Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Monopole i zmowy cenowe

Machaj: Teoria rynków spornych Williama J. Baumola

9
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 13 min
Machaj_Teoria-rynków-spornych-Williama-J-Baumola_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Mateusz Machaj
Wersja PDF

Fragment książki Mateusza Machaja Kapitalizm, socjalizm i prawa własności

Baumol

Jako jeden z faworytów, a nawet prawdopodobny zwycięzca, Nagrody Nobla 2014 wymieniany jest William J. Baumol, amerykański ekonomista, który wniósł spory wkład w rozwój wielu zagadnień tej dziedziny. Jest autorem ponad osiemdziesięciu książek i kilkuset artykułów naukowych. Zajmował się m.in. rynkiem pracy, teorią przedsiębiorczości,  efektywnością rynków kapitałowych, ekonomią środowiska. Dobrze znane są takie jego dokonania jak model Baumola-Tobina, choroba kosztów Baumola czy teoria rynków spornych (rynki kontestowalne). Temu ostatniemu zagadnieniu poświęcony jest poniższy tekst. (redakcja mises.pl)

W odpowiedzi na problemy w teorii konkurencji trzej ekonomiści: William J. Baumol, John C. Panzar i Robert D. Willig opracowali teorię rynków spornych[1]. Zwrócili uwagę na to, że nie należy przywiązywać wagi do tego, ilu jest dokładnie konkurentów na danym rynku. Stanowiło to odejście od jednego z ważniejszych założeń konkurencji doskonałej. Dużo istotniejszą od tej liczby jest sama możliwość wejścia na dany rynek, gdyż strategie ustalane przez producentów często uwzględniają potencjalne zachowania konkurencji. Nie ma szczególnego znaczenia, czy w danym sektorze funkcjonuje jakiś producent, lecz to, jakie decyzje zostaną podjęte przez przedsiębiorców w przyszłości. Potencjalna reakcja istniejącego producenta jest więc w zasadzie równoznaczna z potencjalnym pojawieniem się nowego konkurenta na rynku. Dlatego ustalenie aktualnej liczby dostawców mija się z celem. Dużo ważniejsze jest skupienie się na samych barierach wyjścia z rynku i wejścia, co pozwala przekonać się, jak dalece dany sektor jest podatny na rywalizację. Owi trzej ekonomiści zastąpili doskonałą konkurencję inną kategorią – doskonałą spornością rynku (Baumol, Panzar, Willig 1983, s. 2). W pewnym sensie jest to podejście nierealistyczne, podobnie jak w tradycji neoklasycznej, choć, jak zobaczymy, w znacznie mniejszym stopniu. Nie zajęli się oni swobodą wejścia na realny rynek. Zamiast tego mówili o idealistycznym, także quasi-platońskim schemacie rynku, w którym nie istnieją żadne „koszty wejścia”.

Postulat rzeczonych ekonomistów stanowi znaczący przełom w teorii konkurencji, o ile usytuujemy go w realnym kontekście porządku prawnego. Instytucja prawna określa granice dysponowania zasobami. W tym ujęciu sporność rynków mogłaby oznaczać swobodę dysponowania posiadanym kapitałem i możliwość wejścia na dany rynek bez jakichkolwiek ograniczeń przyznanych praw. Nie znaczy to, że w takiej sytuacji nie istniałyby żadne ograniczenia związane przykładowo z koniecznością podpisywania kontraktów z innymi właścicielami, zakupem potrzebnego sprzętu, wynajęciem pracowników, hali bądź zdobyciem niezbędnego kapitału.

Monopol w kontekście prawnym moglibyśmy zdefiniować jako wyłączny przywilej przyznany jakiejś jednostce lub grupie jednostek, dotyczący prowadzenia określonego typu działalności gospodarczej, z której zostają wykluczeni inni właściciele[2]. Monopol jest wobec tego rozszerzeniem pewnego zakresu władania zasobami ponad przyznane tytuły własności (lub precyzyjniej: ograniczeniem władania innych). Załóżmy, że jakiś dostawca usług telekomunikacyjnych dostaje wyłączność na prowadzenie działalności w swoim sektorze. Oznacza to, że jego prawo do wykonywania działalności nie tylko wynika z dysponowania prawowitymi tytułami własności (maszyn, hali produkcyjnej, kontraktów zawartych z pracownikami), lecz rozszerza się na własność wszystkich innych dostawców, którym nie wolno prowadzić tego typu działalności. Zasadne jest w tym momencie stwierdzenie, iż przymusowo dokooptowano im częściowego współwłaściciela, który co prawda nie uczestniczy w procesie decyzyjnym, lecz ma prawo do zgłoszenia weta w jednym przypadku: może żądać od prawowitego właściciela, aby ten nie dostarczał usług telekomunikacyjnych.

