KRS: 0000174572
Powrót
Historia gospodarcza

McCloskey: Liczby mówią jednak za siebie – rozdz. 11. książki „Burżuazyjna godność”

0
Deirdre McCloskey
Przeczytanie zajmie 16 min
IM_BURZUAZYJNA_GODNOSC_OKLADKA_06-2.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Deirdre McCloskey
Tłumaczenie: Jan Lewiński
Wersja PDF

Zachęcamy do nabycia książki Burżuazyjna godność.

liczby

Nicholas Crafts i C. Knick Harley, broniąc z jednej strony tezy o bardzo stopniowym wyłanianiu się zaczątków rewolucji przemysłowej, a z drugiej o wąskich (do końca XIX wieku) ramach przemysłowych jej innowacji, podważają istnienie osnowy, która zdaniem innych badaczy jest widoczna[1]. Dwaj Nickowie[2], jak nazywamy ich z całą sympatią, uważają, że duże zmiany zaczęły zachodzić po 1820, a zwłaszcza po 1848 roku[3]. Do tego Nickowie przywiązują większą wagę do roli nauki, niż skłonni byliby historycy gospodarczy tacy jak Maxine Berg, Pat Hudson, Peter Temin, Richard Sullivan i ja, uważający, że przez długi czas innowacje wychodziły głównie z warsztatów, a nie z laboratoriów, i wezbrały wielką falą niedostatecznie dobrze wychwytywanych przez ostrożne miary dochodu narodowego nowych produktów (a nie lepiej przez takie miary uwidacznianych nowych procesów naukowych). Historyk gospodarczy Peter Mathias wykazał, że w XVIII wieku w dużych branżach przemysłu, w tym w piwowarskiej, dokonały się przełomy, których nie odnotowała konwencjonalna historiografia, skupiona, jego zdaniem, na badaniu bawełny i żelaza[4].

Ujmując to inaczej: my, optymiści, twierdzimy, że można dostrzec w XVIII wieku zachodzącą szerokim frontem zmianę produktywności, mierzoną przykładowo cenami nakładów i produktów w kilkudziesięciu branżach albo zgłoszeniami patentowymi dotyczącymi zupełnie nowych produktów (choć przyznamy, że badania źródeł podstawowych, potrzebne do uzyskania całkowitej pewności obliczeń, nie są dostatecznie szerokie), albo, zewsząd, świadectwami powieści, spektakli i listów mówiących o lepszych drogach, agrokulturze czy tętniących życiem dzielnicach przemysłowych wytwarzających piwo, zastawę kuchenną, zabawki i zegarki (choć przyznamy, że badania źródeł podstawowych i w tym wypadku nie są dostatecznie szerokie). To by oznaczało przyspieszenie wzrostu o kilkadziesiąt lat wcześniejsze[5]. My, optymiści, uważamy, że sporo uzasadnia pogląd, iż broniona przez Dwóch Nicków powolność rewolucji przemysłowej pozostaje w sprzeczności z dość dobrze udokumentowanym postępem, który dokonywał się w rozlicznych gałęziach brytyjskiego przemysłu w klasycznym okresie lat 1760–1860. Nawet tak romantyczny, konserwatywny i pesymistyczny obserwator jak Samuel Taylor Coleridge w przygnębiającym 1817 roku mógł — obok opisu strat spowodowanych przez wyraźnie rysujący się wówczas cykl koniunkturalny — napisać: „Nie zbywam faktu, że potęga i doczesny dobrobyt narodu rosły w ciągu [ostatnich sześćdziesięciu lat], z siłą przyspieszoną ponad osiągnięcia wszelkich innych krajów o tym samym stosunku liczby ludności do obszaru płodnej ziemi; a być może nawet i skutkiem tegoż systemu. Ułatwiwszy przedsiębiorcze działania, musiał ów system pobudzić do działania cały szereg przedsiębiorczych i najrozmaiciej utalentowanych osób, które w przeciwnym razie pogrążyłyby się w bezczynności”[6]. Nickowie, wbrew badaniom przemysłu, twierdzą, że z wyjątkiem kilku rozwijających się sektorów produktywność była znikoma. Dlatego agregaty statystyczne, którymi posługują się Dwaj Nickowie, muszą być zaniżone, skoro zakładają niewiarygodnie niski (znikomy) wzrost produktywności w branżach wytwarzających szkło, chemikalia, obuwie, mosiądz, zabawki, instrumenty i inne wyroby liczone jako pozostałe.

