KRS: 0000174572
Powrót
Nierówności dochodowe

Sieroń: Nierówności dochodowe, czyli Piketty vs. Cantillon

16
Arkadiusz Sieroń
Przeczytanie zajmie 17 min
Sieron_Nierownosci-dochodowe_male.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Arkadiusz Sieroń
Wersja PDF
Posłuchaj komentarza w wersji audio (mp3, 7,6MB)

nierówności dochodowe

 I. Wprowadzenie[1]

Widmo krąży po świecie – widmo nierówności dochodowych. Prezydent Obama pod koniec 2013 r. określił je mianem kluczowego wyzwania naszych czasów, zaś niedawno wydana książka Thomasa Piketty’ego na ten temat pt. Capital in the Twenty-First Century stała się nawet bestsellerem, co w przypadku książek ekonomicznych (i to tak obszernych) jest nie lada sukcesem.

Warto zatem przyjrzeć się nieco dokładniej nierównościom dochodowym (i majątkowym). Ich wzrost jest bowiem często przywoływany jako argument przeciwko wolnemu rynkowi i uzasadnienie wyższych (bardziej progresywnych) podatków.

II. Czy nierówności dochodowe to problem?

Nierówności dochodowe same w sobie nie są problemem. Gospodarka nie jest bowiem grą o sumie zerowej czy tortem o stałej wielkości, zatem kawałek jednej osoby (jej dochód) nie oznacza mniejszej części dla pozostałych jednostek. Mniejsze zarobki bogatych nie pomogłyby biednym. Tylko retorycznie można zadać pytanie, w jaki sposób upadek Wal-Marta i bankructwo Buffeta mogłyby pomóc biednym? Dla jednostek zasadniczo bardziej liczy się ich absolutna sytuacja[2], a nie relatywna pozycja w statystycznej tabeli dochodów.

Pewien poziom nierówności zawsze będzie istniał na wolnym rynku. Istnieją ku temu trzy główne powody. Po pierwsze, ludzie różnią się pod względem ilości wykonywanej pracy[3], produktywności posiadanej ziemi oraz posiadanych zdolności, co rzutuje na ich marginalną produktywność i w konsekwencji na osiągany dochód. Można zatem powiedzieć, że nierówności dochodowe są nieodłączną cechą wolnego rynku, ponieważ jego podstawą jest podział pracy, który wynika właśnie z istnienia różnic między ludźmi (Mises, 1949, s. 157, 285).

Po drugie, produktywność ludzi zmienia się w czasie. Zgodnie z hipotezą cyklu życia na początku i pod koniec ludzie osiągają mniejsze dochody niż w czasie swoich najlepszych lat produkcyjnych. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego: na początku finansują swoją konsumpcję długiem, zaś na starość konsumują zgromadzony majątek. Jednak statystyki obrazujące nierówności dochodowe uwzględniają wyłącznie roczny dochód. Stanowią zatem niejako zdjęcie dynamicznej gospodarki, w której nieustannie trwa proces awansu społecznego, a więc przeszacowują poziom nierówności dochodowych (Bullard, 2014).

Po trzecie, niektórzy ludzie mają wyższą skłonność do oszczędzania. Będą oni zatem bardziej powiększać swój majątek, który będzie generował dodatkowy dochód w przyszłości.

O ile samo istnienie nierówności dochodowych nie jest powodem do zmartwień, o tyle wzrost nierówności od lat 70. ubiegłego wieku jest zastanawiający. Istnieją bowiem przesłanki za tym, że na wolnym rynku nierówności dochodowe powinny spadać (a przynajmniej od osiągnięcia pewnego stopnia rozwoju gospodarczego[4]). Tak było w Wielkiej Brytanii w latach 1867–1914 r. , a więc okresie laissez-faire i klasycznego standardu złota, kiedy to nierówności dochodowe systematycznie spadały (Saito, 2010; Williamson, 1985, s. 50-69). Podobnie było (w USA) po II wojnie światowej: nierówności dochodowe spadały do lat 50., zaś do lat 70. pozostawały właściwie na niezmienionym poziomie (Piketty, Saez, 2003).

III. Kwestia danych

Zanim odpowiemy na pytanie, dlaczego nierówności dochodowe rosły od lat 70., przyjrzyjmy się samym danym. Cześć ekonomistów neguje bowiem dane dotyczące dynamiki nierówności, twierdząc, że są one albo zawyżone, albo wręcz nierzetelne[5]. Tematyka ta jest bardzo rozległa[6], dlatego tutaj podkreślimy tylko trzy, naszym zdaniem, najistotniejsze rzeczy.

Po pierwsze, część badaczy uważa, że dochód nie jest najlepszym miernikiem nierówności w poziomie dobrobytu (well-being). Przykładowo, Meyer i Sullivan (2012) preferują poziom konsumpcji i zwracają uwagę, że nierówność konsumpcyjna jest mniejsza od nierówności dochodowej. Ponadto, zwracają oni uwagę, że w latach 1980-2011 ta pierwsza wzrosła znacznie mniej (19%) niż ta druga (45%). Niższy poziom nierówności konsumpcyjnej od nierówności dochodowej nie powinien zaskakiwać, biorąc pod uwagę model cyklu życia, zgodnie z którym jednostki wygładzają swoją konsumpcję w czasie.

Po drugie, praktycznie wszyscy badacze w swoich analizach uwzględniają dochody roczne. Takie statyczne podejście pomija mobilność społeczną (w tym międzypokoleniową)[7], a więc skupia się wyłącznie na jednym możliwym sposobie mierzenia nierówności dochodowych. Tymczasem niedawne badania pokazują, że poziom mobilności międzypokoleniowej w USA nie uległ poważnym zmianom w okresie 1977-2000 (Lee, Solon, 2006).

Po trzecie, dane dotyczące nierówności dochodowych nie dotyczą jednostek, lecz większych zbiorowości, jak gospodarstwa domowe, rodziny bądź podmioty podatkowe. To powoduje, że kwantyle dochodowe z danych Census Bureau nie zawierają takiej samej liczby osób (Hederman, Rector, 1999) i są wrażliwe na zmiany zachodzące w obrębie gospodastw domowych. Okazuje się, że w ostatnich latach w krajach OECD, w tym USA, zaszły poważne zmiany społeczno-demograficzne, które mogły poważnie wpłynąć na wzrost nierówności dochodowych w statystykach. Badania dowodzą występowanie dodatniej korelacji pomiędzy wysokością zarobków męża i żony. Jednocześnie znacznie wzrósł procent Amerykanów żyjących w jednoosobowych gospodarstwach domowych (bądź samotnie wychowujących dzieci), które charakteryzują się większymi nierównościami dochodów niż gospodarstwa domowe małżeństw.

Innymi słowy, za nierówności dochodowe w obserwowanych statystykach w znacznym stopniu może odpowiadać to, że osoby wysoko zarabiające coraz chętniej tworzą wspólne gospodarstwo domowe (tzw. assortative mating albo homogamia małżeńska) podczas gdy osoby mniej zarabiające mieszkają samotnie bądź tylko z dziećmi. W ten sposób statystyki odnoszące się do gospodarstw domowych pokazują wzrost nierówności, mimo że na poziomie jednostek nic się nie zmieniło – zmianie uległa jedynie struktura gospodarstw domowych (Burtless, 1999).

Można przyjąć, że niedoskonałe statystyki zawyżają skalę nierówności dochodowych, jednak wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego ono występuje od lat 70., nawet jeśli w rzeczywistości nie zachodzi ono tak dynamicznie, jak to się powszechnie uważa. Tym samym negowanie problemu narastania nierówności dochodowych przez znaczną część ekonomistów wolnorynkowych nie wydaje się uzasadnione. Dlaczego bowiem nierówności dochodowe nie spadają tak jak w II połowie XIX wieku?

IV. Dominujące wyjaśnienie narastających nierówności dochodowych

Według powszechnie akceptowanej teorii[8] narastające nierówności wynikają z postępu technicznego faworyzującego pracowników wykwalifikowanych (skill-biased technical progress). Zakłada ona, że postęp techniczny zwiększa zapotrzebowanie na pracę wykwalifikowaną, co powiększa płace w tym segmencie rynku pracy, prowadząc jednak do relatywnego pogorszenia sytuacji pracowników niewykwalifikowanych (np. Acemoglu, 2000). Proces ten ma być wzmacniany przez globalizację (np. OECD, 2011, s. 24-26), która zwiększa konkurencję w segmencie pracowników niewykwalifikowanych, oraz nierówny dostępu do rosnącej na znaczeniu edukacji (np. Gregorio, Lee, 2002).