W tym sensie monopol polegałby na naruszeniu istniejących tytułów własności i przyznaniu komuś cząstkowego prawa do decydowania o zasobach innej jednostki. Przeciwieństwem monopolu z kolei byłaby sytuacja, w której granicą swobody działania innych producentów byłyby nabyte przez nich tytuły własności. Wtedy powiedzielibyśmy, że panuje wolna konkurencja. Ta definicja monopolu ma charakter prawny i jej istotną zaletą jest obiektywne ukonstytuowanie. Wszelkie inne definicje rodzą problemy wiążące się z tym, że obejmują zjawiska typowo konkurencyjne, a nie monopolistyczne, o których pisaliśmy uprzednio.

Trzej ekonomiści zamierzali przede wszystkim dowieść, że zasada „wszystko co duże należy koniecznie regulować polityką antytrustową” jest błędna. Jednakże sam Baumol zastrzegł, że jego teoria rynków spornych nie prowadzi do rozwiązania problemów monopolizacji przez obiektywną analizę prawną. Pozostawił otwartą furtkę dla prób definiowania monopolizacji z użyciem zachowania ekonomicznego. Ich zdaniem rynek bez barier odznacza się doskonałą informacją, swobodą używania nowych technologii, a także brakiem utopionych kosztów (zob. np. Kessides 1990)[3].

Istnienie efektu skali w danej branży sprawia, że wejście do niej wymaga odpowiedniego kapitału. Teoria rynków spornych jednakże nie traktuje tego jako bariery, o ile w przyszłości nie doprowadzi to do utopionych kosztów. Powiedzmy, że jakaś firma podwyższa ceny, dzięki czemu osiąga zyski znacznie większe niż w pozostałych branżach. Wtedy jakaś inna firma może wejść na rynek (pod warunkiem, że nie napotka żadnych przeszkód) i zastosować strategię hit-and-run, czyli natychmiast zaoferować ceny niższe niż firma dominująca, czym przyciągnie klientów. Następnie po skapitalizowaniu zysków może się z tego sektora wycofać. Ekonomia skali nie jest tu problemem, ponieważ ewentualne koszty stałe mogą zostać łatwo odzyskane przez odsprzedanie zakupionego majątku. Tak oto istnienie nawet jednego dostawcy może być przypadkiem działania konkurencji, ponieważ w razie podniesienia ceny inne firmy mogą szybko podjąć rywalizację. Trzej ekonomiści dodają, że ten mechanizm działa pod warunkiem, że nie istnieją koszty utopione takiej działalności. Oznacza to wariant, w którym nowa firma może w każdej chwili upłynnić wszelkie aktywa czy inne zasoby, które nabyła w postaci kosztów stałych. Tymczasem często firma po takim wejściu nie mogłaby łatwo opuścić branży i upłynnienie aktywów doprowadziłoby do powstania jakichś strat. Koszty stałe zamieniłyby się więc w utopione. Istnienie takich utopionych kosztów stanowi ograniczenie konkurencji i jest źródłem monopolizacji.

Samo pojęcie barier wejścia na rynek i wyjścia z niego jest w literaturze niejasne. Konieczność poniesienia kosztów wejścia na rynek można uznać za barierę, gdyż koszty powstrzymują w jakimś stopniu konkurenta. Jednakże w tym znaczeniu barierami są również rzadkość kapitału oraz ziemi i umiejętności ludzi (Carlton 2004, s. 469)[4]. Owe bariery, ekonomia skali i koszty rozpoczęcia działalności mogą powstrzymywać przedsiębiorców od niektórych działań i skłaniać ich do niepodejmowania decyzji o włączeniu się do konkurencji. Z tego punktu widzenia możemy z pewnością mówić o wymienionych czynnikach jako barierach działania. Nie oznacza to automatycznie, że są to ekonomicznie nieefektywne bariery działania[5]. Wprost przeciwnie, mogą to być efektywne bariery, które sygnalizują przedsiębiorcom, że pewnego typu działalność jest nieopłacalna i że nie należy jej podejmować.