Ale spokojnie: to tylko niewielkie różnice w rozłożeniu akcentów. My wszyscy — optymiści i względni pesymiści — zgadzamy się, że w pewnych partiach Wielkiej Brytanii około 1820 roku, plus minus czterdzieści lat, zaszło coś niewiarygodnie dziwnego, co wzbogaciło i zmieniło nasz świat. Dla większości (jeśli nie dla wszystkich) celów naukowych osadzenie radykalnej zmiany w okresie między 1780 a 1860 rokiem jest wystarczająco dokładne, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę zdumiewającą skalę wzbogacenia, które miało wkrótce nadejść. Uznajmy, że do 1860 roku na pewno znacznie liczniejszy wówczas naród stał się per capita bogatszy, a jego zdolność do utrzymania innowacyjności wzrosła bardziej niż kiedykolwiek. Wielka Brytania wkroczyła w okres szesnastokrotnego wzrostu — stukrotnego według miary kompleksowej.

Angus Maddison, który użył ostrożnych obliczeń Craftsa i Harleya (i orientacyjnie wliczył drobne opóźnienie w przypadku Irlandii, wówczas części Wielkiej Brytanii) dla okresu przed 1855 rokiem (dla okresu po tym roku dochód narodowy został dokładniej oszacowany przez Charlesa Feinsteina) podaje dane o dochodach przypadających na mieszkańca Wielkiej Brytanii, mierzone w „międzynarodowych dolarach Geary’ego-Khamisa z 1990 roku” (tabela 1).

 

Tabela 1. Według ostrożnej miary poprawa w Wielkiej Brytanii nastąpiła w okolicach 1800 roku, a później przyspieszyła

Realny roczny PKB na osobę w dolarach z 1990 roku Roczna stopa wzrostu względem poprzedniego okresu Populacja (w milionach)
1600 974$ 6,2
1700 1 250 0,25 8,6
1820 1 706 0,26 21,2
1850 2 330 1,0 27,2
1870 3 190 1,5 31,4
1913 4 927 1,0 45,6
2001 20 127 1,6 59,7

Źródło: Realny PKB na osobę w: Maddison 2006, s. 437, 439, 443; dane o populacji: s. 413, 415, 419. Stopy wzrostu podano jako składane rocznie.

 

Kiedy to się zaczęło? Pytanie ma sens, jeśli przyjmiemy dokładność wieków zamiast dekad. Inne wyjaśnienia pojawią się, jeśli zmiana sięga już wczesnego średniowiecza, a inne, jeśli zaczęła się tak naprawdę dopiero po 1860 roku. Proponowano różne symptomatyczne daty: 1 stycznia 1760 roku, kiedy to firma Carron Ironworks uruchomiła piece w Stirlingshire, pięciomiesięczny okres w 1769 roku, kiedy to Watt opatentował wydzieloną komorę skraplania w swoim silniku parowym, a Arkwright ramę wodną służącą do przędzenia bawełny, albo pamiętny dzień 9 marca 1776 roku, gdy Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Adama Smitha położyły podwalinę retoryczną pod całą tę epokę. Ale są i tacy, którzy szukają jeszcze wcześniej. Czasami wydaje się, że każdy historyk gospodarczy ma swoją ulubioną datę i pasującą do niej opowieść. Eleanora Carus-Wilson mówiła o „rewolucji przemysłowej XIII wieku”. Odkryła, że folusz (czyli maszyna do zagęszczania struktury włókien wełnianych) był „wynikiem odkryć naukowych i zmian technik”, zwłaszcza opanowania napędu wodnego, i „z konieczności musiał przeobrazić średniowieczną Anglię”, depcząc wiodące przedtem w wyrobie tkanin ośrodki miejskie[7]. Patrzący na to zagadnienie z perspektywy 1907 roku amerykański historyk Henry Adams mógł dostrzec „przejście z jedności w wielość między 1200 a 1900 rokiem, […] postępujące nieprzerwanie i błyskawicznie przyspieszające”[8]. Historycy gospodarczy Eric Jones i Angus Maddison wraz z ekonomistą Deepakiem Lalem przyjęli dla europejskiej wyjątkowości podobnie szeroki horyzont czasowy[9]. W 1888 roku Walt Whitman stwierdził, że „ferment i budzenie się do życia nawet dzisiejszych Stanów Zjednoczonych […] sięga czasów elżbietańskich”, dając w swoim poemacie prozą wyraz ciągłości historii: „W rzeczy samej, gdy zagłębimy się w źródła rozwoju czy nadejścia jakiegokolwiek zjawiska, czyż nie będą sięgać one daleko, daleko w przeszłość, aż do zupełnej zatraty — może najbardziej dręczących nas tropów — w zamierzchłych odmętach prehistorii”[10]. Jednak wciąż wedle najszerszego konsensusu początek tego — czymkolwiek by to było — co doprowadziło do szesnastokrotnego wzbogacenia, przypada na koniec XVIII wieku. Taka nagłość i niedawność lepiej pasują do znanej nam historii. Choć Maddison sądzi, że Europa ruszyła do przodu już w 1820 roku, w czym wyprzedziła inne kraje, to jednak zwraca uwagę, że zanim to nastąpiło, wzrost dochodów per capita w Europie był skromny, a od tego momentu zaczął być bardzo szybki. Na nasze potrzeby taka chronologia w zupełności wystarczy.