Oczywiście, wymienione powyżej czynniki mogą wpływać na wzrost nierówności dochodowych. Ostatecznie, dystrybucja dochodu jest wypadkową wielu złożonych procesów gospodarczych. Warto jednak zauważyć, że przedstawiona teoria nie wyjaśnia dwóch faktów. Po pierwsze, nie tłumaczy ona, dlaczego nierówności dochodowe rosły w USA także w latach 20. ubiegłego wieku, zaś po krachu w 1929 r. zaczęły spadać. Z całą pewnością w tamtym okresie globalizacja nie była tak silna jak obecnie. Po drugie, nie wyjaśnia ona tego, dlaczego nierówności dochodowe zmniejszały się w niektórych latach w ostatnich czterech dekadach, zwłaszcza podczas wielkiej recesji (Great Recession), choć raczej postęp techniczny i globalizacja nie zmniejszały się.

V. Inflacja monetarna a nierówności dochodowe

Inflacja monetarna może tłumaczyć te zjawiska. Warto prześledzić korelację między inflacją a nierównościami dochodowymi[9]. Nierówności spadały w deflacyjnej drugiej połowie XIX wieku, kiedy obowiązywał standard złota, zaś zaczęły rosnąć podczas I wojny światowej. Następnie spadały w deflacyjnej depresji powojennej, wzrastały w inflacyjnych latach 20. ubiegłego wieku, zaś po pęknięciu bańki spekulacyjnej na akcjach w 1929 r. zaczęły spadać (Piketty, Saez, 2003, s. 13). Ponownie rosły w czasie II wojny światowej, by spadać do lat 50. Pozostawały na stabilnym poziomie do lat 70, kiedy ostatecznie porzucono standard złota, co przyśpieszyło tempo wzrostu podaży pieniądza[10]. Indeks Giniego dla amerykańskich gospodarstw domowych wzrósł z 0,396 do 0,470 w 2006 r. (wykres nr 1).

Wykres 1: Indeks dochodowy Giniego dla amerykańskich gospodarstw domowych (linia niebieska, lewa skala) w latach 1959-2013 oraz baza monetarna (linia fioletowa, prawa skala), M1 (linia czerwona, prawa skala) oraz M2 (linia zielona, prawa skala)

Source: research.stlouisfed.org

 

Nierówności dochodowe wzrastały także w inflacyjnych latach 1997–2000 oraz 2003–2007, zaś spadały po zakończeniu boomu w 2000 r. oraz w okresie wielkiej recesji[11]. Czyli nierówności dochodowe narastały podczas baniek spekulacyjnych wywołanych wzrostem podaży pieniądza, zaś spadały po ich pęknięciu. Oczywiscie, korelacja nie oznacza przyczynowości, ale poważne teoretyczne argumenty przemawiają za tym, że inflacja może powodować wzrost nierówności.

Po pierwsze, inflacja zmniejsza z jednej strony realną wartość świadczeń socjalnych (Yeager, 1997, s. 41), zaś z drugiej strony zwiększa obciążenia podatkowe, m.in. w wyniku tzw. pułapki inflacyjnej (tax bracket creep), czyli wpadania w wyższe progi podatkowe na skutek nominalnego wzrostu wynagrodzenia.

Po drugie, inflację można traktować jako regresywny podatek na gotówkę, ponieważ udział gotówki spada wraz ze wzrostem dochodów (Kennickel, Starr-McCluer, 1996). Co więcej, osoby bogatsze mogą łatwiej uchronić się przed spadkiem siły nabywczej pieniądza. Mulligan oraz Sala-i-Martin (2000) wykazali, że prawdopodobieństwo skorzystania z instrumentów finansowych (np. z akcji) mających chronić przed inflacją jest pozytywnie skorelowane z poziomem dochodu i majątku. Podobnie osoby bogatsze ponoszą mniejsze koszty jednostkowe kupowania na kredyt (Erosa, Ventura, 2002) czy korzystania z usług finansowych.

Przedstawione powyżej powody na pewno są istotne, jednak pomijają one bardzo ważny aspekt inflacji, a mianowicie efekt Cantillona, czyli efekt redystrybucyjny wynikający z nierównomiernych zmian w podaży pieniądza. Nowe pieniądze trafiają do gospodarki poprzez określone kanały, prowadząc do zmian w strukturze cenowej. Na czym polegają te efekty redystrybucjne i w jaki sposób prowadzą one do zwiększenia się nierówności dochodowych?

Po pierwsze, wchodzenie nowych pieniędzy poprzez określone kanały oznacza redystrybucję dochodu do osób, które nowe pieniądze dostają jako pierwsi, od osób, do których te pieniądze trafiają później. Wynika to z tego, że pierwsi odbiorcy nowo wykreowanych pieniądzy mają ich więcej, zaś ceny jeszcze nie zdążyły się zmienić. Efekt ten może tłumaczyć rozrost sektora finansowego przez ostatnie kilkadziesiąt lat, który — dzięki ekspansji kredytowej — jest jednym z pierwszych odbiorców nowego pieniądza. Od 1980 r. udział sektora finansowego w amerykańskim PKB wzrasta niemal dwukrotnie szybciej niż w ciągu poprzednich 30 lat. W konsekwencji jego udział zwiększył się z 4,9% PKB w 1980 do 7,9% w 2007 (Greenwood, Scharfstein, 2012). Wpływ na nierówności dochodowe wydaje się oczywisty. W 1980 r. przeciętny pracownik w sektorze finansowym zarabiał mniej więcej tyle samo co pracownicy w innych sektorach, zaś w 2006 jego pensja była już średnio o 70% większa niż w pozostałych sektorach (Greenwood, Scharfstein, 2012)[12].

Po drugie, wzrost podaży pieniądza nigdy nie prowadzi do równomiernego wzrostu cen, lecz odmiennie oddziałuje na różne ceny. Zatem wpływ inflacji na redystrybucję dochodu zależy także od tempa wzrostu różnych cen oraz ich procentowego udziału w wydatkach różnych osób. Biorąc pod uwagę, że osoby biedniejsze więcej procentowo wydają na dobra pierwszej potrzeby, takie jak np. jedzenie, to inflacja cenowa będzie ich dotyczyć w większym stopniu niż osób bogatszych. Piachaud (1978, s. 101-102) wykazał, że w USA w latach 1956–1974 ceny dóbr kupowanyh przez dolne 5 procent gospodarstw domowych wzrosły o 26 p.p. więcej niż ceny dóbr kupowanych przez gospodarstaw domowe o przeciętnym dochodzie.

Podobna zależność (i zarazem trzeci typ inflacyjnej redystrybucji) dotyczy struktury posiadanych aktywów. Osoby posiadające (w większym stopniu) aktywa, których cena rośnie (bardziej) na skutek inflacji, będą relatywnie zyskiwać kosztem innych. Kluczowe jest w tym przypadku to, że osoby bogatsze w USA posiadają nie tylko więcej aktywów niż osoby biedniejsze, ale także więcej odpowiednich aktywów, np. akcji. Przykładowo, w 2007 r. najbogatsze 10% posiadało 80-90% wszystkich akcji (pod względem wartości) (Wolff, 2010, s. 20; cf. z: Levine, 2012, s. 5). Na tej podstawie Wolff (2010, s. 13) twierdzi, że za wzrost nierówności majątkowych w dużej mierze odpowiada relatywny wzrost cen akcji do cen nieruchomości, które są bardziej równomiernie posiadane przez obywateli amerykańskich.

Zauważmy, że wzrost cen aktywów w ostatnich latach wynikał nie tylko z tego, że na ten rynek trafiały w pierwszej kolejności nowo wykreowane pieniądze, ale także ze sztucznie obniżonych stóp procentowych.[13] Choć zatem wzrost cen aktywów jest korzystny dla ich posiadaczy, to jednak zwiększa przepaść pomiędzy osobami je posiadającymi a osobami niemajętnymi. Hülsmann (2013, s. 17) zwraca uwagę, że stosunek średniego majątku netto do średniego dochodu wzrósł z 4,10 w 1969 r. do 7,93 w 2007. To powoduje, że osoby niemajętne muszą dłużej pracować, aby zakumulować dany poziom majątku, co z pewnością hamuje proces mobilności społecznej.

Po czwarte, redystrybucyjne efekty inflacji wynikają także z tego, że część cen jest relatywnie sztywna i nie może się szybko zmieniać. Oczywistym przykładem są tutaj instrumenty dłużne o stałym oprocentowaniu czy ceny uzgadnianie w innych długoterminowych umowach (płace, czynsze itd.). Implikuje to redystrybucję dochodu od szeroko rozumianych wierzycieli do szeroko rozumianych dłużników. Najwięcej długu do spłacenia w gospodarce USA mają rząd oraz sektor finansowy, podczas gdy wierzycielami są podmioty zagraniczne i krajowe gospodarstwa domowa (choć w mniejszym stopniu niż dawniej). Sytuacja wewnątrz gospodarstw domowych jest nieco bardziej skomplikowana, ponieważ redystrybucja nie przebiega od najbiedniejszych do najbogatszych (lub odwrotnie) lecz od najbiedniejszych oraz najbogatszych do klasy średniej, która posiada najwięcej długu netto (Doepke, Schneider, 2005).