Zjawisko sporności rynku łatwo zobrazować, gdy występują określone efektywne bariery ekonomiczne. Powiedzmy, że firma wchodzi do sektora produkcji gadżetów, aby zaoferować niższe ceny niż dominujący dostawca. W tym celu wynajmuje halę produkcyjną, opłaca rachunek za energię elektryczną i ponosi inne niezbędne koszty stałe. Załóżmy, że w skład kosztów zmiennych wchodzą wszystkie materiały związane z produkcją gadżetów. Firmie udaje się przyciągnąć klientów za sprawą niższych cen. W efekcie ceny na całym rynku spadają, sytuacja powraca do poprzedniego stanu i firma postanawia opuścić branżę. Skoro jednak rachunki obejmujące „koszty stałe” zostały opłacone na dłuższy okres, to opuszczenie rynku nie musi być idealne. Jeśli nie uda się odsprzedać po odpowiednio wysokiej cenie wynajętej hali i opłaconych rachunków za energię, pojawią się koszty. Takie koszty oznaczają zdaniem rzeczonych trzech ekonomistów, że rynek już nie jest w pełni konkurencyjny i że nie da się go zaliczyć do rynków prawdziwie spornych. Między innymi na podstawie tego kryterium urzędy antytrustowe mają decydować o ewentualnych ingerencjach w działalność firm. Gdyby opuszczenie branży przez firmę było proste, toby oznaczało, że rynek jest prawdziwie sporny, i to nawet z ekonomią skali jako „barierą”[6].

Tymczasem w praktyce działalności konkurencyjnej takie koszty utopione okazują się nimi dopiero z czasem, gdy przedsiębiorca odkrywa, że popełnił błąd. Teoria rynków spornych staje wobec tego przed trudnym zadaniem określenia poziomu kosztów utopionych, zanim zostaną utopione. Oznacza to, że najpierw należałoby określić, czy do danego sektora mógłby w przyszłości wejść ewentualny konkurent i czy po jakimś czasie nie poniósłby kosztów utopionych. Z tym ujęciem wiąże się nie lada wyzwanie – skoro da się z wyprzedzeniem określić zakres popełnianych w przyszłości błędów w wybranych typach działań, to ich znajomość oznacza, że de facto stają się oczekiwanymi kosztami, przestając być kosztami utopionymi. Teoria kształtowania się kosztów w stosunku do cen pokazuje, że jeśli z góry da się określić koszty różnego typu działań, to nie możemy mówić o nich jako o kosztach utopionych. Przewidywany „błąd” przestaje nim być i staje się elementem planu.

Zwróćmy uwagę na to planistyczne rozumowanie w teorii rynków spornych. Konkurencja istnieje przede wszystkim dlatego, że struktura cen nie odzwierciedla wszystkich aspektów rynku, a przyszłość jest niewiadoma. Oznacza to, że nie wiemy dokładnie, jak będą wyglądać przyszłe warunki rynkowe, podobnie jak nie wiemy, czy za kilka miesięcy zdołamy łatwo odsprzedać zakupioną lub wynajętą halę produkcyjną, z opłaconym rachunkiem za energię elektryczną. Gdybyśmy dokładnie wiedzieli, jaka jest struktura cen lub jakie są koszty ponoszonych działań i jakie będą ceny w przyszłości, to uwzględnilibyśmy je w naszych planach[7]. Nie byłoby wobec tego powodu, aby ponosić nakłady na spodziewane koszty utopione i struktura cen musiałaby się dostosować z wyprzedzeniem[8]. Jeśli zaś chodzi o koszty utopione ex post, ponoszone po podjęciu decyzji przez inwestora, to są one pochodną błędów z przeszłości. Podobnie jak straty z tytułu prowadzonej działalności spełniają ważne funkcje społeczne: wskazują na dyskonto na źle alokowanych środkach produkcji. Uznawanie, że sektor nie jest konkurencyjny, gdy występują w nim koszty utopione, to twierdzenie przypominające tezę, że straty są sprzeczne z ekonomiczną efektywnością. Tymczasem takie koszty spełniają ważne ekonomiczne funkcje. Utopione koszty (zarówno w rozumieniu ex ante, jak i ex post) są sygnałem kalkulacyjnym pokazującym zakres popełnionych oraz możliwych błędów inwestycyjnych (Machaj 2009)[9].