Gdyby zalążek nowoczesnego wzrostu gospodarczego napędzał sam siebie, wówczas mógłby go uruchomić zwyczajny przypadek, w rzeczy samej daleko, daleko w przeszłość, aż do zupełnej zatraty. Mokyr wskazuje tę pułapkę w tworzeniu opowieści: przeczesywanie wszystkich możliwych nasion, z których mogło wyrosnąć wspaniałe drzewo rewolucji przemysłowej, „przypomina badanie historii żydowskich odstępców między 50 rokiem p.n.e. a 50 rokiem n.e. Dostrzegamy w tym okresie zaszczepienie czegoś, co początkowo jawiło się jako nieważne, a nawet dziwaczne”, jednak czego „przeznaczeniem było zmienić życie każdego mężczyzny i kobiety na Zachodzie[11]. A przecież można zachodzić w głowę — ten motyw będzie tu powracał na rozmaite sposoby jeszcze wiele razy — dlaczego w takim razie nie zdarzyło się to wcześniej. „Czuła zależność od warunków początkowych” to termin techniczny, obecny w niektórych modelach „nieliniowych”, będących częścią tak zwanej teorii chaosu. Ale w takim razie najbardziej dręczące nas poszlaki nikną, sprawiając, że opowieść staje się niemożliwa do opowiedzenia[12]. Może być tak, że świat rzeczywiście jest dynamiczny nieliniowo, jak uważa Basil Moore. W takim jednak razie musimy zarzucić pomysł opowiadania o jego przyczynach, skoro będą to tylko zgubione gdzieś na drodze gwoździe z podków i efekty motyla zbyt drobne, by były dostrzegalne. To te same powody, które sprawiają, że nie da się stawiać długookresowych prognoz pogody: „Obecne przewidywania są użyteczne przez około pięć dni”, pisze wybitny badacz tematu, „ale nie jest możliwe teoretycznie przedłużenie tego okresu o więcej niż dwa tygodnie wprzód”[13]. „Teoretycznie” nie jest to możliwe, bo mechanika płynów, transport promieniowania, fotochemia, oddziaływania między powietrzem a zbiornikami wodnymi i tym podobne aspekty sprawy „są silnie nieliniowe i mocno ze sobą sprzężone”. Machnięcie przez motyla w Mongolii skrzydłami, jak powiedział twórca takich rozważań Edward N. Lorenz, może w trzy tygodnie później sprowadzić na Kubę huragan.