Podsumowując, redystrybucyjny wpływ inflacji zależy nie tylko od dostępu do nowo wykreowanych pieniędzy, ale także od struktury przychodów, wydatków i bilansów różnych grup dochodowych (Laidler, Parkin, 1975, s. 786). Okazuje się, że we wszystkich tych aspektach osoby biedniejsze są w relatywnie gorszej pozycji względem osób bogatszych. Inflacja powoduje zatem taką redystrybucję, która zwiększa nierówności dochodowe i majątkowe.

VI. Podsumowanie

Tematyka nierówności dochodowych jest obecnie popularna w świecie akademickim. O ile same nierówności nie są niczym niepokojącym, ponieważ stanowią naturalną cechą wolnego rynku, o tyle ich wzrost od lat 70. ubiegłego wieku domaga się wyjaśnienia. Oczywiście, dane dotyczące nierówności dochodowych są dalece niedoskonałe i prawdopodobnie zawyżone, jednak co do kierunku zmian nie ma wątpliwości.

Wiele teorii wyjaśnia zmiany w poziomie nierówności dochodowych, jednak nie tłumaczą np. narastania nierówności w okresach luźnej polityki monetarnej i baniek spekulacyjnych oraz ich redukcję po pęknięciu baniek. Czynnikiem, który tłumaczy tę prawidłowość, jest inflacja monetarna oraz towarzyszący jej efekt Cantillona – pomijany na ogół zarówno w literaturze na temat skutków inflacji, jak i przyczyn nierówności dochodowych. Wyjątkiem jest szkoła austriacka[14], której przedstawiciele zawsze podkreślali, że podaż pieniądza nigdy nie wzrasta równomiernie, co prowadzi do zmian w strukturze relatywnych cen, cyklu koniunkturalnego i baniek spekulacyjnych. Okazuje się, że najbardziej poszkodowanymi w wyniku inflacji są osoby relatywnie biedniejsze, co prowadzi do narastania nierówności dochodowych i majątkowych.

Dzieje się tak zarówno z przyczyn instytucjonalnych (pułapka inflacyjna, niepełna indeksacja), jak i dlatego, że osoby biedniejsze posiadają procentowo mniej (odpowiednich) aktywów oraz nie mają dostępu jako pierwsi do nowo wykreowanych pieniędzy. Do tego tracą oni jako konsumenci (więcej procentowo wydają na bardziej drożejące dobra) oraz wierzyciele (w tym przypadku traci klasa niższa względem klasy średniej).

Nie oznacza to, że inflacja monetarna jest koniecznie główną przyczyną zmian w nierównościach dochodowych, które są wypadkową wielu czynników. Niemniej znów potwierdza się prawidłowość, zgodnie z którą każda interwencja państwowa, w tym przypadku zwiększanie podaży pieniądza, prowadzi do niezamierzonych konsekwencji — jedną z nich jest wzrost nierówności społecznych. Jest to zatem kolejny argument przeciwko obecnemu systemowi monetarnemu opartemu na pustym pieniądzu kreowanym przez bank centralny i rezerwie cząstkowej prowadzącej do ekspansji kredytowej.

 

Literatura

  1. Acemoglu D., 2000, „Technical Change, Inequality, and the Labor Market”, NBER Working Paper, nr. 7800, July
  2. Albanesi S., 2007, „Inflation and inequality”, Journal of Monetary Economics, Vol. 54, No. 4, s. 1088-1114
  3. Bullard J., 2014, „Income Inequality and Monetary Policy: A Framework with Answers to Three Questions”, C. Peter McColough Series on International Economics, Council on Foreign Relations, New York, N.Y.
  4. Burtless G., 1999, „Effects of Growing Wage Disparities and Changing Family Composition on the U.S. Income Distribution”, Center on Social and Economic Dynamics Working Paper, No. 4, July
  5. Cardoso E., Urani A., Urani U., 1995, Inflation and Unemployment as Determinants of Inequality in Dornbusch R., Edwards S. (red.), Brazil: The 1980s, [w:] Reform, Recovery, and Growth: Latin America and the Middle East, NBER Books, Chicago: University of Chicago Press
  6. Doepke M., Schneider M., 2005, „Real Effects of Inflation Through the Redistribution of Nominal Wealth”, Federal Reserve Bank of Minneapolis Research Department Staff Report, No. 355, February
  7. Erosa A., Ventura G., 2002, „On Inflation as a Regressive Tax”, Journal of Monetary Economics, Vol. 49, No. 4
  8. Ferreira F.H.G., Leite P.G., Litchfield J.A., 2006, „The Rise and Fall of Brazilian Inequality: 1981-2004”, World Bank Policy Research Working Paper, No. 3867, March
  9. Gordon R.J., Dew-Becker I., 2008, „Controversies About the Rise of American Inequality: A Survey”, NBER Working Paper Series, No. 13982, May
  10. Gregorio J., Lee J-W., 2002, „Education and Income Inequality: New Evidence From Cross-Country Data”, Review of Income and Wealth, Vol. 48., No. 3, September
  11. Hederman R.S., Rector R., 1999, „Income Inequality: How Census Data Misrepresent Income Distribution”, The Heritage Foundation Center for Data Analysis Report, No. 99-07, September 29, http://www.heritage.org/research/reports/1999/09/income-inequality (data dostępu: 12.10.2014 r.).
  12. Hollenbeck F., 2014, „How Central Banks Cause Income Inequality”, dostępne: http://mises.org/daily/6653/How-Central-Banks-Cause-Income-Inequality, October 11, 2014
  13. Hülsmann J.G., 2013, „Fiat Money and the Distribution of Incomes and Wealth”, Document de travail du GRANEM, No. 2013-02-039, November
  14. Kennickell A.B., Starr-McCluer M., 1996, „Household Savings and Portfolio Change: Evidence from the 1983-89 SCF Panel”, Finance and Economics Discussion Series, No. 18, Federal Reserve Board of Governors
  15. Kennickell A.B., 2009, „Ponds and Streams: Wealth and Income in the US., 1989 to 2007”, Finance and Economics Discussion Series, No. 13, Federal Reserve Board of Governors
  16. Kuznets S., 1955, „Economic Growth and Income Inequality”, American Economic Review, Vol. XLV, No. 1, March
  17. Laidler D., Parkin M., 1975, „Inflation: A Survey”, The Economic Journal, Vol. 85, No. 340, pp. 741-809
  18. Lee C-I., Solon G., 2006, „Trends in Intergenerational Income Mobility”, NBER Working Paper Series, No. 12007, January
  19. Meyer B.D., Sullivan J.X., 2013, „Consumption and Income Inequality in the U.S. Since the 1960s.” American Economic Review: Papers and Proceedings, Vol. 103, No. 3
  20. Mises L., 1949 [1998], Human Action: A Treatise on Economics, the scholar’s edition, Auburn, Ala.: Ludwig von Mises Institute
  21. Monnin P., 2014, „Inflation and Income Inequality in Developed Economies”, CEP Working Paper, 1/2014
  22. Mulligan C.B., Sala-i-Martin X., 2000, „Extensive Margins and the Demand for Money at Low Interest Rates”,Journal of Political Economy
    Vol. 108, No. 5, October, s. 961-991
  23. OECD, 2011, „An Overview Of Growing Income Inequalities in OECD Countries: Main Findings, Why Inequality Keeps Rising
  24. Piachaud D., 1978, Inflation and Income Distribution, [w:] Hirsh R., Goldthorpe J.H. (red.), The Political Economy of Inflation, Cambridge: Harvard University Press
  25. Piketty T., Saez E., 2003, „Income Inequality in the United States, 1913-1998”, Quarterly Journal of Economics, Vol. 118, No. 1, s. 1-39
  26. Piketty T., 2014, Capital in the Twenty-First Century, Harvard University Press
  27. Reynolds A., 2007, „Has U.S. Income Inequality Really Increased?”, Cato Policy Analysis, No. 586, January
  28. Romer C.D., Romer D.H., 1998, „Monetary Policy and the Well-Being of the Poor”, NBER Working Paper Series, No. 6793, November
  29. Sahota G.S., 1978, „Theories of Personal Income Distribution: A Survey”, Journal of Economic Literature, Vol. 16, No. 1, March, s. 1-55
  30. Saito O., 2010, Income Growth and Inequality over the Very Long Run:England, India and Japan Compared, Slavic Research Center
  31. Stone C., Trisi D., Sherman A., Chen W., 2014, „A Guide to Statistics on Historical Trends in Income Inequality”, Center on Budget and Policy Priorities, April
  32. Williamson J.G., 1985, Did British Capitalism Breed Inequality?, Boston: Allen & Unwin
  33. Wolff E.N., 2010, „RecentTrends in Household Wealth in the United States: Rising Debt and the Middle-Class Squeeze—an Update to 2007”,The Levy Economics Institute Working Paper, No. 589
  34. Wolff E.N., 2012, „The Asset Price Meltdown and the Wealth of the Middle Class”, NBER Working Paper Series, No. 18559, November
  35. Yeager L., 1997, The Costs, Sources, and Control of Inflation, [w:] Yeager L., The Fluttering Veil: Essays on Monetary Disequilibrium, Indianapolis: Liberty Fund, s. 33-84

 

[1] Autor dziękuje Pani Redaktor oraz MB za uwagi do pierwszej wersji tego tekstu.