Bez względu na to, jak różne są teorie konkurencji, można zgodzić się z tym, że przyznanie wyłączności na działanie w danym sektorze jest środkiem monopolizującym. Taka definicja monopolu ma wprawdzie charakter prawny, lecz wywołuje istotne implikacje ekonomiczne i społeczne. Przede wszystkim, gdy monopolista uzyska wyłączność na prowadzenie danego typu działalności (lub gdy swoboda działania innych producentów zostanie prawnie ograniczona) produkcja i ceny w danej branży będą inne niż w warunkach wolnej konkurencji i braku ograniczeń. Ceny zapewne będą w wyniku jego działań wyższe, a jakość produktu spadnie (uwzględniamy w tej jakości dywersyfikację w stosunku do potrzeb konsumentów i rozmieszczenie geograficzne dostaw). Nie da się a priori wyliczyć, jak bardzo szkodliwe społecznie są tego typu działania. Wiemy jednak, że prowadzą do zmniejszenia użyteczności konsumentów i zakłócają rynek produktów, co odbija się na rynku czynników produkcji potrzebnych do ich wytworzenia. W tych warunkach nadal istnieją zarówno ceny za oferowane dobra konsumpcyjne, jak i ceny za zatrudniane czynniki produkcji. Nie wiemy, o ile dokładnie te ceny różnią się od cen w warunkach pełnej konkurencji. Wiemy jednak, że nie będą to ceny odzwierciedlające w danym momencie społecznie pożądaną alokację zasobów[10].

Zdolności poszczególnych konkurentów są ekonomizowane w kontekście przedsiębiorczego podziału pracy dzięki instytucji własności. Każdy przedsiębiorca, używając posiadanego zasobu kapitałowego, angażuje się w prowadzenie procesu produkcyjnego. Ceny są rezultatem decyzji pozostałych właścicieli i ograniczają zakres jego działań. Niewątpliwie może zdobyć w takim systemie dominującą pozycję. Jednakże będzie to zupełnie inne osiągnięcie niż w wypadku zastosowania przymusowych środków wykluczania konkurentów. Jeśli przedsiębiorca osiąga duże zyski w jakiejś branży, oznacza to, że lepiej niż pozostali antycypował przyszłość. Dostarczył na rynek lepszy produkt lub lepiej wykorzystał zasoby produkcyjne. Sprawdził się lepiej w rywalizacji w warunkach przedsiębiorczego podziału pracy.

Rynek w tym quasi-Baumolowskim znaczeniu jest sporny tak długo, jak długo istnieje instytucjonalna swoboda wejścia. Zupełnie inaczej niż gdy przedsiębiorca otrzymuje zyski dlatego, że uzyskał pozycję dominującą za pomocą środków monopolizujących, zabraniając innym właścicielom prowadzenia działalności (lub ograniczając ich działalność). To oznaczałoby, że zyski nie są pochodną skutecznej rywalizacji z innymi uzdolnionymi przedsiębiorcami, lecz prawnego zakazu rywalizacji. Pozycja dominująca jest interesującym obiektem analizy ekonomicznej, ale ważne w niej są przyczyny i sposoby osiągnięcia tej pozycji. Te kwestie są często w głównym nurcie pomijane, podobnie jak wiele innych aspektów instytucjonalnych[11].