Tak czy owak, na początku uprzemysłowienie ruszyło naprzód bez większego pośpiechu. Wielka Brytania w połowie XIX wieku nie była żadną wielką fabryką. W 1851 roku liczba osób zatrudnionych w będącym wtedy forpocztą innowacji przemyśle włókienniczym była o wiele mniejsza niż w rolnictwie i nieco mniejsza niż w „służbie domowej i osobistej”, gdzie nic znaczącego nie zmieniło się dzięki nowym technologiom — przy czym w rolnictwie takie zmiany były już u progu[14]. Historyk gospodarczy John Clapham wysunął tę tezę w 1926 roku, zauważywszy, że w 1831 roku „reprezentatywny Anglik […] nie był jeszcze […] ani człowiekiem uzależnionym od żelaznych trybów nowego industrializmu, ani nawet pracownikiem dużego przedsiębiorstwa”[15]. Jeszcze pod koniec 1851 roku, wskazywał, połowa gospodarstw domowych znajdowała się w dzielnicach „wiejskich” i tylko w niektórych mieściły się fabryki lub szyby węglowe. „To, w którym momencie” XIX wieku, konkludował, „typowy pracownik zaczął wykonywać zadania, które zdumiałyby pokolenia wcześniejsze, jest kwestią do dyskusji. Można wskazać, że chwili tej należałoby szukać raczej gdzieś dawno w początkach stulecia”[16]. To, że liczba służby domowej była bardzo wysoka, zdaje się tę tezę potwierdzać, jednak nawet w brytyjskim sektorze wytwórczym wspomniane zdumiewające zadania rozpowszechniły się dopiero pod koniec XIX wieku. Maxine Berg i Patricia Hudson zauważają, że pewne technologicznie ospałe sektory (choćby budownictwo lub tkactwo przed wynalezieniem maszyny do szycia czy wręcz cały sektor usług) ogromnie się rozwijały i zatrudniały więcej osób, a pewne technologicznie progresywne sektory stały pod tym względem niemal w miejscu (przemysł celulozowo-papierniczy do czasu zniesienia opłat stemplowych). W części gałęzi przemysłu, gdzie działały jednostki organizacyjne o dużej skali, nie podjęto wysiłków, aby zmienić techniki tam wykorzystywane (np. stocznie okrętowe na początku omawianego okresu). W części gałęzi małe przedsiębiorstwa stały się genialnymi innowatorami (jak w branży metalowej, gdzie Wielka Brytania przodowała w wykorzystaniu węgla do wytopu metali i szkła oraz w młotkowaniu metali)[17]. Gargantuiczne młyny używane w najbardziej znanych sektorach aż do połowy XIX wieku nie dostąpiły nawet dwukrotnego wzrostu, bez porównania do zbliżającego się szesnastokrotnego. Od 1870 do 1907 roku („raczej gdzieś dawno w początkach stulecia”) w Wielkiej Brytanii nastąpił dziesięciokrotny wzrost tam, gdzie korzystano z napędu parowego, długo po tym, jak szatańskich młynów mrok[18] po raz pierwszy wkroczył do wyobraźni Brytyjczyków[19].

Powszechnie wiadomo, że w latach 1780–1860 zmiana produktywności w przemyśle włókienniczym zachodziła szybko. Tak jest do dziś. Tkaniny bawełniane, które w 1700 roku były luksusem, w połowie XIX wieku stały się materiałem najpopularniejszym i najtańszym. Dlatego znalazły nowe zastosowania. W niewielkim stopniu to samo dotyczyło po 1982 roku produkcji jedwabiu „piaskowanego”. I tak dla każdej tkaniny. Włókna syntetyczne, takie jak te pierwsze, wiskozowe lub, będące kolejnym przełomem, nylonowe, były kiedyś dość drogie. Teraz w swojej szafie ściennej znajdziesz całą gamę odzieży wykonanej z wszelkiego rodzaju tanich włókien będących pochodnymi ropy naftowej. A będzie to obszerna szafa ścienna: te w domach zbudowanych w XIX wieku były nieduże lub nie było ich wcale, a niewielkie stosiki ubrań musiały mieścić się w szafach wolnostojących.