[2] Realny dochód wszystkich kwintyli wzrósł od lat 70. ubiegłego wieku – przynajmniej według danych Census Bureau: https://www.census.gov/hhes/www/income/data/historical/household/ (data dostępu: 12.10.2014 r.).

[3] Okazuje się, że w dolnych kwintylach dochodowych pracuje znaczniej mniej osób (procentowo) niż w wyższych kwintylach (Hederman, Rector, 1999).

[4] Zob. Kuznets (1955).

[5] Zainteresowanych zarzutami wobec danych użytych w książce Piketty’ego odsyłamy do tego artykułu.

[6] O różnicach wynikających z różnych definicji „dochodu” i konsekwencjach takiego, a nie innego wyboru, można przeczytać w: Kennickell (2009). Poradnik tłumaczący dane na temat nierówności dochodowych i majątkowych Czytelnik znajdzie w: Stone et al. (2014), zaś ich krytykę w: Reynolds (2007).

[7] Mobilność społeczna wewnątrzpokoleniowa porównuje pozycje jednostek z danego pokolenia na przestrzenii ich życia. Mobilność społeczna międzypokoleniowa porównuje sytuacje jednostek względem sytuacji ich rodziców.

[8] Przegląd różnych teorii Czytelnik znajdzie w: Sahota (1978), Gordon and Dew-Becker (2007), OECD (2011, s. 28-40) oraz Monnin (2014).

[9] Korelację pomiędzy inflacją a nierównościami dochodowymi wykazano w co najmniej kilku badaniach empirycznych. Zainteresowanego Czytelnika odsyłam do np.: Romer, Romer (1998), Ferreira et al. (2006) czy Albanesi (2007).

[10] Pomiędzy 1959 a 1971 baza monerna rosła średnio (średnia geometryczna) 4,62% w skali roku, zaś w latach 1971-2013 było to już 9,26% (obliczenia własne na podstawie danych do pobrania ze strony: http://research.stlouisfed.org/fred2/series/AMBSL#, data dostępu: 12.10.2014 r.).

[11] Indeks Giniego dla USA między 1997 a 2000 wzrósł z 0,53 do 0,56, potem spadł do 0,54 w 2003, następnie wzrósł do 0,57 w 2007 (Wolff, 2010, s. 12), zaś podczas wielkiej recesji spadł do 0,55 w 2010 (Wolff, 2012, s. 15).

[12] Co ciekawe, Piketty i Saez (2003) przyznają, że wzrost nierówności dochodowych od lat 70. wynikał w dużej mierze nie z rosnącej roli kapitału (jak utrzymuje Piketty w swojej książce), lecz ze wzrostu płac najlepiej zarabiających pracowników.

[13] Ekspansja kredytowa zatem dodatkowo wspiera dłużników oraz sektor finansowy (Hülsmann, 2013).

[14] Jednak nawet pośród ekonomistów austriackich związek pomiędzy inflacją a nierównościami dochodowymi i majątkowymi nie był zbyt często systematycznie badany. Wyjątkiem jest Balac (2008), Hülsmann (2013) oraz Hollenbeck (2014).

Kategorie
Ekonomia pracy i demografia Komentarze Nierówności dochodowe Teksty

Czytaj również

Zitelmann_Raport Oxfamu - nie, więcej dla superbogatych to nie mniej dla biednych

Nierówności dochodowe

Zitelmann: Raport Oxfamu - nie, więcej dla superbogatych to nie mniej dla biednych

Oczywiście Oxfam wybiera dane tak, aby pasowały do ich tezy.

Sieroń_Czy-możemy-wprowadzić-bezwarunkowy-dochód-podstawowy.jpg

Transfery społeczne

Sieroń: Czy możemy wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy?

Bezwarunkowy dochód podstawowy znów trafił do przestrzeni medialnej.

Nyoja_O-„dekolonizacji”-praw-własności

Społeczeństwo

Nyoja: O „dekolonizacji” praw własności

Twierdzi się, że zasady wolności jednostki i własności prywatnej są po prostu kwestią pewnych preferencji kulturowych...


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 16
marcinach

"Kapitał" Karola Marks też odniósł sukces, a jego wpływy leczymy do dziś. Mam nadzieję, że książka Pikkety'ego - równie nudna i obszerna co "Kapitał" - znajdzie swoje miejsce - na śmietniku historii. Lewicowo rozumiany postęp spowodował, że Pikkiety'ego zamiast jako szarlatana uważa się za wybitnego ekonomistę. Powinno być wybitny marksista. W tym wybitny, ze znany.

Odpowiedz

MM

Patrząc od strony teoretycznej dyscypliny Marks był lepszy od Pikettiego, bo w przeciwieństwie do niego nie mieszał kapitału z bogactwem. A u Pikettiego jest chaos definicyjny.

Odpowiedz

marcinach

Czy Marks był teoretykiem? Marks dokonywał kompliacji dużej ilość aforyzmów, różnych cytatów w sosie emocjonalnej groźby i wieszczenia. Pod tym względem Piketty jest tylko oburzony (nie finansuje rewolucjonistów), jak większość lewicowych pismaków. Tak! Oburzenie, to ich postawa. Zresztą kto nie ogląda i nie czyta oburzonych ludzi? Podane tego w marksistowskim sosie ma szanse na 1 miejsce w jakiejś lewicowej tubie. To tyle. Przeczytać, skrytykować, a najlepiej nie kupować czegoś takiego. Kiedyś czytałem z ciekawości tomy marksistowskich i lewicowych wypocin. Niestety większość nadaje się tylko do kominka na podpałkę. Lewicowość ciągle skazana jest na powtarzanie tych samych błędów.

Odpowiedz

Marek

Panie Marcinach, jako że lubi Pan abstrakcyjne rozważania, zadam krótkie pytanie:
Jak zakwalifikowałby Pan poglądy Lysandera Spoonera i Edwarda Abramowskiego? Proszę o krótką, parozdaniową odpowiedź :)

Odpowiedz

marcinach

W XIX wieku pewnych działaczy określano pewnym, ładnym terminem - radykałowie. To tacy co chcieli zmiany. Radykałami byli liberałowie, radykałami byli socjaliści, i całe masy społeczników. Bogactwo myśli Lysandera Spoonera i Edwarda Abramowskiego jest tak wielka i szeroka, że gdybym chciał ich pomieścić w jednym z trzech głównych ideologii: liberalizm, konserwatyzm i socjalizm, to musiałbym ich zaliczyć do pierwszego i ostatniego. Chociaż pewnie socjaliści to prawidłowe i piękne określenie, gdyby nie te wszystkie świństwa marksistów czy fabianów.

Odpowiedz

marcinach

Nie wiem dlaczego, ale nie opublikowano mojej wczorajszej odpowiedzi. Szkoda, bo nie chce mi się jeszcze raz rozpisywać, więc przejdę od razu do odpowiedzi. Myśl i dzieła Lysandera Spoonera i Edwarda Abramowskiego mieszczą się w XIX wiecznej tradycji socjalistycznej, niż liberalnej - choć oba nurty się przenikały, zresztą podobnie było z XIXwiecznymi konserwatystami (J. Chamberlain, liberalny radykał co był za protekcjonizmem lub konserwtyści Disraeliego, których przezywano od zwolenników socjalizmu, ale bez socjalistów - oczywiście chodziło o rewolucjonistów). Niestety XX-wieczne totalitaryzmy (niemiecki nazizm i sowiecki komunizm) wyznaczyły pewne, błędne standardy w pojmowaniu czy była teoria XIX-wieczna socjalizmu i wszysycy myślą tylko o państwowym socjalizmie.
Pytanie może być bardziej zabawne. Do jakiej tradycji politycznej należeli George Orwell i G.K. Chesterton, tak lubiani przez prawicę i współczesnych konserwatystów, a czasami nawet przez libertarian, np. D.D. Friedmana. Oczywiście Orwell należy do socjalizmu (wpawdzie umairkowanego, zwłaszcza po tym co zobaczył w Katalonii), a Chesterton do liberalizmu. Zapewne wielu katolickim publicystom, tropicielom łżeliberałów, nie jest to na rękę.