Warto podkreślić, że działanie urzędów antytrustowych może być sposobem na zakłócenie warunków konkurencji. Sama historia powstania tychże urzędów jest kontrowersyjna, ponieważ ich geneza miała charakter lobbystyczny. Senator Sherman, autor najsłynniejszego projektu antytrustowego, był lobbystą pewnej grupy producentów, a nie orędownikiem konkurencyjnych rozwiązań, czego dowodem jest chociażby popieranie przez niego ceł, narzędzi ekonomicznych uderzających w konkurencję (zob. na ten temat jego listy: Troesken 2002). Często przytaczane przypadki zmów kartelowych pod koniec XIX wieku w Stanach Zjednoczonych pokazują, że wielkie firmy, które chciały zdobyć wyłączność na rynku, nie zdołałyby tego osiągnąć na podstawie zwykłych kontraktów. Z tego powodu musiały poprosić o pomoc rząd, aby wprowadził odpowiednie regulacje prawne ograniczające konkurencję[12].

Studium przypadków funkcjonowania urzędów antymonopolowych wskazuje, że staje się ono polem walki między konkurentami. Gdy jeden producent obniża radykalnie cenę, drugi producent zamiast w reakcji konkurować, może złożyć skargę do urzędu. Pieniądze nie są inwestowane w produkcję i zwiększenie efektywności, lecz w spory sądowe i urzędnicze. Spektrum takich działań jest szerokie, ponieważ zgodnie z ustawodawstwem antytrustowym każdy przedsiębiorca może zostać osądzony. Jeżeli daje „za wysoką” cenę, wyzyskuje konsumentów, jeśli za niską, niszczy konkurencję, by potem podnieść ceny, a jeśli taką samą jak inni, to zapewne należy do kartelu[13]. Działalność urzędów staje się polem walki między konkurentami o to, kto skuteczniej ograniczy działania przeciwnika[14].

 

 

[1] Na ten temat zob. przede wszystkim książkę Baumola, Panzara i Williga (Baumol, Panzar, Willig 1982).

[2] Zjawisko tzw. monopolu rynkowego wymaga osobnego opracowania, które nie zostało tutaj podjęte.

[3] Utopione koszty to nie tylko fizyczny kapitał, lecz także koszty związane z marką, reklamą, badaniami i rozwojem etc. (Shepherd 1984, s. 580).

[4] Na temat różnych definicji pojęcia „barier” proponowanych przez ekonomistów dwudziestowiecznych zob. McAfee et al. 2004, s. 461–462.

[5] Baumol, Panzar i Willig idą tutaj tropem Weizsäckera.

[6] Dodajmy, że teoretykom rynków spornych nie chodzi o unikanie kosztów utopionych w postaci możliwości przerzucenia ich na kogoś innego, lecz w ogóle o ich brak.

[7] Jak pisze Varian (1999, s. 337), w długim okresie wszystkie koszty są zmienne. Nie jest to do końca precyzyjne, ponieważ nawet w długim okresie koszty mogą być „stałe” w takim sensie, że nie wahają się w stosunku do poziomu produkcji. Niemniej w długim okresie można je próbować uelastyczniać, a przede wszystkim próbować ich uniknąć, jeśli te koszty nie warunkują efektywnej produkcji.

[8] Kosztów utopionych nie należy utożsamiać ze stałymi. Na temat tego powszechnego w ekonomii nieporozumienia zob. Wang i Yang 2001.

[9] Więcej na temat teorii rynków spornych zob. też Brätland 2004.

[10] Dodajmy tutaj, że zgodnie z teorią wyceny każdy konsument musi uzyskiwać swoje dochody. Tak więc ostatecznie monopolista osiąga zysk monopolistyczny, umniejszając zarobki z ziemi i pracy (oraz ich produktów, czyli dóbr kapitałowych). Zob. na ten temat Méra 2009. Zarobek monopolisty pochodzi zatem z umniejszania zarobków z tytułu społecznie produktywnego wykorzystania zasobów.

[11] Terminy „pozycja dominująca” i „monopol” bywają stosowane zamiennie.

[12] Zob. Kolko 1963.

[13] Nie oznacza to, że te urzędy nie zajmują się czasem przypadkami uzasadnionymi (inną sprawą jest wątpliwa skuteczność tych działań, a także jej poważne skutki uboczne). Dotyczą one jednak gałęzi wcześniej monopolizowanych, takich, w których ograniczenia swobody działalności gospodarczej skutkowały niską konkurencyjnością, np. przypadków byłych państwowych molochów. Te problemy by nie istniały, gdyby wcześniej ustawodawstwo nie stworzyło sytuacji monopolistycznej. Dodatkowo z działalnością urzędów wiąże się również czasami pomoc prawna dla poszkodowanych.