Zmianę produktywności najlepiej odzwierciedlają ceny wytwarzanych dóbr. Ceny pozwalają na dokonanie prostego (choć nazbyt rzadko używanego) pomiaru zmian produktywności w okresach, gdy niedostępne były współczesne cudeńka w postaci statystyk agregatów takich jak „zasób kapitału” i innych. Kawałek tkaniny bawełnianej, który w latach siedemdziesiątych XVIII wieku kosztował siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt szylingów (dwumiesięczne wynagrodzenie robotnika), w latach pięćdziesiątych XIX wieku wyceniano na około pięć szylingów (kilka dni pracy), a dziś można nań zarobić w kilka minut. Za niewielką część spadku cen gotowych tkanin bawełnianych odpowiada spadek cen surowej bawełny — powiedzmy, po wprowadzeniu do użytku odziarniarki (usprawnionej w 1793 roku z wykorzystaniem wielu wcześniejszych modeli maszyn), a zwłaszcza po czterokrotnym wzroście plonów bawełny uzyskanym dzięki eksperymentom hodowlanym w Ameryce Południowej, który przyniósł tam poszerzenie areału jej upraw[20]. Zarazem ceny innych czynników produkcji bawełny wzrosły. Przykładowo w 1860 roku płace pieniężne pracowników tej branży były zdecydowanie wyższe niż w 1780 roku. W takim razie dlaczego ceny wytwarzanych tkanin spadły? Wynika to z ogromnego usprawnienia organizacji i maszyn w tym sektorze w latach 1780–1860 (i równie ogromnego w późniejszym czasie).

To typowy przypadek mówiący o wiele więcej o odchyleniu od średniej wydajności, niż na pierwszy rzut oka moglibyśmy sądzić, że da się dowiedzieć. Obliczenia pokazują choćby to, że zmiana produktywności w branży bawełniarskiej zmniejszyła się na samym początku XIX wieku, ponieważ krosno mechaniczne, które pojawiło się późno, było najwyraźniej mniej ważne niż maszynowe zgrzeblenie surowej wełny i maszynowe przędzenie. To także dowód jednego z podstawowych odkryć historyków gospodarczych, że wynalazek to nie to samo co innowacja[21]. Epoka bohaterskiej wynalazczości w branży tkanin bawełnianych — samo opracowanie pierwszych wersji makrowynalazków — skończyła się z końcem lat siedemdziesiątych XIX wieku, kiedy to sukcesy odnosili Hargreaves, Arkwright, Kay, Crompton i Cartwright. Mimo to ich wynalazki z czasem miarowo usprawniano. To typowy motyw: wynalazek to tylko pierwszy krok na dłuższej drodze. To samo tyczy się na przykład kolei, gdzie aż do XX wieku usprawnienia były niewielkie, ale liczne, i jak w przypadku silników wysokoprężnych przynosiły duże spadki kosztów. Skład pięćdziesięciu wagonów nie był możliwy przed późnymi innowacjami hamulców hydraulicznych i zautomatyzowanych rozjazdów. Jeszcze później do obsługi pociągu stuwagonowego, który w 1920 roku zgodnie z „przepisami o pełnej załodze” musiał być obsadzony przez sześć osób z przedziałem służbowym (w lokomotywie Milwaukee Road z moim dziadkiem konduktorem), w końcu wystarczyły dwie osoby bez własnego przedziału. Realny koszt materiałów bawełnianych z końcem XVIII wieku spadł o połowę. A przecież do 1860 roku zmniejszył się o połowę jeszcze dwukrotnie. Potem jeszcze raz i jeszcze raz.

W żadnym innym sektorze w klasycznym okresie rewolucji przemysłowej nie odnotowano takiego postępu jak w przemyśle włókienniczym. Produktywność w przemyśle żelaznym rosła w tempie od jednej trzeciej do połowy mniejszym, co pokazuje, że produktywności nie należy mylić z produkcją. W Wielkiej Brytanii w latach 1780–1860 produkcja w tym sektorze wzrosła ogromnie — pięćdziesiąt sześć razy albo w tempie 5,5 procent rocznie[22]. („Niewielka stopa wzrostu”, jak może określasz liczbę taką jak 5,5 procent, to olbrzymi wzrost, o ile utrzyma się w długim okresie: 5,5 procent to z punktu widzenia miary historycznej eksplozja przemysłu — podwojenie co 72/5,5 = 13,2 lat; vide dochód realny per capita w Korei Południowej od 1953 roku). Rozwijający się przemysł brytyjski wyparł żelazo sprowadzane ze Szwecji i zmienił Wielką Brytanię w kuźnię świata. Rzecz w tym, że było to możliwe głównie dzięki znacznemu poszerzeniu zakresu stosowania nieco ulepszonej techniki (nazywanej pudlingowaniem), a nie w drodze spektakularnego i niepohamowanego spadku kosztów, jak to było w wypadku bawełny. Obliczenia wyglądają tak: W przemyśle żelaznym koszt nakładów (głównie węgla) w latach 1780–1860 zmienił się niewiele. W tym samym czasie cena dobra finalnego (kutego żelaza) spadła z 20 do 8 funtów za tonę — i to z całą pewnością była dobra rzecz. Pamiętajmy, że spadek kosztów realnych mierzy zmianę produktywności. Zatem produktywność dla kutego żelaza wzrosła około 2,5 raza, co zaiste jest godne podziwu. A przecież w tym samym okresie produktywność dla tkanin bawełnianych wzrosła 7,7 raza.