Odpowiedz

marcinach

Co do socjalistów "przedpaństwowców" to polecam zupełnie coś innego. Historię ruchów, które miały wiele wspólnego z socjalistami, i czego nie wiedzą współcześni lewicowcy, również z nimi.
- Cohn Norman, The Pursuit Of The Millennium: Revolutionary Millenarians and Mystical Anarchists of the Middle Ages (Oxford University Press, 1990)
- Muravchik Joshua, Heaven on Earth: The Rise and Fall of Socialism (Encounter Books, 2003)
- Zamoyski Adam, Holy Madness: Romantics, Patriots and Revolutionaries, 1776-1871 (Viking Books, 2000)

Miłej lektury :wink:

Odpowiedz

Marek

Panie Marcinach, spodobała mi się Pana odpowiedź. Samemu całym sercem popieram 'socjalizm' w rozumieniu L. Spoonera czy E. Abramowskiego. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy, w tzw. ruchu robotniczym, zwyciężyły nurty zakładające poddanie się organom państwa. Poglądy tej dwójki to zapewne "burżuazyjno-liberalne odchylenie" xD

Odpowiedz

Marek

Orwell już patrząc na rząd Attlee'ego miał zwątpić w państwowy nurt socjalizmu. Należy pamiętać, że "Rok 84-ty" został napisany już w latach czterdziestych ubiegłego wieku.
O tyle nie cenię Orwella, że pod koniec życia popadł w straszliwy pesymizm, ten zaś prowadzi do marazmu i tylko ułatwia zaprowadzenie czy trwanie tyranii.

Odpowiedz

Leon Orlikowski

Leon Orlikowski - Komentarz do książki Thomasa Piketty’ego:

Thomas Piketty w wywiadzie „Przypływ nie podnosi wszystkich łodzi” prezentuje czytelnikom „Dziennika Gazety Prawnej” ( z 30.04 – 4.05.2014), co osobiście sądzi o „Kapitale w XXI wieku” w napisanej przez siebie książce, która pod takim właśnie tytułem w kwietniu 2014 r. ukazała się rynku księgarskim. Dociekliwe pytania Rafała Wosia, który prowadził ten wywiad, zobligowały też rozmówcę do skrótowego uzasadnienia, uargumentowania przedstawionych w swej książce tez.

Już na wstępie wywiadu zarzeka się, że nie jest marksistą oraz że bliżej mu do Keynesa aniżeli do Marksa. Jednak po zapoznaniu się z całym wywiadem czytelnicy znający poglądy obu tych autorów, którzy to swoimi pismami wywarli ogromny wpływ i na rozwój myśli ekonomicznej jak i polityki gospodarczej, mają zupełnie odwrotne odczucie. Duch Marksa bowiem nakierowuje myśli Piketty’ego zarówno na tematykę jego badań, jak i narzuca mu optykę jej widzenia i rozumienia. Keynes pragnie ratować coraz bardziej niedomagający kapitalizm w ten sposób, żeby niezainwestowane oszczędności z dochodów od kapitałów były wypożyczane przez państwo na finansowanie deficytowych wydatków budżetowych, co będzie stymulowało popyt oraz pobudzało koniunkturę gospodarczą i w efekcie pozwalało realizować satysfakcjonujące zyski ze zgromadzonych i zainwestowanych w gospodarkę kapitałów. Marks natomiast postuluje, aby w sposób brutalny, na drodze rewolucyjnej przemocy pozbawić wszystkich właścicieli ich kapitałów, czyli jak to dosłownie określił „wywłaszczyć wywłaszczycieli”, bo zgodnie z jego teorią zgromadzili oni swoje kapitały nieuczciwie, z nieopłacania pełnej wartości wytworzonych towarów przez najmowaną siłę roboczą i przywłaszczania sobie tej nieopłacanej części dla luksusowego życia oraz kapitalizowania i akumulowania dla dalszego bogacenia się i powiększania wyzysku. Piketty postuluje tylko(?), aby „dla dochodu powyżej 1 mln dol. rocznie najwyższa stawka podatkowa powinna wynosić właśnie 80 proc. A więc mieć de facto charakter konfiskacyjny”. Piketty jest więc bardziej tolerancyjny dla kapitalistów aniżeli Marks, bo chce ich nie niszczyć, a tylko pozbawić możliwości akumulowania i pomnażania swoich kapitałów. Sądzi, że takie „konfiskacyjne” opodatkowanie wysokich dochodów skłoni ich beneficjentów, „żeby te pieniądze (które będą musieli przekazać fiskusowi – LO) przeznaczali raczej na wynagrodzenia dla pracowników średniego szczebla. Co byłoby z korzyścią i dla firmy, i dla całej gospodarki” (sic!). Szkoda, że rozmówca nie zapytał Piketty’ego, na czym te korzyści miałyby polegać? Czyżby on sądził, że postulując taką „urawniłówkę” w podziale dochodów, wzbogaci tym doktrynę Keynesa, bo wzrośnie popyt konsumpcyjny? A co z akumulacją? Z czego będą finansowane inwestycje produkcyjne, gdy z powodu „urawniłówki” dochody będą raczej w całości konsumowane, aniżeli w wystarczającej części dla finansowania inwestycji rozwojowych oszczędzane? O tym, że równościowy podział w dochodach sprzyja raczej konsumpcji niż akumulacji, nie trzeba przekonywać żadnego wykształconego ekonomistę, tym bardziej profesjonalistę! Prawda jest bowiem taka, że najwięcej akumulują i inwestują ci, którzy mają najwyższe dochody.

Tymczasem Piketty podąża ścieżką wydeptaną przez Marksa i dostrzega tylko różnice w dochodach, natomiast w ogóle nie zastanawia się: skąd takie różnice powstają, dlaczego się utrzymują, względnie kiedy się zmieniają i czemu służą. Gdyby Marks zadał sobie powyższe pytania i spróbował na nie odpowiedzieć, na pewno nie zbudowałby tak heretyckiej doktryny, która wdrożona przemocą do komunistycznej praktyki nie tylko, że nie wyzwoliła klasy robotniczej z „kapitalistycznego wyzysku”, ale zadała jej nie mniej cierpień i bólu od tych, jakich jej przodkowie doświadczali w okresie tzw. „akumulacji pierwotnej”, którą tak drapieżnie opisał i scharakteryzował Marks w swoim „Kapitale”. Kiedy Marks pisał „Kapitał”, proces akumulacji pierwotnej jeszcze trwał, bo przez cały XIX wiek przemysłowe metody pracy i kapitał przepływały do innych dziedzin działalności, przede wszystkim do transportu i rolnictwa. Kapitały przepływały też z krajów bardziej rozwiniętych, przede wszystkim z Anglii i z Francji oraz odsiadały i powstawały w mniej rozwiniętych. To w XIX wieku w Europie i w Ameryce Północnej została zbudowana cała infrastruktura transportowa kolei. Stanom Zjednoczonym linia kolejowa zbudowana ze wschodu na zachód za europejskie kapitały, przede wszystkim angielskie, umożliwiła rolnicze zagospodarowanie żyznych ziem w dorzeczu Missisipi aż po Góry Skaliste. Tak samo za zagraniczne kapitały, głównie francuskie, zbudowana linia transsyberyjska pozwalała Rosji eksploatować bogactwa naturalne Syberii.

W XIX wieku silniki parowe nie tylko stworzyły i szybko rozwinęły w świecie transport kolejowy, ale również przebudowały, rozbudowały oraz unowocześniły i usprawniły transport morski. Wkroczyły też do rolnictwa. Wszystko to wymagało ogromnych nakładów kapitałowych, które można było pozyskiwać przede wszystkim z dochodów realizowanych w przemyśle. Właściciele zainwestowanych w przemyśle kapitałów starali się realizować jak największe zyski, z których akumulowali poszukiwane kapitały. Uprzemysławiające się w szybkim tempie kraje Zachodu wchłaniały bez reszty każdą podaż nowo tworzonych i oferowanych kapitałów. Już Adam Smith, twórca nauki ekonomii zauważył, że pomiędzy dochodami realizowanymi z pracy oraz z kapitału występuje antagonistyczna sprzeczność. Im wyższe dochody realizują właściciele od zainwestowanych kapitałów, tym mniejsze pozostają na wynagrodzenia za świadczoną pracę. Właśnie dlatego, gdy popyt na kapitał jest wysoki, a jednocześnie występuje duża nadpodaż rąk do pracy, kapitał jako dobro względnie rzadkie jest drogi, a siła robocza, której jest nadmiar jest tania. Po prostu to podstawowe prawo wolego rynku, jakim jest prawo popytu i podaży, określa proporcje podziałów wytwarzanych w licznych procesach produkcyjnych efektów uzyskiwanych ze współdziałania w nich pracy i kapitału w postaci przychodów pieniężnych za wyprodukowane i sprzedane towary. Dlatego w tzw. akumulacji pierwotnej, gdzie występuje nadmiar wolnych rąk do pracy a niedobór kapitałów, płace za świadczoną pracę są bardzo niskie, utrzymują się na poziomie minimum egzystencji siły roboczej, bo ci, którzy nie posiadają żadnej własności oraz źródeł utrzymania swej egzystencji oprócz własnych rąk do pracy, gotowi są pracować i pracują nawet za najniższe wynagrodzenie, które pozwala im tylko na przeżycie.