[14] Jest to koszt polityczny nieuwzględniany często w publikacjach dotyczących konieczności prowadzenia polityki antytrustowej. Por. na ten temat Baumol i Ordover 1985. Notabene, warto by zadać pytanie: skoro urzędy antytrustowe traktują konkurencję doskonałą jako dobrą prezentację sytuacji konkurencyjnej, to czy przypadkiem nie powinno się samego urzędu rozbić na jak najmniejsze jednostki tak, aby każda z nich miała znikomy wpływ na to, co się dzieje na rynku?

Kategorie
Monopole i zmowy cenowe Teksty Teoria ekonomii

Czytaj również

Stigler_Monopol.jpeg

Monopole i zmowy cenowe

Stigler: Monopol

Polityka antymonopolowa jest bardzo kosztowna w egzekwowaniu...

Rapka_Czy-istnieje-granica-rozmiarów-korporacji.jpg

Teoria firmy

Bylund: Czy istnieje granica rozmiarów korporacji?

Wielu uważa, że konkurencja rynkowa prowadzi do powstawania monopoli. Czyżby?

Gulker_O-co-chodzi-z-regulacją-sektora-technologicznego-czyli-na-czym-traci-konsument.png

Monopole i zmowy cenowe

Gulker: O co chodzi z regulacją sektora technologicznego - czyli na czym traci konsument?

Światowy sektor technologiczny żyje informacjami o możliwych postępowaniach antymonopolowych


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 9
nyen

Nawet jeśli rynek jest konkurencyjny, to mechanizmem prowadzącym do monopolu jest asymetria wyceny. Jeśli na rynku działa monopolista to może dyktować ceny wyższe niż w warunkach konkurencji. Nawet jeśli pojawi się konkurent, który sprowadzi ceny niżej to pojawia się asymetryczna wycena jego przedsiębiorstwa. Nowy konkurent wycenia je na podstawie zysków nie monopolistycznych, natomiast monopolista jest w stanie zapłacić dużo większą cenę, bo wykupienie tego przedsiębiorstwa przywróci jego monopolistyczną pozycję. W ten sposób naturalnie rynek powróci do monopolu.
Patrząc w ten sposób przestają dziwić na pierwszy rzut oka absurdalne wyceny przejmowanych ostatnio portali społecznościowych. To jest premia płacona za utrzymanie monopolu.

Odpowiedz

Balcerek

@nye
"To jest premia płacona za utrzymanie monopolu."

czy na skutek wykupu konkurentów, podaż usług się zmniejsza czy pozostaje taka sama? jeśli się zmniejsza bo tylko tak można utrzymać wyższe ceny, to zostają zwolnione zasoby (kapitałowe, osobowe). nie stoi zatem nic na przeszkodzie aby ponownie zaangażować je do produkcji tych że usług i w ten sposób ponownie rozmiękczyć pozycje dominującą.
firma która przepłaca za wykup swoich konkurentów traci i nie może tego robić w nieskończoność.

Odpowiedz

nyen

@Balcerek
Podaż usług zostaje ta sama, aby utrzymać cenę. Po prostu jest więcej wolnych mocy, co nota bene jeszcze bardziej zniechęca potencjalnych konkurentów i do tego jest z punktu widzenie społeczeństwa marnotrawstwem, bo zużyto zasoby na niepotrzebną fabrykę.
Firma nie przepłaca za wykup konkurentów. Jest to dla niej opłacalne i racjonalnie ekonomicznie działanie i nie spowoduje jej upadku. Po prostu co jakiś czas musi się podzielić rentą monopolową z wyłaniającym się konkurentem. Można z tym żyć.

Odpowiedz

Balcerek

@nyen
"Podaż usług zostaje ta sama, aby utrzymać cenę. Po prostu jest więcej wolnych mocy"

skoro podaż usług jest ta sama to nie notujemy wzrostu cen. konsument nie traci, to raz.
dwa, skoro podaż nie spada to czemu ma być więcej wolnych mocy?

" rentą monopolową"

gdzie ta renta jeśli cena nie rośnie?

Odpowiedz

nyen

@Balcerek
Opisywałem sytuację w której jest już monopol i ktoś próbuje go naruszyć. W przypadku gdy monopol dopiero powstaje to oczywiście po jego osiągnięciu cena rośnie / podaż spada.