Inne branże przemysłu włókienniczego poszły w ślad za innowacjami branży bawełniarskiej, co znacznie obniżyło ceny produktów, choć zazwyczaj wolniej niż w przypadku bawełny: w porównaniu do zmiany produktywności w branży bawełniarskiej na poziomie 2,6 procent rocznej w przypadku wełny czesankowej (materiał wełniany tkany płasko z cienkiej przędzy i bez podniesionego włosa) było to 1,8 procent, a dla wełny zgrzeblonej 0,9 procent[23]. Przy czym w żegludze transportowej przybrzeżnej i morskiej zmiany produktywności były niemal równie olbrzymie jak w przypadku bawełny (około 2,3 procent rocznie wobec 2,6 procent dla bawełny). Liczby te uzyskano dzięki szacunkom Douglassa Northa dotyczącym żeglugi transatlantyckiej dla tego okresu; coroczny wzrost w latach 1814–1860 wyniósł tam 3,3 procent[24]. I tutaj efekty „niewielkich” stóp wzrostu są ogromne ze względu na ich kumulowanie się: stawki frachtowe i opłaty dla pasażerów spadły na łeb, na szyję ze wskaźnika równego po wojnach napoleońskich około 200 do 40 w latach pięćdziesiątych XIX wieku. Zmiana produktywności dla transportu kanałami wodnymi i kolejowego wyniosła około 1,3 procent[25]. Transport był więc jedną z tych części gospodarki, gdzie nastąpił największy postęp.

Jednak w wielu innych sektorach, jak choćby, o czym się już przekonaliśmy, w żelaznym, zmiana produktywności do końca XIX wieku była powolniejsza. Niegdyś uznawano, że zmiana produktywności w rolnictwie podczas rewolucji przemysłowej była jeszcze mniejsza, ciągnąc w dół średnią dla całej gospodarki. Dwaj Nickowie, posiłkując się badaniami nadzwyczaj pomysłowego Gregory’ego Clarka i innych historyków rolnictwa, uważają tymczasem, że sektor radził sobie całkiem dobrze, przy zmianie produktywności w okolicach 0,7 procent rocznie[26]. W każdym razie, jeśli traktować cały okres zbiorczo, w latach 1780–1860 rolnictwo nadal wytwarzało niemal jedną trzecią dochodu narodowego i odgrywało ważną rolę, a zmiana produktywności była tam wolniejsza niż w takich wiodących gałęziach przemysłu jak produkcja bawełny i wełny czesankowej, a także transport kanałami wodnymi i kolejowy. Zmiana produktywności nie przestawała podlegać silnym wahaniom, a kolejne sektory wysuwały się na prowadzenie wraz z popadaniem innych w rutynę ustalonych technik, jak wtedy, gdy komputery wyprzedziły przemysł chemiczny i produkcję energii elektrycznej. Przykładowo w XIX stuleciu samo rolnictwo czekała całkiem raptowna zmiana produktywności ze względu na nadejście czasów żniwiarki i ciągnika parowego. Zapewne jeszcze ważniejszy okazał się dobór hodowlany zwierząt i roślin — tym bardziej w dwudziestowiecznej erze inżynierii genetycznej[27]. Ale od 1780 do 1860 roku przemysł włókienniczy i transport były na prowadzeniu. Brawo dla odważnych Brytyjczyków.

 

[1] Berg 1985; McCloskey 1994b; Berg i Hudson 1994; Temin 1997; Temin 2000.