Marks był czynnym i wrażliwym obserwatorem sytuacji, w jakiej znajdowała się i świadczyła przedsiębiorcom/właścicielom kapitałów swe usługi pracy klasa tzw. wolnych proletariuszy. Zamiast skupić się na zbadaniu przyczyn powstałej sytuacji oraz z naukowym dystansem ją przeanalizować i zrozumieć, a potem sformułować wnioski, co należy zrobić dla poprawienia doli pracujących, to poniosły go emocje i pod ich wpływem w „Manifeście komunistycznym” napisanym razem z Fryderykiem Engelsem sformułował i ogłosił hasła totalnie potępiające kapitalistyczny sposób produkcji oraz nawołujące i zachęcające proletariuszy do obalenia przemocą w drodze proletariackiego powstania, czyli rewolucji tego niesprawiedliwego kapitalistycznego ustroju i zastąpienia go innym, w którym praca nie będzie wyzyskiwana przez kapitał. Dopiero wiele lat później, w napisanym dziele pt.: „Kapitał” postarał się uzasadnić hasła zawarte w „Manifeście” i poddał w nim druzgocącej krytyce kapitalistyczny sposób produkcji. Dzieło to też jest napisane z dużym emocjonalnym zaangażowaniem. Marks swą krytykę skupia przede wszystkim na osobie kapitalisty: „Kapitalista nabył siłę roboczą według jej wartości dziennej (czyli za płacę równą wartości kosztów dziennego utrzymania – LO). Do niego należy jej wartość użytkowa w ciągu jednego dnia roboczego (tj. wytworzonego towaru na sprzedaż – LO). Uzyskał więc prawo zmuszania robotnika, żeby pracował na niego przez cały dzień. (…) A kapitał ma jedną tylko dążność życiową, dążność do pomnażania swojej wartości, do tworzenia wartości dodatkowej (zysku – LO), … Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę, a tym więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie. Czas, w ciągu którego robotnik pracuje, jest czasem, w ciągu którego kapitalista spożywa nabytą przez siebie siłę roboczą”(Karol Marks: „Kapitał”, Książka i Wiedza, Warszawa 1951, tom I, str. 246). „Dążenie do przywłaszczenia pracy w ciągu całych 24 godzin doby staje się więc immanentną tendencją produkcji kapitalistycznej. A że wysysanie tych samych sił roboczych dniem i nocą jest niepodobieństwem fizycznym, trzeba pokonać owa fizyczną przeszkodę za pomocą kolejnych zmian sił roboczych spożywanych za dnia i nocy (…). Jak wiadomo, ten system zmian, ta gospodarka zmianami, przeważała w okresie młodzieńczego rozkwitu angielskiego przemysłu bawełnianego itd., a między innymi kwitnie dziś w przędzalniach bawełny guberni moskiewskiej. Jako system, ten 24-godzinny proces produkcji dziś jeszcze istnieje w wielu dotychczas „wolnych” gałęziach przemysłu Wielkiej Brytanii, m.in. w wielkich piecach, kuźniach, walcowniach i innych zakładach hutniczych w Anglii, Walii i Szkocji. Proces pracy trwa tam przeważnie, prócz 6 dwudziestoczterogodzinnych dni powszednich, także przez 24 godziny niedzieli. Personel robotniczy składa się z mężczyzn i kobiet, z dorosłych i z dzieci obojga płci. Wiek dzieci i młodocianych przebiega całą skalę od 8 (a w poszczególnych wypadkach od 6) do 18 lat. W niektórych gałęziach również dziewczęta i kobiety pracują nocą razem z personelem męskim. (W przypisie): W Staffordshire, jak również w Południowej Walii młode dziewczęta i kobiety pracują w kopalniach węgla i na hałdach koksu nie tylko w dzień, ale też w nocy”(tamże, str. 273 – 274). Przywołuje też przypadek śmierci młodej kobiety z powodu przepracowania: „W ostatnich tygodniach czerwca roku 1863 wszystkie dzienniki londyńskie podały notatkę pod „sensacyjnym” tytułem: „Death from simple overwork” („śmierć ze zwykłego przepracowania”). Chodziło tu o śmierć dwudziestoletniej modniarki Mary Anne Walkley, zatrudnionej w bardzo szanowanej nadwornej pracowni modniarskiej, eksploatowanej przez damę o wdzięcznym imieniu: Eliza. Wykryta tu została na nowo stara, wiele razy już opowiadana historia, że dziewczyna ta musiała pracować przeciętnie po 16(i)1/2 godzin, a podczas sezonu często po 30 godzin bez przerwy, przy czym jej siła „robocza” odmawiająca posłuszeństwa była podtrzymywana w miarę potrzeby sherry, portwejnem albo kawą. A sezon był właśnie w całej pełni. Szło o to, żeby na dzień balu wydanego na cześć świeżo importowanej księżnej Walii wyczarować w mgnieniu oka paradne toalety dla szlachetnych ladies. Mary Anne Walkley pracowała bez wytchnienia przez 26(i)1/2 godzin wraz z 60 innymi dziewczętami, po 30 w izbie zawierającej zaledwie 1/3 niezbędnej kubatury powietrza, podczas gdy noce spędzały po dwie na jednym posłaniu w norach, w których jedną przegradza się tylko przepierzeniem z desek. A była to jedna z lepszych pracowni modniarskich w Londynie. Mary Anne Walkley zachorowała w piątek, a umarła w niedzielę – ku zdumieniu pani Elizy – nie dokończywszy ostatniego stroju”. (…) „Zapracowywać się na śmierć – to zjawisko powszednie nie tylko w warsztatach modniarskich, lecz w tysiącu miejsc, ba, w każdym miejscu, gdziekolwiek interes jest w ruchu…” (tamże, str. 270 – 272).

Niestety, Marks nie podaje, jakie występowały wówczas dysproporcje/nierówności pomiędzy dochodami z kapitału oraz z pracy. Jak to stwierdza Piketty, po prostu: „On (Marks) się do tych danych nie odwoływał, bo takie dane zwyczajnie nie istniały (wówczas – LO). Z tego, co podaje Piketty, że „na przykład we Francji czy w Wielkiej Brytanii w II połowie XIX wieku ogólna wartość prywatnego kapitału przewyższała dochód narodowy 6–7-krotnie”, wynika, iż dysproporcje dochodowe były wówczas większe niż obecnie, albowiem „Dziś w Wielkiej Brytanii (kapitał) doszedł do ok. 500 proc., a we Francji podchodzi pod 600 proc. PKB.

W XX wieku z powodu dwóch wojen światowych, które wyniszczyły we wcześniejszych latach zgromadzone majątki oraz wielkiego kryzysu lat 1929 – 1933, ogólna wartość zakumulowanych kapitałów w Europie bardzo się skurczyła. Nie tylko z solidarności, ale i z politycznej konieczności, kapitał amerykański, który dzięki obu wojnom światowym bardzo się pomnożył, zaangażował się w pomoc i odbudowę zrujnowanych gospodarek krajów Europy Zachodniej. Szczególnie dużej i pilnej pomocy kraje te wymagały i otrzymywały po drugiej wojnie światowej, albowiem znalazły się one na pierwszej linii front walki z penetracją ideologii komunistycznej. Równocześnie kapitalizm jako ustrój gospodarczy musiał czynnie przeciwstawiać się nieustannie podejmowanym próbom ekspansji terytorialnej na kraje wolnego świata przez komunistyczny totalitaryzm. Kraje kapitalistycznego zachodu musiały podjąć wezwanie agresywnej doktryny komunistycznej i przystąpić do długoletniego współzawodnictwa ekonomicznego z krajami zarządzanymi centralnie gospodarką. Taka konieczność spowodowała, że znacznie ograniczyły inwestowanie kapitałów w krajach nierozwiniętych oraz skupiły się przede wszystkim na intensywnym akumulowaniu we własnej strefie krajów wysoko rozwiniętych.

