensownych, które dostają pieniądze, a potem przynoszą zwrot, a maleje tych, które polegają na paleniu pieniędzy bez żadnego efektu i sensu, za to pod modnym hasłem poszukiwania innowacji”.

To dokładnie tak samo jak z inwestycjami finansowanymi środkami fiducjarnymi, które nie będąc często poddane grze sił rynkowych, okazują się w znacznej części najzwyczajniej chybione. Gospodarka sprzyja zatem innowacyjności, jeżeli jej ład instytucjonalny umożliwia „twórczą destrukcję” w przedsiębiorstwach. Nie zaś wtedy, gdy publiczne pieniądze są wydawane na biurokratycznie i zaowalowanie zdefiniowane „badania i rozwój” albo finansowanie patentów. Pora żeby nasi politycy przyjęli to do wiadomości.

Niskie podatki i praca państwa wzbogaca
Zwłaszcza, że innowacyjność jest w tym momencie dla Polski szczególnie ważna. Na obecnym etapie gospodarczej ewolucji mamy wszak problem z pułapką średniego dochodu, czyli niezdolnością do konkurowania z liderami rozwoju. Nasza przewaga konkurencyjna związana z tanią siłą roboczą i oferowaniu wysokiego zwrotu z inwestycji związanego z wysokim popytem na kapitał powoli maleje⁸. Wszelkie inne proste rezerwy wzrostu także się wyczerpują. Trzeba zatem poszukać nowych rozwiązań, które wsparłyby „nowe kombinacje”. Najlepiej zacząć od przygotowania gruntu, czyli deregulacji i obniżenia podatków.

Niestety, politycy wolą pokazywać się wyborcom wybudowaniem nowego stadionu czy toru do panczenówa id="_ednref7" href="#_edn7">[7]. Wiedzą bowiem, że innowacyjność pozostaje ideą na tyle niejasną, że, jak pisze Grzegorz Cydejko „wszyscy dają sobie prawo do lekkiego kuglowania. Chodzi o to, by z tym oszukiwaniem nie przesadzać”. Wszak bez choć niewielkiego cywilizacyjnego skoku pozostaniemy krajem o drugorzędnym znaczeniu, a kolejne rzesze zdolnych, młodych i ambitnych ludzi zostaną skazane na bezpowrotną emigrację.

Wykres 4. Sumaryczny wskaźnik innowacyjności i linia trendu dla Polski i UE w latach 2006-2013
Nowy obraz (3)
Źródło: pi.gov.pl

 

 


[1] Romer, P., Endogenous Technological Change, “Journal of Political Economy”, University of Chicago Press, vol. 98(5), pages 71–102, October 1990.

[2] Wtórująca premierowi w gromkich zapowiedziach polskiego wielkiego cywilizacyjnego skoku Elżbieta Bieńkowska mówi, że „wszystkie badania wskazują, że do 2030 roku będziemy się bogacić”, co ma się „przełożyć na każdego pojedynczego człowieka”, i brzmi niezwykle przekonująco. Kłopot w tym, że zapowiada jednocześnie zwiększanie płacy minimalnej, która „ma w 2020 roku osiągnąć poziom obecnych rozwiniętych krajów Europy Zachodniej”.  Ze słów tych wynika, że nie zastanawia się nad faktem, że znakomita większość inwestycji nad Wisłą realizowana jest przez sektor prywatny (ok. 80 proc.), a co za tym idzie głównym zadaniem środków unijnych powinno być przede wszystkim jego wsparcie, a nie postępujące obciążanie. Może i zmusza to do szukania jak najefektywniejszych rozwiązań — tyle że w podatkach, a nie produktach.

[3] Boone P., The Impact of Foreign Aid on Savings and Growth, mimeo, London School of Economics, London, 1994

[4] W Unii Europejskiej ta proporcja jest odwrotna — ponad 55 proc. środków przeznaczanych na badania i rozwój pochodzi od przedsiębiorców.

[6] Fundamenty innowacyjności mają charakter jakościowy, a więc są nieuchwytne i nie daje się ich modelować.

[7] I nie idzie tu o porzucenie zapowiadanego planu skupienia się na inwestycjach infrastrukturalnych, które mówiąc nawiasem, nie muszą zawsze oznaczać, jak się u nas dość powszechnie sądzi, wymiernych korzyści — tu rację przyznać należy Komisji Europejskiej, która słusznie argumentuje veto w sprawie portu lotniczego w Gdyni. Rzecz prosta, oddając głos Johannesowi Hahnowi, komisarzowi odpowiedzialnemu za infrastrukturę, nie chodzi „o to, by nie budować kolejnych lotnisk. Inwestycje muszą być [po prostu] efektywne i przynosić nowe miejsca pracy, a nie stać jako pomniki lokalnych polityków”.

Kategorie
Działalność gospodarcza Ekonomia pracy i demografia Teksty Working papers

Czytaj również

Wołangiewicz_Jakie-państwo-tacy-przedsiębiorcy_male.jpg

Działalność gospodarcza

Wołangiewicz: Jakie państwo, tacy przedsiębiorcy  

Najpoważniejszym utrapieniem polskich przedsiębiorców pozostaje klasyfikowany przez Bank Światowy między 110. a 120. miejscem na świecie pod względem przyjazności dla przedsiębiorców system podatkowy. Nie dość bowiem, że jest on, mówiąc bardzo eufemistycznie, wyjątkowo niestabilny (sama ustawa o VAT była do tej pory zmieniania 478 razy), to na dodatek obciąża przede wszystkim najważniejszy czynnik produkcji — pracę.

Benedyk_Prywatne-media-publiczne.jpg

Ekonomia pracy i demografia

Benedyk: Prywatne media publiczne

Potrzebujemy całkowitej prywatyzacji mediów publicznych.

Sieroń_Atlas-zainfekowany.png

Działalność gospodarcza

Sieroń: Atlas Zainfekowany

Niech rząd przynajmniej nie hamuje procesu odbudowy!

Book_Icelandic_study

Ekonomia sektora publicznego

Book: Islandzkie badania sugerują, że pracownicy rządowi są niepotrzebni

Jeśli ta historia mogłaby cokolwiek na nauczyć, to właśnie tego, że pracownicy rządowi pracujący mniej nie powodują żadnej możliwej do zidentyfikowania szkody dla społeczeństwa.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.