[2] * Ang. Two Nicks — nieprzetłumaczalna gra słów polegająca na współwystępowaniu dwóch znaczeń ostatniego słowa. Słowo „Nick” to zdrobnienie imienia Nicholas, a „nick” to skrót słowa „nickname”, tj. „przezwisko” (przyp. JL).

[3] Harley 1993; Crafts i Harley 1992; Crafts i Harley 2004. W tym ich poglądy zbiegają się z tymi niepopularnymi, hołubionymi przez Rondo Camerona.

[4] Mathias 1953, s. 209; Mathias 1959.

[5] Przeciwne stanowisko — stylem bliskie temu wyrażonemu przez Dwóch Nicków — zgodnie z którym „motorem wzrostu produkcji przed 1800 rokiem była w dużej mierze «rewolucja znojna»” (by zaczerpnąć ze słownictwa Jana de Vriesa) w: Broadberry 2003, s. 253.

[6] Coleridge 1817, s. 235.

[7] Carus-Wilson 1941, s. 41.

[8] Adams 1907 (1918), s. 498.

[9] Jones 1981; Jones 1988; Maddison 2001 (2006), s. 47–48; Lal 1998; Lal 2006, rozdz. 6.

[10] Whitman 1888, s. 300, przyp. W swojej historii najnowszej Stanów Zjednoczonych Walter McDougall snuje opowieść podobnie elżbietańską (McDougall 2004, s. 16, 22).

[11] Mokyr 1985, s. 44.

[12] McCloskey 1991a.

[13] Boyd 2008, s. 16. Właśnie ze względu na wspomnianą tu granicę dwóch tygodni dalej określam ramy czasowe „efektu motyla” jako „trzy tygodnie”.

[14] Mitchell i Deane 1962, s. 60. Marks wykorzystał spis ludności z 1861 roku, aby przeprowadzić podobne obliczenia w celu wsparcia swojej tezy, że maszyny wyrugowały pracowników (Marks 1867, s. 488).

[15] Clapham 1926, s. 67.

[16] Clapham 1926, s. 74. Por. Pollard 1981a, s. 24–25.

[17] Berg 1985; Hudson 1986; Hudson 1989; Hudson 1992.

[18] * Nawiązanie do wiersza Jerusalem Williama Blake’a (tłum. Jerzy Pietrkiewicz) (przyp. JL).

[19] Musson 1978, s. 8, 61, 167–168. Nawiasem mówiąc, choć sama sięgam tu po zwyczajowe i często stosowane utożsamienie ewokowanego przez Blake’a obrazu z młynami służącymi do obróbki bawełny, to jest to utożsamienie wątpliwe. Blake, pisząc o „młynie”, miał zapewne na myśli monotonne i utylitarne mielenie zboża.

[20] Olmstead i Rhode 2008a; Olmstead i Rhode 2008b.

[21] Por. Chapman i Butt 1988.

[22] Davies i Pollard 1988.

[23] McCloskey 1981, s. 114.

[24] North 1968.

[25] Hawke 1970.

[26] Harley 1993, s. 200, tab. 3.6.

[27] Olmstead i Rhode 2008a; Olmstead i Rhode 2008b.

Kategorie
Historia gospodarcza Teksty

Czytaj również

Matthews_Czy monarchie sprzyjają rozwojowi gospodarczemu

Historia polityki

Matthews: Czy monarchie sprzyjają rozwojowi gospodarczemu?

Sugerowanie, że monarchie mają lepszą od republik demokratycznych charakterystykę nie oznacza, że powinniśmy powrócić do dawnych ustrojów politycznych.

Hart_Charles Dunoyer (1786-1862)

Historia myśli ekonomicznej

Hart: Charles Dunoyer (1786-1862)

Jako profesor ekonomii politycznej Dunoyer był autorem licznych prac na temat polityki, ekonomii i historii.

Hazlitt_Lenin_mial_racje

Historia gospodarcza

Hazlitt: Lenin miał rację

Podobno Lenin stwierdził, że najlepszym sposobem na zniszczenie systemu kapitalistycznego jest zepsucie waluty...

White_Co_powinienes_wiedziec_o_historii_wolnej_bankowosci

Wolna bankowość

White: Co trzeba wiedzieć o historii wolnej bankowości?

Podobnie jak w przypadku innych towarów i usług, konkurencja zapewniła społeczeństwu lepsze produkty w korzystniejszych cenach.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.