Jeżeli w drugiej połowie XX wieku takie kraje jak Japonia, Korea Południowa, Tajwan, Singapur i in. dołączyły do krajów wysoko rozwiniętych, to dokonały tego własnym wysiłkiem, przechodząc u siebie przez okres tzw. akumulacji pierwotnej, czyli dokonywały własnych oszczędności, które akumulowały i tworzyły swój kapitał oraz uzbrajały w niego posiadane nadwyżki wiejskiej siły roboczej. W procesach przezbrajania własnych gospodarek korzystały ze sprawdzonych w tym zakresie wzorców z krajów zachodnich. Pozwolono im też na prowadzenie merkantylistycznej polityki w handlu zagranicznym, w którym były upłynniane wytwarzane w ich dynamicznie rozwijających się gospodarkach nadwyżki podaży towarów, a za pozyskiwane obce waluty mogły nabywać z krajów zachodnich nowoczesne technologie i wyposażać w nie budowane u siebie zakłady produkcyjne.

Ze zmianą polityki inwestycyjnej, jaką na krajach wysoko rozwiniętego kapitalizmu po drugiej wojnie światowej wymusił komunistyczny totalitaryzm, dokonała się też zmiana polityki dochodowej w tych krajach, niewątpliwie również jako skutek demonstracyjnego odporu na naciski wrogiej ideologii. Najbardziej podniosły się dochody pracowników najemnych; w rezultacie nierówności dochodowe pomiędzy pracą a kapitałem znacznie się zmniejszyły. Z tego względu przez ponad trzy dekady po drugiej wojnie światowej ludzie pracy doświadczali wysokiego dobrobytu. Jednocześnie intensywna akumulacja kapitałów zaowocowała powstaniem i rozwinięciem się w krajach wysoko rozwiniętych nowych technologii w zakresie astronautyki, elektroniki, informatyki…, co doprowadziło do tego, że gospodarka kapitalistyczna zdobyła przewagę nad gospodarką centralnie zarządzaną oraz ostatecznie pokonała ją w ekonomicznym współzawodnictwie.

Kiedy w 1981 roku Ronald Reagan rozpoczął urzędowanie jako nowo wybrany prezydent USA, jedną z pierwszych podjętych przez niego decyzji była duża obniżka podatków dla największych dochodobiorców. To przedstawiciele szkoły monetarnej zasugerowali i przekonali go, że w ten sposób wzrosną prywatne oszczędności, a to przełoży się na większe inwestycje oraz da wzrost produkcji i dochodów. W rezultacie powiększą się wpływy podatkowe oraz zmniejszy deficyt budżetowy. Jakież było dla wszystkich zaskoczenie, że nic takiego się nie stało, natomiast kapitał ze Stanów Zjednoczonych zaczął masowo odpływać za granicę przede wszystkim do Chin, potem do Indii oraz do wielu innych krajów, które wkroczyły na ścieżkę przyspieszonej akumulacji kapitału i zaoferowały kapitałowi zagranicznemu szczególnie atrakcyjne warunki, bardzo wysokie stopy zwrotu od zainwestowanych kapitałów, stanowiące kilkakrotne przebicie tych, które dają inwestycje we własnych krajach. W krajach tzw. wschodzących gospodarek zostały bowiem uruchomione i występują wszystkie te czynniki, które w krajach Zachodu występowały w okresie akumulacji pierwotnej. Istniejące olbrzymie rezerwy siły roboczej na wsi są zatrudniane w fabrykach na kontraktach czasowych a nawet bez jakiegokolwiek kontraktu i ubezpieczenia społecznego, na warunkach możliwie najniższego wynagrodzenia wynoszącego około dolara do dwóch dolarów za dzień dwukrotnie dłuższej pracy niż na Zachodzie. Praca jest wykonywana w bardzo ciężkich warunkach. Na przykład „W przemyśle elektronicznym stosowane są toksyczne substancje, które niszczą zdrowie pracowników. … przy montażu półprzewodników wykorzystywano mnóstwo substancji chemicznych, takich jak rozpuszczalniki, kwasy czy zasady do odtłuszczania, płukania, wytrawiania i polerowania elementów. Te substancje mogą być silnie toksyczne i jak wiadomo, wywierają długoterminowy wpływ na zdrowie człowieka. Pracownice, zwłaszcza te, które montowały obwody drukowane i półprzewodniki, były stale wystawione na działanie tych toksycznych substancji” (Pun Ngai: Pracownice Chińskich fabryk, Oficyna Wyd. Bractwa „Trojka”, Poznań 2010, str. 171). W takich warunkach praca powoduje, że po kilku latach pracownica traci swoją sprawność psychofizyczną i przestaje dalej być przydatna. Musi wracać na wieś, do swojego stałego miejsca zamieszkania, bo obowiązujące prawo nie pozwala, aby pracownik mógł być zameldowany w mieście, w którym podjął pracę. Na jej miejsce jest przyjmowana nowa pracownica, dotąd nie pracująca w żadnej fabryce, najchętniej taka, która nie ukończyła jeszcze dwudziestego roku życia. Mimo tak ciężkich warunków chętnych do pracy nie brakuje, bo na przeludnionych chińskich wsiach czekają na jakąkolwiek pracę miliony. Albowiem „Chiny są bardzo biednym krajem, wsie są nędzne, przeludnione. W konsekwencji następują wielkie przepływy młodych ludzi w kierunku regionów przemysłowych, gdzie również istnieje bezrobocie lub niepełne zatrudnienie, ale dzięki wzrostowi gospodarczemu możliwość znalezienia pracy, choćby bardzo źle płatnej, jest większa. Słowem to, co Marks nazwał „przemysłową armią rezerwy”, istnieje i przyczynia się do znacznego zmniejszenia płac, tak jak dzieje się to w wielu innych krajach wschodzących”. „To w znacznym stopniu dzięki Chinom i ich skrajnie niskim płacom, a także innym krajom azjatyckim wielonarodowe firmy na początku XXI wieku mogły odnotowywać nigdy przedtem nieosiągalne stopy zysku rzędu 15%”. „W istocie, kiedy jakiś kraj, w tym wypadku Chiny, zapewnia korzyść, jaką są koszty siły roboczej w dolarach dużo niższe niż gdziekolwiek indziej, stanowi to zachętę dla wielu przedsiębiorstw z całego świata, nie tylko wielkich, aby przenosić tam możliwie szybko całą produkcję lub jej część”. „Wywołało to potężny ruch w kierunku deindustrializacji i rosnący deficyt w wymianie zagranicznej. Utrata konkurencyjności miejsc pracy w przemyśle Stanów Zjednoczonych, (została spowodowana –LO) …wymogiem wysokiej rentowności dla kapitałów”, jaką mogą osiągać, gdy są one inwestowane w krajach wschodzących. (Antoine Brunet, Jean-Paul Guichard: „Chiny światowym hegemonem?”, Wyd. Studio EMKA, Warszawa 2011, str.: 139, 137, 172).

Tak więc ten sam mechanizm, który wysysa kapitały z krajów wysoko rozwiniętych, i to nie tylko te płynne, ale również nawet i te rzeczowe, które są w postaci funkcjonujących już fabryk przenoszone do krajów wschodzących, bo to się ich właścicielom bardzo opłaca, sprawia, że dochody z kapitałów rosną, a równocześnie dochody z pracy spadają. Słusznie zauważa Piketty, że „Nierówności rosną wtedy, gdy dochody z kapitału przekraczają tempo wzrostu gospodarczego”. Tylko nie zauważa, czy też nie potrafi dostrzec mechanizmu, który taką sytuację powoduje, bo: 1) inwestowany za granicą kapitał, przede wszystkim tam realizuje swe wysokie dochody, 2) gdy kapitał w większości odpływa za granicę, to ten, co pozostaje w kraju, staje się tam względnie rzadki i dlatego wzrasta jego cena, czyli koszt jego wypożyczania i użytkowania staje się porównywalny z tym kapitałem, który jest inwestowany za granicą, 3) odpływ kapitału rzeczowego za granicę redukuje miejsca pracy w kraju, co skutkuje naciskiem na obniżkę płac i podnoszeniem zyskowności kapitału, 4) Im więcej kapitału odpływa za granicę, a mniej pozostaje w kraju, tym jest realizowane niższe tempo wzrostu. Dlatego właśnie „dochody z kapitału przekraczają tempo wzrostu gospodarczego”.