Odpowiedz

Balcerek

@nyen
"Opisywałem sytuację w której jest już monopol i ktoś próbuje go naruszyć"

ale w ten sposób podaż jest zwiększona przez nowego konkurenta(nowa firma to dodatkowe usługi), po jego wykupieniu podaż nie spada. więc w czym problem?

"W przypadku gdy monopol dopiero powstaje to oczywiście po jego osiągnięciu cena rośnie"

ciekawe że modelowy przykład "monopolu" jakim jest standard oil tego nie potwierdza. pokazuje coś zupełnie odwrotnego.

Odpowiedz

Balcerek

... chciałem jeszcze zauważyć, że właściciel wykupionej firmy dysponuje sporymi środkami finansowymi które łatwo może użyć aby ponownie wejść na rynek.
więc nie zgadzam się ze stwierdzeniem że rynek naturalnie powraca do monopolu.

Odpowiedz

slaw

A może jakiś przykład rynku spornego. Widział ktoś takie cudo w rzeczywistości?

Odpowiedz

Laik

Ja mam pytania dotyczące innego fragmentu dr Machaja.

„Firma, która chciałaby całkowicie zdominować rynek danego produktu, musiałaby być nieporównanie lepsza w przedsiębiorczej działalności niż pozostali konkurenci w branży. Musiałaby przebijać swoją ofertą resztę dostawców pod względem jakości i cen. Tylko w ten sposób mogłaby sobie zapewnić tak duże obroty finansowe, aby stale powiększać swój kapitał i wykupić resztę rynku. Do takiej sytuacji nigdy nie dochodzi, dlatego że działanie na rynku wymaga zdecydowanie lepszego przewidywania od pozostałych przedsiębiorców. Do powstania jednej wielkiej firmy nie dochodzi, ponieważ nie ma takiej firmy, która by zdołała stworzyć na tyle wyłączną i efektywną jednostkę gospodarczą, aby zaspokoić potrzeby wszystkich konsumentów”.

1) Dlaczego jeden przedsiębiorca nie miałby zdecydowanie lepiej przewidywać od pozostałych przebijając pod względem jakości i cen resztę dostawców? 2) Dlaczego ktoś z większej branży nie mógłby wykupić całej gałęzi np. wycenianej na 1 mld $? 3) Czy w ramach jednego państwa mogłaby wykształcić się jedna firma, gdyby w innych krajach występowała kalkulacja i system cenowy?

Na 118 s. znajduje się takowy fragment: „…A zatem cena samochodu będzie pochodną kosztów jego produkcji – kosztu lusterek, kół, zużytego żelaza, zatrudnionych ludzi etc. Jednakże te koszty będą zależały od tego, jak kształtują się ceny alternatywnych dóbr konsumpcyjnych we wszystkich innych sektorach, w których produktywnie można te czynniki produkcji zatrudnić. Cena samochodu zależy od kosztów jego produkcji, natomiast koszty jego produkcji zależą od tego, co można innego wytworzyć za ich pomocą. Wobec tego cena środków, które służą do produkcji samochodu, zależy nie tylko od cen samochodów, lecz przed wszystkim od cen innych dóbr, które mogłyby zostać wytworzone z ich użyciem”.

Naprawdę cena samochodu zależy od kosztów jego produkcji?! Niech koszty te wynoszą 5 tys., a samochód okaże się totalną porażką i maksymalna cena jaką ktoś chce za niego zapłacić wynosi 2 tys. zł. Jaki wpływ mają wtedy koszty produkcji na cenę. Albo odwrotna sytuacja i wielki sukces i cena 10 tys. zł. Kolejne zdanie za to sugeruje, że w jakimś stopniu to jednak koszty, czyli ceny czynników produkcji zależą od ceny dobra finalnego.

Drugi cytat: „Nie ma też odwrotnej relacji – ceny dóbr konsumpcyjnych nie decydują automatycznie (schumpeterowskie „ipso facto”) o cenach dóbr produkcjnych”. A w przypadku, w którym dobro produkcyjne służy do produkcji tylko jednego dobra finalnego i nie ma zastosowań alternatywnych?

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.