W gospodarce wolnorynkowej, w której istnieje swobodny przepływ towarów, kapitałów i pracy, to międzynarodowy rynek określa ceny czynników produkcji, czyli decyduje o podziale dochodów. Piketty jako teoretyk ekonomii powinien o tym doskonale wiedzieć, a nie wpatrywać się w przestarzałego Marksa i deptać go po piętach! Marks przynajmniej wytyczał drogę, po której, jak sadził, doprowadzi wyzyskiwanych przez kapitał do sprawiedliwego ustroju społeczno-gospodarczego, w którym będą mogli w pełni spożywać owoce swej pracy. Mimo że dla udowodnienia tej tezy poświęcił całe swoje życie, nie zdołał na tyle zgłębić praw ekonomii, żeby przekonać się, że jest to po prostu niemożliwe, że taki ustrój jest nierealną, wymyśloną przez niego mrzonką! A nad czyimi interesami ubolewa Piketty, gdy mówi: „Bo dziś poziomy nierówności dochodowych w krajach rozwiniętych albo właśnie zbliżają się do historycznych rekordów z XIX wieku, albo w niektórych przykładach już je przekroczyły. Wniosek z tego prosty. Obietnica, że więcej wolnego rynku i mniej regulacji przyniesie eliminację takich zjawisk, jak bieda i nierówności, nie sprawdziła się. Przypływ nie podnosi wszystkich łodzi”. Jest więc pytanie do Piketty’ego: Gdzie naprawdę jest bieda, a gdzie są tylko nierówności?! Bieda jest w Chinach, Indiach i w wielu innych krajach, które płacą i nadal gotowe są płacić wysoką cenę za dopływ obcego kapitału, aby uzbroić w niego posiadane olbrzymie rezerwy pracy, bo tylko na takiej drodze mogą wyrwać się z biedy i zacofania. Ale kapitał mają tylko kraje bogate. Jeśli część posiadanego kapitału zainwestują w krajach biednych, zresztą za sowitym wynagrodzeniem, to czy należy ubolewać, że ci, którzy to robią, mają wyższe dochody od tych, którzy nie mają i nie eksportują kapitału. A może ci drudzy mogliby i powinni pomóc krajom o gospodarkach wschodzących w inny sposób, po prostu pojechać do tych krajów i pomóc im wdrażać i opanowywać technikę i technologię produkcji importowaną z krajów wysoko rozwiniętych?!

Odpowiedz

marcinach

Ponoć Lenin powiedział, że aby komunizm się zrealizował, muszą obniżyć się warunki życia klasy robotniczej na jakiś czas (oczywiście po rewolucji). Na jaki czas? Pokolenie? Dwa? Trzy? więcej? Marks mówił o podatkach, i do czego mają służyć. Dla mnie taki p. Piketty, choc pięknie pisze niech spada na bambus. Pewnie jara się, gdy słyszy słowo równość. To zwykły "zawistnik". Francuzi bredzą jak nasi PRLowcy, tyle że ładniej i dostojniej. Biedny Keynes. Znowu zrobiono z niego anioła, a był apostołem amorlaności. Tak bardzo kochał robotników, że chadzał na chłopców do robotniczych dzielnic. Jest to w jego biografiach. Taki moralny typ, co chciał pomóc przez okradanie klasy robotniczej poprzez "iluzję pieniężną". Mam już po dziurki w nosie Marksa i Keynesa, i tych co im wciąż wystawiają laurki. Wstydu nie mają.
PS. Keynes powiedział kiedyś do lorda Harroda, że straszna rzeczy by się wydarzyła, gdyby udział podatków przekroczył 20% produktu krajowego. Pod sztandarem Keynesa już dawno sie to stało.

Odpowiedz

marcinach

Brytyjski filozof B. Russell, podczas zimnej wojny, jako pacyfista i ze strachu przed nuklearną wojną, twierdził, że lepiej by komunizm zwyciężył niż być martwy. Nie rozumiał, że sowiecki komunizm to śmierć na raty. Orwell widział okropności kapitalizmu kolesiów, dlatego myślał, że tylko jakaś forma socjalizmu będzie rozwiązaniem. Pesymizm się tylko powiększał. Warto jego czytać tylko, aby zrozmieć ducha czasów w jakich żył. I to czego się obawiał. Oczywiście, że wiele rzeczy przyszło i jest praktykowane na Zachodzie. Np. nowomowa, którą my znamy jako polityczną poprawność. Jak mawiał pewnien wielbiciel Zeusa: "historia lubi się powtarzać, ale jako farsa". Język stalinistów niby odszedł, ale powrócił w wersji soft tyle, że z innej strony (od dawnych marksistów z Frankfurtu).

Odpowiedz

remik

prosze sobie zwrocic uwage na ten artykul i wykres zalaczony do nie go. niech sobie pan doktor poklika i zobaczy jakie podatki na przestrzenia ostatnich 100 lat placili amerykanie w zaleznosci od dochodow. Nigdzie w artykule nie wspomina pan doktor kwesti wysokosci podatkow... prosze zwrocic uwage... ze nierownosc w dochodach nie koniecznie swiadczy o uborzeniu najbiedniejszych.... co moze byc blednie postrzegane.... nierownosc moze tez oznaczac nieproporcjonalne bogacenie sie klasy najbogatszej... ale mozna elaborat sklecic jak sie chce i przemycic farmazon o zlocie i jego uzdrawiajacym wplywie na "wyrownywanie dochodow"http://qz.com/74271/income-tax-rates-since-1913/

Odpowiedz

Mateusz Machaj

Ale patrzymy na efektywne stawki podatkowe, a nie na nominalne stawki podatkowe, prawda? Do 1981 efektywna stawka podatkowa dla najbogatszych rosła, a nierówności zaczęły rosnąć wcześniej jak pokazuje A. Sieroń.

Odpowiedz

Leon Orlikowski

W związku z tekstem Sebastiana Stodolaka:"Gaśnie gwiazda Piketty'ego (Dziennik Gazeta Prawna, 26-28sierpnia 2916) Informuję, już w ub. roku wykazałem, że tzw prawo Piketty'ego jest laicką bzdurą! Oto fragment z tekstu: "Rafał Woś versus Witold Gadomski": Ponieważ Piketty sformułował swoje "fundamentalne prawo kapitalizmu"; s>r intuicyjnie a nie w sposób analitycznie zdefiniowany oraz zweryfikowany, zróbmy to za niego:
Stopa oszczędności s = S/Y, gdzie S - wartość oszczędności, Y - wartość dochodu.
Stopa/tempo wzrostu dochodu g = dY/Y, gdzie dY - przyrost dochodu, Y - jak wyżej.
Po dokonaniu odpowiednich podstawień do intuicyjnej formuły Piketty'ego otrzymamy następujące wyrażenie:
S/Y > dY/Y.
oraz po odpowiednim przekształceniu tego wyrażenia formuła Piketty'ego przybiera ostateczną postać: S>dY i S:dY>1, S:dY to po prostu kapitałochłonność przyrostu dochodu. Wskaźnik ten wzrasta, gdy podnosi się stopa wzrostu dochodu!
Z ostatniego wyrażenia wynika, że intuicyjna formuła Piketty'ego nie reprezentuje długoterminowego stosunku kapitału do dochodu, a wartość ogólnych oszczędności realizowanych ze strumienia bieżącego dochodu do przyrostu tego strumienia dochodu. Z kontekstu we fragmencie tekstu, w którym eksponowana jest formuła, wynika, że Piketty utożsamia, zrównuje oszczędności realizowane z krajowych dochodów z wartością zrealizowanych w tym kraju inwestycji. Gdyby tak było, to formuła Piketty'ego faktycznie określałaby krańcową kapitałochłonność dochodu, a nie długoterminowy stosunek kapitału do dochodu, jak twierdzi Piketty. W realnej gospodarce wartość krajowych oszczędności rzadko pokrywa się z wartością krajowych inwestycji. Z reguły w krajach rozwiniętych wartość dokonywanych oszczędności z bieżących dochodów jest większa od wartości realizowanych inwestycji w tych krajach. Powstające w ten sposób nadwyżki kapitałów są eksportowane do krajów o gospodarkach wschodzących. Właśnie dzięki temu eksportowi kapitałów z krajów bogatych do biednych, te ostatnie coraz szybciej doganiają te bogate.Ekonomiści ze szkoły austriackiej mają w pełni rację, że Piketty nie rozumie, o czym pisze, bo po prostu nie rozumie pojęcia kapitału. Taki błąd Może przytrafić się tylko dyletantowi, a nie rzetelnemu badaczowi, który rzekomo za swą książkę "Kapitał w XXI wieku" pretenduje do Nagrody Nobla?! LO

Odpowiedz

Leon Orlikowski

Errata:: w wierszu 6 komentarza powinno być: g = dY/Y, a nie g = dY. Przepraszam za przeoczenie. LO

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.